MISTRZ MIKOŁAJ - NAJSTARSZY ZNANY LEKARZ POZNAŃSKI TOMASZ ruREK W ielki poeta angielski XIV wieku Geoffrey Chaucer w swych Opowieściach kanterberyjskich wymienia lekarza wśród charakterystycznych figur, reprezentujących różne grupy społeczne i zawodowe. Podobnie włoski dominikanin Jakub de Cessolis w swym poczytnym dziełku na temat szachów umieszcza lekarza wśród ośmiu zawodów, których przedstawicieli symbolizować mają szachowe pionki. Uczeni medycy stanowili więc grupę wyraźnie obecną w społecznej świadomości ówczesnych ludzi Zachodu. N awet jednak w najbardziej zaawansowanych cywilizacyjne krajach - Italii czy południowej Francji - liczba lekarzy legitymujących się uniwersyteckim wykształceniem była znikoma wobec potrzeb ogółu ludności. Tym bardziej w krajach leżących, jak Polska, z dala od czołowych ośrodków naukowych i słabiej zurbanizowanych. Czy więc średniowieczny Polak chodził do lekarza? Lekarzy z naukowym cenzusem spotkać można było tylko w miastach i to tych większych. W mniejszych rolę służby zdrowia pełnili domorosłego chowu balwierze, zajmujący się nie tylko zabiegami higienicznymi czy prostymi sprawami chirurgicznymi, lecz także leczącymi nawet trudne przypadki. To oni obsługiwali zapewne większość ludności, także z okolicznych wsi. Niewiele wiemy o warunkach świadczenia tych usług. Tylko wyjątkowo znajdujemy o nich wzmianki rodzaju następującego kontraktu. Oto w 1448 roku Luchna, żona Mikołaja z Kurowa, z drobnej podkaliskiej szlachty, zobowiązała się zapłacić balwierzowi Stefanowi z Kalisza "za leczenie" (racione medicine et medicamenti) swego syna Macieja; przypadek musiał być chyba skomplikowany, skoro zastrzegano, że balwierz otrzyma 2 kopy groszy, "jeżeli Maciej zostanie wyleczony, ajeśli, co oby nie nastąpiło, umrze, wtedy Stefan ma dostać za swe leczenie tylko 1 kopę groszy i nic więcej". Tomasz Jurek Spotykamy jednak w średniowiecznej Polsce także lekarzy uczonych, kształconych na zagranicznych uniwersytetach. Ich imiona wymieniane są po raz pierwszy w XIII wieku. W drugiej połowie tego stulecia rozgłos zdobył brat Mikołaj z zakonu dominikanów, znany za granicą jako Mikołaj z Polski. Studiował w południowo francuskim Montpellier, najważniejszym ówcześnie europejskim ośrodku myśli medycznej. Bawił tam podobno 20, czy nawet ponad 30 lat, zyskując znaczną sławę. Pozostawił szereg teoretycznych pism, w których nawiązywał do modnych wtedy trendów medycyny "naturalnej", odwołującej się do leczniczych sił przyrody ożywionej. Te same metody stosował też w praktyce. Współczesny rocznikarz krakowski opisuje mianowicie pod 1278 rokiem, jak to "wystąpił pewien zakonnik imieniem Mikołaj z zakonu kaznodziejskiego [dominikanów], z urodzenia Niemiec, który uczył ludzi na wszystkie choroby jeść węże, jaszczurki i żaby". Metody Mikołaja budziły zdziwienie: "Nigdy nie oglądał moczu chorego, lecz miał pewne zamknięte woreczki. Co było w nich zamknięte, nie pozwalał zaglądać. Wieszał je nad chorymi na noc. Kto się od tego pocił i miał senne widzenia, ten zostawał uleczony". Sam fakt, że działalność niekonwencjonalnego medyka opisana została na kartach rocznika - obok ważnych zapisów o królach, książętach i biskupach - świadczy o tym, że zyskać on musiał nie małą popularność. Nawet "pewni bracia z zakonu kaznodziejskiego, pouczeni przez niego, zaczęli jeść węże". Co gorsza, "także pan Leszek [Czarny] książę sieradzki [cierpiący, jak wiadomo skądinąd, na impotencję] ze swą żoną Gryfina z zalecenia tegoż dominikanina zaczęli zjadać węże, jaszczurki i żaby, z którego to powodu cały lud nabrał do nich odrazy, choć były im bardzo pomocne". Wierzono więc w skuteczność osobliwej diety, czując wszakże do niej zarazem obrzydzenie. Co więcej, rocznikarz wytacza przeciwko medykowi poważniejsze zastrzeżenia: "Ludzie łapali gołymi rękami węże w imię tego Mikołaja, ale nie w imię Chrystusa. Bo kto chciałby wziąć węża w imię Chrystusa, tego, choćby miał rękę okrytą rękawicą, natychmiast wąż ukąsił". Sugestia jest aż nadto przejrzysta: obrzydliwe praktyki uczonego medyka niewiele mają wspólnego z prawdziwą wiarą chrześcijańską. Nie mamy pewności, gdzie działał w Polsce uczony Mikołaj; przypuszcza się, że w Sieradzu - tam rezydował wtedy książę Leszek i był tam też konwent dominikański - ale najpewniej mógł to być sam stołeczny Kraków, skoro osobliwe praktyki tego lekarza opisał dokładnie tamtejszy rocznikarz (a Leszek Czarny pozostawał w znakomitych stosunkach z krakowskim Bolesławem Wstydliwym). Wielkopolska także miała podówczas swojego uczonego medyka. Żył niejako w cieniu wybitnego imiennika - bo również nosił popularne wtedy imię Mikołaj. O ile krakowski Mikołaj znany jest nam głównie poprzez swe traktaty i cytowaną relację o osobliwych sposobach leczenia, o tyle wiedzę o Mikołaju wielkopolskim czerpiemy wyłącznie z krótkich wzmianek w dokumentach. Chronologia tych wzmianek - pochodzących z ostatniej ćwierci XIII i początków XN w. - nie wyklucza zresztą utożsamienia obydwu Mikołajów. Pogląd taki do dziś przewija się w specjalistycznej literaturze historyczno-medycznej. Identyfikacja taka nie wydaje się jednak możliwa. Uczony propagator gadziej diety był, przypomnijmy, "z urodzenia Niemcem" - a więc pochodził prawdopodobnie z miejscowego mieszczaństwa. O wielkopolskim Mikołaju wiemy natomiast, że dziedziczył po ojcu dobra ziemskie (podpoznańskie Daszewice oraz nieodgadnione "Sweczke"). Pochodził zatem niewątpliwie z rodziny rycerskiej i prawie na pewno uważać go trzeba za rodowitego Polaka. Posiadanie majątków ziemskich wyklucza też oczywiście możliwość przynależności do zakonu dominikanów. Co więcej, wiadomo, że wielkopolski Mikołaj miał potomstwo, co również nie da się pogodzić z zakonną profesją. Nie potrafimy bliżej zidentyfikować rodziny lub rodu pochodzenia Mikołaja. Daszewice sto lat później należały do szlachty z rodu Junoszów (noszącego w herbie barana), przez ten czas mogło zajść wiele majątkowych zmian. Może więc raczej należałoby wyprowadzać Mikołaja z rodu Łodziów (z łodzią w herbie): siedzieli oni w bliskim sąsiedztwie (Głuszyna, Rogalin, Mosina), a w samej nazwie Daszewic pobrzmiewa imię Dasz, spotykane później u Łodziów Rogalińskich. Łodziowie należeli w XIII w. do czołowego możnowładztwa Wielkopolski, obsadzając najwyższe urzędy i gromadząc ogromne dobra. Nasz Mikołaj mógł pochodzić z zamożnej rodziny - dwie wsie, które przypadły mu po ojcu, mogły wszak stanowić część znacznie większego majątku, podzielonego między liczniejsze rodzeństwo. Nie wiemy też nic o młodości Mikołaja. Musiał ukończyć jakieś studia uniwersyteckie. Wielokrotnie tytułował się potem magistrem. Nie sposób jednak wyrokować, czy studiował - jak dominikański imiennik - w Montpellier, czy w nie mniej słynącym z wiedzy medycznej Salerno, czy też na innym jeszcze uniwersytecie; Polacy jeździli w XIII w. przeważnie do Paryża lub Bolonii, ale zgłębiali tam głównie teologię bądź prawo. Przypuszczać trzeba, że Mikołaj wcześniej pobierał nauki w swej parafialnej szkole w Głuszynie (do tej właśnie parafii należały Daszewice), czy potem kształcił się w którejś z reprezentujących chyba wyższy poziom szkół w Poznaniu: przy katedrze bądź przy farze św. Marii Magdaleny. Tomasz Jurek Niejasne pozostają też początki publicznej działalności naszego Mikołaja, już po powrocie z naukowych wojaży. Najstarsze wzmianki źródłowe budzą wątpliwości, czy wiązać je można z jego osobą. Jakiś "magister Mikołaj lekarz" (magister Nicolaus phisicus) pojawił się 8 sierpnia 1271 r. jako świadek dokumentu księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego, wystawionego w kujawskim Włocławku. Wydaje się, choć konstrukcja listy świadków nie jest całkiem czytelna, że chodzi tu o kanonika kapituły katedralnej we Włocławku. Wyklucza to możliwość upatrywania w nim znanego nam już krakowskiego dominikanina (związanego jednak, jak pamiętamy, z książętami kujawskimi) - jako zakonnik nie mógł być zarazem kanonikiem; rozpoczął zresztą swą sensacyjną działalność dopiero kilka lat później. Mógł być natomiast we Włocławku nasz Mikołaj z Daszewic. Całe życie służył potem kolejnym władcom wielkopolskim, więc możliwe, że przybył do Włocławka wraz z Bolesławem Pobożnym, który został zresztą właśnie wtedy panem części Kujaw. Protekcji wielkopolskiego księcia zawdzięczałby też najpewniej Mikołaj uzyskanie kanonii włocławskiej. Możliwe zresztą, że zatrudniony był w książęcej kancelarii: wszystkie dokumenty Bolesława dla biskupstwa włocławskiego (a także kilka innych dla wielkopolskich odbiorców) redagował jeden człowiek - może właśnie nasz Mikołaj, któremu sztuka układania pism kancelaryjnych nie była, jakjeszcze zobaczymy, bynajmniej obca. Trudno jednak o pewność, czy ów kanonik-lekarz nie był w ogóle inną zgoła osobistością, jakimś nieznanym poza tym bliżej Kujawianinem. Imię Mikołaj należało wszak wówczas do najbardziej popularnych. Ryc. 2. Lekarz odwiedzający chorego (miniatura wioska z XV w.) Równie niepewna jest wzmianka o "lekarzu Mikołaju" (Nicolaus medicus) w młodzieńczym dokumencie Władysława Łokietka, podówczas tylko księcia brzesko-kujawskiego, z 1 maja 1275 r. Znów nie sposób rozstrzygnąć, czy to nasz gość z Wielkopolski, czy różny od niego włocławski kanonik, czy też wreszcie zaczynający już swą osobliwą praktykę uczony dominikanin. Każde z tych rozwiązań można wesprzeć dodatkowymi przesłankami: pozostajemy wszak na Kujawach, a Włocławek leżał w dzielnicy Łokietka (a więc może kanonik?); Łokietek ten tojednakbrat Leszka Czarnego (a więc może dominikanin?), ale zarazem sojusznik i wręcz podopieczny Bolesława Pobożnego (a więc może przybyły od niego lekarz z Wielkopolski?). Zagadka pozostanie nie rozstrzygnięta. Na pewniejszy grunt wkraczamy dopiero blisko 20 lat później. W dokumencie Przemyśla II - bratanka i następcy Bolesława Pobożnego - wystawionym w Pobiedziskach 30 czerwca 1294 r. świadczył "magister Mikołaj, nasz lekarz" (magister Nicolaus medicus noster). Nie ulega już tym razem żadnej wątpliwości, że to nadworny medyk wielkopolskiego władcy. Kilka miesięcy później, 9 października 1294 r., widzimy go ponownie u boku księcia - tym razem w dokumencie wystawionym w Gdańsku. "Magister Mikołaj lekarz" (magister Nycolaus medicus bądź phisicus) wystąpił tu w szczególnej roli: z książęcego polecenia miał wraz z innymi "biegłymi w piśmie klerykami i pisarzami" (litterati, videlicet derki et notarii) badać i oceniać autentyczność przywilejów przedłożonych przez cystersów z Pelplina. Zdaje się to znów sugerować, że nasz medyk angażowany bywał też do pracy w książęcej kancelarii. Gdańskiej podróży Mikołaja przypisywano również ważne motywy polityczne: książę jechał wszak na Pomorze, by przygotować tutaj grunt pod niedługie już objęcie władzy po spodziewanej wkrótce śmierci gdańskiego księcia Mściwoja. Ale jest i inny, bardziej chyba istotny motyw. Przemysł niewątpliwie ruszył do Gdańska na wieść o ciężkiej chorobie Mściwoja. Towarzystwo sprawnego lekarza miało więc raczej znaczenie medyczne niż polityczne. Najpewniej to Mikołaj leczył umierającego Mściwoja. Stary książę zmarł rzeczywiście na Boże Narodzenie 1294 roku, ale przeżył jednak - od momentu, gdy we wrześniu przybył do niego Przemysł - jeszcze kilka miesięcy. To pewnie zasługa wdrożonej przez Mikołaja kuracji. Gdańska podróż była jednak dla naszego medyka na pewno również ważnym doświadczeniem politycznym. To właśnie tutaj, w Gdańsku, po śmierci Mściwoja, zapadały rozstrzygające decyzje w sprawie podjęcia przez Przemyśla zabiegów o koronę królewską. Mikołaj niewątpliwie uczestniczył w związanych z tym naradach. Należał wszak do niewielu obecnych wtedy przy księciu duchownych Wielkopolan. Przede wszystkim zaś wysokie wykształcenie predystynowało go do zabierania głosu w kwestiach wymagających obycia w szerokim świecie. Kto wie zresztą - choć to tylko dowolny domysł - czy nie udał się wraz z wysłanym właśnie z Gdańska poselstwem koronacyjnym do Rzymu. Potrafiło ono zręcznie przeprowadzić trudną sprawę i wiosną przywiozło Przemysłowi upragnioną koronę. Nie ulega wątpliwości, że Mikołaj brał udział w uroczystościach koronacyjnych w Gnieźnie 26 czerwca 1295 r. Towarzyszył następnie władcy, gdy ten udawał się w kolejną podróż na Pomorze. Królewskijuż teraz lekarz Mikołaj (Mcholaus medicus noster) świadczył w dokumencie wystawionym 11 sierpnia 1295 r. w Tczewie. Szczególnie charakterystyczne wydaje się, że w ciągu świadków zajmował tu czołowe miejsce wśród duchownych (przed królewskim pisarzem Świętosławem i zaufanym archidiakonem gnieźnieńskim Filipem). Było to sprzeczne z dotychczasową praktyką wymieniania nadwornego lekarza na sa Tomasz Jurekmym końcu listy świadków. Awans Mikołaja, o ile nie mamy do czynienia z przypadkową zmianą nawyku pisarskiego, zdaje się świadczyć, że położył wcześniej wobec swego władcy jakieś szczególne zasługi - nie dojdziemy jednak, czy na polu polityki (w sprawie korony?), czy jako medyk. W każdym razie jawi się u boku Przemyśla jako jego zaufany. Był też sowicie wynagradzany. Z jego rąk dostawał nadania ziemskie i w tych właśnie czasach kupował też dobra za własne pieniądze, uzyskane zresztą być może również od hojnego władcy. Nie była to wówczas rzadkość w kręgach nadwornych medyków - wielu z nich cieszyło się wielkim zaufaniem swych panów, dopuszczanych było do najważniejszych sekretów politycznych i robiło błyskotliwe kariery. Karierę Mikołaja zakłóciły nieoczekiwane zdarzenia. W lutym 1296 roku króla Przemyśla dosięgnęła gwałtowna śmierć z rąk siepaczy nadesłanych przez brandenburskich sąsiadów. Najpewniej to właśnie nasz medyk próbował ratować znalezionego na drodze pod Rogoźnem władcę, który niestety już nie żył. Mord w Rogoźnie oznaczał załamanie wielkich planów uczynienia z Wielkopolski centrum odradzającego się Królestwa i otwierał blisko dwudziestoletni okres zaciekłych walk o władzę. Trudno ocenić, jak znalazł się w tej nowej i trudnej sytuacji Mikołaj. U boku następnego władcy, jakim z wyboru wielkopolskich możnych został Władysław Łokietek, już się nie pojawiał. Może to jednak tylko przypadek. Jeszcze po wielu latach książę Władysław wspominał bowiem oddane sobie przez Mikołaja usługi - zdaje się to wskazywać, że i po śmierci Przemyśla nadworny medyk zachował swą funkcję. Łokietek nie utrzymał się jednak długo na tronie. Zawiódł nadzieje Wielkopolan, którzy w 1300 roku sami go wygnali, powołując z kolei króla czeskiego Wacława. Kilkuletnie rządy czeskie (1300-1306) musiały być szczególnym doświadczeniem dla naszego Mikołaja. Był dotąd zawsze medykiem nadwornym - teraz nie było w ogóle w Wielkopolsce dworu. Mikołaj pozostał jednak na eksponowanym stanowisku. Podczas swej długoletniej służby u poprzednich władców nawiązać Ryc. 3. Nauka medycyny (drzeworyt niemiecki z XV w.)musiał liczne kontakty z kręgami miejscowej elity możnowładczej. Lecząc księcia, niewątpliwie leczył też jego najbliższych współpracowników i dygnitarzy. Teraz, gdy zabrakło dworu, obracał się w tym właśnie środowisku, acz trudno ocenić intensywność tych kontaktów. Oto 25 listopada 1304 r. "magister Mikołaj lekarz" (magister Nicolaus medicus) świadczył w prywatnym dokumencie wojewody kaliskiego Mikołaja. Wojewoda Mikołaj z Gostynia z rodu Łodziów - a więc może krewniak naszego medyka - był synem Przedpełka, zaufanego doradcy Bolesława Pobożnego, a sam należał kiedyś do najbliższych ludzi Przemyśla II. Teraz jednak grał rolę głównego filara czeskiego panowania w Wielkopolsce. Trudno jednoznacznie interpretować obecność naszego Ryc. 4. Lekarz (miniatura włoska z końca XIV w.) medyka u jego boku. Może wszedł na służbę u potężnego wojewody, może zaś raczej to świadectwo trwania więzów starej zażyłości - dokument spisał wszak Jasiek, były pisarz króla Przemyśla, a więc dobry znajomy obu Mikołajów z dawnych, dobrych czasów. Możliwe wreszcie, że nasz medyk pojawiał się w dokumencie wojewody po prostu jako sąsiad - akt wystawiono wszak w Głuszynie. Jeżeli rzeczywiście leczył Mikołaja z Gostynia, to nie odniósł większych sukcesów na tym polu: stary już wojewoda zmarł w ciągu najbliższych miesięcy (8 czerwca 1305 r.). Kilkanaście miesięcy później spotykamy naszego bohatera znów u boku czołowych wielmożów wielkopolskich. Sporządził mianowicie 20 marca 1306 r. w Pyzdrach dokument potwierdzający nadanie na rzecz biskupstwa poznańskiego, dokonane przez przedstawicieli możnego rodu Zarembów, zgromadzonych na rodzinnym pogrzebie - chowano właśnie Krajne, żonę Michała Zaremby (kolejnego wojewody kaliskiego). Wolno się chyba domyślać, że obecność Mikołaja na jej pogrzebie wynikała z faktu, że i ona była jego pacjentką. Przekaz ten ma dla nas szczególne znaczenie - jest to jedyny tekst, jaki wyszedł spod ręki Mikołaja, i jedyny, w jakim miał okazję sam się przedstawić. A przedstawił się nieszablonowo: do utartych już nań określeń "magistra" i "lekarza" dodał sobie jeszcze szumnie brzmiący tytuł "profesora sztuki medycznej" (magister Nicolaus medicus, professar artis medicine). Zdaje się, że w słowach tych upatrywać należy świadectwa wysokiego mniemania, jakie Mikołaj miał o sobie i swych zawodowych tej budowano potem fantastyczne zgoła pomysły o istnieniu wówczas w Poznaniu jakiejś wyższej szkoły medycznej. Professor to prawdzie w ówczesnej łacinie nie tyle "uczony" , co przede wszystkim "nauczyciel" - ale wątpliwe, by można w nim upatrywać choćby wykładowcy poznańskiej szkoły katedralnej lub farnej. W szkołach tych nie uczono chyba w XIII i XIV w. medycyny. Może profesorski tytuł miał nawiązywać raczej do jakiegoś epizodu z uniwersyteckiej kariery Mikołaja. Warto też przyjrzeć się bliżej samemu spisanemu przezeń dokumentowi. To samo nadanie potwierdzone zostało też innym, datowanym na ten sam dzień 20 marca 1306 r., dokumentem, który sporządził pleban w Słupcy imieniem Gerlib. Oba teksty są bardzo podobne. Ten, który wyszedł spod ręki Mikołaja, jest jednak oszczędniejszy w słowach, a jego poszczególne formuły są mniej rozbudowane. Można to złożyć na karb maniery pisarskiej: unikanie zaś retorycznych ozdobników zdradzać mogłoby charakter tego rzeczowego widać człowieka. Wydaje się jednak, że bardziej prawdopodobne będzie inne rozwiązanie: tekst Mikołaja należy traktować tylko jako brulion, ubrany w pełną szatę słowną dopiero przez plebana Gerliba. Wskazuje to z kolei, że Mikołajowi nie stało już czasu na ostateczne dopracowanie tekstu - a więc najpewniej bardzo pospiesznie opuścił spotkanie w Pyzdrach. Hipotezy te nabierają szczególnego znaczenia w kontekście ówczesnej sytuacji. Zjazd Zarembów, który zgromadził czołowe postacie wielkopolskiego możnowładztwa, był nie tylko imprezą rodzinną i towarzyską, lecz także doniosłym wydarzeniem politycznym. Był to wszak czas, kiedy po śmierci króla Wacława II waliło się już czeskie panowanie w całej Polsce, a pretendujący do rządów w Wielkopolsce książę głogowski Henryk szykował się do zbrojnej wyprawy na Poznań. To właśnie na zjeździe w Pyzdrach zapaść musiała decyzja o udzieleniu poparcia temu kandydatowi. Kto wie przeto, czy Mikołaj nie opuścił spotkania właśnie po to, by pospieszyć z ważną wieścią w stronę Głogowa. Tomasz Jurektmltmammi Mtm$t&ttm>Af tttt Iiwmanttuwmr Ryc. 5. Lekarz przed obliczem królowej (miniatura czeska z XVw.). Fot. R. Rau. Nie ulega w każdym razie wątpliwości, że Mikołaja łączyły jakieś więzi z księciem Henrykiem. Gdy bowiem ten opanował Wielkopolskę, dawny lekarz tylu książąt został z kolei jego nadwornym medykiem. Świadczył w tym charakterze (Nicolaus medicus noster) w książęcym dokumencie wystawionym w Poznaniu 4 września 1309 r. Dokument dotyczył zwrotu dóbr niesłusznie zabranych kustoszowi poznańskiemu Jakubowi ijego braciom. To bardzo dobrze znana rodzina, wywodząca się z mieszczan poznańskich. Wszyscy bracia - wśród nich również wspomniany wyżej Jasiek - należeli niegdyś do zaufanych kancelistów Przemyśla II. Mikołaj musiał znać ich dobrze już z tamtych czasów. Może właśnie dlatego powołano go na świadka omawianego dokumentu? Można jeszcze zwrócić uwagę, że dokument ten został wystawiony podczas ostatniej bytności księcia Henryka w Wielkopolsce. Możliwe, że powołał Mikołaja do swego boku, by skorzystać z jego medycznego doświadczenia - może czuł się już chory. W każdym razie kilka miesięcy później rzeczywiście zmarł (9 grudnia 1309 r.). Trudno oczywiście rozstrzygnąć, jak długo Mikołaj służył Henrykowi jako medyk. Wydaje się wszakże, że nie pozostawał stale z dworem - przebywającym głównie w Głogowie lub innych miastach śląskich - lecz siedział wciąż w Poznaniu. Książę głogowski miał bowiem na Śląsku innych medyków: zaledwie kilka miesięcy wcześniej (2 lutego 1309 r.) towarzyszyło mu w Głogowie aż dwóch "kapelanów i lekarzy" Sydelman i Fryderyk. Pierwszy z nich występował przy księciu znacznie częściej - choć poza tym nie tytułowany nigdy lekarzem - i on to zapewne na co dzień dbał o książęce zdrowie. Wystąpienie Mikołaja w charakterze nadwornego medyka miało więc chyba charakter okazjonalny. Może miał to być przyjazny gest wobec coraz bardziej niechętnych księciu Wielkopolan. Kolejną informację źródłową o Mikołaju znajdujemy dopiero po siedmiu latach. Wiele się przez ten czas wydarzyło: po śmierci starego Henryka głogowskiego rządzili zrazu jego młodzi synowie, ale wypędziło ich powstanie wielkopolskiego rycerstwa, po czym Wielkopolanie poddali się ponownie Władysławowi Łokietkowi. Wydarzenia te miały burzliwy przebieg, bowiem po stronie głogowian opowiadały się wciąż miasta, a nawet część rycerstwa. Dwa lata trwała wojna domowa (1312-13), a opierający się do końca Poznań stronnicy Łokietka zdobyli szturmem dopiero jesienią 1313 roku. Nie obyło się bez zniszczeń: miasto wraz z katedrą spłonęło, a na opornych mieszczan posypały się surowe represje. Do tych właśnie wydarzeń odwołuje się kolejny dokument dotyczący Mikołaja. Oto bowiem 18 kwietnia 1316 r. stanął przed bawiącym w Brześciu Kujawskim Łokietkiem "czcigodny mąż i sławetny magister Mikołaj lekarz" i wyłożył, że podczas "zniszczenia miasta Poznania", kiedy to "niezliczone i rozmaite rzeczy zostały zniszczone rękami zarówno miejscowych, jak i wrogów z obcego narodu", także on stracił "liczne przedmioty, a zwłaszcza przywileje dotyczące nadań i zatwierdzeń dóbr" - teraz więc poprosił o ich odnowienie, popierając swą prośbę powołaniem się na oddane księciu usługi. Łokietek - "pragnąc aby magister Mikołaj uznał, że za swoje zasługi i wierne służby uzyskał od nas w tym życiu jakąś nagrodę" - rzeczywiście potwierdził zatracone dokumenty, posiadanie opisanych w nich dóbr oraz przysługujące tym dobrom obszerne przywileje i zwolnienia. Tomasz Jurek Dokument ÓW, mimo właściwej dla tego typu przekazów wysoce sformalizowanej postaci, wydaje się oddawać swoisty dyskurs między władcą a petentem: mowa wszak o nie zapłaconych widać dotąd usługach, za które Mikołaj powinien wreszcie dostać "jakąś nagrodę"; wspomina się też przykre wypadki sprzed kilku lat, kiedy to właśnie ludzie Łokietka spowodowali zniszczenia, dotykające również nieszczęsnego medyka. Nie znamy bliżej okoliczności, w jakich doszło to tych strat. Dom Mikołaja mógł spłonąć przypadkowo, gdy płonęło całe miasto. Raczej jednak przypuszczać należy, że nasz magister-lekarz stanął w tym konflikcie po niewłaściwej stronie. Wskazać tu trzeba nie wykorzystane przez dotychczasowych biografów świadectwo: 14 marca 1316 r. jakiś "magister Mikołaj lekarz" (magister Nicolaus medicus) świadczył w prywatnym dokumencie wystawionym w Głogowie. N ajprawdopodobniej jest to nasz Mikołaj - który zatem jeszcze na miesiąc przed spotkaniem z Łokietkiem przebywał na ziemi jego zawziętych wrogów. Przyjąć przeto wolno, że po upadku rządów głogowskich w Wielkopolsce medyk uszedł z Poznania i przez najbliższe lata mieszkał w Głogowie. Wiosną 1316 roku zdecydował się widocznie na powrót. Nie wiemy, co skłoniło go do tej decyzji: najwidoczniej wrócić chciał jednak w rodzinne strony. Od Łokietka - pamiętającego dawne zasługi - uzyskał wybaczenie i przywrócenie dóbr. Kto wie, czy nie był to fragment jakiejś szerszej amnestii dla byłych stronników głogowskich. Z lektury dokumentu z 1316 roku wyciągnąć można także inne ważne wnioski. Szczególnie istotne wydaje się, że Mikołaj miał dom w Poznaniu. Choć pochodził z rycerskiej rodziny, miał swe własne dobra, a długie lata obracał się na dworze monarszym i w kręgach czołowych możnych wielkopolskich - to jednak mieszkał, jak się okazuje, w mieście. Tu wszak przechowywał dokumenty dotyczące swych majątków, a więc na pewno i inne skarby. To właśnie najlepsza wskazówka, że dom miejski był główną siedzibą Mikołaja. Jest to zarazem, jak się wydaje, istotne świadectwo ówczesnej rangi lokacyjnego miasta. Wzięty lekarz na pewno wiązał się z najbardziej uczęszczanym i ruchliwym miejscem. Wnosić stąd należy, że zawodowa aktywność Mikołaja nie ograniczała się do sfer dworskich i możnowladczych. Osiadłość w mieście wskazuje, że wśród pacjentów przeważali ludzie niższego stanu. Nie mniej istotna obserwacja dotyczy rozmiarów posiadłości Mikołaja. Dokument nasz opisuje je dokładnie wraz z historią ich nabywania. Wiadomo więc, że dwie wsie Mikołaj dziedziczył po ojcu. Były to podpoznańskie Daszewice, tudzież "Sweczke" - dziś zaginione, ale przypuszczalnie leżące także w pobliżu (Szewce?). Dwie następne wsie pochodziły z kolei z nadania Przemyśla II: dał on swemu lekarzowi Czołowo (w pobliżu Kórnika i Bnina) oraz nieznane bliżej Sławsko (Slavsco). Wreszcie dwie kolejne wsie Mikołaj kupił za własne pieniądze. Były to: nie zidentyfikowane Bieńkowo (Bencowo), nabyte za niemałą sumę 50 grzywien od Piotra ze Starołęki - co wskazuje na położenie w sąsiedztwie (a więc i blisko Daszewic) - a także Spytkowo, dziś już nie istniejące, ale leżące pod Poznaniem ("za miastem"), naprzeciwko Starołęki. Widać zatem, że Mikołaj konsekwentnie gromadził dobra w swej rodzinnej okolicy. Dokument potwierdzający kupno tych dóbr wystawiony został jeszcze przez Przemyśla II. Pieniądze, za które nasz lekarz nabywał kolejne wioski, pochodziły pewnie z hojnych Ryc. 6. Lekarz (miniaturą wykonana na Sląsku w )N w.) nagród od książęcego mocodawcy. Okres służby temu władcy był zatem dla Mikołaja okresem największej prosperity. Dobra te otrzymały szerokie zwolnienia, w ramach których mieściło się również zezwolenie na przeniesienie ich na prawo niemieckie. Choć może tu chodzić o szablonowy w tego typu przywilejach zwrot, ustęp ten jednak zdaje się świadczyć o zainteresowaniach możliwością reorganizacji gromadzonych majątków. W sumie Mikołaj zgromadził aż sześć wsi. Nie znamy co prawda ich areału. Te zaginione były prawdopodobnie raczej przysiółkami, wchłoniętymi następnie przez sąsiednie, większe osady. Mimo tego zastrzeżenia majątek Mikołaja ocenić trzeba jako znaczny. Stawia go w rzędzie całkiem zamożnego rycerstwa. Został zaś w lwiej części wypracowany, nie dziedziczony. Przesadny jednak wydaje się wygłoszony niedawno przez G. Keila pogląd, jakoby Mikołaj był jedynym w całej średniowiecznej Europie lekarzem, który na uprawianiu swej sztuki zbił pokaźny majątek. Zamożność ta stanowi też świadectwo profesjonalnych sukcesów Mikołaja. Być może przez pół, a co najmniej przez ćwierć wieku służył kolejnym władcom Wielkopolski, zmieniającym się często w wyjątkowo niespokojnych czasach. Długotrwała kariera dowodzi więc, że Mikołaj musiał być w pierwszym rzędzie dobrym lekarzem. O jego metodach leczenia nic jednak nie wiemy. Domniemywać jedynie możemy, że nie uciekał się do tak bulwersujących środków, jak współczesny imiennik, dominikanin - skoro nie poświęcono mu złośliwych komentarzy w, słabo co prawda zachowanym, ówczesnym piśmiennictwie. Tomasz Jurek Dokument z 18 kwietnia 1316 r. to ostatnie znane nam świadectwo o życiu Mikołaja. Był już prawdopodobnie stary. Jeżeli trafne było wiązanie z nim wystąpienia z 1271 roku, to musiał urodzić się najpóźniej ok. 1250 roku - wówczas dobiegałby przeto siedemdziesiątki, wieku w świetle ówczesnym wyobrażeń już mocno zaawansowanego. Jeżeli wszakże uznamy, że to nie on występował przy Bolesławie Pobożnym, będzie to zarazem oznaczać poważne odmłodzenie naszego medyka. W każdym razie ostatnie latajego życia zupełnie umykają naszemu poznaniu. Przypadały zresztą na okres w ogóle słabo oświetlony źródłami: po włączeniu Wielkopolski w skład zjednoczonego wreszcie Królestwa poważnie spadła liczba wystawianych na miejscu dokumentów. Przypuszczać jednak można, że w Poznaniu mieszkało potem potomstwo Mikołaja. Był wprawdzie najpewniej duchownym - występuje wszak przeważnie w ich gronie, za młodu był może kanonikiem, zwano go właściwym dla duchowieństwa predykatem "czcigodny" (1316), a raz wyraźnie zaliczony został do "kleryków i pisarzy" (1294). Nie musiał jednak posiadać wyższych święceń, uniemożliwiających wstąpienie w legalny związek małżeński. Z cytowanego już dokumentu z 1316 roku wynika zaś zupełnie wyraźnie, że Mikołaj był żonaty i miał potomstwo. Mowa jest tam, że Bieńkowo kupił (w czasach Przemyśla II) "dla siebie i swoich dzieci" (sibi et suis liberis), podobnie też sam Łokietek przyznawał zwolnienia jemu i jego dzieciom. Być może - choć to tylko niepewny domysł - jednego z synów naszego bohatera należy upatrywać w "Mikołaju synu lekarza" (Nicolaus medici), występującym kilkadziesiąt lat później w Poznaniu. Używanie patronimicznego przydomka wskazuje, że ojciec musiał być znany w tym samym środowisku. "Mikołaj syn lekarza" był rajcą w latach 1355-1356, a żył jeszcze w 1362 roku. Wiadomo też, że posiadał rolę w podpoznańskiej wsi Winiary. Nie potrafimy już niestety stwierdzić, czy to dopiero Mikołaj młodszy przyjął prawo miejskie, czy też uczynił to już stary lekarz Mikołaj. Żywot Mikołaja był na swój sposób zarówno wyjątkowy, jak i typowy. Tak wówczas, jak i w innych epokach wybitni lekarze często pełnili także ważne funkcje społeczne. Ale to właśnie mistrz Mikołaj otwiera ów poczet wybitnych lekarzy poznańskich, zapisanych również na innych polach aktywności. NOTA BIBLIOGRAFICZNA: Stan wiedzy o Mikołaju podsumowuje biogram pióra A. Gąsiorowskiego [w:] Polskislownikbiograficzny, T. XXI (1976), s. 87-88. Zob. teżA. Skulimowski, M. Skulimowski, Magister Mikolaj - nadworny lekarz ksiqżqt wielkopolskich w drugiej polowie Xlllipoczqtkach XIV w., "Archiwum Historii Medycyny", 21,1958, s. 285-289. O Mikołaju z Polski zob. biogram pióra J. Mitkowskiego [w:] Polski slownik biograficzny, T. XXI, s. 132-133; relacja Rocznika Traski, wydana [w:] "Monumenta Poloniae Historica", T. II, s. 844-845; utwory Mikołaja wydał R. Ganszyniec: Brata Mikolaja Z Polski pisma lekarskie, Poznań 1920; do ich interpretacji historycznomedycznej zob. G. Keil, Nikolaus von Polen / Niklas von Mumpe lier, Theologe und Arzt, [w:] DieAnfnge des Schrifttums in Oberschlesien bis zum Frhhumanismus, Frankfurt 1997, s. 251-272, oraz inne, liczne artykuły tegoż autora; podobnie jak przeglądowe hasła tegoż G. Keila [w:] Lexikon des Mittelalters, T. VI (1992-1993), kol. 1186, oraz Die deutsche Literatur des Mittelalters. Veifasserlexikon, T. VI (1987), kol. 1128-1133, zawierają one jednak w warstwie biograficznej zasadnicze błędy (Mikołaj z Polski nie jest tam rozróżniany od lekarza książąt wielkopolskich i uznany za Ślązaka). Zob. też S. Witkowski, Lekarz Mikolaj Z Polski. Nowoodkryty pisarz laciński XIII wieku, "Rozprawy Akademii Umiejętności", Wydział Filologiczny 58, 1919, nr 4 (zwłaszcza na s. 30 n. zestawienie wzmianek źródłowych o wszystkich lekarzach Mikołajach z XIII w.). Poważny krok wstecz stanowi ostatni artykuł A. Jonecko, Dominikanin Mikolaj Z Polskijako średniowieczny poeta, filozof i medyk, "Archiwum Historii Medycyny" 61,1998, s. 147-167. Cytowane w artykule dokumenty wydane [w:] Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, T. I, nr 614 (8 VIII 1271), T. II, nr 720 (30 VI1294), 725 (9 X 1294),886 (25 XI 1304), 900 (20 III 1306), 926 (4 IX 1309), 982 (18 IV 1316), T. IV, nr 2058 (11 VIII 1295); Kodeks dyplomatyczny Polski, T. I, nr 56 (1 V 1275); Regesten zur schlesische Geschichte (Codex diplomaticus Silesiae, T. XVIII), nr 3561 (14 III 1316). Mikołaj, syn lekarza występuje w dokumentach: Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, T. VI, nr 169, 1 71, 200. Zapiska z 1448 roku o leczeniu Macieja z Kurowa znajduje się w aktach grodzkich kaliskich (Poznań, Archiwum Państwowe, Kalisz, Gr. 22, k. 215v).