DROGA DO POZNANIA Poeta wyjechał z Paryża w towarzystwie oddanych przyjaciół 8 ) w poniedziałek dnia 10 kwietnia rano koleją przez Belgię do Berlina. Rewolucyjne Niemcy przyjmowały polskich patriotów z entuzjazmem i manifestacjami - tak np. zdarzyło się w Kolonii, gdzie przenocował poeta wraz z towarzyszami. Relację z tej podróży napisał później ówczesny towarzysz Słowackiego i najlepszy wtedy przyjaciel - Szczęsny Feliński. 9 ) "W Berlinie dopiero zmieniła się postać rzeczy, lecz i tu nawet traktowano nas jeszcze z pozorną przynajmniej uprzejmością. Policja, ujrzawszy nasze paszporta, ostrzegła nas wprawdzie, że Poznań ogłoszony jest w stanie oblężenia, że przeto nie radzą nam udawać się do Księstwa, nie zabraniano wszakże stanowczo i nie przeszkadzano wyjazdowi. Toteż po krótkiej naradzie postanowiliśmy nie uważać na ostrzeżenia policji i dyliżansem wyruszyliśmy do Poznania". A w Poznaniu właściwie zapał już wygasł, wszystkie nadzieje Polaków na rychłe uzyskanie niepodległości się skończyły.

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1950.06 R.23 Nr2

Czas czytania: ok. 17 min.

Powstanie, które wybuchło wraz z pierwszymi wieściami o rewolucji w Berlinie, dnia 20-go marca i pierwszymi odruchami mas ludowych skierowane było przeciw pruskiemu władaniu Wielkopolską ziemią, zostało wstrzymane przez kierowników, którzy obawiali się rozlewu krwi i którzy chcieli przez dyplomatyczne układy z nowym rządem pruskim, legalnymi środkami wytargować autonomię Księstwa pod berłem króla pruskiego, by w myśl starej koncepcji Tow. Dem"kratycznego z lat przedmoabickich, móc połączone siły prusko-polskie skierować przeciw Rosji, największego według nich, nieprzyjaciela Polski. Jednak ci zwolennicy ugody z "rewolucyjnymi", jak im się zdawało, Prusami przeliczyli się. Rewolucja w Berlinie nie zgniotła sity reakcji. Król odzyskawszy zimną krew zdołał utrzymać w swoim ręku wojsko, a w rządzie autorytet. Ten autorytet skierowany przeciw polityce rewolucjonistów, skierował się także przeciw rezultatom tej polityki, t. zn. przeciw wojnie z Rosją. I to antywojenne stanowisko w rządzie przeważyło. Tymczasem jednak Polacy zdołali zorganizować w Wielkopolsce dość liczne oddziały wojskowe, na wodza których narzucił się Mierosławski. Oddziały te potrzebowały dowódców i żołnierzy. Emigracja

8) Wyjechali z nim wtedy z Paryża Andrzej Fredro, Aleksander Dzwonkowski, Józef Czamowski, Damięcki, Rogawski, Tchorzewski, Milewscy oraz Szczęsny F eliński.

9) Pamiętniki ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Część I, Lwów 1911, str. 352. wały pruskich wojsk ale swoim istnieniem stały się niewygodne polityce pruskiej gdy zwyciężyła w niej antywojenna tendencja. Rzecznikiem tej polityki przyjaznej Rosji, a wrogiej Polakom był już zaraz od chwili wybuchu rewolucji w Poznaniu, dowódca wojsk pruskich w Wielkopolsce, gen. Colomb. Ten, gdy już było wiadomo o zwycięstwie politycznym obczu, który on reprezentował, zniecierpliwiony ogłosił dnia 3 kwietnia stan oblężenia w Poznaniu i zagroził polskim jednostkom powstańczym zbrojnym uderzeniem. Aby załagodzić wytworzony tymi posunięciami stan zapalny w Wielkopolsce, przysłano do Poznania mediatora, którym był gen. Willisen. On to powstrzymał na pewien czas zbrojne zamiary Colomba, w zamian za co zdołał od Polaków kierujących ruchem rewolucyjnym wytargować pod groźbą bagnetów Colomba ugodę, na mocy której polska siła zbrojna miała być częściowo zlikwidowana, a pozostałe szczątki oddziałów miały stacjonować w powiatach granicznych. Ugoda ta podpisana została dnia 11 kwietnia w południe, w miejscowości Jarosławiec pod Środą przez Willisena ze strony pruskiej a Libelta i Stefańskiego (przy cichym współudziale Mierosławskiego) ze strony polskiej. W tym samym dniu, t. zn. 11. IV. wieczorem, przybyła do Poznania grupka emigrantów wśród której znajdował się Słowacki. Tak pisze o tym przyjeździe wyżej wspomniany już pamiętnikarzl") "W owym to właśnie czasie, zatrzymał się przy rogatkach poznańskich przybywający z Berlina dyliżans, wiozący nasze koleżeńskie grono z ośmiu członków złożone. Wedle ogłoszonych, z powodu stanu oblężenia przepisów, nikt nie mógł wjechać do miasta, nie wylegitymowawszy się wprzód przed właściwą władzą legalnymi dokumentami. Skoro więc zatrzymano powóz, konduktor przedstawił wnet urzędnikowi listę podróżnych, ten zaś wszystkich w niej zapisanych wzywał z kolei do swego biura dla przejrzenia paszportów. Ponieważ dla nas ośmiu bilety wzięte były na imię Fredry, on tylko jeden zawezwany został do urzędu; lecz zaledwie wszedł do biura, jakaś dama zajrzała do dyliżansu i powiedziała po francusku: "J eżeli tu są emigranci, to niech natychmiast uchodzą, gdyż wszyscy dostaną się do cytadeli". Posłyszawszy to ostrzeżenie, wnet usłuchaliśmy podanej nam rady, w miarę zaś jak wysiadaliśmy, każdego z nas brała pod rękę jakaś nieznajoma pani i wprowadzała w tłum przechodniów, tak, że jeden tylko Fredro dostał się rzeczywiście do więzienia. Owe łaskawe

"O o. c, str. 360 i n. n.

dziennie oczekiwały na przybycie dyliżansu, aby ratować przybywających emigrantów, od zastawionych na ich swobodę sideł. Pomoc ta jednak, co tak szczęśliwie ccaliła od dłuższego więzienia nasze osoby, miała tę wielką niedogodność, że pozbawiła nas najpotrzebniejszych nawet rzeczy, gdyż pakunki nasze pozostały w dyliżansie.., Każdego z nas odprowadzono do innej kryjówki, w nccy zaś miejscowi przewodnicy, prywatnymi ścieżkami ukazali nam przejście do jednego z punktów zbornych. Słowacki tylko, jako fizycznie za słaby, do przyjęcia udziału w partyzanckiej walce, pozostał w mieście, w ścisłym ukryciu, pod opieką patriotów". 11)

SŁOWACKI U LIBELTA I U BUKOWIECKICH.

Z listu, który w parę dni później złożył Libelt w prezydium policji poznańskiej wynika, że początkowe zamieszkał Słowacki u niego, na św. Marcinie pod nr. 56. Ale umieszczono tam Słowackiego podczas nieobecności Libelta.

Był on przecież 11 kwietnia wraz z Willisenem i Stefańskim w Jarosławcu, a wieczorem tego dnia w Środzie, gdzie pojechał uspokajać wzburzonych haniebną ugodą mieszkańców i stacjonujących tam żołnierzy. U dał się więc Słowacki pod opiekę pani Libeltowej · - chory, zmęczony, wyczerpany podróżą. Żona wodza poznańskiej rewolucji, zawezwała do chorego poety męża swojej siostry, znanego szeroko na terenie Poznania lekarza, dr. Tecfila Małeckiego, który orzekł, że stan zdrowia Juliusza wymaga stałej opieki, a gdy takowej nie mógł mu udzielić dom poznańskiego filozofa, uradzono, już może wraz z przybyłym na powrót do Poznania Libeltem, przenieść poetę do domu państwa Bukowieckich, położonego przy ul. Piekary pod nr. 12 na I piętrze, do niewielkiego pokoiku z osobnym wejściem. 12 ) Ta prze

11) Julian Bukowiecki podaje w swoim artykule o pobycie Słowackiego w Poznaniu ("Z moich wspomnień o Słowackim" "Dwutygodnik dla kobiet". Poznań 1881 nr 9, istr. 69-71), że damą, która wyprowadziła Słowackiego z dyliżansu była siostra Jędrzeja Moraczewskiego, Bibianna Moraczewska. Pośrednio potwierdza to sama Moraczewska w swoim "Dzienniku" (Poznań 1911, str. 30). Pisze tam ona: "Służyłam im (t. zn. demokratom z emigracji i z kraju) też wiernie w korespondencjach i rozprzedawaniu książek, w umieszczaniu po znajomych mi domach emisariuszów z emigracji, a w końcu przechowywałam prochy i kule". 12) Podaje tak Motty. "Przechadzki po mieście". Poznań 1889, część III, str. 69. 14 kwietnia udał się Libelt ze Słowackim do prezydium policji i tam złożył list w jego sprawie "). Libelt zawiadamia w nim policję o przyjeździe Słowackiego do Poznania. Pisze, że poeta zatrzymał się tu przejazdem po drodze z Paryża dc Krakowa, a podróżował na jeden paszport wystawiony dla pięciu osób, na nazwisko Fredry. Fredrę po przybyciu aresztowano (zgadza się to z relacją Felińskiego), a bagaże jego wraz z bagażami wszystkich podróżujących zabrała policja. Między nimi były także bagaże poety. Libelt usprawiedliwia Słowackiego z trzydniowej zwłoki w zawiadomieniu policji o swym przybyciu, powołując się na zły stan zdrowia Juliusza i na dowód załącza świadectwo lekarskie wystawione przez radcę medycynalnego Cohen van Barena - wystawione tego samego dnia. Przytaczam je w tłumaczeniu. 11) "Na żądanie pana dr Libelta, abym zbadał literata pana Słowackiego, przedstawionego mi osobiście, i wydał opinię, czy tenże może kontynuować swoją podróż, oświadczam zgodnie z moim lekarskim obowiązkiem i z prawdą, że p. Słowacki, o słabowitej konstytucji ciała i obarczony skłonnością do choroby piersiowej, cierpiący podobno także na astmę, jest obecnie tak bardzo wyczerpany uciążliwościami dalekiej podróży, iż podróż podjęta przy obecnej ostrzejszej pogodzie mogłaby, z uwagi na częste pokaszliwanie oraz przyspieszony krótki oddech, spowodować łatwo plucie krwią, któremu podobno i tak już p. Słowacki podlega. Wobec tego mu;szę ze stanowiska lekarskiego uważać podróż w stanie obecnym za niebezpieczną dla jego życia, wskutek czego zakazuję jej stanowczo."

Z tego powodu prosił Libelt w imieniu Słowackiego o pozwolenie pozostania w Poznaniu aż do chwili powrotu do zdrowia, o tymczasową kartę pobytu na osiem dni i o nakaz wydania bagaży. Odpowiedź nadeszła dopiero 20 kwietnia - odpowiedź pozytywna.

Miał więc Słowacki zapewniony pobyt w Poznaniu przynajmniej do 28 kwietnia. Także dopiero 20 kwietnia zwrócono poecie bagaże.

Przez ten czas poeta odpoczywał w domu państwa Bukowieckich i z pewnością zagłębiał się w lekturzel'). Przez Bukowieckich przyjęty był bardzo gościnnie. Często stwierdza to w listach. "J estem tu nai») List ten przed wojną znajdował się w aktach poznańskiego Archiwum Państwowego. Prez. Pol. II A 592 "Acta betreffend den polnischen U eberliiuter Julius v. Słowacki. Znalazł je Andrzej Wojtkowski i omówił w rozprawce p. t. "Juliusz Słowacki w Poznaniu" Poznań 1927, str. 24-27. ") Według Wojtkowskiego o. c, str. 27-28.

15) Z relacji Bukowieckiego znamy jedną pozycję tej lektury, a mIanowicie Biblię. działem przez miesiąc gościnnie przyjęty w jednym domu poznańskim",17) "Przybył tu także kuzyn tych Państwa, u których gościnnie byłem przyjęty w Poznaniu", 18) "Pisałem do państwa Bukowieckich, u których jak wiesz, gościnnie byłem przyjęty"l'). Tę gościnność szczególnie silnie podkreśla poeta w swoim późniejszym liście do pani Bukowieckiej.20) "W Paryżu - pisze - gdzie od miesiąca już przeszło zostając, często przemyślałem, jakimby sposobem, przypomnieć się domcwi, w którym z taką łaskawą gościnnością przyjęty byłem... wierz mi Pani, szczerze to powiem, nigdy jeszcze charakter Matki Polki nie stanął przede mną w takim Majestacie, jakim był, gdyś Pani, śród nieszczęść rodzinnych, mimo łez wylewanych, całym światłem i całą powagą patriotyzmu świeciła. Nigdy nie zapomnę ani żałoby, którąś była okryta, ani tej energii, z którą syna swego oddawałaś obowiązkowi i Bogu, I dlatego to, błogosławię okolicznościom, które mnie pcd dach Pani zaprowadziły, które kilka chwil pod jej opieką przeżyć mi dały: bo widzenie tak wielkich Cnot zostało mil skarbem wiecznym w pamIęCI, i przez uczucie czci, ciągle mnie łączy w duchu z Jej domem" .

JULIAN BUKOWIECKI I MARCELI MOTTY O SŁOWACKIM.

Po latach syn pp. Augusta i J ózefy Bukowieckich, gospodarzy domu, w którym poeta mieszkał, Julian Bukowiecki tak napisał o tym pobycie"l). "Odtąd widywałem go co dzień, po dwakroć przynajmniej wśród wspólnych obiadów i wieczerzy, przez cały miesiąc kwiecień, do maja początków. Zrazu bywał swobodniejszym, później coraz, coraz to więcej ponurym. Zrazu częściej zabierał głos, to ożywiając nas wspomnieniami swej po Włcszech podróży, to w najosobliwsze trącając przedmioty. Młody chłopak, ogarniać nie mogłem jego myśli tak dla mnie nowej, zdumiewającej". Słowacki bywał coraz bardziej ponury, z powodu wypadków, jakie w tym czasie miały miejsce w Wielkopolsce.

"» Juliusz Słowacki. Listy. Warszawa 1932, t. 2, str. 222.

i') o. c, str. 224. i «) o. c, s t r. 249. u') o. c, str. 241. 2<<) Listy, t. 3, s tr. 261.

-i) Bukowiecki Julian: Z moich wspomnień o Słowackim. "Dwutygodnik dla kobiet". Poznań 1881 nr 9, str. 69-71. bardziej wzrastało. Obie strony nie były z konwencji zadowolone. Niemcy miejscowi, wrogo dla Polaków usposobieni, manifestowali przeciw autonomii Wielkopolski, burzyli się chłopi okoliczni poprzednio werbowani do oddziałów polskich teraz demobilizowani, wojsko pruskie prowokowało incydenty. W powietrzu wyczuć się dawało rychłe starcie dwóch żywiołów - polskiego i niemieckiego. W Poznaniu najwyższą władzą powstańczą był Komitet Narodowy, Zasiadali w nim między innymi Libelt, Stefański, Berwmski. Słowacki spotykał się z tymi osobami w czasie swego w Poznaniu pobytu. Stoi blisko tych kierujących społeczeństwem polskim osób i ma z nimi ciągły kontakt w czasie swoich codziennych wędrówek po mIeSCIe. Opisuje te wędrówki Marceli Motty:22) "Tutaj w Poznaniu spotkałem się z nim kilkakrotnie i nie dziwiłem się, że mnie z początku nie poznał, (Mott Y widział pcetę w Paryżu w roku 1841 lub 1842). J a, po sześciu latach niewidzenia, mało co zmiany w nim dostrzegłem, Trochę się postarzał i piersiowe cierpienie nieco się wyraźniej w nim uwydatniło, ale była to taż sama figurka niewielka, szczupła, niepozorna, o ruchach niespokojnych, z ciemnym, jeszcze dość długim włosem, z nosem wydatnym, z okiem raz zamglonym, to znów jasno przejrzystym i błyszczącym. Z pozoru nikt nie byłby mógł odgadnąć, że to wielki poeta; niejeden, przechodząc koło niegc, byłby myślał, że jakiś skromny kancelista albo kupczyk. Dopiero w rozmowie sprawiała jego osobistość całkiem inne wrażenie; sposób mówienia, modulacye głosu, dziwne spojrzenia, nagle rzucane myśli objawiały coś nadzwyczajnego. Co do nastroju ducha był równie takim, jakim go widziałem w Paryżu; przez Towianizm wszakże wzmogła się w nim jeszcze wrodzona wybujałość fantazji i wydawała się czasami chorobliwą. Otóż, gdy raz rozmawialiśmy przy nim z niedowierzaniem o kierunku, który wypadki wziąć mogą i o zamiarach tutejszego rządu, zwłaszcza iż władze do Kernwerku wpuścić naszych nie chciały, a nawet ściągały do niego wojska z prowincji, przerwał Słowacki mówiącemu, wołając: "Panie, kozikami Kernwerk zdobędziem, tylko wiarę mieć trzeba. Przechodząc dzisiaj z rana przez Plac Bernardyński ujrzałem mnóstwo maluczkich chłopców musztrujących się; widzicie, że już na dzieci duch zstępuj e!" "Poznałem dzuś nowych osób kilka" - opowiadał dnia któregoś wróciwszy z miasta 23 ) - "i dziwna! jak tych osób nazwiska zgadzają

22) Przechadzki po mieście, t. III, str, 70.

23) Julian Bukowiecki o. c dawano ludziom przydomki według ich właściwości, cnót czy przywar, albo znaczniejszy życia wypadek bywał powodem nazwiska. Oto spostrzegam nie od dziś, iż wraca pcra, w której ludzie mimowolnie i bezwiednie poczynają znów nosić nazwiska nader trafne, jak gdyby umyślnie dobrane". Tak prawiąc, poparł Słowacki szczególne te spostrzeżenia kilku przykładami. "Przy innej sposobności zaczęto rozmowę o bieżących wypadkach, o gasnącej już, a niedawno jeszcze tak bujnej nadziei, jakiejś powszechnej, dziejowej przemiany. Smutne następstwa zdarzeń składano na karb to przywódców ruchu, to okoliczności, krzyżujących się na wsze strony. "Inaczej widzę - mówił Słowacki - a coraz namiętniej brzmiał jego głcs, jego wielkie oczy coraz więcej rzucały iskier - cały naród - my wszyscy winni! albowiem duch nasz nie ma jeszcze owej potężnej, nieprzełomnej woli która jedna zwyciężyć zdolna silę niszczącą starego grzechu i tę ogromną, cielesną naszych władców przewagę. Czuję i wierzę, że gdyby w pierwszym dniu marcowym stanął był wielotysięczny tłum narodu, bez kordą, ale aż do szału, do zachwytu zbrojny niepowstrzymaną niczym ducha wolą, gdyby był tak podniosły ducha nastrój wcielił w każde brzmienie słowa, w każdy oka rzut, mówiąc do Naczelnika twierdzy: "Oddaj w ręce nasze klucze - ustąp - albowiem taka jest nieulękniona wola nasza - wola milionów", to tej wspaniale objawionej przewadze ducha byłby uległ główno-dowodzący i byłby uszedł zaprawdę z ziemi naszej z tą dział i sżablic potęgą. Ale niewskrzeszony jeszcze ten duch Boży - i znów padamy - do czasu". Słuchano rozognionego mówcy w smutnym zdumieniu. - On sam do głębi duszy wierzył w to, co głosił".

MIESIĄC PEŁNY CUDÓW.

Sam poeta pisze do matki 24 ) o swoim położeniu, które go wiąże z ludźmi i samemu samolubnie kierować nie pozwala". W innym liście pisze: 25 ) "Miesiąc ten życia mojego pełny cudów - spotykałem się z ludźmi, z którymi spctkać się było życia mego zadaniem. Ostrzegany byłem przez Boga we wszystkim. N apełniony życiem, rozdający się gdy potrzeba. Na czas wszędzie stawałem. Wola się meja z dopuszczenia Bożego spełniła". Widocznie słuchano* rad poety w rozmaitych, aktualnych wtedy sprawach. Rad tych udzielał im w duchu, którego w sobie przez pięć

21) Listy, t. 2, str. 222.

25) L i s t y, t. 2 , s t r. 2 2 4 .

ucieleśnienie widział w na wskroś - w jego mniemaniu - narodowym ustroju, w konfederacji, wzorowanej na Trójcy Przenajświętszej. Z taką radą wystąpił i na posiedzeniu Komitetu Narodowego, na którym był obecny, Posiedzenie to odbyło się w dniu 27 kwietnia. Ale zanim do tego doszło, rozegrały się w Wielkopolsce wypadki, czyniące starcie niemiecko-polskie coraz bardziej nieuniknionym. Polskie obozy wojskowe, jakie ugoda jarosławiecka pozwoliła pozostawić, przygotowywały się gorączkowo do ostatniego boju, prowokowanego przez Niemców. Zmienił się też stosunek ludu wiejskiego do powstania. Chłopi zaczynają powstawać. I wbrew obawom ostrożnych polityków,ani nie rabują, ani nie zabijają - chwytają za kosę i chcą się bić. Tylko nie ma kto nimi pokierować. Ten ruch ludowy odczuł Słowacki szczególnie silnie - działało to na niego jak balsam, potwierdzając teorię odrodzenia przez Lud. "Co chciałem, stało się" - pisze do matki"'). - "Pola przyległe pełne są ruchu. Przy ogniskach nabożne pieśni śpiewają. Ofiarują się. Ciała kładą za Ducha Nieśmiertelność. Boży czas zaczynają", A w innym liście:''') "J a sam się dziwię, że tu jestem, że oddycham powietrzem, którego woń dzieciństwo mi moje przypomina, że widzę chłopki polskie na wozach i po kościołach. Bóg i Pan mój pozwolił widzieć mi to - i uczuć. A ja używam tego szczęścia, o ile mi jest wolno, ważnością chwili teraźniej szej uciśniony". Tym bardziej odczuł Słowacki tę oglądaną po latach swojskość ludową, że nadeszły właśnie święta wielkanocne i do Poznania zjechali liczni odświętnie ubrani wieśniacy. W kościele św. Marcina (bo tam prawdopodobnie chodził Słowacki) słyszał poeta liczne pieśni przez nich śpiewane. List ostatni pisany był w drugim dniu świąt. W tym samym dniu wybuchł pierwszy zatarg, pierwsza jaskółka krwawej rozprawy. Zatarg o Raszków. Wylękniony Komitet ugiął się przed groźbą wojny i opowiedział się nieznaczną większością głosów za rozbrojeniem zupełnym. (Na posiedzeniu tym nie było Libelta. Pojechał do Berlina łatać dziury w polityce, która teraz, ze strony pruskiej, już zdecydowanie zwróciła się przeciw Polakom). Jednak naczelny wódz Mierosławski rozbrojeniu się sprzeciwił. Komitet zebrał się w dniu 27. IV. jeszcze raz. Wtedy, w komplecie już, zaczęto rozważać sprawę radykalnego wystąpienia zbrojnego przeciw Niemcom, Za ruchem zbrojnym był

2») o. c, str. 224.

2,,) o. c, str. 222.

Przyłuski. "Wtem otworzyły się drzwi" - opowiadał później o tym posiedzeniu obecny tam Julian Klaczko- 8 ) - "i jeden z członków Komitetu, już nie pamiętam który, wprowadził jakiegoś smagłego bruneta o delikatnych rysach, o wyschłej, śniadej twarzy, z suchotniczemi rumieńcami na zapadłych policzkach, i zamiast go przedstawić zgromadzonym, zaczął po kolei przedstawiać ich jemu. W końcu dopiero, gdy już zdążył przedstawić nas wszystkich, dodał głośne, wskazując nań ręką: "Słowacki, poeta". Na nas jednak, przypominam sobie, nie zrobiło to nadzwyczajnego wrażenia, bo primo zbyt byliśmy zaabsorbowani dyskusją, a secundo imię Słowackiego, choć znane, nie było tak głośne w owych czasach, jak Mickiewicza, lub choćby Krasińskiego. Wszelako wytoczono przed nowo przybyłym całą sprawę od początku.

Libelt odczytał powtórnie całą odezwę, Stefański jak poprzednio gardłował za nim, arcybiskup i Potworowski znów mu oponowali z płaczem. Na to powstaje Słowacki - jakbym go widział w tej chwili - i stojąc ze skrzyżowane mi na piersiach rękoma, podniesionym głosem przemówił w te słowa: "Cóż wy myślicie? Wam się zdaje, że dzisiaj potrzeba jeszcze jak dawniej armat, pułków, oficerów? A ja wam powiadam, że dzisiaj przyszła epoka świętej anarchii... "Chciał mówić dalej, ale mu nagle przerwał Stefański, który posłyszawszy połączenie tych dwóch wyrazów - "świętość i anarchia", rzucił mu się w zachwycie do nóg i wyciągając ręce, krzyczał: "Mistrzu! wielkie słowo rzekłeś..." Tą komedią przerwał wątek myśli Słowackiego, który usiadłszy, już nie mówił WIęceJ,., Skończyło się na tym, że odezwy nie ogłoszono". N astępnego dnia t. zn. 28. IV. upłynął termin legalnego pobytu poety w Poznaniu. Ale referent sprawy Słowackiego, Hirsch, gdy mu w tym dniu przedłożono akta poety, kazał je przedłożyć sobie dopiero 2 maja.

Tymczasem do spodziewanego w Wielkopolsce starcia doszło.

Dnia 29. IV. rozegrała się krwawa bitwa o Książ.

Jeszcze jednakże parę dni przedtem spotkał się Słowacki z przyjacielem swoim Szczęsnym Felińskim, który jako wysłaniec partyzanckiego Oddziału przybył do Poznania. "Przebywszy szczęśliwie wojskowe placówki" - pisze o tym spotkaniu Feliński 20 ) - "udałem się

28) Opowiadanie to spisał Ferdynand Hoesick w książce p. t. "Julian Klaczko. Rys życia i prac". Kraków 1904, str. 48-5l.

29) Pamiętniki ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, str. 365-366.

mości, dowiedziawszy się zaś, że Słowacki bawił jeszcze w Poznaniu, od niego rozpocząłem moją wyprawę. Z nim razem udaliśmy się do Stefańskiego, gdzie zastaliśmy świeże nadeszła wiadomość o nowej zdradzie Prusaków na większą nierównie dokonaną skalę". Mowa tu o Raszkowie. Potem rozegrały się wyżej opisane wypadki, aż przyszedł dzień rzezi w Książu. W Poznaniu zapanowało ogromne oburzenie i nastroje do dalszej walki ludowej i do dalszego powstania. "Pod wrażeniem tej chwili napisałem odezwę do polskiego ludu wzywając do mężnej obrony najdroższych interesów narodowych, zagrożonych nie tylko już przez gwałt i przemoc ale też przez nikczemną zdradę. Odezwa ta podpisana przez Stefańskiego miała być odbita w jego typcgrafii i między ludem rozrzucona; że jednak Stefański wątpił, by powaga jego imienia była dostateczna do nakazania organizatorom ponownego zbrojenia oddziałów, wszyscy trzej przeto (Feliński, Stefański, Słowacki) udaliśmy się do Libelta, który największą w gronie patriotów cieszył się wziętością." Libelt odezwę podpisał i wysłał do wojska Felińskiego, ale co ona zdziałała nie wiemy. Chyba bardzo niewiele. N astępnego już dnia rozegrała się bowiem bohaterska bitwa o Miłosław, która pomimo zwycięstwa przyspieszyła koniec zbrojnego powstania. Słowacki o tych bohaterskich walkach pisał do swego przyjaciela, Francuzal") w słowach pełnych uwielbienia I zachwytu, porównując tych żołnierzy do wojowników termopilskich i do bohaterów gwardii napoleońskiej.

OSTATNIA ROZMOWA.

Obok tych wszystkich wiadomości dotyczących działalności Słowackiego l w wypadkach rewolucyjnych w Wielkopolsce, zachowała się relacja o rozmowie jego, dotyczącej innych spraw. W domu państwa Bukowieckich zapytał się raz Słowacki gospodarza domu, byłego majora napoleońskiego, o pochodzenie jego kalectwa. Major zwalił winę na doktora Becu, który w Wilnie podczas kampanii moskiewskiej nie chciał go leczyć z ran otrzymanych w bitwie. "Słowacki milcząc słuchał i nie poznał nikt, że opowiadanie głęboką zadaje mu boleść" - opowiada Julian Bukowiecki. - Po dniach potyczek które od ksiąskiej szybko po sobie następowały, znajdował

. Listy, t. 3, str. 281 do niego Słowacki smutniejszy, niż kiedy, zgnębiony, drżący. - "W tej chwili była u mnie policja, każe mi wyjeżdżać natychmiast pierwszą pocztą do Francji, za godzinę. Policja groźna, wszelako oprę się jej jeżeli do tego czasu nie przebłagam majora". (I poeta wyprosił u majora przebaczenie za winę swego ojczyma). Zbyteczne dodać jak pospiesznie ojciec mój wyrzekł te żądane, a tak łatwe, przebaczenia słowa. Obaj ci winowajcy pojednani, padli sobie w objęcia", Prawdopodobnie ta ostatnia rozmowa rozegrała się w dniu 8. V., gdyż w tym dniu Słowacki Poznań opuścił tl ). Prezydent policji w terminie wyznaczonym na 2 maja sprawy wyjazdu Słowackiego jeszcze nie załatwił. Dopiero dnia 7 maja wizowano do Francji paszport, jaki przyjeżdżając do Poznania załączył wraz z wizytówką do listu Libelta. Słowacki opuścił gościnny dom państwa Bukowieckich, przymuszony przez policję (która w dniu 8 maja przyniosła mu pewno paszport) nagle, nie zdążywszy się nawet pożegnać z nieobecną panią domu. Tak do niej o tym później napisze:'2) "Wiele na tern cierpiałem, żem przymuszony był wyjechać z Poznania, i porzucić dom, nie pożegnawszy wszystkich Osób tej Rodziny, z których każda ma wieczne prawo do mojej wdzięczności i uwielbienia. Lecz nade wszystko smutno mi było, i smutno jest dotąd, żem głowy mojej nie mógł schylić głęboko przed Pani osobą, że tej czci, którą dla Niej przejęty byłem, w ostatniej chwili pożegnania wyrazić nie mogłem".

WYJAZD Z' POZNANIA.

Wyjeżdżając zostawił w domu Bukowieckich na pamiątkę książkę którą najczęściej w Poznaniu czytywał, z własnoręczną dedykacją. Odnalazł tę książkę dr Bolesław Erzepki i opisał'). "Wspomniana księga pisma Św. jest to Nowy Testament w przekładzie księdza Jasi) Poota przybył do Wrocławia późnym wieczorem w dniu 9 maja (opieram się na relacji Mieczysława Weryhy Darowskiego, który w tym dniu spotkał się we Wrocławiu ze Słowackim) . Jeżeli przyjmiemy za Bukowieckim, że odjechał z Poznania o godz. 4 po poł., to odjazd ten musiał nastąpić nie w dniu 9 maja. lecz dzień wcześniej, t. zn. 8 maja, gdyż dyliżans pocztowy nie mógłby w tym samym jeszcze dniu przebyć drogi z Poznania do Wrocławia. Data 8 maja kojarzy się także z datą umieszczoną na paszporcie (7 maja). W dniu następującym po dniu załatwienia formalności urzędowych doręczono przez policjanta wizowany paszport Słowackiemu. Odjazd, jak wiemy, nastąpił w dniu doręczenia. SU) Listy, t. 3, str. 261.

33) Boi. Erzepki: Dwie pamiątki po Juliuszu Słowackim w Poznaniu.

Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, t. 24, str. 167-170.

nera w Lipsku 1844. Księga formatu wydłużonej nieco ćwiartki, cprawna jest w zwyczajny półskórek brunatny. Na białej drugiej z początku karcie znajduje się w górze na prawo następująca własnoręczna Słowackiego dedykacja: "W domu p. Bukowieckich wracający z emigracji Juliusz Słowacki gościnnie przyjęty i schroniony tę xiążkę na pamiątkę zostawił. Poznań d, 2 Maja 1848 roku". Data wypisana na dedykacji nie zgadza się z datą nagłeg- odjazdu, ale zgadza się z datą drugiego terminu, w jakim miano załatwić sprawę wyjazdu poety. Widocznie Słowacki liczył się z tym, że Poznań opuści w dniu 2 maja. Odprowadził autora "Bieleckiego" do dyliżansu pocztowego młody Bukowiecki. Tak później tę chwilę opisuje: "Biegnąc z miasta ku domowi, spotykam naszego poetę. Nie wiedząc o niczym, poznaję od razu, że cios nie zwykły w tę wrażliwą uderzył duszę. Wzburzony był i blady śmiertelnie; że chwycił mię kurczowo i kilku jękami boleści opowiedział wszystko; ton każdy raniąc padał mi na serce, Zbliżaliśmy się do Bazaru, pociągnął mię do cukierni Prevostego, tu kazał nalać dwa kieliszki wina. - "Gdy znowu wlokę się w daleki świat - a wiem że na zawsze, więc strzemiennegc, polskim obyczajem! Gorzki to kielich pożegnania; wychylam go w twoje ręce do wszystkich Twoich, do wszystkich! powiedz o tern, gdy ich zobaczysz". Czas naglił - znowu mnie porwał z sobą na ulicę - mówił bez przerwy, jakby w gorączce, a głos jego rwał się z piersi donośniej niż zwykle, a taki był w nim dźwięk ponury jak gdyby w nim pękały wszystkie serca struny. Na ostatnią niemal chwilę zdążyliśmy na pocztę. Godzina 4-ta poobiednia wybiła - pamiętna mi godzina czwarta! kazano wsiąść mu do pojazdu - policja dała ten rozkaz; raz jeszcze w drżące pochwycił mnie ramiona, siadł wśród trzech rozweselonych Niemców i pojazd ruszył ku bramie berlińskiej. Powlokłem się do domu - łzy zaciemniały mI drogę". Wyjechał poeta do Wrocławia na spotkanie z matką.

Kiedyś, przed laty napiętnował Słowacki niezdolność do czynu w narodzie polskim. Wyjeżdżając do Poznania pragnął zobaczyć zaprzeczenie tej swojej teorii. Niestety, Znalazł nowych Czartoryskich, Skrzyneckich, Niemcewiczów, Krukowieckich odtworzonych kiedyś w "Kordianie". Nowego wcielenia doznali oni w Potworowskim, Libelcie, Mierc sławskim, Przyłuskim, którzy tak samo zaprzepaścili sprawę narodową, którzy tak samo zlękli się czynu. Posiedzenie Kolii braniem ludzi słabych, lękliwych. Nic nie pomogła przemowa Kordiana - Słowackiego. Jednak, gdy w roku 1833, Słowacki pisząc pierwszą część trylogii zatytułowanej "Kordian" Z pesymizmem patrzył w przyszłość i niewyraźnie jeszcze uświadamiał sobie przyszłych bojowników o wolność Polski, tak teraz dobrze wie do kogo należy wyzwolenie narodu. Do tego samego ludu, który ginął pod Miłosławiem. Życiem swoim napisał Słowacki drugą część trylogii i wdzięczny był losom, że pozwoliły mu przeżyć i poznać sens tego polskiego dramatu.

A jednak nie wątpię- >- bo się pora zbliża, że się to wielkie światła na niebie zapali I Polski Ty, o Boże nie odepchniesz z krzyża, Aż będziesz wiedział, że się jako trup nie zwali.

Dzięki Ci więc, o Boże - że już byłeś blisko, A jeszcześ twojej złotej nie odsłonił twarzy, Aleś nas, syny twoje, dał na pośmiewisko, Byśmy rośli j ak kłosy pod deszczem potwarzy.

Takiej chwały od czasu, jak na wiatrach stoi Glob ziemski - na żadnego nie włożyłeś ducha, że się cichości naszej cała ziemia bod, I sądzi się, że wolna j ak dziecko, a słuicha. 34 )

34) Wiersz z rOKU; 1848

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1950.06 R.23 Nr2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry