POLEMIKI

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.04/06 R.26 Nr2

Czas czytania: ok. 14 min.

DYSKUSJE

FLORIAN MIEDZINSKI

DYSKUSJI CIĄG DALSZY NAD "DZIESIĘCIOMA WIEKAMI POZNANIA" Dobrze się stało, że "Kronika" (nr 3/4 - 1957) zamieściła sprawozdanie z dyskusji, jaka w dniu 10 kwietnia 1957 r. odbyła się nad wydawnictwem "Dziesięć wieków Poznania". Jest to pierwsza powojenna monografia wielkiego miasta, już choćby z tego tytułu zasługuje więc w pełni na wszechstronną, analityczną ocenę. Jest ona także jedyna w historiografii poznańskiej, toteż - w sensie dodatnim czy ujemnym - służyć będzie jako model porównawczy przy przyszłych podobnych wydawnictwach. Tej analitycznej oceny nie mógł oczywiście dać jeden wieczór dyskusyjny. Jakaż zaś może być lepsza trybuna dyskusyjna niż łamy "Kroniki", która tym samym wyjdzie z dotychczasowych, nieco wąskich moim zdaniem, ram kroniki dnia dzisiejszego i nawiąże do przeszłości, zwłaszcza tej, która do dziś jeszcze oddziaływuje na życie miasta. Mam na myśli początek wieku XX i 20-1ecie międzywojenne, po których to niedawnych czasach pozostały nie tylko martwe pomniki, lecz żyjący jeszcze ludzie. Istnieje jeszcze jedna przyczyna osobista do wyrażenia zadowolenia z zamieszczenia przez "Kronikę" sprawozdania z ubiegłorocznej dyskusji. Trwała ona wówczas 5 godzin, na skutek złego rozdysponowania czasem przez organizatorów, którzy za jednym zamachem chcieli się rozprawić z trzema wielkimi tomami, podczas kiedy każdy z nich wystarczyłby na jeden wieczór. Spowodowało to wówczas, że już przed północą żaden z autorów nie odczuł ochoty do zabrania głosu przed w coraz szybszym tempie opróżniającą się salą. Nie mogąc więc z przytoczonych przyczyn zabrać wówczas głosu w dyskusji, jaka toczyła się w Starym Ratuszu, pragnę uczynić to dziś, korzystając z gościnności "Kroniki". Uważam to tym bardziej za konieczne, ponieważ wystąpienia dyskusyjne dotyczyły głównie okresu 20-1ecia, co jest rzeczą zupełnie naturalną z tej racji, że okres ten oceniają ludzie w taki czy inny sposób z nim związani. Pozostawiając sobie kilka uwag ogólnych na koniec, zamierzam przeto zabrać głos odnośnie tej części dyskusji, która poświęcona była rozdziałowi X tomu I: "Poznań w okresie burżuazyjnego państwa polskiego 1918-1939" - jako autor tego rozdziału. Wyrażam na wstępie swoją całkowitą zgodę z poglądem recenzenta, dra Ziółkowskiego, który stwierdził: "istnieje ogromna dysproporcja w objętości artykułów poświęconych Poznaniowi wcześniejszemu i Poznaniowi z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku. Tymczasem ten okres jest dla dziejów miasta szczególnie ważny, ponieważ ukształtował strukturę społeczno-gospodarczą Poznania, która z niewielkimi zmianami przetrwała do dzisiaj". Stwierdzenie jak najbardziej słuszne. Niestety, sygnalizowana przez recenzenta dysproporcja nie jest właściwa tylko "Dziesięciu wiekom", a zjawiskiem powszechnym

9*

Polemiki i dyskusjew historiografii. Podobnie jak gros historyków pOSWIęca się czasom dawnym i najdawniejszym, podobnie wydawcy i redaktorzy na ogół wolą te okresy historii, o których mówi się raczej beznamiętnie, sprzeczając się najwyżej o drobne szczegóły, bez ryzyka narażania się na namiętną krytykę. Na wydeptanych szlakach historii nie ma bowiem niespodzianek, których pełno przynoszą badania czasów najnowszych, tak bliskich... a tak mało znanych, stąd każdorazowo budzących gorącą dyskusję. W każdym razie nie od autora zależało, jeśli rozchodzi się o 20-1ecie międzywojenne, by ujawniło się tych niespodzianek znacznie więcej, ku utrapieniu ludzi, którzy z osobistej przeszłości czerpią do tworzenia mitów o "dawnych, dobrych czasach". W życiu społeczeństwa liczy się jednak przeszłość zbiorowa. W każdym razie, jeśli przy opracowaniu wydawnictw z okazji Millenium uwzględni się, iż nasze współczesne warunki tkwią korzeniami w ostatnim półwieczu, a nie w czasach zamierzchłych, jeśli więc współczesności udzieli się należnego jej miejsca - już to będzie wielki pożytek z "Dziesięciu wieków". Trudno mi się natomiast zgodzić z następującymi wywodami dra Ziółkowskiego: "Artykuł Floriana Miedzińskiego o 20-1eciu międzywojennym zawiera wiele rzeczy odkrywczych, nieznanych dotąd zupełnie. Niestety, twierdzenia nie są odpowiednio udokumentowane; artykuł pozbawiony jest przypisów, przez co poważnie została osłabiona jego wartość naukowa. W związku z tym nie jesteśmy pewni, czy pewne uogólnienia autora ostałyby się próbie pełnej weryfikacji źródłowej. Odnosi się to szczególnie do zbyt jaskrawo przedstawionych skutków kryzysu w Poznaniu, który, mając bardziej harmonijną strukturę gospodarczą od innych miast, lepiej sobie radził z tym ciężkim przesileniem gospodarczym" . Pomijając fakt, że autor podał najważniejsze źródła plus 50 przypisów i odsyłaczy, właśnie skutki kryzysu w Poznaniu są ilustrowane bogato danymi statystycznymi i autor nimi właśnie podbudował każde ze swoich twierdzeń. Wystarczy się zagłębić choćby tylko w dane o spadku zatrudnienia i wzroście bezrobocia, spadających zarobkach i spadającym spożyciu, rosnących natomiast liczbach zastawów w lombardzie miejskim czy bezdomnych w schroniskach, by łatwo stwierdzić, że wnioski wyciągnięte przez autora odnośnie skutków kryzysu w Poznaniu nie są przejaskrawione, odpowiadając istocie rzeczy. Był on tragiczny dla klasy robotniczej, bez względu na fakt, że tłem jego była nie brzydota Łodzi czy Sosnowca, lecz piękna oprawa urbanistyczna Poznania.' Jeśli jednak z dr Ziółkowskim mogę sobie wyjaśniać pewne wątpliwości, próba taka musi odpaść z miejsca, jeśli chodzi o głosy dyskusyjne dra Sląskiego i prof. dra Z. Zakrzewskiego. Obydwaj dyskutanci - a szczególnie ostatnio wymieniony - nie mieli "wątpliwości", lecz dawali wyraz "pewności", że autor dopuścił się "zniekształcenia" prawdyoniedawnej przeszłości Poznania. Żałuję bardzo, że obydwa te przemówienia dyskusyjne nie ukazały się w znacznie obszerniejszym streszczeniu, a zwłaszcza wypowiedź prof. Zakrzewskiego, gdyż wówczas jeszcze bardziej jaskrawo uwydatniłoby się, że zajęte przez dyskutantów stanowisko nie tyle było krytyką, ile po prostu kompletnym odrzuceniem tez autora. Czego innego ja bowiem szukałem w niedalekiej przeszłości Poznania, a zupełnie co innego chcieliby w niej widzieć dyskutanci! W uproszczonej formie wyglądałoby to tak: dyskutanci pragnęliby, by mowa

była jedynie o scenie i występujących na niej głównych aktorach 20-1ecia poznańskiego, przy całkowitym pominięciu rzeczy dziejących się za kulisami, podczas kiedy autor główny nacisk położył na uwypuklenie życia tych warstw społecznych, które scenę tę budowały, pracą swoją kładły podwaliny pod rozwój miasta, najmniej natomiast z rozwoju tego korzystały i politycznie, ekonomicznie i społecznie spychane były na margines, chociaż stanowiły zdecydowaną większość ludności. Do roku 1939 pisano o Poznaniu i jego życiu tylko pod kątem pierwszego spojrzenia; wystarczy choćby tylko przejrzeć "Księgę pamiątkową" z 1929 r. i, gdyby nie pewne wydarzenia historyczne, księga z 1939 czy 1949 r. byłaby tego dalszym potwierdzeniem. Mówią o tym zresztą dobitnie łamy przedwojennej "Kroniki", na których próżno poszukiwać wyczerpującego przedstawienia życia głównego odłamu ludności miasta i jego ciężkich warunków bytu. Rzadkim po prostu wyjątkiem jest np. artykuł prof. Waszaka z r. 1934 pt. "Kryzys w Poznaniu", będący jednak raczej suchym stwierdzeniem faktów przez sumiennego statystyka niż społecznym alarmem o konieczności dokonania zmian w bytowaniu szerokich mas. Od roku 1945 nastąpiły jednak pewne zmiany historyczne. Na polską scenę dziejową wstąpiły masy pracujące, nic więc dziwnego, że "Dziesięć wieków Poznania" nie mogły nie być nie tylko dalszym ciągiem "Księgi pamiątkowej" z 1929 r., lecz nie mogły w treści swej nawet przybliżać się do księgi. Dyskutanci są jednak innego zdania. Od dziejopisarzy klasy robotniczej domagają się, by przeszłość Poznania widzieli oni oczyma burżuazji, podkreślali więc czerwono co służyłoby jej chwale, zamilczali natomiast wszystko chwałę tę podważające. Taka jest bowiem wymowa pretensji dyskutantów, wysuwanych m. in. pod adresem niżej podpisanego, jako autora rozdziału o 20-1eciu międzywojennym. Stąd dyskutanci nie zdobyli się nawet na zdawkowe choćby uznanie, że "Dziesięć wieków", jako pierwsza monografia, przypomniały rolę mas pracujących w życiu miasta, ich warunki bytu, przejścia i walki. Wręcz przeciwnie, prof. Zakrzewski wysuwa zarzut: "Autorzy omawianych rozdziałów [IX i X] zamiast wydobyć niedawną przeszłość Poznania w całym jej bogactwie, zamiast zwrócić szczególną uwagę na te odcinki życia społeczno-gospodarczego, w których aktywność Poznania i jego ludzi wyrażała się najdobitniej, czy też stanowiła coś nowego i oryginalnego, ograniczyli się do naszkicowania ruchu robotniczego i krytyki postawy burżuazji". - Czuję się nieco zażenowany, że naukowiec, choćby zupełnie odmiennych poglądów, w tak prymitywny sposób ułatwia sobie polemikę. Rozdział X obejmuje strony od 213 do 275, "naszkicowanie ruchu robotniczego" obejmuje zaś tylko strony od 265 do 275, reszta natomiast stron poświęcona jest tym odcinkom życia społeczno-gospodarczego, które w takiej czy innej formie odróżniały Poznań od innych miast. I nie ma na tych stronach "ograniczenia się do krytyki postawy burżuazji", lecz, przez przeciwstawienie dwóch klas: burżuazji i mas robotniczych, uwypuklone są przeciwieństwa, narastające między obydwu klasami w miarę bogacenia się jednej, a pauperyzowania się drugiej klasy. A że w tym zestawieniu kierujący wówczas życiem miasta "ludzie Poznania" nie odbijają się różowo na laurkowym tle, nie jest ani winą ani zasługą autora, lecz wyłącznie wynika z twardej wymowy faktów i liczb.

Polemiki i dyskusje

Jest przy tym rzeczą znamienną, że prof. Zakrzewski nie zaatakował bezpośrednio ani jednej z licznych pozycji statystycznych, którymi autor podbudował swoje tezy. Rozumiem, jest to gorące żelazo, którego lepiej nie dotykać, wolał więc dyskutant operowanie ogólnikami, by wykazać rzekome "zniekształcenie" dziejów miasta. Chociaż takie stanowisko nie bardzo odpowiada pozycji naukowej dyskutanta, dla autora słuszny to powód do zadowolenia, że przytoczone przez niego fakty i liczby trudno podważyć. Zresztą, pochodzą one ze źródeł burżuazyjnych, jak np. statystyk miejskich, łatwo sprawdzalnych, trudno byłoby więc twierdzić, że są one "zniekształcone", dlatego woli ich się po prostu nie widzieć. Znaczną część swego wystąpienia poświęcił prof. Zakrzewski obronie polityki endecji. Poznań 20-1ecia był -. obok Warszawy - głównym ośrodkiem endecji, siłą rzeczy więc polityka jej nie może być pominięta przy omówieniu okresu międzywojennego naszego miasta. Trudno na tym miejscu przeprowadzać analizę polityki endecji, gdyż muszę uwzględnić rozmiar łamów "Kroniki", a prócz tego nie ma przyczyn do powtarzania treści rozdziału X. Nie mogę jednak pominąć kilku twierdzeń prof. Zakrzewskiego, który broni m. in. "ant yniemieckości" endecji. Rzeczywiście, w sloganach była ona antyniemiecka, lecz kiedy wgłębić się w jej czyny, wówczas fakty mówią, iż zawsze wtedy, kiedy w grę wchodziły interesy klasowe, endecja umiała doskonale do nich dostosować swój krzykliwy patriotyzm. W końcu 1918 r. siłą decydującą w Wielkopolsce była endecja i ona to sprzeciwiała się zbrojnemu oderwaniu się Wielkopolski od Rzeszy Niemieckiej, by z jednej strony stawiać tamę wrzeniu społecznemu w reszcie kraju, z drugiej zaś nie dawać pożywki ruchowi rewolucyjnemu 'w Niemczech przez osłabienie dławiącej go reakcji prusko-niemieckiej. Endecja sprzeciwiała się reformie rolnej, w imię swego "patriotyzmu" klasowego godząc się na pozostawienie do r. 1939 wielkich obszarów ziemi wielkopolskiej w rękach junkrów pruskich. To endecja poznańska, popierając faszyzm w różnych jego odmianach, w okresie narastającej z nim w Polsce walki chełpiła się na łamach "Kuriera Poznańskiego" w grudniu 1936 r.: "Nie braliśmy udziału w jednostronnej kampanii, skierowanej specjalnie przeciwko ruchowi hitlerowskiemu w Niemczech". Jeśli zaś prof. Zakrzewski twierdzi, że "endecja miała przytłaczającą przewagę wśród młodzieży Poznania", co należałoby skonkretyzować: wśród młodzieży akademickiej, wywodzącej się w przytłaczającej większości z klas zamożnych, to autor miał obowiązek wykazać, w jakim duchu endecja młodzież tę wychowała. Oto wtłoczyła ją w ramy organizacyjne do złudzenia przypominające hitlerowską SA i kazała tej młodzieży defilować ulicami Poznania z pozdrowieniem faszystowskim. Czy pisanie o tym jest "krzywdą, wyrządzoną miastu-jubilatowi"? Stosowanie metody "nie szargać świętości" nie miało nigdy nic wspólnego z nauką i obiektywną prawdą historyczną, niemniej zawsze wtedy metoda ta jest chętnie stosowana, kiedy faktów i argumentów nie udaje się obalić. Na str. 262 rozdziału X piszę o tym, jak to w czerwcu 1937 r. ujawniła się już zupełnie jawnie współpraca hierarchii kościelnej z władzą sanacyjną, przez zorganizowanie w Poznaniu manifestacji religijnej o wyraźnym charakterze antypostępowym. Piszę przy tym m. in. o "zwolenniku hitleryzmu, kardynale Innitzerze z Wiednia", biorącym udział w tej manifestacji. Jeden z dyskutan - tów oburzył się na to określenie "zwolennik hitleryzmu", jako rzekomosprzeczne z prawdą historyczną. A jak określić kardynała, który - po zajęciu Austrii siłą przez Trzecią Rzeszę w< lutym 1938 r. - w liście do Fiihrera powitał entuzjastycznie A n s c h l u s s i list swój zakończył sławetnym H e i l H i t l er! Poglądy Innitzera były już poprzednio znane i nie przypadkowo on właśnie zaproszony został do Poznania, a nie np. kardynał paryski Verdier, przeciwnik hitleryzmu a przyjaciel Polski. Czyż nie jest więc żenujące, że w r. 1957, w dyskusii naukowej w Poznaniu, jeden z przedstawicieli miejscowej nauki tak bezpodstawnie neguje niedawne fakty historyczne? - Prof. Zakrzewski ma także pretensje do autorów, że nie wymienili szeregu postaci wielkopolskich, jak np. arcybiskupa Stablewskiego. Mam uzasadnione wątpliwości, czy dyskutant byłby naprawdę zadowolony, gdyby o tej postaci napisano w s z y s t k o, jak chociażby opisano tło polityczne mianowania jej arcybiskupem. A w ogóle pretensja ta dowodzi, jak rzekomi obrońcy "prawdy o przeszłości Poznania" przeszłość tę mało znają. Ani bowiem arcybiskup Stablewski ani patron Jackowski lub inni niektórzy wymieniem nie odegrali żadnej roli w przeszłości miasta jako takiego, jego rozwoju i układu społecznego. Odegrał tę rolę ks. prałat Adamski, o nim też wspomina się kilkakrotnie - lecz czy i w tym wypadku prof. Zakrzewski jest zadowolony mam również wątpliwości. Prof. Zakrzewski ma jeszcze jedną, wielką pretensję: że w r. 1956 nie zwrócono autorom manuskryptów "dla dokonania przepracowania tekstu stosownie do nowej sytuacji w nauce polskiej". Jak łatwo stwierdzić z notki na stronie odwrotnej tytułu, manuskrypty I tomu oddane zostały do składania w październiku 1955 r., a w październiku 1956 r. rozpoczęto druk tego tomu. Temu niedopatrzeniu nie przypisuję jednak większej wagi, gdyż w ogóle muszę odnieść wrażenie, że dyskutant dość pobieżnie przejrzał dzieło, które tak "gruntownie" skrytykował. Za zasadniczą muszę natomiast uznać uwagę o "nowej sytuacji w nauce polskiej". Nic mi bowiem nie wiadomo, aby ta "nowa sytuacja" miała oznaczać przekreślenie prawd historycznych przez gloryfikowanie burżuazji a pominięcie roli i warunków bytu klasy robotniczej. Na tej drodze nie spotkam się z prof. Zakrzewskim! Jeszcze kilka słów o wystąpieniu dra Śląskiego. Twierdzenie moje, że "wszystkie ciężary przerzucano na masy najbiedniejsze, pracujące" usiłuje on obalić kontr-twierdzeniem, że teza moja "mogła być trafna tylko w odniesieniu do wieku XIX, natomiast nie da się przyjąć dla omawianego okresu międzywojennego, który cechowały wysokie, progresywne podatki dochodowe i komunalne". Pragnąłbym zaznaczyć, że obecnie tego argumentu nie wysuwa nawet burżuazja zachodnia, gdyż został on już dawno zdewaluowany. Nikt zaś nie twierdzi, że niesprawiedliwość społeczna niwelowana zostaje przez podatki choćby najwyższe, gdyż w żadnym kraju świata o ustroju kapitalistycznym nie podatki zapobiegają powstawaniu coraz większych fortun. Tak było i w Poznaniu międzywojennym. W jednym wypadku dr Śląski porównuje "wczoraj i dziś" przy powoływaniu się na liczby. Przeciwstawia mianowicie, że w latach 1937-1938 wybudowano ogółem w Poznaniu 8429 izb, podczas kiedy w latach 1945-1953 budownictwo socjalistyczne w Poznaniu oddało do użytku 8000 izb. Porównanie to pozornie jest bardzo efektowne. Ale tylko pozornie. W r. 1919 przejęto Poznań z rąk wroga bez ani jednego uszkodzonego domu, w r. 1945 natomiast Poznań leżał w gruzach, podobnie jak prawie cały kraj i nie wiadomo było co wpierw od

Polemiki i dyskusjebudować: domy mieszkalne czy fabryki, aby obywatele mieli z czego żyć. Brak było i pieniędzy i materiałów. Jeśli zamierzamy w tej dziedzinie przeprowadzać porównania, to zaczekajmy chyba co najmniej jeszcze 5 lat, chociaż i wtedy ustrój ludowy obciążony będzie jeszcze straszliwym balastem zniszczeń wojennych, których nawet w przybliżeniu nie miał do pokonania ustrój burżuazyjny w kraju, a szczególnie w Poznaniu. Zaczekajmy więc choćby do r. 1963, jeśli już mowa o latach 1937-1938. Jak najdalej jestem od tego, by "Dziesięć wieków Poznania" zarówno w ich całości jak i opracowanym przeze mnie X rozdziale uznać za dzieło doskonałe. Ma ono swoje braki choćby i dlatego, że w dziedzinie monografii miast jest w okresie powojennym dziełem pionierskim, na którym uczyć się będą unikania błędów wydawcy i autorzy innych monografii. Jego nieprzemijającą wartością pozostanie jednak na zawsze, że jako pierwsze pokazało przeszłość wielkiego miasta z punktu widzenia roli i warunków bytu najliczniejszych jego obywateli - mas pracujących. "Dziesięć wieków Poznania" to owoc historycznego faktu dojścia do głosu i władzy klasy robotniczej, o której dawniej albo w ogóle milczano, albo wspominano o niej jedynie na marginesie, jak choćby w "Księdze pamiątkowej" z r. 1929, która już na zawsze pozostanie tylko pomnikiem dawnych czasów. Patrzano wówczas na życie miasta jedynie pod kątem widzenia interesów klas posiadających, które rządziły miastem i kształtowały je według własnych potrzeb. Dyskusja w Starym Ratuszu wykazała, że nie wszyscy są w stanie rozumieć zaszłych zmian. Gorzej, dyskusja wykazała, że pojęcia "prawda historyczna" nie pojmuje się jako dyskusyjnego, lecz odrzuca się bezapelacyjnie wszystko, co nie odpowiada konserwatywnym poglądom ludzi, mentalnością swoją tkwiących w przebrzmiałych czasach. Prof Zakrzewski zaznaczył m. in., że jest wyrazem poglądów większego grona osób, które podobno z oburzeniem przyjęły treść "Dziesięciu wieków" w ich części współczesnej. Być może - stąd jednak wypływa kategoryczny nakaz położenia głównego nacisku w badaniach związanych z Millenium na historię najnowszą. Nic nie zapowiada większych sporów nad epoką Piasta czy Łokietka, inaczej natomiast przedstawia się sprawa, kiedy mowa o ostatnich 100 latach, cóż zaś dopiero mówić o okresie międzywojennym. Nie obawiajmy się dotknąć tego gorącego żelaza, na wydobycie na powierzchnię czeka tyle faktów, że prawie igraszką dziecinną jest rozprawienie się z tymi, którzy tą nie dawną przeszłość pragnęliby jedynie widzieć na laurkowym tle. Nie o nich jednak chodzi, lecz o prawdę historyczną, która laurek ni e znosi.

LIST DO REDAKTORA NACZELNEGO "GAZETY POZNAŃSKIEJ" Poznań, dnia 22 maja 1958 r.

Do

Redaktora Naczelnego "Gazety Poznańskiej"w Poznaniu

W numerze z dnia 17/18 maja br. "Gazety Poznańskiej" ukazało się omówienie ostatniego numeru "Kroniki Miasta Poznania", zatytułowane: "Czyżbywysychające źródło?". Ponieważ, jak sądzimy, problemy związane z "Kroniką Miasta Poznania" interesują wielu mieszkańców naszego miasta, prosImy o zamieszczenie w "Gazecie Poznańskiej" poniższych uwag. * Autor artykułu - podpisany monogramem R. C. - przejawia wyraźną troskę o rozwój naszego czasopisma, widać, że obchodzą go żywo sprawy "Kroniki". Tym bardziej więc wyjaśnić trzeba nieporozumienie, które tutaj zachodzi. Autor, oceniając ostatni numer "Kroniki", porównuje go z rocznikiem za lata 19511956. Gdy ten ostatni - w jego ocenie - był "niemal że rewelacyjny", to numer z pierwszego kwartału br. - podobnie jak i dwa półroczne numery poprzednie - w jego rozumieniu "nie jest zwierciadłem życia miasta". Tymczasem pierwszego rocznika, który ukazał się po sześcioletniej przerwie, nie można zestawiać pod względem zakresu tematycznego i objętości z numerami następnymi. Rocznik "pierwszy", to podsumowanie sześciu lat życia Poznania, próba uogólnienia procesów gospodarczych, społecznych i kulturalnych, które zachodziły w naszym mieście. Numery następne natomiast, mniejsze objętością, ukazujące się w krótszych odcinkach czasowych, nie mogą uprawiać owego "wszystkoizmu", który, bądź co bądź, był cechą pierwszego rocznika.

Sytuacja jest paradoksalna: autor artykułu, podpisując się oburącz pod postulatem uwspółcześnienia problematyki "Kroniki" i objęcia badaniami i dokumentacją całokształtu złożonego życia wielkiego organizmu miejskiego, jakim jest Poznań -' stawia zarzut redakcji "Kroniki", że takiego programu nie realizuje, choć przecież to właśnie redakcja" Kroniki" ten program postawiła. Jeśli jednak autor akceptuje program redakcyjny, a jednocześnie uważa, że praca W. Engla i J. Tetzlawa o zagadnieniach handlu w gospodarce miasta Poznania, tak niezwykle ważnych dla życia miasta "nie bardzo pasuje do >'Kroniki«", to w takim razie zapytujemy go, co p a s uj e do "Kroniki". Podobnie rzecz ma się z charakterystyką czasopism poznańskich (część I - za lata 1794-1858), której umieszczenie w "Kronice" wywołuje zdziwienie R. C Czyżby dlatego, iż dotyczy "czasopism wychodzących w Poznańskiem", jak to mylnie sądzi autor notatki? Czy może dlatego, że obejmuje odległy dość okres połowy ubiegłego wieku? Nawet, gdyby to były czasopisma wychodzące w Poznańskiem, interesowały by "Kronikę Miasta Poznania", jako że Poznań jest stolicą regionu wielkopolskiego. Przyjmując punkt widzenia autora musielibyśmy zrezygnować z omawiania działalności np. Uniwersytetu, który ma zasięg ogólnopolski czy Międzynarodowych Targów Poznańskich, które posiadają zasięg międzynarodowy. Pomieszczenie zaś na łamach "Kroniki" spraw związanych z wiekiem XIX również jest jak najbardziej zgodne z linią redakcji - dynamicznego, rozwojowego ujmowania życia współczesnego Poznania, który swymi korzeniami tkwi właśnie w wieku XIX. Zresztą jest to tylko część I charakterystyki czasopism poznańskich; zamierzamy ją doprowadzić do naszych czasów.

W odniesieniu do zarzutu nie opublikowania w l numerze materiałów statystycznych i przeglądu bibliograficznego za rok 1957 stwierdzamy, że z celowości prowadzenia szerokiego działu statystycznego i bibliograficznego, czy w ogólności dokumentalnego, redakcja zdaje sobie doskonale sprawę. Dała temu

List nie został opublikowany w ,.Gazecie Poznańskiej", wobec czego drukujemy go poniżej.

Polemiki i dyskusjewyraz wprowadzając w ogóle tego .rodzaju materiały na łamy "Kroniki". Wypada jednak stwierdzić, iż numer l/58 jest pierwszym kwartalnikiem tego roku, ale nie jest numerem za okres pierwszego kwartału tego roku. Gdyby autor potrudził się i spojrzał na tzw. metryczkę na odwrocie strony tytułowej, zauważyłby, iż numer oddano do składu 6 lutego br., a więc w czasie, gdy nie było jeszcze mowy o możliwości opracowania tego rodzaju materiałów. Wydział Statystyki Prezydium Rady Narodowej był w stanie opracować dane statystyczne za rok ubiegły dopiero w kwietniu br., przegląd bibliograficzny za rok 1957 ciągle jeszcze uzupełniany jest tytułami, które wychodzą obecnie, a jako rok wydania posiadają datę 1957. Omówienie wyborów do Rady i analizę składu nowej Rady również dopiero w kwietniu można było uzyskać od odpowiednich agend Prezydium R. N. Wszystkie te materiały będą opublikowane w numerze 2 tego roku. W ukazaniu się l numeru dopiero w maju, najmniejszą winę ponosi redakcja "Kroniki". Cykl produkcyjny w drukarniach poznańskich jest bardzo długi. Drukuje się w Poznaniu coraz więcej, a ilość maszyn drukarskich pozostaje bez zmian. I tu przechodzimy do żalu wyrażonego pod adresem redakcji "Kroniki", żalu o to, że czasopismo ukazuje się nieregularnie. Jest w tym niewątpliwie sporo racji. Zauważyć tu jednak trzeba, że reaktywowana "Kromka" musiała dopiero gromadzić wokół siebie grono współpracowników, nastawionych na badanie i omawianie problematyki współczesnego Poznania. "Kronika" stopniowo przechodziła z rocznika na półrocznik (w roku ubiegłym), obecnie zaś, kiedy redakcja doszła do wniosku, że potrafiła skupić wokół siebie dostateczną ilość współpracowników, przeszliśmy z rokiem bieżącym do wydawania "Kroniki" kwartalnie. O tym, że źródło "Kroniki" nie zupełnie jeszcze wyschło, świadczyć będzie - naszym zdaniem - numer 2, w którym między innymi zamieszczone będą następujące materiały: artykuły prof. E. Taylora o poznańskim studium ekonomicznym, FI. Jaśkowiaka o "zielonym" zapleczu Poznania - Wielkopolskim Parku Narodowym, B. Ziółka o potencjonale zatrudnienia w Poznaniu, materiały I. Kaczmarka i L. Zimowskiego dot. odbudowy urządzeń miejskich w pierwszych dniach po oswobodzeniu Poznania, program działalności nowej rady narodowej, omówienie wyborów do Rady, skład Rady i Prezydium, sylwetki laureatów nagród miasta Poznania w roku 1958, przeglądy statystyczny i bibliograficzny za rok 1957 i inne. Redakcja "Kromki Miasta Poznania" nie poszukuje - jak to sugeruje autor - "właściwego profilu periodyku". Program jest raczej wyraźnie zakreślony i - na miarę możliwości redakcji - realizowany.

Redaktor "Kroniki Miasta Poznania"

(-) dr Janusz Ziółkowski

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.04/06 R.26 Nr2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry