POZNAŃSKI KONIEC WILEŃSKIEJ KONSPIRACJI Z pamiętnika KAZIMIERZA PIETRASZKIEWICZA Maszynopis pamiętnika mieszkańca Sołacza Kazimierza Pietraszkiewicza "Konrada" - "Strzępy wspomnień kwatermistrzowskich. Okręg Wileński Armii Krajowej (1939-1948)" trafił do redakcji KMP przypadkiem. Nikt nie sądził, że znajdzie się w nim tyle materiału mówiącego o Poznaniu, Sołaczu i jego mieszkańcach. Tymczasem ukazuje on ludzi, którzy - w ramach wysiedleń z Wileńszczyzny - trafili do Poznania, potrafili się dobrze zapisać w dziejach naszego miasta, a ich potomkowie są dziś członkami charakterystycznej grupy Kresowiaków z Poznania, od niedawna co rok Kaziukami poświadczającymi swe istnienie. Kazimierz Pietraszkiewicz (1907-1993), "Konrad", studiował w latach 1929-34 na Uniwersytecie Stefana Batorego i był tam jednym z działaczy "Bratniaka", czyli Bratniej Pomocy Polskiej Młodzieży Akademickiej. Specjalizował się w technologii przerobu lnu i konopi. Po studiach został zatrudniony przez Towarzystwo Lniarskie w Wilnie w Bezdanach, a od 1936 roku był już dyrektorem zakładów w N owej Wilejce. Od 1940 roku działał w konspiracji, najpierw w Służbie Zwycięstwa Polski, potem w Związku Walki Zbrojnej, wreszcie - od 1942 roku - w Armii Krajowej. W AK był najpierw kwatermistrzem "Pola", potem zastępcą kwatermistrza i od 1944 kwatermistrzem Sztabu Okręgu Wileńskiego. Dalsze losy objaśniają częściowo fragmenty pamiętnika. W grudniu 1956 roku wrócił do pracy w poznańskim Instytucie Przemysłu Włókien Łykowych, a w 1965 roku mianowany samodzielnym pracownikiem naukowym na prawach docenta. Ogłosił sporo prac specjalistycznych i otrzymał kilka świadectw patentowych. W 1966 roku przeniósł się do Centralnego Laboratorium Przemysłu Lniarskiego w Żyrardowie, gdzie pracował do przejścia na emeryturę. Zmarł w Żyrardowie w 1993 roku. Swój pamiętnik napisał w 1970 roku. Był to czas, gdy żyło jeszcze wielu świadków tamtych wydarzeń, którzy za swój udział w AK zapłacili wysoką cenę. Kazimierz Pietraszkiewicz, znana i wybitna postać wśród migrantów wileńskich, był jeszcze w stanie weryfikować swe wiadomości. Nie było wtedy kultu bohaterszczyzny, ceniono rzeczowe opisanie tego, co się działo 25, 30 lat wcześniej. Taki też jest cały pamiętnik "Konrada", z którego dla potrzeb "Kroniki Miasta Poznania" wybrano tylko fragmenty mówiące o działalności osób żyjących po 1945 roku w Poznaniu lub dotyczące poznańskiej działalności wileńskich akowców. [Red.] Ryc. 1. Kazimierz Pietraszkiewicz z żoną Wandą i synem Rysiem, Poznań 1946 r. [prof. Wacław Łastowski]* Lokal "B" przy ul. Białostockiej 3 mieścił się w dużym 5-pokojowym mieszkaniu inż. Witolda Golimonta i prof. Wacława Łastowskiego. Mieszkanie to w zasadzie całkowicie było do naszej dyspozycji. Inż. Golimont miał majątek Stare Bieniakonie w Okręgu nowogródzkim, tam przeważnie przebywał i należał do tamtejszej siatki organizacyjnej. Obok Golimontów mieszkali Łastowscy, a Pani Wanda Łastowska, zaprzysiężona jako "Kalina", miała nadzór nad tym lokalem. Dojście do lokalu było wyjątkowo wygodne, a dwa wyjścia gwarantowały bezpieczne wycofanie się w razie potrzeby. Tam też miały miejsce odprawy sztabu "Pola" z Komendą Okręgu. Takie odprawy odbywały się z odpowiednim ubezpieczeniem uzbrojonym. Wacław Łastowski, profesor zwyczajny Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, wielki patriota, człowiek na wskroś szlachetny i religijny, orientował się w mojej pracy konspiracyjnej, ale zobaczywszy przypadkowo większą odprawę tuż obok w lokalu "B", niewątpliwie przeraził się i wyjechał z żoną do Bieniakoń, gdzie był przed wojną dyrektorem Rolniczej Stacji Doświadczalnej. Przed wyjazdem z Wilna do Bieniakoń prof. Łastowski, z którym żyłem w wielkiej przyjaźni, na pożegnanie powiedział do mnie: "Ja podpatrzyłem, ty pod szubiennicą chodzisz, ja za ciebie pacierz mówię. Pamiętaj". Z profesorem Łastowskim widywałem się potem rzadko. [...] Po wielu latach, kiedy spot *Po wojnie prof Wacław Łastowski (ur. 27IX 1880) z żoną Wandą z Zaniewskich (zm. 1993) przeniósł się do Poznania, gdzie był kierownikiem Katedry Szczegółowej Uprawy Roślin UP. Zmarł 1 VI1954 r. i został pochowany na cmentarzu Sołackim. Kazimierz Pietraszkiewiczkałem panią Łastowską, w 1956 roku profesora już nie było na tym świecie. Pani Wanda wspomniała wtedy, że przed śmiercią profesor Jej powiedział: "Powiedz Kazimierzowi, że w ostatniej chwili o nim pamiętałem". Wspominając profesora Łastowskiego, zawsze podkreślam, że szczęśliwy jestem, iż na drodze swojej drodze spotkałem tak szlachetnego człowieka. [prof. Janusz Jagmin] * Na szefa zaopatrzenia "Pola" został powołany profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie Janusz Jagmin. Ten człowiek, obdarzony niepospolitą zdolnością organizacyjną i energią, po prostu nie mieścił się w ramach przygotowawczych prac naszej organizacji wojskoRyc. 2. Wanda Łastowską, "Kalina" wej SZP i później ZWZ, i współpracował z Komitetem Polskim i Komitetem Pomocy Uchodźcom Wojskowym, a później brał udział w pracach Delegatury Rządu na Okręg Wileński. Z uwagi na charakter organizacji szeroki wachlarz zainteresowań profesora budził nieraz pewne obawy natury konspiracyjnej w kwatermistrzostwie. Profesor Jagmin rozwinął szybko pomoc doraźną w wyżywieniu i w odzieży dla potrzebujących wsparcia rozbitków wojennych, których znalazło się bardzo dużo w Wilnie, a którzy przeważnie pozostawali bez żadnych środków do życia. Pomoc ta, wykraczająca w zasadzie poza ramy organizacji bojowej, polegała głównie na dostarczaniu z większych gospodarstw produktów spożywczych do istniejących lub powstałych w tym czasie charytatywnych lub u osób prywatnych - jadłodajni. Na korzystanie z tych stołówek organizacja wydawała specjalne bony. Wspominając prof. Jagmina, chcę dodać, że łączyła nas przed wojną wspólna praca i zamiłowanie do polskiego lnu. W oparciu o hasło rzucone przez promoto *Prof Janusz Jagmin (ur. 3 V 18%) studiował od 1922 r. w Poznaniu, a następnie był asystentem UP, tu doktoryzował się (1929) i habilitował (1939). Od 1929 pracował na Uniwersytecie Wileńskim. Powrócił do Poznania w maju 1945 r. i tutaj zmarł 2 111948 rra sprawy lniarskiej w Polsce, generała broni Lucjana Żeligowskiego - "Ziemia nasza winna nas wyżywić i odziać" - prof. Jagmin stworzył podwaliny pod naukę o uprawie i przerobie lnu i konopi w Polsce, a ja w miarę swoich sił i zdolności wiernie jemu w tym sekundowałem. Losy naszej współpracy różnie się układały. Byłem jego uczniem i pierwszym asystentem w dziale technologii przerobu lnu i konopi przy Katedrze Ogólnej U prawy Roli i Roślin na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W czasie okupacji, jako kwatermistrz "Pola", a następnie zastępca kwatermistrza Okręgu w stopniu porucznika, byłem przełożonym Jagmina jako szefa zaopatrzenia w stopniu sierżanta. Po wyzwoleniu w 1945 roku prof. Jagmin objął Katedrę Uprawy Roślin Przemysłowych na Uniwersytecie Poznańskim, aja znów byłem Jego star- RyC 3tJanUszJasminl "Jan" szym asystentem i zastępcą, a po śmierci Profesora jego następcą na stanowisku dyrektora Lniarsko- Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej w Poznaniu - później Instytutu Przemysłu Włókien Łykowych. W trakcie mojej współpracy z prof. J. Jagminem po wojnie zastanawialiśmy się pewnego dnia nad tym, ile w swojej pracy naukowej i zawodowej straciliśmy od 1939 do 1945 roku. Straciliśmy wiele czasu i zdrowia zupełnie na marne. Prawie nic nam z tego nie zostało i musimy zaczynać od nowa. "Co do Ciebie Kazimierski, tak mnie czasami nazywał profesor, to cała twoja praca na Wileńszczyźnie - w Lniarskiej Centralnej Stacji Doświadczalnej, w Rolniczych Zakładach Przemysłu Lniarskiego w N owej Wilejce, a i w Okręgu Wileńskim AK - nie będziejuż nigdy oceniona. Ale teraz ja mam Katedrę na Uniwersytecie Poznańskim i w formie kompensaty straconego czasu muszę ciebie doprowadzić do doktoratu. Wszak materiały do pracy doktorskiej masz zebrane". Niestety, pomyliłeś się bardzo Profesorze. Nie doprowadziłeś mnie do doktoratu. Wkrótce potem Profesor umarł, a ja poszedłem do więzienia, za przynależność do "nielegalnej organizacji" AK Okręgu Wileńskiego, na przeszło osiem długich lat. Po wyjściu z więzienia zabrakło w mojej specjalności promotora, a mnie samemu sił do zrobienia doktoratu. Profesora Jagmina wspominam nie bez pewnego wzruszenia, był bowiem człowiekiem nieprzeciętnego umysłu i szlachetnego serca. Był moim nauczycielem i wielkim, niezawodnym przyjacielem. Zmarł na zawał serca w lutym 1948 roku w Poznaniu i pochowany jest na cmentarzu Sołackim. Kazimierz Pietraszkiewicz W końcu 1941 r. "Wacław", Bronisław Tumalewicz* (obecnie jest docentem w Instytucie Przemysłowych Włókien Łykowych w Poznaniu), przyprowadził do mnie Wacława Kasparowa, który miał coś ważnego dla organizacji do powiedzenia i chciał, jak się okazało, pracować w szeregach AK. [000] Te informacje dotyczące zaopatrzenia okazały się tak interesujące dla organizacji i w ogóle dla Polaków w tym okresie gołych i bosych, że natychmiast przyjąłem przysięgę od Kasparowa i skierowałem go do dyspozycji prof. Janusza Jagmina. [000] * * * [inż. Czesław Dębicki]** Moja współpraca z mjr. inż. Czesławem Dębickim rozpoczęła się przed drugą wojną światową na odcinku naszego zawodu - technologicznego przerobu lnu i konopi w Rolniczych Zakładach Przemysłu Lniarskiego i Konopnego w Nowej Wilejce. W 1937 roku Towarzystwo Lniarskie w Wilnie, po wykupieniu masy upadłościowej dużej papierni w Nowej Wilejce pod Wilnem, powołuje Komisję pod przewodnictwem inż. Cz. Dębickiego do spraw adaptacji tych zakładów do mechanicznego przerobu lnu i konopi. Komisja ta powierzyła mi realizację uchwał Komisji. Sprawnie i szybko Zakład został przystosowany do przerobu lnu, a po uruchomieniu produkcji utworzono Spółkę z 0.0. Rolnicze Zakłady Przemysłu Lniarskiego i Konopnego "Wilenka" w Nowej Wilejce, udziałowcami której były wyłącznie Spółdzielnie Rolniczo- Handlowe z Towarzystwem Lniarskim w Wilnie na czele. Prezesem Zarządu tej spółki zostaje inż. Cz. Dębicki, a dyrektorem Zakładu inż. Kazimierz Pietraszkiewicz. Współpraca nasza była bardzo zgodna [...]. Inż. Czesław Dębicki był nie tylko dobrym fachowcem, ale i wybitnym organizatorem, a przy tym znał się na polityce i był przed wojną posłem na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Po upadku państwa polskiego w 1939 roku byliśmy ze sobą w ścisłym kontakcie i utrzymywaliśmy łączność z wybitnymi działaczami na Wileńszczyźnie, a naszymi dobrymi znajomymi - Władysławem Kamińskim, Antonim Kokocińskim, prof. Januszem Jagminem, Edwardem Taurogińskim, prof. Witoldem Staniewiczem, adwokatem Kiersnowskim, Swierzewskim i in. * * * Na początku 1946 roku w ramach repatriacji wyjechałem do kraju i w Warszawie, podczas zwiedzania zrujnowanego miasta, spotkaliśmy się przypadko * Bronisław Tumalewicz (ur. 8 III 1907), od 1946 r., wraz z żoną Weroniką (1909-1976), był pracownikiem Instytutu i mieszkał Nad Wierzbakiem. Zmarł 11 III 1985 r. ** Dr inż. Czesław Dębicki, "Jarema" (ur. 20 VII 1899), był w czasie okupacji komendantem "Pola", czyli konspiracji w powiatach woj. wileńskiego. W lipcu 1944 r. dowódca zgrupowania AK w Puszczy Ńalibockiej. Po 1948 został pracownikiem naukowym poznańskiego Instytutu Włókien Łykowych. Zmarł w Poznaniu 10 III 1951 r. Przed dwoma laty jego podkomendni ufundowali nową tablicę na jego grobie na cmentarzu Sołackim. Ryc. 4. Mjr dr inż. Czesław Dębicki "Jarema" z oddziałem partyzanckim AK w Puszczy Na1iborskiej wo z mjr. lnz. Czesławem Dębickim na N owym Świecie. Od tej chwili spotykamy się bardzo często [...]. Inż. Czesław Dębicki szybko rozwija swoją działalność w organizacji i odbudowie przemysłu roszarniczego w Polsce i wkrótce zostaje mianowany naczelnym dyrektorem Zjednoczenia Roszarni Lnu i Konopi Rzeczypospolitej Polski z siedzibą w Wałbrzychu, aj a przystępuję do pracy naukowo-badawczej na Uniwersytecie Poznańskim w charakterze starszego asystenta u prof. Janusza Jagmina w Katedrze Roślin Przemysłowych i jednocześnie pełnię obowiązki zastępcy dyrektora Lniarsko- Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej w Poznaniu. A więc w dalszym ciągu z inż. Cz. Dębickim ściśle współpracujemy w tej samej branży lniarskiej. Lniarsko- Konopna Centralna Stacja Doświadczalna była w zasadzie zapleczem naukowo-badawczym polskiego przemysłu roszarniczego. W październiku 1947 roku wraca z ZSRR gen. "Wilk", Aleksander Krzyżanowski, gdzie przebywał "internowany" w Moskwie na Łubiance, w Riazani, w Kałudze koło Wołogdy, i przyjmuje pracę w Zjednoczeniu Roszarń Lnu i Konopii RP w charakterze dyrektora Bazy Zaopatrzeniowej Przemysłu Roszarniczego w Pakości. Po powrocie "Wilka" z ZSRR spotkaliśmy się u jego siostry, pani WinkIerowej w Poznaniu, a później na różnych naradach zwoływanych przez naczelnego dyrektora Zjednoczenia Roszarń Lnu i Konopii RP. Kazimierz Pietraszkiewicz Przy pierwszym spotkaniu u pani WinkIerowej mówiliśmy oczywiście o naszych ostatnich przeżyciach, przy czym, mówiąc o majorze "Jaremie" , gen. "Wilk" podkreślał z naciskiem, że Jego wyjście z więzienia w Wilnie i rozmowy z przedstawicielem Bezpieczeństwa ZSRR były uzgodnione z nim. Uważał przy tym, że jedynie on, jako wybitnie zdolny oficer Sztabu i dobry dyplomata, może prowadzić pertraktacje dotyczące "rozładowania podziemia" z tym niestety sprytnym, ale niehonorowym i podstępnym partnerem. W dniu 3 lipca 1948 r. naczelny dyr. inż. Czesław Dębicki zwołał naradę dyrektorów Przemysłu Roszarniczego do Poznania, w której wziął udział "Wilk", Aleksander Krzyżanowski. Ja również brałem udział w tej naradzie jako pełniący obowiązki dyrektora Lniarsko- Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej. Tego dnia po południu gen. "Wilk" złożył wizytę w moim prywatnym mieszkaniu przy ul. Sołackiej 19, a w ślad za nim wkroczyli agenci Urzędu Bezpieczeństwa. Po wylegitymowaniu zostaliśmy aresztowani i osadzeni w więzieniu, przejściowo w Poznaniu, następnie w Warszawie, gdzie prowadzono śledztwo w UB przy ul. Koszykowej, a później w więzieniu Mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w dziesiątym pawilonie. Zostałem skazany za udział w nielegalnej Organizacji AK Okręgu Wileńskiego na 15 lat więzienia. Siedząc w różnych celach przesyłaliśmy sobie wiadomości ustnie i drogą grypsów przez lekarza weterynarii, dr. J. Tymińskiego, pełniącego podówczas obowiązki lekarza więziennego. Generał "Wilk" zapadał coraz bardziej na zdrowiu, miał gruźlicę jelit, i zdawał sobie sprawę, że jego dni są policzone. Pamiętam takie zdanie z ostatniego grypsu przed przeniesieniem mnie do więzienia we Wronkach: "Uważam, że spełniłem swój patriotyczny obowiązek i jestem przygotowany na wszystko. »Wilk«". W 1951 roku Aleksander Krzyżanowski umiera w więzieniu na Mokotowie. W 1957 roku jego zwłoki zostały ekshumowane, przeniesione na cmentarz Ryc. 5. Gen. Aleksander Krzyżanowski, "Wilk" Powązkowski i pochowanew obecności jego licznych oficerów, żołnierzy i byłych współpracowników AK Okręgu Wileńskiego. Po moim wyjściu z więzienia w końcu lipca 1956 roku dowiedziałem się, że "Jarema" nie żyje. Dr. inż. Czesław Dębicki zmarł na wolności na wylew krwi 10 marca 1951 r. w Poznaniu i tam został pochowany na cmentarzu Sołackim. [Kasa Okręgu Wileńskiego] W 1943 roku, dokładnej daty nie pamiętam, rozkazem Komendanta przejmuję Kasę Okręgu, która dotychczas podlegała bezpośrednio Komendantowi i mieściła się w Wilnie w podziemiach księgarni Kiewlicza na rogu ulic Wielkiej i Ostrobramskiej. Kasa została przejęta przeze mnie komisyjnie w obecności kasjera "Leszka" - Stanisława Malinowskiego, Kiewlicza - właściciela księgarni, Bolesława Żyndy*. * * * Najednym z ostatnich spotkań z "Pohoreckim"** w Wilnie, o ile się nie mylę w kwietniu 1945 roku, przedłożyłem nowo założoną książkę kasową i plan repatriacji do kraju komórki kwatermistrzowskiej. Saldo tej kasy wykazywało, że dysponujemy sumą ok. 86 tys. dolarów, a więc można było przyjść ze znaczną pomocą poszczególnym komórkom organizacyjnym przy przeprowadzce do kraju. Wysokość tych sum była ustalona, a jednocześnie na wniosek "Pohoreckiego" ustalono zapomogi dla profesorów Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie w wysokości kilku tysięcy dolarów. Niektórzy profesorowie USB byli podówczas w ciężkich warunkach materialnych. Dokładnej sumy zapomogi nie pamiętam, a do rozdziału tej sumy upoważniono "Jana", prof. Janusza Jagmina, który utrzymywał łączność z profesorami: Władysławem Dziewulskim, Witoldem Staniewiczem***, Michałem Reicherem i innymi profesorami. Zapomogi te zostały rozprowadzone przez "Jana" [...]. W maju 1945 roku "Jan" zakomunikował mi, że "Sosna", prof. dr Michał Reicher , zastępca szefa sanitarnego O kręgu Wileńskiego AK, zapytuje kwatermistrza, co ma uczynić z narzędziami chirurgicznymi AK będącymi w dyspozycji "Sosny". Było tego - o ile sobie przypominam - pięć skrzyń. Przy tym sam "Sosna" okazał gotowość przewiezienia tego do Kraju [...]. W 1946 roku, dokładnej daty nie pamiętam, "Sosna" zwrócił się * Bolesław Żynda (1904-1988), "Kujawiak", księgarz i wydawca, kierownik księgarni św. Wojciecha w Wilnie (1926-1945), kierownik (1945-48), potem dyrektor i członek Zarządu Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu (1948-1972), w czasie okupacji członek komii rewizyjnej Okręgu Wileńskiego AK. Jego żoną była Irena Kafarska. ** "Pohorecki" - mjr dypl. Antoni Olechnowicz, ostatni komendant Okręgu Wileńskiego AK. *** Praf Witold Staniewicz (ur. 16 IX 1887), minister reform rolniczych (1926-30), poseł na Sejm II RP, ostatni rektor Uniwersytetu Wileńskiego (od 1937), po przyjeździe do Poznania zamieszkał na ul. Litewskiej i objął Katedrę Ekonomiki Rolniczej i Polityki Agrarnej. W latach 1951-56 w stanie spoczynku, potem reaktywowany jako profesor, kierownik Katedry Ekonomii i Organizacji Rolnictwa. Od 1%0 r. na emeryturze. Zm. 14 VII 1%6 r. Kazimierz Pietraszkiewiczdo mnie za pośrednictwem "Jana" z zapytaniem, co ma zrobić z przywiezionymi narzędziami [...]. Czy ma to sprzedać, czy ewentualnie przekazać Akademii Medycznej w Gdańsku dla dobra nauki (prof. Reicher był podówczas jednym z organizatorów Akademii Medycznej w Gdańsku). Odpowiedź była krótka: AK Okręgu Wileńskiego przekazuje narzędzia lekarskie będące w dyspozycji Pana Profesora Akademii Medycznej w Gdańsku, nie żądając żadnej zapłaty. * * * [Siostry Kafarskie] W czasie walk o wyzwolenie Wilna od 6 do 13 lipca 1944 r. przebywałem z "Ludwikiem" w kompleksie budynków podominikańskich, w których również był lokal i skrytki Kwatermistrzostwa]. Przypominam [sobie] jak kilkakrotnie przybywały z rozkazami i meldunkami łączniczki ze Sztabu "Wilka" i z konspiracji, a "Ludwik" wysyłał swoje rozkazy. W tym czasie, gdzieś 6 czy 7 lipca, przybył na nasze m.p. komendant miasta Wilna "Bezmian" i meldował o jakiś trudnościach z powstaniem w mieście, a między innymi narzekał na brak granatów ręcznych. "Ludwik" zwrócił się z tym do mnie - czy mógłbym przyjść miastu z pomocą Sidolkami. Wiedziałem od dowódcy produkcji broni por. "Feniksa", Zygmunta Sajdaka, że ok. 200 granatów dotychczas nie zostało odebranych przez miasto i znajdują się w skrytce produkcji Sidolek "Perkuna" na Antokolu. Trzeba było natychmiast te granaty przekazać "Bezmianowi". W tym czasie doprowadzenie do miejsca przechowywania granatów i ich zabranie było już ryzykowne, ponieważ toczyły się walki na przedmieściach Wilna. Decyzja wyznaczenia kogoś była więc trudna. Tego zadania podjęła się na ochotnika odważna i zdecydowana niewiasta Janina Kafarska*, która dokładnie znała tę skrytkę. J. Kafarska wyszła razem z "Bezmianem" do jego dyspozycji. Niestety, jak się później dowiedziałem, granaty te nie zostały wykorzystane w mieście [...]. Po wycofaniu się Niemców z Wilna, było to około 15 lipca, przyjechał gen. "Wilk" w asyście oficerów Sztabu do naszego m.p. przy ul. Dominikańskiej i spotkał się z "Ludwikiem". W ślad za nim zjawił się sowiecki kapitan NKGB w towarzystwie dwóch oficerów i, meldując się "Wilkowi" jako przedstawiciel Komendy miasta, zażądał od "Wilka" wylegitymowania się. "Wilk" okazał legitymację stwierdzającą, że pełni obowiązki generała - dowódcy Zgrupowania Partyzanckiego Okręgu Warszawskiego i N owogródzkiego AK. Po odebraniu legitymacji kapitan sowiecki udał się do Komendy Miasta celem "zalegalizowania" jej, zostawiając na miejscu dwóch oficerów. Po pewnym czasie wrócił i, oddając legitymację "Wilkowi", powiedział: "wy wolny". "Janina Kafarska (1907-84), siostra Ireny Żyndowej, więzień łagrów rosyjskich (1944-48), po powrocie więziona w Więzieniu Mokotowskim (1949). Mieszkała na Gajowej w mieszkaniu Żyndów. Przyjaciółka i opiekunka Kazimiery Hłakowiczówny. Oprócz "Ludwika" byli przy tym "Jan" - JózefCzernichowski, "Wrzos" - Dzida Kafarska*, "Konrad" - Kazimierz Pietraszkiewicz i inni, których nie pamiętam. Po tym dość nieprzyjemnym epizodzie "Ludwik" odjechał razem z "Wilkiem" samochodem i nie widzieliśmy się z nim aż do roku 1957. [Droga do Poznania] Z Wilna wyjeżdżam w czerwcu 1945 roku 37. transportem repatriacyjnym, a na dworzec towarowy odprowadzali mnie "Feniks" - Zygmunt Sajdak i "Dryja" - Edward Taurogiński. Przy pożegnaniu powiedziałem im, iż zgodnie z ustaleniami Sztabu Okręgu AK muszą w jak najszybszym czasie opuścić Wilno, a w kraju spotkamy się w Warszawie przy ul. Puławskiej 21 u Mieczysława Żyźniewskiego. * * * W końcu lata 1945 roku, dokładnej daty nie pamiętam, "Pohorecki" zwołał odprawę Sztabu Okręgu w Warszawie, gdzieś w pobliżu ul. Puławskiej, na której mieliśmy się wypowiedzieć co do dalszej naszej działalności. Nie pamiętam dokładnie ówczesnego składu Sztabu Okręgu, w każdym razie oprócz "Pohoreckiego" [w odprawie] brali udział: Pietraszkiewicz, Walicki, Łoziński, Tomaszewski, Augustowski. Komendant zreferował naszą sytuację w kraju i poprosił o zdanie członków Sztabu. Ogólnie stwierdzono, że akowcy w kraju są prześladowani, aresztowani i więzieni, Komenda Główna AK w Warszawie jest całkowicie zdezorganizowana i rozbita, nie ma dostępu do kierownictwa KG i nie ma możliwości nawiązania łączności ani uzyskania wytycznych co do dalszego postępowania. Co więc mamy dalej robić? Uważałem, że spełniliśmy zadanie w swoim Okręgu Wileńskim, a tu w kraju nie mamy możności prowadzenia dalej Organizacji Bojowej. Ludzie są rozproszeni po kraju, a nasze środki są ograniczone. Stwierdziłem, że Oddzia- Ryc. 6. Józefa Kafarska, "Wrzos" * Józefa (Dzida) Kafarska, "Wrzos" (1910-1990), współpracownica gen. "Wilka", więzień łagrów rosyjskich (1944-48), po przyjeździe do Poznania więzień w okresie stalinowskim (1949-56). Mieszkała wraz z siostrą na Gajowej. Kazimierz Pietraszkiewiczly AK z Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego, które przeszły granicę z bronią w ręku, winne być rozbrojone i zdemobilizowane. A my, akowcy, o ile nie mamy się ujawniać, to powinniśmy szukać [000] pracy i legalizować się. Moja wypowiedź została przyjęta przez "Pohoreckiego" i innych członków Sztabu bez aprobaty. Uważali, że przedstawiamy pewną prężność organizacyjną i jeszcze możemy odegrać ważną rolę w przyszłej wojnie. "Pohorecki" zakończył rozkazem: Nie zakładamy żadnej nowej organizacji i pozostajemy jako Armia Krajowa Okręgu Wileńskiego. I dalej - żadnych ujawnień, żadnych działań bojowych ani dywersyjnych, owszem, urządzać się, gdzie kto może i czekać dalszych rozkazów. Jak się w roku 1948 okazało, po aresztowaniu całego naszego ostatniego Sztabu Okręgu Wileńskiego, ta moja wypowiedź na odprawie okazała się w sądzie okolicznością łagodzącą i być może to tylko uratowało mnie od najwyższego wymiaru kary, która groziła mi na podstawie małego kodeksu karnego - kary śmierci. W śledztwie "Pohorecki" zeznał, że od początku zająłem właśnie takie stanowisko [...]. [na Sołaczu] Byłem zdecydowany podjąć pracę zawodową i miałem już kilka propozycji. Prof. Jagmin otrzymał Katedrę Uprawy Roślin Przemysłowych na Uniwersytecie Poznańskim i od razu proponował mi asystenturę. Przypadkowo spotkałem też wtedy ministra aprowizacji dr. Jerzego Sztachelskiego, którego znałem od czasów akademickich i który zaproponował mi pracę u siebie w ministerstwie. Również w handlu i przemyśle lniarskim miałem możliwości dostania pracy [...]. W styczniu 1946 roku w porozumieniu z "Pohoreckim" przyjmuję pracę u prof. J. Jagmina na Uniwersytecie Poznańskim, a jednocześnie jestem jego zastępcą w Lniarsko- Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej w Poznaniu. Zamieszkałem z rodziną najpierw pod Poznaniem w Podolanach, a później w Poznaniu przy ul. Mazowieckiej 12. Tak więc po raz drugi w życiu jestem starszym asystentem prof. Jagmina [...]. Praca ta daje mi dużą swobodę w poruszaniu się po kraju służbowo, a więc i w sprawach AK, i prywatnie. Z "Pohoreckim" i zjego łącznikami spotykamy się często, głównie biorą ode mnie gotówkę [...]. W zasadzie wszystkie przekazywane sumy były kwitowane przez "Pohoreckiego" lub jego pełnomocników. W końcu 1946 roku "Pohorecki" dwukrotnie zwołuje odprawy Sztabu w Bydgoszczy. Najednej z nich prosiłem "Pohoreckiego" o przejęcie kasy [...]. "Pohorecki" nie widział trudności, ale w terminie późniejszym. Powiedział również, że wybiera się za granicę celem uzyskania rozkazów co do naszej dalszej działalności organizacyjnej. Ucieszyła mnie ta wiadomość, gdyż sądziłem, że tą drogą przyjdzie jakieś rozwiązanie. Nie widziałem żadnego celu w dalszym utrzymywaniu naszej organizacji przy ówczesnym stanie politycznym w Polsce i na świecie. Od czasu przyjazdu z Wilna towarzyszy mi "Janka" - Jadwiga Pawilonis*; prowadzi książkę kasową i wypłaty na zlecenia oraz wyjeżdża na spotkania z "Po * Jadwiga Pawilonis, "Janka", współpracownica K. Pietraszkiewicza jako kwatermi - strza Okręgu Wileńskiego, po przyjeździe do Poznania uwięziona w 1948 r. Po 4 latach uwolniona, osiedliła się we Wrocławiu, gdzie zmarła w latach 80horeckim" i członkami Sztabu. Prowadzenie książki kasowej jest łatwe, gdyż operujemy większymi sumami w zaszyfrowanej formie i wyłącznie na komendanta i członków Sztabu [...]. W zasadzie miałem podstawę do żądania od członków Sztabu szczegółowych rozliczeń z pobranych sum, ale ze względów konspiracyjnych wystarczała nam informacja o przeznaczeniu wypłat i akceptacja komendanta. W końcu 1946 roku na skutek wpadki jednej z łączniczek Sztabu, która zeznała w śledztwie, że kwatermistrz mieszka w Poznaniu, ale nazwiska mojego nie podała, rozpoczyna się poszukiwanie wśród wilnian kwatermistrza na podstawie rysopisu. W tym czasie na podstawie rysopisu aresztowano m.in. prof. Aleksandrowicza. Wkrótce i ja zostałem zatrzymany i przykazany do Ministerstwa Bezpieczeństwa Pu- Ryc. 7. Kazimierz Pietraszkiewicz, "Konrad" blicznego w Warszawie. Szybko zorientowałem się, że badanie prowadzone jest po omacku, a więc nie przecząc, że byłem członkiem AK, zaprzeczałem przynależności do Sztabu Okręgu, twierdząc, że to jest omyłka. Przy tym powoływałem się na znajomość i moją współpracę w Bratniej Pomocy Polskiej Młodzieży Akademickiej USB w Wilnie ze Stefanem Jędrychowskim, Jerzym Sztachelskim, Janem Druto i innymi. Razem z moją rodziną mieszkała w Poznaniu J. Pawilonis i w trakcie rewizji całego mieszkania znaleziono u niej [000] książkę z zaszyfrowanym stanem kasy i wypłaty od chwili przyjazdu z Wilna do kraju. Z tych zapisów Urząd Bezpieczeństwa na razie nie mógł nic wywnioskować; wrócono do tego po ponownym aresztowaniu mnie w 1948 rbku. "Janka" po aresztowaniu i śledztwie została skazana za przynależność do AK na 6 lat więzienia. Po czterech latach wyszła z zupełnie zrujnowanym zdroWIem. Śledztwo moje prowadził niejaki mjr Czaplicki, który, jak się wyraził, pracował w naszym wywiadzie przedwojennym. W czasie przesłuchań podniósł słuchawkę telefoniczną, wykręcił numer i słyszę taką rozmowę telefoniczną: Czy to minister Sztachelski - tu mówi Czaplicki. Słuchaj, czy znasz takiego Kazimierza Pietraszkiewicza z Wilna? [000] Tak, tak, tak - nie - on został zatrzymany przez nas Kazimierz Pietraszkiewiczdo wyjaśnienia. Czaplicki kończył przesłuchanie, mówiąc: No tak, Sztachelski jest o Was jak najlepszego zdania, ale tu nie o to chodzi. Jak się okazało, w tym czasie prof. Jagmin był u Jana Druta, jego ucznia, a mojego kolegi z ławy uniwersyteckiej, i u Jerzego Sztachelskiego, prosząc o interwencję [...] w mojej sprawie. Wszystkie te zabiegi niewątpliwie miały jakiś wpływ na to, że po paru tygodniach mnie zwolniono. W 1948 roku umiera [000] prof. Jagmin i na mnie spadają obowiązki dyrektora Lniarsko- Konopnej Centralnej Stacji Doświadczalnej w Poznaniu; jednocześnie jestem kierownikiem Zakładu Mechanizacji Stacji. Przy tym otrzymuję wykłady zlecone na Wydziale Rolnym Uniwersytetu Poznańskiego z zakresu technologii lniarskiej. Tak więc jestem mocno zaabsorbowany pracą naukowo-badawczą i nie mam czasu na wyjazdy i uczestniczenie w odprawach Sztabu. "Pohorecki" był u mnie w Poznaniu parokrotnie i w tym czasie zapowiedział swój wyjazd za granicę [...]. Za granicą długo nie bawił i po powrocie z Francji przyjechał do mnie do Poznania i spotkaliśmy się w Collegium Cieszkowskich na Sołaczu. Oczywiście najbardziej interesowały mnie wyniki tej zagranicznej podróży. "Pohorecki" powiedział, że zameldował się u gen. dywizji Stanisława Kopańskiego w Paryżu, pełniącego obowiązki szefa Sztabu Głównego. Jak wiadomo, naczelny wódz Bór- Komorowski swoim zarządzeniem z dnia 21 września 1945 r. przekazał szefowi Sztabu Głównego gen. Kopańskiemu ogólne dowodzenie wojskiem oraz koordynację zagadnień wspólnych dla wojska, marynarki wojennej i sił powietrznych. Czyli była to najwyższa władza wojskowa, która miała coś do powiedzenia w sprawie Armii Krajowej. Po wysłuchaniu meldunku "Pohoreckiego", majora Antoniego Olechnowicza, o stanie AK Okręgu Wileńskiego i prośby o wytyczne dalszego postępowania, gen. Kopański, dziękując za dotychczasową ciężką służbę, miał mniej więcej tak odpowiedzieć: Musicie trwać dalej w kraju, w ukryciu, nie ujawniając swojej działalności. Będziecie, być może, wkrótce potrzebni. Obecnie wszystkie oddziały partyzanckie należy rozbroić, broń przechować, a ludzi legalizować w pracy cywilnej. [000] Dla akowców generał przekazał zaledwie parę tysięcy dolarów na ręce mjra "Pohoreckiego" [...]. Stądjasno i wyraźnie wynika, że nikt nas nie zwalnia z przysięgi organizacyjnej. Musimy trwać w konspiracji, będziemy jeszcze potrzebni!? Przywiezioną gotówkę "Pohorecki" chciał ulokować w ogólnej kasie Okręgu, lecz ja prosiłem, aby dysponował tym we własnym zakresie, gdyż podtrzymuję swoją uprzednią prośbę o przejęcie kasy przez kogoś innego. "Pohorecki" wyraził na to zgodę i miał wkrótce wyznaczyć odpowiedniego człowieka. [000] "Pohorecki" wspomniał tak jakby mimochodem o swoim awansie na podpułkownika. Tymczasem likwidacja AK trwa w całym kraju. N a porządku dziennym areszty, rewizje u akowców i prześladowanie wszystkich tych, którzy mieli coś wspólnego z AK. W związku z tym w naszej świadomości rodzi się poważna wątpliwość, czy jeszcze będziemy do czegoś potrzebni i czy wytrzymamy. [000] W miesiącach czerwcu i lipcu 1948 roku UB aresztuje "Pohoreckiego" łącznie z całym jego Sztabem. Nastąpiło to po wpadce szefa Sztabu kpt. Tomaszewskiego we Wrocławiu, u którego ujawniono całą dokumentację Okręgu łącznie z listą członków Sztabu. Minął rok od śmierci prof. J. Jagmina. Rok pozostaje pod moim kierownictwem Lniarsko- Konopna Centralna Stacja Doświadczalna, przemianowana później na Instytut Przemysłu Włókien Łykowych w Poznaniu. 2 i 3 lipca 1948 odbywało się tak zwane Kuratorium Stacji, które corocznie podsumowywało pracę badawczą Stacji i poszczególnych pracowników naukowych. Po śmierci prof. J. Jagmina kierownikami poszczególnych zakładów badawczych Stacji pozostali Jego młodsi stosunkowo uczniowie bez większego doświadczenia naukowego. Toteż obawialiśmy się, że ocena Kuratorium Stacji może być dla pracowników naukowych niewysoka. Tymczasem, być może w imię zachęty dla nas, ocena ta wypadła bardzo dobrze. W tym samym czasie 3 lipca 1948 r. odbywała się narada dyrektora Przemysłu Roszarniczego w Poznaniu, w której uczestniczył generał "Wilk", Aleksander Krzyżanowski, jako dyrektor bazy zaopatrzeniowej Zakładów Lniarskich w Pakości, a przewodniczył tej naradzie naczelny dyrektor Zjednoczenia Roszarni Lnu i Konopi Rzeczypospolitej Polskiej inż. Czesław Dębicki, mjr "Jarema" . Wieczorem tegoż dnia wróciłem do domu przy ul. Sołackiej 19 w bardzo dobrym nastroju po udanym Kuratorium Stacji Doświadczalnej, a w ślad za mną z wizytą przyszedł "Wilk". Ten dobry nastrój niestety był krótkotrwały, gdyż zaledwie zaczęliśmy rozmowę, wkroczyło do nas dwóch "smutnych panów", na których wystarczało spojrzeć, żeby wiedzieć, kim są. Ja zostałem zabrany od razu do Urzędu Bezpieczeństwa, a w moim mieszkaniu zrobiono długotrwały "kocioł". Ponieważ moje mieszkanie było służbowe i połączone z sekretariatem Stacji Doświadczalnej, w tym "kotle" znalazło się wielu Bogu ducha winnych ludzi i stąd Urząd Bezpieczeństwa miał kłopoty z wyłonieniem akowców. W końcu po paru tygodniach zabrali do więzienia tylko gen. "Wilka", Aleksandra Krzyżanowskiego. Po skonfiskowaniu dokumentów znalezionych u ostatniego komendanta Okręgu Wileńskiego, ppłk. "Pohoreckiego", u mnie i innych członków Sztabu, trzeba było ujawnić swoją działalność, rozszyfrować zapisy w książce kasowej i wyliczyć się z pozostałych pieniędzy. Poza Jadwigą Pawilonis, do więzienia trafiają wtedy współpracujący ze mną Janina Jodko i Wiktor Jodko. Dla mnie rozpoczęło się długotrwałe i bardzo uciążliwe śledztwo, tym bardziej ciężkie, że prowadzone i konfrontowane jednocześnie dla całego ostatniego Sztabu Okręgu Wileńskiego AK. [000] I tak po trzech kolejnych rozprawach, w których groziła mi kara od wieloletniego więzienia do kary śmierci, zostałem skazany wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie dnia 8 września 1950 roku na 15 lat więzienia i na 5 lat pozbawienia praw obywatelskich [...].