LAUREACI NAGRÓD MIASTA POZNANIA W ROKU 1958

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.04/06 R.26 Nr2

Czas czytania: ok. 18 min.

N agrody miasta Poznania za rok 1957 otrzymali: naukową - prof.

dr Stefan Kwaśniewski i prof. dr Jan Sokołowski, literacką - Arkady Fiedler, artystyczną - zespół Państwowej Filharmonii w Poznaniu, nagrodę młodych - dr Brygida Kurbisówna. Sylwetki laureatów - prócz omówienia działalności Filharmonii, której poświęciliśmy niedawno obszerny artykuł - drukujemy poniżej. Redakcja

STEFAN KWAŚNIEWSKI

Doroczne nagrody m. Poznania cieszą się dużą popularnością wśród naszego społeczeństwa, a osoby laureatów, zarówno nagród naukowych jak i artystycznych, legitymują się wysokimi walorami umysłu i serca. Prof, dr Stefan Kwaśniewski - laureat nagrody naukowej za rok 1957 -.

odpowiada w pełni wyżej podanym przymiotom, a jego autorytet naukowy przynosi chlubę Ziemi Wielkopolskiej, której synem jest laureat. Urodził się w r. 1888 w Poznaniu i tutaj też uczęszczał do gimnazjum im. Marii Magdaleny, zdając w nim w r. 1907 egzamin dojrzałości. Medycynę studiował w Berlinie i tam otrzymał dyplom lekarski. Profesor Kwaśniewski w ciągu swej 44-1etniej pracy zawodowej stał się wychowawcą kilku pokoleń lekarzy, a jego głęboka wiedza i umiłowanie zawodu przyczyniły się do dużej popularności wśród szerokich rzesz studiującej młodzieży. Blisko 30 tytułów poważnych prac naukowych, znanych w kraju jak i zagranicą świadczy o ogromnej pracowitości laureata, stałej konfrontacji wiedzy teoretycznej z praktyką lekarską. W czasie I wojny światowej, w latach 1915-1918, pracował na froncie francuskim jako lekarz polowy. Od r. 1926 - po uprzednich podróżach zagranicznych do Wiednia i Paryża - związany jest na stałe z warsztatem pracy w Poznaniu jako konsultant i kierownik jednej z pracowni przy Klinice Chirurgicznej UP, pracującej pod kierunkiem prof. Jurasza. Przed II wojną światową pracuje w Katowicach, gdzie w roku 1939 zostaje aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Po zwolnieniu w r. 1941 do końca wojny pracuje jako lekarz w Chrzanowie na Śląsku, znajdując tam bardzo dobry warsztat pracy. W tym czasie pobiera naukę u niego m. in. 10 studentów francuskich. Po wojnie wraca do Katowic, organizuje zniszczony szpital i kontynuuje badania nad chorobą wrzodową żołądka. Stopień docenta otrzymał na podstawie badań eksperymentalnych dotyczących przyczyn powstania gośćca.

W roku 1948 prof. dr Stefan Kwaśniewski zostaje mianowany profesorem nadzwyczajnym i obejmuje kierownictwo I Kliniki Chorób Wewnętrznych przy Szpitalu im. Pawłowa w Poznaniu. Ponadto rozwija bardzo energiczną działalność jako konsultant Ośrodka Klinicznego Sanatorium I w Inowrocławiu. Organizuje również Wojewódzką Centralną Poradnię Przeciwreumatyczną oraz powiatowe poradnie przeciwgośćcowe. Profesor Kwaśniewski jest twórcą i organizatorem pierwszego w Polsce Zakładu Rehabilitacyjnego dla reumatyków w Śremie. Powołanie laureata do Rady Naukowej Instytutu Przeciwreumatycznego w Warszawie świadczy najlepiej o jego poważnych zasługach naukowych i organizacyjnych w dziedzinie zwalczania gośćca. Obecnie profesor Kwaśniewski przeprowadza wraz ze swoim zespołem szczególnie intensywne badania nad wykryciem zarazków reumatyzmu ostrego i przewlekłego. Ma zamiar także uruchomić oddział gastrologiczny i wznowić badania nad chorobami żołądka. Od 3 lat prof. dr Kwaśniewski jest członkiem rzeczywistym Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a ostatnio został wybrany przewodniczącym Koła Poznańskiego Towarzystwa Internistów Polskich. W ubiegłym roku odbył podróż naukową do Kanady, gdzie również wygłosił szereg odczytów.

Nie każdemu zapewne wiadomo, iż tegoroczny laureat nagrody naukowej m. Poznania jest również gorącym melomanem i entuzjastą muzyki. Sam - w chwilach wolnych od pracy - najwięcej czasu spędza przy fortepianie, grając przede wszystkim umiłowanego Bacha. Również i inni kompozytorzy cieszą się dużym zainteresowaniem profesora, niektórych zresztą zna z osobistych kontaktów, zwłaszcza wielkiego Busoniego z Berlina. Nie jest to odosobniony wypadek, iż medycyna zaprzęgła się w rydwan Polihymnii, widocznie i prof. dr Stefan Kwaśniewski w cieniu tej Muzy krzepi swe siły do twórczych naukowych poszukiwań, a na życie i świat znajduje zawsze pogodne i prawdziwie młodzieńcze spojrzenie.

Teodor Smiełowski

JAN SOKOŁOWSKI

Profesor doktor Jan Sokołowski, laureat nagrody naukowej miasta Poznania na rok 1957, urodził się 24 maja 1899 roku w Dakowach Mokrych w powiecie nowotomyskim. To tak wysokie, zasłużone wyróżnienie naukowe, zdobyte cichą i skromną, lecz jak bardzo ciągłą, wytrwałą i obfitą w skutki pracą, staje się tym bardziej przyjemne, że profesor Sokołowski wychował się, kształcił, tworzył i prawie całe swe życie spędził na Ziemi Wielkopolskiej. Świadectwo dojrzałości uzyskuje w Gimnazjum im. Bergera w Poznaniu. W roku 1921 jest pierwszym uczniem Państwowej Szkoły Zdobniczej (dział malarstwa) w Poznaniu. W czerwcu 1925 roku kończy studia biologiczne na Uniwersytecie Poznańskim. Już podczas studiów zgodnie ze swymi zainteresowaniami rozpoczyna od października 1923 roku pracę naukową w Zakładzie Biologii i Anatomii Porównawczej Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie pracuje początkowo

Laureaci nagród m. Poznania w roku 1958jako młody asystent, a następnie jako starszy asystent do końca sierpnia 1927 roku i uzyskuje 2 czerwca 1926 roku stopień doktora filozofii (główny przedmiot - zoologia) na podstawie rozprawy pt.: "Fauna owadów prostoskrzydłych woj. poznańskiego". Z kolei prof. Sokołowski poświęca się przez szereg lat pracy pedagogicznej w Gimnazjum w Rawiczu oraz w Pedagogium w Poznaniu. Jednakże podczas tej pracy ani na chwilę nie zaniedbuje pracy naukowej i już 30 czerwca 1936 roku habilituje się i uzyskuje stopień docenta ornitologii na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie rozpoczyna dalszą pracę naukową jako samodzielny pracownik naukowy. Podczas okupacji niemieckiej zostaje z rodziną wysiedlony na teren Gór Świętokrzyskich i mimo ciężkich warunków życiowych nie zaprzestaje pracy naukowej, w wyniku czego powstały trzy wartościowe rozprawy o charakterze ekologicznym pt.: "Ptaki Gór Świętokrzyskich", "Ssaki owadożerne i gryzonie Gór Świętokrzyskich" oraz "Motyle dzienne okolic Zagnańska w Górach Świętokrzyskich". Dnia 4 marca 1948 roku zostaje powołany na Kierownika Zakładu Zoologii i Entomologii Wydziału Leśnego Uniwersytetu Poznańskiego, a 24 sierpnia 1948 roku otrzymuje nominację na profesora nadzwyczajnego oraz w roku akademickim 1950/51 pełni funkcję prodziekana Wydziału Leśnego U. P. Z chwilą utworzenia Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu zostaje pierwszym organizatorem i dziekanem nowo utworzonego Wydziału Zootechnicznego. Olbrzymi dorobek naukowy i wspaniałe osiągnięcia dydaktyczne pociągają za sobą dalsze nominacje i wyróżnienia. Dnia 27 lipca 1955 roku otrzymuje jednocześnie złoty krzyż zasługi i medal lO-lecia Polski Ludowej, a 7 grudnia 1955 r. nominację na profesora zwyczajnego Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu, gdzie do dnia dzisiejszego jest kierownikiem Katedry Zoologii. Profesor Sokołowski napisał i ogłosił drukiem 18 oryginalnych i cennych rozpraw naukowych, dotyczących przede wszystkim zagadnień ornitologicznych. Jednakże interesuje się również drobnymi ssakami i fauną owadów. Z tego zakresu prac na szczególną uwagę zasługuje rozprawa z roku 1933 pL: "Doświadczenia nad zmiennością barw niektórych szarańczaków", w której autor na podstawie własnych doświadczeń tłumaczy naukowo przyczyny zmienności barw w zależności od barwy podłoża. O ścisłości doświadczeń i właściwym wnioskowaniu Sokołowskiego świadczy fakt, że niezależnie od tej pracy w szereg lat później badacze tureccy doszli do tych samych wyników. W dziedzinie badań ornitologicznych profesor Sokołowski po raz pierwszy w Polsce wprowadził kierunek ekologiczny i zajmuje się praktyczną ochroną ptaków, której poświęca kilka rozpraw naukowych jak np.: "Ochrona ptaków", "Wpływ skrzynek lęgowych na rozmieszczenie ptaków leśnych", "Ochrona i restytucja ptaków w parkach miejskich Poznania". Wyniki tak tych prac jak i innych przyniosły bez wątpienia olbrzymie korzyści gospodarce narodowej, gdyż - jak to wykazały praktyka i badania - skrzynki lęgowe konstrukcji profesora Sokołowskiego są łatwe do wykonania i ptaki chętnie w nich zakładają gniazda, co stwarza możliwości osiedlenia ptaków w tych środowiskach, w których są one potrzebne do zwalczania szkodliwych owadów, czyniących niekiedy ogromne straty w uprawach leśnych, rolnych i ogrodowych. Trzeba nadmienić, że osiągnięcia te są stosowane również poza granicami Polski, a szczególnie Związku Radzieckim. Doniosłe osiągnięcia na polu praktycznej ochrony ptaków i w ogóle ochrony przyrody przyczyniły się do powołania profesora Sokołów

skiego na Członka Państwowej Rady Ochrony Przyrody oraz na przewodniczącego Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Przyrody w Poznaniu. Również oryginalne i bardzo duże znaczenie naukowe posiada praca z roku 1947 pL: "Studia porównawcze nad anatomią czaszki w rzędzie ptaków śpiewających", w której to profesor Sokołowski obala dotychczasowe poglądy ornitologów niemieckich i wykazuje niezbicie zależność budowy anatomicznej od czynności związanej ze sposobem pobierania pożywienia. Pracą naukową, opartą przede wszystkim na własnych długoletnich badaniach i zakrojoną na wielką skalę jest dwutomowe dzieło "Ptaki ziem polskich", którego pierwszy tom ukazał się już w roku 1936 i został nad wyraz pochlebnie oceniony w recenzjach ornitologów niemieckich. Poza rozprawami naukowymi profesor Sokołowski napisał ogółem ponad 90 artykułów naukowych i popularnonaukowych, drukowanych w różnych czasopismach przyrodniczych oraz 17 książek popularnonaukowych, przeznaczonych dla ogółu społeczeństwa. Na uwagę zasługuje również fakt, że profesor Sokołowski - co niestety rzadko zdarza się wybitnym naukowcom - posiada godną podziwu umiejętność łączenia ścisłej pracy naukowej z popularyzacją wiedzy ornitologicznej. Należy jeszcze podkreślić, że - co także zdarza się wyjątkowo - wszystkie prace profesora Sokołowskiego, tak naukowe jak i popularnonaukowe, są przez autora własnoręcznie ilustrowane i napisane pięknym i jasnym językiem, stąd też docierają do szerokich mas społeczeństwa.

Ryszard Graczyk

ARKADY FIEDLER

Nagroda literacka miasta Poznania za rok 1957, jaką otrzymał Arkady Fiedler, przypadła w udziale pisarzowi równie ściśle związanemu swoim życiem i twórczością z Wielkopolską i Polską, co z całym światem. Fiedler wyspecjalizował się bowiem w literaturze trudnej, lecz atrakcyjnej, a do tego - posiadającej w Polsce bardzo długą i bogatą tradycję: wspomnienia i opisy podróży, wypełniające znaczną część naszej prozy już w XVII wieku, stuleciu Jana Chryzostoma Paska i Wacława Potockiego, wymagają przecież dla swego powstania barwnej i pasjonującej biografii autora, o którą trudniej czasem niż o twórczą, a bujną fantazję. Sytuacja Fiedlera jest zresztą dużo trudniejsza od podróżników nawet ubiegłego wieku, chętnie dopełniających niedostatki własnego talentu anegdotycznym i koloryzowanym zmyśleniem; w dobie reportażu, fotografii i filmu zdobyć i przyciągnąć czytelnika do książki podróżniczej można tylko świeżym i wiernym autentyzmem rysowanych obrazów zwierząt i ludzi, nie spotykanych na ogół przez szarych śmiertelników na powszedniej drodze codziennego życia. Start literacki i podróżniczy Fiedlera miał miejsce w dwudziestoleciu, zatem w okresie, kiedy reportaż i tzw. proza autentyczna stały się najpopularniejszym, bo najchętniej uprawianym i czytanym gatunkiem literackim. Jednakże przeżycia autora "Kanady pachnącej żywicą", którymi wypełnił on swoje pierwsze książki, dały mu od razu przewagę nad innymi, uprawiającymi ten typ prozy, pisarzami polskimi: Fiedler przybliżył wyobraźni czytelnika kraje nie tylko egzotyczne - tematyka egzotyczna była bowiem w tym czasie uprawiana przez

Laureaci nagród m. Poznania w roku 1958wielu prozaików, że wspomnę tylko Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego i Ferdynanda Goetla - lecz i nigdy nie odkryte piórem w naszej literaturze, za to bardzo spopularyzowane w Polsce, zwłaszcza wśród młodzieży, przez przekłady, fotografie i filmy. Stąd właśnie wynikło powodzenie fiedlerowskich opisów ojczyzny Indian; kraj i ludzie, znani dotąd wyłącznie jako tło i bohaterowie awanturniczych opowieści Coopera, Curwooda i Maya, zostają po raz pierwszy pokazani w przekroju dnia codziennego i w perspektywie teraźniejszości, która nie odbiera im egzotycznej barwności, lecz, przeciwnie, wzmacnia ją świadectwem zmysłów i spostrzegawczości podróżnika. Otóż to właśnie: Fiedler wśród polskich i niepolskich pisarzy-podróżników wyróżnia się szczególnie wierną i chwytliwą pamięcią, nie tylko notującą zdarzenia, ale przechowującą je w całej urodzie życia, bujnego, a nie dającego się ułożyć i posegregować według sztywnych schematów i kategorii klasyfikacyjnych. Jest to pamięć, a bardziej jeszcze wyobraźnia artysty; mimo bowiem, że faktografia każdej z książek Fiedlera zdradza jego gruntowne przygotowanie i wyszkolenie przyrodnicze i geograficzne, potrafi on uniknąć szczególnie tu niebezpiecznej zamiany - chociażby w pewnych partiach - fabuły utworu na suchą, informującą narrację właściwą dla prac naukowców i ludzi o ambicjach badawczych. Autor "Zwierząt z lasu dziewiczego" nie zapomina przecież nigdy, iż czytelnik oczekuje od niego nie botanicznej, bądź geograficznej monografii Kanady, czy dorzecza Amazonki, a wprowadzenia w samo sedno spraw tych egzotycznych krain, nade wszystko zaś - przeniesienia choć na chwilę w ich tajemniczą, tropikalną atmosferę. Fabuła opowieści Fiedlera jest skonstruowana zazwyczaj ściśle wedle tych - nieuświadamianych sobie często wyraźnie - tęsknot i pragnień czytelniczych. Utrwala w niej Fiedler po prostu kawałek życia w ten sposób, jak gdyby prezentował film krótkometrażowy nakręcony bez apriorycznych, popularyzatorskich bądź dydaktycznych założeń, za to urzekający właśnie swobodą i bezpretensjonalnością treści. Porównanie bynajmniej nie przypadkowe: "Ryby śpiewają w Ukajali", "Kanada pachnąca żywicą", "Zwierzęta z lasu dziewiczego" i inne na wskroś podróżnicze książki Fiedlera mogłyby być bez trudu zamienione na scenariusze właśnie takich filmów o bardzo żywej, choć chwilami zatrzymującej się w barwnych epizodach akcji. Miejsce i czas zdarzeń są zawsze wybrane tak, by mogły niepostrzeżenie przykuć uwagę obserwatora, w którego razem z czytelnikiem zamienia się autor, a realia i sytuacje wymierza on z iście reżyserską precyzją, nie marnując na darmo nastroju i pointy. A przy tym cały ten kunszt - już p a r e x c e II e n c e literacki - jest przemyślnie ukryty w fabule i nie ujawnia nigdzie swego wycyzelowanego mechanizmu; nie można przecież zrażać czytelnika zbyt wyraźnym, nachalnym naprowadzaniem jego wyobraźni na fakty i epizody cenne dla koncepcji autora... Przy wytknięciu takich celów swej pisarskiej działalności czyhały i czyhają na Fiedlera dwie niebezpieczne skrajności: kronikarskie opisywactwo, sucha faktografia i proza sensacyjno-awanturnicza, nie licząca się zupełnie właśnie z faktami, a stosująca każdy chwyt i każdy efekt dla zrobienia wrażenia na czytelniku, na jego ciekawości, wyobraźni i uczuciu. Rzeczywiście, autor "Kanady pachnącej żywicą" nie oparł się w zupełności tym pokusom: przykładem kapitulacji wobec pierwszej z nich jest "Dywizjon 303" i "Dziękuję ci kapitanie", wobec drugiej - "Wyspa Robinsona", "Mały bizon" i niektóre

,0inne powojenne książki Fiedlera. Jednakże i w jednym, i w drugim przypadku przemawiają na korzyść twórcy tych książek okoliczności łagodzące. Jakie? "Dywizjon 303" i "Dziękuję ci kapitanie" znalazły spośród książek Fiedlera bodajże najpiękniejszy rezonans społeczny i należy im się zaszczytne miano "książek pierwszej pomocy". Są to utwory napisane pod wpływem i na potrzeby chwili, domagającej się w latach ubiegłej wojny świadectwa dla bohaterskiej postawy i walk polskiego lotnictwa i marynarki wojennej na Zachodzie. Jeśli przed rokiem 1939 Fiedler jako podróżnik i pisarz był w pewnym sensie obywatelem całego świata, w tych awóch książkach okazał się w pierwszym rzędzie Polakiem, który jednak dobrze potrafi rozróżnić i oddzielić patriotyzm od szowinizmu, a narodową dumę od ojczyźnianej megalomanii. Myślę, że stąd właśnie wynikła owa sucha i dość bezbarwna literacko faktura "Dywizjonu 303" i "Dziękuję ci kapitanie": pisząc te książki autor chciał przede wszystkim dać świadectwo pewnemu, istotnemu dla niego i dla jego kraju fragmentowi historii, nie mając ani czasu, ani, być może, ochoty na specjalne ubarwianie go fabularnym i anegdotycznym sztafażem. I to zadanie "Dywizjon 303" i "Dziękuję ci kapitanie" spełniły znakomicie - świadczą o tym liczne wydania zagranicą i w kraju, między innymi konspiracyjne w czasie okupacji. Proza awanturniczo-sensacyjna - drugie odchylenie od najulubieńszego i najlepiej udającego się Fiedlerowi wspomnienia i reportażu podróżniczego - znalazła miejsce w jego twórczości dopiero po wojnie, w kilka lat po powrocie do kraju. Jest to gatunek literacki, który Fiedler zaczął uprawiać poniekąd z konieczności; po wyeksploatowaniu do cna dawnych wspomnień podróżniczych, a nie mogąc wyjechać zagranicę dla zdobycia nowych - zaczął pisać utwory, zaadresowane do swych najmłodszych czytelników i wielbicieli, w których w montowaną pośpiesznie i często na kolanie, pełną przygód i awantur akcję wplatały się raz w raz doświadczenia i przeżycia, a nade wszystko tęsknoty i nostalgia samego pisarza. Tego rodzaju proza przychodzi Fiedlerowi bez wątpienia z łatwością, lecz nie widać na niej śladów tego artystycznego pazura, które pozostawił na swych książkach podróżniczych; jest to dla autora "Kanady pachnącej żywicą" swoisty, literacki środek zastępczy, nie dający ani jemu, ani prawdziwym miłośnikom jego pisarstwa rzetelnej satysfakcji. Ostatnie lata przynoszą jednak korzystną zmianę w literackiej biografii Fiedlera: niedawny wyjazd pisarza do Wietnamu, Laosu i Kambodży i planowana obecnie ponowna podróż do Kanady - to dla twórcy "Ryby śpiewają w Ukajali" nie tyle urozmaicenie i wzbogacenie życia, ile odnowienie i poszerzenie literackiego warsztatu, zasilenie go nowym materiałem, a nie rzadko i środkami artystycznymi. Znakomita kondycja fizyczna i pisarska artysty czynią pod tym względem niecierpliwie oczekującym na jego nowe książki jak najlepsze obietnice i nadzieje. Sylwetka literacka Arkadego Fiedlera byłaby krzywdząco niepełna, gdyby choć nie wspomnieć o nadzwyczajnej popularności jego książek zagranicą, o której świadczą liczne przekłady, omówienia i recenzje. Jest to fakt bardzo znamienny, a zarazem pochlebny dla naszego pisarza; konkurencja bowiem w zakresie reportażu i beletrystyki podróżniczej na Zachodzie jest o wiele silniejsza niż u nas i cudzoziemiec, który chce coś nowego o egzotycznych krajach i ludziach powiedzieć Anglikom, Francuzom, bądź Niemcom, musi wykazać się nie lada bogatymi i sugestywnymi zdolnościami literackimi. Mimo to

Laureaci nagród m. Poznania w roku 1958proza Fiedlera znalazła zagranicą poczesne miejsce i uznanIe w hierarchii gustów czytelniczych - przede wszystkim dzięki swemu głębokiemu humanizmowi i umiejętności dostrzeżenia na tle barwnej przyrody drobnych z pozoru, lecz w istocie bardzo ważnych spraw i trosk ludzkich. Lecz mimo posiadania przez Fiedlera owej przysłowiowej żyłki podróżniczej, która każe mu co pewien czas wędrować przez obce kraje w poszukiwaniu nowych przeżyć i wrażeń, wraca on zawsze do Poznania, a raczej do pobliskiego Puszczykówka, gdzie w willi ofiarowanej mu przez władze miejskie opracowuje i przetwarza zebrany materiał na atrakcyjne i pasjonujące książki. Owa niedwuznaczna sympatia pisarza dla Poznania jest przez mieszkańców i władze naszego miasta należycie zrozumiana i oceniona, czego dowiodło już po wojnie zarówno gorące przyjęcie osiedlającego się tu ponownie twórcy "Kanady pachnącej żywicą", jak i przyznanie mu nagrody literackiej miasta Poznania za rok 1957.

Zbigniew Pędziński

BRYGIDA KURBISOWNA

Przeważnie badacz zostaje wierny tej dziedzinie dociekań historycznych, od której spodziewa się, że mu odsłoni prawdę o przeszłości już wtedy, gdy wybiera wspólnie z swym profesorem temat pracy dyplomowej - magisterskiej czy doktorskiej. Można to śmiało powiedzieć o laureatce nagrody młodych miasta Poznania w roku 1958, dr Brygidzie Kiirbisównie. Jest ona obecnie zastępcą profesora przy Katedrze Historii Powszechnej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wykłada i prowadzi ćwiczenia z polskiego dziejopisarstwa średniowiecznego i z tzw. nauk pomocniczych historii, głównie z paleografii łacińskiej. Zaangażowana także aktywnie w Zakładzie Edytorskim w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, jest nadto jednym z redaktorów wychodzącego od r. 1957 czasopisma "Studia Źródłoznawcze" Po raz pierwszy wystąpiła laureatka przed światem naukowym w r. 1952 z dwoma rozprawkami recenzyjnymi dotyczącymi legendy o św. Stanisławie, biskupie polskim, i tzw. kroniki Piotra Własta oraz z pracą doktorską pL "Studia nad Kroniką Wielkopolską". Miała wówczas za sobą rok studiów historii i romanistyki na uniwersytecie we Fryburgu badeńskim (1945-1946) oraz na Uniwersytecie Poznańskim trzyletnie studia historii i polonistyki i dwa lata zajęć asystenckich przy ówczesnej Katedrze Historii Średniowiecznej. Dziś, po sześciu latach twórczej pracy, może bez przesady powiedzieć, że studia nad dziejopisarstwem średniowiecznym stały się jej pasją życiową. Dr Kiirbisówna ugruntowała w sobie zainteresowania źródłoznawcze i wyraźne powołanie naukowe w tym kierunku udokumentowała niejednym ciekawym odkryciem. Szereg pozycji wyrósł z tych zainteresowań laureatki, przesądzając o jej zakwalifikowaniu do grona najwybitniejszych młodszych historyków polskich, których nie tylko start naukowy, lecz i studia przypadły na pierwsze lata powojenne. Nie marzyła o karierze naukowej, jak to często twierdzi, ani w szkole, ani też wówczas, gdy u progu wojny stanęła z świadectwem dojrzałości w ręku jako absolwentka zasłużonego Gimnazjum Macierzy Polskiej w Gdańskui potem pięć długich lat spędzała w Niemczech. Twórczy klimat naukowego środowiska poznańskiego, w którym znalazła się w roku 1946, jej głębokie zamiłowanie do wiedzy, chłonny'umysł i benedyktyńska, rzec można, pracowitość pchnęły ją na tory pracy pisarskiej i jednocześnie dydaktycznej w Alma Mater Posnanensis.

W wykazie prac dr Kurbisówny znajdują się publikacje obszerniejsze, jak wspomniane "Studia nad Kroniką Wielkopolską", które stanowiły główną podstawę do przyznania nagrody, "Mieszczanie na Uniwersytecie Jagiellońskim i ich udział w kształtowaniu świadomości narodowej w XV wieku", dalej "Osiągnięcia i postulaty w zakresie wydawania źródeł historiograficznych" oraz "Kształtowanie się poglądów geograficznych o Słowiańszczyźnie w polskich kronikach przeddługoszowych". Na czoło wysuwa się jednakże bezsprzecznie zarówno swą objętością (323 strony maszynopisu), jak i dojrzałymi wynikami analizy i syntezy, nieznana jeszcze szerszemu ogółowi naukowców, gdyż oddana dopiero do druku, praca kandydacka pL "Dziejopisarstwo wielkopolskie XIII i XIV wieku".

Dr Kiirbisówna jest nadto autorką kilku artykułów recenzyjnych oraz kilkunastu większych i mniejszych recenzji, o których zwykła z uśmiechem mówić, że są "nieważne i nie warto ich w ogóle wymieniać". Wszystkie te drobne rezultaty jej wysiłku badawczego pozwalają śledzić, jak rozległa jest skala zainteresowań nad subtelnościami formalnymi paleografii łacińskiej - ogólne problemy średniowiecznej kultury historycznej, obok drobnych uwag na temat dyplomatyki, chronologii czy numizmatyki - ocena metod i założeń teoretycznych poważnych prac z zakresu dziejopisarstwa europejskiego - oto przykładowy wachlarz treści zawarty w recenzjach i zapiskach bibliograficznych. Wykazują one również, jak dr Kiirbisówna systematycznie poszerza swą podstawę erudycyjną przez lekturę nie tylko publikacji współczesnej nauki polskiej, lecz jednocześnie i zagranicznej. Solidna technika badawcza, jak i próby nowatorskich ujęć, to ogólne cechy, które znamionują cały dotychczasowy jej dorobek pisarski. Dużo trzeba by napisać, żeby nakreślić pełną sylwetkę pisarską laureatki.

Dość wspomnieć, że na jej warsztacie badawczym leży przygotowane do druku wydanie krytyczne roczników wielkopolskich w serii "Monumenta Poloniae Historica", że na XVIII Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich, który odbędzie się w Krakowie we wrześniu br., wygłosi dr Kiirbisówna referat pL "Problemy kultury historycznej w Polsce średniowiecznej". Oddała też do druku studium na temat "Próba założenia uniwersytetu w Chełmnie w roku 1386". Artykuł ten jest w pewnym stopniu wyrazem dumy autorki z jej rodzinnego miasta, które w średniowieczu było bogatym ośrodkiem gospodarczym i pełne inicjatywy kulturalnej miało już w wieku XIV ambicję założenia w swych murach wszechnicy uniwersyteckiej. Z metodyczną pracowitością powiększa dr Kiirbisówna swój dorobek naukowy. Ciągłe pogłębianie założeń metodologicznych historii i wypracowywanie praktyki badawczej pozwala jej widzieć wiele zjawisk przeszłości w nowym świetle. Dobrze się stało, że laureatka nagrody młodych m. Poznania swe najlepsze i najobszerniejsze prace poświęciła dziejopisarstwu wielkopolskiemu. Przysługując się nauce polskiej przynosi w pierwszym rzędzie chlubę uniwersytetowi i miastu, w którym od roku 1946 przebywa. A jednocześnie badania nad piśmien

Laureaci nagród m. Poznania w roku 1958nictwem wielkopolskim dostarczają wielu nowych, interesujących spostrzeżeń z zakresu kultury historycznej Wielkopolski w XIII i XIV wieku i stanowią cenny substrat dla syntezy ogólnego rozwój u* społecznego tej dzielnicy. Dlatego też tym pozycjom bibliograficznym należy się więcej słów. "Studia nad Kroniką Wielkopolską" określiła krytyka naukowa jako "piękną książkę" i "jedną z najbardziej interesujących prac w naszej literaturze źródłoznawczej". Autorka wykazała w niej, jak cennym źródłem historycznym, zajmującym własną i oryginalną pozycję jest owa kronika, spisana w XIII wieku dla uświetnienia wielkopolskiej linii Piastów, a przede wszystkim wskrzesiciela korony królewskiej, Przemyśla II. Interpolowano ją w wieku XIV w celach popularyzacji nowych pojęć narodowościowych i politycznych zjednoczonego już państwa polskiego. Wiążąc umiejętnie powstanie tego pomnika dziejopisarstwa z tendencjami ideowymi i kulturą literacką ówczesnego społeczeństwa dostarczyła dr Kiirbisowna przekonywujących dowodów, że kronika była wyrazem wysokiej kultury historycznej środowiska, w którym powstała. "Pogłębieniem i dalszym ciągiem" studiów krytycznych zainicjowanych przed sześciu laty nazywa sama laureatka nie opublikowaną jeszcze monografię pL "Dziejopisarstwo wielkopolskie w XIII i XIV wieku". Z zadowoleniem należy stwierdzić fakt, że w chwili, gdy Poznań wyróżnił dr Kiirbisównę za wkład w naukę, zwłaszcza w zakresie badań dotyczących Wielkopolski, dojrzała już do druku jej nowa obszerna praca. Oceniono ją wysoko w kołach uniwersyteckich, zaznaczając, że osiągnięte wyniki badań wykraczają poza wymagania stawiane pracy kandydackiej. W części syntetycznej tego studium znalazły odzwierciedlenie kolejne etapy rozwoju wielkopolskiego rocznikarstwa i kronikarstwa w XIII i XIV wieku w ścisłym powiązaniu z kulturą społeczną i umysłową tego okresu. Określając miejsce dziejopisarskich zabytków wielkopolskich w ogólnym dorobku średniowiecznej Polski, podkreśla dr Kiirbisowna m. in. nie dostrzeżone dotąd w nauce walory Kroniki Janka z Czarnkowa z XIV wieku. Nazywa ją "wysokim osiągnięciem dziejopisarskim" wyrosłym z wielkopolskich aspiracji politycznych, tj. dążeń rycerstwa wielkopolskiego do prymatu w państwie. Już tych kilka luźnych uwag umacnia w przekonaniu, iż osiągnięte przez laureatkę rezultaty badań są trwałym wkładem w naukę polską i zyskują jej dobre imię w historiografii. Ostatnie spostrzeżenie zamyka nam przegląd szkicowo zarysowanej działalności naukowej dr Kurbisówny. Wypadnie jednak wspomnieć jeszcze, iż pierwszorzędne zalety osobiste, jak ogromna pracowitość, obowiązkowość, a przede wszystkim uczynność i ofiarność jednają jej wielu przyjaciół wśród naukowców i studiującej młodzieży. Zawsze pełna gotowości służenia drugim, ma dla każdego życzliwe słowa, czynną pomoc lub przynajmniej uśmiech. Laureatka jest wzorem rozwijającego się naukowca i obdarzy nas niewątpliwie jeszcze wielu pięknymi rezultatami swego twórczego temperamentu. To, że sala wykładowa i pracownia naukowa nie izolują jej od życia, że w źródłach historycznych i poza nimi dostrzega nie tylko fakty, lecz przede wszystkim żywych ludzi, mówi o dr Kurbisównie znacznie więcej, niż zdołają powiedzieć o swej autorce wydrukowane artykuły, recenzje i książki.

Helena Chłopocka

BAZYLI WOYTOWICZ

Profesor Bazyli Woytowicz otrzymał nagrodę artystyczną miasta Poznania za rok 1956. N agroda uwieńczyła 20 lat bliskiej współpracy z naszym miastem rzeźbiarza, którego projekt pomnika Mickiewicza uzyskał pierwszą lokatę i został przeznaczony do realizacji. Człowieka, który przez tyleż lat uczy naszą młodzież artystyczną trudnej sztuki rzeźbiarskiej. N agroda ta stała się dla pedagoga i artysty podsumowaniem pewnego okresu działalności w Poznaniu i początkiem nowego rozdziału twórczości. Profesor Woytowicz urodził się w Małopolsce we wsi Czarnorzeki powiatu krośnieńskiego w roku 1899. Studia artystyczne odbywał na Wydziale Rzeźby w Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych u profesora Tadeusza Bryera. Już w czasie nauki jako student uczestniczył w wielu konkursach, na których zdobywał nagrody. Studia kończy w roku 1930, po czym zakłada w stolicy własną pracownię rzeźbiarską. Pracuje w umiłowanej dziedzinie sztuki, jednocześnie uczestnicząc czynnie w życiu związkowym swego środowiska jako członek zarządu ówczesnego Związku Zawodowego Polskich Artystów - Rzeźbiarzy. W roku 1936 z polecenia władz centralnych obejmuje stanowisko profesora w Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych w Poznaniu, gdzie do roku 1939 prowadzi dział rzeźby dekoracyjnej. Okupację spędza w Częstochowie i Warszawie, uczestnicząc w Powstaniu. Po wyzwoleniu, w r. 1945, wraca do Poznania i tu na nowo podejmuje działalność pedagogiczną i artystyczną.

Laureat nagrody artystycznej Poznania jest człowiekiem blisko i od wielu lat związanym z tym miastem, z jego życiem społecznym i kulturalnym. Działalność profesora w Poznaniu da się podzielić na dwie wyraźne, choć związane ze sobą dziedziny: pedagogiczną i artystyczną. Pedagogiem jest laureat nagrody m. Poznania od 22 lat. I mimo że uważa, iż praca ta przeszkadza mu w pełnym nasileniu twórczości artystycznej, nie pragnie jej porzucić. Rozpoczyna ją w tym mieście wkrótce do odbyciu służby wojskowej i ukończeniu studiów. W roku 1936 Bazyli Woytowicz zorganizował w tutejszej Szkole Sztuk Zdobniczych Dział Rzeźby i Brązownictwa. Uczelnia mieściła się podówczas przy ulicy Swiętosławskiej na Starym Mieście, tam gdzie obecnie jest szkoła baletowa. Nauka trwała 4 lata. Artysta nie tracił kontaktu ze swymi uczniami nawet w czasie okupacji. Z jednym z nich, Garszyńskim, wspólnie nawet wykonywał pewne prace rzeźbiarskie. W roku 1945 podejmuje znowu pierwotną pracę jako pedagog. Lokal znalazł się w dawnych pomieszczeniach browaru przy ul. Jackowskiego. Z początku była to praca w Instytucie, później w Szkole Plastycznej, wreszcie w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, tak jak brzmi dziś pełna nazwa tej uczelni. Były to najpierw czasy profesora Wronieckiego, przy którym Bazyli Woytowicz prowadził Dział Rzeźby. Współpracowali wtedy z artystą rzeźbiarze: Kazimierz Bieńkowski, Czesław Woźniak i Jan Bakalarczyk. Poza studium natury uczono techniki w kamieniu, bronzie i drzewie. Ostatnio profesor Woytowicz kieruje Studium Rzeźby i pełni obowiązki dziekana.

* Zamieszczona tu sylwetka laureata nagrody miasta Poznania za rok 1956 stanowi uzupełnienie omówień zamieszczonych w numerze 1;2 z r. 1957.

Laureaci nagród m. Poznania w roku 1958

Zainteresowania pedagogiczne laureata są jednak dziedziną uboczną. Główny ciężar osobistego zaangażowania się życiowego profesora Woytowicza spoczywa na zainteresowaniach artystycznych. Lata przedwojenne w twórczej pracy warsztatowej profesora wyrażały się w dość pokaźnej liczbie mniejszych prac, takich jak popiersia, kompozycje, które wystawiane były często na ekspozycjach ogólnopolskich. Otrzymywały one wysoką ocenę, zaszczytne wyróżnienia w postaci nagród, były zakupywane przez urzędy i instytucje. W okresie młodości Bazyli Woytowicz brał, jak wspomnieliśmy, czynny udział w licznych konkursach. Wówczas to uzyskał m. in. II nagrodę za popiersie Wyspiańskiego i III - za głowę N orwida. Pierwszą większą pracą, ocenioną bardzo wysoko, była rzeźba Tadeusza Kościuszki dla N owego Bytomia, za którą przed wojną autor otrzymał I nagrodę. Podobnie uczestniczył w konkursie na projekt pomnika generała Sowińskiego w Warszawie, gdzie uzyskał II nagrodę.

W czasie okupacji profesor Woytowicz pracował nad portretami. Po wojnie, w roku 1946, uzyskał II nagrodę za projekt Pomnika Bohaterów na poznańskiej Cytadeli. (Warto może przy tej okazji przypomnieć, że zrealizowane płaskorzeźby obecnego pomnika pochodzą właśnie z pracy Woytowicza.) Działalność artystyczna laureata pozostawiła wyraźne piętno w szeregu miast Wielkopolski, że wymienimy Pomnik Bohaterów dla Wągrowca czy pomnik Wacława z Szamotuł dla tego miasta. Rzeźby te były wykonywane przy współpracy artysty-rzeźbiarza Czesława Woźniaka. N agrody konkursowe otrzymywał artysta i z innych miast wojewódzkich (Warszawa, Szczecin, Rzeszów). Podjęcie pracy nad pomnikiem Mickiewicza w Poznaniu stanowi nowy, osobny rozdział w życiu i twórczości wybitnego rzeźbiarza. Wykonanie tego dzieła zacieśnia w jakiś specjalnie poważny a zarazem serdeczny sposób więź artysty z miastem. Jak wiemy, udział w tym konkursie wzięli specjalnie zaproszeni przez zarząd główny związku plastyków twórcy z wielu większych ośrodków w kraju: Sopotu, Warszawy, Wrocławia i Poznania. Konkurencja była silna, sprostanie warunkom - bardzo trudne. Nagrodzone dzieło wykonał prof. Woytowicz wspólnie z Czesławem Woźniakiem i zmarłym niedawno inżynierem architektem, Stanisławem Pogórskim. Pomnik Mickiewicza zajmuje prawie bez reszty czas artysty, zaprząta jego myśli, skupia wokół realizacji projektu całą uwagę. W związku z uzyskaną dwa lata temu nagrodą i zainteresowaniem jego pracą, pragnie on urządzić niebawem zbiorową wystawę swych dzieł. Pomysł niewątpliwie ciekawy i słuszny. Dalsze plany warsztatu rzeźbiarskiego zasłużonego artysty grupują się także wokół Poznania. Dotyczą one ozdobienia naszych parków miejskich. Profesor Woytowicz jest zdania, że rzeźba musi się rozwijać głównie na tle architektury. Nie reprezentuje on żadnej wąskiej i jednokierunkowej "szkoły" artystycznej, nie zacieśnia swej twórczości do pewnych jednoznacznych w wyrazie rygorów. Jest zdania, iż rzeźbiarz, jak w ogóle artysta, winien poszukiwać zawsze najlepszych środków wyrazu artystycznego, odpowiadających jego koncepcjom twórczym i możliwościom realizacji w danym środowisku przestrzennym.

Stefan Słoniński

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.04/06 R.26 Nr2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry