ANTONI I JULJA WOJKOWSCYciechu, Chwaliszewie, Śródce, Zawadach. Wszędzie, gdzie się pokazał I w a n k o w s k i w długim żupanie z trzcinową, laska o wielkiej słoniowej gałce w ręku i w rogatywce, na bakier zwieszonej, obramowanej kasztanowatym barankiem, witany był z wielką rewerencją. A cóż to dopiero w większe święto, szczególniej w Boże Ciało, gdy pan cechmistrz rybacki przywdział adamaszkowy, karmazynowy żupan, a na ten kontusz ciemnozielony z wylotami, obramowany złotemi szmuklerskiemi tasiemkami, gdy opasał się litym słuckim pasem, a na głowę - z której długie- spadały kędzilory, takie, w jakich malują Pana Naczelnika Kościuszkę, (którego sam znał i pod nim walczył) -.

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym stoł. m. Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1932 R.10 Nr1

Czas czytania: ok. 2 min.

wsadził na bakier jui nie ciemną, ale białą rogatywkę, wysoką na 3 ćwierci łokcia; - to tak dziwnie się wyprostował i takiego nabierał animuszu, że mimowoli młodsze pokolenie uchylało czoła przed tym zacnym starcem o nader sympatycznej fizjognomji. A nie wolno nam pominąć, że w takie dnie świąteczne brał do ręki dłuższą trzcinę, oprawną w srebro i złoto, pod pachę wielką książkę do nabożeństwa z klamrami, a za pas zawieszał długi różaniec. Był to ostatni cechmistrz, który z namaszczeniem i niezwykłą powagą nosił przed procesją, rybacką chorągiew, a dom jego słynął jeszcze z tego, że gdy Jan Kilinski przybył zi Warszawy do Poznania dla porozumienia się z patrjotami, mieszkał i chował się u Iwankowskiego.

Odstąpiłem na chwilkę od głównej treści mego opowiadania, bo jakżeż chociaż w myśli możtna przejść obok jednego z ostatnich kontuszowców poznańskich i typów obywatelskich, które się już nie odrodzą? N a "Rybakach" , do których charakterystyki należał i mały ryneczek, który w tym czasie nie znał jeszcze nawet bruku, mieściła się jakto mówią, sama biedota. Ojciec mając tylko ogólną wskazówkę o przytułku starego wiarusa, zmuszony był zajrzeć do kilku domków. Tak zajrzeliśmy' już do piątej chatki, do której próg chcąc przestąpić, potrzeba się było dobrze schylić. Na prawo w sieni od podwórza prowadziły liche drzwi, ,poobklejane papierem, do mieszkania, z którego do sieni przedzierał się jęk chorego czło

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym stoł. m. Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1932 R.10 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry