PRZEGLĄD

Kronika Miasta Poznania 1957.07/12 R.25 Nr3/4

Czas czytania: ok. 29 min.

BIBLIOG RAFICZNY

SPRAWOZDANIE Z DYSKUSJI NAD WYDAWNICTWEM "DZIESIĘĆ WIEKÓW POZNANIA"

Trzytomowa monografia Poznania, bogato ilustrowana i starannie wydana, spotkała się z żywym zainteresowaniem społeczeństwa. Potrzeba dyskusji nad tym wydawnictwem zarysowała się jednak niemal natychmiast po ukazaniu się go na półkach księgarskich; wydarzenia Polskiego Października stworzyły możliwości pełnej oceny monografii - oceny rzeczowej, która byłaby podstawą do dalszych badań naukowych. Dyskusję zorganizowała Sekcja Historii Poznania działająca przy Oddziale Poznańskim Polskiego Towarzystwa Historycznego dnia 10 kwietnia 1957 r. Dyskusję otworzył przewodniczący Sekcji p r o f. dr J. D e r e s i e w i c z : W związku ze zorganizowaną dyskusją należy przypomnieć na wstępie pewne · fakty. Sprawa upamiętnienia 700-lecia praw miejskich Poznania zdecydowana została na krótko przed samym obchodem. Zwrócono się do autorów ze strony Muzeum N arodowego o napisanie scenariuszy w ciągu paru miesięcy, a potem już kilka lat trwała "produkcja", w wyniku której powstało imponujące - w każdym razie rozmiarami i formą edytorską - trzytomowe dzieło. Należy podkreślić, że z niewątpliwą szkodą dla opracowania za krótki czas był wyznaczony autorom na napisanie artykułów, a zbyt długo "produkowano" całość. Myśl utworzenia Sekcji Historii Poznania narodziła się w trakcie prac nad scenariuszami do wystawy o Poznaniu. Szereg autorów zorientowało się, że w znajomości przeszłości Poznania jest dużo luk, i że luki te należy wypełnić badaniami. U stalono w nie długim czasie plan prac Sekcji, w którym przewidziane zostały prace edytorskie i konstrukcyjne oraz rozpoczęto przygotowania do pierwszych publikacji. Niestety wielkim hamulcem jest brak środków finansowych na badania i na druk.

Pewne minimalne środki wpłyną z funduszów centralnych, jednak nie wystarczą one na pokrycie zapotrzebowania. Nie ma w Poznaniu niestety instancji, która by poparła tego rodzaju prace, jakkolwiek Szczecin, Słupsk, a nawet Kłodawa znajdują w swoich budżetach środki na popieranie prac nad historią swojego miasta. Do zagajenia dyskusji Sekcja zaprosiła: prof. prof. M. Sczanieckiego, Z. Kaczmarczyka, W. Jakóbczyka i dra J. Ziółkowskiego.

Pro f, dr Michał Sczaniecki Trzy tomy "Dziesięciu wieków Poznania" obejmujące 100 arkuszy druku, napisane przez 33 autorów, zawierające pół tysiąca ilustracji - to owoc olbrzymiego wysiłku redakcyjnego i wydawniczego, przed którym należy pochylić czoło; wysiłku tym bardziej zasługującego na uznanie, że przyczynił się on do ogromnego wzbogacenia - jakże ubogiej - literatury na temat dziejów Poznania.

A jednak dzieło to spotkało się - już nazajutrz po jego ukazaniu się - z wielu zarzutami, i to w przeważającej chyba mierze zarzutami niesłusznymi. Należy sądzić, że główne źródło tej surowej krytyki tkwi w tym, że czytelnik w dziele szuka syntetycznej monografii miasta Poznania. Przecież to właśnie zdaje się mu suge

Przegląd bibliograficznyrować sam tytuł "Dziesięć wieków Poznania", a w samym wstępie mowa jest nawet O tym, że wydawnictwo jest "próbą zestawienia całej wiedzy o dziejach Poznania".

1 otóż tu właśnie czytelnika spotkać musi zupełny zawód! Przypomnieć więc trzeba na wstępie o tym, że wydawnictwo omawiane wyrosło po prostu ze scenariusza historycznej wystawy dziejów Poznania, nadzwyczaj zresztą udanej, zorganizowanej w 1953 r. w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Bogaty materiał scenariusza, zasługujący niewątpliwie na wydanie, dał impuls do podjęcia wielkiego dzieła, które dopiero w 4 lata później ujrzało światło dzienne. Zrozumiałe więc jest, że podobne rozrośniecie się drobnego embriona do rozmiarów olbrzymiego wydawnictwa, nawet przy naj troskliwszej opiece Redakcji, nie mogło się dokonać równomiernie i musiało doprowadzić do zwichnięcia proporcji' między poszczególnymi działami, niezbędnej dla prawidłowej syntezy. Gdyby szukać w omawianym wydawnictwie syntezy dziejów Poznania, zaprotestować by trzeba również przeciw całej konstrukcji wydawnictwa, które przez kolejne traktowanie poszczególnych zagadnień i oderwanie się (poza tomem I) od układu chronologicznego wprowadza zupełne rozczłonowanie poszczególnych elementów procesu historycznego. Obok tego jednak na kształt wydawnictwa ujemny wpływ wywrzeć musiały i wywarły pewne błędy metodologiczne, które znamionowały całą naszą historiografię w latach niedawno minionych. Błędy te najsilniej zaciążyły na I tomie, zajmującym się historią gospodarczą Poznania, który stanowić miał niejako podbudowę, i to jedyną, dla dalszych tomów zajmujących się kulturą umysłową i artystyczną Poznania. Rozwiązanie takie okazało się fatalne, sugeruje ono bowiem dość silnie myśl o próbie błędnego przedstawienia rozwoju Poznania z przesłanek wulgarnie "ekonomicznych". W e'ekcie też wydawnictwo ograniczające się do problematyki z zakresu historii gospodarczej, z jednej, a historii kultury z drugiej strony, nie daje i dać nie mogło obrazu rozwoju historycznego Poznania; zatarciu uległy fakty z historii politycznej, stanowiącej ostatecznie kościec chronologii historycznej, zabrakło wielu tych elementów, które są niezbędne dla wczucia się w życie miasta w przeszłości, takich jak ludzie, jak organizacja życia miejskiego, jak obyczaje. Zabrakło wreszcie i tego elementu, który w śledzeniu dziejów miasta jest równie ważny jak mapa historyczna w studiach nad dziejami jakiegoś kraju, to jest lokalizacji wydarzeń, związania ich z terenem miasta, jego ulicami i domami. Z punktu widzenia "syntezy" można by postawić i szereg dalszych podstawowych zarzutów, choćby brak jednolitości w sposobie opracowywania i redakcji poszczególnych artykułów. Nie ratują sytuacji zamieszczone na końcu III tomu "tabele synchronistyczne" przypominające metody wykładu historycznego sprzed wieku, w tym wypadku jednak o tyle gorsze, że nie spełniające podstawowego ich przeznaczenia to jest przejrzystości. O ileż by było lepiej, gdyby w ich miejsce całe wydawnictwo opatrzyć indeksami, których brak jest obiektywną wadą wydawnictwa. Skoro nasuwa się wniosek, że omawiane wydawnictwo jako synteza dziejów Poznania nie może wytrzymać krytyki, to przecież ocena wypadnie całkiem inaczej, o ile spojrzy się na nie po prostu jako na zbiór materiałów do dziejów Poznania. Oczywista rzecz, że przy takim założeniu nie będzie nas już zbytnio martwić nie zawsze równy ich poziom; z radością zauważymy szereg artykułów, zwłaszcza w tomie III, o nowatorskim, na źródłach opartym materiale, przyklasniemy wielu ciekawym, systematycznym ujęciem poszczególnych zagadnień - no i z pewnym pobłażaniem odniesiemy się do pewnych przerostów i jednostronności, w które obfituje zwłaszcza tom I, zdając sobie sprawę z tego, że wyrosły one na gruncie mylnych wyobrażeń i tendencji, które dominowały w naszej historiografii w okresie powstawania naszego wydawnictwa. Tym łatwiej nam to będzie, że przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że właściwy ciężar gatunkowy wydawnictwa tkwi nie w tomie I, lecz właśnie w tomach II i III, omawiających dzieje kultury Poznania.

Jestem więc przekonany, że nie siląc się na doszukiwanie się w naszym wydawnictwie jakiejś syntezy dziejów miasta, potrafimy je ocenić sprawiedliwie, jako poważny wkład do nauki o dziejach Poznania, mało, jako dzieło, które może się stać impulsem do ożywienia systematycznych prac w tej dziedzinie.

Prof. dr Z. Kaczmarczyk Redakcja we wstępie nazwała trzytomowe dzieło o Poznaniu monografią i to chyba jakoś zobowiązuje czytelnika; zaczyna on traktować "Dziesięć wieków Poznania" jako monograiię. W rozplanowaniu części uderza zbytnie rozkawałkowanie procesu dziejowego na osobne dzieje społeczno-gospodarcze, osobne dzieje kulturalne i dzieje sztuk plastycznych. Tymczasem brak jest zupełnie dziejów politycznych. Już przy samej kompozycji Redakcja zapomniała czym jest właściwie miasto, jako szczególna forma osadnictwa i szczególna forma życia społecznego. Zbytni formalizm w przydziale poszczególnych zagadnień życia spowodował, że np. rozwój urbanistyczny Poznania znalazł się w sztukach plastycznych, gdy tymczasem powinien być in tegralnie związany z dziejami społeczno-gospodarczymi. Wspólnocie rodowej i feudalizmowi poświęcono, odliczając ilustracje, zaledwie 84 strony. Jest to stanowczo za mało choć oczywiście znacznie więcej i lepiej niż w ostatniej "Księdze pamiątkowej Poznania" z r. 1929. Uderza na początku brak charakterystyki położenia geograficznego ogólnego jak i zagadnień szczegółowej topografii miasta wraz ze zmianami krajobrazu. Do tego powinny dojść odpowiednio instruktywne plany. Artykuł W. Hensla, poświęcony najstarszemu osadnictwu i rozwojowi sił wytwórczych społeczeństwa bezklasowego (stron 6), powinien być nieco obszerniejszy, przez co stałby się bardziej konkretny, choć oczywiście w tej postaci merytorycznie nie można mu nic zarzucić. Artykuł taki powinien być szczególnie bogato zilustrowany. Następny artykuł W. Hensla poświęcony Poznaniowi w okresie kształtowania się stosunków feudalnych (stron 8) zajmuje się głównie X i XI wiekiem przechodząc nieraz i do XII w. Redakcja jednak - nie wiadomo dlaczego nie zaliczyła go do epoki feudalnej, która rozpoczyna się dopiero po tym artykule. Czyżby zachowano w tym wypadku schematyczny podział na prehistorię i historię? Przechodząc do oceny merytorycznej zauważyć można u W. Hensla niesłuszne próby obniżania znaczenia wprowadzenia chrześcijaństwa w Poznaniu co gdzie jak gdzie, ale chyba w Poznaniu było z wielu względów przełomem. Sprawa ta o wiele lepiej wyszła w następnych artykułach H. Ziółkowskiej. I ten artykuł W. Hensla zyskałby na rozszerzeniu i szczegółowości. W artykułach dotyczących epoki feudalizmu brak pokazania rozwoju Poznania na tle rozwoju osadniczego zaplecza mimo, że sytuacja na tym odcinku była korzystna wobec istnienia pracy St. Zajchowskiej w "Studiach Poznańskich". Brak również artykułu o nazwie Poznania jak i o innych nazwach topograficznych występujących na terenie miasta. Artykuł H. Ziółkowskiej dotyczący Poznania w okresie tworzenia się państwa Piastów i feudalnego rozdrobnienia kończy się na połowie XIII w. Wiemy, że rozdrobnienie zasadniczo trwało dalej, a połowa XIII w. jako cezura przyjęta jest ze względu na datę lokacji miasta 1253 r. O ile przyjęcie tej daty należy uznać za słuszne to kłóci się z nim niepotrzebnie sam tytuł. Brak w tym artykule mapy węzła drogowego, brak mapy zasięgu wpływów Poznania, obu ważnych zagadnień dla zrozumienia genezy miasta. Poza tym rozdział ten pisany w oparciu o maksymalne wykorzystanie ubogich źródeł porusza zwięźle i dobrym językiem wszystkie dostępne badaczom kwestie. W następnym rozdziale H. Ziółkowska omawia Poznań w okresie przezwyciężania rozdrobnienia feudalnego i wykształcenia się feudalnej monarchii stanowej. Tym

Przegląd bibliograficznyrazem daty periodyzacyjne nie są oznaczone jak poprzednio wiekami, ale dokładnymi datami 1253 i 1450. Szczególnie dziwi dokładność tej ostatniej daty. Autorka wobec braku miejsca nie robi koniecznych chyba porównań z rozwojem np. Krakowa, Wrocławia czy Torunia, a wtedy plastyczniej zarysowałyby się przywileje Poznania i np. kwestia wsi miejskich. Artykuł ten podobnie jak poprzedni napisany jest ciekawie i poprawnie, zgodnie z zamierzonym celem, choć zawiera już więcej elementów popularnonaukowych. Następny rozdział to · "Poznań w okresie wielonarodowościowej i folwarczno-pańszczyźnianej Rzeczypospolitej szlacheckiej 1466-1648" J. Deresiewicza. Jak widać z tych dat periodyacyjnych między poprzednim a tym artykułem brakuje 16 lat. Obciąża to chyba tylko Redakcję. Ariykuł obejmujący tak długi okres liczy tylko stron 16 i nie posiada w ogóle przypisów (w poprzednich artykułach były); jest to wielka szkoda, bo trudno ocenić co nowego wnosi Autor. Brak miejsca spowodował, że Autor, tak jak jego poprzednicy, musiał ograniczać się do ogólnikowych wywodów i nie mógł cytować przykładów. Autor wprowadził najlepszy w całym tomie podział rzeczowy rozdziału jak i rozdziałów następnych jego pióra, ale powstała przez to niejednolitość w całym tomie, gdyż Redakcja nie wprowadziła w poprzednich artykułach żadnego podziału rzeczowego. Niepotrzebnym tylko wydaje się w tym rozdziale wstęp ogólnohistoryczny pt. "Folwark pańszczyźniany i sytuacja chłopów w Polsce", jakby doczepiony do całości wywodów. Zagadnienie jurydyk powinno być raczej wyodrębnione w osobny tytuł. W rozdziale tym pominięto zupełnie zagadnienie kościołów i klasztorów, ważnego elementu choćby własnościowego w mieście feudalnym. O kościołach i klasztorach można się dowiedzieć z t. III, ale tylko jako o zabytkach sztuki. Brak omówienia zagadnień reformacji i kontrreformacji, nie wyszło też zupełnie zagadnienie renesansu w Poznaniu. Są to skutki sztucznego wydzielenia kultury i sztuki. Brak też poruszenia niektórych faktów politycznych o znaczeniu ogolnopaństwowym jak zjazdy międzynarodowe czy pobyty królów w Poznaniu, co wynikło już z założeń całego tomu. W następnym rozdziale J. Deresiewicza pt. "Poznań w okresie rozkładu feudalnej Rzeczypospolitej szlacheckiej 1648-1764" (stron 7; wydają się zbędne ustępy takie jak "Głosy krytyki i pomysły reformatorskie", "Ruchy chłopskie w Wielkopolsce", "Rozkład feudalno-pańszczyźnianego państwa". Tym razem podział na ustępy jest bardziej polityczny niż gospodarczo-społeczny, a treść również odpowiada tytułom. Brak w tym rozdziale wzmianki o pojawieniu się jezuitów w Poznaniu i szkołach.

N astępny rozdział, również pióra J. Deresiewicza, pt. "Poznań w okresie kształtowania się elementów układu kapitalistycznego i upadku feudalnej Rzeczypospolitej szlacheckiej 1764-1793" (stron 12) jest może najszczęśliwszym przykładem, jak powinna była wyglądać całość, tak ze względu na podział rzeczowy zawierający elementy gospodarcze i polityczne, jak i ze względu na treść. W aneksie do tego tomu znalazły się artykuły M. Haisiga o pieczęciach i herbie miasta Poznania oraz A. Wierzchowieckiego o mennicach i monetach miasta Poznania. Stanowią one dobre uzupełnienie całości, powinny jednak raczej być umieszczone wśród rozdziałów poświęconych feudalizmowi. Zupełnie osobno w II tomie Z. Skorupska omawia życie umysłowe i literackie Poznania do roku 1793 (stron 38). Czytelnik odnosi wrażenie, że poświęcenie tym zagadnieniom osobnego miejsca wpłynęło na zbytnie poszerzenie tematu. Przedmiotem omówienia staje się przez to nie tyle Poznań, co cała Wielkopolska; stąd mowa o kazaniach gnieźnieńskich, roczniku świętokrzyskim, kronice Janka z Czarnkowa, Janie Ostrorogu itp. Zupełnym nieporozumieniem są wiadomości dotyczące ksiąg grodzkich i ziemskich jak i traktowanie Kodeksu dyplomatycznego Wielkopolski wydanego w XIX w. jako zabytków. Brak jest omówienia drukarstwa. Artykuł zawiera zresztą wiele konkretnego i nowego materiału.

J ak widać z nielicznych przypisów literaturę wyczerpano do roku 1953. Brak jest osiągnięć ostatnich 4 lat. N ad całością dzieła zaciążył błąd ekonomizmu, brak powiązania rozwoju społeczno-gospodarczego z wydarzeniami politycznymi i kulturalnymi. Redakcja nie wykazała odpowiedniej troski o jednolitość periodyzacji i podziału rzeczowego. Przyznano za mało miejsca na epokę feudalną, stąd powstała ogólnikowość tekstów, a zarazem wiele elementów ogolnodziejowych tłumaczy się w sposób popularnonaukowy, nierzadko rzeczy podstawowe. Całość nie jest więc, jak głosiła "Przedmowa", monografią, lecz pracą popularnonaukową, na wysokim poziomie.

W tych ramach autorzy wykazali dużo pomysłowości, starając się nieraz wprowadzić szereg nowych osiągnięć i prób syntezy. Istnieje więc w dalszym ciągu konieczność opracowania naukowej monografii dziejów miasta Poznania.

Prof. dr W. Jakóbczyk

Ogólna koncepcja "Dziesięciu wieków Poznania" wydaje się nieprzekonywująca. Skoro inicjatorzy zdawali sobie sprawę z niewystarczalności dotychczasowych badań szczegółowych dla podjęcia próby syntezy (vide "Przedmowa"), to nie należało się spieszyć z podejmowaniem w tak krótkich terminach tak szeroko zakrojonej pracy. Można było odczekać na dojrzenie badań przygotowawczych, a na razie poprzestać albo na albumie pamiątkowym, albo na rozszerzonej reedycji książki Sławskiej i Ruszczyńskiej. Czyżby nie zdawano sobie sprawy z odpowiedzialności zaciąganej przy wydawnictwie na tak dużą skalę? Skoro czytelnik dostanie tak pokaźną księgę, to będzie od niej wiele oczekiwał i nie wolno go zawieść. N p. sam tytuł, który nadaj e się na hasło wystawy, nie odpowiada księdze. Przedmowa wspomina, że nie można było wypracować periodyzacji całości; zachodzi tu jakieś grube nieporozumienie: periodyzacja dziejów Poznania nie jest trudnym zadaniem, ale opracowanie syntezy jest niezwykle trudne. Co się tyczy konstrukcji księgi, to nie przekonywuje jej układ 3-tomowy, w którym każdy tom poświęcony jest wydzielonej (nb. nie zawsze jednorodnej) grupie zjawisk. Przy tym układzie z góry niejako rezygnuje się z uzyskania syntezy, wprost nie dąży się do niej. W ramach metodologii materializmu historycznego byłoby bardziej wskazane podzielić całość chronologicznie na dzieje Poznania w dwóch formacjach: feudalnej i kapitalistycznej, a więc zawrzeć materiał w dwóch tomach.

Rozdział VIII zajmuje się dziejami społeczno-gospodarczymi miasta w okresie rozkładu feudalizmu i rozwoju stosunków kapitalistycznych, a także walk narodowowyzwoleńczych 1793-1864. Tu oczywiście przede wszystkim niesłuszna jest periodyzacja co najmniej od reform miejskich Flottwella w latach 1832 i następnych. Data 1864 r. nie oznacza nic w dziejach Poznania i jest mechanicznie przejęta z oficjalnej periodyzacji historii Polski, ciągle jeszcze dyskusyjnej. W podrozdziale "Ruchy narodowowyzwoleńcze" dano sporo nowego materiału faktycznego i statystycznego w stosunku do dawniejszych opracowań, pokazano konflikty klasowe w mieście nie dostrzegane przez tradycyjną historiografię burżuazyjną, tak polską jak i niemiecką. Rozdział VIII kończy się na roku 1864. Tymczasem rozdział IX zaczyna się od 1870 r. Czyżby zgubiono gdzieś 6 lat? Niesłusznie nosi on tytuł: "Niektóre dane, charakteryzujące życie gospodarcze w latach 1870-1918" i co gorzej, poświęcono na ten bardzo ważny okres zaledwie 5 stron! Rozdział X, pióra Z. Szumowskiego, zajmuje się dziejami ruchu robotniczego, przy czym tylko klasowego, dając nowe, pionierskie opracowanie, żywo i z pasją napisane, jednak w tonie publicystycznym. Szkoda, że autor pominął zupełnie ruch tzw. agenturowy, tak katolicki jak i świecki, pod egidą endecji. Jednak periodyzację tego ruchu należy oprzeć na periodyzacji ruchu robotniczego w Niemczech, a nie w Królestwie.

8 Kronika Miasta Poznania

Przegląd bibliograficzny

Z tego przeglądu wynika, że brak zupełnie zagadnień samorządu, urządzeń komunalnych, rozbudowy miast, walk ludności polskiej o udział w zarządzaniu miastem. Brak obrazu życia mieszczan, czy to w pierwszej połowie wieku XIX, tak plastycznie i żywo pokazanego przez Mottego, czy tak bogatego, intensywnego i dynamicznego, na przełomie XIX i XX w. Nie pokazano jego zewnętrznych przeobrażeń z małego miasta z początku XIX w. na średnie (w skali niemieckiej) po stuleciu rozwoju. Nie uwzględniono roli politycznej miasta w erze hakatyzmu jako ośrodka kulturalnego, organizacyjnego, zarówno z punktu widzenia interesów polskiej ludności jak i niemieckiego. Nie dostrzeżono również roli rodzimej burżuazji i inteligencji. Te zaniedbania i pominięcia są błędem niewybaczalnym i znacznie obniżają wartość całego I tomu; powoduje to lukę, uniemożliwiającą osiągnięcie pełni dziejów miasta w tak specyficznych warunkach diaspory narodowościowej ery imperializmu. W drugim tomie poświęconym dziejom kultury umysłowej w epoce kapitalizmu, znajdują się trzy rozdziały: jeden pióra B. Zakrzewskiego i dwa - Z. Grota. Pierwszy z tych autorów dał cenny, nowatorski zarys dziejów literatury dla okresu 18301900. Jednak gruntowność opracowania jest tu nierówna: staranność dla okresu do 1850, powierzchowność dla pozostałego. Ta ostatnia wynika zresztą z braku prac monograficznych. Z. Grot dał staranny obraz życia umysłowego w latach 1870-1918. Tu znów ten drugi okres jest zbyt skąpo uwzględniony.

Dalej mamy opracowanie łączne w jednym artykule Zofii Karczewskiej-Markiewicz zarówno życia umysłowego jak i literatury w latach 1918-1939. W ten sposób zginęło gdzieś 18 lat dziejów literatury (1900-1918). Dla jednego okresu rozdzielono naukę i literaturę, dla innego - połączono je w jednym rozdziale. To jedna z wielu niekonsekwencji układu i niedociągnięć redakcyjnych. Np. niektóre artykuły mają aparat przypisów i odsyłaczy, inne - nie mają go wcale. Tego rodzaju chaos redakcyjny był do uniknięcia. Należało jednak zdecydować się na jednolity charakter opracowania: albo czysto naukowe, albo popularne, i nie wymagało to ingerencji w indywidualny tekst, jeśli chodzi o stronę merytoryczną. Natomiast konieczna była ingerencja redaktorska, aby zapobiec licznym powtórzeniom, np. w artykułach E. Paprockiego, Z. Grota i B. Zakrzewskiego. Zapewne nie odbyła się narada zespołu autorskiego. Zdarzają się i dysproporcje w objętości materiału, poświęconego niektórym okresom czy problemom. Np. rozdział Z. Grota o życiu gospodarczym w latach 1870-1918 jest za szczupły natomiast obszerny jest artykuł o ruchu robotniczym. Ilość miejsca, poświęconego dziejom miasta po II wojnie jest zbyt duża w stosunku np. do miejsca, jakie zajmuje 20-lecie międzywojenne. Należy podkreślić wysiłek organizacyjny redakcji i zespołu autorskiego, szkoda jednak, że tom pierwszy wypadł tak nierówno pod każdym względem, a zwłaszcza metodycznym, konstrukcyjnym i warsztatowym. Dlaczego tyle niedociągnięć z jednej strony, a "przegięć lewackich" z drugiej - to wyjaśni redakcja, która powinna uchylić rąbka tajemnicy, dlaczego prace, pisane na kolanie w galopującym tempie w 1953 r. ukazały się w druku dopiero u schyłku 1956 r. Jak się to odbiło na poziomie wielu prac, nie trzeba dodawać. Ktoś musi tu ponieść odpowiedzialność.

Dr J. Ziółkowski Istnieje ogromna dysproporcja w objętości artykułów poświęconych Poznaniowi wcześniejszemu i Poznaniowi z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku. Tymczasem ten okres jest dla dziejów miasta szczególnie ważny, ponieważ ukształtował strukturę społeczno-gospodarczą Poznania, która z niewielkimi zmianami przetrwała do dzisiaj. W okresie tym mamy ponadto do czynienia ze szczególnym natężeniem procesów demograficznych. Pamiętać trzeba, iż zaludnienie Poznania z pierwszych, lat XIX stulecia jest w zasadzie takie samo, jak w wieku XVIII i XVII, a właśnieod drugiej połowy XIX wieku następuj e gwałtowny skok liczby ludności, będący wynikiem intensywnego działania podstawowych czynników miastotwórczych - przemysłu, handlu. Poznań staje się organizmem wielkomiejskim. Otóż ten właśnie proces silnej urbanizacji, powstawania nowych i potęgowania się dotychczas istniejących funkcji miasta, powinien być ukazany w artykułach traktujących o naj nowszych dziejach Poznania. Trudno mieć pretensje do autorów, iż postulat ten nie został spełniony; inna była koncepcja (i na pewno niesłuszna) ujęcia tego okresu w "Dziesięciu wiekach" - właśnie tylko szkicowo i fragmentarycznie. Rzecz w tym, czy artykuły w ich obecnej formie przedstawiają prawidłowo zagadnienia zakreślone tematem prac. Na wstępie jeszcze należy zwrócić uwagę na to, że obecnie łatwo jest formułować zarzuty o niepełnym, tendencyjnym, przejaskrawionym itp. ujęciu poszczególnych problemów (odnosi się to szczególnie do okresu międzywojennego), natomiast pisać w niedawno minionym okresie było nieporównanie trudniej. Przy ocenianiu wydawnictwa stale trzeba o tym pamiętać. Artykuł Floriana Miedzińskiego o dwudziestoleciu międzywojennym zawiera wiele rzeczy odkrywczych, nieznanych dotąd zupełnie. Niestety, twierdzenia nie są odpowiednio udokumentowane; artykuł pozbawiony jest przypisów, przez co poważnie została osłabiona jego wartość naukowa. W związku z tym też nie jesteśmy pewni, czy pewne udogodnienia autora ostałyby się próbie pełnej weryfikacji źródłowej. Odnosi się to szczególnie do zbyt jaskrawo przedstawionych skutków kryzysu w Poznaniu, który mając bardziej harmonijną strukturę gospodarczą od innych miast lepiej sobie radził z tym ciężkim przesileniem gospodarczym. Zdecydowanie zbyt mało miejsca poświęcono przełomowemu okresowi po odzyskaniu niepodległości, który znamionował się wielkimi ruchami ludności (odpływ Niemców, napływ ludności polskiej) oraz wykształceniem się nowego typu gospodarczego i społecznego miasta w nowym układzie stosunków politycznych. Artykuł Władysława Markiewicza, choć też pozbawiony aparatu źródłowego, wydaje się wiernie oddawać rzeczywistość okupacyjną. Jego oszczędność słowa ma nawet swoistą wymowę. Artykuł Jerzego Karpińskiego jest całkowitym nieporozumieniem. To, co jest dobre dla jakiegoś wydawnictwa propagandowego o Poznaniu, nie może się znaleźć w publikacji tego typu co "Dziesięć wieków". W tej sytuacji trudno mówić o usterkach artykułu. Artykuł ten po prostu nie powinien być opublikowany.

Prof. dr G. Chmarzyński W tomie III nasuwają się w pierwszym rzędzie zastrzeżenia natury metodycznej.

Poszczególne działy sztuk plastycznych zostały opracowane osobno, a dla całości dziejów byłoby lepiej przedstawiać je chronologicznie, aby nie rwał się tok wykładu i była zachowana jego potoczystość. W artykułach omawiających rzeźbę i malarstwo brak jest szerszej charakterystyki, brak dynamiki, a postacie twórców pojawiają się i znikają bez uzasadnienia. Z dwóch typów opracowań: badawczych i sprawozdawczych, przeważają artykuły badawcze, co należy uznać za cenną zaletę wydawnictwa. Najciekawszy jest artykuł "Rzemiosło artystyczne do końca XIX w." J. Eckhardt; w wyniku żmudnych badań mogła autorka wnieść dużo nowego materiału do dotychczasowych badań. Również można uznać za wyczerpujący artykuł o urbanistyce i 'architekturze miasta. Najsłabiej został opracowany wiek XIX.

Tom III w zadawalający sposób spełnia swoje funkcje naukowe,a*ni

Przegląd bibliograficzny

Doc. dr K. Malinowski Jako redaktor wydawnictwa dyskutant wyjaśnia, jaki przebieg miały prace nad opublikowaniem monografii. J eden redaktor nie był w stanie ogarnąć całości wydawnictwa i odczuwa się brak redaktorów poszczególnych tomów. Różnego rodzaju trudności spowodowały, że wydanie monografii trwało blisko 4 lata. Monografia ta nie może być syntezą, ponieważ stan badań nie pozwala jeszcze na formułowanie ostatecznych wniosków. Nie można np. dokonać sprawiedliwej oceny poziomu sztuki w XIX w. ze względu na słabe rozpracowanie materiału źródłowego i dlatego monografię można uważać tylko za podsumowanie wiedzy i niewiedzy o Poznaniu. Nierówna wartość opracowań wynika z konkretnych obiektywnych trudności.

Np. J. Karpiński nie dotarł do wszystkich źródeł, a Z. Skorupska opierając artykuł na dużej ilości materiału, mogła go potraktować szerzej, podobnie zresztą jak F. Miedziński.

Brak powiązania z historią Polski i historią innych miast nie powinien być traktowany jako zarzut, ponieważ zakładano, że historia Polski jest czytelnikowi znana. Niesłuszne są zarzutyantypersonalizmu; w I tomie, gdy chodziło o proces dziejowy, nie było miejsca na osoby, natomiast w tomie III, kiedy omawia się indywidualności twórcze, to poszczególne osoby występują wyraźnie. Dyskutanci zbyt mało uwagi poświęcili pozytywnej ocenie wydawnictwa.

Dr K. Śląski Słusznie w intencji wydawnictwa leżało naświetlenie w szczególności tych zagadnień, które bywały przemilczane lub też wadliwie przedstawione w pracach dawniejszych historyków Poznania. Niestety jednak dążność ta doprowadziła niekiedy do przesady i do zniekształcenia ogólnego obrazu dziejów miasta, zwłaszcza w XIX i XX. w. Tak np. twierdzenie F. Miedzińskiego, (s. 239), że "najwyższym dochodom zarówno ze strony władz państwowych jak i samorządowych nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Wszystkie ciężary przerzucano na masy najbiedniejsze, pracujące..." - trafne dla stosunków XIX w., nie da się przyjąć dla omawianego okresu międzywojennego, który cechowały wysokie progresywne podatki dochodowe i komunalne, nie licząc specjalnych świadczeń obciążających klasy posiadające miasta, jak np. kilkunastoprocentowy podatek lokalowy od dużych mieszkań. Omawiając kształtowanie się zarobków robotniczych w latach kryzysu gospodarczego autor nie uwzględnia zupełnie spadku cen, jaki nastąpił w tym okresie. Analizując wpływ kryzysu rolnego lat 1929-1934 na ekonomikę Poznania F. Miedziński nie wspomina zupełnie, że dotknął on, prócz gospodarstw chłopskich, także większą własność, której powiązania gospodarcze z kapitałem miejskim były bardzo ścisłe (s. 232-235). Brak ujednolicenia tekstów doprowadził do rażących sprzeczności pomiędzy stwierdzeniami poszczególnych autorów. Tak np. F. Miedziński (s. 219-221) podkreśla znaczenie i rozwój poznańskiego rzemiosła w latach międzywojennych, gdy natomiast J. Karpiński (s. 300) stwierdza, że samorząd gospodarczy rzemiosła nie dbał o jego interesy i nie dopomagał podupadającym ekonomicznie masom rzemieślniczym. Omawiając sytuację mieszkaniową w latach międzywojennych F. Miedziński stwierdza, że przyrost liczby mieszkań nie zaspakajał potrzeb mas pracujących, a we wzroście odsetku mieszkań małych dopatruje się dalszego pogorszenia warunków mieszkaniowych tej warstwy. Podaje przy tym, że w l. 1937-1938 wybudowano ogółem 8429 izb, w czym 3593 w mieszkaniach 1-3 izbowych (s. 254 i nast). N atomiast J. Karpiński, opisując lata powojenne (s. 304) podkreśla jako poważne osiągnięcie, że w 1. 1945-1953, budownictwo socjalistyczne oddało do użytku 8000 izbmieszkalnych, przy czym należy przypuszczać, że dotyczyło ono wyłącznie małych mieszkań. Zadaniem Redakcji było uzgodnienie tak znacznej rozbieżności poglądów obu autorów. Wzajemny stosunek poszczególnych tematów w ramach dzieła budzi również zastrzeżenia. Należało ograniczyć działy poświęcone kulturze umysłowej miasta (która nie wyróżniła się specjalnie w tym zakresie) na rzecz jego dziejów społecznych, gospodarczych i politycznych. Szczególnie skąpo, z przyczyny braku miejsca, omówiony został okres od XVI i XVIII w., który właśnie w historii Poznania zasługuje na uwagę.

Prof. dr Z. Zakrzewski Pierwsze o charakterze jubileuszowym wydawnictwo pl. "Dziesięć wieków Poznania" budzi pomimo swoich niewątpliwych walorów poważne zastrzeżenia, między innymi odnoszące się do rozdziałów IX, X, XI, tom 1, w których autorzy Zdzisław Grot, Zbigniew Szumowski i Florian Miedziński obrazują dzieje społeczno-gospodarcze miasta Poznania na przełomie XIX i XX stulecia. Zastrzeżenia te odnoszą się przede wszystkim do części, których autorami są Zbigniew Szumowski i Florian Miedziński.

Zupełnie niezrozumiałe jest, że Komitet Redakcyjny Wydawnictwa dopuścił do tego, by okresowi wyjątkowo bujnego ekonomicznego rozwoju miasta, tj. okresowi 1870-1918 poświęcić zaledwie 5 stron. Uboga zawartość treściowa rozdziału IX jest niewątpliwie usprawiedliwiona chyba tylko wzmianką w jego tytule: "Niektóre dane charakteryzujące życie gospodarcze Poznania w latach 1870-1918". W rozdziale nie zwrócono uwagi na to, że Poznań stał się owym czasie promieniującym na cały obszar byłego zaboru pruskiego ośrodkiem życia gospodarczego, czego dowodem jest obszerna literatura. Wspomina się zaledwie o kilku zakładach przemysłowych powstałych w tym okresie, gdy tymczasem działało wówczas na terenie Poznania szereg fabryk o wyrobionej opinii, reprezentujących m. in. przemysł spożywczy, metalowy, drzewny itp. Warto podkreślić społeczną rolę wielu instytucji gospodarczych działających na terenie Poznania jak: Banków Ludowych, Banku Ziemskiego, szeregu organizacji społecznych, jak "S traż" itp.

W związku z rozdziałem X "Ruch robotniczy w Poznaniu' do r. 1918", którego autorem jest Zbigniew Szumowski, należy wyrazić głębokie zdziwienie, że Redakcja zgodziła się przeznaczyć aż 37 stron na przedstawienie zamiast całości ruchu zawodowego, tylko działalności socjalistycznego ruchu robotniczego. Autor wyraźnie zakłopotany brakiem faktów, którymi mógłby wypełnić swój blisko 40-stronnicowy opis, obficie zasila swój tekst cytatami z Engelsa, Lenina, J. Marchlewskiego, Róży Luksemburg lub zbacza na nieraz kilkustronicowy opis stosunków robotniczych w Niemczech, Rosji carskiej i tp. Są to wszystko znane, nie oryginalne uzasadnienia genezy ruchu robotniczego w ogóle. Autor zarzuca generalnie warstwie posiadającej, duchowieństwu i chrześcijańskiemu ruchowi robotniczemu ugodowe stanowisko wobec zaborcy. Gdyby autor zechciał przejrzeć literaturę oświetlającą te czasy, nie rzucałby takich oskarżeń, a przeciwnie, przekonałby się o wielkim wkładzie przedstawicieli tych warstw w obronę polskości jak np.: Bernarda Chrzanowskiego wielkiego patrioty i społecznika.

W przypisach podaje autor na 77 aż około 20 pozycji z literatury, nie mających nic wspólnego z dziejami Poznania. Ilość przypisów źródłowych odnoszących się bezpośrednio do ruchu robotniczego nie przekracza 10. Autor nie uwzględnił zupełnie podstawowych pozycji.

Przegląd bibliograficzny

r F. Miedziński, autor artykułu "Poznań w okresie burżuazyjnego państwa polskiego 1918-1939", podobnie jak Z. Szumowski obciąża zarzutem braku patriotyzmu przedstawicieli poznańskiego mieszczaństwa. Odnosi się to np. do oceny powstania wielkopolskiego w 1918 r. oraz początków polskiej władzy na ziemiach zachodnich: a w okresie tym mieszczaństwo odegrało szczególnie aktywną rolę. Autor m. in. zarzuca "Poznańskiej Endecji" chęć ochrony obszarników niemieckich (s. 240), podczas gdy endecja była zdecydowanym ruchem antyniemieckim, który stale, jak naj ostrzej , zwłaszcza w ośrodku poznańskim, walczył o spolszczenie ziemi. Autor czyni wreszcie zarzut poznańskiemu mieszczaństwu, że nie protestowało przeciwko zaborczym zakusom pruskiego ministra Treviranusa (s. 240). Tymczasem cała Polska, a szczególnie endecja, wyrażały oburzenie z powodu prowokacyjnego wystąpienia nacjonalisty niemieckiego ministra Treviranusa. Wystarczy przeczytać prasę z tego okresu, by się przekonać o sile tego protestu. Młodzież Poznania, w której endecja miała przytłaczającą przewagę, w masowym pochodzie przez ulice miasta dawała wyraz swemu oburzeniu. Autorzy omawianych rozdziałów zamiast wydobyć niedawną przeszłość Poznania w całym jej bogactwie, zamiast zwrócić szczególną uwagę na te odcinki życia społeczno-gospodarczego, w których aktywność Poznania i jego ludzi wyrażała się najdobitniej, czy też stanowiła coś nowego i oryginalnego, ograniczyła się do naszkicowania ruchu robotniczego i krytyki postawy burżuazji. Nie dostrzeżono i nie zobrazowano w pełni trudu i zasług ludzi takich, jak H. Cegielski, arcybiskup FI. Stablewski, ks. A. Szamarzewski, ks. P. Wawrzyniak, M. Jackowski, J. Kusztelan, B. Chrzanowski, R. May i innych. Pominięto działalność Sokoła, harcerstwa, Towarzystwa Czytelni Ludowych i jego biblioteki im. Kraszewskiego, Towarzystwa "Warta", "Straży", Towarzystwa Pomocy Naukowej im. K. Marcinkowskiego, Towarzystwa Pomocy Naukowej dla Dziewcząt, Czytelni dla Kobiet, Towarzystwa kolonii dla dzieci "Stella" , Związku Obrony Kresów Zachodnich itd. Ogólny ton rozdziałów X i XI, jak i terminologia ("sługus", "agent", "naganiacz") nie licują z powagą wydawnictwa o charakterze naukowym. Fakt, że dzieło było napisane w tzw. okresie kultu jednostki nie usprawiedliwia ani Komitetu Redakcyjnego, ani autorów. Przygotowywane w latach 1954-1955 do druku książki i skrypty z wielu gałęzi wiedzy były w ciągu roku 1956 powszechnie zwracane przez redakcje autorom dla dokonania przepracować tekstu stosownie do nowej sytuacji w nauce polskiej. W publikacjach naukowych minionego okresu zakłamanie było niejednakowe.

Rozdziały IX i X nie stanowią niestety, jak życzyłaby sobie tego "Przedmowa", poważnej próby zestawienia całej wiedzy o dziejach Poznania. Przez zamieszczenie tych rozdziałów wydawnictwo o charakterze jubileuszowym, a jednocześnie w pewnym sensie reprezentacyjnym, wyrządziło niedawnej przeszłości miasta-jubilata i jego ludziom wielką krzywdę. Dlatego należy oczekiwać, że historycy poznańscy przedstawią nam w nie długim czasie właściwą monografię Poznania, która w sposób rzeczowy zobrazuje prawdziwe życie społeczno-gospodarcze i polityczne miasta na przełomie XIX i XX w. bez tendencyjnych przemilczeń. Tego należy się domagać.

Prof. dr Z. Kępiński Zwraca uwagę fakt, że Poznań jako pierwsze miasto w Polsce uzyskał tak obszerną monografię i że dzięki zbiorowemu, dużemu wysiłkowi uzyskano pracę cenną, mimo zastrzeżeń jakie się nasuwają w trakcie lektury. Jakkolwiek mono

II!)grafia jest daleka od syntezy przynosi wiele artykułów odkrywczych, opartych na solidnej podstawie źródłowej (np. artykuły Z. Skorupskiej i F. Miedzińskiego) i dlatego należy poświęcić jej wiele uwagi. Również należy pamiętać o okresie, w którym powstawała monografia i tym można w dużym stopniu wytłumaczyć np. brak kroniki · bieżącej. Dobrze się stało, że wydobyto wątki ruchu robotniczego i obecnie istnieją warunki do nawiązania do tego pożytecznego wydawnictwa i uzupełnienia go czwartym tomem obejmującym dzieje wydarzeń politycznych'w Poznaniu.

Prof. mg r inż. K. U l a t o w s k i omówił szerzej szatę graficzną wydawnictwa zwracając następnie uwagę, iż nie podano zupełnie nazwisk autorów fotografii. Dyskutant zgłosił poważne zastrzeżenia co do sumienności D. Cichej i J. Mrozińskiego, autorów artykułu "Sztuki plastyczne w latach 1900-1939", ponieważ przy relacjonowaniu założenia Szkoły Sztuk Zdobniczych nie podano jego nazwiska, jakkolwiek był inicjatorem założenia tej szkoły. Podobnie zresztą w artykule G. Chmarzyńskiego i T. Szulca pominięto nazwisko dyskutanta jako jednego z założycieli szkoły muzycznej w Poznaniu.

Mgr L. Trzeciakowski Czytelnikowi przeglądającemu "Dziesięć wieków Poznania", a bliżej nie zorientowanemu w historii miasta, wydawać by się mogło, iż podstawowym problemem nurtującym społeczeństwo poznańskie na przełomie XIX i XX wieku była walka polskich i niemieckich klas posiadających z narastającym ruchem robotniczym. Tymczasem obok konfliktów społecznych toczyła się zacięta i mająca piewszorzędne znaczenie nie tylko dla Poznania, ale i dla całego zaboru pruskiego walka z germanizacją. Ludność polska dysponująca znacznie słabszymi środkami materialnymi, odnosiła sukcesy w rywalizacji z żywiołem niemieckim, popieranym przez władze, czego widomym dowodem była polonizacja miasta. Wspaniałym zamknięciem tego okresu było powstanie wielkopolskie. Niestety zagadnieniu temu poświęcono zaledwie kilka ogólnikowych uwag, a przecież trudno wyobrazić sobie omówienie dziejów Poznania pod panowaniem pruskim bez opracowania tego problemu. Inż. 1. K a c z m a rek zwrócił uwagę na - jego zdaniem - za mało krytyczny stosunek historyków do źródeł niemieckich kwestionując np. używanie nazwy Kundorf zamiast Pęcław . Zgłosił ponadto szereg drobniejszych poprawek do tekstu.

Prof. dr J. D e r e s i e w i c z dziękując zebranym za ożywicną dyskusję podkreślił, że nie poruszono najważniejszej chyba kwestii: zorganizowania systematycznych badań nad historią miasta. Poznań posiada wyjątkowo pełne i obszerne zbiory źródeł rękopiśmiennych, które są tylko w minimalnym stopniu wykorzystane. Bez szczegółowych opracowań monograficznych nie może być mowy o napisaniu wyczerpującej i syntetycznej monografii, dlatego zresztą m. in. "Dziesięć wieków Poznania" spotyka się z ostrą krytyką. Wypadki października otworzyły nowe perspektywy historykom i należy z całą energią przystąpić do pracy, aby na 1000-lecie Państwa Polskiego Poznań otrzymał monografię naukową, opartą na wnikliwych badaniach źródłowych. Zestawił: Jerzy Wisłocki

MARCELI MOTTY: PRZECHADZKI PO MIEŚCIE. Opracował i posłowiem opatrzył Zdzisław Grot. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1957. T. I, s. 740, t. II) s. 642. Przechadzki powstały jako dzieło wyrażające tęsknotę za dawnymi, lepszymi laty, zarówno w życiu autora, jak i rodaków, a zwłaszcza mieszkańców Poznania. Im to

Przegląd bibliograficzna

poświęcił autor najWIęcej miejsca. Wspominał tedy o dawnych kupcach, rzemieślnikach, oberżystach, urzędnikach, burmistrzach, adwokatach, lekarzach, generałach, nauczycielach i dyrektorach szkół średnich, o bankierach i cukiernikach, o krawcach, księgarzach i aptekarzach, czasem i przekupkach. Nie pominął pedlów gimnazjalnych, ani jakichś dawnych oryginałów, dziwaków, czy zgoła nieszkodliwych wariatów. Nie brak ustępów, poświęconych starym zaułkom, domkom czy ogródkom z czasów jego młodości, nie istniejącym już w latach pisania Przechadzek. Niekiedy znajdziemy w nich wspominki obyczajowe, opisy wyglądu obu rynków, tzw. Starego i Nowego. Są tu wreszcie zanotowane wspomnienia o weselach żydowskich, o zebraniach, odczytach, balach i koncertach w sali Bazaru. Najwięcej miejsca zajmują oczywiście biografie wybitnych mieszczan lub ziemian, przebywających często w Poznaniu, albo tu zamieszkałych. Zresztą wystarczy zajrzeć do indeksu rzeczowego, aby sobie uprzytomnić bogactwo tematyki Przechadzek. (O jednostronności opisu wspominamy dalej).. Otrzymaliśmy właściwie trzecie wydanie Przechadzek, gdyż pierwsze ukazało się jako cykl felietonów w Dzienniku Poznańskim w 1888 r. J eszcze w tymże roku ukazała się w wydaniu książkowym pierwsza i druga część owych gawęd starego profesora o swym ukochanym mieście. W następnych latach aż do 1891 wyszło 5 części w niewielkich tomikach, bez wyodrębnienia rozdziałów i ich tytułów. Toteż słusznie postąpił edytor, dzieląc tekst na części (odpowiadające pierwodrukowi książkowemu) oraz rozdziały, zaopatrzone tytułami, podtytułami poszczególnych ustępów i paginacją żywą, która na jednej (lewej) stronie daje tytuł rozdziału, a na drugiej (prawej) tytuły ustępów. Ponadto zastosował dwojakie przypisy: pod tekstem dał tylko objaśnienia terminologiczne, a w niezwykle obutych i szczegółowych przypisach poza tekstem, na końcu każdego tomu, dał wyczerpujące objaśnienia rzeczowe co do osób, instytucji, wydarzeń, tytułów bibliograficznych itd. W I tomie dodano cenny plan miasta z opisywanej epoki. W drugim tomie umieścił aż dwa indeksy: osobowy i rzeczowy, oraz posłowie. To ostatnie .poświęcone jest tylko osobie autora Przechadzek. Aczkolwiek w zasadzie zgadzam się z autorem posłowia co do charakterystyki Mottego, to jednak wydaje mi się, że brak tu "kropki nad i". Mott y był nietylko wielbicielem i apologetą ziemian - organiczników i ich polityki "prac organicznych". Nie wydaje mi się słuszne określenie Mottego jako czołowego pisarza burżuazji poznańskiej. Bo po pierwsze najobszerniejsze i najcieplejsze ustępy swych gawęd poświęcił ziemianom i ich współpracownikom na polu "prac organicznych" spośród burżuazji i inteligencji poznańskiej. Przecież w tym czasie, gdy pisał on swe gawędy, na gruncie poznańskim uformowała się już niewielka grupka inteligenckodrobnomieszczańska, która usiłowała stworzyć odrębny samodzielny ruch mieszczański, nazywający się "ludowym", a zmierzający do złamania monopolu ziemian na kierownictwo i reprezentację polityczną Polaków b. zaboru pruskiego w Kole Polskim. Owi "ludowcy" przez usta Romana Szymańskiego niejednokrotnie potępiali tych przedstawicieli inteligencji poznańskiej, którzy trzymali się klamki pańskiej i stanęli po stronie ziemian. W pojęciu "ludowców" byli oni niejako zdrajcami swej klasy (czy raczej warstwy lub kategorii społecznej). Otóż najwybitniejszymi przedstawicielami tych inteligenckich konserwatystów, obok szeregu księży, byli: Bentkowski, Dobrowolski, Mott y i Rymarkiewicz. Mott y wręcz niejako utożsamiał się z klasą ziemiańską w swych gawędach. Niektóre zwroty wymagają wręcz komentarza klasowego. Przecież gdy pisze on, że na jakieś wesele zjechało się "pół Księstwa" to znaczy, połowa rodzin ziemiańskich (t. I, s. 113). Gdy pisze "społeczeństwo", to ma na myśli ziemiański i inteligencki czy burżuazyjny, aktyw społeczno-polityczny, a nie ogół ludności (np. "Społeczeństwo nasze było wtenczas wiele liczniejsze i zamożniejsze niż teraz... Ileż to od owej daty rodzin wymarło, zubożało, zmarniało", t. I, s. 111). Słowa te odnoszą się oczywiście do rodzin ziemiańskich, takprzecenianych przez starego gawędziarza, nieraz przemilczającego fakty niezbyt chlubnie o nich świadczące. O ludziach zupełnie drugorzędnych, a zajmujących tylko pewną pozycję towarzyską w małym ekskluzywnym kręgu, wypisywał zbyt wiele, z bardzo jednostronnym wyborem bohaterów. Piewca hegemonii szlacheckiej, z rozmysłu przemilczał np. Romana Szymańskiego lub Józefa Chociszewskiego, boć to byli homines novi. Tra.nie wyjaśnił komentator zupełne przemilczenie biedoty, proletariatu i pierwszych socjalistów. Jakże cofnął się ideologicznie pan Marceli, który przed 1846 r. był szczerym i entuzjastycznym demokratą, oczywiście typu burżuazyjnego, który jeszcze przed 1870 r. w swych Listach Wojtusia Z Zawad wykazywał pewne przejawy umiarkowanej mieszczańskiej postępowości. . Po dwudziestu latach starzec gruntownie "zreakcyjniał", pisząc Przechadzki. Nic dziwnego, bo przecież pojawił się na arenie najpierw niemiecki liberalizm z walką o kulturę, a następnie - widmo socjaldemokracji, zwanej niemal Antychrystem przez ówczesnych burżuazyjnych publicystów i kler, świadomie fałszujących doktrynę socjalistyczną. Oczywiście próżno szukać u niego obrazu struktury społeczno-ekonomicznej miasta, czy jego samorządu. Szkoda jednak, że redakcja PIW skreśliła komentatorowi parę zdań o tej stronie miasta, ograniczając posłowie tylko do biografii Mottego. Jest to mankament posłowia. Toteż historyk społeczno-polityczny niewiele wydobędzie bezpośrednio z tekstu Mottego. Uderza jednak ciekawy wniosek z licznych jego wypowiedzi biograficznych: pewien swoisty stereotyp życiorysów owych ludzi uwielbianych: za młodu byli "w spiskach", potem "bronili ojczyzny" w 1831 r. a później zamienili szable na lemiesze i "bronili ziemi". Co jeszcze ciekawsze, okazuje się, że w pierwszej połowie wieku XIX, przed 1848 r., nie było w Poznańskiem antagonizmów narodowościowych, a ściślej mówiąc nacjonalizmu ani szowinizmu: pełno było przyjaźni i małżeństw polsko-niemieckich. Wielu Niemców się polszczyło. Sam pan Marceli stwierdził, że wówczas "nie było jeszcze chińskiego muru między narodowościami" Q I, s. 20). Najpiękniejszy wzór patrioty i internacjonalisty stanowił sam Marcinkowski, leczący biedotę bez względu na narodowość, i opłakiwany przez ludność Poznania trzech narodowości: polską, niemiecką i żydowską. Opis społeczeństwa poznańskiego jest wprawdzie dość szeroki, ale - ani pełny ani wszechstronny: 'jest subiektywny i ograniczony klasowo. Ciekawostki obyczajowe są dla autora ważniejsze niż nowości techniczne: np. widzi wypieranie tabaki >przez papierosy, ale nie widzi gazu świetlnego, wypierającego łojówkę. Historyk obyczaju więcej się dowie od Mottego niż inny badacz. Strona edytorska jest bardzo staranna: piękne i nieraz nowe ilustracje, bardzo wymowne jako dokument historyczny, dobry papier, wyraźna czcionka, ładna okładka i przystępna cena wielkiej, dwutomowej "'księgi dopełniają zalet cennego pod każdym względem wydawnictwa, wzbogacającego wiedzę o tych latach, w których Poznań przodował kulturze narodowej.

Witold Jakóbczyk

ZDZISŁAW GROT i FRANCISZEK PAPROCKI: SZKICE POZNAŃSKIE 1794-4864.

Wiedza Powszechna, Warszawa 1957, s. 219.

W ostatnich latach Poznań doczekał się szeregu prac historycznych różnego charak - teru i poziomu: poczynając od Studiów Poznańskich w 1953 r. i zachodnioniemieckiej Histerii Poznania z tegoż roku, a następnie okazałych "X wieków Poznania" i najnowszej, omawianej książeczki. Studia Poznańskie, wydane w "Przeglądzie Zachodnim", byjy zbiorem poważnych artykułów naukowych o niektórych fragmentach dziejów miasta ze wszystkich epok, nie pretendującym do roli syntezy jego historii. Próbę syntezy stanowiła zbiorowa praca historyków zachodnioniemieckich, napisana jednak

Przegląd bibliograficznyz pozycji rewizjonistycznych, choć sumienna pod względem warsztatowym. Wymaga ona szerszego omówienia na innym miejscu. "Dziesięć wieków" omówiono już w "Kronice". Inny charakter mają Szkice Poznańskie. Już fakt wydania ich przez "Wiedzę Powszechną" przesadził o popularnonaukowym ich charakterze. A uwidocznione w tytule ramy chronologiczne: 1794-1864 od razu sugerują dominację problematyki insurekcyjno rewolucyjnej. Jakoż tytuły tych dziesięciu szkiców, choć zbyt wieloznaczne, zakreślają tematykę ograniczoną zasadniczo do nurtu walk narodowowyzwoleńczych i społecznych. Tylko szkice trzeci i szósty ("Na przełomie dwóch epok" i "Czasy rozkwitu kultury w Poznaniu") stanowią rodzaj tła społecznego i ekonomicznego bądź kulturalnego. I dlatego ów szkic trzeci powinien był znaleźć się na początku zbioru, a szósty - raczej na piątym miejscu, przed omówieniem spisków lat czterdziestych, aby w ten sposób zachować pewną ciągłość dość wyraźnej i jednolitej w charakterze nici spiskowej. Pozostałe szkice poświęcone następującym sprawom: udziałowi Wielkopolan w Insurekcji 1794 r., okresowi napoleońskiemu, znów udziałowi Poznańczyków w wojnie 1831 r., poznańskim konspiracjom po 1831 r. i wreszcie Wiośnie Ludów w Poznańskiem oraz uczestnictwu Poznańczyków w powstaniu 1863 r. Większość szkiców cechuje się przede wszystkim obfitością nowych faktów, zwłaszcza w odniesieniu do roli mas ludowych czy plebejskich w polskich walkach narodowowyzwoleńczych. Jest to osiągnięcie wynikające z gruntownej znajomości źródeł, jaka cechuje obu autorów. Roi się tedy od nowych nazwisk chłopskich czy rzemieślniczych lub "wyrobniczych" na kartach dziejów Poznania i Wielkopolski w epoce narastania kapitalizmu oraz walk narodowowyzwoleńczych i konfliktów społecznych na przełomie dwóch epok. Metoda materializmu historycznego została zastosowana w najbardziej poprawny sposób: zamiast cytatów z "klasyków" mówią nowe fakty, wynikające ze źródeł a niekiedy, w bardziej ciekawych wypadkach, pozwolono wprost mówić źródłom. Książka napisana jest prostym i przystępnym językiem, starannie i ładnie ilustrowana, toteż w sumie stanowi wartościową pozycję popularnonaukową, jaką może dać jedynie dobry znawca zagadnienia. Rzecz jasna, że są w niej i potknięcia, a przynajmniej sprawy dyskusyjne. Wspomni ano już wyżej o usterce konstrukcyjnej w postaci nietrafnej - moim zdaniem - kolejności niektórych szkiców, skoro w zasadzie książka ujęta jest w porządku chronologicznym. Tytuł jej jest właściwie dwuznaczny: czytelnik nie wie, czy chodzi tu o szkice z dziejów Poznania, czy Poznańskiego. Również i tytuły rozdziałów są zbyt ogólnikowe i nic nie mówiące, choć ładnie brzmiące. Brak jakiegoś wstępu czy przedmowy, informującej o zamierzeniach autorów, problematyce pracy i jej charakterze. W opowiadaniu właściwie zaciera się granica między dziejami miasta a dziejami dzielnicy. W gruncie rzeczy szkice są czymś pośrednim co do zakresu: traktując zarówno o Poznaniu, jak i o Poznańskiem. Dość obfity w nowe dane faktyczne szkic trzeci, sam w sobie cenny pod tym względem, cechuje się jednak pewnym nieładem konstrukcyjnym. Np. na s. 33 daje liczby, odnoszące się do ludności Poznania od 1840 r. i później, a na s. 42, liczby odnoszące się do lat 1794 i 1822. N a stronie 52 mamy dane o rozruchach głodowych wyrobników w 1847 r. a dalej - rozdział o roku 1831. Na s. 33 podano liczby mieszkańców ludności żydowskiej, niemieckiej i polskiej z 1846 r. i powiedziano następnie, że: "Taki stan rzeczy utrzymywał się długo". Należało tu podać proporcje stanu ludności różnych narodowości i wtedy to zdanie byłoby całkowicie zrozumiałe, sensowne, gdyż utrzymały się właśnie owe proporcje, a nie podane tu liczby bezwzględne. N ależało by z reguły obok liczb bezwzględnych podawać procenty, zwłaszcza przy tabelkach. Opisując ogólny rozwój miasta w latach 1794-1864, należało przypomnieć o zapoczątkowaniu pod koniec tego okresu przeobrażania się małego miasta w średnie,o nowych budowlach, urządzeniach komunalnych, m. in. gazowni miejskiej. Może dało by się pokrótce zilustrować życie codzienne mieszkańców Poznania, choćby w oparciu o Mottego, czy "Dziennik Domowy" lub "Gazetę W. Ks. Poznańskiego". Należało wreszcie w paru zdaniach wspomnieć o rozwoju przestrzennym miasta.

Dowodem braku pracy redakcyjnej jest zbyt "dialektyczne" potraktowanie Marcinkowskiego ,zaliczonego raz do liberałów (s. 45) a drugi raz do konserwatystów (s. 143). Zbyt długi jest w tekście cytat z J arochowskiego na s. 32-34. Opisując sprawę Majewskiego, autorzy potraktowali go bezkrytycznie, nie dostrzegając jego naiwności taktycznej. Ostatnie zdanie na s. 23 zredagowano błędnie. Legenda do ilustracji na s. 199 budzi wątpliwości. Skąd tu hasła Targowicy u Potworowskiego i Prusinowskiego? Na ilustracji widoczny jest napis: ultra montes, zatem słuszny byłby zarzut ultramontanizmu. Wreszcie - sprawa tzw. "przypisów bibliograficznych" (skąd ta nazwa?) Moim zdaniem książka tego typu w serii "Wiedzy Powszechnej" powinna się obejść bez odsyłaczy. A umieszczone tu są zupełnie niewystarczające i niestaranne. Okładka wręcz przeładowana i nie zawiera nazwy wydawnictwa.

Witold J akóbczyk

WYDAWNICTWA Z OKAZJI JUBILEUSZU POZNAŃSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK

("Roczniki Historyczne", R. XXIII za rok 1957 - "Księga pamiątkowa w stulecie Poznańskiego TowarzYstwa Przyjaciół Nauk' Poznań 1957, s. 668; "Zeszyt dodatkowy do Księgi pamiątkowej' s. 134; "Sto lat Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk". Album, Poznań 1957, s. XX, 120). Stuletnia rocznica istnienia, obchodzona przez Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, uczczona została, poza uroczystą akademią, także szeregiem publikacji jubileuszowych. Składają się na nie "Księga pamiątkowa" wraz z zeszytem dodatkowym, oraz album "Sto lat Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół N auk" (Sto lat nauki w Wielkopolsce). Księgę pamiątkową stanowi, rocznik XXIII "Roczników Historycznych", wydawanych od kilku lat sumptem Towarzystwa. Omawiany rocznik, o imponującej objętości około 43 arkuszy druku, obejmuje dwie jakoby części. Poza "normalnym" działem artykułowym, poświęconym zresztą głównie problematyce wielkopolskiej, znajdujemy tam obszerne omówienie historii działalności całego Towarzystwa (pióra prof. Andrzeja Wojtkowskiego) oraz wszystkich wydziałów i zbiorów Towarzystwa. Znajduje się tu również omówienie działalności samodzielnych dziś instytucji, które wywodzą się z Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (Muzeum Archeologiczne, zbiory dzisiejszego Muzeum Narodowego w Poznaniu, zbiory obecnego Muzeum przy Instytucie Zoologicznym PAN w Poznaniu). Księgę pamiątkową uzupełnia "Zeszyt dodatkowy" obejmujący kompletną bibliografię wydawnictw, które ukazały się tak nakładem Towarzystwa jak i za jego finansowym poparciem. Bibliografia obejmuje imponującą liczbę 885 wydawnictw samoistnych i periodyków (przy tych ostatnich podano dokładne spisy treści poszczególnych zeszytów). Na końcu zamieszczono kilka ilustracji przedstawiających strony tytułowe, okładki lub wnętrza szeregu publikacji wydanych w omawianym okresie. Album "Sto lat Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół N auk" stanowi właściwie ilustrację dziejów Towarzystwa, wyłożonych w "Księdze pamiątkowej". Poprzedzony wstępem Zdzisława Grota, zaznajamia album czytelnika z wszystkimi fazami .rozwoju Towarzystwa, pokazanymi bardzo wszechstronnie. Są tu fotografie publikacji Towarzystwa, fotografie i portrety założycieli, dobrodziejów i działaczy, fotografie zbiorów i pomieszczeń. Kilkadziesiąt ilustracji poświęcono zobrazowaniu kul

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1957.07/12 R.25 Nr3/4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry