OD REDAKCJI W dawnej Polsce pijało się kilka rodzajów trunków w ściśle określonych sytuacjach. Wódka i inne napoje najej bazie oparte były w zasadzie napojami męskimi, pijanymi w towarzystwie, po obiedzie. Panie popijały słodkie nalewki i likiery. Wino rozmaitych gatunków podawano tylko do posiłków. Piwo zaś uznawano za napój znacznie mniej szkodliwy od pozostałych trunków, ale i mniej ekskluzywny. Warzono je w każdym mieście i w niemal każdym dworze. Czasy wielkiego pijaństwa to dopiero 2 poło XVII w. i czasy saskie. Po nich nastąpił regres w spożyciu alkoholu, ale stało się ono ponownie problemem po połowie XIX wieku, głównie jednak, co może być dla nas niejaką pociechą, na terenach zaboru rosyjskiego i austriackiego. Jednak pod koniec XIX wieku nadużywanie napojów alkoholowych stanowiło problem społeczny także w Poznaniu i dopiero zdecydowane działania ze strony Kościoła katolickiego powstrzymały szerzący się alkoholizm, przede wszystkim w podpoznańskich wsiach. W XIX wieku zmieniła się moda na spożywanie wysokoprocentowych trunków, pijano teraz więcej różnorakich gatunków win, wódek i rozmaitych nalewek. Obok wódek polskich pojawiły się marki zachodnie, zaczęto też gustować w angielskiej whisky czy calvadosach. Pijano inaczej niż w wiekach poprzednich, a przede wszystkim w innych naczyniach. Zniknęły gdzieś ogromne saskie kielichy czy trzymane w rękach "kulawki", pojawiły się natomiast różnorakie kieliszki o ściśle określonym przeznaczeniu, inne dla poszczególnych gatunków czy rodzajów win, inne do wódki. Nie zmieniła się natomiast moda na picie piwa. Było ono nadal napojem raczej ludzi mniej zamożnych, a w warstwach wyższych traktowano je jako napój orzeźwiający. Sposób picia nie uległ zmianom, rację bytu straciły jedynie gliniane kufle, zastąpione kuflami szklanymi i cynowymi. Oczywiście zmieniły się metody produkcji piwa. Miejsce skromnych mieszczańskich mielcuchów zajęły duże browary, fabryki produkujące już nie litry, a setki hektolitrów różnych gatunków piwa. Pojawiły się nowe technologie warzenia piwa oraz jego dalszej obróbki. Nadal jednak dojrzewało ono w wielkich, sklepionych, chłodnych piwnicach, leżakując w olbrzymich, dębowych kadziach. Rozlewane później, po 40 dniach, do mniejszych dębowych beczek, rozwożone było ciągnionymi przez Od redakcjikonie platformami, obitymi stosownymi reklamami. Ręczna pompa umożliwiała napełnienie kufli aromatycznym i zimnym napojem. Nalewanie piwa do butelek to dopiero wiek XX, a przede wszystkim okres międzywojenny, kiedy ten rodzaj dystrybucji zyskał na popularności. Po wojnie przyszły dla piwa czasy chude. Ujednolicono produkcję pod względem technologicznym, skrócono czas dojrzewania trunku kosztem jego jakości, by wreszcie zamienić dębowe beczki na stal i aluminium (wielkie kufy już wcześniej uległy zamianie). Pojawiła się też aluminiowa puszka oraz butelka jednorazowa o zestandaryzowanym niemal na całym świecie kształcie. Wielkie kufle już dużo wcześniej zniknęły z krajobrazu poznańskich piwiarni, a tam, gdzie pozostały, w wiejskich czy małomiasteczkowych pijalniach, trudno było utrzymać standard higieniczny, stąd i tam wkrótce ostatecznie z nich zrezygnowano. Wraz z nimi na długie lata zniknęły tekturowe podstawki. Kiedy zastanawiałem się nad programem tego numeru "Kroniki Miasta Poznania", przychodziły mi na myśl wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w nie istniejącym już, wielkim, prawie dworskim domu dawnego właściciela tzw. Browaru Parowego w małym, bo kilkunastotysięcznym mieście Skierniewice, gdzie browar, zarządzany przez ponad 20 lat przez mego Ojca, był jedynym większym przedsiębiorstwem. Skierniewice, dawna siedziba arcybiskupów i prymasów Polski, potem letnia rezydencja carów rosyjskich, a jeszcze później skromne, powiatowe miasteczko, spotkał w latach 70. niezasłużony awans do rangi wojewódzkiej metropolii. Pamiętając atmosferę browaru, w którym od lat wczesnej młodości znałem wszystkie podziemne i naziemne pomieszczenia nie istniejących dzisiaj budynków, postanowiłem wskrzesić przynajmniej część znanej mi z dzieciństwa tradycji na gruncie poznańskim. Stąd teksty historyczne o statutach najstarszego cechu piwowarów, o lokalnych prawach dotyczących handlu winem, o dawnych browarach Poznania, piwiarniach, wyszynkach i destylacjach, a także o zapomnianych już po trosze naczyniach do picia rozmaitych trunków i ich przechowywania. Hitem tomu jest niewątpliwie przewrotny i pełen błyskotliwego humoru tekst Jacka Kowalskiego, poświęcony "restytucji starożytnego pijaństwa", czyli wielkiemu poznańskiemu piciu o działaniu państwowotwórczym w okresie konfederacji barskiej. Powstał tom, który, rzecz jasna, nie wyczerpuje tematu. Pozostało jeszcze wiele nie opisanych przez nas problemów dotyczących kultury picia w dawnej Polsce. Być może niektóre z nich uda się rozwiązać w dyskusjach przy kufelku, bowiem od dawna wiadomo, że na frasunek...