DOMY I RODZINY NA GŁÓWNEJ KAZIMIERA Z HOFFMANNÓW TALARCZTI(OWA D om dziadków na Głównej 29 (obecnie 63) stał samotnie wśród zieleni. Posesję kupiła w 1906 roku moja babcia Domicella z Wyrembeckich Hoffmannowa\ która rok wcześniej przeprowadziła 2 się tu z Poznania wraz z mężem Józefem 3 i czwórką dzieci: córkami Franciszką, Leokadią i Ludwiką oraz synem Tadeuszem. W 1937 roku babka przekazała dom Tadeuszowi, mojemu ojcu. Urodziłam się w 1923 roku i mieszkałam w tym domu 25 lat. Nasza kamienica była jednym z najładniejszych domów wzniesionych z początkiem XX wieku na terenie wsi Główna. Dwupiętrowa, z poddaszem, miała ściany licowane wiśniowo-brązową cegłą klinkierową, a drzwi i okna obramowane jasnymi gzymsami. Cztery balkony z metalowymi, secesyjnymi balustradami, po dwa na każdym piętrze, były tak duże, że na każdym z nich mogło zasiadać do podwieczorku kilka osób. Wejście do kamienicy zamykały pięknie profilowane drewniane drzwi w kolorze spatynowanej miedzi. Obszerną sień zdobiły barwne malowidła przedstawiające sceny rodzajowe, a strop - sztukaterie z motywem liści akantu. Schody były drewniane z takąż balustradą i toczonymi tralkami, które dziś zachowały się jedynie fragmentarycznie. Wszystkie drzwi prowadzące do mieszkań miały w górnej części witrażowe szybki, a na dole białe szkło trawione. Na prawo wchodziło się do naszego mieszkania połączonego z dobudowanym parterowym budynkiem, gdzie urządzono kuchnię i służbówkę. Po lewej stronie sieni od ulicy mieszkał szewc Budnik, a od podwórza, w jednym pokoju z kuchnią - Pawlaczykowie. Tu mieliśmy też jeden pokój na cele gospodarcze. Z sieni przechodziło się na podwórze, gdzie stał budynek piekarni moich dziadków, wzniesiony z czerwonej cegły, z dekoracyjnym fryzem. Nieopodal znajdowały się stajnia i zabudowania gospodarcze. Początkowo wodę studzienną czerpano przy pomocy pompy usytuowanej pośrodku podwórza. Na początku lat 30. XX wieku pod budynkiem piekarni urządzono miejsce poboru wody dla mieszkańców, a jeszcze później doprowadzono wodę do wnętrza domu. Oświetlenie było gazowe. W każdym domu był zapas koszulek żarowych, gdyż łatwo ulegały zniszczeniu. Odkąd pamiętam, na pierwszym piętrze pięciopokojowe mieszkanie wynajmowała rodzina Ludwika Ochockiego, natomiast na drugim, po tej samej stronie, żyła rodzina Kaniastych. W latach 30. XX wieku i Ochoccy, i Kaniastowie wyprowadzili się, a mieszkania zajęli kolejni lokatorzy. Po lewej stronie domu usytuowana była metalowa brama wjazdowa z secesyjnym zwieńczeniem prowadząca do wozowni, później, gdy mój ojciec kupił samochód, zamienionej na garaż. Blisko wjazdu znajdowało się duże okno wystawowe sklepu wdowy Anny Wachowiakowej, która handlowała owocami i jarzynami. W dawniejszych czasach, kiedy dziadkowie zajmowali cały parter po obu stronach korytarza, w tym sklepie (wówczas nazywał się "Fortuna") sprzedawano pieczywo. Ryc. 1. Domicella Wyrembecka, córka Emilii z Dłużewiczów i Stanisława Wyrembeckiego, jako 19-1etnia panna, fot. z 1891 r. Ryc. 2. Ludwika, córka Domicelli z Wyrembeckich i Józefa Hoffmanna, fot. z 1919 r. Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa Ryc. 3. Kazimiera Hoffmannówna, córka Marianny i Tadeusza, w wieku 19 lat, fot. z 1942 r. Ryc. 4. Marianna z Szymkowiaków (ur. 1900) i Tadeusz (ur. 1894) Hoffmannowie, fot. z 1942 r. Sąsiedzi z ul. Głównej Na narożniku ulic Głównej i Gdyńskiej stoi dom z trzema wejściami o podwójnej numeracji, niegdyś należący do rodziny Wolnych, a potem do niejakiego Bukowskiego. W latach 30. XX wieku Wolni już w tym domu nie mieszkali, podobno wszyscy wyjechali do Ameryki. Od strony ul. Gdyńskiej Michał Jęchorek prowadził sklep rzeźnicki, a od ul. Głównej towary spożywcze i porcelanę sprzedawała Kaczmarkowa, której mąż był podoficerem w wojsku polskim. Mieli syna Henia i córkę Helę. Po nich sklep przejęli Czerwińscy. Tylko jeden pion tej kamienicy miał ubikacje umieszczone w specjalnej dobudówce we wnętrzu budynku, pozostali mieszkańcy musieli chodzić na podwórze. Obok domu Wolnych, pod numerem 30, stał mały, biały dom Morawskich. Zostało po nim puste miejsce otoczone wysokim płotem i trzy duże kasztanowce rosnące na chodniku. Właściciele zajmowali parter, a na poddaszu mieszkali Wojciech Goderski, robotnik, i Marianna Chałupka. Około 1936 roku z Francji wróciła jej córka, po mężu Janiszczak, z dorosłymi już córkami: Pelą, Salomeą i Marysią, ta ostatnia z córeczką Andre. Stojącą obok naszego domu kamienicę czynszową wystawioną przez krawca Markowskiego kupili w 1937 roku Kazimiera i Józef Żurawscy. Oboje już niemłodzi, bezdzietni, zajmowali na pierwszym piętrze trzypokojowe, dobrze urządzone mieszkanie. Tworzyli piękną parę. Ona, o kasztanowych, później srebrnych włosach, długo zachowała urodę. On, elegancki, wysoki ciemny blondyn, wtedy z angielskim wąsikiem, zaciągał po kresowemu. Zauważalni dla tutejszej społeczności przez odrębny styl życia, zostali dobrze przyjęci. Pan Józef był gawędziarzem, ale potrafił też uważnie słuchać. N a terenie swojej parceli założył ogród. Zaangażowany w obywatelskie działania obronne, pozostał na posterunku, kiedy panika po zbombardowaniu Głównej 1 września 1939 r. wymiotła ludzi do przysiółków. W czasie walk o Poznań w 1945 roku jego dom nie ucierpiał, ale później, objęty przymusową gospodarką, przestał przynosić dochód. Chociaż Żurawscy przezornie przenieśli się do dwupokojowego mieszkania, nie uniknęli przykrości znoszenia przez długie lata narzuconych współlokatorów. Pani Kazimiera pozbywała się serwisów i spieniężała inne, już nieprzydatne rzeczy. Pan Józef zarabiał jako portier w "Perunie ". Kazimiera Żurawska zginęła tragicznie latem 1977 roku potrącona najezdni przez motocyklistę. Pan Józef żył jeszcze kilka lat. Do końca życia dzielny i o jasnym umyśle. Krótko przed śmiercią pojechał do swego rodzinnego Żytomierza. Zmarł w 1983 roku i spoczął obok swojej żony na Miłostowskim cmentarzu. Dom Weidemannów pod numerem 28 dziś pozbawiony jest dawnego wdzięku. Niektóre okna od strony ul. Nadolnik ma zamurowane. Do położonego Ryc. 5. Dom Domicelli z Wyrembeckich Hoffinannowej przy ul. Głównej 29 (obecnie 63), fot. z ok. 1939 r. Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa w głębi posesji budynku prowadził podjazd; pamiętam murowane słupki bramne i zaniedbany trawnik, po którym dreptały gęsi. Tereny należące do Weidemanna dochodziły prawie do stawów młyńskich. Przy N adolniku był ogród kwiatowy, a z tyłu sad i warzywnik sięgający do wielkiej topoli, która rosła na skraju łąki. Ten teren dzierżawił ogrodnik Stanisław Pietruszyński, lokator Weidemannów. Mieszkali tam również lekarz Edward Janik, nauczyciel Bolesław Zieliński i wdowa Marta Wenzkowa. Dziś w miejscu dawnego podjazdu, obok domu Żurawskich, stoi duży szary blok Pometu, zajmujący trzy działki, przy którym jest przystanek autobusowy. Budowano go w 1948 roku, kiedy już na Głównej nie mieszkałam. Po 1935 roku, niemal równocześnie z domem Żurawskich, na narożniku ulic Głównej i Nadolnik, w miejscu rozległego warsztatu kołodziejskiego Cofty, stanął budynek aptekarza Pyszkowskiego. Do dziś jest w nim apteka. Nieistniejący dom Smólskich pod numerem 26 stał po przeciwnej stronie ul. Nadolnik 4 . Budynek był parterowy, rozłożysty, tynkowany na biało, z dwuspadowym dachem krytym papą. Frontem nieco wysforowany wobec sąsiedniego domu Franciszka Duszczaka pod numerem 25. Na chodniku z dobrze ubitej ziemi wystarczało miejsca na postawienie konia z powózką. Posesja była duża. Za domem rozciągał się ogród aż do narożnika N adolnika i Średniej. Do frontowego budynku przyklejono piętrową oficynkę, zwróconą tyłem do ul. Nadolnik. W części warzywnika bliżej domu znajdowała się ziemianka pełniąca funkcję piwnicy. Wjazd usytuowano na końcu posesji, blisko ul. Średniej. Kolejno stały tam: stajnia, wozownia, drewutnia, a za nią wędzarnia i warsztat rzeźnicki, osobny skład Ryc. 6. Antoni Małecki (z prawej) z żoną Jadwigą z Kaftańskich, córką Jadwigą, synem Feliksem i pracownikami przed domem Duszczaka przy ul. Głównej 25, fot. z 1941 r. Ryc. 7. Władysława z domu Piotrowska i Kazimierz Smólscy z córkami: Stasia (ur. 1910), Jadzią (ur. 1905) i Mcuysią (ur. 1909), fot. z ok. 1915 r. na liczne sprzęty przydatne przy wyrabianiu kiełbas i, już najbliżej domu, pomieszczenie będące łaźnią i pralnią. Na podwórze wychodziło okno kuchni, która, wyposażona w ciemne, dębowe meble i półki, służyła równocześnie za jadalnię. Z kuchni było przejście do sklepu rzeźnickiego, a naprzeciw, przez sień, wchodziło się do saloniku. Jedno z okien wychodziło na ogród, drugie zaś na Nadolnik. Z tego okna, zanim postawił tam swą kamienicę aptekarz Pyszkowski, rozciągał się widok na wypełniony drewnianymi częściami do wozów, kołami i dyszlami warsztat kołodzieja Cofty. Wszystko, co z tego warsztatu wychodziło, było rękodziełem. Brat Kazimierza Smólskiego, Władysław, pilnował domu od frontu. Był kawalerem, rosłej postury, przez rodzinę nazywany Panem Niepraktycznym. Od strony ul. Głównej prowadził śniadalnię. Stało tu kilka stołów, zawsze czysto nakrytych, pod kufle dawano wzorzyste tekturowe krążki reklamujące browary. Gospodarz serwował gorącą kiełbasę, golonkę, galart, a kto piwa nie lubił, mógł wypić herbatę. Przed południem klientami byli gospodarze z pobliskich wsi, a wieczorem zbierali się obywatele z Głównej: kupcy, rzemieślnicy i bracia kurkowi. Grano w karty i rozmawiano. W niedzielę lokal zamykano. Ściany sklepu rzeźnickiego Smólskich wyłożone były jasnymi płytkami z bladoniebieskim obramieniem. Na hakach rozwieszano wianuszki kiełbas, inne wędliny, ułożone na półmiskach, wystawiano na ladzie z marmurową płytą od stro Kazimiera z Ho[[mannów Talarczykowany klienta odgrodzonej grubą szybą. Za ladą stała sama właścicielka, drobna, gładko uczesana i dystyngowana pani Smólska wraz ze śliczną córką Marysią, bardzo do matki podobną. Sprzedawały kiełbasy królewiecką, strzelecką, parzoną, białą, krakowską surową oraz suszoną "knobloszek", czyli kiełbasę czosnkową, i cienkie parówki, nazywane sosyskami lub winerkami. Były soczyste i niepowtarzalne! Do "obkładu" kupowano szynkową, cytrynową, mortadelę, salceson ozorowy, szynkę gotowaną oraz łososiową. Była też wątrobianka, kaszanka i bulczanka dla amatorów. Towar pakowano w pergamin albo papier zwany Jawa. Czasami jednak nawet najbardziej przywiązana i wierna klientela kupowała wybrane specjały u konkurencji. Po najlepszą kiełbasę wielkanocną wybierano się do mistrza Franciszka Duszczaka, który prowadził sklep w sąsiednim domu. Prominentna klientka Smólskich, pani dyrektorowa Górnicka, zamawiała u Duszczaka białą kiełbasę specjalnie dla niej przygotowaną na podsmażanej cebuli. Biedni przychodzili z garnkami po kiszczonkę, czyli rosół, który pozostawał po wygotowaniu kiełbas i kaszanki. Panowie Smólscy, Kazimierz i Władysław, byli członkami Bractwa Kurkowego, żona Kazimierza udzielała się w Stowarzyszeniu Pań Wincentek, a panny Smólskie, Jadwiga, Stanisława, Marysia i Zosia, oraz ich bracia Leon i Bolek edukowali się w szkołach w mieście. Bolek był lewoskrzydłowym "Polonii", a później "Warty". Poza Stanisławą reszta rodzeństwa założyła rodziny. Wszyscy odeszli już z tego świata. Ryc. 8. Aleksandra z Szymańskich (1892-1983), żona Władysława Artura Górnickiego, dyrektora I Oddziału zakładów H. Cegielski na Głównej, [ot. z ok. 1935 r. Za domem członka Bractwa Kurkowego i króla kurkowego Franciszka Duszczaka znajdowały się gospodarstwa wiejskie Lisieckich. Posesja jest dziś w dużej części niezabudowana, rosną tam bzy i trawa. Do Michała Lisieckiego należał mały, niski dom nr 22, z podwyższającą go attyką o falistym kształcie, malowany teraz na zielono. W latach 90. XX wieku dobudowano do niego parterowy budynek, w którym mieści się sklep z gospodarstwem domowym. Z domem Lisieckiego sąsiadowały trzy kamienice jednakowej wysokości należące do Kirschków (nr 21), Mullerów (nr 20) i ostatni, narożnikowy z Rynkiem Wschodnim - do warszawiaka Jana Offierskiego (nr 19). W kamienicy Kirschków na parterze były piekarnia i skład żelazny Michała Sikorskiego, natomiast w domu Offierskiego - apteka dra Dreschera "Przy Krzyżu" (gdyż obok niej stał drewniany krzyż otoczony żeliwnym płotkiem, wzniesiony w XIX wieku» o pięknym, stylowym wystroju, do której wchodziło się ze ściętego narożnika. To naroże wieńczył szczyt o fantazyjnym kształcie. Po przeniesieniu apteki w inne miejsce Stefan Machowski sprzedawał tu szkło, porcelanę i garnki. W domu Offierskiego był również sklep spożywczy, do którego wejście wiodło z Głównej, a prowadziła go, z pomocą krewniaka, bladego młodzieńca w okularach, pani Dembińska. W lokalu, większym od innych sklepów na Głównej, zasobnym w towar, był ciągły ruch. Nieco dalej w tym samym domu, na wprost Rynku był sklep pań Kubczak z pasmanterią, galanterią i robótkami. W pobliżu Średniej znajdował się jeszcze jeden, w którym Gogacz sprzedawał "mydło i powidło". W pewnym oddaleniu od linii zabudowy ul. Głównej stoi, pod numerem 16, dom nauczyciela Kazimierza Schulza. Jest to dwukondygnacyjna, szeroka kamienica z dekoracją architektoniczną okien i drzwi, dziś mocno zmienioną przez liczne modernizacje. Sąsiaduje z niewielkim ogrodem, w którym przed wojną odbywały się wenty, czyli zabawy letnie. Schulz mieszkał do śmierci w swoim domu, zajmując z rodziną całe piętro. Miał trzech synów: Stefana, właściciela składu nasion przy ul. Pocztowej 29, a później przy ul. Wielkiej, Edwarda, nau Ryc. 9. Rodzina Duszczaków, siedzą od lewej: córka Halina, syn Marian, koleżanka Irena Zabłocka z domu Laskowska, córka Aneta, mama Maria z Piechowiaków, tata Franciszek, córka Aleksandra, koleżanka Tomikiewicz i NN, fot. z 8 grudnia 1931 r. Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowaczyciela, który, aresztowany w Kaliszu w czasie okupacji, zginął w Auschwitz, i Zygmunta. Jedna z córek właściciela kamienicy pracowała w aptece. Kazimierz Schulz był średniego wzrostu, zawsze starannie ubranym panem. Spacerował z białym owczarkiem podhalańskim, Juhasem. Od miasta do Głównej wiedzie łukiem droga, niegdyś brukowana i ocieniona drzewami, dziś zachowanymi tylko szczątkowo. W połowie tej drogi, między Zawadami i Główną, wśród zieleni stał samotny dom niewątpliwie należący do najoryginalniejszych na Głównej. Była to zgrabna willa z intrygującymi płaskorzeźbami przedstawiającymi rozmaite stwory. Mieszkał w niej budowniczy i sztukator Roman Bzy!. Studiował w Monachium, skąd przywiózł żonę Niemkę, elegancką, skromną kobietę, która nigdy nie nauczyła się mówić dobrze po polsku, być może dlatego, że miała wadę słuchu. Wychowywali jedyną córkę Eleonorę. Kiedy pan Roman wzniósł dla siebie nowy, parterowy dom z płaskim dachem, opuścił willę. Wówczas zamieszkał w niej jego przyjaciel Pytliński z żoną i synem. Podobno w czasie I wojny światowej uratował życie Bzylowi. Pod koniec II wojny światowej Roman Bzyl, mimo podeszłego wieku wcielony do Volkssturmu, zaginął bez wieści. W jego dawnej willi przez okres okupacji przechowywał księgozbiory i ważne papiery prof. Bruno Czajkowski. Ryc. 10. Dzieci Marii z domu Bobkiewicz i Stanisława Kirschke, od lewej: Telesfor, Henryka i Mieczysława, z tylu: Tadeusz, Czesław i Stanislaw, fot. z ok. 1919 r. Naprzeciw naszego domu, po lewej stronie ul. Głównej, z wejściem od ul. Krańcowej, stoi niewielki dom ze spadzistym dachem, ścianami z żółtej cegły i czerwonymi obramieniami okien i drzwi. Kiedyś otaczał go palisadowy, drewniany płot. Należał do wojska, w 1945 roku zajęli go Rosjanie i krótko była to siedziba NKWD. Przy narożniku ulic Wiejskiej i Głównej stoi dom Bielawskich. Właściciele mieli w nim sklep spożywczy, przejęty później przez Isię Polakową, która dodatkowo sprzedawała paszę z magazynu w podwórzu. W kamienicy był jeszcze drugi sklep, od strony ul. Głównej. Sprzedawała tam galanterię pani Białasikowa "starsza", matka Wiktora, członka Bractwa Kurkowego. Po niej sklep prowadziła dystyngowana pani Załuska, a pomagała jej siostra nazywana "białym murzynem". W 1938 roku nastąpiło przebranżowienie sklepu - szewc Jagodziński robił tu buty na miarę. Po wojnie sklep od strony ul. Głównej zlikwidowano. Kamienicę Bielawskich nabył emerytowany nauczyciel z Jeżyc Józef Nowicki (równocześnie kupił od Jana Offierskiego dom przy Rynku Wschodnim, w którym dawniej mieściła się apteka "Pod Krzyżem"). Wśród jego lokatorów była rodzina Spychałów , wszyscy dorodni blondyni. Synowie, jedyna córka i ojciec kolejarz należeli do Sokoła. Nowicki, którego matka była Niemką, podpisał Volkslist e i utracił po wojnie prawo do swej własności. Dom Góreckich i Weychanów pod numerem 106 mieścił na parterze zakład fryzjerski dla panów oraz elegancki sklep Spółdzielni Spożywców "Zgoda". Kierownik, pan Algusiewicz, zatrudniał wyłącznie subiektów. Mieszkał tam Anatol z Bractwa Trzeźwości, a także znani mi dobrze bracia Majchrzakowie, harcerze. W podwórzu wyrabiano i sprzedawano lody w wafelkach. Dom nr 107 należał do Józefa Stępniaka, który prowadził tu sklep rzeźnicki, a obok warzywa i towary spożywcze sprzedawała pani Kielowa i jej córka - "piękna Stasia". Można było u nich kupić syfony z wodą sodową i lemoniadę "blondkę". Ten dom i rzeźnictwo przejęli następnie Matysiakowie. Obok stoi kamienica Gdańców, licowana czerwoną cegłą, z dekoracyjnymi obramieniami okien i dwoma balkonami. Jako jedna z niewielu na Głównej zachowała swój pierwotny wygląd. Do narożnika domu przylega starsza, murowana kapliczka, a obok niej wiedzie droga do dworca kolejowego. Dom wzniósł w początkach XX wieku restaurator Sylwester Jany i przekazał go jedynej córce, która wyszła za mąż za Pomorzanina Gdańca. Właściciele mieszkali na pierwszym piętrze. Pani Gdańcowa, bardzo elegancka, i pan Gdaniec, pracownik U rzędu Ryc. 11. Wiktor Białasik w wojsku niemieckim obsługiwał centralę telefoniczną, zdezerterował i walczył w powstaniu wielkopolskim, fot. z 1917 r. Kazimiera z Ho[[mannów Talarczykowa Ryc. 12. Weronika z domu Binkiewicz Białasikowa, żona Wiktora, z córkami Marią i Ireną, [ot. z ok. 1938 r. Wojewódzkiego, mieli dwóch synów - Tadeusza i Kazimierza. Kazio ożenił się z Marią Perlicką, która przybyła z matką z Wieruszowa i zamieszkała pod numerem 116. . W domu Gdańców praktykę lekarską miał doktor Dobrogowski. Na parterze była niegdyś restauracja, a później sklep pończoszniczy i galanteryjny prowadzony przez panią Weronikę Białasikowa "młodą", żonę Wiktora. Porucznik Wiktor Białasik 5 walczył w kampanii wrześniowej. Po wojnie wrócił z Anglii i wkrótce urodziła im się córka Krystyna. Pani Weronika zginęła w 1974 roku potrącona przez samochód, on zmarł 10 lat później. Obok sklepu Białasikowej, gdzie mieści się od wielu lat zakład fryzjerski, była niegdyś piekarnia należąca najpierw do Bazułki, a następnie do Maćkowiaka ("głuchego "). Piętrowy dom należący do Wachnerów wytycza drugi bok drogi prowadzącej do dworca. Właściciele prowadzili w nim drogerię, gdzie na wagę sprzedawano różne minerały, środki chemiczne, ale też miody, karmelki ślazowe od kaszlu, cukier lodowy, chleb świętojański, szafran itp. W podwórzu znajdowały się duże magazyny z farbami i innymi artykułami chemicznymi. W tym domu fryzjernię dla panów prowadził niejaki Kleist. Jego córka, platynowa blondynka, wyszła za Mietka Skórę, działacza Stronnictwa Narodowego. Dwukondygnacyjny, dość szeroki budynek pozbawiony dekoracji należał do Czyżewskich. Po śmierci pierwszej żony pan Ignacy Czyżewski ożenił się po Ryc. 13. Antonina z domu Lesicka z mężem Stanisławem Wachnerem i synami Zygmuntem i Mieczysławem, fot. z lat 30. XX w. nownie i przeniósł do oficyny w podwórzu. Młoda żona urodziła mu, dotąd ojcu wielu córek, od dawna zamężnych, oczekiwanego syna. Czyżewski utrzymywał rodzinę ze sprzedaży drożdży. W miejscu sklepu spożywczego, działającego tu na początku, otwarto później N admłyn, w którym sprzedawano mąkę i kasze. Dziś w parterze domu mieszczą się dwa sklepy, a swe usługi blacharskie i dekarskie oferuje Wojciech Frenk. W następnym domu była restauracja, którą prowadził właściciel pan Jankowski. Jest to wysoki, trzykondygnacyjny budynek z bramą prowadzącą na podwórze. Tu najpierw Władysław Drzewiecki, a po nim pan Kinal mieli piekarnię. Od lat w kamienicy Jankowskiego mieści się poczta, obokjest sklep z obuwiem. Dom nr 112, niższy od sąsiednich, z boniowanym parterem i dekoracyjnie opracowaną elewacją, należał do Stanisława Błocha, rzeźnika, który był komisarzem gminnym. Mieszkał z żoną, dwoma synami i dwiema córkami. Młodsza Zosia zmarła w młodości na szkarlatynę. Dom kupiła później od Błocha pani Nowakowska, akuszerka. Sklep z galanterią prowadziła tu pani Jadwiga z Jarczaków Durowa, a sklep spożywczy - Władysław Walkowiak, "mały dziad", z żoną Lucyną. Niski, parterowy dom z poddaszem i bramą prowadzącą na podwórze należał do kowali Pajzderskich, którzy w 1922 roku przejęli go od kowala Piotra Waligóry. Rodzina Pajzderskich była liczna. Pamiętam imiona dwóch dziewcząt: Dobrochny i Ludmiły oraz ich brata Mśdgniewa, który po śmierci ojca prowadził Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa kuźnię, największą w przedwojennej Głównej. Ten dom odróżnia się dziś od sąsiednich tym, że nie ma w nim sklepu. Trzykondygnacyjny dom nr 114, z okrągłymi oknami na poddaszu i bramą pośrodku, był własnością Michała Grzybka, mistrza ślusarskiego. Mieści się w nim drogeria, którą niegdyś, wraz z agencją prasową, prowadził pan Władysław Kubicki. Miał dwie córki: Henię i Krysię oraz syna Olecha. Ich matka wcześnie umarła i dziewczęta musiały zajmować się domem. Drugi sklep ciągle zmieniał branże. Dziś jest tam zakład fotograficzny. Duża kamienica nr 115, z balkonami o ozdobnych kratach i dekoracją dookoła okien, była przed wojną własnością Wojciecha Stempniaka. Od początku sklep spożywczy miała w niej pani Tarczewska. W drugiej połowie lat 30. dom nabyli Wesołowscy i prowadzili tam rzeźnictwo. U Stempniaka, a później u Wesołowskich, mieszkała liczna rodzina Ochockich. Wcześnie owdowiała pani Ochocka wyszła powtórnie za mąż za wdowca Piotra Waligórę, kowala. Pomógł jej wychować liczne potomstwo. Pan Piotr, kiedy zrezygnował z kowalstwa, prowadził sklep żelazny w domu Kirschków, następnie przejęty przez Michała Sikorskiego, gdy ten ożenił się z Martą Ochocką, pasierbicą Waligóry. Inny lokator domu, kapral Stanisław Jóźwiak, który leczył konie w Głównej, przeniósł się potem na Gnieźnieńską. Dzisiaj w kamienicy mieszczą się trzy sklepy: komputerowy, spożywczy i tytoniowy. Właścicielem kolejnego domu (gdzie dziś jest drogeria Górskiego), trzykondygnacyj - nego, z zachowaną dekoracyjną arkadą nad drewnianą bramą umieszczoną pośrodku i z metalową bramą prowadzącą na podwórze, był ks. Hipolit Zieliński. W kamienicy tej miał J Ryc. 14. Wnuczka kowala Piotra Waligóry, "śliczna Sonka , z córką Bożenką, mężem Stanisławem Kirschke i matką Agnieszką z domu Gryska, fot. z 21 lutego 1944 rzakład zegarmistrz Zychliński. W czasach PRL-u prawie cały Ryc. 15. Rodzina Lewandowiczów - Aleksandra z Duszczaków (1912-1979) z mężem Maxem i dziećmi: 7-letnim Andrzejem, S-letnią Lilką i 3-letnim Jasiem, fot. z 3 września 1943 rdawny ogród księdza oddano wzniesionej tam nowej szkole. Nieopodal, w nieco niższym budynku nr 117 znajdowała się szkoła powszechna. Dalej stoi dom Bakosiów, dwukondygnacyjny, przysadzisty, załamuje się wraz z biegiem ulicy i ma dwa wejścia. Zachowało się kilka starych okien o ozdobnej stolarce i szczyt na narożniku. Dziś prowadzi w nim sklep cukierniczy Broda, dawniej mieściła się tu wypożyczalnia książek Towarzystwa Czytelni Ludowych (TCL) oraz sklep Kowalskiego z przyborami szkolnymi i papierem "Globus" (niedawno okazało się, że Kowalski był także wydawcą pocztówek przedstawiających m.in. Główną). Najbliżej szkoły była trafika Szorczów, gdzie sprzedawano papierosy, cygara, fajki, tytonie, gilzy, tabaki, maszynki do nabijania gilz tytoniem, papeterie, a później także prasę. Sklep prowadziła pani Szorczowa, bardzo elegancka, o charakterystycznym, lekko ochrypniętym głosie. Jej mąż, nobliwy pan, pracował w mieście. Mieli dwóch synów, starszy z nich, maturzysta, zmarł krótko przed wojną na suchoty. Opodal, w otoczeniu drzew, cofnięty od ul. Głównej stał bokiem do ul. Harcerskiej duży, piętrowy budynek szkoły podstawowej. Przez kilka lat, aż do wojny, uczyła w niej pani Stanisława Litwiniszyn, a także pani Zeylandowa i pan Stachowicz. Przy Harcerskiej w czasach PRL-u działała szkoła specjalna. Tam z kolei wiele lat uczyła Halina Talarczyk, geograf i autorka podręczników. Obok szkoły prowadzi droga do dworca, zwana niegdyś ul. Kolejową. Między nią i torami kolejowymi jest boisko sportowe "Polonii". Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa Wysoki, okazały dom Petrasów, stojący naprzeciw Rynku Wschodniego, zbudowany został w 1905 roku. Pani Petrasowa, z domu Betz, urodziła się na Jeżycach w domu bamberskim na narożniku ulic Kościelnej i św. Wawrzyńca, w wielodzietnej rodzinie. Józef Petras prowadził wzorcową pasiekę, był znanym hodowcą pszczół 6 . W kamienicy zawsze była restauracja, a w obrębie nieruchomości stały budynek piekarni oraz, na tyłach domu, szachulcowa sala używana do różnych imprez. W domu Petrasów z matką i siostrą oraz bratem Felicjanem, który zginął w 1939 roku, mieszkał Włodzimierz Wełnicz, wybitny działacz społeczny, propagator wiedzy o środowisku historycznym i o regionie. Na wielkim podwórzu działały liczne przemysły: garbarnia, farbiarnia skór, zakład bednarski, a także kwaszarnia kapusty i ogórków. Mieszkała tu również rodzina Wielochów, która po powrocie z Niemiec na początku lat 20. utraciła wszystko i od nowa mozolnie budowała swoją egzystencję. Ich syn Wiktor, internowany na Węgrzech, usilnie starał się, by rodzina wiedziała, że żyje, w tym celu przysyłał na różne adresy w Głównej pocztówki. Byłam adresatką jednej z nich. Bracia Wielochowie byli postawni i eleganccy. Wiktor został kartografem, inny z nich, którego imienia nie pamiętam, odnosił sukcesy w zapasach. Ryc. 16. Jadwiga Witkowska (1905-1963), dyplomowana pielęgniarka pierwszego rocznika Szkoły Pielęniarskiej w Poznaniu, przyszła żona Zbigniewa Szymańskiego, ostatniego dyrektora HCP na Głównej, fot. z 1928 r. Niewielki dom z wyższą częścią środkową pod numerem 123 należał do Franciszka Reksińskiego. Mieszkali u niego wdowa Hałupkowa, posterunkowy Kawicki, kowal Lewandowicz i szewc Rataj czak. Ostatni dom po lewej stronie ul. Głównej, przy narożniku ul. św. Michała, był własnością Witkowskich, ogrodników. Na tyłach posesji znajdowała się sala posiedzeń gminnych, a za nią duży ogród ciągnący się aż do przejazdu kolejowego. Od 1937 roku do wojny działała tam stacja opieki nad dzieckiem, w której przyjmowała doktor Paliwodzianka. Do powstania tego skromnego ośrodka przyczyniła się jedna z panien Witkowskich Jadwiga, po mężu Szymańska, absolwentka Szkoły Pielęgniarstwa PCKw Poznaniu. W pobliżu domu stoi do dziś ładnie utrzymana ceglana kapliczka, a na jej szczycie zachował się metalowy krzyż z pasyjką Chrystusa. Północna część Głównej Gdyńskim Przedmieściem 7 określano dawniej obszar położony za ul. Bałtycką. Najbliżej Bałtyckiej stoi dom Maksymiliana Krajewskiego, w którego ogrodzie odbywały się niegdyś zabawy, a w restauracji pożywiali się spieszący na majówkę wędrowcy. Dalej na północ biegnie ul. Chemiczna. Przy niej, pod lasem, blisko Warty, stały dwa dwupiętrowe domy. W jednym z nich mieszkali Jankowscy. On był kierowcą w zakładzie Centry. Na brzegu Warty znajdowały się budynki fabryczne należące do firmy Akwawit, które zostały zniszczone w czasie wojny. Równolegle do obecnej ul. Gdyńskiej leży ul. Bartnicza, niegdyś zwana Ogrodową, przecięta biegiem rzeczki Głowienki. Od strony ul. Gnieźnieńskiej, gdzie piaszczysta droga opada nieco w dół, stoją obok siebie dwie zgrabne wille o numerach 1 i 3. Własnoręcznie zbudowali je w 1930 roku murarze Józef Grzybek i Ludwik Piechowiak. Pomagałam, jako mała dziewczynka, nosić cegły. Za mostkiem nad rzeczką, niegdyś drewnianym, znajduje się jeszcze jedna willa. Mieszkała w niej pani Nowakowska z córką. Pomiędzy tym domem i Głowienką rozciągają się łąki sięgające aż do nasypu kolejowego. Po przeciwnej stronie ul. Gdyńskiej znajduje się ul. Rzeczna. W1925 roku ulica ta była tylko w części zabudowana, do dziś zresztą ma piaszczystą nawierzchnię. Zaczyna się dużymi zabudowaniami fabrycznymi należącymi niegdyś do Leona Rosta; produkowano w nich kwas węglowy. Tuż za nimi, po lewej stronie, stoi niski domek, najstarszy na tej ulicy. W latach 30. XX wieku naprzeciwko, pod numerem 4, wzniesiono reprezentacyjną, piętrową willę z balkonami wspartymi na kolumnach i boniowanymi ścianami, która należała do rodziny Kapturskich. W 1945 roku została znacznie zniszczona. Teraz mieszka w niej pani Prakseda z Kapturskich Chiciakowa, wdowa po profesorze. Większość will postawionych po parzystej stronie ulicy została wybudowana później i ma podobną formę. Wszystkie stoją w ogrodach. Jedynie na końcu drogi, nad wodospadem, postawiono przed 1913 rokiem dom z wykuszem i czterospadowym dachem krytym dachówką (obecnie ul. Skromna 8 8), w którym w międzywojniu ulokowany był Komisariat Obwodowy. Miał wtedy inny dach o urozmaiconej linii - zdaje się, że obecną formę uzyskał po zniszczeniach wojennych. Prowadzi do niego, przez mostek nad szumiącym wodospadem, piaszczysta droga z Nadolnika, przy której rosną ogromne, piękne topole. Niestety, blisko przebiegająca ul. Bałtycka, niesamowicie zatłoczona pojazdami, zniszczyła częściowo dawny, sielski charakter tej ulicy. Przedłużeniem ul. Gdyńskiej jest obecnie ul. Krańcowa. Za przejazdem kolejowym, idąc w kierunku os. Warszawskiego, po lewej stronie, na łuku, była kiedyś emaliernia Leona Bytnera. Trochę dalej, przy Krańcowej 14, mieściły się zakłady "Perun" Wytwórnia Gazów Technicznych z ładnym budynkiem administracyjnym i dużym zbiornikiem na gaz. Znaczniejsze stanowisko zajmował tam pan Wachulak, zamieszkały przy Rzecznej, w domu swojej teściowej pani Jadwigi Bęcalskiej. Pod numerem 9 pobudowano w czasach kryzysu murowane Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa baraki dla biednych rodzin. Cofnięte od ulicy stały w dwóch szeregach, a do jednopokojowych mieszkań z kuchnią wchodziło się przez werandy. Mieszkała tam m.in. rodzina Karolczaków. Mieli dużo dzieci, najstarsze były Urszula i Lonia, a najmłodszy chłopiec miał na imię Arkadiusz. Jeszcze bardziej cofnięty od drogi stał dom nr 19 zbudowany przez zakłady Cegielskiego dla pracujących u nich specjalistów. Mieszkał w nim Jan Maciejewski, który w Cegielskim kierował maszynownią. Dom ten został doszczętnie zniszczony w lutym 1945 roku. Zakłady Cegielskiego znajdowały się po prawej stronie Krańcowej, zaraz za przejazdem kolejowym, i zajmowały rozległy teren prawie do ul. Warszawskiej. Przy ul. Krańcowej 15 do dziś stoi za ładnym ogrodzeniem budynek starego biura, a nieopodal kilka budynków administracyjnych, m.in. kantyna zakładowa, w której odbywały się przedstawienia amatorskie. Dalej ciągnęła się zabudowa przemysłowa z czerwonej cegły. Za nią, aż do Komandorii, swe ogrody miał Józef Pietruszyński. W tym miejscu mieszkał w willi dyrektor zakładów Cegielskiego, pan inżynier Górnicki z żoną, która bardzo udzielała się społecznie w Głównej. Zakłady Cegielskiego zajmowały mniejszy teren niż obecnie Pomet, który po 1952 roku znacznie się rozbudował. Zaraz za przejazdem kolejowym otl ul. Krańcowej odchodzi ul. Wrzesińska. U jej początku była bocznica do składnicy benzyny i olejów maszynowych N obel-Standard. W pobliżu stolarz Majchrzak wyrabiał trumny. Po lewej stronie, w rozwidleniu linii kolejowej do Gniezna i do Wrześni, znajdowała się wytwórnia fortepianów Drygasa 9 . Idąc dalej, dochodziło się do następnego przejazdu, za którym stoi do dziś dom kolejowy o ładnym szachulcowym szczycie. Stąd ocieniona drzewami droga wiedzie pod górkę. Tam, po lewej stronie mijało się dom Żurków. Zaraz za tym domem rozpoczynał się poligon wojskowy. W czasie ostrego strzelania wieszano odpowiedni znak ostrzegawczy. Obecnie są to tereny wytyczonego przez Niemców w czasie okupacji cmentarza na Miłostowie 1o . Okolice Rynku Wschodniego Główieński rynek w części był brukowany, resztę wypełniał piach. Tam stawiano karuzelę. Zabudowa miała charakter miejski, z wyjątkiem południowej pierzei, wypełnionej parterową zabudową wiejską. Dookoła Rynku rosły drzewa, a przed strażą pożarną, której zabudowania ciągną się na przedłużeniu ul. Średniej - żywopłot. Nieopodal rynku, przy ul. Mariackiej, zwanej dawniej Graniczną, mieszczą się kościół, plebania i Zakład Sierot Poznań-Główna prowadzony przez siostry miłosierdzia. Kościół niewiele się zmienił. W latach 30. wnętrze świątyni wyposażono w nowe ołtarze. Ołtarz Serca Jezusowego wykonał sztukator Roman Bzyl. W 1935 roku sadziłam, razem z innymi mieszkańcami Głównej, drzewa przy kościele, które dziś tak bujnie się rozrosły. Początkowo wiernych na mszę wzywała sygnaturka, a od lat 30. - trzy nowe dzwony. Jednym z fundatorów dzwonów był mój dziadek Józef Hoffmann. W czasie okupacji Niemcy dzwony zrabowali, w 1948 roku ufundowano nowe. Pierwszym proboszczem naszej parafii był, aż do wojny, ks. Antoni Chilomer, któremu w zarządzaniu liczną parafią pomagali wikariusze. Zapamiętałamks. Michała Kosickiego oraz ks. Władysława Rawskiego. W 1939 roku na Główną z Chludowa przeszedł ks. Jan Paczkowski i zamieszkał na probostwie. Nie doczekał końca wojny, zmarł w 1943 roku. Nabożeństwom towarzyszył chór kościelny pod kierownictwem organisty, w którym solistką była obdarzona słowiczym głosem ciemnowłosa panna Matyanka, której rodzina miała węgierskie korzenie. Przy kościele działały liczne stowarzyszenia: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej (K.S.M.M.), Młode Polki, bractwa: Różańcowe i Wstrzemięźliwości oraz Stowarzyszenie Pań św. Wincentego a Paulo. Dzieci z Dzieciątka Jezus zbierały sreberka z czekolady i drobne pieniążki na misje. Przy ul. Krótkiej, na parterze piętrowego domu parafialnego, znajdowały się pomieszczenia wykorzystywane do zebrań stowarzyszeń. Działało tam również Ognisko dla młodzieży i Towarzystwo "Caritas". Na piętrze mieszkali kościelny, pan Michał Niespodziany, oraz organista. Przy Mariackiej w kilku domach siostry szarytki ze Zgromadzenia św. Wincentego a Paulo, ubrane w szerokie, krochmalone, skrzydlate, białe kornety, prowadziły dom dla sierot. Mówiono, że rodzice tych chłopców zginęli w pożodze wojennej na początku lat 20. Pobliska, pełna kontrastów ul. Nadolnik, dawniej Młyńska, była po stronie lewej - od ulicy Głównej do Średniej - zasiedlona przez Smólskich, po prawej, w miejscu, na którym w połowie lat 30. stanął dom Pyszkowskich, był wcześniej warsztat kołodziejski Coftów. Coftowie mieszkali w przyległym do warsztatu, szarym, piętrowym budynku o dwóch wejściach, zajmowanym w dużej części przez robotników pracujących dla Weidemanna. Za nim rozciągał się ogród kwiatowy ogrodnika Pietruszyńskiego. Po tej samej stronie w piętrowym budynku z czerwonej cegły, dziś otynkowanym, o łukowatych oknach, w którym dawniej mieścił się areszt gminny, mieszkała rodzina Jackowskich oraz woźny gminny Wartecki. Pan Wartecki, mężczyzna średniego wzrostu z wąsem, chodził w jasnogranatowym mundurze i takiejż czworograniastej czapce z daszkiem. Za tym domem łąka przechodziła w zarośla zapowiadające już staw. Druga strona ul. Nadolnik, od narożnika Średniej do Mariackiej, poza narożnikowym domem należącym do Sybilskiego, gdzie był sklep rzeźnicki, zabudowana czynszowymi domami dwupiętrowymi, była przykrym odcinkiem - z tych domów to, co powinno trafiać do kanałów, wpływało do rynsztoka. Za ul. Mariacką, aż do zabudowań należących do młyna, za ażurowym ogrodzeniem był park ze starodrzewem. Po drugiej stronie wybrukowanej kocimi łbami drogi znajdował się młyński staw, odgrodzony od niej przerywaną linią ogromnych drzew. Tu droga łagodnie schodziła w dół i skręcała w prawo, okalając staw, nad którym stał zbudowany z beżowo-różowej cegły młyn Cerealja. Po lewej stronie młyna znajdowało się duże podwórze z budynkami gospodarczymi, stajnią oraz domem z mieszkaniami pracowników młyna. Z lewej strony podwórza stał dom trzykondygnacyjny, ładny, jasno tynkowany, z pięknymi oknami. Na wysokim parterze były biura, do których wchodziło się zewnętrznymi, kamiennymi schodami. W tym czasie dyrektorem młyna był Stefan Kisielewski, warszawiak. Z oficjalistów zapamiętałam Chmielnika i Bagińskiego. Młynarz Kruk, nomen omen, miał czarne włosy, zawsze pomączone. Woźnica Luboński Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowarozwoził mąkę ogromnym wozem ciągniętym przez dwa potężne konie (część produkcji młyna była wywożona koleją z doprowadzonej do niego bocznicy). Gospodynią Kisielewskich była sympatyczna Marta, a swoją praktykę biurową rozpoczynał tu Józio Rogalski. Dalej ul. Nadolnik przekraczała mostkiem rzeczkę Główne i zaraz za wodospadem zbiegała się z ulicą Rzeczną. Rynek z ul. Nadolnik łączy ul. Średnia. Zabudowę ulicy zaczyna trzykondygnacyjna kamienica pod numerem 1, dziś pozbawiona ozdób, stojąca jeszcze przy Rynku Wschodnim, która należała do Michała Kozłowskiego i jego żony Rozalii z domu Kurkowiak. Na parterze mieściła się kiedyś restauracja. Dom ten, lekko skrzywiony, wyznacza pierwotny przebieg ul. Fabrycznej, która tu się niegdyś ze Średnią łączyła, gdy nie było jeszcze placu rynkowego. Odsunięty od kamienicy Kozłowskich pod numerem la stoi naj starszy na Głównej dom, rozłożysty, parterowy, ustawiony szczytem do ulicy, otoczony niegdyś drewnianym płotem mocno wysuniętym na chodnik. To ostatni świadek wiejskiego charakteru Głównej. Mieszkał w nim Walenty Dorna, który trudnił się handlem węglem, ale kojarzył się przede wszystkim ze ślubami i pogrzebami, gdyż organizował stosowny transport. Pan Walenty miał żonę Ewę z Greków, rodziny zamieszkałej przy ul. Średniej 5. Pod numerem 2 stoi duża, ładna kamienica, która częściowo utraciła swój pierwotny wygląd. Pamiętam boniowania zdobiące parter i sztukateryjny ornament na szczycie, których dziś już nie ma. Na szczęście zachowała się elewacja z czerwonej cegły licówki i balkony o fantazyjnych balustradach, na których, tak jak dawniej, rozkwitają pelargonie. Kamienica ta należała do Niemca Marcina Schuberta i Weroniki z domu Garniec, bezdzietnego małżeństwa. Od nich kupił ją w 1933 roku mistrz rzeźnicki Jan Andrzejewski i w dobrze prowadzonym sklepie sprzedawał z powodzeniem swoje wyroby. Zły los sprawił, że jego żona po wydaniu na świat syna Jarosława zmarła. Z pomocą pospieszyła wtedy siostra Jana, Maria z Andrzejewskich Łatecka, bezdzietna, żyjąca w separacji z mężem, zamożna i wytworna dama. Z wielkim oddaniem pielęgnowała i wychowywała Jarka. Taką samą opieką i miłością obdarzyła swoją siostrzenicę Bożenkę Czwojdzińską, jako roczne dziecko osieroconą przez ojca Jana i matkę Rozalię. Jarek, wątły chłopiec o miłej powierzchowności, wstąpił do seminarium duchownego. W 1955 roku odprawił mszę prymicyjną w kościele parafialnym na Głównej. Był wikariuszem w kościele św. Wojciecha w Poznaniu, później, aż do śmierci w 1995 roku - proboszczem w Owińskach. Bożenka Czwojdzińska wyszła za mąż za Stanisława Nowickiego, jednak nie zapomniała o swoich opiekunach. Jan Andrzejewski, troskliwie pielęgnowany przez siostrzenicę podczas choroby, zmarł w 1974 roku. Rok później zmarła ciocia Mania. Nie ma też już Bożenki, która odeszła w marcu 1998 roku. Dziś o kamienicę dba jej córka Agnieszka Kempińska. Przytulony do kamienicy Andrzejewskich stoi dom nr 3, dziś otynkowany i ze skutymi dekoracjami, niegdyś licowany piękną cegłą, który zbudowały dla siebie siostry miłosierdzia, kiedy do Głównej sprowadził je w 1908 roku z Chełmna nad Wisłą ówczesny sołtys Jan Witkowski. Siostry w latach 20. zamieniły ten dom Ryc. 17. Jan Andrzejewski, właściciel domu przy ul. Średniej 2, z synem Jarkiem, siostrą Marią Łatecką i siostrzenicą Bożenką Czwojdzińską, fot. z ok. 1959 rz mistrzem obuwniczym Antonim Małeckim na jego posesję przy ul. Mariackiej, gdzie zbudowały zakład opiekuńczy dla sierot. Widocznym śladem ich bytności jest krzyż umieszczony na szczycie kamienicy. Na narożniku Średniej i Krótkiej stoi ładna, trzykondygnacyjna kamienica, która jako jedna z niewielu zachowała pierwotny, dekoracyjny charakter elewacji. Należała do rodziny Gogaczów, od której kupił ją w 1932 roku mistrz piekarski Zygmunt Broda. N a terenie posesji działa do dziś rodzinna piekarnia, której wyroby są sprzedawane w cukierni przy ul. Głównej 44. Bracia Bogdan i Eugeniusz poszli w ślady ojca i prowadzą własne zakłady piekarnicze i cukiernicze. To z ich wyrobami wiąże się hasło "Lody od Brody". Piekarnia była czynna do feralnego 1943 roku, gdy Niemiec Lemmke, zarządca młyna Cerealia, złożył na gestapo donos o nielegalnym zakupie przez Brodę dwóch wagonów mąki. Obawiając się aresztowania, pan Zygmunt zniknął. Ukrywał się w... grobowcu na obecnym Cmentarzu Zasłużonych, a potem u rodziny przy ul. Pocztowej. Jego żonę i dzieci wyrzucono z domu, który wraz z piekarnią przejęła Niemka Bartel. Była ludzka i dawała im chleb. Zamieszkali na ul. Gdyńskiej, w pobliżu rzeźnika Grzybka. Zygmunt Broda mógł do nich dołączyć dopiero w ostatnich dniach wojny, gdy uciekł zarządca młyna Cerealia Lemmke. Około 1949 roku piekarnia została Brodom zabrana, podobnie jak wiele zakładów rzemieślniczych w Polsce. Odzyskali ją pod koniec lat 80. XX wieku. Kazimiera z Ho[[mannów Talarczykowa Ryc. 18. Petronela i Zygmunt Broda z dziećmi: Eugeniuszem, Krystyną, Barbarą i Bogdanem, [ot. z 1941 r. W połowie lat 30. stojący po drugiej stronie ul. Średniej dom dwukondygnacyjny pod numerem 16 nabyli Demscy. Demski był robotnikiem, ajego żona okazyjnie handlowała jarzynami. Mieli córkę Kałę i młodszego syna Stefana. Ich skromne, małe mieszkanie było pełne książek, które panoszyły się wszędzie - na ścianach, szafie, a nawet pod stołem. Pan Demski każdą wolną chwilę wykorzystywał na czytanie, ale też rozprawiał o książkach. Nie inaczej było z pozostałymi członkami rodziny. Z Kałą się przyjaźniłam, chodziłyśmy na długie spacery. Była łagodna, miała popielate, długie, pięknie upięte włosy, regularne rysy i niebieskie oczy. Stefan, blondynek o kręconych włosach, był chłopcem nadzwyczaj zdolnym, o szerokich zainteresowaniach, eksperymentatorem. Budził wielkie nadzieje. Pasjonował się szybownictwem. Spadł z nieba podczas pokazów nad lotniskiem Ligowiec w dniu Święta Lotnika we wrześniu 1949 r. Zupełnie zmieniła swój charakter kamienica pod numerem 6. Dziś o skutych sztukateriach, odstręcza monotonią elewacji. Należała do kowala Ignacego Antczaka i jego żony Leokadii z domu Otomańskiej. Na piętrze zakład krawiecki prowadziła Agnieszka Kahl. Od Rynku w kierunku Warty biegnie ul. Smolna, która dawniej zwała się Fabryczną. Zaraz za strażnicą straży pożarnej, po prawej stronie, stał ukosem parterowy dom z wystawką nr 19. Niegdyś należał do cieśli Franciszka Małeckiego. Teraz budynekjest pięknie odnowiony. W domu pod numerem 18 przyjmowala "Mądra", pani Maria N owakowa, znachorka. N astępne zabudowania pod 17 należały do rolnika, "króla lodowego" Tomczaka, który był dostawcą lodu naturalnego dla całego Poznania. Zbierano ten lód w zimie i przechowywano w głębokich dołach, a później cięty w bloki rozwożono wozami. Tomczakowie mieszkali z jedynaczką Marysią w niewysokim domu, dziś tynkowanym na różowo, z ozdobną wystawką. Przed nim był ogródek kwiatowy. Budynek ten przypomina zachowany dom Lisieckich przy ul. Głównej. Niski dom nr 16 z czerwonej cegły, wysunięty przed pozostałe, należał do wdowy Józef y Wiśniewskiej. Jego jedyną ozdobę stanowi ceglany fryz. Jest przysadzisty, kryty dwuspadowym dachem, dziś zamurowano wejście od strony ulicyll. Pod numerem 13 była wytwórnia papy i smoły firmy Stopy, do dziś działająca. Na Smolnej mieszkali też Radomscy, którzy mieli odlewnię, a Kropiński prowadził tu piekarnię. Lewą stronę ulicy wypełniają stojące blisko siebie duże kamienice, jakże różniące się od niskich domków po prawej. Jedna z nich, na końcu ulicy, należała do Towarzystwa Akcyjnego H. Cegielski. Naprzeciw niej, w ogrodzie, była ochronka, która dziś nie istnieje. Chodził do niej mój brat Józef. Z końca ulicy było widać szerokie rozlewiska Warty, trochę dalej w prawo, na łąkach na zapleczu kościoła, stały baraki, gdzie mieszkała biedota. Przed barakami były ogródki otoczone charakterystycznymi płotami z wikliny. Między Zawadami i Główną. Ulica Św. Michała Wychodząca z ul. Głównej ul. św. Michała, z obu stron obsadzona drzewami, była zaliczana do Zawad. Po prawej stronie, przed przejazdem kolejowym, znajdowała się wędzarnia ryb i wytwórnia konserw należąca do Centkowskiego. Blisko niej w wytwórni należącej do Kostańskiego, pod numerem 45/46, smażono marmolady i powidła oraz wyrabiano marcepany12. Z obydwu wytwórni roznosiły się smakowite, choć tak różne wonie. Pomiędzy torami w kierunku Gniezna i Warszawy wiodła brukowana droga, przy której stała stacja towarowa. Od niej prowadziły bocznice m.in. do Zakładów Cegielskiego, do zbiorników z benzyną przy ul. Wrzesińskiej i do Monopolu Spirytusowego przy ul. Świętojańskiej. Za przejazdem, w połowie drogi do ul. Warszawskiej, po prawej stronie, krótko przed wojną Centra postawiła bloki mieszkalne. Po lewej stronie, bliżej ul. Warszawskiej, znajdował się firma Bręczewskiego Polski Piec i, zaraz obok, Wytwórnia Kas Pancernych Bernarda Polskiego. U sytuowano tam również przystanek kolejki średzkiej. W miejscu obecnych osiedli przy ul. Tomickiego i kilku okolicznych ulicach rósł bardzo przerzedzony lasek. Kiedyś były tam magazyny wojskowe. Tą okolicę nazywano Glazeją. Zawady Na drodze ze Środki do Głównej leżą Zawady. Mieszkańcy modlili się w parafii św. Małgorzaty na Śródce, a dzieci posyłali do publicznej szkoły przy ul. Bydgoskiej. Za wiaduktem, po lewej stronie drogi do Głównej, zachował się dawny układ zabudowań. Pod numerem 3 (dawniej 4) stoi wśród zieleni na skar Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowapie chatka ze spadzistym dachem i drewnianym, wyższym pięterkiem od strony Sródki. Po drugiej stojącej tu chatce (dawniej nr 5), należącej do Koźlickich, nie ma już śladu. W tym miejscu zbudowano niedawno dom z rozłożystym dachem, znacznie cofnięty w stosunku do ulicy. Dom pod obecnym numerem 6/7, z pruskiego muru, parterowy, należał do Niemca, ogrodnika Stranza. Był dobrym człowiekiem, często sprzedawał na kredyt swoje warzywa mieszkańcom pobliskich baraków dla bezdomnych czy wzniesionych w późniejszym czasie "galeriowców". W opłotkach, zwrócone tyłem do ulicy, stoją wśród bzów budynki gospodarcze. Nieco dalej znajduje się taki sam parterowy dom, z numerem 11 (dawniej 8), z muru pruskiego, z wystawką, o ozdobnych obramieniach okien i drewnianych okiennicach, który należał do ogrodnika Franciszka Witkowskiego. Zachowały się zabudowania gospodarcze, a obok duży ogród zbiegający w kierunku Warty, w którym dziś sprzedaje się sadzonki, kwiaty, a nawet duże drzewa. Wszystkie te domy stoją w jednym ciągu aż do oberży "Pod jagnięciem" Michała Wojciechowskiego (dawniej nr 13, obecnie 21), jedynego otynkowanego domu po tej stronie ul. Zawady. Dziś budynek jest nieco zmieniony, bo okno w wystawce zostało zamurowane, a ślad po nim zakryto tynkiem. Ostatni domek, nr 27, należał do Bartkowiaków. Ustawiony bokiem do ulicy, z malowanymi na zielono oknami i okiennicami, ozdobnym szczytem, stoi wtopiony w zieleń. Tu teren obniża się, polna droga wiedzie do jaru, a brukowana - do Głównej. Po prawej stronie, trochę odsunięte od ulicy, na pagórku, stoją zabudowania kwaszarni kapusty i ogórków. Dalej już rosną zboża aż do ul. św. Michała. Po Przeciwnej stronie ul. Za. ., > wady stał do niedawna rzucai ąJ 'A Ryc. 19. Synowie ogrodnika Kazimierza Witkowskiego z Zawad: c., j. >Ł.' p D I - Stefan, studiował biologię w Berlinie, Marian, ogrodnik, Czesław, rozstrzelany w 1941 r. i Ludwik, leśnik, fot. z kwietnia 1915 rc Y s l ? w ocz Y . t d . plę rowy om (dawniej nr 20, obecnie 38) Ryc. 20. Marianna z domu Nogaj (1880-1983), w dniu ślubu z Antonim Słupińskim, fot. z 1 r. Ryc. 21. Alojzy Słupiński, syn Marianny i Antoniego, właściciel domu przy ul. Zawady 38, fot. z ok. 1950 r. z muru pruskiego, wystawiony w 1900 roku przez ogrodnika Antoniego Słupińskiego. Jego wnętrze zdobiły sztukaterie, które położył Roman Bzyl, kiedy zamieszkał po sąsiedzku przy ul. Głównej 15 (dziś nr 3). Wyprodukowane na urodzajnej ziemi warzywa, sadzonki i kwiaty transportem konnym dostarczano na poznańskie targowiska i cmentarze. Antoni Słupiński, człowiek towarzyski, mówił wierszem. Z żoną, żyła 103 lata, starannie wychowali dzieci. N a ojcowiźnie pozostał syn Alojzy. Zaprawiony w harcerstwie, marzył o zawodzie leśnika, ale po przedwczesnej śmierci brata, wykształconego już ogrodnika, wstąpił do Wyższej Szkoły Ogrodniczej w Poznaniu. Jako podchorąży 57. Pułku Piechoty walczył nad Bzurą. Po powrocie na Główną w ogrodnictwie ojca przez całą wojnę pracował pod kuratelą Treuhandera. W 1945 roku, 19 kwietnia, ożenił się z panną Anetą Duszczakówną z Głównej. Proboszcz, ks. Cieciora, tak zapamiętał ten pierwszy ślub po wojnie, że w każdą rocznicę zjawiał się z życzeniami. Po latach za zdaną państwu ziemię przyznano Słupińskim skromną emeryturę. Później, w związku z zamierzoną budową trasy N owe Zawady, zakazano im wszelkich remontów w domu i stawiania nowych budowli, obiecując w zamian działkę budowlaną gdzie indziej. Opuszczony dom został rozebrany na przełomie 2001 i 2002 roku. Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa PRZYPISY: 1 Pierwszy zapis w Księdze Wieczystej Głowna Dorf (Główna, wieś), dotyczący parceli nr 29 (obecnie 63) pochodzi z 9 111832 r. W 1890 r. ziemię kupił Władysław Hoffmann. W 1901 r. właścicielami nieruchomości są Stanisław Grzybek z Głównej i jego żona Magdalena z d. Wolna. W kwietniu 1903 r. nieruchomość nabyli Maksymilian Szczepański z Essen i Katarzyna z d. Szajek, a w październiku tego roku kupiła całość Rozalia Wojciechowska z d. Krebs, by odsprzedać we wrześniu 1904 r. Antoniemu Thomasowi ze Środy oraz jego żonie Weronice z d. Wabner. Od nich kupiła nieruchomość 7 IV 1906 r. Domicella z Wyrembeckich Hoffmannowa, żona Józefa. 2 Domicella urodziła się w Poznaniu w 1872 r. jako córka Stanisława Wyrembeckiego i Emilii z Dłużewiczów. Jej dziadek Ludwik Wyrembecki prowadził na Chwaliszewie 27/28 piekarnię, później przejętą przez jej ojca Stanisława, a potem brata Nikodema. Por. "Kronika Miasta Poznania", 1/1995. 3 Józef Hoffmann, syn Władysława Hoffmanna i Leokadii z Grabowskich, przybył do Poznania w 1887 r. jako szesnastoletni chłopak z Miłosławia, gdzie jego ojciec nadzorował rzeźnię. Wielokrotnie zmieniał miejsce zamieszkania, co urzędnicy pruscy skrupulatnie odnotowywali w aktach ludności. W 1890 r. zamieszkał po raz pierwszy w domu na Chwaliszewie 27, wtedy zapewne poznał Domicellę, trzy lata później się pobrali. W kwietniu 1905 r. przenieśli się na Główną razem z czwórką dzieci. 4 Obecnie w tym miejscu stoi wzniesiony w 1999 r. dom mieszkalny" Unii Wspólnego Inwestowania" . 5 Por. Z. Szymankiewicz, Poznań we wrześniu 1939, Poznań 1985, ss. 10, 76,160. 6 Zdjęcie jego pasieki zostało umieszczone w jubileuszowym wydaniu Geografii gospodarczej Polski Zachodniej S. Nowakowskiego, T. I-II, Poznań 1929. 7 W latach 1925-32 obecna ul. Gdyńska nosiła nazwę Główna. Istniejąca wtedy numeracja posesji była odbiciem podziału na działki z XIX w. Numeracja ulicy dochodziła do dzisiejszej Bałtyckiej, by zawrócić i zakończyć się przy ul. Św. Michała. Obecnie numeracja jest inna, gdyż przy Głównej numery nieparzyste są po lewej stronie, parzyste po prawej i jest ich o wiele mniej niż w 1925 r. 8 Skromna jest zaznaczona na planie miasta Poznania z 1936 r. jako ulica załamująca się pod kątem prostym i biegnąca równoległa do Rzecznej i Szosy Okrężnej. N a jej dawny przebieg wskazują nieliczne budynki usytuowane obecnie przy ul. Bałtyckiej, np. nr 28. Dzisiaj, z powodu poszerzenia ul. Bałtyckiej, została zredukowana i zachowana tylko w partii biegnącej od mostku na Głowience do obwodnicy. 9 Fabryka Kazimierza Drygasa, usytuowana przy obecnej ul. Wrzesińskiej, była bardzo znana i ceniona. Z jego zakładu pochodziły instrumenty, które zdobiły siedziby Prezydenta Rzeczypospolitej i gmach U rzędu Rady Ministrów w Warszawie. Cenił je bardzo Ignacy Paderewski, por. Z. Dworecki, Poznań i poznaniacy w latach II Rzeczypospolitej 1918-1939, Poznań 1994, s. 217. 10 W dniu 14 IV pochowano tam 36 Polaków, którzy zginęli w czasie nalotu alianckiego 9 IV 1944 r. N a ten czas wypuszczono z internowania bpa Walentego Dymka. Hitlerowcy nadali pogrzebowi uroczysty charakter, władze reprezentował nadburmistrz Poznania, który wyraził współczucie ludności polskiej z powodu poniesionych przez nią strat i w imieniu zarządu złożył na mogile wieniec. Niemcy, którzy zginęli w czasie nalotu, zostali pochowani dzień wcześniej na cmentarzu przy ul. Grunwaldzkiej. Por. Cz. Łuczak, Dzień po dniu w okupowanym Poznaniu, Poznań 1989, s. 525-526 i fot. 98-99. 11 Zapewne dom przy ul. Smolnej 16 był wybudowany wcześniej, gdyż nie nawiązuje do linii zabudowy. Mógł powstać ok. 1880 r., kiedy na Głównej działała cegielnia Jareckich. 12 Czesław Kostański ogłaszał się w Księdze adresowej z 1933 r.: "Cz. Kostański-Poznań, wytwórnia cukru pudrowego, masy marcepanowej, marmolady. Sprzedaż artykułów i przyborów piekarniczo cukrowniczych. Biuro i skład Plac Sapieżyński 2 telefon 38-61; Fabryka: Zawdy, św. Michała 45/6 telef. 36-61".