JERZY MŁODZIEJOWSKI

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.01/03 R.26 Nr1

Czas czytania: ok. 11 min.

POZNAŃSKA KRONIKA MUZYCZNA (maj - grudzień 1957 r.)

N owy sezon muzyki poznańskiej zaczął się we wrzesnlU olbrzymiej wagi zjazdem amatorskich chórów krajowych i zagranicznych. Oklaskiwaliśmy serdecznie naszych gości z emigracji. Niejeden poznański chór pochodzi w prostej linii z owych "westfalan" , którzy pod wieloletnią presją nie zapomnieli ani języka ani moniuszkowskiej "Halki"; niejednemu przecież chórowi na obczyźnie dała ona swe imię jako symbol. Popisy rozlicznych chórów, uroczysty koncert z udziałem orkiestry Filharmonii, akademia i udekorowanie szeregu wybitnych działaczy śpiewactwa wysokimi odznaczeniami państwowymi - były zewnętrznymi emblematami podziwu godnej działalności naszych chórów amatorskich. Powiedziano przy tej okazji wiele słów żalu wobec karygodnych wysiłków zaprzepaszczenia dotychczasowego dorobku. Niestety - ludzie, którzy tak niedawno próbowali brudną ręką sięgnąć ku wysoko niesionym sztandarom polskiego śpiewactwa - nie zostali przykładnie napiętnowani. Na zawsze wpisali się w haniebną księgę "złoczynienia" . Minęli w niesławie, lecz polskie śpiewactwo nadal trwa i coraz piękniej się rozwija. Dr Jan Niezgoda - przywódca ogólnopolskiego ruchu chóralnego, zaś ze środowiska poznańskiego Witalis Dorożała i Edmund Maćkowiak są tymi osobami, których nazwiska z wielu godnych wymieniam jedynie na tym miejscu. Wraz z wielu niezmiernie ofiarnymi pracownikami tej dziedziny prowadzą oni polskie śpiewactwo ku jasnym szlakom. Nie wymienionych jest legion. Niechże się nie obrażają za "zbiorowe ujęcie" - pracują przecież dla idei. Jest nadzieja, że ruchowi muzycznemu Poznania przybędzie dzielny sprzymierzeniec a Filharmonia Poznańska z większą niż dotąd skwapliwością podejmie rozmowy o współudziale chórów w wykonaniu oratoriów i kantat, które przecież są do pewnego stopnia podstawą repertuaru "wielkiej muzyki". Również z początkiem sezonu mieliśmy w Poznaniu piękną uroczystość jubileuszu wieloletniej pracy artystycznej i pedagogicznej Zdzisława J ahnkego. Tym razem wystąpił na symfonicznej estradzie nie jako solista, lecz dyrygent.

Program przezeń przygotowany świadczył o dużej wszechstronności zainteresowań: Telemann, Mozart, Cezar Franek iKarłowicz - oto duży wachlarz stylów muzycznych. Jest sprawą bodaj czy nie konieczną wykorzystanie dyrygenckich (i w tej dziedzinie pedagogicznych) umiejętności J ahnkego w życiu Filharmonii. Zbyt bowiem wielu przewija się w niej dyrygentów a nie widać żadnego pedagoga batuty. Dziesięciolecie zasłużonego zespołu upoważnia do pewnych wniosków na przyszłość. Zdzisław J ahnke - jako stały dyrygent Filharmonii - mógłby znakomicie podnieść jej poziom do jeszcze wyższychregionów a z takich zamierzeń nikt nie jest zwolniony - nawet spoczywając na jubileuszowych laurach. To jednak jest margines "sprawy Zdzisława Jahnkego". Główny nurt - to jego wieloletnia działalność artystyczna w Poznaniu. Jako skrzypek znany tu jest od wielu lat. On pierwszy wprowadził do naszego miasta "Sonatę skrzypcową" Karola Szymanowskiego w czasie, gdy się tu jeszcze nic o późniejszym autorze "Harnasiów" nie słyszało. Jego rozliczne koncerty - tak solowe z orkiestrą, jak i kameralne (sonaty Beethovena w roku 1927) - przysłużyły się znakomicie rozwojowi życia muzycznego Poznania.

