KS. SZCZĘSNY DETTLOFF JAK I CZYM ZAMIERZAL OKUPANT "ZDOBIĆ" POZNAŃ

Kronika Stoł. M. Poznania: czasopismo poświęcone sprawom kulturalnym stołecznego miasta Poznania: organ Tow. Miłośników Stoł. Miasta Poznania 1946 marzec R.19 Nr1

Czas czytania: ok. 46 min.

Po objęciu w 1939 r. władzy nad Polską zabrali się Niemcy rychło już do "uporządkowania" po swojemu licznych naszych miast i miasteczek, by naturalnie nadać im wygląd możliwie jak najwyraźniej niemiecki. Szczególnie dzielnice zachodnie, "włączone na wieki do Rzeszy", doznać miały pod tym względem daleko idącej "opieki" okupanta. W pierwszym zaś rzędzie oczywiście "Hauptstadt des Reichsgaues W arthełand". N a szczęście nie zdołała ta akcja germanizacyjna, która zaczęła się zrazu od burzenia starych chałup, a następnie wznoszenia dość nielicznych zestandaryzowanych bloków mieszkalnych w miejscach najmniej odpowiednich (np. niedaleko ul. Ostroroga w dzielnicy willowej), czy też od tworzenia takich dziwadeł urbanistycznych, jak pokrajany na kawałki Plac Kolegiacki, wyjść przeważnie poza zamysły tylko. Niemniej jednak warto się tym planom i projektom, których głównym celem było niemczenie naszego grodu dla oka, a które częścią wykonane być miały niezwłocznie, częścią zaś wejść w skład zamierzeń artystycznych niedalekiej przyszłości, przypatrzeć bliżej, choćby na jednym tylko odcinku urbanistyczno-dekoracyjnym. Nie mam wprawdzie wrażenia, jakoby te pomysły okupanckie mogły stać się poważniejszym substratem dla naszych polskich projektów na publiczne zdobienie miasta łącznie z planowaniem jego czysto urbanistycznym; bo chyba nasi urbaniści, którymi posługiwali się Niemcy obficie podczas okupacji, szczególnie w G. G., potrafią razem z artystami plastykami dźwignąć się na poziom wyższy od niejednej znakomitości "Herremrolku", która miała swymi tworami zamienić polski Poznań na hitlerowskie "Posen" . Ale bądź jak bądź są dokumentarne wiadomości, jakie się w tej materii zachowały, wcale interesującym przyczynkiem do całokształtu zamierzeń germanizacyjnych, które objąć miały w poważnej mierze również dziedzinę kultury artystycznej, oczywiście w służbie idei "Grossdeu tschland u" .

Pośród papierów porozrzucanych w uniwersyteckim Zakładzie Historii Sztuki znalazła się m. in. zajmująca dla poruszanej tu sprawy korespondencja mego "następcy" na katedrze historii sztuki, prof. w 1941 r. z Lieges, gdzie prowadził jakieś kursy fachowe. Musiał to być gorliwiec nielada, któremu widocznie zależało na szybkim i jaknajzupełniejszym zniemczeniu wyglądu naszego grodu, kiedy w przeciągu niespełna pół roku, z którego to czasu zachowała się jego wcale pokaźna korespondencja w sprawie zdobienia plastycznego Poznania, zdążył przedłożyć czynnikom miarodajnym poważną ilość swych germanizacyjnych pomysłów i wejść w kontakt z szeregiem artystów niemieckich w Reichu. On to też był główną sprężyną licznych w tym względzie postanowień miejskiej komisji pomnikowej (Denkmalspflegeausschuss), z której dwóch posiedzeń w dniach 28 czerwca i 4 lipca 1941 r. zachowały się charakterystyczne dla ducha tej korporacji uchwały. Na pierwszym z tych posiedzeń proponuje jeden z członków komisji, miejski radca budowlany dr Liiers, przeniesienie "zamordowanych przez Polaków Volksdeutschów" z cmentarza św. Łukasza na inne miejsce, nadające się do uczczenia pamięci tych "męczenników" w osobnej monumentalnej formie. Wybór pada na Maltę czyli Kopiec Wolności, mimo, że niektórzy członkowie komitetu, jak dyr.

biblioteki dr Lattermann i radny Gawron (sic!) mają w tym względzie pewne zastrzeżenia, ponieważ miejsce to "łączy się zbyt ściśle ze wspomnieniami polskimi". Po pozyskaniu jednakże ostatecznym całego gremium, wysuwa się postulat monumentalizacji kopca zgodnie z wymogami urbanistycznymi. Ażeby zaś pamięć o "Schandtaten der Polen" w samym mieście nie zatarła się zbytnio, nfiałyby tam być poumieszczane "skromne tablice pamiątkowe w odpowiedniej formie". N a Placu Kolegiackim (Felix Dahnplatz) proponuje naczelnik wydziału komunikacyjnego, dr Neumeyer, wzniesienie pomnika Flottwella, "znanego, co do kwestii polskiej jasnopatrzącego naczelnego prezydenta, a promotora sztuki i nauki". Plac miałby równocześnie być nazwany imieniem tegoż Flottwella, ponieważ Dahna nic z Poznaniem nie łączyło. Pomysł pewnego rzeźbiarza niemieckiego, by trzon pomnika ułanów przy ul. Ludgardy ozdobić wspinającym się koniem, nie znajduje oddźwięku w komisji. N atomiast wysuwa się koncepcja, ażeby tam właśnie, jeszcze na gruncie starego miasta z roku lokacji 1253, wystawić fontannę "o wyglądzie wesoło-miłym (heiter-anmutig)" z tablicą napisową ku pamięci pierwszego wójta Tomasza z Gubina. która rodzi nowe pomysły. Po zwiedzeniu Malty, gdzie pośród grobów Volksdeutschów stanąć ma okazały pomnik, w drodze powrotnej do miasta zatrzymują się przed szkołą im. Schillera (blisko kościoła Bożego Ciała), gdzie postanawia się wznieść na wschodnim placyku skromne popiersie wielkiego poety, który wobec wielkości Hitlerów i Goeringów widocznie na więcej nie zasługiwał. O "polskich łajdactwach" nie zapomina się i tu, bo dla przypomnienia ich młodzieży szkolnej uchwalono umieścić na ścianie zachodniej gmachu tablicę ku pamięci ,,4 zamordowanych Volksdeutschów". Wybrane pod fontannę ku pamięci Tomasza z Gubina miejsce uznano z zadowoleniem za bardzo "odpowiednie wobec bliskości starego muru miejskiego pod zamkiem, która uczyni to upamiętnienie odpowiednią tablicą napisową szczególnie nastrojowym". Tablicę pamiątkową na gmachu Archiwum na Górze Zamkowej ku czci "ostatniego generała z rodziny Raczyńskich" uchwalono zastąpić inną, ku pamięci Wielkiego Elektora, który podczas wojny szwedzko-polskiej w przebiegu swego napadu na Polskę mieszkał w Poznaniu. Pomysł Kletzla, ażeby na Placu Wolności po jego stronie wschodniej naprzeciw Muzeum postawić pomnik z płaskorzeźbami, utrwalającymi dla potomnych założenie starego Poznania i "obecnie" nowego hitlerowskiego miasta, odrzucono ze względu na to, że powinna zachować się pamięć "miasta żołnierskiego" na tym właśnie miejscu dawnych parad wojskowych. N atomiast zgodzono się na inną propozycję tegoż inicjatora, ażeby upamiętnić repatriację Volksdeutschów z dalszego wschodu do "Warthegau" przez malowidła ścienne w starym odwachu przy Starym Rynku. Do wykonania prac przy fontannie Tomasza, przy tablicy pamiątkowej na Górze Zamkowej, oraz na szkole Schillera miano przystąpić niezwłocznie. Gorączka "zdobnicza" komisji wzmaga się. Już 4 lipca 1941 r. odbywa się nowe jej posiedzenie w połączeniu z drugą wizją lokalną. Jako wytyczną tych germanizacyjnych zapędów "na gwałt" postanawia się, że nowe pomniki wznosić się będą na razie jedynie na takich placach, których kształt już jest ściśle określony i ustalony urbanistycznie. Kletzl wyraża przy tym swą radość, że artyści niemieccy, za którymi obiecuje rozejrzeć się natychmiast, nie będą w tych wypadkach, o których niżej będzie mowa, krępowani zlece twórcze indywidualnie. I tak pozostawia się pomysłowości tych rzeźbiarzy ozdobienie parku w Golęcinie jakąś "monumentalną postacią ludzką, może kobiecą" taką, jaką Kletzl oglądał w pracowni rzeźbiarza Lohra pod Tarnowem Podgórnym. N a "Mozartplatz" (wylot ul. Spiskiej na Sołaczu) stanąć miałaby "jasna rzeźba zwierzęca" (ku czci wielkiego kompozytora?!). Łazienki sołackie pośród zieleni łąkowej zdobić będzie figura sportowca, grupa bawiących się dzieci lub tym podobna kompozycja. N a wstępie do Dębiny witać ma przechodniów "odpowiednia postać stojąca" bliżej nie określona. Brąz "Po kąpieli" Klingera zostanie wyniesiony z Palmiarni do samego Parku Wilsona. "Żniwiarka" St. Jackowskiego zaś jako "artystycznie bezwartościowa", a nadto "najwidoczniej polskiego pochodzenia" winna być jako "niepożądana" stopiona, a materiał użyty na pomnik stworzony przez Niemca.

Kletzla, któremu widocznie udzielono pełnomocnictwa co do wykonania planów komisji, ponosi zapał do tej roboty na chwałę nowej jego po Czechach ojczyzny. Przedkłada więc swoje niebosiężne nieledwie - jak na czasy wojenne - projekty i pomysły naczelnemu burmistrzowi Poznania, dr Schefflerowi. Przede wszystkim pragnie on wobec posuchy artystycznej w " Warthelandzie " osadzić w Poznaniu "dobre, ile możności nawet wybitne talenty niemieckie ze wszystkich dziedzin sztuki, z uwagi, że jest to celem dalekowzrocznej polityki artystycznej". N a razie jednak poleca zaprosić najlepIepszych rzeźbiarzy z Rzeszy, by z nimi na miejscu omówić wysunięte przez komisję pomnikową monumentalniejsze projekty. Za zgodą też Schefflera zwraca się w tym sensie do wybitniejszych rzeźbiarzy niemieckich takich, jak Fritz Klimsch w Berlinie i Albiker w Dreźnie, którzy, jak to podkreśla, przodują w zdobieniu placów publicznych pomnikami. Co więcej: poddaje nasz gorliwiec naczelnemu burmistrzowi myśl, by zarząd miejski stworzył w Poznaniu na wzór Monachium, Dusseldorfu i innych miast niemieckich, znanych szeroko ze swych ambicji artystycznych, małe pracownie dla artystów, albo ażeby przynaj - mniej ułatwił utalentowanym młodym adeptom sztuki stworzenie takich warsztatów pracy; celem przywiązania ich do miasta i rozwoju "rodzimego życia artystycznego". Proj ekt ten, jako poważny przyczynek do całkowitego już zniemczenia Poznania, pragnie jego budownictwa mieszkaniowego. Co stało się z tymi ostatnimi pomysłami dalej, nie wiadomo, bo w korespondencji Kletzla głucho o nich. N atomiast udało się naszemu germanizatorowi in artibus poza innymi podrzędniejszymi rzeźbiarzami sprowadzić do Poznania rzeczywiście Klimscha, który zgodził się na wykonanie popiersia Schillera oraz na oddanie drugiego odlewu swej rzeźby "W wietrze i słońcu" dla placu pod murami Góry Zamkowej - ale po wojnie! Propozycję, by stworzył dwie wielkie postaci dla podestów przy schodach zewnętrznych przed wejściem do auli uniwersyteckiej, odrzucił z tym uzasadnieniem, że nie zwykł nigdy wydawać z ręki niczego, czego by sam nie wykonał bez reszty, a obecnie jest zawalony pracą. Za to zgodził się chętnie na dostarczenie drugiego odlewu popiersia Fuhrera dla wnętrza uniwersytetu. Albiker zignorował zaproszenie całkiem. Po doznanym ze strony tych asów rzeźbiarstwa niemieckiego zawodzie sprowadza Kletzl do Poznania swą protegowaną, rzeźbiarkę Cauer z Berlina. Konferencja z nią rodzi niesamowity wprost pomysł: artystka ma wyrzeźbić w marmurze kararyjskim swoją wykonaną już w gipsie " Westalkę". Chapeaubas przed taką pomysłowością niemiecką! Na olbrzymiej przestrzeni marmurowa, zagubiona figura, odnosząca się niewiadomo do czego i kogo! Wszakże nie dziwić się takim wykolejeniom, skoro nasz "agitator kulturalny" sięgnąć musiał z konieczności do drugiej kategorii artystów, którzy byli skłonni ulec syrenim jego dźwiękom, a węszyli nowe, niewyeksploatowane jeszcze żerowisko, gdy tamci z kategorii pierwszej - nie mieli czasu, a może nie wierzyli w trwałość całej tej roboty kulturaI nej. W każdym razie udało się Kletzlowi zebrać jakieś 40 prac rozmaitych takich drugorzędnych rzeźbiarzy, które zamierzał pod szumnym tytułem "Nowe rzeźbiarstwo niemieckie" wystawić w "KaiserFriedrich-Museum". Mimo na razie zwycięskiego pochodu Niemców w głąb Rosji - a było to w październiku 1941 r. - zamierzona wystawa, którą Kletzl nazywa megalomańsko "zdarzeniem narodowohistorycznym, jakie dla Poznania oznacza początek nowego czasu", , nie doszła do skutku. Owczesny dyrektor Muzeum, dr Runie, zalecił rozgorączkowanemu historykowi sztuki, ażeby zaczekał z tym do czasów spokojniejszych, mianowicie, aż eksponaty muzealne będą mogły wyjść ze schronu. Równocześnie nie pozwalają naszemu germanizatorowi in artibus na sen spokojny plany z innych gałęzi sztuki. Mianowicie zabiega freski w odwachu na Starym Rynku". Zwraca się więc w tym celu do Antoniego Koliga, profesora Akademii Sztuk Pięknych w Stuttgarcie a twórcy dekoracyjnych malowideł ściennych teatru festivalowego w Salzburgu. Po doświadczeniach, jakie poczynił był już z Klimschem e tutti quanti, którzy odmówili przyjęcia zaproponowanych im prac, zastanawia się Kletzl w swym liście do Koliga od razu, kogo by na wypadek odmowy ze strony Koliga powołać do wykonania tego monumentalnego zadania freskowego, wzdychając przy tym smętnie: "Czy posiadamy dziś w ogóle taki talent?" Stuttgarcki profesor odmawia rzeczywiście dla braku czasu, proponując na swoje miejsce kogoś innego; ale ten nie wymieniony freskant nie odzywa się wcale. Dalej krząta się Kletzl około zamówienia 2 gobelinów - paneli dla Złotej Sali Ratuszowej, na których umieszczone być mają z osobna "znak władczy państwa" oraz herb miasta Poznania, naturalnie ostatni w formie zniekształconej przez poznańskich hitlerowców. Cała obszerna korespondencja z najrozmaitszymi zakładami przemysłu artystycznego, które by mogły wykonać takie zlecenie, jak również i z artystami nie wydała żadnych owoców. Podobnie bezskutecznie zabiega Kletzl także o ceramika, który podjąłby się wykonania wielkich wazonów artystycznych dla wnętrza ratusza. Nagabywani przez natręta adresaci artysty tego rodzaju podać mu nie potrafią. Dziwny "Herrenvolk"! Jako twory polskie raziły Kletzla dobre witrażowe wyobrażenia - symbole 5 wydziałów w sali posiedzeń senatu akademickiego U. P. w Coli. Minus pomysłu Oźmina. Zwraca się więc o projekty na nowe koncepcje do prof. Oberbergera, witrażysty monachijskiego, a twórcy witraży w katedrze luksemburskiej i naumburskiej. Oberberger niby to wyraża swą zgodę, ale w rezultacie także o tej imprezie nic więcej nie słychać. Pomysły artystyczne sudeckiego germanizatora nie zatrzymywały się jedynie na takich szczegółach, jak wyżej podane. Ogarniały one w miarę podnoszenia się tej jego temperatury "twórczej" także poważniejsze zagadnienia urbanistyczne, złożone w obszernym memoriale do władz miejskich. Mianowicie zagiął on parol na Stary Rynek, na którego przekształcenie rozpisany był już konkurs. Pierwsza nagroda konkursowa miała stać się podstawą do dalszego opracowania tego ważnego zadania urbanistycznego, które naturalnie Szczególnie baczną uwagę należałoby zdaniem autora memoriału poświęcić zespołowi dawnych bud kramarskich po wschodniej stronie obok gmachu ratuszowego jako "świadectwu wschodnio-niemieckiego budownictwa kolonialnego". Miałyby one powstać w nowej szacie, a wewnątrz poza ich blokiem miał być urządzony "Dworzec rzemieślniczy" . Co począć ze środkowym blokiem domów od strony południowej, tego Kletzl narazie rozsądzać nie chce, ani też nie umie, ale też się tym nie przejmuje, ponieważ rozwiązanie tego trudnego zadania pozostawia "znakomitemu" urbaniście hitlerowskiemu, o którym niżej będzie mowa. Tyle tylko pewnym jest dla "pomysłowego" autora memoriału, że dążyć należy do "dobitniejszego obniżenia, czy nawet całkowitego zniesienia tego bloku w aspekcie na ratusz od południowego zachodu". Łącznie z tymi pracami urbanistycznymi obmyśla niestrudzony Kletzl zbudowanie wielkiego zegara artystycznego z kurantem dzwonowym "jak w Pradze, Ołomuńcu i innych południowo-wschodnich miastach niemieckich". Miałby on stanowić - umieszczony prawdopodobnie na jednej z zewnętrznych ścian ratusza we wnęce - "jako kolorowy ruchomy ekran, atrakcyjne widowisko dla swoich i obcych".

Mimo wyżej wspomnianych ozdób freskowych, które nasz germanizator przeznaczył na ożywienie odwachu na Starym Rynku, nie daje mu ten czcigodny zabytek i nadal spokoju. Pragnie w nim mieć także rzeźbę. W portyku bowiem stanąć miał według jego koncepcji "szereg popiersi osobistości (sc. Niemców), szczególnie zasłużonych około miasta i kraju". Poza tym ma wspomniany rzeźbiarz Lohr dostać zlecenie na wykonanie dla Rynku - choć nie wiadomo dla której jego części - pomnika "Młodego Niemca". Miało by to być "bardzo uogólniające sformułowanie wyobrażenia walczącej młodej generacji, której przede wszystkim powierzone będzie całkowite zniemczenie ziemi poznańskiej". Na to, ażeby te ostatnie wielkie pomysły urbanistyczne i plastyczne wprowadzić w czyn, nie starczyło widocznie niemieckich sił miejscowych. Zwraca się tedy Kletzl do swego przyjaciela czy krewnego w Linzu, ażeby określił mu bliżej charakter Reichsbaurata Roderyka Ficka "jako twórcy i jako człowieka, do którego zwróci się miasto w sprawie szczególnie reprezentacyjnego zadania urbanistycznego". Autor listu zdradza tylko tyle, że "idzie o pierwszorzędną pracę o zna wielki aparat". Odpowiedź owego mieszkańca Linzu co do Ficka, który był przez Fuhrera ustanowiony jako twórca nowej "Gauhauptstadt Linz" , była entuzjatyczna. Czy zaproszono go do Poznania, niestety nie wiemy. Na dniu bowiem 24 września 1941 r. urywa się ta arcyciekawa korespondencja, która odkrywa przed nami cały kompleks zamierzeń artystycznych, skierowanych ku szybkiemu nadaniu naszemu grodowi wyglądu niemieckiego. Zważmy, że działo się to wszystko w przeciągu kilku miesięcy. Dzięki "entuzjazmowi" czeskiego Niemca nabrały te prace niejako przygotowawcze do uzupełnienia ogólnych germanizatorskich zamierzeń okupanta także w dziedzinie sztuki - o której, jako o poważnym środku niemczenia naszego miasta u nas się dziś nawet nie wspomina - tempa wręcz fantastycznego. Ale zdaje się, że ten niepohamowany rozmach był nawet dla tutejszych niemieckich sfer urzędowych zbyt zawrotny, czego dowodem, że chociaż działo się to wszystko właśnie w czasie, kiedy Hitler stał u szczytu swej efemerycznej "sławy", z koncepcji Kletzla i towarzyszów nie wykonano nawet owych skromnych tablic pamiątkowych.

Jedno jeszcze wyziera z całej tej korespondencji: zapraszani tak serdecznie, czy wabieni syrenimi głosami do Poznania artyści niemieccy ogólnie jakoś niedużo okazywali zapału dla zleconych im prac. Czyżby już wtenczas mieli niejakie wątpliwości co do trwałości hitlerowskiej "przestrzeni życiowej"? Biedny Kletzl! Tyle się namozolił około swych germanizatorskich zapędów (widocznie niedużo miał kłopotu ze swoją pracą pedagogiczną na "Reichsuniversitat Posen"), a nic z tego dla chwały Fuhrera i jego Wielkich Niemiec nie wynikło. Sam zaś, straciwszy "swą" willę pod Cytadelą, zabraną polskiemu właścicielowi z całym dobytkiem, nie zdołał umknąć na czas i dostał się do niewoli Polaków, których, j ak niej ednokrotnie wobec nas zapewniał, całym sercem pokochał. A więc z tego to właśnie ku nam sentymentu widocznie płynął furor teutonicus sudeckiego profesora! J. I. Kraszewskiego. - Wyk. F. W Below

KS. EDMUND MAJKOWSKI - KÓRNIK NIEZNANA PRACA MEDALIERSKA FRYDERYKA WILHELMA BELOWA, RYTOWNIKA I PIECZĘTARZA POZNAŃSKIEGO

W lipcu ubiegłego roku minęło pięćdziesiąt lat od śmierci najwybitniejszego pieczętarza i zarazem medaliera wielkopolskiego 19-9o stulecia, Fryderyka Wilhelma Belowa (1822-1895). Artyście temu poświęciłem w swoim czasie obszerniejszą rozprawę na łamach dawnej "Kroniki miasta Poznania"l). Podałem w niej życiorys Belowa, napisany na podstawie materiału archiwalnego i innego, i wyliczyłem szczegółowo wszystkie jego prace znane mi podówczas. Jeśli chodzi o medalierską stronę jego działalności artystycznej, to mogłem opisać zaledwie siedem medali oraz jedną matrycę z brązu, przeznaczoną, jak się zdaje, do sporządzania odlewów gipsowych 2 ). Sądziłem, że na tym wyczerpało się dzieło medalierskie Belowa, i nie wyraziłem nawet nadziei, że może się znaleźć coś więcej z jego prac w tym zakresie. Prowadząc w dalszym ciągu swe poszukiwania, już po ogłoszeniu monografii, odkryłem sporo nowych przyczynków do żywota obydwóch Belowów, ojca i syna, i do ich dorobku artystycznego, pieczętarskiego i grawerskiego. W uzupełnieniu tym, przygotowanym do druku, lecz zniszczonym przez barbarzyńcę niemieckiego, nie było wszakże opisu żadnej nowej i nieznanej pracy medalierskiej Belowa starszego, laką udało mi się dopiero znaleźć w lipcu ub. r., dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę jego zgonu. Niechże przyczynek niniejszy przy zgonu i będzie skromnym wieńcem, złożonym na jego zapadłej mogile. Nieznana praca medalierska Fryderyka Wilhelma Belowa jest okrągłym medalionem Józefa Ignacego Kraszewskiego, dokładniej powiedziawszy, formą metalową (matrycą) do wykonywania odlewów w gipsie. Forma ta, z żółtej miedzi (mosiądzu) ma, mierzona na odwrocie, 217 mm średnicy i jest własnością Towarzystwa Przyjaciół N auk w Poznaniu. Obecnie znajduje się ona w gabinecie numizmatycznym MUzeum Wielkopolskiego, gdzie zauważyłem ją leżącą na biurku i służącą za przycisk papierów. Musiała być dobrze schowana w zbiorach Towarzystwa, skoro wtedy, kiedym zbierał materiał do monografii Belowa, jej nie odkryłem. Zbiory te bowiem jak najdokładniej przejrzałem, w uzasadnionej nadziei, że znajdę tam sporo przyczynków do mojej pracy, co się też rzeczywiście sprawdziło. Teraz jednak matryca medalionu Kraszewskiego wypłynęła na widownię i przeze mnie przypadkiem dostrzeżoną została. Należy wyrazić radość, że się wogóle zachowała, zważywszy, iż byt jej podczas wojny był silnie zagrożony. Raz, że przedstawiała ona wielkiego pisarza-Polaka, szczególniejszego przeciwnika niemczyzny, po wtóre, że jest dużym i ciężkim kawałem dość cennego metalu - dwa powody, które kwalifikowały ją w oczach naszego nieubłaganego wroga do zrabowania i oddania na rzecz wiecznie głodnego molocha zbrojeniowego. Szczególnym jednak trafem matryca nie powędrowała do tygla, jak tyle innych naszych zabytków metalowych, i tak powiększa ona zasób prac medalierskich najwybitniejszego poznańkiego medaliera o jedną nową i ciekawą pozycję. Jest ona równocześnie nowym przyczynkiem do metalografii J. I. Kraszewskiego, której Witold Kurnatowski przed laty poświęcił osobną rozprawę.3) Przeznaczenie matrycy, o którym już wyżej wspominałem, zdaje się nie ulegać wątpliwości. Nie wyobrażam sobie, żeby mogła ona służyć do czego innego, jak nie do wykonywania odlewów z gipsu. Wykluczam użycie jej do wytłaczania medalionów z jakiego innego materiału miękkiego, np. masy papierowej. Odwrotna bowiem strona formy jest talerzowato wyżłobiona i nie wykazuje śladu urządzeń, które by pozwalały na odbijanie medalionów z czegoś innego. Zastanawia mnie jednak wylany na dnie talerza czerwony lak, który wszakże nie wypełnia całego odwrotu. Zaobserwowałem to samo zjawisko na odwrocie matrycy medalionu Joachima Lelewela, roboty której osadzała się cienka warstwa miedzi galwanicznej. Inaczej ma się jednak rzecz z formą medalionu Kraszewskiego. Nie powstała ona przez galwaniczne osadzanie się miedzi na laku, lecz podobizna wielkiego naszego pisarza i litery zostały wycięte ręką, względnie wykute puncami na odpowiednio przygotowanym kręgu mosiężnym. Co by znaczył lak przy tej właśnie matrycy, nie umiem sobie wy tłu, maczyc. Opis samego medalionu daję na podstawie odlewu gipsowego (pozytywu), o jaki była łaskawa wystarać się dla mnie p. dr Joanna Eckhardtówna, kustosz Muzeum Wielkopolskiego.

Medalion przedstawia w polu średnicy 138 mm popiersie Józefa Ignacego Kraszewskiego z profilu, zwrócone w lewo. Pisarz ubrany jest w czamarę z widocznymi trzema pasami sznurów, zakończonych ozdobną rozetą. N a głowie spoczywa wieniec z dwóch pojedynczych gałązek lauru, związanych w tyle głowy wąską wstążką, tworzącą kokardę. Spostrzega się, oczywiście, tylko lewą stronę wieńca, a więc jedną tylko gałązkę. Na prawo od lewego ramienia portretowanego, wzdłuż kolistego brzegu pola, umieścił artysta swoją sygna, turę: BELO W POZNAN. Popiersie Kraszewskiego otacza wyższy nieco pas otokowy szerokości 12 mm, na którym Below wyrył napisy. Biegną one zawsze z lewej do prawej strony. W środku, u dołu, pod popiersiem, mamy: "J. I. KRASZEWSKI". Na lewo przed nazwiskiem: "UR. 28. 7. 1812." - na prawo: "UM. 19. 3. 1887 R." Czcionka tych dat jest nieco mniejsza od nazwiska portretowanego. W środku u góry, nad głową pisarza, znajdują się słowa jego dewizy: "PRAWDĄ A PRACĄ."; czcionki są tej samej wielkości co imię i nazwisko pod popiersiem. Całość otacza, znowu odsądzony, naprzód zagłębiony, a potem wałkowato wywinięty, dość szeroki (25 mm) otok, ozdobiony w zagłębieniu 32-ma pionowymi paskami, poziomo kreskowanymi. Poza tym wałkiem biegnie jeszcze wąziutki (2 mm) zewnętrzny brzeg, na któ, rym w środku, u samego dołu, wykuł artysta puncami: "NASLA, DOWNICTWO PRAWEM WZBRONIONE'. Srednica całego odlewu gipsowego wynosi 216 mm. Medalion odrobiony jest dokładnie i czysto, jak każda praca Belowa starszego, bo tylko on, a nie syn jego Stefan, wówczas już trzydziestoletni rzeźbiarz, grawer i malarz,4) mógł być autorem tego dzieła. Że Fryderyk WTlhelm sporządził matrycę, względnie sporzą przód jego sposób sygnowania. Nie dawał on przy podpisie nigdy imienia, jakby się go wstydząc. Dodawał zazwyczaj skrót F. (== Fecit) przed lub po samym tylko nazwisku. 5 ) Syn Stefan natomiast umieszczał zawsze imię (inicjał) i nazwisko. Nowością wszakże jest na naszym medalionie oznaczenie w podpisie miejsca zamieszkania: , POZNANo Dalszym dowodem autorstwa Fryderyka Wilhelma jesl faktura medalionu, zdradzająca biegłą i pewną rękę Belowa starszego. Syn Stefan był jako medalier o wiele słabszy od ojca i nigdy nie umiałby wykonać pracy tak dobrej, co tenże. Zresztą przejął Fryderyk Wilhelm do tego swego dzieła głowę Kraszewskiego, już dawniej wymodelowaną.6) Między jedną a drugą zachodzą bardzo małe tylko różnice, dostrzec je można przy bardzo ostrym porównywaniu obydwóch portretów. Różnice są rzeczywiście tak nieznaczne, iż podziwiać trzeba precyzyjność artysty w przeniesieniu dawniejszego dzieła na nową robotę. Do całości oceny medalionu Kraszewskiego dodam jeszcze szpecące i niepotrzebne na medalionie kropki (interpunkcje) po nazwisku i dewizie pisarza oraz po sygnaturze artysty. Czas powstania medalionu da się z łatwością ustalić. Medalion zrobiony był przez Belowa po 19-tym marca 1887 r., dacie śmierci Kraszewskiego. Zgon wielkiego pisarza był zapewne powodem wykonania medalionu. Wielka popularność Kraszewskiego rokowała dziełu Belowa duże powodzenie, a tym samym obiecywała zasilić walnie zawsze pustą kasę wykonawcy. Niewątpliwie odgrywały rolę także pobudki uczuciowe. Below był, jak wszyscy jemu współcześni, pod urokiem osobistości Kraszewskiego. Już raz dał on wyraz swemu podziwowi dla znakomitego powieściopisarza, stwarzając w r. 1879-tym przepiękny portret medalowy. Czy jednak ziściły się nadzieje artysty, czy medalion rozszedł się w tysiącach lub choćby tylko setkach egzemplarzy i tak spełnił swoje zadanie jako hołd pozgonny dla Kraszewskiego i źródło dochodu dla artysty, tego nie wiem. Dość, że nigdy nie spotkałem się z odlewami tej jego pracy, choć w domach wielkopolskich znajdowałem przed wybuchem wojny r 1939-go sporo innych prac Fryderyka Wilhelma. Medalion pośmiertny Kraszewskiego zamyka, krótką niestety, listę znanych na razie prac medalierskich Fryderyka Wilhelma Belowa Dzieło to stworzył artysta w sześćdziesiątym szóstym roku życia, , osiem lat przed swoim zgonem. Swiadczy ono o jego pewnej i biegłej mało, gdybym już w bliskiej przyszłości mógł odkryć tak nowe szczegóły biograficzne, jak nowe prace artystyczne, i podzielić się wiadomościami tymi z Czytelnikami naszej drogiej "Kroniki", niedawno do życia powołanej.

PRZYPISKI

l. Ks. E d m u n d M aj k o w s ki. Fryderyk Wilhelm Below, pieczętarz i medalier poznański, patriota polski. 1822-1895. Kronika miasta Poznania. Rocznik XIV - 1936 Nr 3, str. 263-350. Odbitka wyszła w stu egzemplarzach jako "Biblioteka Kroniki miasta Poznania Nr. 6". Poznań 1936, Drukarnia Chojnackiego, Poznań, Al. Marsz. Piłsudskiego. 8°, str. 90+2 karty czyste. 2. F r y d e ryk W i l h e l m B e l o w wykonał następujące praco medalierskie: l. medal Tadeusza Rejtana 1860. - 2. Medale wystaw w Toruniu i Gostyniu 1862 i 1874. - 3. Medal Mikołaja Kopernika 1873. - 4. Medal kardynała Mieczysława Ledóchowskiego 1877. - 5. Medal Kraszewskiego 1879. - 6. Dwa medaliki na pamiątkę odsieczy wiedeńskiej 1883. - 7. Medalion Kraszewskiego (prototyp medalu) 1879. - 8. Matryca bronzowa medalu z popiersiem Jana III Sobieskiego (prototyp jednego z medalików). Ob. ks. Majkowski 1. c. str. 63-77 odbitki. 3. W i t o l d Kur n a t o w s ki. Józef Ignacy Kraszewski. Działalność na polu numizmatyki polskiej oraz opis medali i medalików wybitych na jego cześć. Zapiski numizmatyczne Kurnatowskiego, tom I, str. 250-255.

4. Ks. Majkowski l c. str. 27-29.

5. Tamże str. 63.

6. Tamże str. 64 i 73-74.

KAZIMIERZ GRUNWALD

Z dziejów prasy poznańskiej

"PRZEGLĄD POZNAŃSKI"

Smutny był stan społeczeństwa poznańskiego pod koniec wieku XIX-ego. O żadnym ruchu umysłowym w Poznańskim nie mogło być mowy. Literaturę reprezentowało tu kilka pisemek ludowych, pamiętnik Tow. Przyjaciół N auk, zapełniony pracami naukowymi wątpliwej niejednokrotnie wartości oraz garść pism poetycznych, prowadzonych przeważnie bardzo anemicznie. Ruch wydawniczy od czasu upadku księgarni A. Żupańskiego, która wydała szereg dzieł wielkich i poważnych, całkowicie zamarł, ograniczając się nieomal do literatury dziecięcej, ludowej i dewocyjnej. Całe życie umysłowe pogrążyło się w bezwzględnej apatii. Ciasny zaściankowy materializm opanował szeregi inteligencji poznańskiej.

"Od lat 30-tu wypisano na sztandarach dni wyraz "chleb" i całe wychowanie skro epoki, było to lekarstwo przeciw ikarowym porywom, adoracji męczeństwa. Była to reakcja z natury zdrowa i konieczna. Bardzo szybko przerodziła się jednak i mając być lekarstwem, stała się trucizną, która zatruła cały organizm społeczny. Wybujałość praktycznego utylitaryzmu stała się również niebezpieczną jak wybujałość uczucia. "Hasło chleba powiększyło - pisze poznański publicysta - wprawdzie zastęp śmielszych i zapobiegliwszych pracowników, pomnożyło cyfry kupców, lekarzy, inżynierów, adwokatów, w stal zamieniło nasze muskuły i nerwy, wyostrzyło nasz rozum, pilność, wytrwałość, lecz zagasiło w nas ludzi idei - ludzi, którzy na ołtarzu swoich wierzeń społecznych lub filozoficznych mieliby złożyć ofiarę z wygód, ambicji i mienia."

"Miarą żołądka i kariery społeczeństwo poznańskie nauczyło się mierzyć życie i pojęcie praktyczności łączyć znakiem równania z pojęciem ideału. Wyraz "niepraktyczny" stał się ekwiwalentem dzieciństwa i głupoty. I tak na tym tle wyrosło pokolenie istot, nie tylko trzeźwych, lecz zarazem oschłych - pokolenie ludzi, którzy nie tylko nauczyli się pracować i liczyć z realnymi warunkami bytu, lecz zapomnieli czuć gorąco i kochać gorąco." Wywołało to zanik wszelkiego życia duchowego, z równoznaczną anemią umysłową. "Ciasna umysłowość fachowa rozpanoszyła się z autokratyczną bezwzględnością, widnokrąg społeczeństwa poznańskiego nie sięgał poza rogatki specjalnych zawodów, a obszerna niwa ogólno-ludzkich zagadnień, czy to natury ekonomicznej, czy to naukowej lub artystycznej, leżały odłogiem puste i nieuprawione. Plon i rozwój myśli · - o tyle tylko społeczeństwo poznańskie interesował, o ile w zakresie zawodu bić z niego można było praktyczny kapitał, nic dziwnego zatem, że siła inicjatywy w narodzie w zastraszający sposób karłowaciała i wśród zmienionych warunków bytu społeczno-politycznego ujawniła się niebezpieczna'bezradność i ciasna w najsmutniejsze następstwa nieudolność." (Wstępny artykuł otwierający I numer "Przeglądu Poznańskiego".) Bezradność powyższa najjaskrawiej uzewnętrzniła się w ówczesnej prasie poznańskiej a zwłaszcza w "Dzienniku Poznańskim", którego kierownictwo spoczywało w rękach człowieka o ciasnym widnokręgu i suchej umysłowości. Był nim FI. Dobrowolski, "ruchliwy działacz narodowy i dyplomata o prowincjonalnym zakroju".

W kształtowaniu opinii odgrywał on rolę wręcz dyktatorską, owładnięty gorączką czynu, skupił i uzależniał od siebie wszelki ruch narodowy w Poznaniu, stał się duszą wszystkich organizacyj i zaraził wszystko wrodzonym sobie oportunizmem. Ongiś demokrata postępowiec, stał się pod koniec życia zagorzałym ultramontanem i konserwatystą. N atura kompromisowa i zarazem samowładna, żadnego piętna ideowego na epoce swojej nie wycisnął, nie posiadał żadnych wielbicieli i przyjaciół, otaczał go jednak tłum ludzi przez niego zawojowanych i wylękłych, nad nimi sprawował on władzę niczym nie ograniczoną, posługując się nimi zręcznie na każdym kroku i na wszystkim wyciskając stempel swej osobistości. Dyktatura ta wywołała bunt w gronie początkowych współpracowników Dobrowolskiego. Powstało grono przedstawicieli młodej, postępowej inteligencji wielkopolskiej, która na wzór Masarykowskich młodych Czech przyjęła miano Młodej Polski i rozpoczęła bezwzględną walkę z światopoglądem, jaki reprezentował "Dziennik Poznański". roli w życiu politycznym i społecznym, grupa powyższa ograniczała się początkowo do wydawnictwa tygodnika "Przeglądu Poznańskiego", który z czasem miał utorować jej drogę wiedzy i wpływu politycznego.

Uważając przede wszystkim za najwięcej zagrożone pryncypia życia duchowego, pragnąc pełnego i wszechstronnego życia dla narodu swego i obawiając się rosnącej z roku na rok jałowości duchowej, "Przegląd Poznański" w pierwszym rzędzie stał się informacyjnym organem literackim, który ułatwiłby społeczeństwu z nad Warty wyzwolenie się z ciasnego partykularyzmu i zapoznanie się z prądami kulturalnymi, jakie wstrząsnęły podówczas Europą. W szeregu artykułów zapoznał "Przegląd Poznański" społeczeństwo ówczesne z życiem literackim społeczeństw zachodu jak i północy. - Z łamów pisma powyższego przemawiali czołowi pisarze Skandynawii: J. Brandes, Ola Hansson, Strindberg; każde nowe dzieło Ibsena, Zoli, Hauptmanna czy nawet Tołstoja wywoływało natychmiast reakcję i oświetlenie z różnorodnego punktu widzenia. Życie polityczne i kultura pobratymczych słowiańskich narodów znajdowały również na łamach pisma swych'referentów. Z zagadnień społecznych naj żywiej i najszerzej omawiane były problemy wychowania jako też emancypacji kobiecej. Stanowisko redakcji było we wszystkich tych zagadnieniach umiarkowane i siliło się na daleko idący obiektywizm. Naj dosadniej uwidacznia się to w omawianiu zagadnień feministycznych. Obok Strindberga, największego mizogenisty, drukuje się głębokie, rozumne studia o kobiecie, O. Hansson, o Masholmowej . Tłumaczy się interesujące jej studium o Kowalewskiej, czołowej postaci i dumy ruchu feministycznego, tłumaczy się niezwykle interesującą powieść samej Kowalewskiej pt. "Nihilistka". Z postępowych pisarzy polskich drukuje się bojowy, reprezentujący ruch feministyczny w Polsce, drama t Marii Komornickiej pt. "Krzywdzeni". Redakcja w każdej kwestii kieruje się względami dydaktycznymi stara się stopniowo oswoić społeczeństwo poznańskie z nowymi i obcymi teoriami, unika przez to krańcowości i fanatyzmu, zraża sobie jednak najżywsze żywioły: doprowadza do rozłamu ideowego, powoduje wystąpienie Szumana z zarzutami bezprogramowości redakcji. Eklektyzm doprowadzi z czasem do upadku pisma. Eklektyzm ten uwidacznia się również w czysto literackich, jako toż filozoficznych problemach. Pismo w większości wypadków hołduje naturalizmowi, zwłaszcza Ibsenowi i Zoli, niemniej zamieszcza również artykuły wykazujące bankructwo wiedzy i zdaje sprawę z rodzącego się na zachodzie ruch u teozoficznego i mistyki neoromantyków. W pierwszych numerach zamieszcza obronę filozofii Nietzschego - pióra Zofii Daszyńskiej. Stale i bez zastrzeżeń zwalcza jedynie dekaden - tyzm Stanisława Przybyszewskiego. Przedrukowuje lub po raz pierwszy na łamach swych umieszcza utwory beletrystyczne Żeromskiego z cyklu "Rozdziobią nas kruki i wrony", Reymonta, Konopnickiej, Asnyka, Tetmajera, Langego i Kasprowicza. Z publicystyki przedrukowuje felietony Świętochowskiego, z "Prawdy" zamieszcza inteligentne, nadzwyczaj interesujące korespondencje Kazimierza Bartoszewicza. Drukuje również obszerne studia tegoż ostatniego, zwłaszcza ciętą jego ocenę Koźmianowego "Roku 1863", jako też "Rodziny Połanieckich" Sienkiewicza. Rekrutacja najświetniejszych piór z całej ówczesnej Polski na współpracowników pisma nadaje tygodnikowi niezwykle wysoki poziom, jakim w ówczesnej Polsce poszczycić się mogły jedynie "Głos" i "Prawda". nak zatrzeć smutnego objawu zupełnej bierności i beztalencia terenu poznańskiego. Poza dwoma, trzema talentami publicystycznymi (Szumann, Morzkowska), teren poznański nie wydał żadnej wybitniejszej indywidualności, żadnego pisarza o większych wymiarach. Honor domu ratuje jedynie redaktor "Przeglądu" - Władysław Rabski, poeta, publicysta i dramaturg w jednej osobie. Urodzony w Wielkopolsce, były uczeń gimnazjum Marii Magdaleny, kształcił się na uniwersytetach niemieckich, gdzie zdobył gruntowne wykształcenie w zakresie literatury i sztuki. Już na ławach szkolnych pisywał wierszo i nowele, które drukowały pisma poznańskie, śląskie i warszawskie. *) W czasopiśmie niemieckim "Der Zeitgenosse" pomieścił wówczas świetną pracę pt. "Das jungę Polon". Od r. 1892 pisywał recenzje teatralne do "Dziennika Poznańskiego", a równocześnie artykuły polityczne do pism warszawskich. Pisywał studia literackie, z których największy rozgłos zdobyła sobie rozprawa o dramatach Gerharda Ha.uptmanna i o naturalizmie na scenach niemieckich. Wpływ odrodzonej sceny niemieckiej jako też ibsenizmu uwidocznił się również w jego oryginalnej twórczości dramatycznej. Spod pióra Rabskiego wyszły dwa dramaty: "Asceta" i "Zwyciężony". Pierwszy utwór poświęcony był zagadnieniom celibatu, drugi zagadnieniom politycznym. Osnuty na stosunkach poznańskich "Zwyciężony" w żywy i interesujący sposób obrazował środowisko poznańskie, dwa zwalczające się obozy, arystokratyczny i ludowy.

*) Historia Tow. Przyjaciół N auk w Poznaniu, Dr Andrzej Wojtkowski, str. 211-213.

WZNOWIENIE HEJNAŁU RATUSZOWEGO

W 27-mą rocznicę wybuchu powstania wielkopolskiego odbyła się wzruszająca uroczystość wznowienia hejnału ratuszowego. Piękną salę Odrodzenia, ocalałą od zagłady, wypełnili przedstawiciele władz, organizacyj społecznych i obywatelstwa. O godzinie li 15 prezydent miasta mgr S rok a zagaił uroczystość w obecności oby w. wojewody dra W i d y - W i r s k i e g o. Prezydent miasta przy dźwiękach hymnu narodowego odsłonił historycznego orła białego z wieży ratusza poznańskiego, umieszczonego obecnie na ścianie frontowej w sali Odrodzenia. N astępnie chór mieszany "Harmonia" pod dyrekcją prof. Karola Broniewskiego odśpiewał dwie pieśni Feliksa Nowowiejskiego: "Ratusz Poznański" (z motywami hejnału i "Roty") i "Grzmi pieśń wieczystej chwały". Prof. Ignacy Jakubowski recytował wiersz Wojciecha Bąka: "Ratusz". "Dzieje ratusza", wyjątek z Złotej Księgi miasta Poznania odczytał Stanisław Strugarek. Z kolei prezydent Sroka wygłosił okolicznościowe przemówienie, które zamieszczamy poniżej. W imieniu obywateli zorganizowanych w Towarzystwie Miłośników miasta Poznania przemówił prezes Franciszek Jaśkowiak. W dalszym ciągu uroczystości prezydent miasta przyjmuje nową trąbkę hejnałową z rąk fundatora ob. Cibora i wręcza ją kapralowi Straży Pożarnej, w mundurze strażackim, odczytał starożytny tekst przysięgi trębaczów ratuszowych. N astępnie ob. Górski wręcza nowy sztandar miejski z herbem Poznania na tle barwy niebieskiej . Nowy sztandar, mający powiewać odtąd w dni uroczyste z balkonu ratuszowego, przyjmuje z rąk prezydenta miasta ob. Musielewski, kustosz ratusza poznańskiego. Wreszcie delegacja Drukarni św. Wojciecha w osobach: dyrektorów Cezarego Steina i Tadeusza Żyndy, Mariana Romały i Edmunda Palczewskiego składa na ręce prezydenta Sroki pięknie wykonaną Złotą Księgę, oprawioną w czerwoną skórę z wytłoczonym złotym herbom oraz ilustrowaną dwoma rysunkami z widokiem ratusza poznańskiego. Teksty w samej księdze, podane w osobnej odbitce w 2 numerze "Kroniki" r. 1945, upamiętniają uroczystość wznowienia hejnału. Uroczystość w sali Odrodzenia zakończyła się pieśnią Feliksa Nowowiejskiego: , .Hej ziemio".

Następnie, punktualnie o godzinie 12 w południe, kiedy rozległo się z wieżyczki zegarowej dwanaście uderzeń, ob. Musielewski wywiesza z balkonu nowy sztandar miejski, a trębacz Gryska trąbi pierwszy raz po szeSClU latach hejnał. W chwili tej uczestniczy tłum publiczności zgromadzonej przed ratuszem, która powitała dźwięki hejnału i zegara jak i wywieszenie sztandaru z prawdziwym wzruszeniem. Jeszcze nie przebrzmiały ostatnie tony hejnału, gdy prezydent Sroka w dobitnych słowach dziękuje zgromadzonemu obywatelstwu za jego entuzjazm w odbudowie, za stanowcze trwanie na placówkach pracy oraz wskazuje na wieczne węzły łączące mieszkańców miasta z jego przeszłością. Zachętą do dalszej twórczej pracy dla dobra stół. m. Poznania i chwały Rzeczypospolitej zakończył prezydent Sroka swoje przemówienie. Zgromadzeni na uroczystości w sali Odrodzenia goście wpisują się do Złotej Księgi.

Dodać należy, że cała uroczystość była transmitowana przez Polskie Radio w Poznaniu. Transmisję przeprowadził ob. Alfred Sikorski, naczelnik programowy tutejszej rozgłośni.

Przemówienie Prezydenta Miasta ob. Stanisława Sroki Obywatelu Wojewodo, Dostojni Goście, Obywatele! Wznowienie hejnału ratuszowego po sześcioletniej przerwie jest nawiązaniem do starych tradycji miejskich. Ongiś hejnał z wieży ratusza poznańskiego był potrzebą miasta, zwiastował godziny, był znakiem czujności strażników miejskich, budził i wzywał w chwilach pożarów i niebezpieczeństwa - dziś jest już tylko symbolem minionych lat. Tak jest, hejnał jest obecnie symbolem, ale w dniu dzisiejszym symbolem pełnym treści. Ażeby zrozumieć to, trzeba cofnąć się wstecz, do dni lutego, marca i kwietnia ub. roku. Poznań czynił wtedy przygnębiające wrażenie. Gdzie tylko wzrok padł, było widać wszędzie gruzy, poprzewracane słupy przewodów linii tramwajowych, poprzewracane latarnie, popalone lub uszkodzono domy, okna bez szyb itd. Pesymiści i wszyscy ci, korzy wierzyli, że tworzyć może tylko wyłącznie kapitał, powołując się na niesłychane trudne położenie gospodarcze naszego kraju, zniszczonego i wyczerpanego działaniami wojennymi, które toczyły się bezpośred tału, wątpili, czy Poznań się odbuduje, a jeżeli tak, to ile na to będzie potrzeba czasu. Ci wszyscy, którzy wątpili, nie wzięli jednakże pod uwagę cech istotnych charakteru poznaniaków, mianowicie pracowitości, wytrwałości, zmysłu organizacyjnego i żywotności społeczeństwa poznańskiego, a szczególnie - być może nieujawnionego w słowach, lecz w czynach za to - jego wielkiego umiłowania rodzinnego miasta. Szczególnie świat pracy w pierwszych miesiącach po oswobodzeniu przez Armię Czerwoną wykazał niesłychane wprost poświęcenie.

Bezinteresownie, za kromkę chleba dziennie, pracowali pracownicy fizyczni i umysłowi nad oczyszczeniem miasta z gruzów, nad uruchomieniem najważniej - szych placówek przemysłowych, niezbędnych do ożywienia życia gospodarczego naszego miasta. Bez grosza kapitału, z pracy rąk i mózgów robotników i inteligencji poznańskiej zostają uruchomione: elektrownie Cegielskiego, Zakłady Siły, Światła i Wody, tramwaje, Drukarnia św. Wojciecha i inne zakłady miejskie oraz ośrodki przemysłowe naszego miasta. N am poznaniakom zarzuca się zbytni materializm, skąpstwo, trzeźwość i wyrachowanie. Ale bodajże dzięki tylko tym zaletom, czy wadom charakteru poznaniaków, miasto nasze mogło się otrząsnąć z marazmu okupacji 1 wojny i osiągnąć te wyniki, którymi się dzisiaj szczycimy. Gdy inne ośrodki otrzymały daleko idące subwencje na rozpoczęcie prac związanych ze swoją odbudową, mieszkańcy Poznania przez trzy miesiące pracowali nie oglądając się na żadną pomoc zewnętrzną, wierząc jedynie w własne siły, własną pracę i dokonali naprawdę dzieła, którym nie może poszczycić się żadne miasto w Polsce. Dziś Poznań w odbudowie jest daleko posunięty, zajmuje pierwsze w Polsce miejsce w dziele odbudowy. Jako prezydent miasta Poznania pragnę wykorzystać dzisiejszą uroczystość i złożyć w imieniu Zarządu Miejskiego wyrazy największego hołdu i podziękowania tym wszystkim, którzy od samego początku, nie zważając na toczące się jeszcze walki na ulicach naszego grodu, podjęli bohaterską, pełną poświęcenia pracę dla naszego ukochanego Poznania. Pragnę również podziękować stanowi średniemu naszego miasta, który zachęcony poświęceniem robotnika i inteligenta pracującego, po okresie wahania, składając deklarację lojalności i współpracy ze Bządem Jedności Narodowej, podjął inicjatywę prywatną i może dzisiaj się poszczycić- wynikami swej pracy zarówno w dziedzinie odbudowy miasta jak i życia gospodarczego w takich rozmiarach, że oddaje to jemu palmę pierwszeństwa w porównaniu z innymi miastami. I dlatego dziś, wznawiając uroczystość hejnału, określiłem hejnał jako symbol pełen treści dnia dzisiejszego. Ma on Polsce dać znać, że Poznań mimo poważnego zniszczenia, mimo trudnych warunków gospodarczych naszego kraju, nie załamał się, opanował trudności, podniósł się z dna klęski, tętni życiem i wstępuje w okres gospodarki uregulowanej i celowej. Nie ma już wieży, z której niegdyś dźwięki hejnału płynęły w spokojne miasto i jak już niejednokrotnie w dziejach ratusza bywało, w gruzach legły jej mury, lecz jak i dawniej bywało, tak i teraz się stanie, że znów ponad piękny renesansowy tors znamienitej budowli wystrzeli ku niebu smukła wieża.

5* 7, dawnej świetności naszego ratusza wiele poszło w gruzy i uległo zniszczeniu, ale wiele też z najcenniejszych pamiątek zdołali robotnicy magistraccy uratować, często z narażeniem własnego życia. I tak ścianę frontową sali, w której odbywa się uroczystość, zdobi dziś Biały Orzeł, choć nadwerężony, uszkodzony, pokryty śniedzią wieków, jednak szczęśliwie zachowany, rozpiera znów swoje skrzydła w ratuszu. To chyba najcenniejszy skarb, jaki z pożogi wojennj miasto wyniosło. Dawnymi czasy, podczas uroczystości w mieście obok chorągwi państwowych powiewał sztandar o barwach miasta. Dziś na miejsce starego sztandaru zawiśnie po raz pierwszy z balkonu ratusza nowy, by zaświadczyć o trwałości tradycji miejskiego życia, tętniącego w Poznaniu, mimo i wbrew najgorszych chwil. Równocześnie ze wznowieniem hejnału i wywieszeniem nowego sztandaru miasta odbędzie się wręczenie "Złotej Księgi", w której odtąd wpis\\vać się będzie imiona dostojnych gości odwiedzających miasto. Nadmienić tu trzeba, że jest to właściwie pierwsza polska księga pamiątkowa naszego miasta. Uroczystość dzisiejsza zapoczątkuje w niej nowe dzieje na wieczną rzeczy pamiątkę. Podkreślenia godnym jest fakt, że tak trąbka hejnałowa jak i nowy sztandar oraz "Złota Księga" są darem ufundowanym przez Obywatelstwo miasta Poznania. I tak trąbkę ufundował obyw. C i b o r - sztandar obyw. Gór s ki - a "Złotą Księga" jest dziełem poznańskiego drukarza, grafika i introligatora i darem Zakładów Drukarni św. Wojciecha pod zarządem państwowym. W fakcie tym widzę wyraźny dowód głębokiej miłości obywateli do miasta i wyraz przywiązania do wiekowej tradycji Poznania. Zwykło się mówić o mieszkańcach tego min sta, że nie są zbyt pochopni w przejawianiu swoich uczuć - dziś, w czasie prędkiej odbudowy, gdy z ruin dźwiga się miasto do nowego życia, obserwujemy · wszędzie niecodzienny zapał, entuzjazm w doprowadzaniu zaczętego dzieła do pomyślnego końca. I w czasie gorączkowej pracy nad odbudową znaleźliśmy czas na wskrzeszenie dawnych tradycji i potrafiliśmy równolegle z pracami dnia roboczego nawiązać do dawnej, jakże chlubnej przeszłości naszego miasta. Gdy za parę chwil zabrzmi znów nad Starym Rynkiem dawny hejnał z ratusza, gdy z balkonu powieje nowy sztandar miasta i gdy otworzymy na nową przyszłość miasta "Złotą Księgę" Poznania, niech uroczystość dzisiejsza zaświadczy przed współczesnymi i potomnością, że Poznań, prastary gród Przemysława, wyzwolony z jarzma niewoli, stając do nowego, twórczego życia odbudowy, nawiązuje do wielkiej przeszłości wieków minionych i kroczy w jasną przyszłość budowy Nowej Polski Demokratycznej. Na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, Obywatela Prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bieruta i Premiera Osóbki Morawskiego wznoszę okrzyk: "Niech żyją!"

Przemówienie Prezesa Tow. Miłośników m. Poznania ob. Franciszka Jaśkowiaka

Obywatelu Woj.owodo! Obywatelu Prezydencie! Obywatele! Inicjatywa Towarzystwa Miłośników m. Poznania, które mam zaszczyt reprezentować, dążąca do wznowienia tradycją wieków uświęconego hejnału z wieży ratuszowej, znalazła bardzo żywy i przychylny oddźwięk wśród obywatelstwa skich. Są one zarazem dowodem głębokiego umiłowania rodzinnego grodu i wielkiego przywiązania do tradycji, na które złożyły się wieki całe. Krzewić miłość do rodzinnego miasta - oto główny ceł, jaki wytknęło sobie Towarzystwo Miłośników m. Poznania. Miłość do jego tysiącletniej przeszłości, miłość do jego pamiątek, do każdego bodajże kamienia, z którego przemawia historia i miłość do tradycji. Umiłowanie tradycji głęboko tkwi w duszach naszych. Chciał wróg obedrzeć nasze miasto z wszystkiego co polskie, co nasze. Zadał nam wielkie straty materialne, wymordował rzesze najlepszych spośród nas, do duszy naszej jednak sięgnąć nie potrafił. Miłości do naszego miasta, miłości do regionu, miłości Ojczyzny, do której droga prowadzi przez dwie pierwsze, mimo metod wyrafinowanych i brutalnych wydrzeć nam z serc nie umiał i tego nie dokona żadna piekielna moc. Ten fakt odruchowego zamanifestowania przywiązania do rodzimej tradycji i to w dniu dla Wielkopolan tak uroczystym i tak drogim, napełnia nas szczególną radością, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy pewne koła od tradycji się odwracają i w imię postępu zrywają z przeszłością. Dla nas tradycja rodzima jest i pozostanie fundamentom, na którym budować mogą przyszłe pokolenia, a wznawiając trąbienie pradawnym zwyczajem hejnału z wieży ratuszowej, manifestujemy na zewnątrz nasze do niej przywiązanie. Niechaj jak za ojców rozbrzmiewa odtąd po wsze czasy hejnał ratuszowy, niechaj się jego echo rozchodzi nad starymi murami nadwarciańskiego grodu piastowskiego, niech brzmi braciom na otuchę w chwilach zwątpienia, niech niesie pozdrowienie braciom Słowianom od Poznania, którego powstanie legenda łączy z początkami narodów słowiańskich i niech rozchodzi się szeroko jak świat daleki.

POGRZEB FELIKSA NOWOWIEJSKIEGO

Pogrzeb Feliksa Nowowiejskiego był wielką manifestacją społeczeństwa wielkopolskiego, które tłumnym udziałem oddało ostatni hołd zwłokom Zmarłego. Ulice, którymi przeciągał kondukt pogrzebowy, wypełniły się licznymi uczestnikami żałobnej uroczystości. W godzinach porannych odbyła się msza Św. żałobna za duszę śp. Feliksa Nowowiejskiego, odprawiona w kolegiacie farnej. W świątyni, przybranej w sztandary, trumna twórcy "Roty", okryta sztandarem biało-czerwonym, spoczęła na katafalku w pośrodku kościoła. W żałobnych uroczystościach wziął udział J. Em. ks. kard. dr August Hlond, Prymas Polski. Po mszy Św., w czasie której zostały wykonane żałobne pienia, rozwinął się długi pochód z setkami wieńców i sztandarów, przy udziale licznych przedstawicieli władz, duchowieństwa, wojska, organizacji społecznych, partii i obywatelstwa. Przed ratuszem pochód przystanął dla oddania czci zwłokom wielkiego kompozytora. Nastąpiły przemówienia przedstawicieli władz i związków artystycznych. Przemawiali: w imieniu Rządu Jedności Narodowej i Ministerstwa Kultury i Sztuki - Dyrektor Departamentu Muzyki mgr. M. Drobner, Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Naród. ob. Piękniewski, Naczelnik Wojewódzkiego Wydziału Kultury i Sztuki Marian Weigt; przemówienie I wiceprezydenta Antoniego Dra dził hejnał z wieży ratuszowej; w końcu przemówił prof. Stefan Poradowski W imieniu świata muzyczno-śpiewackiego.

N astępnie kondukt udał się na "Skałkę Wielkopolską", gdzie przy dźwiękach "Salve Regina" złożono trumnę do Grobu Zasłużonych. Feliks Nowowiejski spoczął obok Andrzeja Niegolewskiego, Amilkara Kosińskiego i Józefa Wybickiego. Twórca "Roty" został złożony na wieczny sen obok twórcy hymn u narodowego.

Pogrzeb, w którym wzięły udział liczne rzesze obywatelstwa naszego miasta, był dowodem ogromnego przywiązania najszerszych warstw do kompozytora, którego twórczość przez długie lata była związana z miastem Poznaniem. Stąd został wywieziony na początku wojny i tutaj powrócił po jej zakończeniu. Choć w Warmii urodzony, Poznań pokochał jak miasto rodzinne i tu czuł się najlepiej. Tutaj też spoczął na wieki. Niech Mu ukochana ziemia poznańska lekką będzie.

Z TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW MIASTA POZNANIA

Na zaproszenie Zarządu Towarzystwa prof. U. P. dr A. Wodziczko wygłosił w dniu 14 grudnia wykład pL "Zieleń Poznania i okolicy i jej znaczenie w życiu miasta". Wykład odbył się w sali Publicznej Biblioteki Miejskiej. Po wykładzie wywiązała się dyskusja, a przewodniczący przedstawił zabiegi Zarządu o ochronę niszczonej zieleni miejskiej w okresie powojennym. Na wniosek prelegenta zebrani uchwalili szereg rezolucji o pielęgnowanie, ochronę i pomnażanie zieleni w obrębie m. Poznania i jego okolicy. Po zamknięciu dyskusji odbyło się w drugim terminie nadzwyczajne walne zebranie członków Towarzystwa w celu uchwalenia nowego statutu. Przedłożony przez Zarząd projekt nowego statutu został przez zebranych uchwalony jednogłośnie z uwzględnieniem drobnej poprawki na wniosek prof. dra A. Wodziczki. Nowy statut, odpowiadający wymaganiom obowiązującej ustawy o stowarzyszeniach jest znacznie rozszerzony, nie zmienia jednak w niczym postanowień statutu Towarzystwa z r. 1922. Nowy statut przeglądać można w Sekretariacie Towarzystwa w Publ. Bibliotece Miejskiej przy ul. Św. Marcina 35. Zarząd postanowił nie drukować nowego statutu do czasu zatwierdzenia go przez Urząd Wojewódzki. Innowacją w statucie jest utworzenie Sądu Koleżeńskiego Towarzystwa. Na członków Sądu Koleżeńskiego powołani zostali przez nadzwyczajne walne zebranie nast. członkowie: Kurator Szkolny mgr Karol Strzałkowski, Radca Stanisław Czasz, Insp. szkolny Mateusz Pater, Bolesław Rudolff i Maria Dropińska.

Na propozycję Poznańskiej Dyrekcji Odbudowy Zarząd powołał specjalny komitet dla ozdobienia miasta nowymi pomnikami. U dział w komitecie przyjęli: prof. U. P. Szczęsny Dettloff, Inż.-arch. Kazimierz Ulatowski, Inż.-arch. urbanista Zbigniew Zieliński, archiwariusz Marian J. Mika i artysta-malarz Kazimierz Lisiecki.

'Łącznie z Oddziałem Poznańskim Polskiego Tow. Krajoznawczego zorganizowano pod kierownictwem przewodniczącego obu Towarzystw cykl niedzielnych zwiedzań Poznania. Wycieczki cieszą się nadzwyczajną frekwencją. W zwiedza wencja w wycieczce na "Skałkę" była rekordowa, uczestniczyło w niej 500 osób, kościół Bożego Ciała zwiedziło 400 osób. Frekwencja zwiedzających podana jest w cyfrach zaokrąglonych. Ponieważ przy tak wzmożonej frekwencji dotkliwie daje się odczuwać brak przewodników, Zarząd postanowił zorganizować w najbliższej przyszłości kurs przewodników po Poznaniu. Towarzystwo liczy obecnie 132 członków. (fj)

T E K I

ŚP. PROF. DR WINCENTY JEZIERSKI

Dnia 21 listopada 1945 roku zmarł prof. dr Wincenty Jezierski, znakomity lekarz i naukowiec, twórca i pierwszy kierownik Kliniki Wewnętrznej Terapeutycznej w Poznaniu. Gruntowna wiedza i "wielkie doświadczenie lekarskie nabyte w ciągu długich lat studiów i praktyki za granicą zapewniły mu głęboki szacunek i przywiązanie pacjentów. Życie śp. prof. Jezierskiego było związane z miastem Poznaniem, w którym osiedlił się w roku 1919 jako lekarz chorób wewnętrznych, obejmując równocześnie kierownictwo oddziału wewnętrznego Lecznicy Sióstr Elżbietanek. Śp. Zmarły był jednym z współorganizatorów Wydziału Lekarskiego na Lniwersytccie Poznańskim. W r. 1922 został mianowany profesorem zwyczajnym na tejże uczelni. Przedtem, bo w r. 1919 został powołany przez Zarząd Miejski m. Poznania na stanowisko naczelnego lekarza oddziału wewnętrznego Szpitala Miejskiego. To był początek późniejszej Kliniki Uniwersytetu.

Jako lekarz o dużym zasobie wiedzy i doświadczenia, pracował w ciągu całego czasu swej działalności lekarskiej również na polu naukowym, zajmując się głównie działem chorób zakaźnych, schorzeniami serca, płuc i oskrzeli; był przy tym zapalonym zwolennikiem przyrodolecznictwa. We wszystkich tych dziedzinach pozostawił bogaty plon w postaci licznych publikacji. Jako profesor traktował swój zawód z wielką powagą, opracowując wykłady nader szczegółowo i podając je w przystępnej formie. Podczas wojny, gdy już niedomagał, będąc sam chory na serce, został wywieziony do Słupcy, gdzie wykonywał ogólną praktykę lekarską. Miłośnik literatury i sztuki, zamiłowany zbieracz książek i obrazów musiał - jak wielu innych opuścić swe cenne i piękne zbiory. Po wojnie odwiedził we wrześniu 1945 po raz ostatni Klinikę, której był twórcą 1 pożegnał się z swoimi współpracownikami.

W listopadzie zamknął oczy na zawsze.

ŚP. PROF. DR ROLESŁAW KOWALSKI

Dnia 3 grudnia 1945 roku zmarł nagle śp. prof. dr Bolesław Kowalski, dyrektor Zakładu Położniczo-Ginekologicznego Poznańskiego Wojewódzkiego Związku.

Samorządowego w Poznaniu. Śp. Zmarły był związany z naszym miastem długoletnią pracą na swym stanowisku, które zajmował od r. 1919. Jako niestrudzony lata poświęcał pracę swoją bez wytchnienia dla dobra ogółu. Strzegąc zdrowia polskich matek oraz wychowując nowe pokolenie lekarzy i położnych, pozostał na posterunku do ostatniej chwili pracowitego życia. Urodzony w r. 1885, studia uniwersyteckie ukończył śp. prof. dr Kowalski w Berlinie. Do r. 1918 pracował jako prymariusz w klinice wrocławskiej - prof. Pistnera. W r. 1919 przybył do Poznania i po habilitacji objął katedrę na Uniwersytecie Poznańskim. W r. 1939 został wywieziony przez Niemców do Generalnej Gubernii i tam pozostawał przez cały czas okupacji. W marcu ub. roku powrócił jako jeden z pierwszych profesorów do Poznania i objął znów kierownictwo kliniki, uruchamiając ją w krótkim czasie. Śmierć wybitnego lekarza i naukowca stanowi dla naszego miasta niepowetowaną stratę.

, , , SP. KS . PRAŁAT DR ALEKSANDER ZYCHLINSKI

Dnia 20 grudnia rozstał się z tym światem znakomity tomista i niezwykły kapłan łączący w sobie głęboką wiedzę teologiczną, filozoficzną i ascetyczną z dobrym, iście gołębim sercem. Pokaźny dorobek z zakresu wiedzy religijnej ujęty w pięknie opracowywane publikacje jest dowodem niepospolitego talentu śp. Zmarłego, pioniera neotomizmu w Polsce. Jako profesor Pozn. Seminarium Duchownego wychował liczne zastępy duchowieństwa wielkopolskiego, nie przerywając swej działalności nauczycielskiej nawet w czasie okupacji niemieckiej na wygnaniu w diec. kieleckiej. Śp. ks. Ż. łączył w swych publikacjach i własnym życiu głębię prawd katolickiej doktryny z codziennym życiem i pracą kapłana. Pracował w dziedzinie teologii katolickiej nieomal do końca życia, pozostawiwszy trwały ślad swej pięknej pracy i życia. R. i. p.

"PRZEGlĄD WIELKOPOLSKI"

Po sześcioletniej przerwie ukazał się znów miesięcznik regionalny "Przegląd Wielkopolski", założony tuż przed wojną, a poświęcony zagadnieniom kultury wielkopolskiej w przeszłości i chwili obecnej. Dwa numery starannie wydanego czasopisma świadczą wymownie, że szlachetny zamiar redaktorów miesięcznika:, "służenie zdobywaniu i krzewieniu gruntownej i wszechstronnej wiedzy o Wielkopolsce" jest dobrze realizowany. Dobór fachowych piór, tak w dziedzinie historii, jak i w zakresie problemów aktualnych, interesujące artykuły i bogaty przegląd wydawniczy najciekawszych prac o Wielkopolsce i Ziemiach Odzyskanych oraz, kronika Wielkopolski składają się na całość interesującą i piękną. Wartość pisma podnosi wytworna w naszych warunkach szata graficzna, w której okładka (nr 2) stanowi dziełko dla siebie. W dziedzinie prehistorii i historii ziemi wielkopolskiej na uwagę zasługują: artykuł prof. Józefa Kostrzewskiego o tle historycznym w "Starej baśni" J. I. Kra sach zachodnich. Z zagadnień aktualnych wysuwa się na czoło oryginalna praca dra Floriana Barcińskiego o przebudowie struktury gospodarczej Wielkopolski. "Przegląd Wielkopolski", gromadząc wiedzę i poznanie ziemi wielkopolskiej - podobnie jak my w "Kronice", miasta Poznania - stwarza warunki dla większego i rozumniejszego jej umiłowania, a tym samym czyni zadość żywej potrzebie duchowej dogłębnego poznania tego co sercu bliskie i drogie. - Z tych względów "Przegląd Wielkopolski" winien się znaleźć w ręku wszystkich pracowników kul tury i oświaty, dotrzeć winien do wszystkich bibliotek szkolnych, publicznych i społecznych. Pokrewne sobie pismo "Kronika stół. m. Poznania" wita z radością i życzy Redakcji pomyślnego zrealizowania jej celów.

W POZNANIU DRUKUJE SIE MAPY GEOGRAFICZNE

Zaledwie miasto nasze otrząsnęło się z długotrwałego snu koszmarnego, zaledwie opadły dymy pożogi ostatnich miesięcy wojennych, a już zaczęto się systematycznie brać do odbudowy. Nie tylko poszczególne domy, ale i zakłady użyteczności publicznej poczęły się odbudowywać. Drukarnia św. Wojciecha dzięki wysiłkom swych najbliższych współpracowników naprawiła wojenne zniszczenia w swym zakładzie pracy i rozpoczęła wkrótce pracę wydawniczą ku pożytkowi naszej kultury. W początkach lutego ukazała się na półkach księgarskich nad wyraz pięknie wykonana, dziesięciobarwna mapa Polskiego Wybrzeża. Opracował ją docent U. P. dr Bogumił Krygowski, uczeń śp. prof. Stanisława Pawłowskiego. Mapa jest w zasadzie gatunkiem "fizycznej" mapy ściennej, przedstawia więc w pierwszym rzędzie budowę terenu oraz sieć rzeczną. Ponieważ przeznaczono ją głównie dla użytku szkolnego, zatem rysunek z natury rzeczy musiał być nieco "grubszy", to znaczy czytelny na dużą nawet odległość. Mapa w niczym jednak nie straciła z nader estetycznego wyglądu. Obejmuje zasięgiem całe oczywiście odzyskane Wybrzeże Bałtyckie, od Rugii po Królewiec, na południu zaś sięga Słubic, Poznania i Wyszogrodu nad Wisłą. W ten sposób znakomicie udało się związać tereny pomorskie z wielkopolskimi i doliną dolnej Wisły. Ponad tysiąc nazw miejscowości umieszczono na mapie, której podziałka opiewa, że jeden centymetr mapy odpowiada trzem i pół kilometrom w rzeczywistości. Drukarnia św. Wojciecha, która w dniu 3 marca obchodziła radosny "jubileusz" rocznej a już tak cennej dla nas pracy - pieczołowitym opracowaniem technicznym pożytecznej mapy dowiodła, że z powodzeniem może (i powinna!) nadal prowadzić ten trudny dział graficzny. Wobec niepoliczonych zniszczeń kulturalnych po wojnie - żadna dobrze wykonana pomoc szkolna nie znajdzie się w niepamięci użytkujących ją, zwłaszcza, gdy jest tak doskonała, jak nowa mapa polskiego Wybrzeża. Warto zaznaczyć, że w jesieni ukazała się podobna, choć techniką wykonania nieco skromniejsza mapa fizyczna Wielkopolski. Opracował ją również dr Krygowski a wydala "Oświata", drukując ją jednak w tejże samej "świętowojciechowej" oficynie, (jmł)

PRZEGLĄD MUZYCZNY

Ingres nowego dyrektora opery poznańskiej stał się do pewnego stopnia artystycznym świętem naszego miasta. Dr Zygmunt Latoszewski stanął u dyrygenckiego pulpitu przed dobrze sobie znaną partyturą "Strasznego dworu" i poprowadził tę najbardziej polską operę" ze zwykłym sobie temperamentem. Sztukę kapelmistrzowania Latoszewskiego znamy nie od dzisiaj. Pisano o niej szeroko i szczegółowo. Tu jednak chodzi o inny moment. Trzeba to dobrze wiedzieć, że Latoszewski wprowadził do naszej opery pierwiastek najistotniejszego znawstwa fachowego. Pod jego rządami opera przypomina precyzyjny organizm zegarowy. Dlatego też wszelkie "obce ciała" powinno się skrupulatnie usunąć, by uczciwej robocie nie przeszkadzały. Aby nie być źle zrozumianym, wyjaśniani ostatnie zdanie: Wszelkie szkodzenie w pracy, reprezentowanej przez Latoszewskiego jest aspołeczne. Nasza opera jest jedyną tego rozmiaru placówką w Polsce, gdyż wszelkie inne opery dopiero się tworzą i chociaż tę lub inną "sztukę śpiewaną" wystawią - to jednak daleko im do tradycji, bez której w tej dziedzinie r szyć na dobre bardzo trudno. Obecnosc Latoszewskiego u steru tej nawy jest rękojmią dobrego powodzenia całej imprezy, o czym mieliśmy się okazję przekonać na kilka lat już przed wojną. "Straszny dwór" wykazał, że mechanizm łatwo funkcjonuje, o ile się umie go poruszyć. Zmobilizowano więc dwa zespoły solistów, by irn ułatwić występy. Już takie posunięcie cechuje ja!) najlepiej dalekowidztwo dyrektora. Spiewacy nie mogą narzekać, że się w nich "orze", jak to często bywało. Dziś moniuszkowska opera zatrudnia na deskach sceny poznańskiej następujących artystów: J anowską- Kopczyńską, KorffKawecką, Musielewską, Szabrańską, Kostalównę, Wolińskiego, Roya, Sauka, Kowalskiego , Wojnickiego, Prządę, Kozaka, Zygmańskiego, Urbanowicza (zarazem znakomitego reżysera), Mikulina, Bieńkowskiego. Dekoracje namalował Zygmunt Szpingier, którego sztuka sceniczna jest już oddzielnym rozdziałem polskiej plastyki teatralnej i czeka swego studium naukowego. Orkiestra mimo znacznych uszczupleń powojennych

(waltornie, smyczki!) brzmiała zadziwiająco subtelnie. Niektóre partie solowe godne były najznakomitszej estrady - myślę tu o wiolonczeli i oboju. Chóry zostały całkowicie odmłodzone, co im wyszło na jak najlepsze. Zwłaszcza soprany brzmią pełno i soczyście. " S traszny d wó r" stał się dziś re prez entacyjnym przedstawieniem operowym w całej Polsce. W przygotowaniu niezawodna "Cyganeria" oraz "Sprzedana narzeczona", której wznowienie będzie naj odpowiedniejszym aktem zbliżenia kulturalnego między Czechami a Polską. Śmierć Feliksa Nowowiejskiego okryła kirem wszystkie polskie serca, te, którym droga jest "Rota" - ów drugi hymn państwowy, smutny może, lecz jakże bliski rzeczywistości naszej. N 0wowiejski jest synem warmijskiej ziemi a połowę niemal nad siły twórczego żywota spędził w Poznaniu i temu miastu je bez reszty podarował. Tu go kochano, tu czczono, tu działał i tu znalazł wieczny spoczynek pomiędzy najbardziej zasłużonymi w podziemiach kościoła św. Wojciecha. Pamięci Jego poświęcamy osobny artykuł w bieżącym numerze "Kroniki". Nader czynnym zespołem muzycznym jest w Poznaniu Kwartet Polski w osobach: Zdzisława Jahnkego, Ludwika Kwaśnika, Tadeusza Szulca i Dezyderiusza Danczowskiego. Nie tylko występuje z publicznymi koncertami w Poznaniu. Grywa nadto w radiowej rozgłośni poznańskiej i jeździ po prowin - cji, by tam szerzyć kult muzyki kameralnej, która jeszcze niestety nie jest popularną a taką być bez wątpienia powinna. Spodziewamy się po tak bardzo zasłużonym zespole stałego kultu muzyki polskiej i to współczesnej, byśmy się wreszcie potrafili zorientować w treści najnowszej muzyki naszej. W Białej Sali Wojewódzkiej - w której grywał namiestnikowi Radziwiłłowi młodziutki Fryderyk Chopin w trzydziestych latach ubiegłego wieku - urządzono staraniem naczelnika Mariana Weigta dwie audycje muzyczne. Pierwsza była poświęcona najbardziej świetlanemu zjawisku w polskiej muzyce: Fryderykowi Chopinowi, druga - Stanisławowi Moniuszce. W pierwsze] ne (Trio fortepianowe i introdukcję oraz wiolonczelowego Poloneza, nad to rzadko grywane utwory fortepianowe z lat młodości - ze współudziałem Konatkowskiej, Łukasiewicza, J ahnkego i Danczowskiego). W drugiej słyszeliśmy nieznane powszechnie utwory Moniuszki: kwartet smyczkowy d-moll, trzy kompozycje fortepianowe i trzy pieśni chóralne do słów Czeczota i Wasilewskiego. Kwartet Polski, Gertruda Konatkowska i chór im. Moniuszki występowali w tej audycji. Objaśnienia prowadził Jerzy Młodziejowski, który też dyrygował chórem. Obie audycje transmitowano w całości przez radio. Odtąd tego typu audycje odbywać się będą w ostatnie piątki każdego miesiąca ze wstępem za zaproszeniami.

W Auli Uniwersytetu grał jubilat Zbigniew Drzewiecki oraz znany naszemu miastu młody pianista Tadeusz Wituski. Warto wymienić jedną z najciekawszych audycji radiowych, poświęconych Karolowi Szymanowskiemu. Szereg utworów - wariacje b, preludia, mazurki i etiudę b grał Zygmunt Lisicki. W tejże Auli urządzono staraniem Polskiego Radia sympatyczny koncert rozrywkowy z udziałem powiększonej orkiestry Rozgłośni pod "smyczkiem" Mieczysława Giżelskiego z konferansjerką Stanisława Strugarka. Szereg miłych i entuzjastycznie witanych solistów (Kawecka, Roy, Naruszewicz, kwartet Buchwalda) uzupełnił program nader udanego wieczoru. Aula była wypełniona dosłownie po brzegi, (mj)

PRZEGLĄD TEATRALNY

W teatrach poznańskich dobrze się dzieje i na scenie, i na biurkach literackich kierowników i wreszcie w raportach kasowych codziennie po przedstawieniu. Teatr Polski gra z niesłabnącym powodzeniem "P ana J owialskiego" , drugą już w tym budynku sztukę Fredry. Znakomita reżyseria Emiia Chaberskiego zdziałała swoje. Na scenie stylowo i bardzo zabawnie a na widowni tłoczno. Warto zanotować maleńką zmianę w osobowej obsadzie róL oto po dyrektorze Stornie, grającym w serii początkowych przedstawień rolę Szambelana, objął ją teraz Roman Dereń, Gra całkiem inaczej i niemniej zabawny stworzył typ, choć może nie tak "dickensowski" . Razem ze szkolnymi spektaklami szedł "Jowialski" do końca lutego aż 56 razy! Oto sukces artystyczny. Jednakże na czoło realizacji teatralnych w Poznaniu zjawiło się w dniu l lutego bieżącego roku " Wesele" Stanisława Wyspiańskiego. Probierz artystyczny dla każdego zespołu. Premierę ową opracowano z najwyższym wysiłkiem, do którego cały bez wyjątku zespół przyłożył czułą rękę. Szereg wstępnych audycji radiowych pouczył przyszłych widzów o ważności tego przedstawienia. Artykuły prasowe, estetycznie wydany program z objaśnieniami o aktualności zawartych w "Weselu" problemów walnie przyczyniły się do ogólnego zrozumienia tej niełatwej sztuki. N a scenie czynny był cały zespół, włącznie z pomocniczymi siłami

Studia Dramatycznego. Trudno tu wymieniać wykonawców, alfabetyczny ich rejestr byłby raczej grzecznościowym wykręceniem się z trudnej sytuacji. Wymienimy zatem jedynie Kazimierza Wichniarza, zaproszonego z Łodzi a grającego znakomicie rolę Czepca. Reżyseria spoczywała w niezawodnych rękach dyrektora Władysława Stomy przy asystenturze Janusza Warmińskiego. Dekoracje, ściśle zresztą według wskazówek autora, wymalował Jan Piasecki, zaś muzykę (identycznie zgodnie z pomysłem Wyspiańskiego) napisał Jerzy M łodziejowski. "Wesele" w poznańskiej interpretacji wywołało zrozumiały rozgłos, zarówno w mieście, województwie, jak i w reszcie kraju. Coraz to ktoś ważny i ciekawy zjeżdża do Poznania, by osobiście ujrzeć "Wesele". Do końca lutego grano je 33 razy! Nieraz więc dwa razu dziennie. W najbliższym programie Teatru Polskiego widnieją "Grube ryby" Bałuckiego z mistrzem Sceny Polskiej - Ludwikiem S o l s k i m w głównej roli. Występem swym raz nie wiadomo już który Ludwik Solski zadokumentuje serdeczną przyjaźń z Teatrem Polskim. Przecież przed wielu laty (jakie to dla Niego charakterystyczne zaczęcie zdania!) śpiewał na tych samych deskach... partię solową w moniuszkowskiej "Halce"! Drugą niemniej od "Wesela" ciekawą premierą stanie się niewątpliwie szekspirowski "Wieczór króli" w mistrzowskiej reżyserii Bronisława Dą kiego teatru. Przypomnimy sobie to urocze przedstawienie z czasów na krótko przedwojennych. Teatr Nowy pod sprężystą "batutą" Zbigniewa Szczerbowskiego nie ustaj e w wysiłkach artystycznych. Po "Pensjonacie we dworze" Kiedrzynskiego wystawiono "Zemstę" Fredry. Premiera "wieczornego" przedstawienia odbyła się w dniu l marca, jednakże poprzedziły ją szkolne przedstawienia przed południem. Reżyserował Zbigniew Szczerbowski, grając równocześnie rolę Raptusiewicza. Prześliczne dekoracje wymalował nieomylny Zygmunt Szpingier. Pomysłowo zwalczył ciasnotę scenki a w zachwycający sposób potrafił zbliżyć się do typu wizji architektonicznej niezapomnianej pamięci Stanisława Noakowskiego. Wykonawcy ról w "Zemście" zaprezentowali się publiczności z najlepszej strony. N azwiska Eugenii Podborówny, Benigny Sojeckiej, Tadeusza Chmielewskiego, Mirskiego , Olędzkiego są dostateczną rękojmią nad wyraz udanego przedstawienia. Z "Zemstą" po raz czwarty w tym sezonie oglądamy w Poznaniu sztukę Aleksandra Fredry. Nowy Teatr zaangażował na reklamowe afisze propagandowe znanego malarza Wita Gawęckiego. I wreszcie ta dziedzina sztuki "użytkowej" stanęła dzięki niemu na należycie wysokim' poziomie. W najbliższych zamiarach dyrekcji Teatru Nowego jest wystawienie "Judasza z Kariothu" K. H. Rostworowskiego.

Miejski Teatr dla młodzieży zyskał zasłużony sukces, wystawiając" Trębacza z wieży ratuszowej", Stanisława Strugarka. Szedł okrągło 50 razy. Drugą sztukąbyła sceniczna transkrypcja z "Pana Wołodyjowskiego" pod tyułem, wszystko zresztą mówiącym - "Hajduczek" Trzecim wreszcie przedstawieniem ucieszyły się przede wszystkim dzieci, oglądając z entuzjastycznymi zflchwytami znaną bajkę o Królewnej Snieżce i siedmiu karzełkach w opracowaniu scenicznym Danielewskiego. Bajka jest śliczna - wiadomo - ale polskie dzieci powinny wiedzieć, że istnieje jeszcze piękniejsza bajka i to najzupełniej pol ska: "O krasnoludkach i sierotce Marysi" Konopnickiej. Jest o wiele wcześniejsza aniżeli wynalazek filmu, a co za tym idzi,e Walt Disney i amerykańska wersja Snieżki. W Krakowie grano świetną pono przeróbkę bajki Konopnickiej z wyłącznym przeznaczeniem dla dzieci (a może i... dla starszych?). Dyrektorce naszego teatrzyku Halinie Lubicz pod baczną uwagę repertuarową! Studio Dramatyczne wystąpiło z nadzwyczajnym powodzeniem dwukrotnie. W zasadzie był to popis deklamatorski, jednak stal się mimowoli przeglądem najpiękniejszych fragmentów polskiej poezji z najróżniejszych czasów. Mówiono więc wiersze, fragmenty większych całości oraz kilka urywków dramatycznych ("Wesele", "Balladyna", "Lilia Weneda"). Wykonawców było wielu, lecz niewątpliwie na czoło wysunęli się: Elżbieta Marzinkówna i Zygmunt Maciejewski, jeden z naj doskonalszych już dziś recytatorów poznańskich. Czynny jest także Teatr ,Domu Żołnierza pod dyrekcją kpt. Sliwińskiego, jednakże o jego pracy będzie szczegółowiej mowa w sprawozdaniu następnym. (mj)

MUZEA I SZTUKI PLASTYCZNE

Powoli ale konsekwentnie wzmaga się w Poznaniu ruch i życie artystyczne w dziedzinie sztuk plastycznych. Muzea nie nstają w pracy, stale coś nowego przybywa względnie wraca po rewindykowaniu na swoje właściwe miejsce. W lutym 1945 r. podjęło Muzeum Wielkopolskie bardzo żmudną pracę po 6 latach przerwy. Ciężki okres okupacji, u którego początku zginął tragiczną śmiercią w forcie długoletni dyrektor Muzeum śp. dr Nikodem Pajzderski, był też okresem systematycznego niemczenia i usuwania zbiorów polskich. W ręku hitlerow

skich muzeologów zbiory muzealne straciły nie tylko charakter polski, ulegając całkowitej germanizacji, ale icharak - ter Muzeum artystycznego; zamieniono je bowiem na instytut propagandy hitlerowskiej. Wskutek tej polityki około 70% zbiorów Muzeum Wielkopolskiego i Tow. Przyjaciół Nauk uległo zniszczeniu lub wywiezieniu. Po ponownym zorganizowaniu Muzeum.poza podjęciem natychmiastowych prac nad oczyszczeniem i uporządkowaniem pomieszczeń muzealnych i po dokonaniu koniecznego remontu gmachu, pieczenie i zwożenie obiektów sztuki i kultury z terenu Wielkopolski i Ziemi Lubuskiej, oraz na prace przygotowawcze do rewindykacji zabytków wywiezionych. Przed nadejściem zimy, mimo piętrzących się trudności, doprowadzono remont budynku muzealnego do stanu, gwarantującego odpowiednie zabezpieczenie zbiorów i zwieziono kilkaset zabytków z różnych działów. Organizacja wewnętrzna Muzeum obejmuje następujące działy: malarstwo obce, malarstwo polskie, rzeźbę, gabinet rycin, archeologię, sztukę wschodnią, rzemiosło artystyczne, dział historyczny, gabinet numizmatyczny, dział dokumentacji, dział informacji, propagandy i wychowawczy (biblioteka). W stadium organizacji są działy: etnograficzny i instrumentów muzycznych. Ilościowo najbogatszy jest dział malarstwa, obejmujący ponad 2000 pozycji, są to dzieła z XIV-XX wieku. W dziale rzeźby, w którym przeważa rzeźba gotycka, posiada Muzeum około 400 obiektów, w tym większość stanowi tymczasowy depozyt. Rzemiosło artystyczne (meble, zegary, tekstylia, medale, ceramika itd.) 11800 pozycyj. Gabinet rycin obejmuje około 35.000 sztychów i rysunków ze zbiorem graficznym. T. P. N. reprezentuje przeważnie grafikę obcą, polska została zniszczona lub wywieziona. Gabinet numizmatyczny razem ze zbiorami T. P. N. posiada około 2400 obiektów, a biblioteka około 13.000 książek i około 18.000 reprodukcji. Stan ten w najbliższym czasie wzrośnie, gdyż powróci jeszcze do Poznania część zbiorów Muzeum Wielkopolskiego i Towarzystwa Przyjaciół Nauk, wywiezionych przez Niemców. Zbiory są zmagazynowane z wyjątkiem części galerii malarstwa polskiego, która jest wystawiona w 3 salach I piętra i biblioteki dostępnej dla publiczności codziennie. Wszystkie zbiory są inwentaryzowałio w inwentarzach tymczasowych w obi\ bie każdego działu, aż do czasu wprowadzenia nowego jednolitego inwentarza. Prócz tego czynne są w Muzeum pracownie: konserwatorska i fotograficzna oraz warsztaty: stolarski, ślusarski, pozłotniczy i introligatorski. Od kwietnia 1945 r. do stycznia 1946 zorganizowano następujące wystawy o charakterze przejściowym: wystawę

Związku Polskich Art. - Plastyków, · pokaz malarstwa europejskiego XVI do XVIII w. i rzeźby gotyckiej wielkopolskiej, pokaz malarstwa polskiego XIX do XX w., wystawę gwiazdkową Związku Polskich Artystów Plastyków i wystawę prac członków Tow. Miłośników Fotografii.

Muzeum Miejskie nie dysponuje wprawdzie jeszcze swoim gmachem, jednakże jest również żywotne, bo i tu praca nie ustaje. Ostatnio rewindykowano z katedry Poznańskiej 39 sztuk zabytkowych skrzynek cechowych, które w czasie okupacji tam umieszczono. Są między nimi i takie, które zasługują na specjalną uwagę ze względu na ich misterne wykonanie artystyczne, posiadają zwłaszcza ciekawe okucia metalowe, sięgające XVIII w. Znalazł się też poszukiwany i również cenny obraz Juliusza Knorra z czasu Kongresu Wiedeńskiego - "Na Starym Rynku w Poznaniu". Obraz ten ma specjalną wartość historyczną dla Poznania. Zabytek ten większych rozmiarów jest uszkodzony w kilku miejscach nieznacznie i po odrestaurowaniu będzie jednym z ciekawszych zabytków naszego miasta. Warto przy tej okazji podkreślić, że właśnie *<m obraz był dla okupanta przedmiotem wielkiego zainteresowania, świadczy o tym odnaleziona korespondencja między tzw. "Kulturamtem" a docentem Uniwersytetu Poznańskiego, z której wynika, że poszukiwano nawet malarza dla odtworzenia kopii obrazu. Pomysł ten był wyjątkowo udany, toteż należałoby go dzisiaj zrealizować dla naszych celów. Poszukiwania bezcennych rękopisów Jana Kasprowicza, które były chlubą Muzeum Miejskiego, nie dały dotąd realnego wyniku, należy liczyć się z tym, że nie istnieją i że prawdopodobnie padły pastwą pożaru w Riblioteoe Raczyńskich, gdzie je podczas okupacji umieszczono. Pozostała natomiast drobna część mebli Kasprowiczowskich, między innymi biurko, fotel i stół, w tej chwili zabezpieczone w Archiwum Miejskim. W Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Poznańskiego mamy do zanotowania poważne sukcesy, które byłyby na pewno większe, gdyby plastycy dysponowali już własnym Salonem. Związek został powołany do życ ia nie snełna rok temu i liczy do tej po!*"'Ufcł'jjJSCionków. Zorganizował już dwie Wielkopolskim i cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Wystawy uwieńczono nagrodami i zakupiono szereg dzieł. W ramach Związku odbył się również ciekawy konkurs na kapliczki przydrożne. Program na bieżący rok zapowiada się obficie. Sezon tegoroczny rozpoczęto otwarciem w Muzeum Wielkopolskim wystawy Krakowskiego Związku Art. Plastyków. Wystawa ta o charakterze wędrownym cieszyła się wielką frekwencją w Łodzi. N ależy się spodziewać, że nie mniejsze zainteresowanie wzbudzi również i w Poznaniu. Jednocześnie urządzono wystawę martyrologii polskiej z konkursem, "Polonia". N a początku lutego otwarto wystawę plastyków poznańskich w Luboniu. Ta ostatnia ma na celu zapoznanie się szerokich mas robotniczych z dziedziną sztuki. - W kawiarni "As" wystawił swoje prace Witold Gawęcki. Wspomnieliśmy o braku Salonu dla artystów, co tamuje właściwy i naturalny ruch życia plastyków w Poznaniu. Bolączka ta będzie usunięta w najbliższym czasie dzięki staraniom Zarządu Miejskiego, a zwłaszcza wiceprezydenta Cieślińskiego, gdyż rozpoczęto już budowę Salonu przy al. Marcinkowskiego. Powstający Miejski Salon Sztuki będzie niewielki, ale urządzony według wymogów, odpowiadających temu celowi. Pierwszeństwo do korzystania z tej nowej kulturalnej placówki będą mieli plastycy, poza tym Salon służyć będzie również celom pokrewnym, a zwłaszcza przemysłowi i rzemiosłu artystycznemu. Nad wychowaniem nowego narybku artystycznego pracuje nasz Państwowy Instytu t Sztuk Plastycznych.

Polski Związek Zachodni w Poznaniu przyczynił się również do pewnego ruchu wśród plastyków, ogłaszając konkursy na odznakę P. Z. Z., na afisz propagandowy Ziem Zachodnich, na mapę i wykres, oraz rozpisuje konkurs na obraz i grafikę nt. martyrologii polskiej. (- Kazimierz Lisiecki, art. malarz.

ŻYCIE LITERACKIE I NAUKOWE MIASTA POZNANIA (od grudnia 1945 do lutego 1946) Przejawy literackiego życia w ostat- sił znany prehistoryk polski prof. dr Jónim kwartale I roku od wyzwolenia zef Kostrzewski na temat rewelacyjspod okupacji hitlerowskiej miasta Po- nych wyników badań nad polskimi wyznania krystalizowały się coraz wyraź- kopaliskami prehistorycznymi, zadając niej i przyjęły nader urozmaiconą kłam fałszywej propagandzie nauki nieformę. mieckiej. Po raz pierwszy na jednym Co prawda nie można porównywać z "Czwartków" zaprezentowali się punurtów życia literackiego, przepływa- bliczności poznańskiej zdolni młodzi jącego przez stolicę zachodniej Polski poeci-lirycy Koła Polonistów U. P.: Zoz rozlewnością i bogactwem jego na te- fia Dajk9wska, Franciszek Fcnikowski, renie Krakowa, czy też Łodzi, niemniej Teodor Smiełowski i Bogdan Zakrzewjednak Poznań, jako centrum gospodar- ski, oraz prozaik - Tadeusz Multański. cze i kulturalne ziem zachodnich od- Słowo wstępne wygłosił doc. U. P. dr zyskanych z Ziemią Lubuską włącznie Wacław Kubacki. - odgrywa w skrzyżowaniu sią trady- Ostatni "Czwartek literacki" w stacyjnych szlaków kul tury nader donio- łym roku kalendarzowym poświęcony słą rolę. był Romanowi Wilkanowiczowi - pieUniwersytet Poznański skupiający w śniarzowi ziemi wielkopolskiej - w swoich murach ponad 6 tys. słuchaczy, opracowaniu Hilarego Majkowskiego'" oraz wybitnych przedstawicieli nauki 27-ma rocznica powstania wielkopol-' polskiej, odgrywa dominującą, rolę w skiego poza specjalnym "Czwartkiem" życiu kulturalnym Poznania, nie wyłą- została uczczona jedynie przez poznańczając życia literackiego. Można to ską Rozgłośnię i nadzwyczajne wydanie zaobserwować przede wszystkim w tra- "Głosu Wielkopolskiego". W nowym dycyjnych "Czwartkach literackich", or- roku kalendarzowym wybitny językoganizowanych przez Zarząd Zw. Zaw. znawca prof. U. P. dr Mikołaj Rudnicki Literatów a licznie odwiedzanych przez mówił o: "Pierwszych dziejach Lechii i miejscową młodzież akademicką. Polski w świetle zjawisk językowych". W miesiącu grudniu w ramach tych Odczyt poprzedził słowem wstępnym "Czwartków" ciekawą prelekcję wygło- prof. U. P. dr Zygmunt Szweykowski. Na "N a śladach Demostonesa i Mozarta w twórczości Mickiewicza" mówił doc. U. P. dr W. Kubacki, poprzedzony wstępem prof. dra Romana Pollaka. "Wspomnienia z powstania warszawskiego" sugestywnie przedstawiające bohaterską atmosferę naszej stolicy, rozwinął przed nadzwyczaj tłumnym audytorium prof. U. P. dr Roman Pollak. W 37 -mą rocznicę tragicznej śmierci wybitnego muzyka polskiego Mieczysława Karłowicza, omówił jego sylwetkę i twórczość dr Jerzy Młodziej owski. Pierwszy" Czwartek" lutego był znowu triumfem młodych talentów polonistyki U. P.: Danuty Kossowskiej i Felicji Schuster, jako przedstawicielek prozy, oraz oryginalna twórczość poetycka J adwigi Chmielewskiej - Krzyżaniakowej i pełna dynamiki wewnętrznej - Leszka Golińskiego. Słowo wstępne wygłosi! docent U. P. dr W. Kubacki. "O aktualności Wyspiańskiego" referował krytyk literatury - dr Czesław Latawiec. Wreszcie znany historyk i dyr. Instytu tu Zachodniego prof. U. P. dr Zygmunt Wojciechowski powiedział "Słowo o Instytucie Zachodnim", w związku z rocznicą założenia tej ważnej placówki kulturalno-naukowej, zwłaszcza dla ziem odzyskanych (rocznica ta zbiegła się niemal z rocznicą oswobodzenia Poznania) Jako gość z uniwersytetu toruńskiego, na temat "Człowiek i sztuka dla sztuki" mówił wybitny znawca w zakresie humanistyki prof. dr H. Elzenberg. Wykładnikiem czysto-literackim osiągnięć i aspiracyj kulturalnych Poznania i Wielkopolski jest miesięcznik Zw. Zawodowego Literatów "Życie literackie", którego kol gium redakcyjne po wyjeździe red. E. Zytomirskiego za granicę i Romana Kołonieckicgo do W ar-' szawy - ograniczyło się do osoby samego prezesa związku - W. Bąka. Mimo szeregu trudności pismo ukazuj e się w dalszym ciągu, a każdy numer przedstawia się coraz bardziej interesująco, tak pod względem doboru literackich i aktualnych tematów w ujęciu pierwszorzędnych piór, jak i w estetycznym wydawaniu pisma. W grudniowym numerze "Życia literackiego" na szczególne podkreślenie zasługuje - po wspomnieniu poświęconym 90-leciu śmierci Adama Mickiewi-' cza - świetne opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza. Z problemem ziem zachodnich spotykamy się w artykule E.

Serwańskiego, uwypuklającym zagadnienie scalenia wysiłków kulturalnych całego społeczeństwa w odniesieniu do zachodnich rubieży polskich. Nie mniej ciekawe są artykuły Zofii Starowiejskiej - Morstinowej , Woj ciecha N a tansona i K. W. Zawodzińskiego oraz poezje: przekład Pawła Valerego przez Romana Kołonieckiego, wiersze Krzyżewskiego, Matuszewskiego, Fangrata i Wł. Słobodnika.

W styczniowym numerze A. Podkowiński poświęca obszerniejsze studium "Sztuce Conrada", R. Bratny krytyce współczesnej poezji, K. W. Zawodziński omawia "Dwa jubileusze" - KI. z Tańskich Hofmanowej i D. Magnuszewskiego, E. Jastrzębiec w "Pytaniach i odpowiedziach" dyskutuje na ciekawe tematy. N a szczególne podkreślenie zasługują fragmenty poetyckie Romana Kołonieckiego z "Elegii zielonoświątecznych" . Lutowy numer pOSWlęca znacznie więcej miejsca prozie niż poezji (brak , ,kolumny młodych"). Hanna Malewska zastanawia się nad istotą "Mitów", dr A. Rogalski wypowiada szereg oryginalnych uwag w studium nad "Przybyszewskim filozofem -moralistą", synowie znakomitego kompozytora śp. Feliksa Nowowiejskiego opisują nieznane 'szczegóły z życia i twórczości muzycznej swego ojca, a W. N atanson wraca do "Jubileuszu Solskiego". Numer zamykają poezje: J. Stachowskiego, T. Fangrata, Alicji Iwańskiej i tłumaczenia z literatury francuskiej oraz rozważania krytyczne: Wł. Pietrzaka, E. Kocwy i Tomasza Macaulay'a w tłumaczeniu Brezy.

Wracając do wysiłków artystycznych miejscowego Koła Polonistów U. P., skupiającego najmłodszy artystyczny narybek, wymienić musimy "Tradycyjną szopkę artystyczną" , cieszącą się ni e. zwykłym powodzeniem i powtarzanąr"trzykrotnie przed szerszym audytorium. Zasługa to zdolnego" triumwiratu" piór: Goliński, Multański, Fenikowski. Niemniej udanie wypadł "Tradycyjny tłusty czwartek", urządzony na zakończenie karnawału w Auli Uniwersyteckiej. Jeżeli chodzi o inne wydziały, to Koło Prawników i Ekonomistów U, P. urządziło w pierwszej dekadzie grudnia ub. r. konkurs krasomówczy pod przewodnictwem dziekana prof. dra Lisowskiego, w którym nagrody otrzymali studenci: Z. Ziembiński (łącznie z nagrodą publiczności), 2. A. Kamiński. 3. M. Ra dzieży Demokratycznej, której kuratorem jest prof. dr Cz. Znamierowski, urządza częste ożywione wieczorki dyskusyjne. Prym jednak wodzi Koło Polonistów U. P., rozwijając ożywioną działalność literacko-artystyczną na terenie poznańskim przez organizowanie wieczorów dyskusyjnych i recytatorskich, przez branie czynnego udziału w "Czwartkach literackich", w publikacjach na łamach prasy, oraz w kwadransach literackich w Rozgłośni poznańskiej. Towarzystwo naukowe im. Jana Kasprowicza urządziło dwa poranki dyskusyjne wokół odczytów dra A. Rogalskiego pt. "Myśl i dążenia moralne St. Przybyszewskiego" i dra Czesława Latawca pt. "Awans życiowy i artystyczny Kasprowicza i Orkana" . Towarzystwo Współpracy Kulturalnej rozpoczęło - obok organizowania imprez muzycznych w pięknej białej sali Urzędu Wojewódzkiego- wieczory dyskusyjne pod protektoratem wojewody poznańskiego. Dotychczas odbyły się dwa takie wieczory z odczytami konserwatora mgra Z. Kępińskiego i prof. U. P. dra Wiegnera. W miesiącu lutym została zawiązana

KRO

K A

Grudzień 1945 roku 1. 12. Otwarcie Państw. Zakładu Szkolnego dla Inwalidów Wojennych i Wojskowych. 2. 12. Zgon zasłużonego lekarza śp.

prof. dra Bolesława Kowalskiego, dyr. Kliniki Ginekologicznej. 8. 12. Otwarcie Wszechpolskiej Wystawy Drobiu i Zwierząt Futerkowych. Otwarcie i poś,więcenie kościołów św. Trójcy i Sw. Wojciecha. 13. 12. Posiedzenie budżetowe Miejskiej Rady Narodowej · - uchwalenie rocznego budżetu miasta na okres od l. 4. 45 do l. 3. 46, w wysokości 167 mil. zł. 13. 12. Zgon śp. Antoniego Chocieszyńskiego, zasłużonego działacza powstańca i społecznikaw Poznaniu pierwsza w Polsce Woj ew. Rada Kultury i Sztuki pod przewodnictwem prof. dra J. Kostrzewskiego. "Kukułka poznańska" daje już 22-gi program, ściągając stale pełną salę publiczności i zbierając dokoła swej estrady coraz to odkrywające się nowe satyryczno- humorystyczne talenty, mimo "przesilenia gabinetowego" , spowodowanego wyjazdem jej rodziców i założycieli: Romana Kołonieckiego i St. Sojeckiego (do Warszawy). Duże ożywienie w sekcji odczytów popularno-naukowych posiadają środy, organizowane przez Spółdzielnię Wydawniczą "Czytelnik", podczas których wybitni znawcy przedstawiają aktualne zagadnienia. Z pobieżnego tego szkicu możemy zauważyć, że przejawy literackiego życia w Poznaniu są wcale bujne, a sekunduje im dzielnie dział literacki w niedzielnych numerach "Głosu Wielkopolskiego", przynosząc w miarę swych możliwości nawet fragmenty większych całości wybitnych pisarzy poznańskich. Mimo, że atmosfera poznańska nie przyciąga literatów, a ze starej gwardii pozostały tylko niedobitki - młody narybek literacki rokuje jak najlepsze nadzieje. ' T. S-ki.

15./16. 12. Zjazd Wojewódzki Polskiej P artii Socjalistycznej.

15. 12. Inauguracja roku akademickiego w Auli U. P. 16. 12. Wiec manifestacyjny przeciwko wyrokom sądów alianckich na zbrodniarzy niemieckich. Otwarcie Muzeum Prehistorycznego. 27. 12. 27 -ma rocznica Powstania Wielkopoiskiego. Uroczyste wznowienie hejnału ratuszowego. W m. grudniu powstaje Związek Przyjaciół Łużyc pod nazwą "Prołuż". Poznańska Kolej Elektryczna zakupiła wozy tramwajowe od Zarządu m. Szczecina za cenę S i pół mil. złotych.

Przez cały miesiąc grudzień płynęły ofiary społeczeństwa na "gwiazdkę" dla dzieci, ubogich i sierot oraz na Pomoc Zimową.

Za Komitet Redakcyjny: Stanisław Strugaręk. - Sekretarka Redakcji: Grażyna Kalksteinowa. - Adres Re ląkcji: Sniadeckich 60, telefon 78-21.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Stoł. M. Poznania: czasopismo poświęcone sprawom kulturalnym stołecznego miasta Poznania: organ Tow. Miłośników Stoł. Miasta Poznania 1946 marzec R.19 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry