WOJENNE LOSY RODZINY WACŁAWA JANKOWIAKA WACŁAWA MAŁECKA Gołębie "...Wszystkie gołębie pocztowe muszą być natychmiast oddane niemieckim władzom wojskowym [...]. Niewypełnienie tego nakazu karane będzie śmiercią [...]". Ten punkt rozporządzenia władz niemieckich, które 11 września 1939 r. pojawiło się na murach miasta, był dla rodziny mojego dziadka Wacława Jankowiaka, mistrza piekarskiego i uznanego hodowcy gołębi pocztowych, pierwszym bolesnym wspomnieniem związanym z wybuchem II wojny światowej. Wieloletnia hodowla ukochanych gołębi, długodystansowych olbrzymów belgijskich, przestała istnieć. Był to też początek skomplikowanych i niejednokrotnie dramatycznych losów wojennych rodziny Jankowiaków. Piekarnia na Wronieckiej. Pierwsze dni wojny Na przełomie XIX XX wieku Wacław Jankowiak, mistrz piekarski pochodzący z wielkopolskiego Zabna, wyjechał "za chlebem" do Westfalii do Niemiec. Tutaj otworzył pierwszą polską piekarnię zaopatrującą w pieczywo polskich emigrantów pracujących w okolicznych kopalniach i hutach. W 1919 roku Wacław wraz żoną Antoniną z d. Słoma urodzoną w Kórniku i ich sześciorgiem dzieci powrócił do Wielkopolski, do Poznania. Odtąd losy rodziny zostały związane z kamienicą przy ul. Wronieckiej 10/ którą Wacław nabył za złoto od Niemca Georga Schulza, mistrza piekarskiego. Rodzina dziadka zajęła przestronneJ lO-pokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze, a w przyległej piekarni i składzie zaczęto prowadzić wypiek oraz sprzedaż pieczywa. Półki zapełniły się m.in. smakowitym chlebem razowym i sucharkami z "glancem kakaowym" / specjalnością zakładu. Osiągnięte zyski pozwoliły uzyskać rodzinie stabilizację materialną, a dzieciom zapewnić solidne wykształcenie. Naj starszy syn Józef (1904-1984) ukończył w 1923 roku Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego, a następnie Wydział Lekarski Uniwersytetu Poznańskiego. Ryc. 1. Ludwik, Adam, Józef i Wacław z matką Antoniną Jankowiak, fot. z lat 30. XX w. W 1929 roku uzyskał tytuł doktora wszechnauk lekarskich. Następnie kontynuował studia w Berlinie i w Wiedniu, w latach 60. został profesorem zwyczajnym w zakresie balneologii. Drugi syn Adam (1907-1975) był absolwentem Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczego im. G. Bergera, a w latach 1928-29 odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. W latach 1930-36 studiował na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie otrzymał dyplom lekarza medycyny. Pracę doktorską, której promotorem był prof. Franciszek Raszeja, obronił dwa lata później. W późniejszych latach stał się wybitnym znawcą w zakresie higieny i medycyny szkolnej/ obejmując stanowisko kierownika Katedry i Zakładu Higieny Ogólnej na Akademii Medycznej w Poznaniu. Trzeci syn Wacława seniora Ludwik (1912-1991) ukończył, podobnie jak Adam, Gimnazjum im. Bergera, a w 1935 roku studia na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. Kolejny rok spędził w Pitman's College w Londynie, pogłębiając wiedzę ekonomiczną i znajomość języka angielskiego. W 1936 roku został zaangażowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych i skierowany do pracy na polskiej placówce konsularnej w USA. Po wojnie otrzymał propozycję powrotu do służby dyplomatycznej/ lecz z niej nie skorzystał. W kolejnych latach poświęcił się pracy naukowo-dydaktycznej/ prowadząc Katedrę Ekonomiki Handlu Zagranicznego na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, był też dyrektorem Międzynarodowego Instytutu Stosunków Gospodarczych. W latach 70. XX wieku uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. Czwarty, najmłodszy syn, Wacław junior (1914-2008) został mistrzem piekarsko-cukierniczym i spadkobiercą piekarni dziadka przy ul. Wronieckiej. Dwie córki Aniela (1905-1983) oraz Helena (1909-2005) były Wacława Małeckaabsolwentkami Państwowej Szkoły Zeńskiej im. Dąbrówki w Poznaniu oraz Szkoły Gospodarstwa Domowego SS. Służebniczek NMP pw. Świętego Józefa w Pleszewie. Aniela, podobnie jak brat Ludwik, była też absolwentką Pitman's College w Londynie i pracowała jako tłumacz języka angielskiego, niemieckiego i francuskiego. Helena prowadziła skład dziadka, a po wojnie do lat 50. wspólnie z mężem, a moim ojcem, drogerię w Bazarze przy ul. Nowej (dziś ul. Paderewskiego ). Pod koniec lat 30. XX wieku do przejęcia rodzinnej piekarni zaczął się przygotowywać najmłodszy syn dziadka Wacław junior. Plany te pokrzyżował wybuch II wojny światowej. W wyniku powszechnej mobilizacji do dyspozycji władz wojskowych zgłosili się Wacław junior, oddając równocześnie na cele wojskowe rodzinnego Forda, oraz Adam, lekarz, podporucznik rezerwy 2. Dywizjonu 14. Pułku Artylerii Lekkiej. Obaj bracia wzięli wkrótce udział w kampanii wrześniowej. Trzeci syn Ludwik wraz z centralą Ministerstwa Spraw Zagranicznych przebywał od września do grudnia 1939 roku w Rumunii. W tym czasie w Poznaniu narastał niepokój, atmosfera coraz większego zagrożenia ze strony Niemców dążących do szybkiego germanizowania życia w mieście. Szerzyła się też brutalna agresja, były aresztowania, a także masowe wysiedlenia polskich mieszkańców. Dziadkowie uważnie obserwowali te wydarzenia, lecz jeszcze nie dopuszczali myśli, by i oni kiedyś musieli opuścić swój dom. Jak złudne były ich nadzieje przekonali się, gdy niemieccy żołdacy nieoczekiwanie wtargnęli do mieszkania przy Wronieckiej, oznajmiając rychły powrót byłego, niemieckiego właściciela kamienicy. Przy tej okazji przeszukali wszystkie pomieszczenia, zabrali kilka rzeczy, wypili znaleziony alkohol i dla zastraszenia strzelili w powietrze. Skrupulatna jak zawsze babcia Antonina zanotowała wówczas w swym kajecie: "Niemieckie żołnierze porwali podczas strzelaniny: 2 pary nożyczek nowych, 2 grzebienie, 4 noże, 3 szczotki do butów i rzeczy, 3 koszule, kalesony, nici, mydła różneJ Anielki śniegowce, pędzel, sznur do bielizny, wiadro, ścierkę, puszki z żywnością, wazę z ciastkami, wy jedli, wypili/ co było, plecak, herbata, pekary (pekarP), żyletki, 1 litr Jarzębiaku, 3 ręczniki kuchenne w paski, 1 biały i jeden adamaszkowy i jeden ze szlakiem, butelkę gencjany i poduszkę elektryczną". W tej sytuacji, także pod wpływem dobiegających zewsząd wieści, rodzina zaczęła czynić odpowiednie przygotowania na okoliczność przyszłych wydarzeń. Do przyjaciół i znajomych mieszkających w różnych punktach miasta i w jego okolicy babcia Antonina wywiozła m.in. ważniejsze dokument y/ fotografie/ pamiątki rodzinneJ w workach uszytych z koca umieściła pościel, a niezbędne rzeczy osobiste w plecakach. W jej kajecie pojawił się także kolejny zapis: "Mój plecak: [...] kapcie, płótno, 2 grube koszule nocne i dzienneJ mufka 2 , mydło, zapałki, inlet 3 , gorset, wełniane pończochy [...]". Wkrótce do Poznania, zgodnie z zapowiedzią, przybył Georg Schulz z synem Ernstem i jego rodziną, uzurpując sobie prawo do natychmiastowego objęcia kamienicy, w tym także mieszkania dziadków wraz z wyposażeniem oraz piekarni. Rodzinie Jankowiaków lInowy właściciel" tymczasowo wydzielił dwa pokoje. Ryc. 2. Kamienica przy ul. Wronieckiej 10 w czasie okupacji 19 września 1940 r. dobiegła końca największa bitwa kampanii wrześniowej - Bitwa nad Bzurą. Adam, jej uczestnik, trafił po kapitulacji stolicy do obozów jenieckich na terenie Niemiec i Austrii, pracując w izbie chorych jako lekarz obozowy. Natomiast Wacław junior, jako kierowca "zmobilizowanego", rodzinnego forda, dojechał aż na wschód, skąd cudem uniknąwszy wywózki w głąb Rosji, poprzez Lwów i Przemyśl powrócił - już bez samochodu - do rodzinnego Poznania. Tutaj otrzymał nakaz podjęcia pracy w "swojej" piekarni przejętej przez Schulza i tu przetrwał pierwsze okupacyjne miesiące. Tymczasem w Poznaniu jak i w całym Kraju Warty nadal postępował proces masowych wysiedleń, objął on również większość lokatorów kamienicy przy Wronieckiej 10. Ich miejsce zajmowali osadnicy z Niemiec. Również o wysiedleniach mówiono w Swarzędzu, gdzie u siostry babci, Pelagii Dytkiewicz, przebywał na rekonwalescencji poważnie już schorowany dziadek Wacław. Na skutek niepewnej sytuacji babcia Antonina postanowiła zabrać chorego męża do Poznania. Decyzja ta okazała się z jednej strony słuszną, gdyż wkrótce dom Dytkiewiczów przeznaczono na siedzibę niemieckiego dowództwa sztabu, z drugiej jednak strony powrót dziadka Wacława na Wroniecką spowodował natychmiastową eksmisję rodziny Jankowiaków do mieszkania o znacznie niższym standardzie znajdującego się na trzecim piętrze kamienicy. Te smutne wiadomości nie dotarły jednak do syna Wacława seniora Ludwika/ który w grudniu 1939 roku z Rumunii przedostał się do Francji, a następnie do Szwajcarii. W Szwajcarii Dywizja Strzelców Pieszych, do której został wcześniej wcielony, została rozbrojona i internowana. Do końca wojny Ludwik przebywał w obozie jenieckim w Colombier/Neuchatel. 4 lutego 1940 r. Antonina i Wacław otrzymali od niego jedną z ostatnich przed swoim wysiedleniem korespondencji adresowanej na Schinkelstrasse, bo tak podczas okupacji zwała Wacława Małecka się ul. Wroniecka. Widokówka wysłana z krótkiego pobytu w Wenecji, opatrzona stemplem "Geprueft ll (ocenzurowana), była jeszcze pełna optymistycznych treści i nie zwiastowała zbliżających się dramatycznych zdarzeń. Wysiedlenie do obozu przejściowego Lager Glowno Rodzina Jankowiaków podzieliła los tysięcy poznaniaków wysiedlonych do Generalnego Gubernatorstwa poprzez Durchgangslager Glowno, obóz przejściowy, zwany też przesiedleńczym, znajdujący się przy ul. Bałtyckiej na Głównej. Nocą 15 lutego 1940 r. Jankowiakowie w ciągu kilkunastu minut musieli opuścić mieszkanie i zająć miejsce w autobusie podstawionym przy kościółku Katarzynek. W tym czasie poważnie chory Wacław senior nie mógł się już samodzielnie poruszać. "Niemieccy żołdacy zachowywali się brutalnieJ byli wyraźnie pod wpływem alkoholu, ściągali Wacławowi spodnieJ które drżącymi rękoma nieporadnie usiłował na siebie nałożyć ll / wspomina dr Aleksandra Pospieszalska, sąsiadka i świadek tamtych zdarzeń 4 . "Z pomocą przybiegli mój ojciec i brat, mieli świadomość, że narażają życie, lecz swą stanowczością i potężnymi sylwetkami wzbudzili u młodych żołdaków respekt, a może bardziej zdziwienie, ubrali Wacława i w ową marcową, mroźną i śnieżną noc podwieźli na saniach do podstawionego pojazduII. "Takich chwil się nie zapomina ll , dodaje dr PospieszaIska. Sceny rozgrywające się na ulicy z wyraźnym rozbawieniem, a nawet głośnym chichotem obserwowali z oświetlonych i szeroko otwartych okien członkowie rodziny Schulzów, w tym dwójka małoletnich dzieci. Pozostałe okna tej okazałej, pięciopiętrowej kamienicy, zgodnie z zarządzeniem władz niemieckich szczelnie zamknięte i zasłonięte ciemną materią, tworzyły szczególnie mroczne tło tych wydarzeń. W obozie na Głównej rodzina została umieszczona w drewnianym Baracke IV Obok babci Antoniny i dziadka Wacława miejsce na betonowej posadzce pokrytej warstwą słomy zajął także Wacław junior oraz dwie jego siostry, Aniela i Helena Kaźmierowska z d. Jankowiak, moja mama, która już wówczas była młodą wdową. Helena przebywała u swych rodziców tylko czasowo i pierwotnie nie figurowała na liście wywozowej, lecz wobec brutalności całej akcji nie odważyła się przeciwstawić niemieckim rozkazom wojskowym. Wkrótce po wywózce mieszkanie Heleny przy ul. Łąkowej wraz z całym dobytkiem zaanektował niemiecki policjant. Los przesiedleńca podzielił także czwarty i zarazem naj starszy syn Wacława i Antoniny - Józef, będący podobnie jak jego młodszy brat Adam, lekarzem. Wraz z żoną został wyrzucony z mieszkania na Sołaczu przy Sachsenstrasse 12/2 (ul. Wołyńska). Nazwisko Józefa Jankowiaka znalazło się w publikacji Marii Rutowskiej Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnego Gubernatorstwa 1939-1941: "polscy lekarze, zarówno cif wyznaczeni przez władze niemieckie do sprawowania opieki lekarskiej, jak i cif którzy w poszczególnych transportach dzielili los wysiedleńców, pomagali w miarę istniejących możliwości wszystkim chorym [...]. Byli to mieszkańcy Poznania - Marian Szenic, Marceli Staroniewicz, Włodzimierz Graffstein [...]/ Zdzisław Pukacki, Józef Jankowiak [...]". Na terenie obozu lekarze przesiedleńcy zorganizowali własnymi siłami prowizoryczny szpitalik. Utarło się wtedy mówić, ku pocieszeniu, że brakuje lekarstw, brakuje środków opatrunkowych, właściwie wszystkiego, ale za to przyjmują wybitni lekarze. Szpitalik był stale przepełniony, trudne warunki sanitarneJ dokuczliwe mrozy i niedożywienie powodowały szerzenie się różnego rodzaju chorób. Wśród pacjentów znalazł się także Wacław senior. Ze względu na jego ciężki stan Józef podjął nawet próbę umieszczenia ojca w szpitalu miejskim, poza murami obozu. Starania Józefa jednak nie odniosły rezultatu i 15 marca 1940 r. o godzinie 9.15 cała rodzina po miesięcznym pobycie w obozie wyruszyła transportem kolejowym Nr 28 do Generalnego Gubernatorstwa, do Tarnobrzega. Transport ten był jednym z największych i liczył 1012 osób 5 . Deportacja do Generalnego Gubernatorstwa Po tygodniowej podróży 20 marca 1940 r. przesiedleńcy z Poznania i z Wielkopolski dotarli do Tarnobrzega 6 . Tarnobrzeg był wówczas małym, galicyjskim miasteczkiem o parterowej zabudowie amieszkałym głównie przez ludność pochodzenia żydowskiego. W 1939 roku Zydów wysiedlono z miasta, a ich domy i sklepy splądrowano. "Ktoś szukał tu skarbów, złota i pieniędzy. . ." / tłumaczono przybyłym. Jako tymczasowe schronienie przesiedleńcy otrzymali niewielki budynek miejscowej szkoły. Przez pierwsze dni panowało tam ogólne zamieszanie i ciasnota, później większość rodzin zajęła opuszczone mienie pożydowskie. Poszukiwaniem wolnego lokum dla rodziców i rodzeństwa zajęła się moja mama Helena i jej młodszy brat Wacław. W trakcie poszukiwań często mijali znajome twarze, spotkali też bliskich krewnych - siostrę Wacława seniora Zofię i jej męża Ignacego Szynalskich, wywiezionych wcześniej z Rawicza. Wszyscy borykali się z tymi samymi problemami, wszyscy walczyli o godziwe warunki codziennej egzystencji. Ostatecznie sytuacja Jankowiaków uległa poprawie, gdy swą pomoc zaoferował przypadkowo napotkany dr Edmund Łukomski z Poznania. Był on przyjacielem Adama i przed wysiedleniem pracował jako radiolog w Szpitalu im. Pawłowa. Widząc schorowanego dziadka, zaoferował rodzinie niewielkie pomieszczenie przy " swoim" mieszkaniu. Było ono wprawdzie pozbawione okien i podłóg, ale pozwalało na względną izolację i spokój. 22 marca 1940 r. Jankowiakowie otrzymali oficjalne zameldowanie, na kartach meldunkowych widniało określenie "Fluechtlinge" - uchodźcy, uciekinierzy. . . Kolejne dni wysiedlenia upływały na zdobywaniu wyposażenia do izby i na jej zabezpieczaniu przed zimnem. To zadanie wziął na siebie Wacław junior. Natomiast aprowizację rodziny zapewniała moja mama Helena. Stojąc w mroźne noce w długich kolejkach, starała się również zapamiętać krążące wśród przesiedleńców przepisy na tzw. bieda-jedzenie. W kajeciku babci pojawiły się też nowe notatki: "Recept na zupę szczawiową, rabarbarową, na marmoladę z marchwi czy budyń z bułki". Nowy, bardziej unormowany etap w życiu rodziny zaczął się jednak 27 marca 1940 r., gdy Aniela Jankowiak, siostra Heleny, otrzymała w starostwie etat sekretarki -korespondentki. Stanowisko to objęła dzięki doskonałej znajomości języków obcych, niemieckiego, angielskiego i francuskiego/ oraz doświadczeniu zawodowemu. Ze starostwem pożegnała się dopiero 31 lipca 1944 r., na kilka miesięcy przed powrotem do rodzinnego Poznania. Wacława Małecka Ryc. 3. Kenkarta Antoniny Jankowiak Pracę znalazł też Wacław junior, który najpierw zajmował się wytyczaniem i budową dróg przeznaczonych dla wojska, a potem zajął się wypiekiem chleba w miejscowej piekarni. Piekarnia należała do osiadłej w Tarnobrzegu rodziny Flisów. W 2001 roku w pierwszym numerze miejscowego kwartalnika "Afisz ll opublikowano wspomnienia. pani Ireny Flis dotyczące funkcjonowania piekarni jej ojca w okresie okupacji: "Zydów wysiedlono z miasta [.. .]. Potem przybyli do Tarn01:'rzega wysiedleni z Poznańskiego i zajęli wolne mieszkania po wysiedlonych Zydach. Piekarnia piekła na pełnych obrotach, gdyż wśród wysiedlonych byli piekarze, którzy uzyskali dostawy chleba dla firmy niemieckiej w Dębnie. Miej scowi zaczęli pobierać chleb na kartki [...]. Piekarnia funkcjonowała wtedy na trzy zmiany"7. Zakład nie przypominał jednak nowoczesnej, piekarni parowej Wacława seniora, a piec funkcjonował w oparciu o dawneJ tradycyjne zasady wypieku chleba. W tarnobrzeskiej piekarni Wacław junior pracował do końca swego pobytu w tym mieście, tj. do 1945 roku. W połowie 1940 rokuJ po trzech miesiącach pobytu na wysiedleniu, drastyczne pogorszył się stan zdrowia Wacława seniora i 28 czerwca 1940 r. dziadek zmarł w miejscowym szpitalu. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyli tylko najbliżsi, o czym świadczą zachowane fotografie z uroczystości na tarnobrzeskim cmentarzu. Nie było wśród nich Adama i Ludwika, którzy przebywali w obozach jenieckich. Antonina z trudem zniosła śmierć Wacława. Mimo że było jej dane przeżyć męża o 11 lat, to nigdy już nie cieszyła się dobrym zdrowiem ani też dawniejszym wigorem. W 1947 roku prochy Wacława seniora zostały ekshumowane do Poznania. "Dnia 28 czerwca 1940 zmarł na wysiedleniu w Tarnobrzegu nad Wisłą śp. Wacław Jankowiak - mistrz piekarski z Poznania. Po ekshumacji nastąpi złożenie do grobu drogich nam zwłok na cmentarzu regionalnym w Poznaniu (Główna)lI, informował nekrolog w "Głosie Wielkopolskim ll . Wkrótce po śmierci Wacława seniora babcia Antonina z dziećmi zamieszkała w drewnianej, parterowej chacie przy ul. Mickiewicza 5. Mimo poprawy warunków bytowych i względnej stabilizacji nie mieli zamiaru się tutaj zakorzeniać/ ich dom był przecież w Poznaniu, do niego mieli nadzieję kiedyś wrócić. Późną jesienią 1940 roku szansa na wcześniejszy powrót do rodzinnego miasta pojawiła się dla mojej mamy Heleny. Postanowiła wrócić do Poznania, by z jednej strony "mieć okoli na pozostawiony tu dom i mienie, z drugiej wydawało się, że na terenach włączonych do Rzeszy są korzystniejsze przydziały kartkoweJ więc będzie można pomóc wysiedlonej rodzinie. W jaki sposób uzyskała pozwolenie na powrót do Poznania, nie wiadomo, być może stało się to dzięki staraniom pracującej w starostwie Anieli. Powrót Heleny Po przyjeździe Helenie udało się otrzymać niewielkie lokum oraz pracę u rodziny Romualda Schuberta, polsko-niemieckiego małżeństwa. Przed wojną rodzina Schubertów mieszkała na Wronieckiej 10/ w kamienicy dziadka, prowadząc tam perfumerię sąsiadującą z piekarnią. Potem skład ten przejął Józef Koperski, otwierając w tym miejscu znaną poznańską zielarnię. Podczas okupacji zielarnię przejął drogista Harry Ploegert przybyły z Łotwy (Baltendeutsch), a Schubertowie stali się właścicielami eleganckiego salonu, oferującego m.in. francuskie perfumy i kosmetyki, przy ul. 27 Grudnia 11 naprzeciw Teatru Polskiego (dawniej Drogeria Warszawska). Za ladą ich salonu stanęła właśnie Helena. Młoda, miła i zwinna ekspedientka doskonale znająca język niemiecki szybko pozyskała sobie sympatię wybrednych klientek, wpadła też w oko pewnemu młodemu adeptowi szkoły drogeryjnej zatrudnionemu w tejże perfumerii. Helenie nie było jednak dane dłużej pracować u Schubertów, jej sytuacja uległa zmianie, gdy na zakupy do perfumerii przybyła Maria Greiser, żona namiestnika Kraju Warty. Obsługa tej szczególnej klientki przypadła akurat Helenie. "Byłam z pewnością blada i ręce mi drżały, pracowałam tu przecież nielegalnie, bez zezwolenia, obserwowała mnie też jej asysta. Potem pani Greiser, zwracając się do mnie "Lenchen ll , podziękowała za miłą obsługę i uściskała jeszcze moją rękę, nieświadoma przecież, że jestem Polkąll, wspominała mama. Sceny te z przerażeniem obserwował pracodawca Heleny Romuald Schubert, zdawał sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji tego zajścia. Helena musiała opuścić swoje miejsce pracy i zajmowane u Schubertów lokum. Potem ekskluzywna perfumeria uległa likwidacji jako placówka zbędna w okresie okupacji, a Schubertowie przenieśli się do Wiednia. W latach 90. w podróż sentymentalną do Poznania udał się jeden z ich synów, Henryk Schubert, tenor operowy, urodzony przed wojną na Wronieckiej i tu mieszkający przez cały okres swej młodości. Podczas pobytu w Poznaniu Henryk spotkał się także z moją mamą. Wacława Małecka Ryc. 4. Okupacyjny Sylwester w mieszkaniu przy ul. Strzeleckiej; od lewej siedzą: Aleksandra PospieszaIska, nn, Katarzyna Witkowska, stoją: Jadwiga Koperska i Helana Jankowiakówna Bezdomnej i bezrobotnej Helenie z pomocą przyszli państwo Pospieszalscy, udostępniając jej jedyny wolny kąt w i tak już nadmiernie zagęszczonym lokum przy ul. Strzeleckiej 22/24. Przed wojną rodzina Pospieszalskich mieszkała w kamienicy przy Wronieckiej 10/ a pod nowym adresem znaleźli się w ramach akcji wysiedlania Polaków do mieszkań o niższym standardzie. Poza rodziną Pospieszalskich trzypokojowe mieszkanie przy Strzeleckiej zajmowali także państwo Jadwiga i Józef Koperscy z córką Bożenką, właściciele wspomnianej zielarni przy ul. Wronieckiej 10/ pan Jan Czerwiński, kupiec wysiedlony ze Starego Rynku, oraz pani Maria Witkowska z córką Katarzyną, właścicielki zakładu fryzjerskiego przy ul. Mielżyńskiego. Rodziny te otoczyły Helenę serdeczną opieką, dzieliły się z nią posiłkami i odzieniem. Tutaj też Helena wypiła pierwszą po wielu miesiącach dobrą kawę sparzoną ze świeżo palonych ziaren. "Już nie pamiętam, gdzie te cenne ziarenka zostały zdobyteJ lecz pamiętam, jak je w kuchni palono/ był to bowiem cały ceremoniał. By uniknąć podejrzeń ze strony Niemców i stłumić aromat palonych ziaren kawy, pani Witkowska najpierw paliła szmaty. Tworzyły się niezłe kłęby dymu i wydzielał się nieprzyjemny zapach, ale kawa potem była wspaniała", wspominała mama. Z powodu oszczędności wieczorami wszyscy domownicy gromadzili się przy wspólnym stole wokół zapalonej lampy, w której świetle kobiety dziergały serwetki, śpiewano godzinki, pieśni religijne i harcerskie. Na sylwestra zaś urządzano przebieranki. Czasami do mieszkania przy Strzeleckiej przychodził zaprzyjaźniony z rodziną ks. Edward Wojtylak, pracujący jako stróż, który w jednym z pokoi spowiadał wszystkich domowników, a następnie pił z nimi herbatę. Helenie udało się też znaleźć zatrudnienie. Z "Arbeitsamtu ll otrzymała skierowanie do pracy w charakterze sprzątaczki, a potem pomocy administracyjnej w dziale technicznym Reichsgautheater Posen. Dekoratornia, warsztaty i magazyny opery mieściły się w kościele Bernardynów przy Bernhardinerplatz (pl. Bernardyński) oraz w przyległych budynkach klasztornych. Helena, jako przedwojenna bywalczyni przedstawień i koncertów symfonicznych, nie czuła się wyobcowana w środowisku zatrudnionych tam Polaków, pracowników poznańskiej opery. Nawiązała też bliższą znajomość z cenionym poznańskim scenografem Zygmuntem Szpringierem; Niemcy chcieli go potem zatrudnić w Operze Berlińskiej, lecz odmówił. Charakterystyczna sylwetka scenarzysty/ wyróżniającego się słusznym wzrostem, widnieje na jednym ze zdjęć zamieszczonych w programie Reichsgautheater Posen na sezon operowy 1942/43. Ryc. 5. Dekoratornia Opery w nie czynnym kościele Franciszkanów przy pl. Bernardyńskim; u dołu fotografii w białym kitlu stoi Helena Jankowiakówna Wacława Małecka Na zdjęciu tym można także dostrzec postać mojej mamy krzątającej się wokół dekoracji rozłożonych na posadzce kościelnej. "Na płaszcz czy sweter nakładałam biały kitel, miałam też chustkę na głowie, była przecież mroźna zima, a we wnętrzu kościoła/dekoratorni panował przejmujący chłód", wspominała Helena. W 1944 roku Szpringier sporządził portrety Heleny oraz jej męża, Alfreda Wawrzyniaka, owego młodego drogisty poznanego w perfumerii Schubertów, a później mojego ojca. Rodzice pobrali się w Poznaniu 25 grudnia 1943 r., lecz zanim małżeństwo zostało zawarte musieli pokonać wiele trudności formalnych. Podczas okupacji Niemcy wprowadzili specjalne prawo, na mocy którego Polacy mogli zawierać związki małżeńskie tylko wówczas, gdy kobiety ukończyły 26 lat, a mężczyźni 28. Chodziło o ograniczenie polskiego potomstwa. Łamanie tego prawa podlegało karze. Ceremonia ślubna była skromna/ wspomina o niej Krystyna Wawrzyniak-Medycka, siostra Alfreda: "Fred chciał zawrzeć związek małżeński. Według niemieckiego prawa byli wyraźnie "za młodzi" / jednak nie bardzo chcieli czekać i po kryjomu, w sobie tylko wiadomy sposób załatwili kontrakt cywilny. Natomiast ślubu kościelnego młodej parze udzielił ks. Edward Wojtylak, odbył się on w naszym mieszkaniu przy ul. Półwiejskiej 25 grudnia 1943 r., świadkami byli: ze strony pana młodego nasza mama Bronisława Wawrzyniak, a ze strony panny młodej pan Edward PospieszaIski. Zapis tego wydarzenia w parafialnej księdze kościoła farnego znalazł się dopiero w 1945 rokuJ Ryc. 6. Helena i Alfred Wawrzyniakowie, gdy wszelkie urzędy, w tym fot. z 1943 r. kościelneJ zaczęły powoli nor Ryc. 7. Grupa mieszkańców Poznania skierowana do kopania rowów przeciwczołgowych w Kobylempolu; szósta od lewej w jasnym fartuchu Helena Warzyniak maInie funkcjonować. Ślubna ceremonia była uroczysta, ale cicha. Mama zrobiła wyjątkowy pyszny obiad [...]. Potem Fredowie wyprowadzili się do małego mieszkanka przy ul. Wronieckiej 16"8. Ostatnie okupacyjne miesiące Helena spędziła w Kobylempolu, kopiąc rowy przeciwczołgoweJ a potem została wywieziona pod Łódź, gdzie wiązała faszyny zaporowe. Koniec wojny spędziła wraz z mężem w piwnicy domu przy ul. Wronieckiej 16. "Byliśmy świadkami walk o Cytadelę i ucieczki rodziny Schulza, a potem pilnowaliśmy ojcowizny. Gdy już się wydawało, że piekarnia i jej wyposażenie mogą być uratowaneJ wkroczyli Rosjanie, w piekarni urządzili stajnie dla koni i zniszczyli cały dobytek" / wspominała Helena. Koniec wojny i powroty do domu Antonina Jankowiak z Anielą i Wacławem juniorem powrócili do Poznania na początku marca 1945 rokuJ do nich dołączył wkrótce naj starszy syn Józef. Józef spędził całą okupację w Warszawie, pracując jako lekarz w Zakładzie Fizykoterapii w warszawskiej Ubezpieczalni Społecznej. Miesiąc później, w kwietniu 1945 rokuJ do domu powrócił także Adam, który po zwolnieniu z obozu jenieckiego pracował w Państwowych Zakładach Inżynierii "Ursus" pod Warszawą w charakterze kierownika ośrodka zdrowia oraz jako wolontariusz w I Klinice Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Warszawskiego. W styczniu 1944 roku za działalność konspiracyjną został aresztowany i osadzony na Pawiaku, skąd, Wacława Małecka Ryc. 8. Dokument uwolnienia Adama Jankowiaka z więzienia w Warszawiedzięki staraniom rodziny, został zwolniony 24 lutego 1944 r. Ostatnie miesiące wojny pracował jako lekarz pod Warszawą. Czwarty syn Ludwik, internowany w Szwajcarii, do Poznania wrócił dopiero w 1947 roku. Po zakończeniu wojny został zdemobilizowany i ze względu na biegłą znajomość kilku języków obcych został kolejno zatrudniany w organizacji UNRRA, w Polskiej Misji Wojskowej, Delegaturze American Polish War Relief oraz w Polskim Czerwonym Krzyżu w Monachium. Epilog Po zakończeniu działań wojennych cała rodzina z zapałem przystąpiła do odbudowy piekarni, remontu wymagało też mieszkanie. Wobec powszechnego braku wolnych lokali w zniszczonym Poznaniu lO-pokojowa własność dziadków została podzielona na kilka oddzielnych mieszkań, zapewniając tym samym znośne warunki bytowe kolejnemu pokoleniu rodziny Jankowiaków. Piekarnia dziadka Wacława przy Wronieckiej 10 wznowiła swą działalność 15 marca 1946 r. Nad składem ponownie zawisł szyld "Piekarnia Parowa, specjalność chleb razowy i sucharki - Wacław Jankowiak junior". Okres powojennej świetności piekarni nie trwał jednak długo, w 1953 rokuJ w nowych realiach ekonomicznych piekarnia została odebrana i znacjonalizowana. Po kilku latach na skutek braku środków finansowych i innych zaniedbań państwowy zakład ostatecznie zamknięt0 9 . Pewnego dnia w latach 80. Helenę J ankowiak zaniepokoiło donośne pukanie do drzwi. W progu mieszkania ujrzała żonę Ernsta Schulza. "Meine Wohnung will ich sehen, spricht die da aber Deutsch?1I (Chcę zobaczyć moje mieszkanie, ale czy ona aby mówi po niemiecku?), padło pytanie. Odpowiedzią było milczenie Heleny i zamknięcie drzwi. Wróciło wspomnienie owej marcowej nocy 1940 roku... PRZYPISY: 1 pekari (pot. pekary), rękawiczki skórzane wykonane z cennej skóry dzika pekari. 2 mufka (niem. Muffe), element stroju kobiecego, rodzaj niewielkiego rulonu wykonanego najczęściej z futra i zawieszonego na szyi, do którego z obu stron wsuwało się dłonie, chroniąc je przed zimnem. 3 Inlet, rodzaj silnie gładzonej tkaniny bawełnianej używanej na wsypy pościelowe. 4 Dr Aleksandra PospieszaIska, lekarz pediatra, obecnie mieszkająca w Opolu, ostatni żyjący świadek tamtych wydarzeń. 5 Liste No 28 der evakuierten Personen, die am 15. III. 1940 aus dem Lager Glowno (Posen Ost) in das Generalgouvernement abtransportiert word en sind. Sygn. Akt archiwalnych I.Z. Dok. I - 699 na liście nr 28 z 15. 3. 1940 r. 6 Szczegółowy opis tej deportacji zachował się we wspomnieniach E Domichowskiego częściowo opublikowanych w książce M. Rutowskiej, Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnego Gubernatorstwa 1939-1941, Poznań 2003, s. 206-209. 7 I. Flis, Moja Rodzina, "AFISZ", styczeń, luty, marzec 2001. 8 K. Medycka, Wacław Wawrzyniak - wróg III Rzeszy, Poznań 2005. 9 W Małecka, Poznańskie rody i rodziny - ]ankowiakowie, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Poznań 2004.