3IC
Kronika Miasta Poznania 1951/1956 R.24
Czas czytania: ok. 11 min.Edmund Krzymień
ten problem szczegółowo omówić w następnych numerach "Kroniki" . Na sprawę potrzeb naszego miasta, szczególnie mieszkaniowych, ma się zwyczaj patrzeć okiem pobłażliwego wyrozumienia, w ten sam mniej więcej sposób, w jaki człowiek, który ani na chwilę nie zwątpił w swoją absolutną mądrość i rozsądek - patrzy na kaprysy nie rozumiejącego rzeczywistości dziecka. Twierdzi się uparcie, że warunki mieszkaniowe w innych naszych miastach są przecież jeszcze gorsze niż w Poznaniu. Trudno się do takiego twierdzenia ustosunkować. Nie jesteśmy bowiem w stanie zbadać rzeczywistych stosunków mieszkaniowych w innych miastach, a jeżeli je ktoś inny już zbadał, trudno nam skontrolować metody, za pomocą których je uchwycono. Co by jednak chciano na ten temat powiedzieć, każdy musi pragnąć, aby w tych innych' miastach następowała stopniowa poprawa warunków mieszkaniowych. Nie można jednak pogodzić się z myślą, żeby akurat w Poznaniu miała się sytuacja mieszkaniowa z roku na rok pogarszać i aby już w tej chwili przygotowywano dalsze warunki, któreby mogły spowodować dodatkowe pogorszenie tej sytuacji również na koniec 1960 r. Nie tylko potrzeby mieszkaniowe Poznania, ale również i inne potrzeby tego miasta traktowane są niesłusznie jako szczególnie subiektywne. Wysoki standart miejski Poznania każe się uznawać za bezsporny. Jest to zresztą pogląd wygodny dla tych, którzy go lansują, decydując o rozdziale środków inwestycyjnych. Rozbieżność poglądów na tę sprawę w Poznaniu i w organach władz centralnych polega - wydaje się - na tym, że w Poznaniu traktuje się sprawy mieszkaniowe jako pewną kategorię historyczną, wykształconą w miejscowych warunkach, do których ludność przywykła i których nie da się prze-* kreślić, a natomiast ludzie, działający z perspektywy organów centralnych starają się zignorować tę kategorię i rozumować pojęciami oderwanymi od konkretnych warunków wykształconych historycznie w danym terenie. Nie będzie chyba rzeczą niewłaściwą, jeżeli przypomnimy sobie, co mówił o poznańskiej sytuacji mieszkaniowej okupant. Nie opublikowane źródła niemieckie podają, że na 10 października 1941 r. przeciętna gęstość zaludnienia na izbę wynosiła w Poznaniu 1,6 w tym ludność niemiecka korzystała z wskaźnika 0,9 a t. zw. "wszystkie inne narodowości" z 1,2. Ludność polska stłoczona była na poziomie 2,1 na izbę. Pozwolę sobie przy tej okazji przytoczyć dosłowne tłumaczenie niektórych bardziej charakterystycznych zdań z niemieckich sprawozdań z czasów okupacji: "Liczba małych mieszkań jest w Poznaniu wyjątkowo dużą i odpowiada p o l s k i e m u s t a n d a r t o w i m i e s z k a n i o - we m u (podkreślenie E. K.), który polega na tym, że wielkie masy ludności bywają pomieszczane na możliwie najmniejszej powierzchni". Dla udokumentowania wyjątkowo złej sytuacji mieszkaniowej w Poznaniu przytacza się dane porównawcze z Królewca, Szczecina, Magdeburga, a nawet z na wskroś fabrycznego miasta Mannheim. W słowach okupanta dostrzega się przede wszystkim pogardę dla naszych stosunków miejskich, dla naszego zacofania, ale równocześnie mimo woli wyraża się w nich twierdzenie, że standart mieszkaniowy to mimo wszystko kategoria historyczna. Poglądy na te sprawy zmieniają się w zależności od tego, z jakich pozycji rozwojowych je oceniamy. To co Niemcy uważali ogólnie za stan zacofania, w naszym rozumieniu traktuje się albo przynajmniej próbuje się zbyt mocno traktować jako stan wysokiego zaawansowania w rozwoju.
Wracamy jednak do aktualnej rzeczywistości poznańskiej. N a koniec 1955 r.
mieliśmy w Poznaniu 68.189 mieszkań, a równocześnie istniało 90.596 gospodarstw domowych, czyli że dla 22.407 rodzin brak było mieszkań. Gdyby przyjąć, że przeciętne mieszkanie powinno mieć 3 izby, i że trzeba dać każdej rodzinie mieszkanie do jej własnej dyspozycji, potrzeba by natychmiast 66.814 izb. W planie 5-cioletnim wybudujemy (o ile nie zajdą jakieś zasadnicze zmiany) w najlepszym razie około 20.000 izb. Wniosek więc narzuca się sam. Widoków na poprawę nie tylko nie mamy, ale trzeba się liczyć z dalszym pogorszeniem warunków zakwaterowania. Wskaźnik zaludnienia na izbę w 1960 r. może się podnieść do 1,9 (dotychczas 1,89). N a razie tak jak w poprzednich latach co pewien czas jesteśmy alarmowani zapowiedziami czynników centralnych, że i te szczupłe ilości izb przewidziane dla Poznania zamierza się jeszcze więcej ograniczyć. (Ostatnio sygnał taki przyszedł w październiku br.). Tendencje do dalszego ograniczenia w Poznaniu budownictwa mieszkaniowego są tym znamienniejsze, że dla tego miasta już z góry przeznaczono na 1957 r. o kilkaset nowych izb mniej', niż w roku 1955. Wnioski znów narzucają się te, do których doszliśmy w poprzednim rozumowaniu. Czyż wobec tego żądania ludności miasta Poznania są zbyt wygórowane, czyż wybudowanie 66 tys. jzb już nawet nie zaraz a w okresie 5-cio letnim byłoby z punktu widzenia potrzeb człowieka przesadą? Chyba nie, gdyż wskaźnik zagęszczenia wynosiłby wtedy jeszcze przeszło 1,5 osoby na izbę. Trudno go uznać za przodujący. Tym niemniej nie stać nas jeszcze na to, abyśmy do 1960 r. tak radykalnie mogli poprawić sytuację mieszkaniową w naszym mieście. Żądanie, które jednak powinno być uwzględnione, to żądanie wybudowania około 38.000 izb. Przy tej ilości izb wskaźnik zaludnienia obniżyłby się i zbliżył bardzo poważnie do około 1,7 na izbę. Wybudowanie tej ilości izb w okresie do 1960 r. leżałoby na pewno w granicach obiektywnych możliwości naszej gospodarki narodowej i wkładu Poznania w tę gospodarkę. Tymczasem nieubłagany proces staczania się Poznania na coraz niższy szczebel kultury mieszkaniowej musi powodować wołanie na alarm. Jakakolwiek bierność w tej dziedzinie i przemilczanie faktów musi być uznane za społecznie szkodliwe.
Obraz naszej sytuacji mieszkaniowej byłby niepełny , gdybyśmy nie omówili równocześnie naszej działalności remontowo-konserwacyjnej. I ta część problemu mieszkaniowego nie daje żadnego powodu do optymizmu. Poznańskie budynki mieszkalne uległy poważnym zniszczeniom w czasie działań wojennych, prowadzonych na ulicach miasta w styczniu i lutym 1945 r. Działania wojenne ogromnie przyspieszyły normalny proces zużycia. O tych zniszczeniach nie wolno zapominać, gdyż one w dalszym ciągu wybitnie powiększają nasze potrzeby remontowe. Domy trzeba remontować dlatego, że ulegają normalnemu zużyciu w trakcie zwykłego użytkowania. Remontować, trzeba jednak intensywniej, jeżeli substancja mieszkaniowa uległa z jakiegokolwiek powodu dodatkowemu zniszczeniu. Tak być powinno. A jak jest w istocie? W rzeczywistości nawet w przybliżeniu nie remontujemy w tym stopniu, w jakim wymagałby tego normalny proces zużycia. Zaniedbania datują się od początku 1945 r. Niedocenianie potrzeb remontowych w budynkach mieszkalnych staje się z każdym rokiem coraz bardziej przerażające. Gdyby nie mnożyły się skargi i narzekania, że dachy się zapa
Edmund Krzymieńdają a okna wypadają ze ścian, prawdopodobnie w ogóle by tej sprawie nie poświęcano większej uwagi. Żeby obliczyć nasze potrzeby remontowe, musimy posłużyć się szeregiem wyliczeń dotyczących powierzchni mieszkalnej i kubatury budynków mieszkalnych. Dane statystyczne zbierane dla naszego miasta wskazują, że mamy ponad 12 tys. budynków mieszkalnych. Z tej liczby około 5.500 przypada na budynki mieszkalne małe, posiadające do 5 izb oraz na budynki mieszkalne rolników. Ogólna ilość izb mieszkalnych w tego rodzaju budynkach oraz w budynkach niemieszkalnych (np. w budynkach biurowych, szpitalach itd.), wynosi na koniec 1955 r. około 30.000. Ogólna powierzchnia użytkowa tych izb wraz z ich przynależnościami wynosi około 600.000 m 2 . Ta substancja mieszkaniowa wyłączona jest z akcji remontowej, prowadzonej głównie w oparciu o fundusze gospodarki komunalnej. Jak to już wyżej wykazaliśmy, ogólna ilość izb mieszkalnych obliczona na koniec 1955 r. wynosiła w Poznaniu 196.800. Zatem po wyłączeniu z niej 30.000 izb, znajdujących się w drobnej kubaturze mieszkaniowej otrzymamy w pozostałych budynkach mieszkalnych 166.800 izb. W tych budynkach obok izb mieszkalnych mamy również t. zw. izby użytkowe (lokale handlowe, biurowe, usługowe, rzemieślnicze itd.). Nie posiadamy niestety danych, któreby wskazywały ile posiadamy tych tzw. izb użytkowych (niemieszkalnych) . Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych wykazuje, że powierzchnia t. zw. lokali użytkowych stanowi w budynkach mieszkalnych administrowanych przez to przedsiębiorstwo z górą 10% ogólnej powierzchni lokali mieszkalnych (79.700 nr do 781.200 m 2 ). Przeciętna powierzchnia izby mieszkalnej wraz z powierzchnią przynależności (łazienka, korytarz itd.) wynosi 19,5 m 2. Różnorodność budynków, znajdujących się w administracji Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych jest tak duża (1.940 budynków) i terytorialnie są one tak mocno rozproszone, że przekrój lokalowy w tych budynkach powinien dostatecznie wiernie odpowiadać przekrojowi lokalowemu wszystkich większych (ponad 5 izb) budynków mieszkalnych w mieście. Ogólna zatem powierzchnia mieszkalna w budynkach większych powinna wynosić 19,5 · 166.800 = 3.252.600 m 2 . Dla otrzymania właściwego wyniku musimy uchwycić pełną powierzchnię użytkową wszystkich lokali, znajdujących się w budynkach mieszkalnych, a więc i powierzchnię t. zw. lokali użytkowych. Ustaliliśmy już poprzednio, że powierzchnia przypadająca na te lokale wynosi przeszło 10% ogólnej powierzchni mieszkalnej. Pełna więc powierzchnia użytkowa (poza piwnicami i strychami) budynków mieszkalnych wynosiła w Poznaniu (na koniec 1955 r.) 3.252.600 + 325.260 = 3.577.860 m 2 . Nie popełnimy na pewno żadnej przesady, jeżeli dla dalszych obliczeń przyjmiemy liczbę metrów 2 zaokrągloną do 3.600.000. Dla obliczenia pełnej kubatury budynków mieszkalnych zastosujemy wzór:
35 (a · b) K A a - b + ™ 100 gdzie K oznacza pełną kubaturę, a oznacza powierzchnię użytkową, b oznacza wysokość, przyjętą zgodnie z doświadczeniem na 4,5 m (w tej wysokości uwzględniono już grubość stropów oraz wysokość piwnic, strychów itd.). Do zasadniczej kubatury mieszkaniowo-użytkowej dolicza się 35% kubatury (też zgodnie z wskaźnikiem ogólnie przyjętym), wynikającej z grubości wszelkich murów, klatek schodowych itd.). Zatem kubatura poznańskich zasobów mieszkaniowych, które powinny być otaczane społeczną (państwową) opieką remontową wynosi:
35 (3.600.000 · 4,5) K = 3.600.000 · 4,5 + - 21.870.000 m 3
Przeciętny koszt wybudowania jednego nr' nowego budynku mieszkalnego wynosi około 350,- zł. Przyjmujemy, że przeciętna wartość techniczna m 3 budynków poznańskich, bez względu na czas ich wybudowania, konstrukcję itd. wynosi 200,- zł, zatem ogólna wartość całej poznańskiej substancji mieszkaniowej (budynki większe - zgodnie z przyjętym poprzednio założeniem) wynosiła by 4.374.000.000 zł.
Nie trzeba chyba nikomu szczegółowo uzasadniać, że w ten sposób obliczona wartość jest raczej dosyć mocno zaniżona. Na podstawie takiej więc wartości wyprowadzona wielkość naszych potrzeb remontowych nie powinna być uważana za wygórowaną. Żeby obliczyć wielkość nakładów, które powinny obowiązywać w zakresie remontów kapitalnych w budynkach mieszkalnych, chcemy posłużyć się wskaźnikiem podanym przez Fr. Gliszczyńskiego w książce pt. "Amortyzacja i kapitalne remonty budynków mieszkalnych" z powołaniem się na radzieckich statystyków Anisimowa i Nikołajcewa. Wskaźnik przez nich obliczony na podstawie bardzo obfitego materiału faktycznego powinien wynosić 1,34% wartości technicznej budynków. W naszym więc przypadku 1,34 · 4.374.000.000 - 58.611.600. A więc roczny nakład na remonty kapitalne budynków mieszkalnych winien w Poznaniu wynosić około 58 milionów złotych. A jak było faktycznie w ostatnich latach (w poprzednich jeszcze gorzej) obrazuje poniższa tabela:
Tabl. 4
Rok Remonty Remonty Inne Nakłady zabezpieczające kapitalne nakłady ogółem 1950 20.234.342 859.814 21.094.156 1951 8.785.300 - 1.948.100 10.733.400 1952 1.265.000 4.337.000 4.692 000 10.294.000 1953 l 944.100 5.111.000 1.367.700 8.422.800 1954 4 088.000 4.200.000 2.524.000 10.812.000 1955 8 588.700 14.472.000 4.343.700 27.404.400 44.905.442 28.120 000 15.735 314 88760.756
Ogólne fundusze na remonty budynków mieszkalnych w Poznaniu były wykorzystywane przede wszystkim na remonty zabezpieczające, następnie na remonty kapitalne oraz na t. zw. inne nakłady, jak: remonty bieżące, konserwacje, podłączenia do sieci wodociągowej i kanalizacyjnej oraz na odbudowę budynków zniszczonych przez działania wojenne (t. zw. uzysk izb).
Edmund Krzymień
W okresie od 1950 do 1955 r. (za okres poprzedni, a więc za czas od 1945 r.
do 1949 r. brak danych) dokonano następujących robót: a) remontów zabezpieczających w 1.129 budynkach o 55.335 izbach b) remontów kapitalnych w 854 budynkach o 33.709 izbach c) odbudowano 91 budynków o 1.021 izbach d) 256 budynków podłączono do sieci kanalizacyjnej i wodociągowej e) przeprowadzono wokoło 1.100 budynkach remonty bieżące i roboty konserwacyjne. Cóż z materiałów sprawozdawczych wynika? Przede wszystkim to, że na ogół wszystkie roboty remontowe wykonywano nie według jakiegoś systematycznie opracowanego planu, a jedynie pod naporem najbardziej pilnych potrzeb. Remontowano w zasadzie tylko te budynki, które wykazywały największe zaawansowanie w zużyciu (w stanie zniszczenia). Również same remonty nosiły cechy pośpiechu i w dużym stopniu łataniny. Do tego rodzaju postępowania zmuszały z jednej strony szczupłe kredyty remontowe, z drugiej niewspółmiernie wielka w stosunku do wielkości tych kredytów ilość zgłoszeń na remonty. Wnioski o remonty stają się z każdym rokiem coraz bardziej natarczywe, a możliwości uwzględnienia tych wniosków nadal są bardzo skromne. Cóż tu dużo mówić, w 1955 roku można było użyć na wszelkiego rodzaju remonty i konserwacje 27.404.400 zł, a same remonty kapitalne - skromnie licząc - powinny być wykonane - jak to wyżej wyliczyliśmy - w granicach z górą 58 milionów złotych. Zresztą zaplanowany do wykonania zakres robót remontowych jest limitowany nie tylko przez środki pieniężne, ale i w tym samym stopniu również możliwościami materiałowymi oraz niewystarczającymi załogami. Organizacja robót remontowych jest niestety również wysoce niezadowalająca - podobnie zresztą, jak robót budowlanych w ogóle. Główną jednak przyczyną pewnych osobliwych trudności, wpływających na efektywność pracy załóg - to mimo wszystko fatalne działanie całkowicie źle obmyślanych wskaźników t. zw. wydajności załóg i personelu technicznego w dobrym i terminowym wykonaniu robót. Sprawa ta to osobny problem, istniejący nie od dziś, wywołany został przede wszystkim ociężałością myślenia i działania ludzi "centralnie myślących", którzy zastrzegli sobie prawo decyzji nawet w najdrobniejszych szczegółach. Uwierzyli oni do tego stopnia w swą nieomylność w ocenie wszelkiej rzeczywistości, że nie są w stanie czy nie chcą dostrzec nawet swoich bezspornych błędów, które popełnili i niestety nadal popełniają z oczywistą szkodą dla naszej gospodarki. Marnotrawstwo materiałów tak powszechne na naszych budowlach ma niestety swe rzeczywiste źródło w centralnych dyspozycjach. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę z tego, że ludzie, zwłaszcza technicy, są premiowani między innymi właśnie za brak oszczędności, za niszczenie materiałów. W ten sposób centralnie wymyślane wskaźniki wydajności działają tu niszczycielsko z niezawodną skutecznością. Nasze obiektywne braki materiałowe (również pędne) powiększamy uparcie z roku na rok. Jest jakiś cynizm czy bezmyślność w naszym gadulstwie na temat oszczędzania i w równoczesnym stwarzaniu faktycznych warunków, jak najbardziej zachęcających do
marnotrawstwa, a w konsekwencji do poważnego ograniczenia naszych możliwości gospodarczych. Im większy koszt robót, tym większa t. zw. wydajność, tym większe szanse dla kierownictwa robót na otrzymanie premii. Powiedzieliśmy wyżej, że fundusze na remonty domów mieszkalnych są daleko niewystarczające. Na tym jednak nie koniec. Sam rozdział kredytów na remonty jest poza tym zły. Mówi o tym taki fakt: Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych, który opiekuje się 1.940-ma budynkami o 43.638 izbach rozporządza na remonty kapitalne i zabezpieczające prawie 7-mioma milionami złotych (rok 1955) a na wszystkie pozostałe budynki, które powinny być również remontowane z kredytów państwowych przypada (remonty kapitalne) około 12 milionów złotych. Tych "innych" budynków jest prawie 5.000 o około 130 tys. izb. Cyfry mówią wydaje się w sposób tak oczywisty, że sprawa nie wymagaj szczegółowych wyjaśnień. Uprzywilejowanie budynków w Miejskira Zarządzie Budynków Mieszkalnych jest tym bardziej wyraźne, że są one na ogół raczej w lepszym stanie technicznym i wymagają przeciętnie mniejszych nakładów na remonty. Istniejący w tym przypadku podział na t. zw. budynki miejskie i budynki prywatne i odrębnie na tle tego podziału prowadzona działalność remontowa nie posiada na pewno merytorycznego uzasadnienia. Długofalowy plan remontów kapitalnych, oparty na przesłankach technicznych, popartych doświadczeniem wymagałby, aby co roku remontowano u nas ca 400 budynków o ca 11 tys. izb. Niestety dalecy jesteśmy od tej normy i to nawet, jeżeli byśmy traktowali remonty kapitalne i zabezpieczające łącznie. Sprawy remontów traktujemy na razie zbyt marginesowo. Mogą one ulec poprawie tylko przez zwiększenie zaopatrzenia materiałowego, rewizję tych wszystkich wskaźników, które zniechęcają załogi do rzetelnej i skutecznej pracy oraz przez zdecydowanie się na powiązanie remontów z odpłatnymi świadczeniami pieniężnymi ludności. Na razie w tej dziedzinie w jednym jesteśmy konsekwentni: systematycznie przejadamy nasze zasoby mieszkaniowe wzgl. kierujemy nasze nakłady szczególnie inwestycyjne zbyt jednokierunkowo. Postulat niedopuszczania do przedwczesnego zużycia substancji mieszkaniowej powinien nareszcie doczekać się u nas zrozumienia. Ogólnie wiadomo, że zarówno inwestycje jak i remonty mieszkaniowe, to sprawy już w tej chwili nie cierpiące zwłoki. Dalsze ignorowanie tego zagadnienia już się społecznie absolutnie nie opłaca nawet na krótką metę. Rozwiązywanie zwłaszcza tego problemu nie powinno się- jednak poza tym odbywać na dotychczasowych założeniach, mianowicie w oderwaniu od rzeczywistego wkładu danego terenu w gospodarkę narodową. Zasada "wedle stawu grobla" to naprawdę piękna maksyma i ona jedynie może i powinna obowiązywać również w obrębie poszczególnych rejonów kraju. Musimy bowiem pamiętać, że przeciętna ogólna stosowana wszędzie nie zawsze jest sprawiedliwa.
Bibliografia oraz źródła informacji 1. Franciszek Gliszczyński · - Amortyzacja i kapitalne remonty budynków mieszkalnych. 2. Adam Andrzejewski - Zagadnienie mieszkaniowe w Polsce Ludowej.
3. Lewczenko - Planowanie miast - podstawy techniczno-ekonomiczne.
Edmund Krzymień
4. Friedrich Luetke - Socialpolitik und Wohnungsbau.
5. Gottfried Feder - Arbeitstatte Wohnstatte.
6. Statistische Monatsberichte der Gauhauptstadt Posen Nr 2, Sonderheft 1942. 7. Die Wohnungen der Gauhauptstadt Posen und ihre Bewohner nach dem Stande vom 10. X. 1941.
8. Zestawienia statystyczne Samodzielnego Oddziału Statystycznego Prezydium M. R. N. w Poznaniu. 9. Materiały informacyjne i sprawozdawcze Wydziału Budowlanego Prezydium M. R. N., Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych oraz Miejskiego Zarządu Architektoniczno- Budowlanego.
10. Ankieta mieszkaniowa zebrana przez Wydział Finansowy Prezydium MRN w 1955 r.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1951/1956 R.24 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.