EUGENIUSZ FAUKSZTAo RANGĘ POZNANIA JAKO OŚRODKA KULTUROTWÓRCZEGO

Kronika Miasta Poznania 1951/1956 R.24

Czas czytania: ok. 24 min.

Zastanawiając się nad formą szkicu o problemach kulturalnych Poznania, daleki byłem od chęci sumowania czy sprawozdawczej analizy zjawisk kulturalnych na przestrzeni ostatnich paru lat. Zdecydowałem się, przy zachowaniu maksimum obiektywizmu, na swego rodzaju impresyjne ukazanie problemu i takie tylko naświetlanie przeszłości, wraz ze spojrzeniem na dorobek ostatnich miesięcy, jakie potrzebne są dla próby wytyczenia perspektyw rozwojowych kultury w Poznaniu na dzień jutrzejszy. Uwagi poniższe, jak też proponowane próby rozwiązań, nie mają ani też nie mogą mieć charakteru innego, jak osobistego spojrzenia pisarza i działacza kulturalnego, z bardzo różnym powodzeniem usiłującego przez swój skromny wkład osobisty dopomagać rozwój owi życia kulturalnego w mieście, z którym związał go z górą dziesięcioletni okres zamieszkiwania. Stąd też dyskusyjny charakter uwag o kierunkowych, jakie, moim zdaniem, jedynie zapewniać mogą i gwarantować powrót do dawnych, w znacznym stopniu zaprzepaszczonych w okresie rozwielmożnienia się praktyk stalinizmu, tradycji silnego ośrodka kulturotwórczego w Poznaniu. Sprawą zasadniczą jest, aby ożywione dawne tradycje napełnić z kolei nową, humanistyczną treścią.

Spojrzenie w przeszłość minionych lat ukazuje bezpośrednią i ścisłą współzależność zjawisk kulturalnych Poznania z całokształtem pozytywnych i negatywnych przemian zachodzących w kraju. Ilość tych drugich przy ocenie tzw. polityki kulturalnej i realnych jej efektów w dorobku twórczym, niestety, zdecydowanie przeważa. Warto tutaj przytoczyć analizę błędnych podstaw wyjściowych w działalności kulturalnej, scharakteryzowaną w koreferacie Komisji Kultury WRN na sesję poświęconą zagadnieniom kulturalnym województwa. Sesja ta odbyła się w ostatnim dniu września b. f., a koreferat Komisji Kultury uznać trzeba bodaj że za najpełniejszą i najgłębszą jak dotychczas analizę zagadnień kulturalnych naszego regionu. Oto jak brzmi ta zasadnicza ocena wyjściowa: "Generalnym źródłem wszelkiego zła stało się wytworzenie atmosfery nieufności i niewiary w siłę i skuteczność społecznego działania. Tu leży podłoże zjawiska centralizacji, która tak szkodliwie odbiła się na całości naszego życia. Brak wiary w ludzi siłą rzeczy nakazywał bowiem stwarzanie systemu, w którym nie pozostawałoby już żadnych luk na samodzielne myślenie: wszystko miały zastąpić gotowe w najdrobniejszych szczegółach, jakże wątpliwej często wartości recepty. Stąd wynikł największy może i najcięższy w skutkach błąd: tendencja do odintelektualizowania społeczeństwa, dążenie do oduczenia ludzi od samodzielnego myślenia. Myślenie miały zastąpić sztywne, zbiurokratyzowane przepisy na każdą okoliczność, uzgadnianie każdego detalu na wysokim szczeblu, bezduszność i urzędniczenie.

Skutki takiej polityki, zaprzeczającej podstawowym cechom socjalizmu, szczególnie boleśnie musiały się odbić na kulturze, gdzie właśnie swoboda myśli jest czynnikiem decydującym. Zglaj szach to wanie sztuki, frazes o upowszechnieniu kultury, zachłystywanie się wątpliwymi sukcesami, tropienie każdej samodzielnej myśli jako przejawu nieomal że wrogości, lęk przed czymś rzeczywiście nowym ,i twórczym pełny wyraz znalazły w formułkach najfałszywiej pojmowanego realizmu socjalistycznego. Formułki te zahamowały rozwój sztuki, odciągały od istotnych źródeł tradycji narodowej, pod pozorami autentyzmu i swoistej romantyki przyszłości prowadziły do sztuki lakiernictwa, oderwanej od życia i prawdzie tego życia zaprzeczającej. Nie tylko zresztą sztuka uległa zahamowaniu, wstrzymany został jej rozbój. Równolegle nastąpiło powszechne obniżenie poziomu kulturalnego przez zaprzeczenie naturalnej potrzebie estetyki, którą usiłowano przedstawić jako wytwór burżuazyjnego snobizmu. Triumf święciła naturalistyczna brzydota, demagogiczny kicz i wszechwładny slogan, który kazano przyjmować jako swoiste wyznanie wiary." Przydługi ten cytat wydaje mi się konieczny z uwagi na jego trafność i bezkompromisowość. Przytoczenie go ułatwia zrozumienie szeregu zahamowań w rozwoju kultury ośrodka poznańskiego, zahamowań bardzo gwałtownych i ostrych. Ze skrótowej analizy podstaw błędów w polityce kulturalnej całego kraju, nietrudno już wyciągnąć konsekwentne wnioski dla poszczególnych regionów. W t. zw. do niedawna "terenie" skutki polityki centralizacyjnej, polityki generalnej nieufności do obywatela,' w dziedzinie kulturalnej wydać musiały szczególnie smutne owoce. Odległość od centrum myślowego, jakim stała się w takim układzie sił Warszawa, częstokroć znacznie większe rozwielmożnienie miejscowych kacyków i ad hoc awansowanych "speców" od kultury, głębszy nurt zastraszenia, wywodzącej się z niego bo jaźni - w przyśpieszonym tempie gasiły indywidualność twórczą, zamazywały wszystko w mglistych, naiwnie a głośno formułowanych postulatach socrealizmu. Biurokracja kulturalna zagasiła niemal że doszczętnie ostatnie próby samodzielnego myślenia, działania i tworzenia kulturalnego. Wielkopolska, a w szczególnym stopniu jej stolica duchowa, Poznań, bardzo gorzko, czasem wręcz tragicznie przeżyły okres regresu i impasu kulturalnego po roku 1948, który tak jak w dziedzinie myśli polityczno-ekonomicznej, podobnie w kulturze stał się datą rozpoczynającą gwałtowną tendencję zniżkową na wykresie temperatury kulturalnej. Oficjalna fasadowość i sztuczne rozdmuchiwanie fikcyjnych często, a co najmniej bardzo niewspółmiernych do potrzeb sukcesów oraz stwarzanie pokazowych frontonów z pustym i jałowym zapleczem przesłaniać miały niedorozwój kulturalny. Jednocześnie bowiem z hukiem wielkich trąb oficjalnej dętologii zarówno w dziedzinie kultury duchowej, jak materialnej zapisywaliśmy stratę po stracie. Odwoływanie się do tradycji bogatej kultury ludowej szło w parze z jednoczesnym lansowaniem dziwacznego autentyzmu, niepewnego pochodzenia. Przy powoływaniu się dla odmiany na tradycje narodowe stwarzano jednocześnie dymną zasłonę przed naj szczytniej szymi z tych tradycji. Wspomnijmy choćby sprawę ruchów .wolnościowych lat 1846 i 1848 w poznańskiem, problem Mierosławskiego,

Eugeniusz Pauksztaa z historii nowszej Powstanie Wielkopolskie - były to tematy albo mocno podfałszowane albo w ogóle "tabu". Nic dziwnego, że przy takiej atmosferze, przy zwróceniu głównej uwagI i wyasygnowaniu zasadniczych funduszy na tropienie każdej samodzielnej, twórczej myśli, zapoznany został tak istotny i współrzędny z treściami duchowymi problem tworzenia treści materialnych dopomagających wzrostowi dynamiki kulturalnej środowiska. Przez cały okres powojenny zaniedbywano w Poznaniu problem inwestycyjny budowy kin i teatrów, powodując powstanie rażącej dysproporcji w porównaniu z okresem przedwojennym. (Oto dla porównania znamienne cyfry: w r. 1938 Poznań liczył 272 tys. mieszko korzystających z 16 kin o ilości 8.600 miejsc. W r. 1956 Poznań posiada już 382 tys. mieszko i służących im zaledwie 8 kin o 3.000 miejsc, a łącznie z prowizorycznym kinem Targowym 4.800 miejsc). Nie stworzy tu w żadnym razie przeciwwagi niewątpliwie godzien podkreślenia z uwagi na staranność i pietyzm odbudowy fakt przywrócenia dawnej świetności Staremu Ratuszowi czy Bibliotece Raczyńskich. Przy braku sprzeciwu wobec zamachu na dobro rozwoju kultury narodowej, postępująca centralizacja, napotykała raczej na przychylny odzew we władzach terenowych. Tutaj uległość procesom centralizacyjnym prowadziła do zatraty samodzielności nie tylko w dyspozycji, ale i w wykonawstwie. Było to na rękę nienazbyt lotnym kohortom zbiurokratyzowanych urzędników; ich małoduszność i kompletny brak odwagi dopełniały reszty. U chylano się od decyzji w najdrobniejszych nawet kwestiach, ze wszystkim albo odnosząc się do Warszawy, albo z góry osłaniając własne nieróbstwo i aintelektualizm rzekomym zakazem stolicy. Dodatkową bolączką "prowincji" poznańskiej było to, iż resortem kultury w różnych pionach i na różnych szczeblach w większości dyrygowali ludzie bez odpowiedniego przygotowania. Warto wspomnieć choćby czas, gdy odpowiedzialny pracownik partyjny pragnął traktować rysunek starego ratusza na okładce akceptowanego do druku przewodnika po mieście jako nawrót do burżuazyjnych tradycji, albo jak inny gorliwiec zdejmował z prób sztukę Wsiewołoda Wiszniewskiego "Tragedia optymistyczna" jako ponoć antyrewolucyjną. To są przykłady pierwsze z brzegu, można ich mnożyć nieporównanie więcej. Odwrót od tych centralistycznych tendencji, będących szczególnym wyrazem stalinowskiego systemu rządzenia, również trudniejszy jest na prowincji, (nawet w tak dużym i potencjalnie dynamicznym środowisku intelektualnym jak Poznań), niż w Warszawie, która pozostaje zalążnią nowych myśli i nowych, ozdrowieńczych form rządzenia.

Podciąganie całości zjawisk kulturalnych kraju pod jeden wspólny mianow T - nik, ułatwiający niewątpliwie centralne zarządzanie z za biurka, musiało prowadzić w efektach do przekreślania wszelkich cech indywidualnych konkretnych środowisk. Zapoznawana była regionalna (ale bynajmniej nie partykularna) specyfika, swoiste, pielęgnowane częstokroć przez pokolenia tradycje, zwyczaje i obyczaje działania kulturalnego. Wypaczane były te ogólne kie

]27

runkowe rozwoju kulturalnego regionu, które, zachowując indywidualne cechy własne, wnosiły jednocześnie twórcze i ożywcze wartości do kultury ogólno-narodowej. Tego rodzaju bezduszne działanie machiny centralistycznej okresu stalinizmu w kulturze, szczególnie dotkliwą krzywdę wyrządziło Wielkopolsce z jej centralnym ośrodkiem Poznaniem. Zwracam na tę sprawę szczególną uwagę. Można bowiem i należy mieć słuszne, w pełni uzasadnione pretensje, szczególnie do działaczy z pionu władz partyjnych, za serwilizm i bezduszne podporządkowywanie się wszelkim, choćby najbardziej szkodliwym i nierozsądnym zarządzeniom, ,góry", można pomstować na prezydia rad narodowych, iż bagatelizowały pracę resortów kultury, nie dbały o dobór kadrowy - niemniej trzeba wciąż mieć na uwadze, iż były to objawy wtórne, marginalne w stosunku do generalnej linii glajszaltowania kultury, sztucznego zacierania istotnych rozróżnień i wypracowanych przez historię własnych form. Kultura społeczeństwa wielkopolskiego z uwagi na specyficzny układ stosunków w zaborze pruskim rozwijała się w diametralnie odmienny sposób niżeli w innych częściach Polski. Okres romantyzmu polskiego przebiegł tutaj w zasadzie oficjalnie i sucho, bez nierozsądnych, choć pięknych na swój sposób wzlotów zaboru rosyjskiego. Bardziej konkretną, mocno urealnioną ekonomicznie treść przyniósł pozytywizm. Okres hakaty siłą faktów wygaszając żywotność pewnych dyscyplin sztuki, hamując oficjalną działalność kulturalną, jednocześnie wykształcał i pielęgnował inne trwałe wartości kultury nade wszystko ludowej. Należy pamiętać, rozważając rozwój zjawisk kulturalnych w Poznaniu i Wielkopolsce, o czynniku ekonomicznym, który stanowiąc główną istotę działania politycznego społeczeństwa polskiego, w sposób bardzo wyraźny, zarówno pozytywnie jak ujemnie, wpływał także na krystalizowanie się pewnych podstaw kulturalnych. Walka z wynaradawiającymi tendencjami zaborcy mogła przynosić skutki jedynie przy maksymalnym stanie posiadania ekonomicznego, przy bazie materialnej, rozwojem cywilizacyjnym nieustępującej pruskiej. Stąd tradycje "Bazaru", Libelta, Marcinkowskiego, Cegielskiego i innych. One bowiem rzutowały na widzenie spraw kulturalnych, a nie mgliste historiozofie Cieszkowskich i Hoene- Wrońskich, nie negując zresztą ich wkładu w dorobek filozoficznej myśli polskiej. Tradycje walki przede wszystkim ekonomicznej wytworzyły pewien specyficzny typ kultury w Wielkopolsce, zasadniczo zresztą różny w miastach wraz z powiązanymi z nimi ośrodkami ziemiańskimi niż na wsi. Sam Poznań stał się ośrodkiem kulturalnym typu tradycjonalistycznego, wspartego o zamożne i skonsolidowane mieszczaństwo. Nurty postępowe w środowiskach artystycznych, związanych z podkładem macierzystym mieszczaństwa, były słabe. Niemniej poziom niektórych środowisk, instytucji i imprez, zwłaszcza, gdy były związane z pewnym konkretem efektywu materialnego (np. budowa Teatru Polskiego itp.), był względnie wysoki, a wiele tradycji wartych jest kontynuowania, jak choćby o 60-letniej tradycji "czwartki literackie". Napór cech tradycjonalistyczno-mieszczańskich niewątpliwie jednak powodował także i pewne skostnienia, przesadny upór trwania przy starych nawykach. Inaczej nieco przedstawiała się sytuacja na wsi wielkopolskiej, wsi o wysokiej kulturze materialnej, dającej jedyną szansę skutecznej walki z germa

Eugeniusz Pauksztanlzmem. W parze ze wzrostem kultury materialnej nIe szedł wzrost kultury duchowej, drepczącej w miejscu, kultywującej jednak z uporem a często i z samozaparciem dawne tradycje. Stąd to szczególne przywiązanie do obyczajów, strojów, wysoki poziom rozwiniętej sieci chórów i kapeli ludowych, nienajgorzej rozbudowana praca bibliotek - zamykająca jednak zakres ambicji i zainteresowań. U podłoża pojmowania pracy kulturalnej w Poznaniu i Wielkopolsce nigdy nie legło pięknoduchostwo w jakiejkolwiek formie. Kultura rozumiana była jako jeden z czynników walki, jako określona funkcja działania. I tutaj należy podkreślić właśnie historyczną, odwieczną niejako misję, jeżeli użyć już tego słowa, naszego regionu, w całokształcie spraw polskich. Misją tą była i powinna być nadal, wynikająca zarówno z układu wydarzeń historyczno-geograficznych w przeszłości, jak i z bogatej tradycji, sprawa promieniowania kulturalnego na Ziemie Zachodnie. Nadodrze w sensie kulturalnym zawsze ciążyło do Poznania, zarówno Śląsk jak i tereny b. Prus Wschodnich, nie mówiąc już o Pomorzu czy najbliższej Ziemi Lubuskiej. Te ziemie w większości i dzisiaj wyczekują na ekspansję kulturalną poznańskiego, zahamowaną brutalnie na tym odcinku wraz z rozkwitem stalinowskiego stylu "polityki" kulturalnej po roku 1948, kiedy zgaszono wszystkie koncentrujące się w Poznaniu ogniska społecznego działania na rzecz Nadodrza. Stworzenie fałszywego modelu jednolitego typu działania kulturalnego, z wyeliminowaniem wypracowanych przez historię własnych cech środowiskowych poszczególnych regionów, w poważnym stopniu przyczyniło się do załamania rozmachu pracy kulturalnej w Poznaniu. Był to czynnik hamujący dodatkowy, ale niezmiernie istotny. Przy rozważaniach kierunkowych, profilu i perspektyw rozwoju kulturalnego Poznania, jego funkcji kulturotwórczych - zagadnienia kultywowania tych pozytywnych znamion indywidualnych regionu, stanowiących własny wkład w kulturę ogólnonarodową - nie można w żadnym wypadku zapomnieć. Inaczej od nowa trafilibyśmy w jakąś spekulatywną próżnię, grzebiącą najlepsze chęci i możliwości.

Można bardzo roznle, z dużą nawet dozą sceptycyzmu oceniać rozwój działania kulturalnego Poznania w pierwszych latach powojennych, niemniej me można zapoznawać faktu ujawniającej się wtedy dużej dynamiki społecznej i ogólnej racji dążeń do intensyfikacji spraw kultury. Nie chodzi mi tutaj w żadnym wypadku o rejestr grzechów. Zbyt częste mantyczenie i czcza tromtradracja mogą stać się niebezpieczne - pod pozorami krytyki ukrywać się może brak istotnego programu działania na przyszłość. Jednak pewne ukazanie tła tendencji likwidatorskich w stosunku do form życia kulturalnego w Poznaniu jest potrzebne dla uzyskania pełni kolorów rysowanego obrazu. Gwałtowny, w jakimś stopniu niewątpliwie łączący się z wyżywaniem się okupacyjnych tęsknot i pragnień do nie skrępowanej, publicznie wyrażanej myśli polskiej, rozmach kulturalny pierwszego okresu powojennego w Pozna-niu był imponujący nie tylko ilościowo. Ocena jakościowa w bardzo wielu wy

J29padkach nakazywała stwierdzać wysoki poziom ruchu artystycznego. Łączyło się to z zamieszkiwaniem w Poznaniu wielu wybitnych twórców tej miary, co np. Iwaszkiewicz czy Taranczewski lub Teisseyre. Zrodził się silny ruch wydawniczy, rozwinęły teatry, muzyka - zgodnie z tradycjami - osiągnęła odrazu szczególnie wysoki poziom, w plastyce krzyżowały się różne orientacje artystyczne. Jednocześnie w Poznaniu skupiała się w znacznym stopniu praca polityczna i społeczna dla Ziem Odzyskanych, rzutująca również na sprawy kulturalne. Lata 1948-1949 stają się okresem gwałtownego kurczenia się stanu posiadania kulturalnego Poznania. Już wcześniej, z uwagi na mało przychylne nastawienie władz miejscowych do twórców, szczególnie jeśli chodzi o sprawę mieszkaniową, zaczyna się narastający potem żywiołowo exodus wybitnych ludzi kultury. Coraz mocniej poczyna hamować swobodę rozwoju twórczego wtłaczana siłą w sztukę polską żdanowowska koncepcja socrealistyczna, podporządkowująca także dziedzinę duchową życia ludzkiego totalnym nakazom dyktatury nad proletariatem. Warszawa, nawet po kładącym niejako oficjalnie kres różnorodności kryteriów ocen artystycznych głośnym zjeździe szczecińskim pisarzy, zachowuje naówczas resztki swobody twórczej. Prowincja poddaje się naciskowi systemu znacznie szybciej, tym szybciej, im więcej wybitnych indywidualności opuszcza ją na korzyść stolicy, zdążającej już do zakładania wszystkiemu i wszystkim centralistycznych cugli. Rok 1950 ostatecznie już likwiduje samodzielność życia kulturalnego Poznania. Kończą pod przymusem działalność wydawnictwa zarówno prywatne, jak uspołecznione, przestają wychodzić pisma kulturalne, społeczne i literackie, zniesione zostają miejskie i wojewódzkie nagrody artystyczne. Pogłębia się ostry kryzys w teatrach, w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych wbrew oczywistej logice i tradycjom ośrodka kasuje się wydziały malarstwa i grafiki, zniesione zostaje Ognisko Kultury Plastycznej. Machina odintelektualizowywania społeczeństwa i gaszenia samodzielnych ośrodków myśli twórczej działa wyśmienicie. Twórcy dziesiątkami opuszczają Poznań, wielu innych na długi czas brutalnie zostaje zepchniętych poza nawias czynnego życia, tym gorliwiej za to propagują sami siebie różni hochsztaplerzy "od kultury". Jak daleko sięgnął ten regres kulturalny, niech poświadczą takie fakty, jak to, iż nawet akcja "Czytelnika" spotkań z pisarzami zostaje zgaszona, że zawieszone zostają na długi okres "Czwartki literackie", kończą się publiczne dyskusj e nad sztukami teatralnymi prowadzone z powodzeniem przez Wojciecha Bąka, plastykom zabiera się ich lokal wystawowy, CBW A umieszcza się w ponurej, małej i ciemnej salce. Dodać trzeba dla obiektywizmu, iż tendencje centralizacyjne Warszawy, likwidujące w ośrodkach prowincjonalnych przede wszystkim zaplecze materialne- działalności kulturalnej i twórczości artystycznej, nie spotkały się z większymi sprzeciwami środowiska, że nawet najbardziej bezpośrednio zainteresowani twórcy nie wstąpili w szranki obrony swych słusznych praw. Częściowym tylko wytłumaczeniem może być działający skutecznie czynnik zastraszania, oszołomienie płycizną i bezwzględnością postulatów t. zw. realizmu socjalistycznego, nie mającego nic wspólnego ani z pojęciami realizmu ani z ideą socjalizmu, kompletna nieraz dezorientacja, zatroskanie ruiną podstaw bytowych. Prawdą jest jednocześnie zaistnienie w środowisku twór

9 Kronika Miasta Poznania

Eugeniusz Fauksztaczym niebezpiecznego marazmu i kompletnej nieomal bierności - stwarzało to jeszcze jeden "argument" usprawiedliwiający tendencje likwidatorskie. Od lat pięćdziesiątych twórcy Poznania przez wiele lat nie prezentowali nawet w drobnej części potencjalnych swych możliwości. Biurokratyczny nacisk na twórczość zamiast odporu spowodował zasklepienie się we własnych zespołach czy zgoła samotnicze trwanie na własnych pozycjach. Jednocześnie spora część twórców z różnych przyczyn uległa taniej sloganowości i schematom, podawanym do wiary z głównej trybuny. W konsekwencjach prowadziło to do narastającego obniżania poziomu ambicji artystycznych. Wzrastało też rozbicie i wzajemna nieufność pomiędzy poszczególnymi zespołami twórczymi. Tworzyły się klany, próbujące wygrywać sprzyjającą dla nich koniunkturę, zakradało się tchórzostwo, wsparte o smutną tezę "nie wychylania się". Atmosfera podobna w środowiskach twórczych była możliwa dzięki swoistemu podejściu do zagadnień kulturalnych w miejscowych ośrodkach dyspozycyjnych władzy. Podejście to było wiernym odbiciem stalinowskiej praktyki traktowania zagadnień kultury i sztuki jako czynników całkowicie sobie podporządkowanych, praktyki narzucanej z góry, a zatem nie pozostawiającej możliwości odwołania. Szersze ale nie najwłaściwsze widzenie spraw kulturalnych istniało w zasadzie jedynie w KW PZPR w Poznaniu. Niewątpliwie system pracy komitetu w przeszłości, zasada swoiście pojmowanego komenderowania środowiskami twórczymi, nie zaś mądrej i dalekosiężnej inspiracji oraz dopomagania do ich rozwoju, odcisnęły swoje wyraźne piętno i na sprawach Poznania. Kultura traktowana była przeważnie jako dowód dla doraźnej propagandy, przy czym w dodatku brakło nieraz zrozumienia specyfiki zagadnienia. Dalszą bolączką była także anonimowość ocen i sugestii czy dyrektyw KW: pod firmą komitetu podstawiał nieraz swe żądania pierwszy lepszy instruktor i w zasadzie nie było od nich odwołania. Zabrakło też w KW w swoim czasie woli walki o zachowanie stanu posiadania kulturalnego w Poznaniu. Sprawy kultury traktowane były marginesowo, przy tym bez rozeznania możliwości i potrzeb środowiska. Specjalnym zagadnieniem był brak zaufania do działaczy i twórców bezpartyjnych, czynienie nieuzasadnionych rozróżnień i podziałów, wiążący się z tym zanik wzajemnego zrozumienia i współpracy. Minusy te w zwielokrotnionym stopniu występowały w komitecie miejskim, nie wspominając już o dzielnicowych, gdzie sprawy kultury pomijane były całkowicie albo traktowane co najwyżej jako zło konieczne. Jeżeli takie nastawienie do kultury istniało w centralnym ośrodku dyspozycyjnym, jakim w okresie ograniczenia uprawnień rad narodowych było KW PZPR, nie można się dziwić, że zarówno w prezydium WRN jak MRN sprawy kultury zepchnięte zostały na szary koniec, zbagatelizowane, zignorowane. Nie było w województwie praktycznej kontroli nad pracą wydziału, który po ograniczeniu na swoją korzyść kompetencji MRN, osiągnął w pracy kulturalnej szczyty rutyniarstwa i niechlujstwa. Praktyczna działalność rad w dziedzinie kultury sprowadzała się głównie do tworzenia fikcji sprawozdawczych z zakresu upowszechniania, które, choć reklamowane głośno, również postawione było na głowie. Dodać trzeba, że do resortu kultury kierowano najczęściej urzędników o najmniejszym przygotowaniu, niezdolnych w żadnym wypadku do rozeznania złożonych problemów.

Taki stan istniał od roku 1950, istotniejsze zaś zmiany na korzyść, chociaż: bardzo powolne, następować zaczęły dopiero kędyś w początkach ubiegłego roku. Cztery lata ugorowania i zapoznawania spraw kultury przyniosły smutne owoce degradacji Poznania z rangi ośrodka kulturalnego. Tylko siłą inercji i niezwykłym wysiłkiem kilkunastu upartych ludzi ostateczny upadek nie dotknął jeszcze spraw muzyki, najtrudniej uchwytnych w normach socrealistycznych formułek, utrzymywała poziom opera, mogło się nawet rozwijać, mimo nieraz "przegięć" w ekspozycjach i "uzgodnionych" komentarzach Muzeum Narodowe w Poznaniu.

Nie chciałbym być źle zrozumiany. Byłoby wielką krzywdą stawianie całego wizerunku przeszłości pod znakiem negatywu. Niezależnie bowiem od błędnej linii postępowania kulturalnego, szczególnie jeśli chodzi o rozwój twórczości artystycznej, zdrowe wyczucie społeczne potrafiło nawet w tym trudnym czasie nie tylko że obronić cały szereg istotnych wartości kulturalnych, ale częstokroć przyczynić się do zwiększenia ich stanu posiadania. Duża ilość doświadczeń może dziś być nadal bardzo przydatna. Już sam problem t. zw. upowszechniania kultury, mimo ciężkich błędów dyrygenctwa i narzucania odgórnych rozwiązań, mimo działania pod statystykę, w wielu dziedzinach, jak np. rozwoju sieci bibliotek, zdał w dużej mierze egzamin. Nam chodzi jednak o ogólne proporcje. I te niewątpliwie wypadają zdecydowanie na niekorzyść. Dlatego główny wysiłek musi być zwrócony na jak najszybsze, przemyślane zlikwidowanie zaistniałych błędów i rozpoczęcie stwarzania takich warunków, w których zarówno poziom powszechnego wyrobienia kulturalnego społeczeństwa, jak też służących mu instytucji artystycznych, znajdzie możliwości stałego podnoszenia się. Jednym z czołowych zadań staje się umożliwienie pełnego, nieskrępowanego rozwoju myśli twórczej, wzbogacenie naszego współczesnego dorobku artystycznego o dzieła wielkiej wartości. Od dwóch mniej więcej lat, to jest od pierwszych jaskółek narastającej fali demokratyzacji życia i rewizji błędów przeszłości, także i na poznańskim podwórku kulturalnym poczęły następować istotne zmiany, dobrze wróżące na przyszłość. Co jest szczególnie ważne i znamienne, że rewizja okresu minionego nie jest narzucana odgórnie, ale kształtuje się w samym społeczeństwie. Nie Ministerstwo Kultury i Sztuki darzy nowymi, "zbawczymi" receptami, ale samo jest naciskane przez konkretne żądania ogółu, w szczególności zaś środowisk artystycznych. Szeroka dyskusja, gruntowne rozważania postulowanych rozwiązań, obawa przed pochopnością decyzji - stwarzają gwarancję, iż nowe kierunkowe działania kulturalnego oparte zostaną o gruntowną analizę pojęć i możliwości. Wraz z naporem społecznym postulującym zasadniczą zmianę postępowania w dziedzinie kultury, znamienne procesy zachodzą w ośrodkach partyjnych, a także, choć z uwagi na nawyk biurokratycznej rutyny, znacznie wolniej, również i w aparacie rad narodowych. Początkowa faza nie tyle może już przemian, ile budzenia się świadomości, że konieczna jest generalna zmiana polityki kulturalnej, dokonuje się w głównej mierze pod naporem środowisk twórczych Poznania, działających zarówno

Eugeniusz Pauksztabezpośrednio w swoich zespołach, jak też korzystających z możliwości form społecznego działania czy to przez partię, czy też przez rady narodowe, gdzie po długim okresie izolacji znaleźli się teraz i nieliczni artyści. III Plenum partii, głośna IX sesja Rady Kultury, stwarzają niewątpliwie podatniejszy klimat do szerokiej i coraz śmielszej dyskusji. Jeszcze mocna jest sama koncepcja socrealizmu w sztuce, ale już szuka się braków w niektórych jej sformułowaniach, do niedawna będących aksjomatami. Sam Gierasimow, stawiany na wzór i przykład prawowitości plastycznej, maleje i gaśnie wobec ekspozycji sztuki meksykańskiej, wobec dorobku Picassa, wobec coraz szerszych kontaktów z tendencjami sztuki zachodniej. W literaturze odrzuca się schemat banału bohaterów pozytywnych i dominantę koncepcji wychowawczej słowa artystycznego. "Nowinki" wkradają się do muzyki. Na scenę teatru wchodzą sztuki o mocnej, ostrej tematyce, jak słynna "Łaźnia" czy "Pluskwa" Majakowskiego. Nawet Sartre zostaje przyjęty z gorącym zaciekawieniem, jak syn marnotrawny. W prasie artystycznej zaczynają się polemiki, dyskusje, o wyraźnym charakterze ideologicznym, głoszące równorzędność różnych kierunkowych w spojrzeniu na formę i funkcję sztuki. Oczywiście, rzeczy te dzieją się jeszcze głównie w Warszawie, ale wzburzone fale docierają i do Poznania. Wtedy właśnie z całą jaskrawością występuje ubóstwo naszego środowiska. Wielu dopiero w 1955 roku ze zgrozą otwiera oczy i konstatuje brak wydawnictwa, pism, klubów twórców, platformy szerszej dyskusji. Jednocześnie wychodzą na jaw tajone dotychczas wstydliwie fakty dalekiego ubóstwa wielu artystów, ba, nawet nędzy, zwłaszcza gdy chodzi o plastyków i pisarzy o mniej wyrobionym jeszcze nazwisku. I znowuż jak raca rozbłyska świadomość, że skasowano nam wszelkie zaplecze materialne, że po każdy grosz, jak po łaskawe papu trzeba udawać się do wszechwładnej Warszawy.

Rodzi się zdrowy ferment, równoległy z fermentem ściśle artystycznym, z rewizją błędów dotychczasowego widzenia sztuki, rodzi się artystyczny protest przeciw kagańcom założonym na indywidualną myśl artysty. W pewnej części do wysuwanych przez poznański świat kultury postulatów włącza się aprobując partia, coś się zaczyna wykluwać w prezydiach rad narodowych. Fikcja pracy wydziałów kultury staje się nagle widoczna. W miejskiej radzie dopiero się dostrzega, że praktycznie pięcioosobowy wydział kultury jest martwym ciałem, powołanym jedynie do organizacji oficjalnych akademii i do buchalteryjnej sprawozdawczości dla platformy wojewódzkiej. Praktycznego działania kulturalnego wydział miejski nie przejawia, bo po prostu nie ma ku temu uprawnień, przejętych prawem kaduka przez województwo, z kolei będące jedynie wykładnią dyspozycyjną bezapelacyjnych dyrektyw ministerstwa kultury. Wychodzi zarazem na jaw i inna sprawa, dotychczas używana w charakterze dymnej zasłony. Oto na wszelkie uwagi o niewątpliwym upadku w dziedzinie twórczej, słyszało się z emfazą wygłaszaną odpowiedź, że zjawisko takie w okresie wzrostu, przejmowania władzy przez masy, itp. - jest nieuniknione - istotna treść i sukcesy pracy kulturalnej kryją się w szerokiej, ogarniającej potężne masy akcji upowszechniania kultury. Biblioteki, świetlice, kina wiejskie, ruch amatorski, festiwale, konkursy czytelnicze - słowa te padalv co dnia z trybun, ze szpalt gazet, z audycji radiowych. Każdy przecież upowszechniał, jak mógł i umiał: rady narodowe, CRZZ, Samopomoc Chłopska. Trudna była kontrola, trudne jakiekolwiek podsumowanie: może o to zresztą nawet chodziło. W każdym razie skłonni byliśmy wierzyć, że blisko trzy setki świetlic w Poznaniu, to rzeczywiście ośrodki tętniącej pracy kulturalnej, że rozrost sieci bibliotek jest zjawiskiem równoległym ze wzrostem czytelnictwa, że ruch amatorski nabrał cech żywiołowego rozwoju. Teraz rzeczywistość zadała kłam i tej dętej frazeologii. Niewątpliwe osiągnięcia akcji upowszechniania w pierwszych latach powojennych zostały potem również wypaczone, świetlice zamienione w jeszcze jeden instrument frazeologii, ruch amatorski w swoistą fasadowość, kosztującą krocie. Praktycznie zaś zarówno środowisko robotnicze jak i inne warstwy mieszkańców miasta pozostawały poza praktyczną orbitą oddziaływania kulturalnego. Smak estetyczny bynajmniej się nie poprawił, byle kicz na Rynku Wildeckim więcej frapował tłumy, niż wystawa plastyczna, planu(??) rozrostu czytelników nie można było wykonać, świetlice stały się miejscem rzadkich zebrań czy odpraw, poza tym zarastały kurzem. Rosła jedynie sprawozdawczość w wydziałach kultury, zmniejszał się zaś budżet tych wydziałów, aż doszło do takiego paradoksu, że konkretna suma na działalność kulturalną wydziału kultury Prez. MRN wynosiła w skali rocznej trochę ponad dwadzieścia tysięcy, w dodatku skrupulatnie ujętych w specjalne rubryki zezwoleń na wydatkowanie. Rok 1955 jest datą zwrotną w dziejach powojennej kultury Poznania. Ogólnokrajowy prąd przemian spowodował znaczne ożywienie intensywności pracy poznańskich środowisk twórczych, jak też ożywienie ich działalności społecznej. Wypadkowa ta zbiegała się z istotnymi, choć ciągle jeszcze i po dziś dzień niepełnymi zmianami zachodzącymi w stosunku do spraw kultury przede wszystkim w wojewódzkim komitecie partyjnym, jak też i z postępującą rewizją dotychczasowej struktury pracy rad narodowych, zwłaszcza wojewódzkiej. Zadania, jakie stanęły przed artystami i działaczami kulturalnymi Poznania, nie były i ciągle jeszcze nie są łatwe. Zmora centralizmu, wywodząca się z braku zaufania do człowieka, głęboko przeżarła całą strukturę życia kulturalnego, znajdując poparcie w zasiedziałym asekuranctwie wielu biurokratów różnych szczebli. Jednocześnie do walki o właściwą rangę kulturalną Poznania i Wielkopolski trzeba było przystępować z bolesną świadomością ciężkich, nieraz nieodwracalnych strat, jakie przyniosły poprzednie lata. Bo przecież obok likwidacji placówek, uprzednio już wymienionych, obok odpływu blisko siedemdziesięciu nazwisk najwybitniejszych nieraz twórców, pomniejszył się także nasz stan posiadania miejsc teatralnych i kinowych, uszczuplona została rozgłośnia poznańska Polskiego Radia o orkiestrę rozrywkową, pomniejszono stan zbiorów muzealnych o związane 'z naszą tradycją cenne eksponaty rogalińskie, kwileckie czy sztuki średniowiecznej z terenu Kalisza. Nie ustawała jeszcze i w ubiegłym roku polityka wychwytywania z Poznania co cenniejszych sił, że przypomnę sprawę opery czy filharmonii. Równolegle trzeba było walczyć ze starymi nawykami wielu ludzi na urzędowych stolcach, traktujących kulturę jako margines, raczej slogan wiecowy aniżeli istotną treść i pole działania. Niełatwym zadaniem było też przełamywanie panującej w środowiskach twórców niewiary w owocność jakichkolwiek wysiłków. Doświadczenia cał

Eugeniusz Faukszta

kowitej nieraz indolencji władz w sprawach kultury nauczyły twórców sceptycyzmu i nieufności. Sytuacja bytowa artystów, szczególnie mieszkaniowa, niełagodzona od lat, nie raz była tragiczna. Wszystko to ostudzało zapały, gasiło wiarę w istotną zmianę na przyszłość. W takich warunkach, w takiej atmosferze, wolno jedynie mogło kiełkować powszechne pragnienie przywrócenia Poznaniowi należnej mu funkcji wielkiego ośrodka kulturalnego. Czasem zresztą była to jedynie rozpaczliwa obrona resztek stanu posiadania, że przypomnę tylko sprawę Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. H. Wieniawskiego, który próbowano poza wiedzą Poznania przenieść na stałe do Warszawy. Dzisiaj z pewną satysfakcją i westchnieniem ulgi spoglądać już można na te dni sprzed dwóch lat, gdy rozpoczynała się batalia o kulturę w Poznaniu. Na kilku polach batalia ta została wygrana, możemy się już szczycić pewnymi sukcesami. I tak w pierwszym rzędzie od nowa zaczyna się rodzić baza materialna, zaplecze umożliwiające dalszy rozwój. Dużym sukcesem jest powołanie do życia "Wydawnictwa Poznańskiego", z redakcjami literacką, rolniczą i popularnonaukową - jest to pierwszy krok nawrotu do starych tradycji Poznania jako ośrodka sztuki graficznej. Obok wydawnictwa książkowego faktem stał się "Tygodnik Zachodni", pismo społeczno- kulturalne o śmiałych ambicjach zapełnienia w naszym czasopiśmiennictwie luki w dziedzinie szerzenia znajomości problematyki zachodniej, pojmowanej szeroko: od spraw naszego Nadodrza, poprzez zagadnienia niemcoznawcze, aż do problemów Skandynawii i Francji. Fermentem ożywczym, swoistymi drożdżami stają się "Wyboje", bojowe pismo młodzieży akademickiej. Szczególnej wagi sukcesem, wygranym po wielkiej batalii, jest przyznanie Poznaniowi stacji telewizyjnej z własnym programem. Niewątpliwymi sukcesami wielkiej miary są dobiegająca końca odbudowa Starego Rynku i restauracja biblioteki Raczyńskich. Niewątpliwe owoce powinny przynieść zorganizowane staraniem komisji kultury WRN narady teatralna, muzyczna i plastyczna, na których te tak złożone dziedziny życia kulturalnego i pracy artystycznej doczekały się pierwszej sumującej analizy wraz z opracowaniem wniosków zmierzających do osiągnięcia lepszych rezultatów w przyszłości. Po wielu latach cofania się, po okresie marazmu, zniechęcenia i braku wiary w przyszłość, już tylko wymienione efektywy ostatniego pótorarocza budzą nadzieję, iż zapoczątkowana nimi batalia o właściwą rangę kulturalną Poznania przebiegać będzie coraz sprawniej, ze zwiększającą się świadomością celu i zadań.

Niewątpliwie było ze wszechmiar słuszne, iż pierwsze ataki przeciw centralizacji poszły w kierunku wywalczenia warunków dla stworzenia w Poznaniu zaplecza materialnego pracy kulturalnej. Trudno bowiem byłoby snuć plany perspektywiczne, wytyczać kierunkowe działania bez minimalnego chociażby zabezpieczenia możności pełnej wypowiedzi na łamach własnych pism, własnego wydawnictwa, własnej stacji telewizyjnej. Równie istotną była obrona naszego stanu posiadania, a więc sprzeciwienie się tendencjom do odebrania przywileju organizacji konkursów skrzypcowych

Wieniawskiego, czy nie tak dawna wielka kampania o powrót do Poznania słynnej muzealnej kolekcji zbiorów gołuchowskich. Stanowisko tutaj jest jasne: dzisiaj nie możemy dopuścić do likwidacji jakiejkolwiek placówki spełniającej rolę kulturotwórczą. Odwrotnie, należy poszerzać bazę materialną działania kulturalnego. Baza taka w zasadniczym swym zrębie już powstała. Obecnie czas najwyższy zastanowić się zarówno nad praktyczną formą organizacji ruchu kulturalnego, jak też nad jego perspektywicznymi kierunkowymi. Problemy powyższe wysuwają się zdecydowanie na czoło. Pierwsza sprawa łączy się naj ściślej i bezpośrednio z zagadnieniem decentralizacji. Od właściwego jej przeprowadzenia zależy niewątpliwie bardzo wiele: jakiekolwiek błędy, źle przemyślane rozwiązania stałyby się bowiem czynnikami hamującymi. Decentralizacja we wszystkich dziedzinach życia przebiega na pozór żywiołowo i jednoznacznie. Są to jednak tylko złudzenia. Opory przeciw temu jedynie słusznemu rozwiązaniu funkcji władzy terenowej budzą się bowiem na dwu płaszczyznach: w urzędach centralnych, nienazbyt skorych do przekazywania swych uprawnień i kompetencji, a równolegle - co tylko z pozoru jest paradoksem - w organach władzy niższego stopnia. To drugie zjawisko jest ściśle i bezpośrednio związane ze sprawą kadr, które przez długie lata oduczane samodzielności; nie umieją zdobyć się na inicjatywę i szerszy horyzont widzenia zagadnień własnego terenu. Kto wie, czy nawet opór "w dole" nie jest silniejszy od resztek zapędów centralistycznych w stolicy. Trudności właściwego przekazywania kompetencji organom władzy niższego stopnia kryją się w resorcie kultury także i w ciągle niejasno i nie do końca przeprowadzonym rozeznaniu, jaki zakres spraw przejęty ma być z wyłącznej dotychczas gestii ministerstwa kultury. Dodajmy jeszcze do tego specyfikę pracy i charakter tego typu placówek artystycznych jak opera, teatry, filharmonie, których zespoły zupełnie słusznie wysuwają na czoło postulat całkowitej samodzielności wewnętrznej, bez podlegania w sprawach artystycznych i organizacii pracy poszczególnym instancjom rad narodowych. Pewien niepokój budzi jednocześnie gwałtowne tempo narzucane przez centralny resort kultury, dążący do możliwie szybkiego zrzeczenia się szeregu szczególnie ciążących mu dzisiaj uprawnień. Projekty uchwał w sprawie decentralizacji w kulturze miały ogromną ilość wersji, wciąż dyskutowanych i wciąż odrzucanych przez teren. Obecnie dyskusje te dobiegają końca i przekazywanie sukcesywne uprawnień postępowało odtąd będzie już szybko. N a tym tle szczególnej wagi nabiera sprawa właściwego potraktowania funkcji, zakresu pracy i odpowiedzialności władz miejskich za powierzone ich nadzorowi placówki artystyczne, jak też całokształt życia kulturalnego w mieście. Dotychczas, jak wspominałem, sytuacja była paradoksalna, bo w ramach swoistego centralizmu wojewódzkiego, miasto było praktycznie pozbawione jakiejkolwiek możności samodzielnego działania kulturalnego, nawet te bowiem agendy, które podlegały gestii władz terenowych, prawem kaduka kierowane były przez województwo. Zagadnienie właściwego rozdziału i przekazania miastu jego kompetencji, które znalazło już szczęśliwe rozwiązanie z chwilą przyznania Poznaniowi

Eugeniusz Paukszta

uprawnień województwa, łączy się jednocześnie ze sprawą właściwego rozwiązania spraw etatowo- kadrowych i uposażeniowych. Wydział kultury powinien składać się z fachowców, nie zaś przygodnych laików, chociażby pełnych najlepszej woli. Równocześnie należy pamiętać, a są pewne znaki, iż sprawa ta umyka z pola widzenia miejskiego resortu kultury, iż decentralizacja nakazuje, by obok przejęcia opieki i odpowiedzialności za placówki kulturalne, przejąć zarazem odpowiedzialność za kształtowanie właściwej kierunkowej rozwoju kulturalnego życia miasta. Czynności koncepcyjne muszą mieć zdecydowany prymat nad funkcjami administracyjnymi.

Czas najwyższy, by rozpocząć w Poznaniu szeroką, żarliwą i przemyślaną dyskusję nad funkcją kulturalną Poznania, wyznaczaną mu przez położenie geograficzno-poli tyczne, przez tradycję i rolę we współczesnym państwie. Daleko jeszcze wprawdzie do tego, by Poznań w całej pełni odzyskał miano ośrodka kulturalnego, to znaczy takiego centrum, w którym sprawy kultury podlegają właściwej ocenie i zrozumieniu, znajdują troskę odpowiedzialnych władz, zaspakajają w maksymalnym stopniu potrzeby społeczeństwa, wpływają na poszerzanie skali i zakresu tych potrzeb. Niemniej rozpoczęta przed dwoma laty praca przynosi obecnie dosyć szybkie efekty i powoli nazywanie Poznania wielkim centrum kulturalnym przestaje budzić uśmiech ironicznego politowania. Tym bardziej palącą się staje potrzeba wyraźnego określenia ambicji miasta, ambicji uwarunkowanych politycznie i gospodarczo. W dziedzinie kultury ambicje te muszą jednoznacznie zmierzać ku temu, aby Poznań stał się wielkim, promieniującym na cały kraj, o ś r o d k i e m k u l t u r o t wór c z y m , to znaczy ośrodkiem, którego wpływ na rozwój kultury narodowej byłby aktywny i maksymalnie duży. Dążenie do stworzenia z pozostającego jeszcze ciągle na peryferiach kul tury ogólnopolskiej Poznania ośrodka dynamicznego, zapładniającego kulturalnie inne regiony, wymaga jasnego zdania sobie sprawy zarówno z warunków umożliwiających realizację takich zamierzeń, jak też i ze specyfiki regionu, która ekspansji kulturalnej nada własną, oryginalną treść. Ta sprawa jeszcze ciągle jest zbyt mało rozumiana. Tym bardziej warto przemyśleć ją nieco bliżej w ramach niniejszej pracy. Działanie kulturalne wymaga konkretnego odbiorcy, szerzej, zaplecza, dla którego służą wyprodukowane czy to w sposób twórczy czy odtwórczy konkretne treści kulturalne. Wspomniałem już o historycznej funkcji Poznania jako ośrodka promieniującego kulturalnie na tereny Polski zachodniej. Nowa konfiguracja polityczna wynikająca z położenia geograficznego naszego kraju po wojnie funkcji tej nie przekreśla, a tylko zmienia w typie działania. O ile uprzednio cały wysiłek kierowany był z jednej strony na walkę z tendencjami germanizatorskimi niemczyzny na Śląsku, Pomorzu czy Ziemi Lubuskiej, z drugiej zaś na ukrzepianie polskości wśród ludności autochtonicznej, o tyle obecnie generalną rolę kulturalną (i nie tylko kulturalną) Poznania widzę w maksymalnym wkładzie w ostateczną i pełną repolonizację Nadodrza. Repolonizację (niestety, wskutek błędów po 1948 roku na Ziemiach Zachodnich termin ten nabiera znów aktualności) pojmowaną nie jako formę administracyjnego zrównania z resztą ziem polskich, ale jako maksymalne wydobycie wszystkich możliwości z terenów, jakie po wiekach stały się dla nas wyrazem sprawiedliwości dziej owej. Możliwości, to znaczy całej siły gospodarczej, politycznej, narodowej i społecznej. Niemałą sprawą jest tutaj stworzenie warunków dla pulsującego życia kulturalnego, zarówno dla ludności rodzimej, jak napływowej. Do Poznania z uwagi na położenie ziemie te ciążą w sposób naturalny. Do Poznania, w oparciu o piękny przykład przeszłości, ciąży w swych tęsknotach kulturalnych ludność rodzima. (Na marginesie: wAirto wreszcie zrewidować ściśle biurokratyczną, techniczną decyzję przydzielenia ziemi Babimojskiej do woj. zielonogórskiego, kiedy zarówno tradycja, jak przeszłość historyczna N owego Kramska, Dąbrówki Wielkopolskiej, Pszczewa, Trzciela, B.abimostu, Chwalimia i szeregu miejscowości b. pasa pogranicznego, jak obyczaje, styl życia itp., jak nawet czynniki gospodarcze, - ściśle wiążą teren ten z Wielkopolską). W Poznaniu wreszcie istnieją liczne i poważne zespoły ludzi, mających olbrzymią praktykę pracy w problematyce Ziem Zachodnich. Szczególne zadania spadają na nas w stosunku do Ziemi Lubuskiej, która pozostaje za nami daleko w tyle w stopniu dojrzałości kulturalnej. Swoisty mecenat kulturalny Poznania, mecenat rozumiany przede wszystkim w znaczeniu twórczego wpływu, twórczej zachęty i podniety, jest tutaj już nie tylko potrzebą, ale bezwzględną koniecznością. Ziemia Lubuska to bardzo chłonne zaplecze dla pracy kulturalno-oświatowej, to jednocześnie teren, mający pokrewne zainteresowania i kierunkową rozwoju kulturalnego. Ziemia Lubuska, a w szerszym, mniej już ścisłym układzie i całe Nadodrze, to równocześnie wielka szansa Poznania, zezwalająca mu na dynamizowanie własnych możliwości twórczych. Drugim czynnikiem, zezwalającym nie tylko na intensyfikację i wzrost poziomu dokonań artystycznych i kulturalnych, ale także na wniesienie w kulturę narodową nowych, twórczych elementów, jest bogata tradycja dziejowa Poznania, w tym tradycja kulturalna. W podkładach obyczajowości czy folkloru ludowego Wielkopolski tkwi wiele cech niezmiernie ważkich dla właściwego zapładniania bezpośredniej twórczości artystycznej. Tradycje śpiewactwa i zespołów muzycznych ludu wielkopolskiego, powiązanie całego szeregu motywów z konkretnymi wydarzeniami przeszłości, pielęgnacja polskości w okresie odporu przeciw atakującej na wszelki sposób niemczyźnie, związki z duchową treścią ruchów husyckich, walory moralne powstania wielkopolskiego, specyficzny charakter ruchów postępowych wśród chłopstwa i proletariatu miejskiego - stwarzają niesłychane bogactwo treści, motywów, tematów i konfliktów twórczych. Pragnę tutaj wyraźnie zaznaczyć, iż nie głoszę w żadnym razie nawracania do jakichś ciasnych opłotków źle pojmowanego regionalizmu, ale wskazuję na istotne treści, odrębne a przecież zarazem wspólne w złożonym kształcie naszej psychiki narodowej, naszej kultury. Byłoby niewybaczalnym błędem, gdybyśmy o treściach tych zapomnieli. Zarazem byłoby to zaprzepaszczeniem jednej z potężnych możliwości rozwoju kulturalnego Poznania.

Eugeniusz Paukszta

Z zarysowanego wyz ej postulatu nawiązania do rodzimych tradycji Poznania i Wielkopolski wypływa trzeci czynnik, którego wykorzystanie zwiększałoby predyspozycje naszego regionu do odegrania roli aktywnego współbudowniczego nowej kultury polskiej. Chodzi mi o właściwe wykorzystanie tych zainteresowań ludu, które w przeszłości znajdywały szczególnie korzystne warunki rozwoju. Na plan pierwszy, wysuwa się tutaj muzyka, specjalne umuzykalnienie Wielkopolan. Żadne chyba miasto w Polsce nie ma równie potężnego zaplecza ludzi z wielkimi zamiłowaniami i zdolnościami muzycznymi. Bogata tradycja śpiewactwa wyrasta tutaj nie tylko z faktu, iż była to jedna z najbardziej skutecznych form podtrzymywania ducha narodowego i walki z germanizmem, ale i z tych szczególnych umiłowań ludowych. Poznań, stanowiący zawsze jedno z głównych centrów muzycznych kraju, w okresie minionym podupadł w poważnym stopniu także i na tym polu. Opera z trudem musi wywalczać sobie dawną renomę, sporo zastrzeżeń mogła budzić niedawno jeszcze praca Filharmonii, żal ściskał, gdy się widziało, jak mało korzystają nasi kompozytorzy z nieprzebranych skarbów muzyki ludowej. Poznań powinien - a ma ku temu wszelkie dane - niezależnie od poniesionych strat w wybitnych solistach, muzykach czy dyrygentach, uprowadzonych do Warszawy, przywrócić sobie w najbliższym czasie palmę pierwszego ośrodka muzycznego w kraju. Czwartym czynnikiem, innego typu, ale ogromnie ważkim, jest stworzenie warunków dla rozwoju życia artystycznego i kulturalnego. I to już nie w sensie budowy i poszerzania bazy materialnej, bezwzględnie koniecznego szerokiego zaplecza, ale po . prostu w sensie stworzenia właściwej atmosfery dla rozwoju kultury. Nie tu czas i miejsce na wyliczanie koniecznych pociągnięć typu organizacyjnego dla zapewnienia wydajniejszej pracy środowisk artystycznych i placówek kulturalnych. To są rzeczy niezbędne, ale nawet i one nie stworzą właściwego klimatu, jeżeli w działalności wszystkich władz miejscowych, nie wytworzy się świadomość wagi spraw kultury, jeżeli nie nastąpi całkowite zrozumienie, a có za tym idzie, i ukochanie tych bogatych treści, jakie wnosi ona w życie człowieka. Najwyższy czas skończyć z występującą jeszcze często indolencją kulturalną w komitetach partyjnych, radach narodowych i kierownictwach zakładów pracy. Zagadnienie jest proste. Atmosfera sprzyjająca rozwojowi kultury leży nie tylko w zakresie spraw materialnych: budowa nowego teatru, znalezienie warunków lokalowych dla różnych placówek kulturalnych jest tylko ułamkiem pomocy, jakiej ludzie kultury oczekują od władz. Bo podnoszenie poziomu pracy teatrów, biorąc rzecz przykładowo, jest współzależne od poziomu kulturalnego, od wyrobienia artystycznego społeczeństwa. Umiejętna polityka kulturalna władz równie wydatnie może przyczyniać się do wzrostu poziomu, do szerzenia zainteresowań kulturalnych, jak wysiłki poszczególnych zespołów twórczych.

Przed Poznaniem wyłaniają się wielkie możliwości w dziedzinie rozwoju kulturalnego. Stać nasze środowiska twórcze na wielkie osiągnięcia, rosną ambicje artystów. Równolegle powinien wzrastać głód kultury. Szybkość wzrastania zależna jest od tego, na ile odbiorca wyczuje bezpośredniość po

wiązania pracy poszczególnych ludzi czy placówek artystycznych z jego umiłowaniami, z jego związaniem z miastem, w którym żyje i dojrzewa wewnętrznie. Spraw kultury nie można traktować w oderwaniu od środowiska, w którym się żyje i tworzy. Można i trzeba kształtować poglądy otoczenia, ale czynić to należy w oparciu o wartościowe, twórcze cechy środowiska. Nadchodzi nowy czas. Wierzyć należy, że czas ten będzie okresem rozkwitu wolnej, wspartej o najpiękniejsze pierwiastki ludowe, kultury polskiej. Poznań ma przed sobą wielkie szanse. Rzeczą nas wszystkich jest troska, aby szans tych żadną miarą nie zaprzepaścić.

Poznań, w listopadzie 1956 r.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1951/1956 R.24 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry