OD REDAKCJI Huczną musiała być uczta pożegnalna dla cesarza Ottona w poznańskim palatium. Książę Bolesław "po zakończeniu bowiem biesiady nakazał cześnikom i stolnikom zebrać ze wszystkich stołów z trzech dni złote i srebrne naczynia, bo żadnych drewnianych tam nie było, mianowicie kubki, puchary, misy, czarki i rogi, i ofiarował je cesarzowi - a nadto jeszcze złożył wiele innych darów, mianowicie naczyń srebrnych i złotych rozmaitego wyrobu i różnobarwnych płaszczy, ozdób niewidzianego rodzaju i drogich kamieni, a tego wszystkiego tyle ofiarował, że cesarz tyle darów uważał za cud". Część tych ostentacyjnych podarków pochodziła z łupów na ruskich, czeskich czy nawet niemieckich wielmożach, część mogła być nabyta od kupców ciągnących z towarem od Konstantynopola, przez Ruś czy Czechy, do Polski i dalej na północ. Jednak część zastawy stołowej musiała być miejscowym wyrobem, w którym waga srebra nadrabiała artystyczne niedociągnięcia. Musiała pochodzić z osady służebnej złotników grodu poznańskiego, czyli ze Złotnik w parafii Kiekrz, wioski między Kiekrzem a Suchym Lasem, będącej prawdziwą kolebką poznańskiego złotnictwa. Tak jak poznańscy muzycy wywodzą się z Gadek, tak złotnicy i jubilerzy ze swoich Złotnik. Upadło królestwo Chrobrego, potem Bolesława Śmiałego, a podziały dzielnicowe na jakiś czas zahamowały rozwój gospodarczy i zasobność możnych. Impuls do rozwoju złotnictwa w Polsce przyszedł z Rzymu: sobory lateraneńskie w pocz. XIII w. wymusiły reorganizację sieci parafialnej i rozpad wielkich parafii grodowych. N owe kościoły parafialne potrzebowały sprzętu liturgicznego, co zadecydowało o napływie fachowych złotników do Polski. Prawie równoczesna reorganizacja miast na prawie magdeburskim ułatwiła im stabilizację. Wprawdzie nie mamy krajowego sprzętu liturgicznego z XIII w., lecz wzrost fachowości złotników możemy śledzić na odciskach pieczętnych. Złotnicy, którzy wykrawali pieczęcie ostatnich książąt wielkopolskich, naj starszą pieczęć miasta Poznania czy królewską pieczęć Przemyśla II, byli prawdziwymi mistrzami w swym fachu. Od końca XIV wieku złotnicy korzystają z trwającej przez ponad dwa i pół wieku koniunktury gospodarczej w Wielkopolsce. Decyduje o tym powodzenie trzech podstawowych grup klientów: kleru (gorliwość religijna wiernych), szlachty (koniunktura na produkty rolne) i patrycjatu (obroty handlowe). Rynekjestogromny: kler prawie trzech diecezji (poznańskiej, gnieźnieńskiej i częściowo włocławskiej), szlachta i mieszczaństwo z sześciu województw (poznańskie, kaliskie, sieradzkie, łęczyckie, brzesko-kujawskie, inowrocławskie), gdyż na tych terenach nie ma konkurencyjnego cechu złotniczego, działają tylko luźni mistrzowie. Kilku złotników czynnych w Płocku i Warszawie nie jest też w stanie zaopatrzyć Mazowsza, terenu stale importującego wyroby złotnicze i jubilerskie. Złotnicy poznańscy organizują swój cech, którego księgi zachowane są od końca XV w., bogacą się, wchodzą do władz miasta. Gdy w XVI w., w czasach reformacji, urywają się zamówienia kościelne, wkrótce zastępuje je coraz bogatsza szlachta potrzebująca wyrobów jubilerskich oraz mieszczaństwo chętnie demonstrujące swą zamożność. Złotnicy poznańscy, jak Erazm Kamyn czy Jan Dill, opracowują księgi wzorów krążące po Europie. Koniunktura ta urywa się w 1655 roku, z potopem szwedzkim, po którym pozostały zrujnowane miasta ze zbiedniałym nagle mieszczaństwem, spustoszone wioski szlacheckie i kościelne. Ilość warsztatów złotniczych zmniejsza się z 30-40 do kilkunastu. Przez prawie półtora wieku, do rozbiorów, krótkie okresy zamożności rozdzielone są dłuższymi czasami biedy i wojen, po których ilość warsztatów spada do kilku. Czas między pierwszym a drugim rozbiorem to najdłuższy okres koniunktury dla złotników, osłabionej jednak brakiem zamówień kościelnych. Wiek XIX stawia nowe wyzwania przed złotnikami i jubilerami. Konfiskaty majątku kościelnego przez władze pruskie pozbawiają ich na długi czas najwierniejszych klientów. Uwłaszczenie chłopów zmusza ziemiaństwo do reorganizacji ich gospodarki rolnej. W miastach zanika patrycjat, a władzę przejmują pruscy urzędnicy. Wśród klienteli pojawiają się podziały narodowe i religijne, polscy złotnicy mogą liczyć na zamówienia kleru katolickiego, choć po zamknięciu klasztorów nie brakuje starego sprzętu liturgicznego. Dopiero w końcu XIX w. zamożność społeczeństwa wielkopolskiego wzrasta. Jednakże nie ma tutaj ostentacyjnego popisywania się zamożnością. Srebrne zastawy stołowe to pewien aprobowany standard zamożności, ale biżuterię nosi się skromną. Zresztą Wielkopolanki nie bywają na berlińskim dworze cesarza Niemiec ani na przyjęciach cesarskich na poznańskim zamku. Okres międzywojenny nie był czasem rozwoju Wielkopolski. Szczelna granica celna dzieliła ją od Niemiec. Zbyt wielu było tu endeków i chadeków, więc państwowe zamówienia omijały Poznań. Tradycyjna inteligencja i ziemiaństwo były zamożne oszczędnościami i inwestycjami poprzedniego pokolenia. Jubilerzy i złotnicy skalą produkcji rynkowej nadrabiali brak lukratywnych zamówień. Po II wojnie nastał dla nich czas zarabiania na życie reperowaniem zegarków i wyrobem ozdób z plastiku. Aż dziw, że nadal kształcono czeladników i mistrzów w tym zawodzie. Dopiero za Gierka wrócił czas produkcji złotniczej z dostępnego w coraz większych ilościach srebra i jej sprzedaży za pośrednictwem spółdzielni. Czas wielkich przemian ekonomicznych rozbił dotychczasowe struktury handlu i produkcji. Nie jest w pełni jasne, dlaczego właśnie wówczas w Poznaniu powstało kilka dużych, prężnych firm złotniczych, tworząc tu największe dziś centrum złotnicze Polski. Ale takjest i to jest jedna z ważnych, choć rzadko uświadamianych, cech naszego miasta.