Założony przez Jahnkego "Kwartet polski" (On, Gonet, Szulc i Danczowski) był również przez wiele lat jedynym w zachodniej Polsce reprezentantem muzyki kameralnej, o którą wciąż jeszcze trzeba staczać ciężkie boje. Dwukrotna zmiana "drugiego skrzypka" (Witkowski i Kwaśnik) nie pomogła... Zespół musiał się rozwiązać z przyczyn, które nie mają wiele wspólnego z muzyką. Śmierć Danczowskiego była ostatnią kroplą gorzkiej czary. Pozostały wspomnienia i programy "Kwartetu Polskiego" - będące wzorem dla wszystkich, uprawiających tę wspaniałą gałąź muzyki. I w tej dziedzinie zasługi Zdzisława J ahnkego są olbrzymie. Lecz na pierwsze miejsce wśród niezliczonego mnóstwa "dóbr" znakomitego artysty wysuwa się jego działalność pedagogiczna. Dziesiątki uczniów zapełniają dziś czołowe miejsca tak w polskich orkiestrach, jak i konserwatoriach wszelkiego typu. "Szkoła J ahnkego" jest w Polsce sławna. Podjął o nią starania z ręki swego ojca - Edwina J ahnkego - również niezmiernie dla Poznania zasłużonego muzyka. Najmniej stosunkowo znanym kierunkiem działania Zdzisława Jankego jest kompozycja. Jubilat skromnie ją ukrywa w rękopisach i nielicznych drukach. Edytorstwo cennych dzieł skrzypcowych również uchodzi potocznej uwagi a jest przecież tak bardzo ważne. Te wszystkie momenty złożyły się na podniosły nastrój jubileuszowej uroczystości. Delegacje skrzypków kilku pokoleń, serdeczne przyjęcie u publiczności i uczucie spełnionego pięknie obowiązku patriotycznego - oto dowody prawdziwej wdzięczności, jakie wszyscy żywimy dla Zdzisława Jahnkego.

Jubileuszowy nastrój trwał, we Filharmonii przez kilka tygodni. Istnieje już 10 lat i z tego względu wystąpiła z szeregiem specjalnych koncertów symfonicznych, dając w nich wybór swych najlepszych osiągnięć w ciągu minionego lO-lecia. Niestety ważnym wydarzeniem kulturalnym nikt się ze sfer warszawskich nie zainteresował należycie, skutkiem czego jubileuszowa "waga" przesunęła się raczej w stronę prowincjonalnego święta. A tak nie jest. Chciałoby się bardziej istotnych podziękowań, chętnie widziałoby się na pierwszym koncercie jubileuszowej serii ministra kultury we własnej osobie. Nadeszły jednak bardzo liczne telegramy oraz gratulacyjne listy od wielu pokrewnych instytucji i solistów, którzy w Poznaniu zostawili wiele wspomnień a wywieźli (poza honorariami) wrażenia solidnej gościnności gospodarzy i sympatię publiczności. Z zagranicznych gości uproszono dr Wacława Smetaczka z Pragi, by poprowadził jeden koncert z jego powtórzeniem. Z długiego szeregu gościnnych dyrygentów on jeden pozostawił w orkiestrze po swej dawnej bytności w Poznaniu najmilsze wrażenie. Zespół widzi w Smetaczku świetnego fachowca i znakomitego psychologa wydatnej pracy podczas krótkich prób. Jego batuta jest nieomylna a muzykalność i znajomość orkiestrowego-rzemiosła rzadko spotykana. Orkiestra w interpretacji czwartej symfonii Martinu "zwyciężyła", choć

5 *

Jerzy Młodziejowskitrudności dzieła zdawały się być niepokonalne. Swoboda, z jaką Smetaczek obraca się zarówno w świecie symfonii jak i orkiestrowego akompaniamentu do solowego koncertu wywarły nie tylko na publiczności wielkie wrażenie. Należycie oceniła ją orkiestra i to jest bardzo ważne.

J eden jubileuszowy koncert poświęcony Bachowi, inny dziewiątej symfonii Beethovena - przypomniały Poznaniowi najwyższe regiony wspaniałej muzyki. Dobrze się stało, że w annym koncercie wykonano jubileuszową symfonię Stefana Poradowskiego, którą poznański kompozytor poświęcił "swojej" Filharmonii. Trzeba tu zwrócić uwagę na ten fakt: oto rzetelny dowód związków z miastem. Poradowski - jakkolwiek włocławianin z urodzenia - tu spędził swe najpiękniejsze lata i tu nadal pracuje w dziedzinie pedagogicznej, kompozytorskiej i publicystycznej, by nie wspominać zamiłowań fotograficznych. Pięknie uczynił - poświęcając swą symfonię orkiestrze, która wielokrotnie dawała mu dowody sympatii, grając trzynaście jego kompozycji w 24 wykonaniach pod batutą ośmiu dyrygentów. Bardzo spóźnionym "śladem" dziesięciolecia naszej orkiestry stała się osobna publikacja, opracowana pod główną redakcją członka orkiestry - Witolda Kotzura. Jej zasadniczą wadą jest nader zły papier, który zniekształcił szereg pięknych fotografii Grażyny Wyszomirskiej, niejednokrotnie o dokumentarnej wartości. Że zbyt mało położono w owej publikacji nacisku na "życie orkiestry"? Moim zdaniem trzeba było podkreślić (co się też i stało) fundamenty, na których po wojnie mogła powstać Filharmonia. Nie element przyjezdny i zasadniczo najzupełniej miastu i jego atmosferze obcy, lecz "cement" ludzi stale tu żyjących i dzielnie pracujących sprawia, że dziesięć lat "poznańskiej symfoniki" stało się faktem dokonanym. Zasługą Stanisława Wisłockiego, przez owych 10 lat pracującego w Poznaniu jest wprowadzenie (niestety tylko w pierwszej połowie okresu) interesującego programu i próby kształcenia orkiestry na Bachu i Beethovenie. Okres drugi był już dla Wisłockiego czasem startu w inne środowiska artystyczne. Znacznie ucierpiała na tym orkiestra, która nie widziała na swym czele "stałego dyrygenta" nieraz przez nader długi okres. W dziedzinie symfonicznej mieliśmy trzy interesujące wizyty zagranicznych orkiestr. Zespół z Cleveland i Filharmonia z Drezna, nadto Filharmonia Łódzka. Amerykanie pokazali wielki styl i świetne starowłoskie instrumenty smyczkowe nadto wirtuozerię instrumentalną i nieopisanie akuratną "rękę" Jerzego Szella. Drezdeńczycy popisali się solidną, tradycyjną interpretacją znanej muzyki niemieckiej (H. Bongartz), lecz nie pozostawili specjalnie niezapomnianych wrażeń. Nie zachwyciła nas też współczesna muzyka Niemców z NRD. Jakoś brak im "Hindemitha"... "Paralelizmy" opóźnionego Regera i zabłąkania w gęstwinie jałowego kontrapunktu są nieco zbyt natrętne. Henryk Czyż, obecnie kierownik Filharmonii Łódzkiej - wychowanek poznańskiego konserwatorium - przywiózł do Poznania "Króla Dawida" Honeggera; wspaniałe dzieło wykonał z łódzką orkiestrą podczas konkursu im. Wieniawskiego i wywarł na wszystkich ogromne wrażenie. Muzyka i złączone z nią słowo recytatora (Andrzej Szalawski), jak również doskonałe wykonanie całości przez wszystkich "współpracowników", sprawiły że "Dawida" długo się nie zapomni w Poznaniu. Konkurs im. Wieniawskiego odbył się po raz trzeci, z czego drugi w Poznaniu.

Trzeba było o to ostro walczyć z czynnikami stołecznymi. Warszawie chciało siębardzo i tę imprezę włączyć w swój "teren". Istnieje dawny obyczaj, że pewne konkursy muzyczne urządza się w mniejszych środowiskach, nieraz nawet w całkiem małych miasteczkach - dość wymienić Prades pod stokami Pirenejów, gdzie Pablo Casals od pewnego czasu organizuje wspaniałe festiwale. Nie jestem tak bardzo pewien, czy Prades "przekracza" ilością mieszkańców nasz Nowy Targ... Ostatecznie Poznań przeprowadził swą wolę i odzyskał konkurs im. Wieniawskiego dla siebie. Odnowiona Aula Uniwersytetu i nieco poprawione oświetlenie estrady przydały imprezie pewnego "blasku". Organizował całość Zdzisław Śliwiński i wywiązał się z nader trudnego zadania znakomicie. Miał swój własny "sztab" i działał nim skuteczniej, aniżeli "dostarczone" z Warszawy, wątpliwej jakości specjalistki biur organizacyjno-recepcyjnych. Trzy etapy konkursu gromadziły codziennie spory zastęp publiczności.

Poznańska prasa poświęcała wiele miejsca przebiegowi konkursu - w czym pierwsze miejsce niewątpliwie dzierżył "Express Poznański". Zjechali się zewsząd nie tylko uczestnicy samego konkursu, jurorzy i obserwatorzy z wielu krajów, lecz również przedstawiciele stołecznej prasy, radiowcy, muzycy, krytycy. W wolnych od konkursowych "prac" dniach goście mieli okazję wysłuchania koncertu chóru Stuligrosza, oratorium Honeggera oraz baletu "Pan Twardowski". Szczególnie Francuzi nie posiadali się z zachwytu nad taneczną wirtuozerią Konrada Drzewieckiego, ubiegłorocznego laureata Nagrody Miasta Poznania. Wiele osób wybrało się również do Katedry w dniu 8 grudnia, gdzie podczas nabożeństwa chór Stuligrosza wykonał sławną "Missa Papae MarcelIi" . Wszyscy, uczestnicy konkursu (tak wykonawcy, jak i publiczność) mieli okazję nabycia wielu interesujących wydawnictw nutowych oraz nagrań płytowych polskiej muzyki. Sumiennie zredagowany program wraz z wizerunkami i sylwetkami wszystkich uczestników szlachetnego pojedynku był do nabycia przy wejściu. Dziś już stanowi bibliograficzną rzadkość. Ostatecznie przewodnicząca Sądu Konkursowego, Grażyna Bacewiczówna (niegdyś odznaczona wyróżnieniem w pierwszym konkursie przed wojną) ogłosiła wyniki. Pierwsze miejsce zajęła Ukrainka Roza Fajn, drugie - Amerykanin, Sydney Harth, trzecie - Rosjanin, Mark Komissarow. czwarte - Rosjanin, Wladimir Malinin, piąte - Turczynka, Ayla Erduran, szóste - Hiszpan, Augustin Leon-Ara. Wyróżnienie otrzymali: Czech, Jerzy Szumpik z Pragi i Polak, Zenon Płoszaj z Łodzi - niestety jedyny nasz rodak, dopuszczony do finału. Młodziutka Bułgarka, Dora Iwanowa, otrzymała - jako najmłodsza uczestniczka konkursu o wysokiej punktacji - mistrzowskie skrzypce polskiego współczesnego lutnika Gosiewskiego, nagrodzone złotym medalem na odbytym poprzednio międzynarodowym konkursie lutniczym w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Impreza owa również związana pośrednio z samym konkursem im. Wieniawskiego - sercem której był Zdzisław Szulc - stanowi ważny element propagandowy dla Poznania. I tej również nie da sobie miasto odebrać. "Również" - gdyż w czasie uroczystości końcowej, gdy rozdawano nagrody - przemówił przedstawiciel Ministerstwa Kultury i Sztuki, dyrektor Wiktor Weinbaum, zaś w jego słowach nie znaleźliśmy koniecznego dla naszego miasta zdania: "Do widzenia za lat nieć... w Poznaniu". Czuliśmy w pominięciu tego "w Poznaniu" wygodne zastrzeżenie. Nie życzymy sobie go w żadnej postaci. Więc za lat pięć znowu nad Wartą.

We finałach, jak również w wielkim koncercie, z utworów Szymanowskiego złożonym ( Stabat Mater" - czwarta symfonia), brała udział Poznańska Fil

Jerzy Młodziejowski

harmonia. Akompaniowała znakomicie, zwłaszcza w sławnym drugim koncercie Wieniawskiego. Dyrygowali na zmianę: Zdzisław Górzyński, Jerzy Katlewicz, Bogdan Wodiczko i Stanisław Wisłocki (który wybrał koncerty Szymanowskiego, Bacewiczówny i Turskiego). Obok owego "drugiego" słyszeliśmy zapomniany i na szczęście na nowo opublikowany pierwszy koncert skrzypcowy Wieniawskiego (Płoszaj i Szumpik). Całość muzyki konkursu ze wszystkich trzech etapów wraz z koncertem recitalowym laureatów nagrano na taśmy Polskiego Radia i Zakładu Polskich Nagrań Dźwiękowych. Będą z tej masy pięknego muzykowania radiowe audycje, a zapewne w przyszłości i wolnoobrotowe płyty. Niestety - nie udało się "schwycić" w Poznaniu porządnego, studiowego nagrania drugiego koncertu Wieniawskiego wraz z orkiestrą. Zabrakło na ten cel pieniędzy, a szkoda, gdyż okazja nadarzała się wspaniale.

Konkurs się skończył; sprzed Uniwersytetu zdjęto szpaler międzynarodowych sztandarów. Pozostały wciąż jeszcze żywe wspomnienia i gorąca sympatia do młodych skrzypków z całego świata (był i Murzyn) za to, że znają i pięknie wykonują utwory Henryka Wieniawskiego oraz Karola Szymanowskiego. Muzyka kameralna - zawsze napotykająca na wielkie trudności w rozkrzewianiu - stale, przez całą jesień była praktykowana. Dwukrotnie w miesiącu, w pierwszą i trzecią środę o godzinie 18 w salce Filharmonii gromadzi się systematycznie spora gromadka młodzieży z niższych szkół muzycznych. Przy wstępnej prelekcji objaśniającej słuchają przyszli muzycy naj rozmaitszych dzieł ze wszystkich epok i ze wszystkich stylów. Poznali zespół kwintetu dętego, harfę, flet, kwartet smyczkowy, śpiew solowy. Wielce to kształcące (choć oczywiście dla organizatora - Filharmonii Poznańskiej - deficytowe) audycje. Nieco inny charakter mają coraz bardziej systematycznie pojawiające sie koncerty kameralne Związku Kompozytorów Polskich, urządzane przez miejscowe koło terenowe przy oreanizacyinei pomocy Filharmonii. W okrasie iesiennozimowym 1957 roku mieliśmy takie dwa interesujące wieczory. W nierwszym wykonano kameralne dzieła francuskie, czeskie, niemieckie, polskie, węgierskie, w drugim smyczkowy zespół Symfonicznej Orkiestry Objazdowei t>OO batuta Jerzego Młodzieiowskiego grał po raz pierwszy w Polsce utwory: bułgarski Goleminowa, węgierski J ardanyiego, jugosłowiański Leskoyica oraz prawykonanie "Poematu" Aleksandra Szeligowskiego (iunioral. Powtórzono również - znane już dawniei - "Concerto grosso" Andrzeja Koszewskiego W związku z kameralistyka trzeba wspomnieć o istmeiacym iuż bpz mała od czterech lat "Poznańskim kwartecie smyczkowym" CSt. Rooek. St. Rydzewski, J. Młodzi eiowski, T. Egiejman), którA ma na «wym artystycznym koncie około 30 publicznych występów (w czym kuka radiowychl. oraz tyleż prawie kompozycji. Zadaniem zespołu iest krzewienie kameralistyki gdzie sie tylko da. W programie utwory różnych epok i różnych stylAw. od preklasyki DO wsnńłczesność. Dzieła zanomniane lub nigdy dotąd w Polsce nie wykonywane. Dzioki osobistym kontaktom członków Z"'SDOIU z kompozytorami rńżnych kraiów uzbierała sie snora ilość snedalnie Kwartetowi Poznańskiem" zadedykowanyoh i przysłanych kompozycii: Dymitra Szostakowicza i Igora Rołzy ze 7.win*ku Radzieckiego. Aloisa Hahy Eugeniusza Suchonia. Jana Rychlika i Aleksandra Moyzesa z Czecbocłowarii. Marina Goleminowa i PaAaszkiewa Fadżiiewa z Rułcarii. Paula Ponstantinescu z Rumunii. Freda Malige z NRD. Maiac za sobą poważną działalność koncertową. Kwartet Poznański - jedyny dziś w naszym mieście zawodowy zespół kameralny tego typu ma szerokie programy na przyszłość i liczy na poparcie publiczności. W łonie Filharmonii pracuje z wielkim pożytkiem kwintet instrumentów dętych, występując co pewien czas na filharmonicznych (szkolnych) koncertach. Ożywioną działalność wykazują również znani muzycy Filharmonii - głównie przed mikrofonami poznańskiej rozgłośni (skrzypek - Stanisław Bocek, flecista - Włodzimierz Tomaszczuk).

W początku zimy 1957 roku powstało stowarzyszenie miłośników muzyki współczesnej, nazwane przez jej założyciela, Norberta Karaśkiewicza, "Pro musica". Jednoczy ono spory zastęp amatorów naszej sztuki i na razie pracuje bez żadnych subwencji, uczęszczając na koncerty kameralne i audycje z płyt wolnoobrotowych, poświęconych, jak dotąd, staremu angielskiemu mistrzowi Purcellowi i, mistrzowi nad mistrze, Igorowi Strawińskiemu. Trudno dziś orzec, jakimi drogami rozwinie się praca w stowarzyszeniu. Warto mu wszakże życzyć dobrych wyników. Według bowiem statutowych założeń członkowie powinni stać się z biegiem czasu czynnymi współtwórcami grupy słuchaczy dobrze przygotowanych do słuchania muzyki, którzy będą "bić się" o należyte zrozumienie nowszej muzyki. Wrześniowa setna rocznica śmierci Karola Kurpińskiego minęła dla Poznania dość cicho. Główne uroczystości (na dość pokaźną skalę) odbyły się w rodzinnej wsi Kurpińskiego - Włoszakowicach pod Lesznem. Występowała tam Symfoniczna Orkiestra Objazdowa pod batutą J. Młodziejowskiego, znany klarnecista poznański - Józef Madeja, artysta Opery Poznańskiej - Antoni Majak, skrzypek - Adam Kuryłło oraz zespół wokalny szkoły muzycznej, który pod dyrekcją Ludwika Kwaśnika wystawił estradowo operę Kurpińskiego "Zamek na Czorsztynie". U rządzono też we Włoszakowicach okolicznościową wystawę pamiątek i poświęcono kamień węgielny pod budowę szkoły powszechnej imienia Karola Kurpińskiego. Uroczystość o mniej więcej podobnym programie odbyła się w Poznaniu staraniem SPAM i Wydziału Kultury R. N. m. Poznania. Wystąpiły zbiorowo cztery miejskie chóry mieszane, którymi dyrygował Marian Nagórs.ki, Roman Wasilewski z Opery Poznańskiej, Adam Kuryłło i Józef Madeja. Orkiestrą dyrygował J. Młodziejowski, który również wygłosił okolicznościowe przemówienie. Uroczysty ten koncert cieszył się dużą frekwencją, zwłaszcza młodzieży wyższych klas szkół średnich. Opera Poznańska pracuje po dawnemu systematycznie i dokładnie. Niestety nie może sobie pozwolić na zbyt częste premiery . Jesienią ujrzeliśmy "Konrada Wallenroda" Władysława Żeleńskiego. W zasadzie było to wznowienie, gdyż iuż dawniej grano u nas tę operę. Dyrygował Zdzisław Górzyński, który z wielkim pietyzmem dla swego nauczyciela opracował interesujące dzieło. Zarówno orkiestra, śpiewacy, chór i "elementy pomocnicze" okazały raz jeszcze swój wysoki poziom artystyczny. N arzekano malkontencko na dłużyzny i "liryzm" muzyki Żeleńskiego, niesłusznie przyrównywano ją do czasów dzisiejszych... Ustawiona w swojej epoce jedna z czterech oper Żeleńskiego - powinna znaleźć zainteresowanych nią słuchaczy. Kochamy i czcimy dzieła operowe Stanisława Moniuszki, lecz winniśmy poznać opery jego licznych polskich następców. Sama "Legenda Bałtyku" Feliksa Nowowiejskiego nie może tym zapotrzebowaniom wystarczyć - choć ma zawsze swoich wiernych wyznawców - czemu nikt rozsądny nie może się dziwić, Podobno w projektach ma być

prapremiera opery Witolda Rudzińskiego "Generał Paryża" (Jarosław Dąbrowski). Nareszcie więc i w operze i "pod Pegazem" zjawi się coś absolutnie nowego. Miłe dziecko naszego miasta - Operetka Poznańska - "nijak" nie może wyłabudać się z niemowlęcego okresu. Wiecznie ten sam repertuar leharowskokalmanowski. Dyrektor Wojciechowski (obchodzący w jesieni 1957 r. swój jubileusz) w żaden sposób nie umie się zdecydować na wyjazd zagranicę, by posłuchać czegoś nowego. Wystaczyłoby ruszyć choćby do Bratysławy, by ujrzeć tam dwie nowe słowackie operetki Milana Novaka i Bartłomieja Urbanca - naprawdę warte "przyprowadzki" do Poznania. Ale dyrektor Wojciechowski woli widać tradycję i starosłowiańskie "niech będzie jak bywało" - opiera się na niezbyt interesującym motywie, że publiczność i tak przyjdzie... Zasłanianie się trudnościami dewizowymi jest wygodne. A więc trzy kolejne hrabiny Marice (Jakubowska, Skałbania i Tessy) uwodzą zachwyconych poznaniaków i prowincjuszów. Interes idzie, ale poziom wymagań maleje. Przez Poznań przejeżdżało wielu gości-muzyków z zagranicy. Nie wspominając o dyrygentach, śpiewakach i instrumentalistach wspomnieć trzeba o wizycie wybitnego muzykologa i kompozytora radzieckiego - Igora Bełzy. Mówiący doskonale po polsku, znający na wylot nasze muzyczne dzieje, autor wielu publikacji rosyjskich o Karłowiczu, Marii Szymanowskiej, Moniuszce, Ogińskim - autor wreszcie dwa tomy liczącej "Historii polskiej kultury muzycznej" - złożył wieniec na grobie profesora Adolfa Chybińskiego i odbył szereg interesujących rozmów w sferach muzycznych Poznania. Zapewne zjedzie tu na dłuższy czas, by przy uniwersyteckiej katedrze muzykologii wygłosić serię wykładów w polskim języku. Śmierć zabrała naszemu miastu w dniu 15 grudnia 1957 roku wybitnego pedagoga i znanego pianistę, Zygmunta Lisieckiego. Przebywał tu bodaj od 1921 roku jako profesor konserwatorium i znakomity solista, tak kameralny jak i solowy. Po wojnie przez czas pewien kierował muzycznym działem Polskiego Radia - ostatnio zaniechał całkowicie publicznych występów, poświęcając się zupełnie pedagogice. Straciła ona jeden ze swych filarów, a muzykalny świat Poznania bardzo uczynnego, dobrego i artystycznie wysoko postawionego obywatela.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1958.01/03 R.26 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry