HO

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.10/12 R.26 Nr4

Czas czytania: ok. 14 min.

Przegląd bibliograficzny

NA MARGINESIE NOWYCH OPRACOWAŃ DZIEJÓW POWSTANIA WIELKOPOLSKIEGO 1918/19

Przed prawie dwudziestu laty ukazała się syntetyczna praca Włodzimierza Lewandowskiego pl. "u dział Wielkopolski w odbudowie Rzeczypospolitej w latach 1918 i 1919". Zbyt mało miejsca poświęcono w niej samemu powstaniu, a zbyt wiele innym zagadnieniom. Wydaje się, że była ona przedwczesną próbą syntezy podanej w formie podręcznikowej, popularnej, zanim zdołano monograficznie, naukowo opracować szereg zasadniczych zagadnień politycznych, społecznych i prawnych. W dalszym rozwoju badań stosunkowo najdalej posunięto znajomość szczegółowych spraw natury wojskowej i organizacyjnej. Kilkuletnie milczenie w tej materii przerwała dopiero inicjatywa Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, który doprowadził do wydania popularnej książeczki Ludwika Gomolca 1 . Na zawartość tej ciekawej i pożytecznej pracy składają się: Przedmowa Zarządu Okręgu ZBOWiD do I i II wydania, wstępny rozdział pierwszy o położeniu Polaków w byłym zaborze pruskim, drugi rozdział o wybuchu powstania, trzeci - o działaniach wojennych powstańców, czwarty - o znaczeniu historycznym powstania. Druga część książeczki stanowią nieznane dotąd relacje uczestników Powstania, skorowidz nazw i zestawienie bibliografii. Opowiadanie nosi charakter przystępny, w miarę żywy, typu podręcznikowego, bez polemik z innymi autorami i stara się o nowe, choćby zbliżone do marksistowskiego ujęcia. Ale ta próba nie dała w pełni zadawalającego wyniku. Nie wydaje się przekonywujący układ książki, proporcje jej poszczególnych części, ani materiał ilustracyjny, ani aneksy źródłowe, same w sobie zresztą interesujące. Już w rozdziale pierwszym spotykamy usterki konstrukcyjne: oto opowiadanie zaczyna się aż od 1793 r., przypomina udział Wielkopolan w walkach narodowo-wyzwoleńczych 1794, 1806/07, 1830/31, 1848, 1863, ale na s. 9 znów autor cofa się do r. 1815. W książeczce małych rozmiarów ten rozdział mógłby być zastąpiony zwięźlej szym ustępem wprowadzającym, uzasadniającym głębsze i dalsze przyczyny wystąpienia ludności Wielkopolski przeciw zaborcy, właściwie wbrew woli przywódców. Rozdział trzeci wydaj e się stanowczo zbyt krótki i nie wyczerpuj ący, a ostatni znów mógłby stanowić tylko końcowy ustęp bez osobnego tytułu. Na s. 15 opowiadanie nagle cofa się do Jarocina, ale następne zdanie na s. 16 zaczyna się od cytatu o wypadkach w Poznaniu. Na s. 19 mowa jest o faktach z lutego 1919 r. (niepotrzebnie), aby dalej na tejże stronie cofnąć się do listopada 1918 r. Rozdział o walkach zbrojnych powinien być obszerniejszy i podzielony na podrozdziały, poświęcone kolejnym okresom. Zbyt mało uwagi poświęcono zagadnieniom organizacji, zaopatrzenia, łączności, stanowisku Naczelnej Rady Ludowej w kwestiach społecznych, Radom Robotniczym itd. Za mało w niej szkiców i mapek oraz wizerunków powstańców, a szereg ilustracji nie ma wymowy powstańczej ani bojowej (z wyjątkiem ilustracji Prauzińskiego).

1 Ludwik Gomolec: "Powstanie Wielkopolskie 1918-1919". Wyd. drugie, Poznań 1957, s. 80.

ID

Wiele ilustracji jest zbędnych i psuje usiłowania Autora dążącego do nadania książeczce charakteru "postępowego". Odsyłacze są chyba zbędne w pracy tego charakteru. Amatorom i młodzieży niewiele dadzą same bibliografie. Raczej należało dać wybór tytułów najważniejszych opracowań. Oczywiście niniejsze uwagi są natury dyskusyjnej, również o tym, jak powinna w ogóle wyglądać książka popularna, o czym - dalej. Druga z nowych pozycji, to publikacja Wydawnictwa Poznańskiego, które wydało pracę zbiorową2. Składają się na nią: wstępny i końcowy rozdział pióra Kazimierza Piwarskiego, drugi - Władysława Markiewicza, pt.: "Społeczne i polityczne przesłanki powstania wielkopolskiego", trzeci - Władysława Rogali, pt.: "Udział ludu wiejskiego w powstaniu" i czwarty - Zdzisława Grota, pt.: "Orężny czyn powstania wielkopolskiego" Redaktor książki dał zwięzłe, podręcznikowe wprowadzenie o rewolucji listopadowej w Niemczech oraz końcowe uwagi o politycznych skutkach powstania i jego wpływie na ukształtowanie granicy zachodniej w 1919 r. Drugi rozdział zajmuje się głównie analizą dążeń i taktyki wielkopolskich klas posiadających, kierujących ruchem powstańczym. Autora interesują zagadnienia ideologiczne, polityczne i taktyczne, a jego wnikliwe i przekonywujące analizy prowadzą do zupełnie nowego ujęcia zasadniczych zagadnień w ocenie polityki endecji poznańskiej. Jedną z głównych, dyskusyjnych spraw jest pytanie, czy istniało centralne kierownictwo, przygotowujące planowo akcję powstańczą przeciw Prusom. Autor odpowiada na to negatywnie, przeprowadziwszy uprzednio wywód, iż endecja nie chciała powstania. Nie przekonuje natomiast tytuł podrozdziału o walce o charakter ustroju Państwa Polskiego. Mowa jest bowiem o poglądach i programach burżuazji poznańskiej; konkretna jej walka obejmowała na razie tylko Wielkopolskę, a sięgała na całą Polskę dopiero w sejmie ogólnopolskim. Nawiasowo niejako wtrącona teza o rodzącej się spontanicznie w dołach idei powstania ludowego na razie może tylko nosić charakter hipotezy, gdyż nie została udowodniona. Opis analityczny i systematyczny w tymże rozdziale przeważa nad chronologicznym porządkiem; rozdział napisany gładko i interesująco, w nowatorski sposób, wywoła niewątpliwie dyskusję naukową i publicystyczną. Trzeci rozdział poświęcony jest nieopracowanej dotąd zupełnie kwestii udziału mas chłopskich w powstaniu. Trzeba z góry stwierdzić, iż Autor zgromadził sporo nowego materiału faktycznego dla pokazania tego udziału. J ednak nasuwa się tu kilka zastrzeżeń natury metodycznej i redakcyjnej. Przede wszystkim, aby wyjaśnić dlaczego masy chłopskie skierowały się przeciwko Prusakom, należało najpierw przedstawić układ społeczny wsi oraz sytuację poszczególnych klas i kategorii w obrębie klas chłopskich. Tymczasem tego brak, a podane zestawienia nie wydają się trafnie użyte. Boć statystyka narodowościowa w powiatach powinna była raczej znaleźć się w rozdziale drugim. Tabela ilustrująca kolonizację wydaje się zbędna, a wystarczyłyby sumaryczne dane o efektach kolonizacji za lata 1887-1918 (nie do 1904 r., jak to zrobił Autor). Autor przejawił tu skłonności do przedwczesnego uogólnienia na podstawie jednostkowych lub lokalnych faktów (s. 113 i nast),

s "Powstanie Wielkopolskie 1918-1919". Praca zbiorowa pod redakcją Kazimierza Piwarskiego. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1958, s. 232.

Przegląd bibliograficznybrak tu danych ilościowych w poruszanej materii. Rogale wyręcza na s. 213 Z. Grot, podający stosunki ilościowe różnych klas społecznych w ruchu powstańczym. Przydałaby się mapka, ilustrująca rozmieszczenie wystąpień chłopskich. Trudno się zgodzić na metodę dowodu już na wstępie rozdziału, wiodącego do słusznej zresztą konkluzji. Czytamy na s. 109, po cytacie z pamiętnika Ulricha: "A więc Polskę w byłym zaborze pruskim reprezentowały przede wszystkim masy ludowe". To słuszne zdanie powinno wynikać z tablicy statystycznej, a nie z cytatu jednego pamiętnikarza. Tymczasem Rogala umieszcza dalej tabelę przedstawiającą... stosunki narodowościowe, a nie społeczno-zawodowe. Skądinąd nowatorski w wynikach artykuł ucierpiał wskutek braku aparatu naukowego i krytyki źródeł. Rozdział o walkach powstańców ma charakter podręcznikowej kodyfikacji stanu faktycznego w oparciu o dawniejsze badania Autora i innych piszących na te tematy. Szkoda, że tzw. periodyzacja, zastosowana w toku opowiadania, -nie jest uzewnętrzniona w osobnych tytułach podrozdziałów. AutOi wyróżnia w opowiadaniu ujętym chronologicznie następujące okresy w Powstaniu: od 10 listopada 1918 do 26 grudnia, od 27 grudnia 1918 r. do połowy stycznia 1919 r. i odtąd - do rozejmu trewirskiego w dniu 16 lutego 1919 r. Tekst uzupełniają szkice i mapy, brak jednak, jak i w całej książce, ilustracji. W omawianej, niewątpliwie bardzo ciekawej i nowatorskiej książce, której autorzy niemal całkowicie oderwali się od tradycyjnych, utartych, idealistycznych i często naiwnych poglądów dotychczasowych opracowań, nie uiegając sugestii jednostronnych źródeł, jednak czegoś brak. Są w niej dwa syntetyczne rozdziały: drugi i czwarty, ale cała książka nie stanowi - niestety - syntezy. Nb. nigdy książka zbiorowa tak skonstruowana nie może dać syntezy. Nie dostaje w niej także porządkującej i jednoczącej pracy redakcyjnej. Stąd też nie usunięto szeregu zazębień i powtórzeń, np. pomiędzy r. II i IV oraz III i IV a także I i IV. Poszczególne rozdziały mocno się różnią metodą opisu, a szczególnie rozdział drugi odbija od pozostałych. Jakaż to szkoda, że Wydawnictwo zdecydowało się na ten właśnie, popularnonaukowy charakter książki, w której polowa (co najmniej) wymaga właśnie pełnego aparatu dowodowego i precyzyjnej polemiki z dawniejszymi opracowaniami. Brak krytyki materiału źródłowego w tychże rozdziałach (zwłaszcza w II i III) osłabia ich siłę dowodową. Ponadto książka popularna na taki temat nie może żadną miarą obejść się bez ilustracji, a zwłaszcza podobizn głównych chociaż bohaterów powstania: nie tylko dowódców ale i szeregowych lub całych oddziałów (zdjęcia grupowe). Tak więc nie mamy jeszcze w Poznaniu wypracowanego wzorca książki popularnonaukowej lub popularnej. Omawiane tu dwie książki o tak zamierzonym charakterze pozwalają na wysunięcie -- oczywiście dyskusyjnych - sugestii w tej ostatniej kwestii. Przede wszystkim wydaje się, iż zbiorowe opracowywanie książki popularnonaukowej przedstawia szczególne niebezpieczeństwo natury konstrukcyjnej i redakcyjnej, zwłaszcza gdy całość ma charakter monografii, zacieśnionej terytorialnie i czasowo, ale bardzo skomplikowanej merytorycznie. Co więcej, gdy daje zupełnie nowatorskie ujęcie - niejako na wiarę. Chyba celowe jest najpierw r,ciśle naukowe monograficzne opracowanie poszczególnych

U3

elementów takiego zagadnienia, przeprowadzenie nad nimi dyskusji, następnie podjęcie naukowej próby syntezy, znów przeprowadzenie nad nią dyskusji, a dopiero wtedy popularyzacja! Nie jestem przekonany do podejmowania pracy w odwrotnej kolejności: zaczynania od popularnej publikacji rzeczy mocno dyskusyjnej. LI Przy zastosowaniu powyższej kolejności zabiegów badawczych popularna książka powinna być napisana albo przez badacza z talentem popularyzatorskim, albo przez literata o wysokich kwalifikacjach w danej dziedzinie. Raczej przez jednego niż przez zespół. Powinna cechować się umiejętnością jasnego przedstawiania nawet trudnych problemów, a nie unikać ich podejmowania. Możliwie przejrzysty układ, jasny i prosty język, niewielka objętość, ilustracje, pominięcie tzw. aparatu naukowego, przy ewentualnym aneksie z wyborem bibliografii, oraz indeksem nazwisk. Z obu tu omawianych książek żadna nie jest ani w pełni naukowa ani popularnonaukowa w świetle powyższych propozycji. Rozważania niniejsze wypadnie zakończyć nawiązaniem do dalszych badań i publikacji, odnoszących się do dziejów Powstania Wielkopolskiego 1918/19 r. I te uwagi mają charakter dyskusyjny. Wiadomo, iż powstała Komisja Historyczna przy Okręgu ZBOWiD w Poznaniu, przy współudziale pracowników naukowych obok weteranów powstania. Ma ona szerokie ambicje i słusznie pragnie także zająć się gromadzeniem materiałów historycznych do dziejów walki podziemnej w czasie ostatniej wojny. Zatrzymam się na razie tylko przy zagadnieniach Powstania Wielkopolskiego 1918/19 r. Obecna 40 rocznica wybuchu Powstania daje okazję nie tylko do obchodu i zjazdu, ale także do dyskusji naukowej nad tymi zagadnieniami. Wypadnie dokonać najpierw oceny stanu badań i wydawnictw źródłowych. Stwierdzenie luk w naszej wiedzy o tym ruchu (szeroko pojętym) nasunie następnie konieczność podjęcia prac szczegółowych nad zaniedbanymi zagadnieniami oraz nad rewizją niektórych błędnych poglądów. W tej chwili są jeszcze dwie możliwości wzbogacenia naszej bazy źródłowej: szczegółowe (w oparciu o ankietę) wspomnienia weteranów - oraz archiwa w NRD i resztki rządowych archiwaliów warszawskich z lat 1918/19. Podobnie z pracami monograficznymi. Prace monograficzne powinny skierować się na zaniedbane zagadnienia: struktura społeczna szeregów powstańczych, sytuacja ekonomiczna Wielkopolski w czasie Powstania, organizacja Powstania na prowincji, taktyka polityczna kierownictwa ruchu; finanse i zaopatrzenie w Powstaniu, stosunek ludności niemieckiej do ruchu, osiągnięcia kierownictwa i aktywu w dziedzinie administracji, szkolnictwa, kultury itd. w okresie 1918/19 r.; propaganda powstańcza; odbicie ruchu w literaturze i sztuce; echa Powstania w prasie zagranicznej i ogólnopolskiej: Rady Robotnicze i Rady Ludowe.

Ponieważ zbliżonymi zagadnieniami zajmują się inne placówki poznańskie i warszawskie, przeto konieczna jest koordynacja poczynań i racjonalny podział pracy, gdyż nie stać nas na powtarzanie tego samego przez szereg placówek. Prace typu syntetycznego podjąć wypadnie dopiero na 50-lecie Powstania, a popularyzację później - na ich podstawie.

Witold Jakóbczyk

3 Kronika Miasta Poznania

Przegląd bibliograficzny

ZOFIA OSTROWSKA-KĘBŁOWSKA: "PAŁAC DZIAŁYNSKICH W POZNANIU" Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1958, 142 strony, 70 rycin Pałac Działyńskich w Poznaniu, choć nie jest szczególnie wybitnym dziełem sztuki, jest zabytkiem efektownym, interesującym, należącym do rzadkiego w Polsce typu, powszechnie lubianym, który bezpośrednio po wzniesieniu był nawet oceniany jako najładniejszy dom Poznania. Należała mu się monografia kompletniej sza niż historyczny szkic W. Wicherkiewiczowej z r. 1916. Monografia taka została obecnie ogłoszona, pióra Z. Ostrowskiej- Kębłowskiej. Ma ona wiele zalet, można nawet powiedzieć, że ma wszystkie zalety, jakie są pracy tego rodzaju potrzebne. Po pierwsze, jest oparta na obfitych materiałach archiwalnych. Wydaje się,' że autorka zebrała wszystkie, jakie były do zebrania. Miała w tym nawet więcej zasług niż szczęścia, bo nazwisk architekta i rzeźbiarza, który pałac ozdobił, nie znalazła - a nazwiska te byłyby historię pałacu najlepiej wyjaśniły i uwolniły od mozolnych rozumowań i domysłów. Natomiast autorka znalazła daty pozwalające ustalić całą chronologię pałacu, a to rzecz bodaj ważniejsza od nazwisk twórców. I tak patrząc na pałac, historyk nie ma wątpliwości do jakiej klasy artystów należeli, wie, że nie' mógł projektować pałacu żaden ze znanych stołecznych architektów. Ważniejsze od, nazwisk jest zwłaszcza ustalenie etapów budowy. Sam widok pałacu, pewna niejednolitość jego kompozycji skłania do przypuszczenia, że był budowany na dawniejszych fundamentach. Badania autorki na pozór tego nie potwierdziły; jednakże wykazały, że pałac postać swą otrzymał nie od razu, bo był wzniesiony w latach siedemdziesiątych XVIII wieku, ale już w osiemdziesiątych był przebudowany. Więc ten wygląd, jaki miał w XIX w. i ma obecnie, był "wynikiem przebudowy. A dziesięciolecia, w których był wybudowany i przebudowany były okresem znacznych przemian stylowych i dlatego musiał być wykończony inaczej niż to pierwotnie było zamierzone. Dekoracje należały już do innego stylu niż mury. Tłumaczy to poszczególne jego formy i tę niejednolitość kompozycji i stylu, która w nim uderza. Drugą zaletą monografii jest to, że z materiałów archiwalnych i z analizy form pałacu wyciąga wnioski przekonujące, nie budzące wątpliwości. Ostrożnie i słusznie nie odważa się uznać, mimo poszlaki, Hoenego za projektodawcę pałacu. Słusznie przedstawia etapy powstania pałacu; widzi w nim pewne formy barokowe, przed-stanisławowskie, pochodzące z lat siedemdziesiątych: słusznie dekoracje zalicza do następnego dziesięciolecia. Posągi królów w Sali Czerwonej są jeszcze późniejsze, mogły być wykonane i ustawione dopiero w pierwszej połowie XIX wieku; tak też je datuje D. Kaczmarzyk w swej książce w stratach wojennych w dziedzinie rzeźby. Trzecią zaletą pracy jest jej forma: pisana jest jasno, prosto; jest fachowa, bez zarzutu operując terminologią architektoniczną, a zarazem jest przystępna, czyta się ją łatwo, budzi niesłabnące zainteresowanie. Zaletą czwartą, nie najmniejszą, jest stosunek Autorki do dzieła architektonicznego, będącego przedmiotem jej pracy; trzeźwo i trafnie ocenia jego wartość, bez tego wyolbrzymiania jego znaczenia, do jakiego skłonni bywają monografiści. Z początku czytelnik jest zaniepokojony porównaniami pałacu

poznańskiego z pałacem z Wyspy św. Ludwika w Paryżu i z budowlami Stanisława Augusta, bo to nie są zabytki tej samej klasy. Ale później okazuje się, że Autorka nie porównuje tych zabytków, lecz tylko widzi w zabytku poznańskim reminiscencje paryskich i poniekąd warszawskich. O zabytku poznańskim pisze jako o "prymitywnym", "prowincjonalnym", "naiwnym", więc jak najbardziej trzeźwo. A że Gurowski, który był bywalcem w Paryżu i w Warszawie, chciał mieć przy pałacu ogród jak w Paryżu i Salę Kolumnową jak w Warszawie, to jest więcej niż prawdopodobne i tłumaczy genezę wielu szczegółów pałacu Działyńskich. Ale ponieważ go wznosili i dekorowali artyści, którzy stolicę znali mniej dobrze niż Marszałek, więc wynik był ostatecznie niezbyt podobny do tego, co miał Paryż i co miała Warszawa. Piątą jeszcze zaletą pracy jest trafne ustosunkowanie się Autorki do projeklu odbudowy pałacu Działyńskich z r. 1950. Autor tych uwag zna pałac Działyńskich od wielu lat; w latach 1921-23 bywał częstym jego gościem na czwartkowych zebraniach u Rektora Święcickiego. Zawsze go interesował i pociągał, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to zabytek wysokiej kategorii, że uważniejsza analiza niezupełnie potwierdza ogólne dodatnie wrażenie, że pałac jest trochę podobny do kobiety w sukni eleganckiej, ale nie z najlepszego materiału i robionej nie przez najlepszą krawcową. Do rzeczy rażących - obok nadmiaru nieskoordynowanych rzeźb na fasadzie wschodniej - należą proporcje sali Czerwonej. Uderza ich niedoskonałość zwłaszcza przy porównaniu z budowlami Stanisława Augusta, w których obowiązywała palladiańska zasada dostosowania wysokości sali do jej kwadratury. Sala Czerwona może była pierwotnie pomyślana jako dwupiętrowa i potem dopiero przecięta przy przebudowie z lat osiemdziesiątych? Dwupiętrowe bywały nie tylko sale barokowe, ale także klasycystyczne, jak Balowa w Łazienkach. Sal z kolumnami pośrodku nie ma w budowlach stanisławowskich. Merlini proponował królowi takie sale, ale propozycje te nie były przyjęte. Wykonał natomiast sale z pośrodku umieszczonymi kolumnami poza dworem, np. w Dubnie. Słuszne jest zestawienie pałacu Działyńskich z obu pałacami Wodzickich.

które dla krakowskiego klasycyzmu są takimiż unikatami jak tamten dla poznańskiego. Natomiast analogie pałacu Działyńskich z pałacami paryskimi są niezmiernie dalekie. Tam wszędzie były budowane "entre cour et jardin" , były dwutraktami o szerokich frontach. Mimo że był budowany przez rodzinę należącą do arystokracji, pałac Działyńskich ze względu na kształt parceli zachował całkowicie układ domów mieszczańskich o głębokich parcelach (np. w Warszawie dom książąt mazowieckich). A nawet ze względu na wspaniałość klatki schodowej niektóre z domów mieszczańskich, jak Baryczków w Warszawie, były bardziej "pańskie". Autorka trafnie zauważyła elementy barokowe w polskim klasycyzmie XVIII wieku. Ale z jej sformułowania można by wnosić, że to było cofnięcie się do minionych motywów, tymczasem było to raczej podtrzymanie motywów dawnych, ale jeszcze nie wygasłych; nie był to "styl historyczny". Wydawnictwo Poznańskie ładnie i celowo wydało książkę. Ilustracje są dobre i jest ich wiele, a może nawet nieco za wiele. Bo detali pałacu wartych upamiętnienia było już przed zniszczeniem mało. Mało jest też budowli po

Przegląd bibliograficzny

krewnych, które można było reprodukować dla porównania. Zdjęcia przedstawiające zniszczenia w pałacu mało są pouczające, mogłoby ich było być mniej. Zwłaszcza zaś za dużo jest podobizn płaskorzeźby z naczółka fasady głównej, nie autentycznych i artystycznie nie pociągających. Władysław Tatarkiewicz

"POZNAŃ" .

Opracował zespół. Konsultacja naukowa - Hanna Ziółkowska. Opracowanie graficzne - Maria Dolna. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1958 Reprezentacyjne, albumowe wydawnictwo "Poznań" jest publikacją o pierwszorzędnym znaczeniu w mieście targów międzynarodowych, jednocześnie zaś publikacją, na jaką miasto czekało lat trzynaście. Wydawałoby się więc, że tym staranniej zostanie ona przygotowana i niewątpliwie tym większe wymagania ma prawo stawiać jej odbiorca. Czy album "Poznań", jego koncepcja, układ i szata wydawnicza tym wymaganiom odpowiada? Spośród pokrewnych sobie wydawnictw album poznański korzystnie wyróżnia się konsekwentnie przeprowadzoną koncepcją historyczną. Wyboru i podziału materiałów dokonano według kryterium topograficzno-historycznego; album podzielono na pięć "rozdziałów": Ostrów Tumski, Stare Miasto i dzielnice zabytkowe, dzielnice powstałe w XIX stuleciu, Poznań nowoczesny, najbliższe okolice miasta. Przedstawione obiekty uszeregowano według ich treści historycznej; obok fotografii współczesnych pokazano w wielu wypadkach zdjęcia dziś już dokumentarne, sprzed roku 1939 i z roku 1945. Przyjęty układ daje jasny pogląd na dzieje, rozwój przestrzenny i życie miasta do współczesności włącznie, a historyczny podtekst albumu jest bardzo silny i czytelny chyba nie tylko dla osób znających historię Poznania. Drugą cechą wyróżniającą omawiany album jest jego duży obiektywizm.

Album posiada charakter chłodnego, rzeczowego informatora, nie narzuca żadnego nastroju. Dobrze się stało, że uniknięto jakichś tanich efektów, wydaje się jednak, że troska o obiektywizm i rzeczowość poszła trochę za daleko i to ze szkodą dla publikacji. Poznańskiemu albumowi brak bowiem "klimatu", nastroju w najlepszym sensie słowa. Wróćmy jednak do spraw układu. Wielka szkoda, że jego linia została zakłócona w wypadku Muzeum Narodowego. Fotografie obrazów, reprezentujące galerię malarstwa nie tłumaczą się w publikacji tego typu. Zadanie propagandy zbiorów muzealnych z o wiele większym dla albumu pożytkiem spełniłoby jedno dobre zdjęcie wnętrza gmachu z tąże galerią, niż cztery fotografie obrazów, których wybór zawsze będzie przypadkowy i dyskusyjny. Nie można też przemilczeć faktu, że partie albumu poświęcone śródmieściu i nowym dzielnicom, a więc te partie, które powinny kipieć życiem, są zupełnie martwe. Dowiadujemy się z nich, że w Poznaniu odbywają się międzynarodowe Targi, działa fabryka obrabiarek i dość sprawnie rozwija się budownictwo, jednocześnie jednak odnosimy wrażenie, że jest to miasto niemal niezamieszkałe. Dwa - trzy zdjęcia ruchu ulicznego, jakieś wnętrze szkoły czy uniwersyteckiego zakładu rozwiązałyby może tę sprawę.

Tekst albumu (polski, rosyjski, francuski, angielski i niemiecki) ograniczono do niezbędnego minimum, wychodząc ze słusznego założenia, że mówić winien sam obiekt. Dlaczego tę zasadę lapidarności złamano w podpisie fotografii Starego Ratusza, przydając określenia stylowe? Szkoda natomiast, że me podano daty rekonstrukcji kamienic Starego Rynku (s. 42-44), oraz nie uściślono konsekwentnie daty powstania wszystkich pokazanych w albumie gmachów z pocz. XX wieku (s. 79, 80, 82-88, a także 89). Poważniejsze zastrzeżenia budzi niestety strona edytorska, a ta przede wszystkim decyduje o wartości i klasie publikacji typu albumowego. Przypuszczać by można, że pierwszy i na długo zapewne jedyny album miasta stanie się przedmiotem szczególnej troski o poziom sztuki wydawniczej, a w konsekwencji - chlubą wydawnictwa i drukarni. Niestety omawiany album jest zjawiskiem zupełnie przeciętnym, na co złożył się zarówno niezręczny format i uwarunkowana nim kompozycja strony, kolor wyklejki okładki (cóż zrobiono ze ślicznym motywem kraty!), jak przede wszystkim - zły papier i fatalna reprodukcja fotograficzna. Poziom fotografii albumu, ściśle mówiąc ich drukarskiej repliki jest niekiedy wręcz żenujący. Większość reprodukowanych w albumie zdjęć jest mi znana z odbitek bądź negatywów, jako zdjęcia co najmniej dobre; w publikacji natomiast zatraciły one swój walor plastyczny, stały się nieprzyjemnie kontrastowe, jakby prześwietlone, miejscami zaś nie ostre. A w rezultacie Poznań albumowy jest wbrew rzeczywistości miastem nieledwie brzydkim.

Zarzuty powyższe obciążają w równej mierze wydawnictwo, które nie zapewniło albumowi tego poziomu edycji, jakim poszczycić się może np. niedawno wydana (również przez Wydawnictwo Poznańskie) monografia pałacu Działyńskich, jak i drukarnię. Doprawdy trudno zrozumieć, że słynne z pierwszorzędnej jakości swej produkcji zakłady graficzne im. M. Kasprzaka wypuściły pozycję tak daleką od doskonałości, jak poznański album. I wreszcie sprawa doboru fotografii. Album gromadzi 131 zdjęć autorstwa czołowych fotografików poznańskich. I co najmniej WA> tych fotografii, reprodukowanych już po raz n-ty, powtarza się we wszystkich powojennych wydawnictwach poświęconych Poznaniowi. W takich okolicznościach najlepsze nawet zdjęcie staje się wreszcie nudne. Jest wprawdzie rzeczą ogólnie wiadomą, że album przygotowano i wydrukowano w okresie zaledwie trzech miesięcy, że pośpiech spowodowany był wyraźnym społecznym zamówieniem na tego typu publikację i podyktowany terminem otwarcia Międzynarodowych Targów Poznańskich. Pakt ten wiele tłumaczy, nie usprawiedliwia jednak tego, że redakcja i wydawcy albumu poszli po linii najmniejszego oporu, wykorzystując materiał już gotowy i znany, a nie pokusili się o zamówienie prac nowych, odznaczających się oryginalnością ujęcia, którym z kolei zagwarantowanoby edycję wysokiej klasy. Dopiero bowiem takie postawienie sprawy pozwoliłoby wydać album pełnowartościowy i ze wszech miar atrakcyjny. Na marginesie tych uwag nie sposób pominąć sprawy natury nieco ogólniejszej. Jest rzeczą wysoce niepokojącą, że niemal wszystkie, liczne lecz nie skoordynowane wysiłki około opracowania wydawnictw typu popularyzatorskiego (a do takich zalicza się poznański album) i turystycznego, przynosząjj $

Przegląd bibliograficzni

połowiczne tylko rezultaty. Prawie każdy Iksinów posiada w dziesiątki idącą bibliografię tego typu, z której jednakże trudno wyłuskać konkretne a przydatne wiadomości o jego dziejach i życiu współczesnym. To samo dotyczy i Poznania. Miasto nasze może poszczycić się pokaźną liczbą różnych przewodników, przewodniczków, informatorów, ostatnio nawet quasi-reprezentacyjnym albumem, a nie ma rzetelnego, wszechstronnie opracowanego przewodnika po mieście zabytkowym i nowoczesnym. Wydaje się, że w hierarchii potrzeb wydawniczych jedno z pierwszych miejsc zajmuje nie album miasta, lecz właśnie dobry po mieście przewodnik. Niech będzie też reprezentacyjny. może nawet wielojęzyczny, niech obfituje w dobrą, niebanalną fotografię, jednocześnie jednak niech spełnia funkcję wartościowego, konkretnego informatora. I chyba nikt bardziej niż Wydawnictwo Poznańskie nie jest powołany do podjęcia wdzięcznego tryckr'wydania takiego "Baedekera poznańskiego". Teresa Jakimowiczówna

# /

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.10/12 R.26 Nr4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry