CZESŁAW PIELICHOWSKI O SZKOLNICTWIE ELEMENTARNYM I ŚREDNIM W POZNANIU U SCHYŁKU XVI w.

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1947 R.20 Nr2/3

Czas czytania: ok. 39 min.

Szkice z dziejów kultury m. Poznania: I.

Szkic niniejszy opiera się w zasadniczych ramach na jednym z rozdziałów obszerniejszej pracy na, temat kultury umysłowo-literackiej Poznania w la.tach 1570-1595, wykonanej w seminarium historii kultury staropolskiej Uniwersytetu Poznańskiego prof. dra R. Pollaka w r. 1937. Dlatego, acz właściwie powinno się z całości dziejów szkolnictwa poznańskiego wybrać okres zamknięty w sobie, a w danym wypadku byłyby to lata 1573-1616, tzn. od uruchomienia na.uki w kolegium jezuickim do odrzucenia ostatniego dyplomu Akademii przez Zygmunta III, scharakteryzuję tylko stan szkolnictwa w zbadanym już 25-1eciu kultury umysłowo -literackiej, traktuj ąc całe szkolnictwo elementarne i średnie, jako jeden z przejawów tej kultury. Dlaczego właśnie ten okres 25-1etni wyciąłem ze zwartej całości dziejów kulturalnych Poznania? Otóż, biorąc pod uwagę kryteria teorii kultury, domagającej się należytego ujęcia periodycznego treści kulturalnych w danym regionie, aby móc uzyskać generacyjną jedność kultury, a z tym właściwy obraz badanej, historycznej rzeczywistości - ograniczyłem ra,my chronologiczne ostatniej generacji XVI -wiecznej Poznania w zakresie kultury umysłowo-literackiej do lat 1570-95. Za, r. 1570 przemawiały następujące argumenty: l. akt uzyskania fundacji kolegium przez Tow. Jezusowe, które od razu uchwyciło w Poznaniu ster kultury umysłowo-literackiej w swoje ręce; 2. zawarcie konsensu sandomierskiego, który według Haleckiego stał się niejako symbolem zjednoczenia wyznań protestanckich w walce z coraz silniejszą rea,kcją katolicką, - a za r. 1595 - m. in. generalny synod toruński, który wykazał zupełną słabość reformacji polskiej; od tego roku stosunek kontrreformacji (szczególnie jezuityzmu) do reformacji się niemal gruntownie zmienił, a z tym wzajemne ukształtowanie się integralnych prądów: renesansu, humanizmu, reformacji i kontrreformacji. Stąd można posta.wić wniosek ogólny: twórcą trzeciej generacji kulturalnej m. Poznania w w. XVI, zawierającej sie w lata.ch 1570-95, jest jezuityzm, operujący właściwymi dla tej generacji autorytetami, ośrodkami, dziełami, które zdecydowały o katolicko-renesansowym charakterze kultury umysłowo-literackiej na określonym wyżej odcinku geogra w Poznaniu wyraźne cechy kontrreforma.cyjne o nastawieniu barokowym. Kosztem więc renesansu, humanizmu i reformacji na czoło w kulturze Poznania po r. 1595 wysunęła się kontrreformacja. J ak z tych ogólnie naszkicowanych uwag wynika, kolegium Tow. Jezusowego - grupujący się w nim profesorowie oraz działacze - w kulturze Poznania odegra.ło rolę najwybitniejszą i tak odrębną od reszty ośrodków szkolnych, że z konieczności traktować ją trzeba na całkiem innej płaszczyźnie, aniżeli traktuje się całe polskie szkolnictwo elementarne i średnie. N aświetlić więc dzieje tego szkolnictwa elementarnego i średniego z wyłączeniem kolegum jezuickiego - oto cel niniejszego szkicu. Szkolnictwo poznańskie w omawianych latach przeżywało swój okres bodaj najwybitniejszy w epoce staropolskiej. Już na szkołach poznańskich o poziomie elementarnym odbijał się wpływ ówczesnych walk religijnych. Do głosu dochodziła też i kobieta i żydowska mniejszość. Według tych właśnie wpływów, jakim uległa wówczas szkoła elementarna, da się wydzielić cztery jej zasadnicze typy: 1. stanowy - dla mieszczanek i dla szlachcianek, 2. narodowościowy: żydowska, 3. reformacyjny: luterska i Braci Czeskich, 4. parafialny - kontrreformacyjny: - przy kościele ., św. Marcina i przy kościele Sw. Marii Magdaleny. Czy kobiety poznańskie miały możność kształcenia się? Jak wynika ze źródeł, zinterpretowanych zresztą już przez Kozierowskiego, Bidla, Łukasiewicza, to mieszczanki od r. 1592 kształciły się w klasztorze Benedyktynek, co specjalnie zastrzegł sobie magistrat przy sprzedaży pałacu Górków temuż zakonowi. N atomiast dla szlachcianek utrzymywała szkołę Prakseda, niegdyś D o minikanka .

Poza tym wiadomo, że w r. 1590 założyła Anna z Witosławic Spławska, kasztelanowa międzyrzecka, instytut dla 5 wdów w domu, kupionym od St. WinkIera, przy kościele św. Marii Magdaleny, i, że w II poło XV w. uruchomił Jerzy Bock fundację dla panien, niemogących wyjść za mąż. Jaki charakter te fundacje miały, nic nie należy, do czego skłaniają się Ptasznik i Warschauer, że miały charakter religijno-samokształceniowy. O istnieniu szkoły żydowskiej dotychczas krążyła teza, oparta na odnalezionej jedynie przez jWarschauera notatce w "Act. Cons.", że takaż szkoła była zapewne na ulicy Żydowskiej przy synagodze. Powtórzył ją m. in. Bałaban. J ak wynika jednak z odnalezionego przeze mnie źródła, to szkołę taką, przy której była biblioteka, utrzymywali Żydzi własnym sumptem w synagodze. Udało mi się ustalić nazwisko jednego z jej nauczycieli, scholastyka - Rabbi. Szkołę tę prowadzono wg wymagań średniowiecznej dydaktyki i średniowiecznego programu nauk. Miała wyraźny charakter konserwatywny. Dużo więcej aktywności, niż szkoły żeńskie i żydowska, wykazały szkoły reformacyjne: luterska i Br. Czeskich. Co do poziomu szkoły luterskiej są głosy podzielone.

Jedni uczeni, jak Bidło, uważają, że była to szkoła średnia, a znowu inni, jak: Kot, Bukowski, Tync, Łukaszewicz, że elementarna. W latach 1570-95, jak wynika z ułamkowych wiadomości archiwalnych, poziom szkoły luterskiej był bezsprzecznie elementarny, tak, jak w Bojanowie, Wschowie, Rawiczu, Zdunach. Utrzymywali ja Lutrzy z opłat żakowskich i z datków bogatszych mieszczan. Od r. 1592 znajdowała się przy kościele na Górze Łysej. W r. 1570 uczył w niej Jakób Schwenck z Opola, który we wzmiankowanym roku podpisał poznański synod luterski jako nauczyciel tej szkoły. Można przypuszczać, że to był ten sam nauczyciel, którego w latach 1567/8 z zagranicy do swej szkółki sprowadził Zachariasz Rydt. Więcej stosunkowo wiadomości posiadamy do dziejów szkoły Br. Czeskich. Na marginesie licznych prac porozrzucano do niej szereg przyczynków. N a podstawie zbadanych źródeł okazuje się, że nie była to szkoła wyższego stopnia i niemiecka, jak chciał Bidlo, ani, że zaprzyjaźnione wyznania Braci Czeskich i kalwinów ją utrzymywały, jak twierdzi Kot, ani też, że była dla obo błędnych tez nie potwierdzają. Szkoła poznańska Br. Czeskich była normalną szkołą 1 o poziomie elementarnym, bowiem szkoły średnie posiadali Br. Czescy tylko w Koźminku i Lesznie. Istniała ona od roku 1553. W r. 1570 uczył w niej Walenty Korneliusz, który m. in. podpisał artykuły synodu pozn. z tegoż roku, a w r. 1587 Marcin Gracjan Gertich, człowiek zdolny, pogłębiający później swe studia dzięki Andrzejowi Leszczyńskiemu w Witemberdze, Lipsku, Bazylei i Heidelberdze. U częszczali do niej tylko chłopcy, którzy też opłacali pewne sumy na utrzymanie szkoły i nauczycieli. Szkoła leżała na przedmieściu św. Wojciecha w gmachu Ostrorogów. N a wyraźnym stanowisku katolickim, kontrreformatorskim stały obie szkoły elementarne: parafialna przy , kościele św. Marcina i miejska przy kościele Sw. Marii Magdaleny.

Szkoła św.-marcińska znajdowała się poza murami miasta. Jej poziom nauczania stał dość nisko, raczej jednak zbliżał się do poziomu szkoły wiejskiej. W r. 1582 dzięki staraniom proboszcza Macieja z Ponieca zbudowano nowe dla niej pomieszczenie'" Koszty budowy ponieśli prowizorzy. N ormalnie utrzymywał i zarządzał szkołą pleban. Kilka wiadomości do jej historii zebrali Karwowski, Lekszycki i Łukaszewicz.

N atomiast dzieje szkoły miejskiej przy kościele św.

Marii Magdaleny są już na ogół znane. Nikt jednak dotychczas nie pokusił się o przedstawienie specjalnie całej jej bogatej historii i roli, jaką spełniła w rozwoju oświaty poznańskiej. Nie prędko też ktoś się do tego zabierze ze względu na konieczność żmudnych i szczegółowych poszukiwań archiwalnych, choć ogólne wytyczne niewątpliwie na podstawie dotychczasowych badań miałby ustalone. Ułamkowe wiadomości o tej szkole można znaleźć u Karbowiaka, Zaleskiego, Brucknera, Wotschkego, Bartla, Waschinskiego, Łukaszewicza, Chotkowskiego, Kota, ale trzeba zauważyć, że w pracach wszystkich tych autorów ze względu na tendencję do syntetycznego ujmowania zagadnień zbyt wiele znajduje się ogólnych dających rzeczywistości. Założona została szkoła przy kościele św. Marii Magdaleny w r. 1302, a nie, jak twierdzi Łukaszewicz, w r. 1303. W średniowieczu i pierwszych latach humanizmu w myśl aktu fundacyjnego, zatwierdzonego przez biskupa poznańskiego Andrzeja i radców miejskich, rektor szkoły miał uczyć młodzież przede wszystkim Donata i Katona, a uczniów zdolniejszych i chętniejszych miał wysyłać "ad scolam nostram maiorem", t. zn. do katedralnej, a z czasem na uniwersytet. Utrzymywana przez bogaty i ambitny magistrat, oddana celom i opiece duchowieństwa, spełniała dobrze swe zadanie. Bo i rektor, przeważnie bakałarz z Akademii Krakowskiej, wybierany przez radę miejską z pomocnikiem i kantorem, oraz potwierdzany przez proboszcza, a nie, jak mówi Karwowski, że był mianowany przez proboszcza, a prezentowany przez radę miejską, uczył poza Donatem i Katonem czytać i pisać po polsku i niemiecku oraz początków arytmetyki. Dopiero ten średniowieczny program szkolny na pewien czas zmienił Grzegorz Zagroblini z Brzezin, jeden z najgłośniejszych rektorów tej szkoły w latach 1549-50, przez ożywienie go pierwiastkiem zlekka liberalnym, reformacyjnym. Później była szkoła ta pod wpływem programu kolegium jezuickiego. W r. 1579 magistrat przystąpił do budowy nowego gmachu dla szkoły. W myśl bowiem aktu fundacyjnego, wystawionego dla kolegium jezuickiego przez burmistrza i radców "Civitatis Posnaniensis" w dniu 12 stycznia 1571 r., przekazano dopiero w r. 1580 stary gmach szkolny, który leżał blisko "wykusza" w murach, na cmentarzu kościoła św. Marii Magdaleny, Jezuitom. Nad drzwiami jego taki umieszczono napis: "Senatus Posnaniensis propagandae pietatis causa, Patribus Societatis locum extruendo Collegio prowidens, cum Ecclesiam Sancti Stanislai hospitalem aliaąue aedificia, sacerdotes eius loci alio traducens scholam antiąuam etiam adiunctam illis donasset, Domum hanc de novo erectam Scholae aedificavit".

dynku, położonego obok "Bramki". A musiał być, jak na ówczesne stosunki, świetny, skoro magistrat wydał na niego przeszło 1091 florenów, 7 groszy, 9 denarów. Była to suma duża, wynosząca prawie 8°/« ogólnych wydatków miasta z tych lat. By dać najogólniejsze pojęcie o jego wielkości, nadmieniam, że zużyto na budowę 13V2 beczek cementu, 64100 cegieł, 11700 dachówek, 2 skrzynie szkła na okna, 12 belek. Kierował robotami architekt "murator" , zajętych było kilku murarzy i robotników, cieśla, szklarz, gliniarze, malarz, stolarz, co katedrę i inne rzeczy robił. Nie zapomniano i o kloace. Budowa trwała od czwartej niedzieli po Wielkanocy r. 1579 do około 10 lipca r. 1580. Brukarzowi tylko jeszcze około św. Franciszka w r. 1581 polecono małe roboty, "ad instaurationem stratae circa scholam". Dzięki dobrej budowie szkoły później w omawianym okresie uskutecznione tylko kilka drobnych napraw, np. ram okiennych, pieca, dachu, sufitu, gdy w latach 1570-79 naprawy te były na porządku dziennym. Oczywiście wydatki na te reperacje pokrywał magistrat, a nie, jak twierdzi mylnie Kot w historii wychowania - mieszczanie. Poza tym w r. 1592 zakupił magistrat nowe tablice dla szkoły. W tym to nowym budynku szkolnym otwarto uroczyście naukę około św. Małgorzaty w r. 1580. Z okazji introdukcji "ad novam scholam", z rozkazu radcy Kossa, pierwszego bodaj w nowoczesnym pojęciu naczelnika wydziału kultury i sztuki m. Poznania, do czego posiadam liczne wiadomości - "magister scholae" otrzymał gratyfikację w sumie 6 florenów. Zresztą rektor szkoły miał się pod względem materialnym nieźle. W latach 1570-74 wypłacała kasa miejska regularnie co kwartał rektorowi szkoły i dwom bakalarzom 14 florenów i 15 "gr, a od r. 1575-1585 tylko rektorowi - tę samą sumę, zmniejszoną od r. 1586 do 10 florenów. Mylił się więc Łukaszewicz, który przyjmował stałą, niezmienną wysokość płacy w wysokości 10 florenów kwartalnie. W ten sposób, jak magistrat wypłacał kwartalne pensje, można by podzielić i rok szkolny, a więc od 9 października do 18 grudnia, a dalej do 12 marca, dalej do cje letnie były jednak dłuższe. Jak więc z przytoczonych danych można wnioskować, rektor szkoły poznańskiej zarabiał dość dobrze, ale w porównaniu do innych urzędników miejskich bardzo słabo, gdyż np. sekretarz zarabiał kwartalnie 40 flor., a pisarz cywilny - 25 flor. Zresztą rektorzy szkoły niejednokrotnie korzystali z udogodnień magistratu, który w razie potrzeby wypłacał pensję naprzód o cały kwartał lub półrocze. Poza tym rektor szkoły posiadał i mieszkanie przy szkole, dla którego np. tapetę kupował z funduszów publicznych, a dalej otrzymywał częstokroć datki na różne cele np. na wyżywienie od rady miejskiej lub radcy Kossa. Rektorami szkoły byli: w r. 1570 Sebastian, 1574Wojciech Mroskovius, który został wkrótce Jezuita, 1583 - Gallus Chraplewski, 1586-90 - Wojciech Wioska, 1590-1595 - Bartłomiej Morężek, natomiast bakalarzami artium: - w r. 1570 Walenty, a 1593 - Jakub Stękacz. Co prawda ks. Terlaga wspomina o jakimś bakalarzu Francuzie, który m. in. dla konkurencji z ko, legium jezuickim miał dawać w szkole Sw. Marii Magdaleny przedstawienia na sposób jezuicki, ale nie mogłem znaleźć potwierdzenia tej notatki w znanych mi źródłach. Poza tym wiemy, że np. w r. 1592 bawił w Poznaniu mgr Stan. Bremer, ale jego stosunku do szkoły, nie udało mi się ustalić. Zwykle bakalarze udawali się ze szkoły, jakby po odbyciu pewnej praktyki, jeszcze na uniwersytet. Tak czyni w r. 1578 jakiś bakalarz, którego nazwiska nie udało mi się ustalić, a który udaje się na dalsze studia do Krakowa, tak w r. 1583 - Gallus Chraplewski peregrynuje na studia medyczne do Włoch. Wtedy to radca Koss z ramienia magistratu dał Chraplewskiemu "pro itinere I talico" 200 węgierskich florenów. U miał się więc wywdzięczyć magistrat za pracę, a i mecenasował też zdolnym studentom, co stanowi jednak osobny temat, jak i problem fundacyj stypendialnych dra Piotra z Poznania i ks. Marc. Orzełka. Podobnie magistrat zwracał nauczycielom i bakalarzom koszta wszystkich podróży, dalej wynagradzał np. skradzione w drodze książki, dawał strawne, wreszcie udzielał zapomóg na 6 florenów.

Dbał specjalnie o ubogich bakalarzy, kantora 1 uczniów. Pomagał im wyżywić się przez regularną, co tygodniową zapomogę w okresie zimowym, lub w specjalnie tragicznym czasie klęski morowego powietrza. Ale fundusze magistrackie nie były jedyne, które stanowiły podstawę finansową utrzymania szkoły.- Pewien czynsz, zresztą niski i nieregularnie wpłacany wbrew twierdzeniu Łukaszewicza, że co kwartał, opłacali rodzice, posyłający dziecko do szkoły. Dochód z tego czynszu przeznaczano na potrzeby wewnętrzne scholarów, np. na zakup świec do szkoły. Trzeba przyznać jednak, że zrozumienie dla oświaty wśród mieszczan po, znańskich było duże. Swiadczy o tym chociażby następujący akt: "po nieboszczycy Annie Szklarce, my opiekunowie dziecięcia tej nieboszczycy z pierwszego małżeństwa imieniem Jakub. Po ojcu tak przezwani ugodę uczyniliśmy (z zięciem Jurgą Wilda, kowalem, odstępując testamentu, który nieboszczyca nieporządnie uczyniła, i którego panowie przyjąć nie chcieli), w ten obyczyj, naprzód, że tenże Jurga, kowal, to dziecię wyżej wymienione chować ma, do szkoły dać, a to dokąd by się na rzemiosło godziło, albo ad annos discretionis przyszło...". 22 sierpnia r. 1580 Adam Materna i Jakub Scholtiss, siodlarze, jako opiekunowie, "Josephi filii olim Martini Materna Frenificis Civis Posnaniensis" w akcie sprzedaży kamienicy zaznaczają "połowicę kamieniczki... sprzedaliśmy uczciwemu Maciejowi Królikowi, krawcowi i Barbarze, małżonce jego... za 400 złotych... Na tejże kamienicy jest wyderkowych pieniędzy pewnym osobom duchownym zapisanych.. 36... grzywien, od których na każdy rok 3 grzywny czynszu, które tesz ten to Maciej Królik i z Barbarą, małżonką swoją, będą powinni na tejże połowicy kamieniczki zapisać... A iż ten to Józef potrzebuje większego opatrywania i przyodziania tudzież nakładu do szkoły ten to Maciej Królik i z Barbarą małżonką swoją jego będą powinni opatrywać wszytkimi potrzebami nakładem swoim do sześciu lat. A gdy wynijdzie ten czas sześciu lat od roku, gdy pisać będą Anno Domini 1589 będzie powinien Mani rok na dzień Nowego Lata na potrzeby Józefowi sześć złotych, pókiby ich nie potrzebował. " Na podstawie tego aktu można by przyjąć, że chłopiec oddany był do szkoły w piątym roku życia, chodził przez łat sześć t. zn. do r. 11, a potem był oddany do rzemiosła. Dominik Morawski, kuśnierz, zarządzał: "ten chłopiec, który się uczy organistwa, Błażek, tedy proszę, żebyście płacili organiście na suche dnie po trzy złote, lepiej, że się uczy, niźli, żeby się nie miał uczyć, albo, żeby się miał wniwecz obrócić, ponieważ go Pan Bóg na to powołał". Poza tym stale się w świadectwach chrztu podkreśla, że "przy rodzicach z młodości dobrze i poczciwie wychowany". Wynika z tych przytoczonych celowo aktów, że mieszczanom poznańskim chodziło o wychowanie synów, "in honestis moribus" tak w domu, jak w szkole i na studiach. J ak już wyżej stwierdziłem, magistrat dawał liczne zapomogi scholarom, których według Kota liczyła przeciętnie szkoła XVI-wieczna 50-100. Do tych jednak stałych pomocy materialnych w czasie zimy lub morowego powietrza się nie ograniczał. W r. 1581 zapłacono od edukacji chłopca sieroty z polecenia rady 1 fi. i 6 gr, dano biednemu i stałemu żakowi zapomogi 1 fi. 18 gr, r. 1585 - żakom od uczestnictwa w pogrzebie wypłacono gr 6. Była to, zdaje się, suma wynagrodzenia przy pogrzebach normalnie przyjęta. Bowiem tegoż roku około 3 niedzieli po Wielkiejnocy, gdy "uczciwa Anna Anuszkowa z Buku, szynkarka poznańska, zmarła na Butelskiej ulicy, zapłacono również 6 gr żakowi od obiegania na pogrzeb". Poza tym dawał "żakom" czy "żakowi" prace magistrat np. przy odpisywaniu szlosu, przy sporządzaniu regestrów wybierania' szosu, przy pobieraniu podatków lub danin na stróży od obywateli, wreszcie przy pisaniu testamentu. Sprawiał też magistrat dla szkoły na użytek żaków przedmioty do nauki np. tablice. Tak przedstawiałoby się poznańskie szkolnictwo elementarne wIt. 1570-1595.- Na pograniczu między poziomem elementarnym a średnim, chociaż w założeniu i w myśl statutu z r. 1519 mające aspirację do akademii, O kolegium tym tyle się pisało. Stanowi ono przecież w "opinii" największą chlubę szkolnictwa wielkopolskiego w epoce staropolskiej. Tymczasem, jak kolegium jezuickie, czeka jeszcze wciąż na wyczerpującą monografię, która by nakreśliła okresy jego upadku i świetności. Sądzę, że takie dzieło rozwiałoby w pewnym sensie tę legendę, jaka stworzyła się wokół ogromnej roli, spełnionej podobno przez to kolegium w dziejach szkolnictwa poznańskiego w szczególności, a polskiego w ogóle. W tym, co dotychczas wiemy o dziejach tegoż kole,gium, opieramy się na dwu przede wszystkim pracach ks. Mazurkiewicza, z których w pierwszej omówił -dzieje Akademii Lubranskiego wIt. 1519-1535, a w drugiej na marginesie biografii Benedykta Herbesta skreślił w ogólnych zarysach nowy okres świetności Akademii wIt. 1564-1570. Ks. Mazurkiewicz szczególnie, jeśli chodzi o pierwszą pracę, okres początków Lubranscianum opisał bardzo wyczerpująco. Tymczasem w monografii B. Herbesta podał, jak mi się wydaje na podstawie analizy aktów, szereg mylnych wiadomości odnośnie schola, rów, magistrów i poziomu kolegium Lubranskiego. Zle bowiem zinterpretował z akt "schola", "schola antiqua", które odnoszą się tylko do szkoły katedralnej, ponieważ odnośnie do kolegium Lubranskiego pisarz stosuje wyłącznie termin "Collegium". Poza tymi dwiema podstawowymi pracami ks. Mazurkiewicza znaleźć można zdawkowe wiadomości u Kota, Zaleskiego, Niemcewicza, Ulanowskiego, trochę więcej u Łukasiewicza. Wreszcie H. Barycz scharakteryzował znaczenie kolegium Lubranskiego w rozwoju problemu uniwersyteckiego w Polsce XVI wieku. · A więc, jak to już ogólnie zauważyłem, kolegium Lubranskiego miało okresy świetności i upadku. Nas obchodzi stan ten wyłącznie w XVI wieku, więc rozpatrzmy, jak się przedstawia. Otóż można z całą pewnością powiedzieć, że tak, jak wIt. 1519-35 kolegium wypełniało program "gimnasium academicum", tak już wIt. 1536, a szczególnie od 1550-62 ledwo szkoły elementarnej. Dzięki uchwałom synodu łowickiego w rokui 0* szkoły poznańskiej i krakowskiej stała się głośna. Wreszcie weszła na forum sejmu Piotrowskiego. "O szkół dozór" - czytamy w diariuszu tego sejmu z dn. 17 marca 1563 r., "jest to urząd biskupów. Napomni król J. Mość ks. biskupa krak., aby pilność miał około Kolegium Krakowskiego, a inni także biskupi o innych szkołach". W tym sensie też zredagowano uchwałę sejmową: "O szkołę krakowską, poznańską, połtawską jako posłowie proszą, aby reformowane były: aczkolwiek to należy na urząd Ich Miłości księżej biskupów, którym tego prawo pospolite i przodkowie nasi zwierzyli, jako fundatorowie a nadawcy tych to szkół, wszakże my w tej mierze księżą biskupy irektory napomniemy i z zwierzchności naszej tego dojrzemy, aby szkoły te w dobrej sprawie byli". Bo i słusznie: od jakości starań biskupów zależała wysokość poziomu naukowego akademickich szkół i ich kolonii. Pomny na uchwały synodów i sejmu, bp Konarski sprowadził na stanowisko rektora kolegium Ben. Herbesta. Ożywione duchem wybitnego pedagoga, Lubranscianum wIt. 1564-1570 przeżywa drugi okres wspaniałego rozwoju, nacechowany ściśle katolickim programem nauczania. Rok 1570, kiedy uczą jeszcze Jan i St. Herbestowie jest ostatnim rokiem niedługiego, ostatniego w XVI w. okresu naukowej świetności tego "gimnasium illustre". Z ich odejściem nawet gmach szkolny uległ rUInIe.

A był piętrowy. Znajdowało się w nim wg. wizji z roku 1571, ,,6 ogrzewanych izb, z których jedna sklepiona i wymagająca przerobienia przeznaczoną była dla profesorów, druga dosyć wielka była wspólna". Szczyt "potrzebował reperacji, albowiem zaczął się już rysować, filary też przez powódź tyle ucierpiały, iż trzeba się obawiać ostatecznej ruiny, jeżeli się temu wcześnie nie zaradzi". Było w tym gmachu, na dole i na górze, wiele izb dla uczniów, ale i większa z nich część niezamieszkana, a u drzwi poobrywano zamki. Nie szybciej prawdopodobnie, jak w r. 1612, przystąpiono do naprawy gruntownej. Coprawda w październiku r. 1576 "provisor Colegii" ks. Feliks Pomorski na mocy uchwały kapituły płaci za reparacje, a w r. 1579 naprawia się gium i przedstawiony przez rektora inwentarz - jako zupełnie niewystarczające - miały ulec gruntownej zmianie. W r. 1592 mieszkali tam również uczniowie szkoły katedralnej. Widocznie uczniów kolegium było za mało. Wyłącznie też budynkiem rozporządzał rektor szkoły katedralnej, skoro właśnie na jego wyraźna prośbę w r. 1593 i 1594 przeprowadza się naprawę okien, pieców, dachu, aby mogli w kolegium mieszkać uczniowie jego szkoły. I czerpie się na to z funduszów kolegium. Nie tylko wychodziła na funduszach Lubranscianum dobrze szkoła katedralna. Kapituła generalna dnia 20 lipca 1594 r. postanowiła naprawić kolegium, "ad Seminarii usum" na co ówczesny biskup poznański Kościclecki przeznaczył 500 flor. W ogóle w omawianym okresie majątek kolegium wciąż się powiększał, to w r. 1570 ks. Rosnowski dał 100 fi., to w r. 1578 na synodzie diecezjalnym zobowiązali się płacić rocznie: biskup pozn. 100 fi., opat lubiński - 75, przemęcki - 65, paradyski - 55, oberski - 45, bledzewski - 40, klasztor owiński Cysterek - 20, kapituła warszawska - 80, poznańska - 70, w r. 1595 - Andrzej KościeIski, dziekan pozn. odsetki 180 flor. od kapitału 3000 flor. Jeśli chodzi o zobowiązania pieniężne biskupa i klasztorów, pozostały one na papierze. Z czasem zaczęto łączyć ściśle fundusz kolegialny z seminaryjnym, czego wynikiem było zupełne zaniedbanie kolegium, a wszystko zaczęto przeznaczać na powiększenie funduszów seminarialnych, jak to uchwała kapitału dn. 12 listopada 1576 r. w sprawie "Summa Collegii antiąua", wynoszącej 6lJ3 fi. Toteż nic dziwnego, że wIt. 1580-84 wydano "in usus Seminarii" fi. 3277, gr /k den. 6, acz czerpano z funduszów "Collegii et Seminarii Posnaniensis". Fundusze i zapisy kolegium nie służyły więc jego celom, mimo, że istniał specjalny ku temu provisor - ks. Feliks Pomorski. Na cele kolegium i jego bakalarza przeznaczano sumy minimalne: 1 floren, czasem zasiłek na podróż. W r. 1571 rektorem kolegium Lubrańskiego był Szymon Leopolita, mgr. art., po nim prawdopodobnie Ga kanonikatu na miejsce B. Herbesta. Około r. 1583 wg Łukasiewicza, Baryczą - już około r. 1578 świeciło kolegium pustkami. Uczniów nie. było. Starał się o podniesienie studium tegoż roku znany mecenas dr Ad. Paulin. Bez skutku. Cóż jednak mógł uczynić głos świeckiego, gdy regularnie uchwały syno- ' dów od r. 1572 w sprawie reformy i naprawy kolegium pozostały niewykonane? Zresztą w Poznaniu był zakład wychowawczy, roszczący sobie już gdzieś od r. 1577 pretensje do tytułu i poziomu akademii, kolegium jezuickie, które zupełnie dobrze mogło zastąpić Lubranscianum i typu średniego: szkoła katedralna. Znalazłoby się w Poznaniu miejsce i dla trzeciego zakładu gimnazjalnego, jak to było na pocz. XVII wieku, ale, że tak się nie stało, było winą ks. ks. biskupów. Rozpatrując więc dzieje Lubranscianum w omawianej generacji, dojść należy do przekonania, że poziom udzielanej w nim nauki stał na pograniczu między elementarnym a średnim, a poza tym, że wpływ jego na rozwój oświaty w Poznaniu był prawie żaden.. N a '" miast szkoła katedralna przyzywała nadal swój okres świetności. Czy poznańską szkołę katedralną można zaliczyć do typu średniego zakładu naukowego? Jak wiadomo, istnieją dwa zasadnicze, a sprzeczne, na ten temat poglądy. Jeden reprezentuje Tync, a drugi Karbowiak. Tync . twierdzi, że podział na szkoły parafialne, katedralne etc. nie określa stopni szkół, bo ich poziom był równy, ale miejsce, instytucję, z którą był związany, natomiast Karbowiak, że szkoły katedralne były wyższe w stosunku do parafialnych; na tym stanowisku stoją też ks. Mazurkiewicz, Załęski, Łukaszewicz. Oczywiście, że z powodu niezachowania się programów nauczania tveh szkół rozstrzygnięcie jest trudne. Wnioskując jednak z ilości i jakości nauczycieli, dojść można do przekonania, że były to szkoły poziomem nauczania wyższe od parafialnych, raczej średnie. Uczyli w nich: kanonik, scholastyk i 2, 3 nauczycieli - kanoników. Zresztą, biorąc właśnie pod uwagę miejsce, instytucje, z którą była związana, mianowicie katedrę, stanowiła tylko do początku XVI W., jak chce ks. Mazurkiewicz, poważne studium przygotowawcze dla kandydatów do stanu duchownego. Uczono więc w niej: arytmetyki, , kalendarza, religii Sw., ceremonii kościelnych, czytano: Wergilego, Owidiusza, Horacego; uczniowie zaś jej sprawowali pewne funkcje przy kościele. Była więc to tzw. schola maior, w przeciwieństwie do tzw. minorszkół parafialnych. Poznańska szkoła katedralna istniała od X w. Do roku 1302 była nie samoistną szkołą parafialną, do której , , uczęszczali i chłopcy ze Sw. Marii Magdaleny. SIadów jej rozwoju od poło XII w. jest bardzo dużo. Ale dotychczas mimo to nikt nie pokusił się o naukowe przedstawienie jej dziejów. Najwięcej bowiem napisali o niej Karbowiak, Łukaszewicz i ks. Mazurkiewicz, a tylko luźne szczegóły mamy o niej porozrzucane w dziełach Wojtkowskiego, Tyńca, Kota, Zaleskiego.

W r. 1571 była to szkoła piętrowa, od strony rzeki oddzielona murem. Na parterze znajdowała się izba szkolna z piecem wielkim, ale bez szyb w oknach, "któ, re, gdyby były, stałaby się daleko cieplejszą". Sciany sieni groziły "upadkiem". N a piętrze mieszkali ubodzy młodzieńcy i chłopcy w 10 izdebkach. Osobny pokoik przeznaczono dla starszego szkoły, "bardzo niewygodny, zimny i niebezpieczny dla mieszkańców, albowiem pod tym pokoikiem połamane były belki, i gdyby jedna z nich nie opierała się na 2 palach, pokoik ten zawaliłby się niechybnie". Dach zaś z powodu uszkodzenia wymagał naprawy. 1 Toteż kapituła we wrześniu (10) 1571 r. postanowiła pokryć dach szkoły -od nowa. Ponieważ dokonywanie napraw było obowiązkiem biskupa, więc czerpie się na naprawę budynku z funduszów biskupich. (22. IX. 1573 roku - 10 flor.). Widać, że ciągłe reperacje nie pomagały, nawet zmiana starego drzewa na nowe, skoro w r. 1592 zbudowano nową szkołę. Jednak 1 lipca tegoż roku na posiedzeniu kapituły generalnej gmach nowy przeznaczono seminarzystom, a uczniowie katedralnej znowu wrócili "ad scholam antiąuam". Ariopontanus, bakałarz artium, od lipca (10) 1570 r.

notariusz kapitulny, który dzięki temu stanowisku miał możność popierania spraw szkoły na zebraniach kapitulnych. Po jego śmierci 11 lutego 1572 następcą został Mikołaj z Iłży, bakałarz. A dalej rektorami byli: ok. 1580 r. - Stanisław Bądkovius, artium ingenuarum mgr., ok. 1582 r. - niejaki Franciszek, 1583 - prawdopodobnie Marcin Kamieński, 1584 - Joachim ze Lwowa, 1587 - niejakiś "Gaspar", 1592-94 - Marcin ze Złotowa, ze szkoły śremskiej przybyły, 1595 - Marcjalis z Iwanowic. O przyjęciu na rektora szkoły decydowała kapituła na wniosek i za zgodą scholastyka, którego cały obowiązek wobec szkoły w tym się nieomal zawierał. Był to przeważnie prałat, który poza tym dozorował tylko szkołą, bowiem kierownictwo należało wyłącznie do rektora szkoły. Wynagrodzenie rektora przyznawała kapituła z funduszów biskupich lub kościelnych, względnie z funduszów kolegium Lubrańskiego, a nawet seminarium teologicznego. Wypłacała je nieregularnie . Stąd powstawały ciągłe zatargi. Od r. 1571 (13. I) z sumy przeznaczonej od ks. Tomasza, proboszcza kościoła św. Mikołaja, wypłaca się rocznie 1 markę od 1574 - 2 marki, od 1578 - 5 marek. Poza tym przyznawała kapituła bezpłatne mieszkanie, subsydia w formie pieniężnej, w zimie drzewo . Funduszu więc specjalnego na utrzymanie rektorów szkoły nie było. A mimo ciągłych narzekań i sporów o należność roczną rektorzy szkoły mieli się nieźle. Np. w lipcu i sierpniu 1580 r. toczy się ciekawa sprawa na forum kapituły między Stanisławem Bądkoviusem, rektorem szkoły katedralnej i Reginą Bartholdową, wdową po Hieronimie, mieszczaninie chwaliszewskim. Powołano świadków: "Joannes Głażewski, Psalterzysta Poznański zeznawał, iż po śmierci nieboszczyka Jarosza Bartholda z Chwaliszewa, będąc powołany od pana Mistrza przeszłego kościoła Tumskiego do Pani Jaroszowej, małżonki tegoż Jarosza pozostałej, upominała się o 11 fi. w monecie i 13 gr na księgi zwierzonych", a "secundus testis providus", Łukasz Darmopych, zeznał, iż, gdy śmiercią swoją był wsadzony do ratusza, pan Mistrz szkolny Tumu poznańskiego, Stanisław imieniem, abo o ksiąg wydanie, na które mu do Niemiec dał, abo o 11 fi. i 13 gr wrócenie... (prosił) Wszakże, jakoby rychło wyszedł zwiezienia, jeśliby P an Mistrz chciał, żeby z Frankfurtu też księgi kupił, obiecał kupić..." Więc rektorzy posiadali pieniądze i to, jak z wyżej wymienionego faktu wynika, ksiąg kupowaniem uzupełniali swe wykształcenie. A dopełniać je musieli, skoro, "Gaspar Rector Scholae" przyjmuje święcenia kapłańskie dopiero za czasów urzędowania. Inny znowu, Joachim ze Lwowa, dla kontynuacji studiów udaje się do Akademii Krakowskiej. Pomocą rektora był "Cantor scholae". Mieszkał w przytułku św. Barbary, gdzie żywiła go kapituła. Jego dochody były nie stałe : za śpiew na chórze (1 flor.), za udział w procesji i oktawie Bożego Ciała (po gr 12, a nawet 1 fi.). Również przyznawała mu kapituła dość często subsydia w sumie 2 florenów z kasy kościelnej, niekiedy za pilność. Tym samym dużo czasu poświęcał kantor zajęciom kościelnym. Wszak jego celem było przygotowanie się do wikariatu, o czym mówi akt: "ibidem Domini ex gratia Cantori moderno ad vicariatum suscepto simul petenti marcas duas pro reste sacerdotali emenda donaverunt.." Znamy kantorów: r. 1572 "z Graniczą", 1585-93 - Wawrzyńca Kierskiego, od 1593 - Samuela Roguskiego. Czasem pełnili stanowisko to do śmierci. Kantor wchodził zresztą w skład kapituły, gdzie zapewne odgrywał rolę minimalną. Wszelkie dekrety bowiem, jakie wydaje dla uczniów, wydaje tym samym dla kantora: "ut pro Cantore, Adolescentibus Scholae..", jak czytamy w akcie.

Prawdopodobnie do jego zadań przede wszystkim należała bezpośrednia opieka nad uczącą się młodzieżą. Zresztą młodzież uboga, jak kantor, mieszkała i żywiła się również w przytułku św. Barbary, na co łożył biskup i kapituła. Również scholarzy zamieszkiwali w r. 1594 puste zapewne kolegium Lubrańskiego. Dzielili się zaś na: "vicarii" i "scholares" . Obowiązkiem ich było śpiewanie co tytlzień w katedrze na chórze, za co Z kurii biskupiej otrzymywali poza tym tygodniową prebendę w sumie 6 gr, którą podejmował "Regens Clavis Posnaniesis" ks. Wal. Kierski. Mieli dalej nadzwyczajne dochody: na śniadania 1 florena z kasy kapitulnej, za śpiew "circa sepuIchrum D. Psalterium in Ecclia cantantibus", * za przygotowanie uroczystości wielkoczwartkowych (1 fi.), i z okazji np. komunii datki (1 fi.), oraz częstokroć kapituła udziela doraźnego wsparcia (2, fi.). Kapituła zaś przeznaczała szkole w zimie drzewo na opał z lasów biskupich. Żywili też najbiedniejszych scholarów mieszczanie poznańscy. W r. 1578 (29. II.) niejakiś Marcin z Wierzenicy na mocy przywileju przeznaczył z młyna, dawniej zwanego "Borowy" 1 ćwiertnię mąki scholarom, 5 wielkich chlebów rektorowi, a mieszkańcom szkoły katedralnej 100 mniejszych na tydzień. Był to zapis duży, który wypełniać musiał następca szlachcic Bartłomiej Krzewski. To też ruch w szkole był duży. Zamierał tylko na czas wybuchu morowego powietrza. Tak stało się w lipcu (21) r. 1572 za zgodą kapituły, tak we wrześniu (23) r. 1585.

J ak już wyżej stwierdziłem, poznańska szkoła katedralna stanowiła do czasu otwarcia w Poznaniu seminarium teologicznego poważne studium przygotowawcze dla kandydatów do stanu duchownego. Jednak na soborze trydenckim zapadła uchwała konieczności zakładania seminariów duchownych, stąd i w Poznaniu rozpoczęto starania założenia seminarium. Już w r. 1577 ks. Hieronim Powodowski założył prywatną "futuri seminarii praeludium". Chciał w ten sposób zmusić kapitułę i biskupa poznańskiego do szybszego podjęcia starań w tym kierunku. Bowiem inicjatywa otwarcia seminarium w Poznaniu, wysuniętaprzez nuncjusza Commendonfego, który bawił w Poznaniu od 28 września do 4 października 1565, pozostała nadal niewykonaną. Postawił te kwestię dopiero całkiem otwarcie synod piotrkowski z 19. V. 1577 r., obradujący pod przewodnictwem nuncjusza Laureo, który zastępował chorego prymasa Jakuba U chańskiego. Sy wień Soboru Trydenckiego przy kościołach katedralnych winny zostać założone seminaria. W konsekwencji uchwałę tegoż synodu, popartą autorytetem soboru, wypadało spełnić, tym więcej, że Braniewo otrzymało , seminarium już w r. 1566, a (Włocławek - 1568 r. Owczesny biskup poznański, Łukasz KościeIski, a nie Adam Konaraski, jak mylnie twierdził Fabisz, na synodzie diecezjalnym 22. IX. 1578 r. w Poznaniu zobowiązał się utrzymać seminarium. Wtedy to przyrzekli dawać rocznie na seminarium: biskup poznański - 100 fi., opat lubiński - 75 fi., przemęcki - 65 fi., paradyski - 55 fi., oberski - 45 fi., owiński Cystersek - 20 fi., kapituła pozn. - 70 fi. Czyni to razem sumę dość pokaźną: 550 florenów. Nic były to jedyne fundusze na pokrycie zapotrzebowań seminarium. Myślał już o jego założeniu w r. 1570 biskup A. Konarski. Dlatego legował w r. 1574 - 2.500 dukatów. Odtąd ustanowiony został specjalny "Provisor Seminarii", którym został ks. kan. Feliks Pomorski. Jego obowiązkiem było zarządzać funduszami seminarium. Powiększyły się szybko: w r. 1576 - 600 fi. od Łuk. Kościeleckiego na cele kolegium i seminarium, 1580 - 83 fi. od Czarnkowskiej, kasztelanowej rogoźnieńskiej i opatów ks. ks. Rosnowskieh od sumy fundacji biskupa Kościeleckiego - 3.371 fi. 19 gr. Biskup Łukasz Kościelecki, występujący na synodzie poznańskim z postulatem założenia seminarium, porozumiał sie już przedtem z ks. Jakubem Wujkiem, (20. IX. 1577 r.) przez ks. Jakuba Brzeźnickiego. Przeznaczał wtedy 1000 fi. na naprawę budynku i 1060 fi. rocznych czynszów, oprócz maki, drzewa etc. Przy czym na wzór stawiał seminarium w Braniewie. Miało w nim uczyć 2-3 Jezuitów, utrzymywanych i żywionych z funduszów seminarium. Jezuici wówczas na warunki się zgodzili. Otwarto jednak seminarium z kursem teologii moralnej i polemicznej dopiero 23. I. 1581 r., a nie, jak uważali: Ręgorowicz, że w r. 1580, Łukaszewicz, że przed połową XVI w., Chotkowski, że w r. 1577. Uczęszczało do seminarium 12 alumnów, nad którymi bezpośrednią Mieściło się w kamienicy przy ulicy Butelskiej.

N adzór pośredni nad seminarium sprawowała kapituła poznańska oraz biskup poznański. Kapituła np. wydaje ordynacje wikariuszom, uczniom seminarium, zachowania się w czasie zarazy r. 1585 i 1586. Specjalnie jednak o seminarium nie dbała. Wszak przeznaczyła z funduszów seminarialnych dość duże fundusze i na kolegium jezuickie i na kolegium Lubrańskiego i na szkołę katedralną. Nie skupiła więc na seminarium centralnej uwagi i troski, choć wkłady na nie czyniła dość duże, bo wyniosły w latach 1580-83 3.277 fi., IV* gr, 6 den. Tak duża suma wydatków tłumaczy się tym, że nauka i utrzymanie alumnów było bezpłatne, a poza tym płacono im za udział w procesjach i Jezuitom za nauczanie. Jezuici również specjalnie nie dbali o seminarium.

, Swiadczy o tym brak jakichkolwiek wzmianek w "Annales Colegii Posnaniensis", a poza tym ciągłe ich staranie o uruchomienie w kolegium jezuickim kursu teologii. Popierała ich zresztą w tym kapituła poznańska, która dzięki inicjatywie biskupa Ł. Kościeleckiego, powziętej w związku z nauczaniem teologii w seminarium, powiększyła fundacje kolegium, darując w r. 1587 (12. XI.) wieś Słupie z dóbr biskupich pod warunkiem nauczania w nim św. Teologii, co miało się przyczynić do propagandy prawdziwej doktryny katolickiej. Nie sprzyjał też rozwojowi seminarium w Poznaniu arcybiskup Karnkowski. Coprawda w r. 1582 miał zamiar rozszerzyć działalność seminarium na obie diecezje, lecz już w r. 1586 (30. IV.) odstąpił od tego postanowienia. Uważał bowiem, że "pro Archidiecesi nostra" należy erygować seminarium nie w Poznaniu, lecz w Kaliszu Mimo te niesprzyjające warunki seminarium wykazało dość dużą aktywność. Uczniowie jego "Seminaristae" rekrutowali się przede wszystkim z uczniów szkoły katedralnej i kolegium jezuickiego. ,W r. 1585 "introductus est populi magno gaudio Sacerdos Seminarii al umn us" . Zaś w r. 1584 jakiś Gabriel, mini

, 1 5 6 minaristas est cooptatus". Z nazwisk znamy w r. 1582 kleryka Piotra z Wrześni. Profesorami byli do r. 1590: O. Faunteus, 1584*o. Jan Leopolita i ks. Wincenty Leopolita. Okazuje się tedy, że szkolnictwo elementarne i średnie w Poznaniu u schyłku XVI w. było silnie rOZWInięte. Pozostawał ten ilościowo wielki rozwój w ścisłym związku z tendencja XVI w., dążącą do najsilniejszego decentralizowania ośrodków szkolnych. Proces ten szedł w Polsce z zachodu na wschód: od regionu najwyżej stojącego pod względem oświaty - Wielkopolski i Kujaw poprzez Mazowsze na Litwę i Ruś. Poznań ze swymi szkołami w Wielkopolsce dzierżył prym i, jak widzimy, niebylejaki. 'W generacji kulturalnej 1570-95, jak to już szerzej opisałem, powstały w Poznaniu nowe szkoły dla kobiet: pierwsza przy klasztorze Benedyktynek, druga byłej Dominikanki Praksedy, trzecia z fundacji Anny zWitosławic Spławskiej, i dla księży czwarta - seminarium duchowne, dalej pobudowano nowe gmachy , szkół: luterskiej, Sw. marcińskiej, św. Marii Magdaleny, katedralnej, seminarium duchownego. W konsekwencji tej silnej rozbudowy szkolnictwa elementarnego i średniego Poznań zajął w Polsce bodaj pierwsze miejsce, przed Krakowem. Oczywiście szkolnictwo to elementarne i średnie nie wpływało na ukształtowanie się w Poznaniu prądów kulturalnych, ale raczej, chociaż pozostawało pod silnym ich wpływem, sprzyjało rozwojowi oświaty wszerz. Ale Poznań miał i ośrodek szkolny, który uczestniczył czynnie w kształtowaniu się kulturalnego XVI-wiecza w Polsce: kolegium jezuickie, o czym napiszę w następnym szkicu. Można postawić zupełnie śmiało tezę, że poznańskie kolegium jezuickie, realizując humanistyczny ideał kulturalno-wychowawczy w myśl zasad programu ogólnego Towarzystwa Jezusowego, stało na równym, jeśli nie na wyższym poziomie, w stosunku do kolegiów innych ośrodków polskich i zagranicznych. Dopomógł zaś temu kiego poziomu jego ściśle wyznaniowy charakter. W realizowaniu tego wyznaniowego charakteru tkwiła w XVI w. siła szkolnictwa jezuickiego, ą słabość renesansowego, co spowodowało zejście Akademii Lubrańskiego około r. 1570 do poziomu szkoły elementarnej. Sam charakter uprawiania nauk humanistycznych nie wyczerpywał i nie mógł wyczerpać, jak to widzimy na przykładzie Akademii Lubrańskiego, i jeszcze jaskrawiej na przykładzie Uniwersytetu Jagiellońskiego, który pod koniec XVI w. stał się lokalną szkołą dla plebejów, programów szkół wyższych w Polsce drugiej połowy XVI w. Bowiem społeczeństwo, zróżnicowane pod wpływem czynników wyznaniowych, dążyło i popierało wyższe zakłady o charakterze ściśle wyznaniowym. Zakłady takie miały być przecież wynikiem i uwieńczeniem "...wygórowanych dążeń i aspiracji społeczno-politycznych (szlachty), które w tym właśnie momencie dziejowym doszły do najwyższego nasilenia". Skończyło się jednak tylko na postulatach synodów wyznaniowych i międzywyznaniowych, m. in. w Poznaniu odbytych. Kwestii uniwersyteckiej w Polsce £VI w. bowiem nie rozwiązała ani reformacja, ani kontrreformacja, pierwsza z powodu braku funduszów, a druga z powodu bezprzykładnego w dziejach kultury monopolu na akademickość. Z tych więc względów należy podnieść i uwydatnić rolę, jaką spełniło dzięki współpracy magistratu ze społeczeństwem poznańskie szkolnictwo elementarne i średnic w latach 1570-95, zawierającą się bodaj najdosadniej w ogólnym stwierdzeniu, że, jako dzierżące pierwsze miejsce w (Wielkopolsce, przyczyniło się do szerokiego rozwoju oświaty nietylko w swoim regionie, ale, i to przede wszystkim - w regionach Polski południowej i wschodniej. I pod tym kątem widzenia należałoby badać jego dzieje. A postulat zbadania dziejów szkolnictwa poznańskiego i wielkopolskiego z punktu widzenia historii kultury jest wprost palący. Przynajmniej, - o ile się orientuję, nie jako specjalista-historyk szkolnictwa w omawianym 25-leciu, to stan dotychczasowych badań nad szkolnictwem w Poznaniu jest wywodach starałem się zwrócić uwagę. I zapewne nie prędko nastąpi ten czas, kiedy w monografii Poznania ujmie się wszystkie dziedziny kultury wyczerpująco i w ten sposób, w jaki zależnie od siebie się kształtowały i wzajem rozwijały.

MARIAN J. MIKA TRĘBACZ RATUSZOWY (Przyczynek do historii muzyki w Poznaniu.) Miasta historycznego powinnością jest troska o zachowanie pamięci u ludności o przejściach i wartościach jego dziejowych, powinnością jego jest dążenie do rozszerzenia i pogłębienia wartości kulturalnych na przyszłość. Zarząd Miejski stół. m. Poznania z jej prezydentem mgr. St. Sroką na czele, uznając ten swój .obowiązek postanowił wznowić hejnał. Nie długo trzeba było czekać. Już 27 grudnia 1945 roku, o godz. 12 w południe zabrzmiał ponownie hejnał poznański po przeszło 6-letniej przerwie. Nie czekano, by Ratusz odbudować i wieżę postawić! Bo tak i kiedyś było, wieży przez dziesiątki lat nie było, ale trębacz wygrywał swój hejnał na srebrnej czy mosiężnej trąbce. Do historii trębacza miejskiego, a muzyki w Poznaniu w szczególności mało stosunkowo mamy wiadomości w literaturze odnoszącej się do przeszłości naszego miasta i historii kultury w Polsce. Na temat muzyki, jej przedstawicieli w czasach najdawniejszych posiadamy kilka tylko drobnych przyczynków. Artykuł M. Wojciechowskiej pt. "J ak się muzykowało w dawnym Poznaniu" (Kurier Pozn. 1928, nr. 193) - to krótki szkic o organistach, trębaczach itd. począwszy od XV wieku. Drugi artykuł T. Erecinskiego: "J ak się nieźle działo kapeli poznańskiej" (Kurier Pozn. 1927, nr 510) przed, stawia organizację kapeli kościoła kolegiaty Sw. Marii Magdaleny i całego miasta z końca XVIII stulecia. Dalsze dwa przyczynki odnoszą się do trębacza ratuszowego, pierwszy (J. Skiba - "Z wieży ratuszowej płynie hejnał", Orędownik Wlkp. 1935, nr. 71) zapoznaje nas z kontraktem jaki zawarło miasto z trębaczem miej "Hejnał ratuszowy", Kronika m. Poznania 1945. nr 1) przedstawione zostały dwie legendy oparte na tle trębacza miejskiego. Wspomnieć również należy o sztuce scenicznej dla młodzieży St. Strugarka np. "Trębacz z wieży ratuszowej", granej w Miejskim Teatrze dla młodzieży począwszy od listopada 1945 roku. W księgach miejskich spotykamy dość często mieszczan poznańskich z dodatkiem "muzyk, trębacz, skrzypek, lutnista" itd. W Poznaniu muzycy ci nie stanowili osobnego związku czy cechu, jak to miało miejsce w Krakowie. Co do zagadnienia, które poruszam, należy zaznaczyć, że przedstawiam tylko historię trębacza ratuszowego począwszy od wieku XV do XVIII. Nie jest to oczywiście wszystko, co da się o tr.ębaczu powiedzieć. Zwracam tu uwagę na niektóre całkiem nowe szczegóły do historii miasta, samym natomiast hejnałem nie zajmuję się. Pozostawiam to do opracowania specjalistom. Pomijając legendy o złotej trąbce, o wronie-królewiczu, inne mamy świadectwa starożytności istnienia trębacza miejskiego na wieży ratuszowej. Są to dowody archiwalne, dokumenty pisane. Najbogatszy materiał, to księgi rachunkowe m. Poznania, począwszy od r. 1493, w których między innymi pomieszczone zostały wydatki na trębacza "ratusznego" . Ponadto w innych aktach miejskich przewija się cały szereg nazwisk trębaczy, lecz bez określenia, gdzie byli zatrudnieni. Różne są nazwy trębacza miejskiego. Począwszy od wieku XV spotykamy takie nazwy: tibicen, tibicinator, tibia canens, fistulator, co w dosłownym brzmieniu oznacza flecista, ponadto surma, tubicen, tubicinator, lecz zawsze z dodatkiem "civiIis" , tj. miejski. Polskie nazwy to - trębacz, piszczek, piszczałka, surmacz. Bardzo często występuje nazwa "vigil nocturnus in turri . . ". , . . . .

praetorll , tJ. stroz nocny z wIezy ratuszoweJ. Trębacz miejski, należący do służby miejskiej, pobierał uposażenie tygodniowe, co zawsze zaznaczono w wydatkach miejskich każdego roku. Nie ulega przeto wątpliwości, że trębacz ratuszowy występuje już od roku 1493. Pierwszym natomiast znanym trębaczem miejskim 1450-1460. Miejsce jego pracy, to wieża ratuszowa.

Różne jednak były losy poznańskiej wieży. Dnia 8 sierpnia 1675 spłonęła od uderzenia pioruna, a trębacz ratuszowy mimo wszystko pełni w dalszym ciągu swoje obowiązki. Podobnie i po r. 1725, kiedy to straszliwy huragan zwalił "osobliwey wspaniałości y ozdobę kraju Polskiego ratuszną wieżę", począwszy od 1749 roku, choć wieża nieodbudowaną została, pełni trębacz miejski swoją straż. W aktach miejskich zachowały się jedynie dwa kontrakty, jakie miasto zawarło z trębaczami miejskimi, a pochodzą z lat 1749 i 1751. Uzupełnieniem ich dla poprzednich wieków są zapiski rachunkowe. Przede wszystkim z tych ostatnich dowiadujemy się, że trębacz miał pomocnika, który nazywany jest trębaczykiem, piszczałką i surmą. Z zapisków XVI wieku wynika, że obowiązkiem trębacza wzgl. jego pomocnika było w czasie nocnym co godzinę trąbić, a raczej na piszczałce grać. Stąd też najczęstsza nazwa dla trębacza - stróż nocny lub piszczałka. I tak w r. 1561 zapisano: "Item Surmie praetorii nocturno tempore tibia canenti...", w r. 1568 "vigili nocturno in turri praetorii excubias agenti et post singulas horas ąuadrantes fistula canenti...", w r. 1575 "nocturno vigili Tibicini in turri praetorii noctu tibicinanti...". Na mocy uchwały władz miejskich z dnia 8 listopada 1749 r. wprowadzono po kilkoletniej przerwie (od 1726 r.) stanowisko trębacza miejskiego. Jeden z punktów zawartej umowy z dnia 15 listopada 1749 roku określa dokładnie obowiązki ratuszowego trębacza. Imć Pan trębacz ma co godzinę trąbić od 7 wieczór do 6 rano, po odpoczynku znowu pełnił służbę od godziny 11 przed południem do 14. Ponadto ma on bacznie uważać w nocy, bo gdy pokaże się w jakiejkolwiek części miasta albo na przedmieściach pożar lub zamieszki, ma natychmiasat trąbić i wywiesić latarnię "na tę stronę, w której by się ogień lub tumult pokazał". Obowiązek ten jest nadzwyczaj dawny. Bo już w r. 1567 wypłacono ówczesnemu trębaczowi gratyfikację za zwołanie ludzi do pożaru ("Petro Tibicini homines ad extingendum ignem conciii ogień, kiedy gorzała Srzodka". Trębacz zatem był stróżem ogniowym, który zauważywszy pożar, dzwonił na trwogę w dzwony ratuszowe i nocą wywieszał latarnię 'w kierunku pożaru. Nie były to oczywiście wszystkie obowiązki trębacza.

,W rachunkach miejskich czytamy bardzo często począwszy od II połowy XVIII wieku, że wypłacano trębaczowi "za czwartkowe trąbienie Pieśni", lub "za trąbienie w Dni Czwartkowe" kwartalnie po 9 zł. Zwyczaj ten datuje się od roku 1753. Już bowiem przed tym nieznany nam bliżej fundator dbały o chwałę Bożą złożył pewien fundusz na ten cel. Toteż Magistrat m. Poznania podejmując myśl tę, uchwala dnia 12 kwietnia 1753 roku, aby w każdy czwartek o godzinie 9 rano została przez 2 trębaczy odegrana z wieży ratuszowej pieśń o Najśw. Sakramencie, tj. pieśń "Twoja Cześć Chwała". Roczne wynagrodzenie wynosić ma 36 zł. (Acta trium Ordinum 1731-1777, fol. 352). - Ponadto jak czytamy w umowie z dnia 20 listopada 1751 roku: "powinien będzie (tj. trębacz) po pirwszey godzinie po południu codzień tak lecie iako y zimie Pieśń Missyonarską o Najświętszey Pannie grać". (Acta Dispensatorum 1751-1767, str. 9/10). Do obowiązku jego należało również granie podczas procesji Bożego Ciała, za co otrzymywał specjalne wynagrodzenie "z rozkazania Panów Rajców". W roku 1594 płacono mu 16 groszy, w roku 1766 "od trąbienia podczas solenney procesyi Bożego Ciała 2 zł 16 gr, a w r. 1784 "za trąbienie y granie na ganku ratusznym podczas 8-vy Bożego Ciała 20 zł".

W myśl kontraktu otrzymywali trębacze swoje wynagrodzenia tygodniowo. W latach 1493-1502 uposażenie wynosiło 13 gr, od r. 1527-1550 po 12 groszy, pomocnik jego tylko 5 gr. W wieku XVII płacono po 3 zł czyli 90 groszy, a piszczałce po 45 gr, a w sto lat później pensja tygodniowa trębacza wynosiła już 4 złote. Ponadto różne "dodatki", które spotykamy już od r. 1493, jak np. na kożuch, ubranie (koszula, suknia, obuwie, czapka), , tzw. suchedniowe, na ryby w okresie Swiąt Bożego Narodzenia i ,W. Postu, na opał, łaźnię itd. miasto kupowało. I tak w r. 1569 otrzymuje mosiężną trąbę wartości 6 zł, a w 8 lat później inna za 8 zł i 2 gr (podobnie w r. 1608, 1619 i 1623).

W ciągu kilku stuleci nie wielu znamy trębaczy z imienia i nazwiska. . Pierwszy znany nam z akt imieniem Jerzy, występujący w latach 1450-1460 posiada dom przy ul. Wodnej. W roku'1530 występuje niejakiś Kilian, sprzedający domek swój na Podgórzu Janowi Reszce. W latach 1573-1577 spotykamy Piotra, którego następcą począwszy od r. 1584 jest Jakub Bąkowski, pochodzący z iWagrówca, a przyjmujący prawo miejskie w r. 1586. W wieku XVII znani są Izajasz Tymer (od r. 1627), Wojciech Pliszka w latach 1646-1649, Andrzej N aproński w latach 1673/4, a w r. 1701 występuje niejakiś Michał. Od r. 1749 na stanowisku trębacza mamy Jana Mazuchowskiego, a od r. 1751 Jana Domackiego.

Zorganizowanego związku czy cechu muzyków, jak zaznaczyłem już na wstępie, w Poznaniu nie było. Przyszli muzycy i w tym wypadku trębacze zawierali zapewne umowy z poszczególnymi mistrzami. Dowodem tego jest przeze mnie odnaleziony kontrakt nauki muzyki. U mowa taka zawarta została między trębaczem miejskim Izajaszem Tymerem a Wawrzyńcem Waliszewskim, nauka trwać ma 3 lata. (Dodatek nr 1 - Acta Dispensatorum 1621-1632, brulion, i Acta Dispensatorum 1625-1655, czystopis). Dodatki.

I.

Esaias Tymer suscipit filium Waliszewskiego ad ediscendum artem musicalem Coram offieio Spectabilhim Dominorum Dispensatorum comparens personaliter honestus Esaias Tymer Praetorii Civitatis eiusdem Posnaniensis Tibicen mente et corpore sanus per omnia existens pałam liberę ac per expressum recognovit, quia ille honestum Laurentium Waliszewski Praetorii huiusee Posn. ministri filium de manibus eiusdem J oannis Waliszewski in eodem offieio personaliter comparentis sub curam atque tutellarem protectionem suam ad instruendum videlicet et ediscendum tum artem tuba canendi auas etiam alias ąuasius artes musicales ad annos tres ab actu diei presentis se recte et immen* huiusce artis ediseendae per hoc totium trienni tempus eidem Magistro suo morigerum obseguentem et obtemperantem. se praebere et constans ad perfiniti temporis expirationem permanere actu inscriptionis presentis debebit ac tenebitur. Quoad vestitum hunc eidem Laurentio puero Joannes Waliszewski parens ipsius dare et subministrare tenebitur. Maioris autem praemissorum omnium securitatis causa personaliter comparentes famati Valentinus Rurka et Salomon Kicing telaetextor cives Posnanienses ultro ac beneyole eidem Esaiae Tymer pro saepedicto Laurentio quod nimirum totum praeassertum tyrocinii sui tempus vitae ut decet complebit continuabitcjue, caverunt ac fideiusserunt fidemąue suam pro fidelitate ipsius interposuerunt. Quod praenominatus Esaias Tymer ratum habens idipsum actis presentibus notandi curavit. Actutan Sabatho pridie Dominicae Invocavit (11. 3. 1628). (Acta Dispensatorum 1621-1632 brulion; Acta Dispensatorium 1625-1655, czystopis).

II.

Oblata Contractus pro tubicine civile.

Ad officium actaąue praesentis oeconomico = dispensatorialia .

Chdtatis S. R. Mtis Posnaniae personaliter veniens honestus J oannes Mazuchoski Tubicen mente corporeąue sanus per omnia existens reproduxit officio praesenti et ad ingrossandum obtulit contractum inter se et praedictam Civitatem S. R. M. Posnaniam sabbatho post festum _S. Martini Pontificis et Confessoris proximp die scilicet decima ąuinta mensis 9-bris anno nunc currenti 1749-no initum formatam conclusum manibusąue nobilis Pauli Raimundi bini nominis Potarzynski ex consulatu bonorum Reipublicae Civ. S. R- Mtis Posn. patronimicorum administratoris ac generalis oeconomi subscriptum eundemąue petiit actis praesentibus inscribi et ingrossari ąuod prout juris et styli obtinuit. Eius porro contractus is est fideliter descriptus tenor. Niżej na podpisie wyrażony wszem w obec y każdemu z osobna wiadomo czynie., iż stosując do uchwały przez Trzy Porządki Miasta JKMci Poznania w sobotę przed Swiętem S. Marcina Biskupa najbliższą to iest dnia ósmego Miesiąca listopada w roku niniejszym 1749-tym ustanowioney, którey to uchwały powagą zlecono, a to dla tym łatwieyszego uchronienia się niebezpieczeństwa pożaru ogniowego, aby wzorem praedecessorów naszych dawnieyszy reasumując chwalebny zwyczay Trębacza, któryby na całe miasto przez całą noc daiąc attendoncyą y pilny dozór, nietylko godziny nocne iako też y niektóre dzienne otrąbywał, ale też pilne oko na całe miasto dla tym prędszego iakieykolwiek nieszcząśliwości bądź przez tumulty bądź przez ogień nastąpić maiącey spostrzeżenia daiąc awersyą feralnych przypadków przez pilne swoie doglą

danie, uczynił przeto ten kontrakt Panu Janowi Mazuchoskiemu moim y całego miasta JKMci Poznania imieniem w ten następujący sposób: iż pomieniony Pan Ma'zuchoski powinien te niżey wyrażone wypełnić obligacye: nayprzód żeby na krótkim dniu ia,k się iuż dobrze zmierzchnie, począwszy od godziny · siódmey aż do szóstey inclusive po pułnocy żadney nie opuszczaiąc godziny trąbił, potym do szóstey godziny zrana ma sobie odpocząć aż do godziny iedenastey przedpołudniem, o którey także o godzinie dwunastey, pierwszey aż do drugiey po południu trąbić powinfIen. Po skończonym zaś tych wzwyż pomienionych godzin otrąbieniu ma sobie folgę uczynić aż do godziny siódmey przed pułnocą, o którey zacząć trąbić powinien iak się iuż wzwyż wyraziło. A że Miasto JKMci Poznań bądź przypadkowym bądź piorunowym ogniom, iako też wielkim osobliwie przy wieżdzie publicznym tumultom tak iak inne miasta iest podległe, dla tego pomieniony Pan Mazuchoski powinien całe wzwyż wyrażone miasto JKCi Poznań lub też przedmieścia blisko tego miasta leżące osobliwie w czasie nocnym w dobrey zawsze y w pilney mieć attendencyi, gdyby zaś (czego nas Bóg uchoway!) miał się gdzie pokazać ogień, lub też iakie nieszczęśliwe wszczęły się przypadki, powinien będzie tenże pomieniony Pan Ma.zuehoski na trwogę trąbie, aż się ludzie do bronienia zeydą y latarniczkę (którą Mu szafarnia Miaeta JKMci Poznania prewidować będzie) na tę stronę wystawić, w któreyby się ogień lub tumult pokazał. Za to zaś z dyspozycyi Trzech miasta JKMci Poznania Porządków coroczne mieć będzie salarium takie: nayprzód z kassy mieyskiey co tydzień przez cały rok na wikt złotych cztery brać będzie, także na Wigilię Bożego Narodzenia złotych trzy na ryby, item na Wielki Czwartek złotych trzy, item na Naj św. Pannę Gromniczną świecę iarzęcą gromniczną ważącą ćwierć funta, item na każdy kwartał na boty lub kożuch po złotych sześć, co na rok facit złotych polskich dwadzieścia y cztery, każdy złoty po groszy trzydzieści raehuiąc y komputuiąe. Przytym JMćP. Szafarz z Eady deklaruie się ,temuż Panu Mazuchoskiemu ninieyszym kontraktem na Swięta Wielkanocne dać pułszósta łokcia sukna iakiego sobie upodoba koloru, a ieżeliby nie potrzebował sukna, to Mu tenże wzwyż pomieniony JMć Pan Szafarz z Bac1,y wyliczyć po złotych pięć za łokie,ć deklaruie, także na Swięty Marcin kapłunów dwa, na Swięta Wielkanocne .jay kopę, wirtel przenice na mąkę dać się Mu będzie powinno. Item kwaterę iednę drzewa albo też za nie dziesięć złotych polskich na zimę JMć Pan Szafarz z Eady pomienionemu Panu Mazuchoskiemu dać się przyobiecuie, i dów accydens a parte brać powinien, które to kondyeye dla lepszey wagi, waloru y pewności ręką własną podpisuię. (-) Eeimund Paweł Potarzynski Szafarz z Rady (-) Maci Baczyński Szafarz z Ławników (-) Tomasz Krayczeski Szafarz ex vigintiviratu (Acta Dispensatorum 1742-1751, str. 636-637, dn. 28.11. 1749) III.

Pensio pro Tubariis constituta.

Tres Ordines Civita, tis Sacrae Regiae Majestatis Posnaniae die hodierna supra de actu contenta causa tractandorum negotiorum publicorum in Praetorium congregati, toto intendentes animo ut cultus et Gloria Dei Teroptimi Maximi eo magis moveri augeriaue incessanter possit et valeat, auare ne cessante certo ąuoddam Fundatore vita functo, cesset etiam, introducta per eum a non modico tempore pia et vere Christiana adusąue continuata Divinae laudis promotio unanimi corde et sensu constituerunt quatenus per duos Tubarios in tubis unacum sonu tympatonorum proprie civitatensium Dantilena de Sanctissimo Saeramento vulgo T woj a C z e ś ć C h wał a dicta, ąualibet Feria Quinta hora nona matutina ąuotannis prout soliS tum fuit in Turri Praetorii Civitati's hujus. Quibus itague duobus Tubariis nunc et pro tempore eandem cantilenam ut praemissum buecinantibus in vim recompensae ąuolibet anno ab actu praesenti incipiendo nobilis ac spectabilis Dominus Dispen - sator ex consulatu nunc et in futurum existens, ex contingenti quanto pro pulvere circa susceptionem juris civilis a neocivibus ad aerarium civile percepi consueto duos aureos hungaricales solvere obligatur. Actus praesentis yirtute ad praemissa mcdiante. (Acta Trium Ordinum 1731-1777, fol. 352 (}2. IV. 1753).

KS. SZCZĘSNY DETTLOFF GOTYCKIE STALLE W DAWNEJ KOLEGIACIE ŚW. MARII MAGDALENY W POZNANIU W aktach kapituły gnieźnieńskiej pod r. 1721 (t. XVIII fol. 283 v.) zapisano następujący dekret: "Stalia vetera ad ecc1esiam Posnaniensem B. Mariae Magda1enae dan tur. Vigore promissi' ... facti ad instantiam... Domini A1berti Wapniewicz M. D. Gnesnensis, Posnaniensis Canonici et Co11egiatae B. Mariae Magda1enae Praepositi Sta11a vetera ad eandem Ecc1esiam app1icantur et dantur, memoriam antiąuae artis etiam in diversa Ecclesia conservando." dem zajmujący. W wyżej podanym r. 1721 bowiem usunięto stare gotyckie stalle kanonickie z chóru kapłańskiego katedry gnieźnieńskiej, by zastąpić je nowymi, przedzielonymi po stronie ewangelii ambonąl), dziełami gdańskiego stolarza Kinasta. Owe stalle gotyckie pochodziły według Długosza z fundacji arcybiskupa Jakuba ze Sienna (zm. 1480 r.) a stanęły w katedrze gnieźnieńskiej prawdopodobnie w r. 1478, gdy podjęte przez tego niezwykle kuluralnego prymasa prace nad gruntownym odnowieniem kościoła prymasowskiego były na ukończeniu czy też całkiem już ukończone. Te stalle wyszły z warsztatu cystersów oliwskich. J ak wyglądały stalle Sienieńskiego, o tym mówi nam następujący przekaz, zapisany w aktach wizytacyjnych archidiakona Wincentego de Seve z r. 1608 (fol. 13 v): yChorus cum maiori altari est separatus, septus cancellis Zerreis et seris fjrmis bene clausus... In eoi sunt sedilia elevata pro Praelatis et Canonicis, in una vero parte pro Vicariis. In medio Chori est suggestum pro Concionatore". Były one więc wywyższone z siedzeniami dla prałatów i kanoników, w niższych zaś częściach znajdowały się siedzenia dla wikariuszy, a pośród stall w połowie chóru stała ambona. Zatem nowe stalle barokowe były w swej ogólnej kompozycji i podziale wzorowane ściśle na dawnych gotyckich Sienieńskiego. Te ostatnie, przeniesione stosownie do dekretu kapitulnego z r. 1721 do Poznania, nie zbyt długo zdobiły kolegiatę św. Marii Magdaleny. W r. 1777 bowiem zapadła się tam część nawy głównej a w r. 1780 dokonał reszty spustoszenia gotyckiego kościoła pożar. I w tych to zapewne katastrofach zniszczały i stalle gnieźnieńskie. Zapyta ktoś może, po co wygrzebywać z zapomnIenIa wiadomość o zabytku, po którym nie zostało śladu, o którym nie wiemy dziś, jak wyglądał w szczegółach, bo przecież opis archidiakona de Seve bliżej stall gnieźnieńskich, co do ich kształtu, nie określa. Otóż właśnie, że został po nich ślad, i to dość poważny, który przy o ich wystawności. Mianowicie w kaplicy prymasa Wojciecha Baranowskiego (zm. 1615 r.) ustawiony jest trójdzielny klęcznik z pulpitem, zapieckami i baldachimem nad siedzeniami, na którego kształt składają się - poza pochodzącymi z końca XVIII w. głównymi neoklasycznymi częściami strukturalnymi 3 zapiecki figuralne, na których wyobrażone są w reliefie stojące pod dekoracyjnymi ozdobami gotyckimi postacie N. P. Marii z Dzieciątkiem, św. Jerzego w walce ze smokiem i św. Wojciecha. Poza tym lica boczne dzisiejszego klęcznika są ozdobione dawnymi dekoracyjnymi maswerkami i sterczynami gotyckimi, pochodzącymi również ze stall arcybiskupa Jakuba ze Sienna 2 ). Na tej podstawie rekonstrukcja ich pierwotnego wyglądu nie natrafia na zbyt wielkie trudności, choć nie mają one dwóch "pięter", jak pierwotne, ustawione po ich przeniesieniu do Poznania stalle kolegiaty św. Marii Magdaleny. Z zachowanych ich resztek więc można się jeszcze dziś przekonać, j ak się wyżej rzekło, że stalle Sienieńskiego były na swój czas istotnie wcale bogate w dekorację figuralną i architektoniczną. Ponieważ prymas był w bliskim kontakcie z Gdańskiem i Toruniem, skąd sprowadził rzeźbiarza Hansa Brandta dla wykonania swego nagrobka a przede wszystkim okazałego, do dziś dnia zachowanego mauzoleum św. Wojciecha 3 ), jest więcej niż prawdopodobne, że wykonawca stall gnieźnieńskich z jednego z tych miast pochodził. Musiał to być stolarz artystyczny, który wykonał rzeźby figuralne na podstawie przekazanych mu przez jakiegoś rzeźbiarza czy też graficznych wzorów we formie o niezbyt wysokim w szczegółach poziomie. Te niedocągnięcia formalne jednakże nie występowały w całokształcie dekoracyjnym długich stall, ustawionych w rozciągłym prezbiterium katedry gnieźnieńskiej po obu jego stronach i ozdobionych licznymi dalszymi postaciami świętych na zapieckach, z taką wyrazistością, jak się to dzieje na dzisiejszych ich szczątkach. Nie trudno domyśleć się, dlaczego te resztki zachowały się w katedrze gnieźnieńskiej a nie zostały razem z całymi stallami przekazane kolegiacie poznań katedralne w chórze kapłańskim kościoła św. Marii Magdaleny, wskutek czego zostały odpowiednio przycięte. Kapituła gnieźnieńska zaś pozostawiła sobie trzy wyobrażenia figuralne, które odpowiadały pewnym tytułom kościelnym. A więc Matka Boska z Dzieciątkiem była odpowiednikiem tytułu kościoła katedralnego, który jest pod wezwaniem Wniebowzięcia N. P. , Marii. Sw. Wojciech jest patronem archidiecezji!, a tytuł św. Jerzego nosi kolegiata, należąca do katedry gnieźnieńskiej, stojąca blisko tej świątyni. Był więc w tym akcie pewien pietyzm, podyktowany względami czysto hagiograficznymi, który znalazł później ostatecznie swój wyraz w umieszczeniu trzech tych reliefów w klęczniku z kaplicy Baranowskiego. Ale wyżej przytoczony dekret kapitulny z r. 1721 zawiera jeszcze inną, wcale zajmującą notatkę, mianowicie uzasadnienie, dlaczego oddaje się stalle gotyckie kolegiacie poznańskiej . Jest tam mowa, że stalle mają być oddane do Poznania, "ażeby przechowały także w obcym kościele pamięć starej sztuki". Przypuszczać należy, że inicjatorem tak ujętego dekretu kapitulnego był sam prepozyt kolegiaty poznańskiej, Wojciech Wapniewicz, który również zasiadał jako kanonik gremialny w kapitule gnieźnieńskiej. Za jego to zapewne sprawą zachowały się także owe szczątki dawnych stall w katedrze prymasowskiej, którym później dano oprawę klasycyzującą już klęcznika w kaplicy Baranowskiego. Wobec obojętności, z jaką odnosił się barok ogólnie do zabytków gotyckich, dla których nie miał przeważnie zrozumienia, o ile nie były one związane z jakimś szczególnym kultem czy nie przypominały żywym poruszeniem figur pewnych zamierzeń samego baroku, takie stanowisko nieledwie "konserwatorskie" w dzisiejszym tego słowa znaczeniu jest niezmiernie ciekawym przejawem wczesnego już u nas w Polsce budzenia się pewnego rodzaju historyzmu i poszanowania dla stylów minionych. Przejaw ten, z którym spotykamy się u nas sporadycznie tylko, jest w naszym wypadku tym więcej zainteresowania i podkreślenia godny, że stalle gnieźnieńskie miały najpewniej zdobić gotycką świątynię po kolwiek przeróbek barokowych, o czym świadczą słowa wyżej przytoczone, że mają one zachować pamięć starej sztuki. PRZYPISY X) Stalle barokowe zniszczały w wielkiej CZęSCl wraz z amboną, którą przeniesiono w r. 1896 na filar arkadowy po stronie południowej u wejścia, do chóru kapłańskiego, podczas ostatnich działań wojennych. Zachowała się prawie nie naruszona tylko ich część po stronie ewangelii. 2) Wspominają o nich pokrótce ks. J., Polkowski "Katedra gnieźnieńska" Gniezno 1874 str. 17, 70 i 78 oraz J. Kohte "Kunstdenkmaler der Provinz Po sen" , Poznań 1897 t. IV str. 87. Obaj autorzy jednakże nie wiedzą nic o oddaniu stall gotyckich kolegiacie poznańskiej. 3) Ks. Dettloff, "Wit Stosz czy Ha,ns Brandt". Przegląd his1.

sztuki, roczno I 1929 str. 9 oraz "Rzeźba gnieźnieńska Wita, Stosza" , Poznań, 1922 str. 28 przyp. 1. %

WIADOMOŚĆ O JEDNYM ZNAJSTARSZYCH ZEGARÓW WIEŻOWYCH W POLSCE.

Katedra gnieźnieńska może się poszczycić, że posiadała już w pocz. XVI w. swój zegar wieżowy. W aktach kapituły katedralnej gnieźnieńskiej bowiem zapisano pod r. 1510 (6 kwietnia - Ms. IV fol. 29) następujący dekret: "...Domini... mandaverunt scribere literas domino J ohanni Grodziczski, civi Posnaniensi, ut horologium, particulariter in cistam impositum in Nuremberga, cum factore eiusdem in Gnesnam adducatur pro festo Natalis s. Adalberti proividebitque de expensis eidem artifici decentibus". Ten przekaz historyczny jest jednakże niestety dość niejasny. Dowiadujemy się z niego z całą pewnością tylko tyle, że zegar, niewątpliwie wykonany w słynnej z tego rodzaju wyrobów w owym czasie Norymberdze, był tam zapakowany w swych częściach do skrzyni i przewieziony przez jego wykonawcę do Poznania. Kim był ów mieszczanin poznański Jan Grodzicki, do którego zwraca się kapituła gnieźnieńska z prośbą o pośrednictwo w wysłaniu cennego aparatu wraz z artystą-rzemieślnikIem norymberskim, i jaką rolę w szczególności w tej sprawie odegrał, z dekretu się nie dowiad uj e my. nictwa Grodzickiego i postoju owego zegarmistrza w Poznaniu. Zdaje się jednak, że nie popełnię zbyt wielkiej omyłki przypuszczając, iż również zamówienie w N orymberdze zegara gnieźnieńskiego szło przez Poznań którego łączność z tym miastem była niezmiernie żywa już od czasów U riela z Górki. Wszakże ten biskup poznański (1479-1498) zamawiał tam w pracowni Piotra Vischera st. dla siebie i dla ojca swego wojewody poznańskiego Łukasza, owe wspaniałe nagrobne płyty brązowe, kóre ostatnio okupant uznał za warte zrabowania. On to już jako "herr Uriel, des Kónigs von Polen canzler" w latach 1475 i 1478, podczas swych odwiedzin nadpegnickiego grodu, był goszczony z liczną swą świtą hucznie i buńczucznie przez norymberski zarząd miasta. On też już jako biskup zamawiał u złotnika Albrechta Diirera st., ojca sławnego malarza, dla siebie bogatą srebrną zastawę stołową a u rzeźbiarza Szymona Leinbergera nie istniejący już od dawna "Ogrójec" kamienny dla katedry swojej.

Gdy zaś zeszedł z tego świata, wykonawcy jego ostatniej woli aż do r. 1500 jeszcze zjawiali się w N orymberdze, by tam pozałatwiać szereg spraw, związanych z tym kontaktem gospodarczym i artystycznym biskupa z miastem nad Pegnicą. IW tymże zaś czasie następca Ulriela na stolicy poznańskiej, Jan Lubrański zamawia u Vischera znów brąz dla"'zmarłego w r. -1499 swego brata, kanonika poznańskiego Bernarda. A jeszcze w r. 1502 spotykamy się z jakimś Urielem, niewątpliwie krewnym biskupa, oraz z polskim szlachcicem Schillingiem w Norymberdze, jak to zanotował norymberski humanista Willibald Pirckheimer w swym liście do dra. Tomasza v. Thiersheim, gdzie czytamy o wyjeździe obu widocznie znakomitych panów polskich z miasta, kiedy autor fakt ten uważał za godny zanotowania w krótkich słowch: "Discessit et Oriel ac Schilling". Te zatem dawne stosunki Poznania z Norymbergą, sądzę, spowodowały widocznie oddanie zamówienia zegara dla katedry gnieźnieńskiej za pośrednictwem naszego grodu a następnie odesłanie go na miejsce przeznaczenia przez Grodzickiego. Ks. D.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1947 R.20 Nr2/3 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry