GAZETA Wielkiego Xię stwap O Z N A N S K I E G O. Nakładem Drukarni Nadwornej Dekera i Spółki. - Redaktor: A, Wannowski. · JI#298.- W Srodę dnia 20. Grudnia 1837. Wiadomości zagranIczne. F 2 a n c y a. Z Paryża, dnia 10. Grudnia. W piśmie z Algieru z d. 25. Listopada wyrażono: Obecnie zgromadza się tu cały sztab główny armii, która wyprawę do Konstantyny odprawiła, W tej chwili znajdują się w Algierze Marszałek Valee, Generałowie Lamy Ruhlieres, Bio i Begnier z mnóstwem adjufantów i oficerów ordvnansowych. Srnn zdrowia żołnierzy widocznie się polepsza. Jeżeli tu Xiecia Nemurskiego z większą radością nie przyjmowano, jak o tern urzędowe doniesienia głosiły, pochodziło to jedynie ztąd, że Xiąię ten, nader ostrożny w mowie nie chciał i nie mógł wziąść na siebie zobowiązania zatrzymania nadal Konstantyny. Dopóki zaś ekuteczniejszy jak dotąd systemat zaprowadzony nie będzie, osadnicy wielkiej nadziei mieć nie mogą. Według najnowszych wiadomości w Bonie i Konstantynie zupełna panuje spokojność i związki bynajmniej przerwane nie zostały.W Oranie wydano następujący rozkaz dzieńny: Wszyscy żołnierze w Mryce muszą aię uprawą roli i sadzeniem drzew trudnić, a to w celu zabezpieczenia losu żołnierzy i popieranią zamiarów osady; ci zaś, którzy są przeznaczeni do pozostania tutaj, muszą sięezcze*gólniej prncami takowemi ząjmować; dla tego powinni Zuawowie i S palio wie zaraz teraz zacząć uprawiać wskazane im pola. Mogą się oni uprawą roli całkiem inaczej zająć, aniżeli ci wojskowi, którzy się tylko chwilowo w Afryce bawić będą. Mogą oni drzewa owocowe sadzić, studnie kopać, wodociągi zakładać i domy wystawiać. Lecz dla przedsiębrania prac takowych trzeba także mieć widoki, że owoce tych prac ich nie miną. Dla dania zaś, ile w mej mocy jest, rękojmi takowej, przeznaczam niniejszym rozkazem dziennym dla owych korpusów załogi w części przynajmniej włości, które uprawiać mąią. Zuawowie mogą stanowczo w Maison-carree osieść. Już wyznaczono dla nich role do uprawy perek a podług ich potrzeb i inne jeszcze pola wskazane im będą, Spahowie staną w Miserghine, gdzie piękną wieś założyć mąią. Zgramadzą się oni tam jak najprędzej i znajdą tam jak najlepszą sposobność do trudnienia się ogrodnictwem, rolnictwem i chodowamem bydia na wielką stopę. Oficerowie, podoficerawie i żołnierze mogą tamże sobie domy wy. stawiać, Z dnia II. Grudnia, Wczoraj wieczorem o godzinie 7tnej wróciła znowu N, Królowa w towarzystwie Xiecia Aumale i Xiężniczki Klementyny do Tuileryów, N. Pani zamyślała udać się aż do Nemurekiego. Lecz goniec pędzący przed pojazdem Królowej, spostrzegł w Vernon w znacznej odległości okręt parowy, i wkrótce dowiedziano się, źe się Xiąźę na pokładzie tegoż znajduje. N iedługo potem przybył Xląźę do Vernon, a dowiedziawszy się, źe matka jedzie na spotkanie jego, wysłał zaraz jednego z ewycb oficerów, który Królową o kilka godzin od N antes spotkał. Około godziny 4tej zrana znajdowała się N. Fani w Vernon i pospieszyła zaraz na brzeg, gd<ł drogi. Wyruszyłem niezwłocznie, wkroczyłem następnego poranku do Cantaviei, wtrąciłem w skrytosci Gubernatora i wszystkich wyższych oficerów do więzienia i napisałem do Cabrery, aby na zbliżający się mały oddział partyzancki zasadzki poczynił. Cabrera usłuchał mej rady, garstkę nieprzyjacielskich guerylasów tejże samej nocy schwytano, a za przybyciem Cabrery tutaj Gubernatora i 9 oficerów na rynku powieszono. Trudno pomyśleć, żeby się powtórnie o zdobycie Cantaviei kusić miano. Niech Bóg JW. Pana zachowa, - Juan de Cabaneio. - Do Ministra Wojny. Wiochy. Z Rzymu, dnia 23. Listopada. Pełnomocnik Brazylii, Kawaler Drutnmond, znajduje się teraz w Rzymie. Dotąd upoważniony był do załatwiania interesów swego Rządu w całych Włoszech. Teraz udaje się do N eapolu, gdzie oznajmi Rządowi, iż odwołany został. O czem uwiadomił już inne Dwory. Król Sardyński ofiarował mu w darze tabakierkę, kosztowną na audyencyi pożegna, wczej. Tym więc sposobem ukończył swoje interesa po nocie niespodziewanej, w końcu której żądał paszportu, i takowy otrzymał. Przeznaczony został na Pełnomocnika do Lizbony, dokąd z N eapołu popłynie. Niewiadomo kto będzie jego następcą. Lecz życzyć należy, ażeby nowy pełnomocnik był epokojniej szy, i ażeby nieporozumienia Cesarstwa Brazylijskiego z Dworem Papieżkim ukończyć się mogły w sposób zadowalający. ROZlllaite wiadolllOŚci. W i e l k a p u ś c i z n a . Pisma publiczne w ostatnich czasach rozprawiały wiele o ogromniej puściznie, ttórą księżna z Saint-Albans zostawiła po swojej Imierci. Jakkolwiek z resztą wielki jest ten majątek, jednakże nierównie mni-jszym od majątku, który zostawił po sobie Rusian basza, wielki wezyr Solimana, kochający się w przepychu, Wejyr ten bowiem zostawił po swojej śmierci 1800 niewolników, 2900 koni, II 6 o wielbłądów i mułów, 80,000 sztuk muszlinu na turbany, 780,000 złotych cechińów, 8000 sukni ceremonialnych, ir,OOO złotych czapek, 209 kies złotych, 2,000 haftowanych sukni wierzchnich, 1500 par srebrnych, a 130 par złotych ostróg, 760 szabel wysadzonych drogimi kamieniami, 1000 szabel ze śrebrnemi pochwami, 1,300,000 klejnotów, lcoc sakiew srebra w gotówce do prze wożenia na fconiach, Sio posiadłości dzie««wnych w Azyi i Europie, 470 zupełnych rynsztunków zbrojnych, 8000 egzemplarzy koran u, z których 130 kompletnych w złoto i drogiemi kamieniami oprawnych było, a nareszcie 8000 sukni rozmaitego gatunku. Ale rzeczą; najgodniejszą uwagi jest to, że zostawił po sobie sławę uczciwego człowieka, co się nie bar> dzo zgadza z mniej lub więcej sumiennem nabyciem tak ogromnego majątku. Dziejopis turecki dołącza w tej mierze następującą uwagę: "Oby M a h o m e t każdemu prawowiernemu M uzułmanowi tylko jczwartej części z tego udzielił!" Tygrzyca z swe m i młodemi. T e m p s d o n o e i: Pewien Europejczyk, będąc z swym służącym, Indyjaninetn, nazwiskiem Siampo na polowaniu, spoczywał na otwartern miejscu śród lasu. Nagle ujrzeli mnóstwo kotów morskich, które jakby przed wielkiem niebezpieczeństwem, szybko w krzaki zmykały. Tuż za niemi wypadły inne małe zwierzęta, okazujące w swoim biegu przestrach okropny. Siampo dał poznać swemu panu, że wszystkie te zwierzęta uchodzą z jednej strony i że w tym samym kierunku jest zapewnie jakieś niebezpieczeństwo. »Ach! one uciekają przed tygrysami," zawołał nagle, "t o mi węch mój i stuch powiada!" Nie trzeba tu wspominać, że Europejczyk ani tak dobrze słyszał, ani tak ostro wietrzył, wszelako pochwycił strzelbę. "Nie strzelaj pan!" rzekł Siampo, "zapewne jest ich wiele, bo ich mocno czuję." Wkrótce ziściła się jego przepowiednia, albowiem daleki ryk obił się o ucho strzelca; obadwaj przyjaciele włożyli czem prędzej na siebie tajstry, atoli szum w zaroślach, biegiem dzikich zwierząt sprawiony, już zapowiedział blizkie niebezpieczeństwo, "Wleźmy na to drzewo!" rzekł Siampo i natychmiast z szybkością niesłychaną wskoczył na odziomek zgiętego drze« wa. Europejczyk chciał także pójść za jego przykładem, ale że mu strzelba w lem przeszkadzała, musiał ją zostawić na ziemi. Byłato chwila bardzo krytyczna. U czucie grożącego niebezpieczeństwa sił mu dodało; za przykładem Siampa, objąwszy rękami i nogami odziomek, wlazł szczęśliwie na drzewo. Lecz Siampo dostał się na sam wierzchołek, a Europejczyk zajął miejsce na pochylonym konarze. Wkrótce spostrzegł z przestrachem, że konar, na którym usiadł, jest spróchniały i za najmnejszem poruszeniem złamać się może. N a domiar swego nieszczęścia obaczył tuż blizko siebie czarne, nad dużem gniazdem wijące się osy, których śmierć zadające żądła, były mu znane. Widząc, że sam stoi na pierwszej czacie, i ie tygrysy przybiegłszy najpierwej ną ścił Indyjaninowi jego stanowiska. Jakżeby chętnie rad był dostać się do swego służącego; lecz kruchy i nadpruchniały konar, straszliwi goście na dole i jadowite osy, które wokoło się zwijały, wszystko zmuszało go, nie ruszyć się z miejsca. Tymczasem nadbiegły tygrysy; było ich czworo, kilka z nich, zlanych posoką zrań świeżo otrzymanych. Między niemi znaj do wała się tygrzyca, rozjuszona wściekłością, która spostrzegłszy obu strzelców, natychmiast rzuciła się ku drzewu i wspiąwszy na nie łapy, wściekłością roziskrzone wlepiła w Europejczyka oczy. Kurzący się oddech z jej ziejącej paszczy zalatywał prawie pod jego nogi, Europejczyk obawiał się co chwila, by się do niego nie dostała. »Dobądź pan witryjolu!« zawołał do niego Indyjanin. Słowa te jak łyekawica przeniknęły Europejczyka i natychmiast W)jął z tąjstry flaszkę z witryjolern. Rozsrożona tygrzyca, patrząc w niego bez ustanku, raziła go ciągle wytężonym wzrokiem wściekłości. Z drżeniem wyciągnął Europejczyk rękę i prosto na jej oczy wylał witryjol z flaszki. Tygrzyca ryknęła okropnym głosem; strzelec przerażony, z bojaźni aby nie spadł, uchwycił się mocno konaru, i natychmiast otoczyły go na około osy. Gdy potem znowu otworzył oczy, widział jak tygrzyca wijąc się W kłąb po ziemi, ostremi pazurami krwawiła eobie głowę. Paszcz jej zczerniała, a oczy witryjolern były spalone. Powstała z ziemi i zaczęła, okropnie parskając, toczyć się w kolo; młode wydając podobnież żałosne jęki, nie odstępowały jej, ani na chwilę, "Teraz ja pokażę, co umiem," rzekł Siampo i dobywszy z kieszeni ostatki mięsa, pokrajał je w kawałki, »Daj mi pan mydła!" Europejczyk Zrozumiał przebiegłego Indyjanina; podał mu kawałek mydła, zaprawionego arszenikiem, którym Siampo naszpikował kawałki mięsa i rzucił je między młode tygrysy. Niebawem okazał się skutek trucizny. Biedne zwierzęta, które z chciwością pożarły zatrute mięso, wydając przeraźliwe wycia i jęki, skakały w górę z holu około swojej macierzy, a nareszcie, puściwszy się manowcem, szybko od niej odbiegły, "One poszły pić wodę," rzekł Siampo i trzymając się jedną ręką drzewa, zaczął z radości śpiewać i skakać na gałęzi. Wesoły głos jego mieszał się z wyciem uciekających tygrysów i z stękaniem oślepionej tygrzycy: czarne, kędzierzawe włosy jego i szatańska radość na jego ciemnej twarzy, nadawały mu postać zwierza dzikiego. Wszelako jeszcze cokolwiek niepokoiła ich tygrzyca, dla tego Siampo zlazł z największą szybkością z drzewa i podał swemu panu etrzelbę: "Teraz kolej na pana," rzekł do niego, Europejczyk nabił dwururną strzel«bę, wypalił - a tygrzyca z wściekłością się zwinęła, strzelił powtórnie - padła na miejscu. Obadwaj przyjaciele uściskali się serdec znie z radości. (R, Lw.) Podaje się niniejszem do publicznej wiadomości, że Lewin Sander kupiec tutejszy i owdowiała z Silbersteinó w Bliimchen F r i e d l a e n d e r kontraktem przedślubnym z dnia 13. m. b, wspólność mąiątku i dorobku wyłączyli, Poznań, dnia 15. Listopada 1837. K r ól. Pruski Sad Zi e msko- miejski. W wszystkich porządnych księgarniach, W Poznaniu u Heinego, dostać można dzieła: 1) Dokładny słownik polsko-n i emiecki krytycznie wypracowany przez C. Mrongowiusa. W wielkim formacie in 4to o 6 I arkusza, exemplarz po 4 ta!, J1S 8 S f _ 2) Dokładny niemiecko-polski słownik, przez tegoż. Wydanie 2gie pomnożone i poprawione in 4(0 96 arkuszy, exemplarz po 4 tal. 11J egr. Ważnego dzieła tego obydwie części już s; ukończone. Nazwisko autora tak chlubnie jest znanem w świecie uczonym, że zalecenie i rozbiór tego dzieła byłyby zbytecznym, W Królewcu, Braci» Borntraege r. Handel płodów kunsztu W Kalkowskiego, na ulicy Szerokiej Nr. 12. Na nadchodzące święta Bożego-narodzenia polecam się moim zbiorem obrazów olejnych, kamieniodrukami, miedziorytami, najaowszemi litogromiami, złotemi listewkami i rozmaitemi inne mi pięknemi płodami stósownemi na gwiazdkę i kolendę. Podpisani mąją zaszczyt donieść niniejszem, iż tegoroczna wy sta w a (panorama, miasto Messynę wystawiająca) otwartą będzie dla publiczności od dnia dzisiejszego przez święta Bożego Narodzenia codziennie od 4. do 10. wieczornej. Wejście osoby kosztuje 5 sbgr. za biletem, który znowu przy płaceniu za połowę przyjętym będzie. Przy tej sposobności polecamy nasze gwiazdkowe wyroby, jako to: marcepany, zaprawne i kandyzowane owoce, towary cukrowe i szokolatowe i t. d., to samo nasz dobrany obficie skład wszelkiego gatunku win francuzkich, reńskich, mozeJskich i węgierskich, które przedajemy w butelkach i w naczyniach, za najn» miarkowańsze ceny, Poznań, dnia ig. Grudnia 1837« J. G i o van o i i i Komp,