HISTORJA PENSJI ANNY I ANASTAZJI DANYSZ* HELENA RZEPECKA W ielkanocnym "podarunkiem" systemu pruskiego dla społeczeństwa polskiego można nazwać zamknięcie wyższej szkoły żeńskiej pp. Danysz z dniem 1. kwietnia. Poniżej podajemy rzut oka na zakładu tego historję blizko stuletnią, by się z nią zapoznały szersze koła naszej inteligiencji i by tym bardziej odczuły nową krzywdę, wyrządzoną społeczeństwu naszemu przez system pruski - boć, że jedynie polityczny wzgląd spowodował zniesienie pensji, o tym wiemy wszyscy dobrze. Kierownictwo zakładu postępowało w ten sposób, że państwowa władza szkolna nie mogła mu nic zarzucić. Mimo to położono kres istnieniu szkoły, ponieważ - jak się wyrażono - państwo nie chce nadal tolerować, by się dziewczęta polskie kształciły wyłącznie w towarzystwie polskich koleżanek. To było jedyną winą zakładu. I dla tego jednym pociągnięciem pióra zburzono instytucję kulturalno-pedagogiczną o blizko wiekowej chlubnej tradycji! A przecież rząd pruski szczyci się, że nie komu innemu, tylko jemu zawdzięczamy cały swój postęp kulturalny! Skasowanie zakładu, pracującego w różnej formie i w różnym zakresie, ale bez przerwy od roku 1815., jest godnym pamięci naszych wnuków i prawnuków pomnikiem - pruskiej "kultury". Prawdziwej kulturze szorstko sprzeciwiający się charakter tego dzieła systemu pruskiego uwydatnia się tym jaskrawiej, skoro się zważy warunki, jakie zarządzeniu władzy towarzyszyły, i bezpośrednie jego następstwa. Pensję pp. Danysz skasowano w chwili przepełnienia, panującego w innych wyższych, a nawet średnich szkołach żeńskich. To też rodzice panienek, dotąd * Odbitka z "Kurjera Poznańskiego", Poznań 1909. W tekście zachowano oryginalną pisownię, ortografię i interpunkcję. HistoIja pensji Anny i Anastazji Danyszkształcących się w zakładzie pp. Danysz, znaleźli się w położeniu fatalnym, znaczna zaś ich część wprost w położeniu bez wyjścia. Przeszło 100 panienek wpisało się do szkoły p. Warnkówny, w tym część takich, które chciały przejść do wyższych szkół niemieckich, lecz nie znalazły w nich miejsca. Do prywatnych niemieckich wyższych szkół żeńskich przyjęto dla braku miejsca bardzo niewiele polek [!]. Szkoła Ludwiki przyjęła cząstkę, i to tylko warunkowo; obecnie zaś zaczyna tym, które otrzymały takie warunkowe przyrzeczenie, dawać odpowiedzi odmowne. Więc co mają rodzice polscy począć z swymi córkami? Wysyłać je za kordon? Wszakże wysyłaniu dzieci przed ukończeniem przez nie 14. roku życia władza w zasadzie się sprzeciwia. A zresztą, czyż taki skutek Ryc l. Helena Rzepecka zniesienia zakładu pp. Danysz mógłby rząd pogodzić ze swą tendencją, by nadal nie tolerować uczenia się polskich dziewcząt wyłącznie w towarzystwie polskich koleżanek! Pozostaje tylko jeszcze jedna ostateczność: że przed znaczną częścią polskich dziewcząt ze sfer inteligentnych nie otworzą się drzwi żadnej stosownej szkoły, że dziewczęta te w tym zrozumieniu zostaną na bruku. Rozumiemy, że taki stan rzeczy może być z punktu widzenia interesów systemu pruskiego bardziej niż pożądanym. Pracuje się z olbrzymim nakładem sił moralnych i materjalnych nad podniesieniem poziomu kulturalnego tutejszego społeczeństwa niemieckiego; między innymi reformuje się energicznie szkolnictwo wyższe - a równocześnie stwarza się warunki, wśród których znaczna liczba dziewcząt polskich ze sfer inteligientnych pozbawioną będzie dobrodziejstwa racjonalnej nauki i tym samym okazji do zdobycia podstaw, koniecznych nietylko do kształcenia się później w wyższych zakładach naukowych, ale wogóle do każdego dalszego kształcenia się. Taka polityka wiedzie do duchowej proletaryzacji społeczeństwa polskiego, za którą ono szczególnie jeszcze ma być wdzięczne państwu pruskiemu i pruskiej "kulturze". Na szczególną "wdzięczność" w dziedzinie szkolnej zasługują sobie także nasze władze komunalne. Na dowód niech posłuży następujący przykład: Helena Rzepecka Podług nowej reformy szkolnej, obowiązującej od 1. kwietnia r.b., mogą się "wyższymi szkołami żeńskimi" (H6here Madchenschulen) te tylko nazywać zakłady, które mają przynajmniej połowę nauczycieli i nauczycielek o wykształceniu akademickim (t. zw. "Oberlehrer" i "Oberlehrerinnen") i stosownie rozszerzą zakres nauk. Pensjom z dotychczasowym planem nauk przysługuje odtąd tylko nazwa "Gehobene Madchenschulen". Otóż wszystkie przełożone tutejszych pensji wniosły do magistratu prośbę o subwencję na przekształcenie swych zakładów i podniesienie zakresu nauk w myśl reformy z dnia 1. kwietnia. Uczyniła to między innymi także p. Anastazja Warnkówna. Niemieckie prywatne szkoły żeńskie otrzymały subwencję, p. Warnkównie subwencji odmówiono, uniemożliwiając jej przeprowadzenie reformy. A przecież właśnie pensja p. Warnkówny wybawiła magistrat częściowo z obecnego kłopotu, przyjmując przeszło 100 panienek, dotąd kształcących się w zakładzie Anny i Anastazji Danysz. Fakt to zbyt wymowny, by go potrzeba zaopatrzać komentarzem. Nasze młode pokolenie żeńskie fakty takie niewątpliwie dobrze zapamiętajako naukę - nie szkolną - ale życiową. Z tych doświadczeń życiowych, zrobionych w dziewczęcym kwiecie wieku, wyrośnie zczasem dojrzały, a zdrowy owoc niezłomnych cnót obywatelskich - tego fundamentu naszego bytu moralnego i naszej przyszłości. W roku 1815. postanowiła Tekla Herwigowa, babka profesora Marcelego Mottego, zbyt wczesnym owdowieniem zmuszona do opuszczenia rodzinnych stron, osiadszy w Poznaniu, poświęcić resztę życia pracy nad wychowaniem młodzieży żeńskiej. Będąc w stosunkach przyjaźni lub bliższej znajomości z wielu rodzinami obywatelstwa wiejskiego, mogła zamiar swój urzeczywistnić. Istniały wówczas w Poznaniu już dwa w pomyślnym rozwoju będące zakłady, w których kształciły się córki obywatelstwa naszego, a mianowicie: szkoła dyrektora gimnazjalnego Kaulfussa i założona już za Księstwa Warszawskiego szkoła francuza Trimailla, obiedwie połączone z pensjonatami. Mimo to zamiar Tekli Herwigowej nie doznał zawodu. Z każdym rokiem przybywało coraz więcej panienek ze wsi pod jej opiekę, bo przymioty jej rozumu i serca zyskiwały sobie uznanie w coraz szerszych kołach. Zakład Tekli Herwigowej byl najpierw w domu narożnym przy ulicy Wodnej , i Slusarskiej, znanym dawniej pod nazwiskiem Oberży krakowskiej. Roku 1823. przeniesiono zakład do przeciwległej kamienicy Bergera, stamtąd zaś w roku 1842. na sam koniec ulicy Wodnej, do domu należącego do rodziny Łaszczewskich. (dziś nr. 13). Pierwsze lat 30 zakład ten był właściwie tylko pensjonatem. Panienki, z wyjątkiem małej liczby uczęszczających do szkoły Trimailla, którajuż 1829. roku została zamkniętą, kształciły się w domu, biorąc lekcje od profesorów lub nauczycieli prywatnych. Wymienić należy znane nazwiska: Muczkowskiego, Trojańskiego, Kassyusza, Królikowskiego, Jana Mottego, księży Brodziszewskiego i Wróblewskiego. W elementarnym uczeniu najmłodszych dziewcząt dopomagała Tekli Herwigowej młodsza jej córka Katarzyna. Ryc. 2. Plac Piotra, w trzeciej kamienicy od lewej mieściła się pensja panien Danysz, pocztówka sprzed 1908 r. ze zb. MHMP Gdy po roku 1830. władze miejskie założyły wyższą szkołę żeńską pod imieniem Ludwiki, wszystkie prawie wychowanki Tekli Herwigowej zwiedzały tę szkołę, zwłaszcza iż było przy niej kilka nauczycieli polaków, a język polski w planie naukowym pokaźne zajmował miejsce. Rozmaite wszakże potrzeby i względy, wywołane wypadkami roku 46. i 48., które na wyobrażenie i uczucia naszego ogółu podziałały silnie, spowodowały także Teklę Herwigową do zaprowadzenia ważnej zmiany w zakładzie swoim. To też przekształciła go pod koniec 48. roku na szkołę, uważając nie tylko na okoliczności czasowe, lecz i na życzenia naszych rodzin miejskich, dbałych o stosowne wychowanie swych córek i uczenie ich w języku polskim. Początkowo urządzono tylko trzy klasy, ale, ponieważ do najniższej przyjmowano jedynie dziewczynki, które elementarną naukę już przebyły, a klasa pierwsza miała kurs dwuletni, przeto szkoła stanęła zaraz na stanowisku wyższego zakładu, zastosowawszy plan swój w trzech językach i innych przedmiotach szkolnych do wymagań, jakie wtenczas były w innych tego rodzaju zakładach. Liczba uczenie znalazła się od razu dość znaczna i ze względu na ciasne pomieszczenie w domu Łuszczewskich trzeba było częstokroć odmawiać przyjęcia. Dozór obyczajowy i porządkowy nad pensjonarkami i przychodnimi podzielała z sędziwą lecz niestrudzoną Teklą Herwigową jej córka owdowiała profesorowa Poplińska i nauczycielki, sprowadzone z Francji lub Szwajcarii. Nauka, mianowicie w dwuch wyższych klasach, powierzoną była nauczycielom tutejszych gimnazjów i szkoły Ludwiki. Przytaczamy z pomiędzy nich tylko księdza Alek Helena Rzepecka sego Prusinowskiego, który zapałem swoim i wymową wpajał w uczenice zasady religji i pociąg do literatury ojczystej. W pierwszych czasach władze rządowe nie zwracały uwagi na tę szkołę, wszakże po trzech latach rozciągnęły i nad nią swą opiekę. Naczelne jej kierownictwo czyli rektorat powierzyły profesorowi Janowi Mottemu, a bezpośredni dozór nad nią czyli inspektorat ks. kanonikowi Brzezińskiemu, nieco zaś później ks. kanonikowi Grandkiemu, wówczas radcy szkolnemu. Niespełna lat 7 cieszyć się mogła Tekla Herwigowa pomyślnym stanem swego zakładu. Roku 1855. rozstała się z tym światem, a następnego roku śmierć zabrała także profesora Jana Mottego. Te ciężkie ciosy nie zachwiały jednak dalszym istnieniem szkoły. Po matce objęła Katarzyna Poplińska to ważne, że tak powiemy, dziedzictwo, z którego stosunkami i wymaganiami przez kilkoletnią pracę, jako dozorczyni i nauczycielka, najzupełniej była zaznajomioną; rektorat zaś i odpowiedzialność przed rządem spadły po ojcu na profesora Marcelego Mottego. Zakład pozostał na tym samym miejscu, z tym samym celem i rozkładem naukowym. Uwzględniając jednakże potrzeby elementarne, podzielono wkrótce najniższą klasę na dwa oddziały. W składzie nauczycieli i nauczycielek zachodziły z biegiem czasu rozmaite zmiany; były to przecież zawsze osobistości odpowiednie i przez tutejsze kolegjum szkolne do czynności swojej upoważnione. Obywatelstwo wiejskie i miejskie darzyło szkołę równym jak dawniej zaufaniem; pensjonat był zawsze zajęty; przychodnich uczenie nie brakło, gdyż Kata Ryc. 3. Uczennice pensji ze swą przełożoną, fot. z 1909 r. rzyna Poplińska znana była powszechnie z sumienności w spełnianiu obowiązków swych. Lat przeszło 15 wytrwała na trudnym swym a pożytecznym stanowisku, poczym, czując siły swe wyczerpane znacznie podeszłym wiekiem, postanowiła resztę dni spędzić spokojnie u córki. Oprócz względu na swą osobę, powodował ją także do ustąpienia pewien niepokój, wynikający z tej okoliczności, że dla prywatnej szkoły żeńskiej świeckiego ustroju powstało kilka lat przedtym poważne a nawet przeważne współzawodnictwo w rozwijających się coraz obszerniej zakładach klasztornych Sercanek i Urszulanek. Zakład swój oddała Katarzyna Poplińska za św. Michał roku 1871. świeżym siłom, Annie i Anastazji Danysz, które się obiedwie w znacznej części wykształciły pod jej opieką. Zmiana osób, zanim te wartość swoją okażą, wywiera zawsze na publiczność wpływ niepewny, a przytym znane wypadki ówczesne w następstwach swych podziałały niebawem u nas groźnie na stosunki szkolne. Przez zniesienie klasztorów zmniejszyło się wprawdzie niebezpieczne współzawodnictwo, ale równocześnie niemal powstały w Poznaniu dwa nowe prywatne zakłady dla dziewcząt polskich, a obostrzony niezwykle dozór inspektorów i radców, nakazana przez władze znaczna zmiana planów szkolnych, przedewszystkim zaś usunięcie języka ojczystego i zaprowadzenie niemieckiego jako wykładowego, wszystko to razem stworzyć mogło niefortunne widoki. Nowe przełożone, mimo ciężkich początków, nie straciły zaufania do przyszłości, której widnokrąg rozjaśnił się powoli skutkiem ich rozsądnej, wytrwałej pracy, zmierzającej nietylko do utrzymania, ale nawet do podniesienia i rozszerzenia zakładu. Przeniesiono go zaraz z początku na narożnik przy placu Piotra, gdzie, zająwszy zczasem dwa i pół piętra obszernego domu, rozwijał się pomyślnie nietylko zewnętrznie przez podział kilku klas na stopnie niższe i wyższe, lecz i wewnętrznie przez dołączenie do dawniejszych przedmiotów - śpiewu i nauki języka angielskiego, co zaś najważniejsze - przez założenie roku 1876. t. zw. selekty, w której dwuletnim kursie przysposabiały się panienki do składania rządowego egzaminu na nauczycielki wyższe. Ze względu na plan naukowy z wielkim zadowoleniem zaznaczyć trzeba, że wskutek przedstawień stosownych pozostawiono w zakładzie lekcje języka ojczystego jako też polski wykład religji we wszystkich klasach. Lat 22 pracował profesor Marceli Mott y jako nauczyciel ijako kierownik, wobec władz rządowych odpowiedzialny, wspólnie z Anną i Anastazją Danysz nad prowadzeniem zakładu, poczym złożył rektorat. Oddanym on został przez Kolegjum szkolne Annie Danysz, która, złożywszy poprzednio egzamin na przełożoną, od samego początku zajmowała się niemal wyłącznie wszystkimi szczegółami wewnętrznego porządku i naukowego zadania. Od objęcia zakładu przez Annę i Anastazję Danysz aż do złożenia rektoratu przez profesora Marcelego Mottego (1871-1893) zwiedziło zakład prawie 1100 uczenie, z których około 500 odbyło dwuletni kurs klasy pierwszej. Są to wprawdzie skromne rezultaty, lecz nie można się temu dziwić, oceniając nienormalne stosunki społeczeństwa polskiego, współzawodnictwo innych szkół tutejszych, a mianowicie to, że, mimo narzekań na krzywdę, jakiej doznaliśmy pod względem narodowym w wychowaniu młodzieży, niemała liczba rodzin oddawała Helena Rzepecka córki swoje do poznańskiej szkoły niemieckiej lub wysyłała do zagranicznych zakładów, gdzie mniej jeszcze niż u nas słyszały mowy ojczystej; było jeszcze także w różnych kołach błędne mniemanie, że dziewczętom nie jest potrzebne wyższe wykształcenie. Zakład ze swej strony był zadowolony ze stanowiska zajmowanego i z owoców przynoszonych społeczeństwu. Zawdzięczał je w najznaczniejszej mierze współdziałaniu i zdolności nauczycieli, o których dobór starano się zawsze, jako też sumiennej i gorliwej pracy nauczycielek, których większa część odpłaciła się sowicie zakładowi za odebrane w nim wykształcenie. Roku 1900. na Wielkanoc zamknięto selektę, motywując zarządzenie to tym, że niepotrzebną jest wobec seminarjum dla nauczycielek, istniejącego przy rządowej szkole żeńskiej Ludwiki. Selekta istniała przeto przy zakładzie Anny i Anastazji Danysz od roku 1876. do 1900. Złożyło po jej przejściu egzamin na nauczycielki 140 uczenie. Liczba to skromna ze względu na niezwykłe trudności. Zakład nie miał własnej komisji egzaminacyjnej; profesorom, udzielającym na pensji lekcji, nie wolno było egzaminować. Panienki musiały stanąć przed obcą komisją, albo bydgoską, albo też poznańską w szkole Ludwiki. Z jakimi to było połączone trudnościami i przykrościami, zrozumieć można łatwo. Wskazówkami i wytrawną a niezmordowaną pomocą pedagogiczną służył kandydatkom przez długie lata zmarły w zeszłym roku Wojciech Seyda, który był nauczycielem równocześnie w seminarjum szkoły Ludwiki oraz w zakładzie Anny i Anastazji Danysz. W tym samym roku (1900.), w którym rząd skasował selektę zakładu Anny i Anastazji Danysz, zniósł w zakładzie także naukę języka polskiego. Roku 1902. zaprowadzono wykład religji w języki niemieckim we wszystkich klasach - za wyjątkiem naj niższej . Po zamknięciu wyższej szkoły żeńskiej Antoniny Estkowskiej urosła na Wielkanoc roku 1905. liczba uczenie zakładu Anny i Anastazji Danysz do przeszło 300. Ilość ta pozostała do końca. W wymienionym roku wniosła Aleksandra Słomińska u władzy podanie o przejęcie pensji Antoniny Estkowskiej. Na regiencji odmówiono jej, nadmieniając, że w danym razie możeby uzyskała pozwolenie na prowadzenie istniejącej jakiej szkoły (szkołę Antoniny Estkowskiej uważała więc regiencja za nieistniejącąjuż). Anna Danysz zaproponowała pod koniec roku 1905. p. Słomińskiej, że chciałaby jej oddać szkołę ze względu na słabiejące już swe siły. Robiły i Anna Danysz i Aleksandra Słomińska starania prywatne na regiencji; jeden z wysokich urzędników regiencyjnych odradził im wszakże dalszych w tym kierunku zabiegów, twierdząc, że pora zupełnie do tego nieodpowiednia. Zdaniem jego mogło to się stać wprost ryzykownym, bo Anna Danysz byłaby była musiała najpierw złożyć urząd przełożonej, a nie był wcale rękojmi, że regiencja da pozwolenie Aleksandrze Słomińskiej. Tymczasym latem roku 1907, po żywocie pracowitym i obfitym w zbawienne dla społeczeństwa owoce, rozstała się z tym światem Anna Danysz. Jak żołnierz, do ostatniego tchnienia na twardym stała posterunku, któremu wszystkie poświęciła swe siły moralne i umysłowe, będąc dla uczenie zawsze prawdziwą matką, miłującą a wyrozumiałą. Po śmierci Anny Danysz wniosły Aleksandra Słomińska i Marja Kremerówna podanie o przejęcie szkoły. Ostatniej, która złożyła była swego czasu egzamin na przełożoną (t. zw. Vorsteherinexamer), odmówiono, odpisując krótko i węzłowato: "Wir sind nicht in der Lage" . Pierwsza, wnosząc podanie posłała świadectwo złożenia egzaminu na przełożoną i nadmieniła, że, jeżeli tego potrzeba, gotową jest złożyć egzamin na nauczycielkę z akademickim wykształceniem (Oberlehrerin). Odpowiedziano jej z regiencji, że nie dają pozwolenia ze względu na brak patentu na taką nauczycielkę. Aleksandra Słomińska wniosła drugie podanie o pozwolenie, dodając, że obowiązuje się w przeciągu dwuch lat złożyć stosowny egzamin, a narazie kierowałaby zakładem prowizorycznie. Regiencja odmówiła. Aleksandra Słomińska podała wobec tego wniosek do ministerjum, w którym nadmieniła, że w Ostrowie dano nauczycielce p. Kiihn (niemce [!]) pozwolenie na prowadzenie szkoły, chociaż ona nie złożyła egzaminu na przełożoną, lecz ma tylko patent nauczycielki wyższej. Po dłuższym czasie nadeszła odpowiedź odmowna. Ryc. 4. Nekrolog z "Kuriera Poznańskiego" z 27 czelWca 1907 r. Wtedy zaczął czynić starania o przejęcie szkoły profesor Stanisław Karwowski. Zażądano odeń świadectwa fizyka powiatowego, że może być przełożonym zakładu. Fizyk poświadczył, że profesor Karwowski mógłby jeszcze cały szereg lat sprawować lżejszy niż profesora gimnazjalnego urząd kierownika pensji. Mimo to ostateczna odpowiedź władzy brzmiała - odmownie. Po tych wszystkich staraniach na początku roku 1908. dostała Marja Brownsfordówna pozwolenie na prowizoryczne prowadzenie szkoły i poświęciła się pracy całą duszą, sterując zakładem sumienną a energiczną dłonią. W ciągu roku 1908. przyszła do skutku reforma szkół żeńskich, o której powyżej, w uwagach przedwstępnych, była mowa. Gdy na początku listopada tego samego roku nadeszła wiadomość, że zakład Anny i Anastazji Danysz należy na Wielkanoc roku 1909. zamknąć, "ponieważ nie zgłosiła się odpowiednia przełożona", Aleksandra Słomińska podała do regiencji wniosek, aby jej pozwolono objąć pensję z dotychczasowym planem nauk, jako t. zw. "Gehobene Madchenschule". Wnioskodawczyni udała się osobiście na regiencję do wysokiego urzędnika, od którego pozwolenie po części zależało. Tenże oświadczył jej, że regiencja sobie nie życzy, ażeby dziewczęta polskie wyłącznie w towarzystwie koleżanek-polek się uczyły, dodał jednakowoż, że nie jest wykluczonym, aby Helena Rzepeckawnioskodawczyni pozwolenie uzyskała. Po dwuch blizko miesiącach nadeszła urzędowa odpowiedź: "Wir sind nicht in der Lage!" . Na tym w końcu grudnia 1908. roku skończyły się bezowocne starania. Zakład przestał istnieć z dniem l. kwietnia r. b. Zaznaczamy jeszcze, że w zakładzie Anny i Anastazji Danysz kształciło się od roku 1879. do 1909. przeszło 3000 dziewcząt. Spisu uczenie przed rokiem 1879. nie prowadzono. Przy zamknięciu szkoły należeli do kolegjum nauczycielskiego z polek i polaków: panie Marja Brownsfordówna, Anna Czarnowska, Zofja Jerzykowska, Lucyna Kompfówna, Marja Kremerówna, Aniela Kutznerówna, Aleksandra Słomińska, Marja i Lucyna Sokolnickie i Tekla Suszczyńska oraz pan Władysław Kłaczyński, nauczyciel przy jednej z tutejszych szkół miejskich. Oprócz powyżej wymienionych udzielali lekcji w zakładzie Anny i Anastazji Danysz w różnym czasie między innymi: panie: Stanisława Białkowska (dziś Kantscks), Aniela Czapska (Ziołecka), Helena Majewska (Brownsfordowa), Teofila Radońska, Wanda Brownsfordówna (Bauttowa), Zofja Swiderska (Kappowa), Małgorzata Sypniewska, Halina Swinarska, Teofila Maciejewska, Anna Gerłowska, Róża Erzepkowa i Melanja Weymannówna; księża: ks. dr. Edward Likowski, ks. dr. Jan Lewicki, ks. dr. Sarzyński, ks. Mizgalski, ks. Michalski i ks. Józef Kłos; panowie: prof. dr. Karol Lindner, prof. Bolesław Jerzykiewicz, Wojciech Seyda i dr. Bolesław Erzepki.