ZYCIE

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1960.01/06 R.28 Nr1/2

Czas czytania: ok. 11 min.

KULTURALNE

NORBERT KARASKIEWICZ

FILHARMONIA POZNAŃSKA W SEZONIE KONCERTOWYM 1958-1959 R.

Miniony sezon koncertowy przypominał w niejednym wypadku pierwsze lata działalności Filharmonii Poznańskiej. Wróciła dawna aktywność ideowoartystyczna, charakterystyczne dla ostatniego okresu samouwielbienie zastąpił samokrytycyzm. Bezpośrednią przyczyną tych zmian było przejęcie kierownictwa artystycznego przez młodego i ambitnego dyrygenta: Jerzego Katlewicza. Niemal że każdy koncert wykazywał coraz większą precyzję wykonawczą, poprawie ulegało brzmienie orkiestry, bardziej wyrównane i różnicowane kolorystycznie, interpretacja stawała się przekonywająca i nie pozbawiona wyrazu. Znaczne ożywienie dało się również zaobserwować w dziedzinie doboru repertuaru, współpracy z dobrymi, a często wręcz znakomitymi dyrygentami, solistami i chórami. Programom pozbawionym inwencji, które obracały się w kręgu tych samych utworów, przeciwstawiono repertuar nowy, wyważony według rozsądnych i odpowiadających prawidłowemu rozwojowi kultury muzycznej proporcji. Przeważała klasyka i umiarkowana współczesność, której technika i środki wyrazu przyjęły się w muzyce europejskiej od kilkudziesięciu lat. Jeśli więc Strauss, Szymanowski i Honegger grani byli w Poznaniu już przed wojną, nikogo, kto bez wyraźnego uprzedzenia stara się poznać klasyczną już literaturę XX w., nie mogły dźwiękowo szokować pochodzące z 1931 r. Offrandes oubliees Messiaena, jeszcze wcześniejsze 4 Pieśni na sopran i orkiestrą Weberna (śpiewała Zofia Stachurska), wykonana przez Harasiewicza III Sonata Prokofiewa czy III Koncert fortepianowy Bartoka, bardzo dobrze grany przez węgierskiego pianistę Gebor Gabosa. Nawet dodekafonia stosowana w utworach świeżo napisanych, jak VII Symfonia Paradowskiego czy Kwartet smyczkowy Bairda działały siłą autentycznego przeżycia, dzięki powiązaniu nowej, stosowanej dopiero od trzydziestu lat techniki z własnym, nasyconym emocjonalnością wyrazem. Obydwa utwory wyraźnie też przeciwstawiały się eklektycznej i pozbawionej oryginalności, a przecież omal że współcześnie napisanej Symfonii antarktycznej Williamsa. Wprowadzenie do każdego programu jednej pozycji współczesnej wpłynęło nie tylko na ożywienie repertuarowe. Odpowiadało ono postulatom wysuwanym od szeregu lat przez kompozytorów i wybitnych muzyków, którzy doma

10*

Norbert Karaśkiewiczgają się równouprawnienia dla twórczości XX w. Bo sztuka nie może rOZWIJac się w izolacji od aktualnych przemian, rezygnować z wpływu na kształtowanie się psychiki współczesnego człowieka. N owe treści szukają dla siebie nowych środków wyrazu, a jednocześnie szerokich terenów kulturalnej ekspansji. Celom tym służą między innymi filharmonie, które powinny wprowadzać najwyższe kryteria porównawcze w postaci arcydzieł literatury światowej, a jednocześnie propagować rzeczywiste osiągnięcia twórczości rodzimej. Obok szeregu wymienionych utworów mieliśmy więc takie pozycJe z literatury obcej, jak: Petruszka Strawińskiego, Symfonia liturgiczna Honeggera, Męczeństwo św. Sebastiana i Kwartet smyczkowy Debussy'ego, Rapsodia hiszpańska, II Suita Z baletu "Dafnis i Chloe" oraz Gaspard de la Nuit Ravela, III Symfonia i Suita en Pa Roussela, II Koncert fortepianowy Milhauda (Zofia Szmydówna), Koncert na dwa fortepiany Poulenca i Ballada szkocka Brittena w świetnym wykonaniu duetu fortepianowego: Baster - Dolny, 7 fragmentów Z VI zeszYtu Mikrokosmosu Bartoka (Juliusz Katchen), I Symfonia Szostakowicza, / Koncert Prokofiewa (Irena Sijałowa) i VII Sonata Prokofiewa oraz Carmina burana Orffa. Z polskich kompozycji, takich jak: Koncert fortepianowy Zbigniewa Szymonowicza w wykonaniu autora, Koncert romantyczny na fortepian i orkiestrę Kazimierza Serockiego (Tadeusz Żmudziński), Uwertura Zdzisława Szostaka i Passacaglia Romana Palestra, największe wrażenie wywarł Nokturn Andrzeja Panufnika i Etiudy symfoniczne Artura Malawskiego. Sezon 1958/59 r. przyniósł również duży sukces kompozytorom poznańskim: Bolesławowi Poradowskiemu, którego VII Symfonię w znakomitej interpretacji Bohdana Wodiczko omawiałem już poprzednio, oraz uczniowi Poradowskiego, potrójnemu dyplomantowi (fortepian - klasa prof. Wacława Lewandowskiego i dyrygentura - klasa prof. Bohdana Wodiczko) - Bogusławowi Madeyowi. Nazwisko Madeya wypłynęło po raz pierwszy w r. 1955, kiedy to na ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim zostało nagrodzone jego Scherzo fantastico. Od tego czasu młody kompozytor napisał szereg utworów fortepianowych i kameralnych, z czego najbardziej ambitny okazał się świeżo ukończony i wykonany na koncercie dyplomowym (8 IX 1958 r.) przez samego kompozytora: Koncert fortepianowy. Silnie rozwinięty zmysł nowatorski, doskonałe poczucie formy, swobodne stosowanie różnorodnych technik - oto najbardziej rzucające się cechy indywidualnego stylu kompozytora. Nie jest on jeszcze skrystalizowany, wyczuwa się w Koncercie poszukiwanie własnej drogi nie tylko w nawiązaniu do techniki, lecz również w dążeniu do odkrycia własnego wyrazu i typu emocji. Sztuka najbardziej nowatorska rozwija się w oparciu o bogate tradycje przeszłości. Nawet wówczas, kiedy jest protestem korzysta ona z ukształtowanej wiekami kultury myślenia, która odbiorcom umożliwia nie tylko emocjonalne, lecz również intelektualne wzruszenia, tak bardzo istotne dla sztuki współczesnej. Stąd potrzeba ciągłego odświeżania się w muzyce Bacha, Haendla, Haydna czy Mozarta, która jest wciąż jeszcze niedoścignionym wzorem idealnego poczucia kształtu artystycznego. Nieprzypadkowa była więc duża ilość utworów klasycznych i to przeważnie mniej grywanych na naszej estradzie, jak: Suita na smyczki Purcella, II Suita h-moll, Toccata i fuga C-dur oraz preludia i fugi d-moll i f-moll Bacha, Juda Machabeusz Haendla, Uwertura do opery Ifigenia w Au lidzie oraz Oifeusz

Norbert Karaśkiewiczi Eurydykę Glucka, symfonie: "Pożegnalna" i "Zegarowa' oratoria: Siedem słów Zbawiciela i Stworzenie świata, Kwartet G-dur, Sonata G-dur na flet i fortepian (Tomaszczuk i Żmijewski), Trio op. 100 na flet, skrzYpce i wiolonczelę oraz pieśni (Sonia Manthey) Haydna, symfonie: "Praska" i "Linzka' Sonata fortepianowa a-moll (KV 310) i Koncert skrzYpcowy A-dur Mozarta, dwa kwartety i Koncert skrzYpcowy Beethovena. Ten niepełny wykaz utworów klasycznych charakteryzuje słuszną politykę repertuarową Katlewicza: przeciwstawienie muzyce nowszej wartościowych pozycji literatury tradycyjnej. Przewaga klasyki stanie się jeszcze bardziej widoczna, jeśli uwzględnimy działalność Chóru Stuligrosza. J ej podsumowaniem był reprezentacyjny, przygotowany dla zagranicy program (24 X 1958 r.), będący przeglądem poprzez szkoły: polską, niderlandzką, francuską i rosyjską. Zasługą Chóru Stuligrosza jest jednak w pierwszym rzędzie odgrzebywanie z pyłu wielowiekowego zapomnienia i popularyzowanie muzyki polskiej okresu odrodzenia i baroku, przypomnienie, że twórczość ta poziomem technicznym i oryginalnością dorównywała największym współcześnie osiągnięciom europejskim. Miniony sezon zaznaczył się w pracy Chóru tym samym ożywieniem, z jakim spotkaliśmy się w zespole symfonicznym FP. Zamiast powtarzania się, repertuarowe odświeżenie, które przyniosło szereg prawykonań polskich mistrzów i świetny w pomyśle cykl: U progu Millenium. Dwa koncerty tego cyklu zawierały między innymi: Missa brevis Pękiela, fragmenty z Communiones totius anni Zieleńskiego, jak Domus mea, oraz wykonane przez Franciszka Skibińskiego na tle organów (Alfons Kamiński): Exiit senno inter fratres, Koncert Damiana Veni Consolator, na zespół śpiewających unisono sopranów, trąbkę (Julian Wittman) i organy, Antyfonę "Ave regina coelorum" Szarzyńskiego, i grane przez Poznańską Orkiestrę Kameralną: Canzon i Jarzębskiego oraz Canzona a due Mielczewskiego.

Repertuar polski nie kończy się jednak na muzyce współczesnej i dawnej.

Grany był również Szymanowski (Wariacje fortepianowe h-moll), Karłowicz (Epizod na maskaradzie), Melcer (I Koncert fortepianowy), N oskowski (Step), Moniuszko (Mi/da) i Chopin, którego Koncert fortepianowy f-moll wykonał Henryk Sztompka, a szereg pianistów poświęciło mu część programu recitalowego. Wciąż jeszcze liczni zwolennicy muzyki romantycznej mieli poza Chopinem kilkanaście pozycji Liszta (Koncert Es-dur, Fantazja węgierska i Sonata h-moll), symfonie: "Niedokończona" i "Tragiczna" Schuberta, Symfonia fantastyczna Berlioza, Symfonia "Szkocka" Mendelssohna, Etiudy symfoniczne Schumanna, koncerty skrzypcowe: Brahmsa (Eugenia Umińska), Czajkowskiego (Roza Fajn), i Dworzaka (Tibor Gasparek), Symfonię d-moll Francka i inne. Repertuarową innowacją było wprowadzenie wielkich form wokalno-instrumentalnych: kantat i oratoriów. L 'enfant prodigue Debussy'ego, Mi/da Moniuszki, Siedem słów Zbawiciela i Stworzenie świata Haydna, Juda Machabeusz Haendla, Cannina burana Orffa i Oifeusz i Eurydykę Glucka wypełniły poważny brak tego rodzaju literatury na naszej estradzie. Dotychczas nie powiodły się próby nowiązania przez Filharmonię stałej współpracy z poznańskimi chórami amatorskimi. Zespół Stuligrosza specjalizuje się w muzyce wokalnej acapella okresu odrodzenia i może jedynie dorywczo uzupełniać swój repertuar wielką kantatą czy oratorium. Dlatego pa

Norbert Karaśkiewiczlącym zagadnieniem staje się etatowy chór mieszany przy Filharmonii względnie subwencjonowanie jednego z naszych chórów amatorskich, którego poziom zagwarantowałby przygotowanie w odpowiednim terminie zaplanowanego na cały sezon repertuaru. Katlewicz, nie czekając na rozwiązanie tego problemu, współpracuje z chórami miejscowymi, a jednocześnie zaprasza zespoły wokalne z innych miast. Słuchaliśmy więc chóru "Moniuszko" w Mildzie, chóru PSSM w Symfonii antarktycznej, chórów: PŚSM i PWSM w Orfeuszu i Eurydykę oraz połączonych chórów amatorskich: męskiego - Arion, mieszanych - im. K. Kurpińskiego, Studium Nauczycielskiego Nr 2 ii. Paderewskiego (Żabikowo) w Stworzeniu świata. Gościnnie występowały: amatorski zespół współpracujący od lat z Filharmonią Śląską - Ogniwo, który wykonał partię chóralną z Judasza Machabeusza i zawodowy chór Filharmonii Krakowskiej z Carmina burana.

Obydwa zespoły wykazały się olbrzymią precyzją i kulturą wykonawczą. Katowickie Ogniwo posiada świetną, jak na zespół amatorski technikę, wyczucie stylu muzyki oratoryjnej i doskonałe, oparte na dobrej emisji brzmienie. O poziomie wykonawczym Machabeusza zadecydował również kwartet solistów z Kazimierzem Pustelakiem, Henrykiem Łukaszkiem, a przede wszystkim Stefanią Woytowicz i Krystyną Szczepańską, których instrumentalne prowadzenie frazy, drobna, niedostrzegalna wibracja, lekkość techniczna i subtelne niuanse dynamiczne tworzyły idealny wzór śpiewu oratoryjnego. Drobne niepewnościi niedociągnięcia intonacyjne w orkiestrze pokryła żywa pulsacja przebiegu muzycznego i zharmonizowane z całością brzmienie. Uenfant prodigue, Oifeusz i Eurydykę, Machabeusz, Stworzenie świata i Carmina burana wykazały, jak ważną rolę w uchwyceniu całości oratorium i nadaniu mu właściwego tempa posiada dyrygent, który pracuje stale z orkiestrą, a jednocześnie czuje muzykę wokalną. Pod tym względem przykładem bezbłędnym, gdzie jednoczyły się ze sobą wszystkie elementy, a więc chór, orkiestra i soliści były Carmina burana. Chór Filharmonii Krakowskiej jest znakomitością, przypomina sprawnie działający instrument, którego możliwości techniczne i brzmieniowe są nieograniczone. Dzięki Katlewiczowi wyjątkowa była też na koncercie współpraca chóru z orkiestrą. Carmina burana składają się z części, które kontrastują ze sobą stylem, nastrojem i charakterem. Ich połączenie w jednolitą i logicznie przeprowadzoną całość wymaga zdecydowanej koncepcji, którą dyrygent umiał narzucić całemu zespołowi. Wspólnemu założeniu podporządkowane były również partie solowe, potraktowane kameralnie, szczególnie w tak nastrojowych pieśniach jak Ego sum abas i Dies nox et omnia w świetnym wykonaniu Hiolskiego oraz In trutina i Dulcissime z ładnie poprowadzoną koloraturą Lidii Skowron. Jednym z największych na przestrzeni ostatnich lat osiągnięć artystycznych poznańskich chórów amatorskich było przygotowanie partii wokalnej z oratorium Stworzenie świata Haydna. Dotychczasowa praca nad jednostronnym i jakościowo nie najlepszym repertuarem nie mogła pozostać bez wpływu na usterki techniczne, niejasny rysunek polifonii i nie wyrównane między dobrymi basami i sopranami a słabymi tenorami i nie najlepszymi w emisji altami brzmienie. Całość wyprowadzona jednak była świetnie przez Katlewicza, miała dużo bezpośredniości i nastroju, na co nie bez wpływu pozostał współudział nie tyle solistów ile ensamblu kameralnego, jaki potrafili stworzyć: Lidia

Stefan Stuligrosz

Norbert Karaśkiewicz

Skowron, Kazimierz Pustelak i Adam Szybowski. I jeśli Mi/da, mimo wykonanej na poziomie przez chór Moniuszko partii chóralnej, była artystycznym fiaskiem, to trzeba to zaliczyć na karb źle dobranego zespołu solistów, których głosy różniły się jakością, barwą, odmiennym prowadzeniem frazy i dowolną dynamiką. Zamiast zespołu mieliśmy pojedynczych śpiewaków, których produkcja zyskałaby zapewne uznanie na scenie operowej. Przypomnę w tym miejscu Woytowicz jako Eurydykę i Szczepańską jako Orfeusza, ich bogactwo głosów i dramatyczną ekspresję przy równoczesnym zachowaniu czystości stylu oraz jednolitej, przemyślanej i kameralnie potraktowanej interpretacji. Mówi się powszechnie, że nie ma słabych orkiestr, są tylko źli dyrygenci.

Często sprawdzało się to na estradzie poznańskiej. Miniony sezon przyniósł i pod tym względem znaczną poprawę, koncertów słabych było niewiele. Katlewicz nie obawiał się konkurencji, kilkakrotnie zapraszał najlepszego dzisiaj dyrygenta polskiego - Bohdana Wodiczko, którego koncerty miały najwyższy poziom. Bardzo dobrze zaprodukował się również Henryk Czyż. Jednocześnie dopisali dyrygenci zagraniczni. N a podstawie dziwacznie zestawionego programu nie można było wyrobić sobie zdania o dyrygencie amerykańskim - George Byrdzie, ponadto że świetnie czuł frazę muzyczną. Mieliśmy jednak okazję gościć u siebie dyrygenta czeskiego o dużej kulturze i doświadczeniu - Wacława Smetaczka, który pozostawił po sobie wspomnienie doskonałego wykonania suity z okery Liska Chytruska Janaczka. Interesującym dyrygentem rumuńskim okazał się Mircea Basarab. Ponadto rewelacją była interpretacja Symfonii fantastycznej Włocha Carlo Zecchi.

Filharmonia pozyskała również na stałe II dyrygenta: Zdzisława Szostaka, o którego muzycznym talencie świadczy wykonana na jednym z pierwszych koncertów sezonu Uwertura. Jest muzykalny, wrażliwy, doskonale słyszy orkiestrę, panuje nad partyturą w akompaniamentach. Obserwacje poczynione jednak w czasie wykonań, między innymi II Symfonii Szostakowicza czy bardzo trudnej Symfonii tragicznej Schuberta, mówią o niedostatecznie zróżnicowanej technice, co utrudnia realizację koncepcji interpretacyjnej. Na wysoki poziom wykonawczy, jaki panował w ubiegłym sezonie na naszej estradzie, wskazują również nazwiska wykonawców. Największym powodzeniem cieszył się recital Witolda Małcuzynskiego, który zamienił się w pewnego rodzaju manifestację narodową, jako wyraz wdzięczności dla artysty, który osobistą interwencją w Kanadzie przyczynił się do odzyskania części skarbów wawelskich. Wielkim przeżyciem artystycznym był recital Swiatosława Richtera, który wykonał Sonatę a-moll (K. V. 310) Mozarta, Obrazki Z wystawy Musorgskiego i znakomitą Sonatę Nr 7 Prokofiewa. Niezapomniane wrażenie pozostawił po sobie również Bernard Ringeissen, który grał: Etiudy symfoniczne Schumanna, preludia i fugi: d-moll i f-moll Bacha, Gawotte varie Rameau, Petits moxulins ii vent Couperina i po mistrzowsku zinterpretowany Gaspard de la nuit Ravela. Pianistów charakteryzowała olbrzymia wrażliwość dźwiękowa, powściągliwość emocjonalna, wolna od patosu i naiwnych wzruszeń. O ile jednak refleksyjność Ringeissena działała wyłącznie na planie muzycznym, odkrywała tysiące znaczeń związanych z każdą frazą, dźwiękiem, załamaniem kadencji, podkreślała przejrzystość faktury i logikę konstrukcji dzieła, o tyle refleksyjność Richtera wprowadzała nas w jakiś zamknięty, pełen poetyckiego zamyślenia świat. Świetną interpretacją i ciekawym programem

wyróżniał się również recital organowy prof. Bronisława Rutkowskiego. Niespodziankę sprawił nam recital Adama Harasiewicza. 1 jeśli Wariacje h-moll Szymanowskiego i Chopina wymagały jeszcze muzycznego pogłębienia i większej troski o dźwięk, Wariacje na temat Paganiniego Brahmsa, a szczególnie III Sonata Prokofiewa były pełne rozmachu i olśniewającej wirtuozerii.

N a koncertach symfonicznych rewelacją była Regina Smendzianka w Etiudach symfonicznych Artura Malawskiego (bardzo dobrze wykonała również I Koncert fortepianowy Melcera) oraz Sidney Harth w Koncercie A-dur Mozarta. Smendzianka jest dzisiaj najlepszą pianistką pokolenia powojennego. Charakteryzuje ją różnorodny repertuar od Bacha po Weberna, doskonałe wyczucie stylu, rodzaju techniki i emocjonalności, właściwych dla każdej epoki. Jest świetną odtwórczynią zarówno Bacha, Mozarta, Chopina, jak Bartoka czy Prokofiewa. Doskonałe poczucie formy, obiektywizm, nieograniczone możliwości dźwiękowe, dynamiczna i przejrzysta technika wpływają na bogactwo interpretacji i czynią ze Smendzianki pianistkę na wskroś współczesną. W Etiudach Malawskiego, mimo nasyconej, zagęszczonej instrumentacji, partia solowa była doskonale słyszalna, wyraźnie zaznaczał się rysunek polifonii, intymność momentów nastrojowych przeciwstawiała się brawurowej, zawsze jednak kontrolowanej emocjonalności. Etiudy były również popisem orkiestry i Katlewicza, który poszczególnym myślom muzycznym nadał zamierzoną przez kompozytora ważność, wydobył z partytury jej dramatyczną głębię, dynamizm i prosty liryzm. Wyważenie właściwych między grupami proporcji dźwiękowych nadało przejrzystość ciężkiej instrumentacji. Wielką indywidualnością artystyczną jest również Sidney Harth. Temperament wirtuozowski łączy z pięknym, pełnym wyrazu dźwiękiem. Swoboda i lekkość prawej ręki w połączeniu z gęstym wibratem wprowadzają zaskakujące niuanse brzmieniowe, dodają grze zadziwiającej ekspresji i świeżości. Z pianistów poznańskich młodego pokolenia, najbardziej ambitną, występującą na estradach całego kraju jest Franciszka Kielasińska. Dyplom tutejszej PWSM (klasa prof. Gertrudy Konatkowskiej) Kielasińska uzupełniła studiami u Hoffmana i Kędry. Coraz bardziej świadoma, zróżnicowana w brzmieniu i poparta dobrą techniką gra pianistki złożyła się na interesującą interpretację Koncertu Es-dur i Fantazji węgierskiej Liszta.

W minionym sezonie wystąpił na estradzie Filharmonii szereg zespołów kameralnych i jeden symfoniczny: Orkiestra Symfoniczna i Chór Radia Lipskiego pod dyrekcją Herberta Kegela. W ich wykonaniu słyszeliśmy: II Suitę Bacha, Pieśń przeznaczenia Brahmsa i skrytykowany ostro na II ..Warszawskiej Jesieni" banał Paula Dessau Hodowla prosa. Precyzja techniczna i poczucie zespołowego muzykowania to cechy najbardziej charakterystyczne dla artystów lipskich. Kameralistykę wielkiej klasy zaprezentował nam powracający również z "Warszawskiej Jesieni" Kwartet Juilliarda. Na pasjonujący wieczór złożyły się: Kwartet G-dur Haydna, Kwartet smyczkowy Nr 3 Williama Schumana, Kwartet F-dur Beethovena i III Kwartet Bartoka. Soczyste, pełne subtelnych niuansów dynamicznych brzmienie, jednolite podejmowanie frazy, swoboda w przeprowadzeniu drobiazgowo wycyzelowanych wątków muzycznych, tworzyły interpretację pełną wdzięku, precyzji i kultury. Na wysokim poziomie była również gra Kwartetu Tadeusza Wrońskiego, szczególnie w Kwartecie Debussy'ego. Staranne przygotowanie, wyraźna kon

Norbert Karaśkiewiczcepcja i walory techniczne charakteryzowały pozostałe wykonania kwartetów: Tadeusza Bairda I F-dur Nr 1 Beethovena. Natomiast zastrzeżenia budził zbyt wąski zakres stosowanej dynamiki i niedostateczne zrównoważenie dźwięku między poszczególnymi instrumentami. Z żywą reakcją ze strony widowni spotkał się doskonały duet fortepianowy: Janina Baster i Janusz Dolny. Dwa instrumenty tworzą jedność tak doskonałą, że zarówno fraza, jak barwa, dynamika i rodzaj ekspresji wydają się przynależeć do jednego wykonawcy. Czasem tylko ekspresja ulega w przebiegu muzycznym rozwarstwieniu: aktywność rytmiczną Dolnego uzupełnia liryzm BasteI. Z Balladą szkocką Brittena słyszeliśmy Koncert na dwa fortepiany d-moll Poulenca i świetne Wariacje na temat Paganiniego Witolda Lutosławskiego. Haendel, Bach, Tartini, Honegger, Milhaud - to z kolei wieczór sonat duetu skrzypcowego: Ireny Dubiskiej i Eugenii U mińskiej. Idealnie zharmonizowany dialog, wypracowanie szczegółu i czystość stylistyczna wynikały z długoletniej współpracy obydwóch skrzypaczek w dziedzinie kameralnej. Poznańską kameralistykę reprezentowały dwa zespoły: Kwintet Dęty Filharmonii i Kwartet Smyczkowy Jerzego Młodziejowskiego, znany z koncertów organizowanych przez Filharmonię i Związek Kompozytorów Polskich. Jeden z wieczorów zawierał interesujący program, poświęcony kompozytorom poznańskim: Bolesławowi Poradowskiemu, Walerianowi Gniotowi, Andrzejowi Koszewskiemu, Władysławowi Słowińskiemu (wyróżniający się ujęciem Pieśni na bas i fortepian). W koncercie brał udział doskonały Chór Kurczewskiego, który wykonał przerobione z fortepianu 11 utworów dziecięcych Bartoka i oryginalną Etiudę chóralną Kurczewskiego. Poza Madeyem słuchaliśmy na estradzie Filharmonii dyplomantów PWSM z klasy prof. Gertrudy Konatkowskiej: Jerzego Libery (II Koncert fortepianowy Liszta), Sonii Sniechoty (Koncert Es-dur Beethovena) oraz z klasy prcf. Józefa Madeji: Henryka Jastrzębskiego (Koncert na obój Haydna) i Stanisława Kamińskiego (Koncert na klarnet Kurpińskiego). Jazz reprezentowały: Trio i Kwartet Andrzeja Kurylewicza i Modern Dixielander z Wandą Warską jako piosenkarką. Osobnemu omówieniu pozostawiam działalność Filharmonii poza Poznaniem.

Około 900 samych tylko audycji szkolnych, jakie odbyły się w ubiegłym sezonie w województwie poznańskim i zielonogórskim dowodzi intensywności i zasięgu prowadzonej przez Filharmonię akcji upowszechniania muzyki. Raz w miesiącu organizowane są również dla szkół poznańskich poranki symfonIczne. J ak wspomniałem na wstępie, miniony sezon Filharmonii był przełomowy, wprowadził znaczne ożywienie repertuarowe i wykonawcze, nawiązał szerszą niż dotychczas współpracę z chórami zawodowymi i amatorskimi, miejscowymi i gościnnymi. Aczkolwiek poziom wykonawczy orkiestry pozostawia jeszcze niejedno do życzenia (konieczność wprowadzenia kilkunastu doskonałych muzyków), staranne przygotowywanie programów, troska o brzmienie i żywa interpretacja pozyskały jednak zaufanie publiczności. Frekwencja na koncertach uległa znacznej poprawie, jakkolwiek nie doszła jeszcze do poziomu z lat 1948-1955 tj. do okresu artystycznej prosperity Filharmonii Poznańskiej. Norbert Karaśkiewicz

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1960.01/06 R.28 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry