JERZY MŁODZJEJOWSKI

Kronika Miasta Poznania 1957.01/06 R.25 Nr1/2

Czas czytania: ok. 6 min.

KRONIKA MUZYCZNA POZNANIA (Styczeń - kwiecień 1!?57) Idzie tu wszystko normalnie, bez wstrząsów repertuarowych, bez specjalnych sensacji i bez gwałtowniejszych wysiłków ku "nowemu". Ale może tak właśnie jest najlepiej. Opera jak zwykle raduje się powodzeniem "Śpiącej królewny" Piotra Czajkowskiego. Zachęcające fotosy Wyszomirskiej wabią z witryn Placu Wolności przechodniów na to feeryczne przedstawienie. Tak się złożyło, że jeszcze na nim nie byłem ale sumiennie obiecuję zawędrować w krainę szklanej góry i cieknącej sentymentalnym romantyzmem muzyki. Mam czas - "Królewna" potrwa w Poznaniu jeszcze przez długie miesiące. Tymczasem przygotowano dość starannie operę Engelberta H umperdincka "Jaś i Małgosia". Jest to bardzo ładna i doskonale instrumentowana muzyka w "wagnerowskim sosie", oczywiście na lekko. Marian Szczęsnowski włożył wiele pracy w kierowanie muzyczne. Orkiestra była jak izawsze bez żadnych zarzutów świetna. Obsada partii solowych niemniej doskonała. Triumfy po stronie Pakulskiej w roli Małgosi. Reżyseria Majaka nie wydobyła kulminacyjnego punktu: spalenia złej czarownicy w piecu. Niby ją dzieci spaliły, ale jakoś tak bez huku... W przygotowaniu opera Władysława Żeleńskiego "Konrad Wallenrod". Zdzisław Górzyński jako uczeń kompozytora poczytuje sobie za obowiązek wystawienia już drugiej - po "Goplanie" - opery swego mistrza. Inicjatywa godna wysokiej pochwały. Wartoby jednak w naszej operze przypomnieć żelazny repertuar Verdiego, bez którego przecież żadna scena operowa obejść się nie może i nie powinna. W operetce po staremu szła "Wesoła wdówka" Lehara. Było tam ostatnio wiele buntów i pałacowych rewolucji personalnych, oj! było... Zespół przechodzi katarsis (po grecku: po polsku znaczy "oczyszczenie"!); mamy nadzieję, że wyjdzie z niemiłe; atmosfery i zmieni operetkową oś Wiedeń-Budapeszt na inne kierunki, może cokolwiek bardziej współczesne i w inną stronę świata skierowane. Skromnie przypominam choćby paryskiego mistrza z "Wesela pod latarniami". Ale obecny kierownik artystyczny żadnych rad nie potrzebuje - sam wie najlepiej! Wie i umieścił w programie małowiele wartą "Krysię Leśniczankę" już nawet nie pamiętam jakiego autora! Wprawdzie kostiumy i dekoracje Stefana Janasika były ponętne, orkiestra pod batutą Zygmunta Wojciechowskiego (który został kierownikiem artystycznym Operetki, skutkiem czego zrezygnował z pracy w Operze) - grała czysto i składnie, tytułowa rola w wykonaniu Wandy Jakubowskiej była zachwycająca... ale wybór tej właśnie zwietrzałej lemoniadki okazał się całkiem chybiony. Komedia muzyczna - jeśli już pisać o muzycznych scenach i scenkach - po "Rozkosznej dziewczynie" Benatzky'ego składa się i rozkłada w "Karnawałowych igraszkach". Królową dobrej roboty była tam niewątpliwie Zofia Jamry, wciąż niewykorzystana należycie w jakimś istotnie celnym teatrze. Trzecią premierą w tym sympatycznym teatrzyku była "Nitouche" Joego Herve.

Stara jak wszechświat operetka (nie komedia muzyczna!) miała i ma duże powodzenie. Wreszcie coś bez hrabiów, chociaż z tradycyjną "cioteczką". Zespół orkiestralny przerażający w brzmieniu. Hanna Bielanka - prjmadonna - bardzo się podobała. Jej partner Szwajcer również.

Z kolei rzeczy pierwszeństwo w poważnym traktowaniu muzyki ma Filharmonia Poznańska. Od stycznia 1957 roku Stanisław Wisłocki przestał być jej kierownikiem artystycznym ale jeszcze idą w planie jego programy. Trzeba stwierdzić, że bardzo dobrymi okazały się koncerty muzyki francuskiej. Zwłaszcza świetny był "Koncert na dwa fortepiany" Poulenca, idealnie zagrany przez W oytowicza i Hoffmanna. Mniej powiodło się z muzyką amerykańską. Grove i Gershvin nie mogła być oczywiście jej idealnymi przedstawicielami, tym mniej dość dowolnie dobrane pieśni południowoamerykańskie, z wdziękiem zresztą zaśpiewane przez Sonię Manthey, która ostatnio specjalizuje się w wynajdywaniu naprawdę niezwykłych kompozycji. Dużym i prawdziwie wielkim wydarzeniem artystycznym było przypomnienie Poznaniowi "Koncertu na głos i orkiestrę" mieszkającego stale w N owym Jorku Tadeusza Zygfryda Kasserna. Trzeba tu otwarcie napisać, że na kompozytorze tym ciążyło odium od chwili, gdy wyjechał z Polski. Nie było wolno grać jego ktimpozycji. Dopiero "październik" pozwolił na normalny tok pracy i w tej dziedzinie. Dzieło Kasserna nie zestarzało się zupełnie. Trzeba przypomnieć, że otrzymało niegdyś nagrodę w Paryżu a w sądzie konkursowym zasiadali między innymi: Ravel, Schmidt i Roussel. Ewa Bandrowska-Turska od chwili prawykonania pięknie interpretuje ten wielki melizmat impresjonistyczny. I tym razem - po ciężkiej chorobie - powróciwszy na symfoniczną estradę zachwyciła licznie zebranych słuchaczy ciągle jeszcze wysoko nastrojoną nutą artyzmu. Koncert skrzypcowy Brahmsa powtórzył raz jeszcze Tadeusz Wroński a Wisłocki przypomniał dawno nie graną "Idyllę Zygfryda" i Respighiego "Rzymskie święta". Gościł u nas Stanisław Skrowaczewski i wybrał sobie do programu trzecią symfonię Schumanna (nigdy w Poznaniu nie wystawianą!) oraz "Tricorno" de Falla. Trudno jednak nie dziwić się gustowi solistki tego koncertu - Lidii Grychtołówny - że grała Koncert fortepianowy g moll Saint-Saensa. O tym utworze powiedziano nie bez racji, że zaczyna się Bachem a kończy Oifenbachem. Nie wart dziś umieszczania w programie. Dużym powodzeniem cieszył się koncert Wisłockiego i Żmudzińskiego. Był już obliczony na rzetelnych znawców muzyki symfonicznej, bowiem zawierał jedynie Beethovena i Brahmsa i to jeszcze z mniej znanych regionów twórczości: czwarta symfonia Beethovena i drugi koncert fortepianowy Brahmsa, rzadko zjawiają się na estradzie. Oba utwory były wykonane bardzo stylowo i poważnie. Mieliśmy też polskie prawykonanie "Symfonii na smyczki" Wojciecha Kilara, młodego kompozytora, który swą wdzięczną " Uwerturą" podbił serca słuchaczów tak Poznania jak i "Warszawskiej Jesieni". Nowe dzieło Kilara grzeszy cokolwiek mało usprawiedliwionymi dłużyznami ale wybornie brzmi i fakturalnie dobrze jest skomponowane. Zasila naszą literaturę dla smyczkowej orkiestry - ostatecznie nie tak znowu ubogą, jeśli tylko przypomnieć najnowsze dzieła Krenza, Bacewiczówny, Serockiego a z nieco dawniejszych: zawsze piękne i nad wyraz szlachetne "Epitaphium" Szeligowskiego. Wprawdzie do tematu ściśle nie należy ale warte wspomnienia jest i to, że w lutym ukazała się w poznańskiej sprzedaży polska wolnoobrotowa płyta z nagraniem całości "Harnasiów" Karola Szymanowskiego, dokonanym pod batutą Stanisława Wisłockiego przez Filharmonię Poznańską. Solo tenorowe śpiewał Józef Prząda a doskonałe poznańskie chóry dopełniły pięknego brzmienia i świetnej precyzji tego dzieła. Warto też wspomnieć, że podobna płyta z nagraniem "Dziadka do orzechów" Czajkowskiego (batuta Witolda Rowickiego - orkiestra poznańska) już została wyprzedana.

Młody pianista poznański - Józef Walczak - grał po raz pierwszy w Poznaniu, a zdaje się, że i w Polsce - "Koncert fortepianowy" rumuńskiego kompozytora Constanlinescu. Zarówno muzyka, jak i jej wykonanie godne były wysokich pochwał. Walczak zaczyna być "znaczny" - warto o nim pomyśleć, by się nie marnował wyłącznie w Poznaniu. Z młodych artystów zachwycaliśmy się Jerzym Katlewiczem, niedawnym zwycięzcą z Besancon. Prowadził symfonię Francka i wstęp do "Chowańszcżyzny" Musorgskiego. Jest znakomitym dyrygentem i wytrawnym praktykiern.

Jerzy Młodziejowski

Strona artystyczna idzie u niego w parze z wyborną techniką. Liczymy w Polsce na Katlewicza - me przyniesie nam za granicą wstydu! Rocznicę śmierci Karola Szymanowskiego uczciliśmy pięknie przygotowanym koncertem kameralno-symfonicznym(!) - bo oito pierwsza część wieczoru wypełniona była ,.Kwartetem C dur" (wspaniały zespół krakowski) i , .Tryptykiem" do słów Kasprowicza, w wykonaniu Marii Drewniakówny. Druga część - to Trzecia Symfonia z chórami i solo sopranowym Drewniakówny.

Dyrygował Józef Wiłkomirski. Wisłocki zaprodukował też nowszą muzykę angielską.

Kompozycje Deliusa i Brittena nie były u nas dotąd grane, toteż zainteresowanie nimi a zwłaszcza ..Koncertem na altówkę" Waltena (Stefan Kamasa) było znaczne. Przyjechała do Poznania Filharmonia Narodowa z Bogdanem Wodiczką na czele i grała popularną siódmą symfonię Beethovena, "Don Juana" Straussa, koncert na orkiestrę Martinu i Toccatę oraz fugę d moll Jana Sebastiana Bacha w inscenizacji Smetaczka. Aplauz zasłużony! · Szczególnie ważnym wydarzeniem muzycznym był koncert współczesnej muzyki niemieckiej z NRD. Dostrzegliśmy w trzech wykonanych dziełach (Thilman, Goerner i Cilensek) pewne ciągłości stylistyczne od Maksa Regera -. oczywiście z silnymi zboczeniami we współczesność. Chór Stuligrosza wypełnił również pół koncertu filharmonicznego madrygałami i motetami dotąd w Poznaniu bodaj nie-wykonywanymi. "Pasja według św. Mateusza" Henryka Schiitza była wyjątkowo wspaniale w tym zespole wykonana i wzbudziła między słuchaczami falę szczerego wzruszenia. Partia Bwangelisty w ujęciu Franciszka Skibińskiego stanowiła przykład, jak taką muzykę wzorowo wykonywać. Muzyka kameralna uparcie toruje sobie trudną drogę wśród obojętności naszego społeczeństwa. Kwintet dęty Filharmonii stale podnosi swe kwalifikacje interpretacyjne a Poznański Kwartet Smyczkowy -. istniejący już trzy lata -. miał w lutym na swym skromnym koncfe dwie polskie prapremiery: "Suitę słowacką" Suchonia i "Kwartet smyczkowy" Ferenca Szabo, współczesnego kompozytora węgierskiego. Wielką sensacją artystyczną był, jedyny niestety, występ radzieckiego kwartetu smyczkowego im. Borodina. Ci młodzi artyści należą bezsprzecznie do czołówki kameralnej w Europie. Grali nam Beethovena, Szostakowicza (zaskakujący w "ładności" trzeci kwartet) i Ravela. W naddatkach popisali się muzyką Czajkowskiego i Debussy'ego. Publiczności niestety bardzo mało -. muzyków zarówno zawodowych jak i "szkolnych" żenująco niewiele. Wychodząc z koncertu patrzyłem z żalem na oświetlone okna w pobliskim konserwaltorium... Zamiast przyjść gromadnie na tak wspaniały koncert - uczniowie (i ich profesorowie!) woleli odbyć zwykłą lekcję! Wydaje sięi że można było sobie pozwolić na zawieszenie owej lekcji. N a uwagę zasługuje jubileuszowy wieczór chóru mieszanego "Harmonia", którym uczczono wieloletnią "służbę śpiewaczą" prezesa Kaczmarka, znanego w Poznaniu działacza społecznego i zasłużonego bojownika o poznańskie sprawy w łonie nie tylko "Miłośników Miasta Poznania".

Jerzy Kurczewski napisał muzykę do filmu "Koniec nocy", którą w lutym nagrał w Łodzi z 18-to osobowym zespołem kameralnym, wybranym z członków trzech poznańskich .orkiestr. Wisłocki również intensywnie działa w filmowej muzyce.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1957.01/06 R.25 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry