Z MOICH NOTATEK* ANDRZEJ WITUSKI B yłem osiem lat prezydentem Poznania. Zanim jednak nim zostałem, przeszedłem długą drogę; miałem chyba dobre przygotowanie wynikające z moich własnych, życiowych doświadczeń i byłem mądrzejszy mądrością wielu pokoleń mojej rodziny. Mój pradziad Leon Wituski urodził się w 1825 roku w Markowicach na Kuja, wach. Uczęszczał do Gimnazjum Sw. Marii Magdaleny w Poznaniu, później studiował matematykę i nauki przyrodnicze na uniwersytetach w Bonn i Berlinie, gdzie uzyskał stopień doktorski. Od roku 1853 był przez 40 lat nauczycielem w "Marynce". Zasłynął w niej jako nauczyciel Jana Kasprowicza. To właśnie dzięki mojemu pradziadkowi przyszły poeta zdał maturę. Do dziś zachowały się pożółkłe arkusze maturalne, pisane ręką młodego Kasprowicza, na których znajduje się poprawka mego pradziadka zmieniająca stopień niedostateczny z matematyki na dostateczny. W 1932 roku dr Roman Pollak w artykule Jak Kasprowicz zdawał maturę zacytował słowa prof Leona Wituskiego: "Wziąwszy pod rozwagę wszystkie momenty musi się oświadczyć przy nocie dostatecznej z matema Ryc. 1. Prof. dr Leon Wituski Ryc. 2. Dyplom doktorski Leona Wituskiego z 1853 roku , ] ! s L .1 K T I * * I W I * B ] * * '. \ I; K R R Mi I iiKKBNISMSII AC I'O'i'KNTISMUI I'UlNC'll'IS PRl DEKI O GVILELMI IV HOKVSKORVM RKGB «f «f I:I:(;IS u- DOMINI iNosmi SAWENTISSIMI IVSTISSIIII C.I.KMCVI'IS.SIUI 1MSOVB «VCKIHII All- KKCM \NI\I<;USII'ATIS urrKRABBkK FIUDERM AlC UVILBLMAK RKCTOitf KMMOQ ................M p j EWO O A Wy A O T A................... RS itfotttro OIUHMS \wi.isst\n riHww.irmutvu IOANNES KKANOSCVS m VKE .(ATIS HHUWriW AK ]1 T UM. I.KOM LADISLAO WITVSKI ]'OS'] (J \ A ,M k\A.UK.N l'lll I nsOI-liH \ M M S T I S V [IIKSKRTATIONKM MMCKNTKII (ON.sntirr.tM PIUUttSOPIHAK DOCTOW8 CT UITIVM UBKKAUYU MAlilSTItlo K N A M K H I" A [.: ']' H o N o R i: Bi,OL1.l.T*Ovr. m u c o HOC iwujM.vre I'IIII.OSOPHORVM ORDINIS OB8IONATIOXK COMPRORU'Otyki". Wiele lat później poeta w swoich wspomnieniach dał wyraz wdzięcznej pamięci o swoim profesorze. W latach 1870-86 pradziad był sekretarzem generalnym i prezesem dyrekcji Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. W książce Witolda Jakóbczyka Tow. Naukowej Pomocy w Wielkopolsce 1841-1939 można znaleźć informację, że prof. Leon Wituski przekazał na rzecz Towarzystwa 2 tys. 500 marek, pieniądze, które otrzymał z okazji swojego jubileuszu od wychowanków. Jako członek Wydziału Przyrodniczego Towarzystwa Przyjaciół N auk w Poznaniu napisał pracę O życiu i dziele optycznym Witelona, wybitnego XIII -wiecznego fizyka i optyka śląskiego. Wygłaszał odczyty popularnonaukowe w różnych towarzystwach. W latach 1870-92 jako członek deputacji miejskiej zajmował się Andrzej Wituski ". :/,""t Ryc. 3. Fragment pracy maturalnej Jana Kasprowicza z matematyki, opatrzony notką prof. Wituskiego zmieniającą ocenę niedostateczną na dostateczną """" K * I fr * c « .». r li? MI CcJify*.j*_j'_A- *#e*_tJm'a'.n \ 'ja v jA A'sprawami gospodarki komunalnej Poznania, zwłaszcza gazowni oraz urządzeń wodociągowych. Jego wszechstronna działalność społecznikowska sprawiła, że w 1870 roku władze pruskie, w osobie ministra Falka, wydały dekret banicyjny w głąb Niemiec. W obronie pradziada wystąpiły wtedy m.in. Niemieckie Towarzystwo Politechniczne i Towarzystwo Rzemieślników Katolicko-Polskich, którego był honorowym członkiem. Leon Wituski przez 20 lat przewodniczył w dozorze Fary poznańskiej, to właśnie głównie Jemu parafia fama zawdzięcza odnowienie kościoła i założenie nowego cmentarza. W książce MaIji Wicherkiewiczowej Rynek poznański ijego patrycjat widnieje zapis, iż w 1862 roku mój pradziad nabył kamieniczkę nr 55 na Starym Rynku. Leon Wituski ożenił się z Heleną z Szafarkiewiczów, siostrą Brunona Szafarkiewicza, zwanego powszechnie "poznańskim Wokulskim". Doktor filozofii Bruno Szafarkiewicz był profesorem Gimnazjum św. Marii Magdaleny oraz redaktorem "Przeglądu Poznańskiego" i kwartalnika "Ziemianin". Założył nowoczesną cegielnię w S tarołęce i, korzystając z doskonałego materiału, wybudował szereg domów na uliczkach wokół Starego Rynku. Pradziad zmarł w 1900 roku i spoczywa na Cmentarzu Zasłużonych. Podobno jego pogrzeb, jak wspominał "Dziennik Poznański" z l lutego 1900 r., stał się wielką manifestacją narodową. Pozostawił pięcioro dzieci: Michała (1859-1928), późniejszego proboszcza w Niepruszewie i Spławiu, znanego społecznika, Jana (1862-1936), prawnika, Stefana (ur. w 1864 roku), litografa, Tadeusza (1867-1934), aptekarza i córkę Helenę (1856-1912), żonę Adama Wolińskiego, znanego adwokata, który wsławił się żarliwą obroną dzieci wrzesińskich w 1901 roku. RyC 4_ Tadeusz Wituski Mój dziadek Tadeusz Wituski był najmłodszym synem Leona i Heleny. W latach 1906-15 był właścicielem "Zielonej Apteki" w Poznaniu przy ul. Wrocławskiej. "Zielona Apteka" była pierwszą poznańską apteką, która poprzez gońca dostarczała lekarstwa do domu. Dziadek był członkiem Wydziału Przyrodniczego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Mieszkał wraz z żoną Jadwigą i ośmiorgiem dzieci w domu przy ul. Skarbowej 3. Wszyscy byli ogromnie muzykalni. W przestronnym mieszkaniu w każdą sobotę po południu odbywały się koncerty kameralne w wykonaniu kwartetu rodzinnego: na fortepianie grali Henryk i Tadeusz junior, na skrzypcach Adam, a na wiolonczeli Lech. N a Skarbową przychodził często wiolonczelista W. Morawski, wtedy kwartet zmieniał się w kwintet. Doskonałym pianistą był brat mego ojca Tadeusz, uczeń prof. Skrzydlewskiego z Poznania. Debiutował, jak pisze Zbigniew Zakrzewski, w Auli Uniwersyteckiej w roku 1934, w latach późniejszych był koncertującym pianistą, w czasie okupacji nauczycielem wybitnego kompozytora polskiego Tadeusza Bairda, a po wojnie profesorem Konserwatorium Warszawskiego i później Akademii. W 1937 roku Tadeusz zgłosił swój udział w Konkursie Chopinowskim w Warszawie. W dniu otwarcia Adam Wieniawski ogłosił przez radio listę uczestników i przy nazwisku Wituski dodał: nie przyjechał. Tadeusz, jak wspominają Andrzej Wituski dziś jego siostra Gabriela i brat Janusz, nocnym pociągiem pojechał do Warszawy i niemal prosto z dworca udał się do Filharmonii. Zagrał cały zgłoszony program, co już było sukcesem, ponieważ ówczesny regulamin pozwalał przerwać uczestnikowi, jeżeli poziom jego występu odbiegał od poziomu przyjętego w konkursie. Zaproponowali mu wtedy lekcje członkowie konkursowego jury, prof. Zbigniew Drzewiecki i Zofia Rabcewiczowa. Odmówił, chciał być lojalny w stosunku do swego nauczyciela, prof. Skrzydlewskiego. Być może stracił wówczas swoją wielką szansę... Tadeusz Wituski senior kochał teatr i ludzi sceny. Kiedy w latach 1905-06 debiutowali Jaracz, Osterwa i Noskowski, wspomagał ich finansowo, twierdząc, że są bardzo utalentowani i należy im się pomoc. Wiele lat później, w drugiej połowie lat 30., Jaracz - ale już w innej roli - był w Poznaniu i wtedy przysłał do domu przy Skarbowej trzy gratisowe bilety do loży Teatru Polskiego w dowód pamięci i wdzięczności. Dziadek przyjaźnił się z aktorami Wandą Hendrychówną i Adamem Ludwigiem. Podczas jednej z wizyt w jego sklepie apteczno-drogeryjnym przy ul. Kraszewskiego w Poznaniu zamknęli drzwi do sklepu i śpiewali duet z Cyganerii Pucciniego, co skrzętnie odnotowały kroniki rodzinne Wituskich. Tadeusz Wituski znal wielu poznańskich lekarzy, dzięki tym znajomościom jego sklep otrzymywał liczące się zamówienia i zaopatrywał w środki opatrunkowe większość tutejszych szpitali. W domu przy ul. Skarbowej bywało liczne grono aktorów, wśród których brylowała Bronisława Wojciechowska, matka zasłużonego dla Poznania Jerzego Młodziejowskiego. Apteka z kolei była miejscem, w którym można się było napić "aptekarzówki" (dziadek prowadził potem jeszcze jedną aptekę w Dolsku). Dziadek zmarł w roku 1934 i jest pochowany we wspólnej mogile ze swoim ojcem Leonem na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan. Babcia Jadwiga żyła jeszcze długo, umarła mając 90 lat. Grała świetnie na fortepianie, lubiła Chopina i Griega. Nie zrobiła kariery, bowiem jej ojciec, Klemens Stankowski, lekarz z Kruszwicy, uważał, że córki powinny być kształcone na przyszłe żony, a nie na "fortepianistki". Pod koniec życia babcia Jadwiga nie wychodziła już z domu przy ul. Kossaka 15, gdzie mieszkała ze swoją córką Gabrielą. Zawiozłem tam kiedyś telewizor, przedmiot, którego babcia nie widziała jeszcze nigdy w życiu. Chciałem, żeby zobaczyła grającego Artura Rubinsteina. Nie pamiętam, co to był za koncert, ale pamiętam babcię, która ze zdumieniem przyglądała się ruchomym obrazom i uderzała palcami po stole, jak po klawiszach... Mój ojciec Adam Wituski urodził się w 1901 roku w Kruszwicy. Pracował w kilku firmach, nade wszystko jednak był bankowcem. Kilka lat przed wybuchem II wojny światowej pracował jako prokurent w Banku Cukrownictwa w Poznaniu. Znakomity matematyk. W 1927 roku skonstruował lampowy aparat radiowy z głośnikiem na zewnątrz. Grał na skrzypcach. Był skrzypkiem leworęcznym, instrument przebudował mu poznański lutnik Stanisław Niewczyk, ojciec Stefana, który do dziś ma swoją pracownię przy ul. Woźnej. Gry uczył się, wspólnie z Zygmuntem Latoszewskim, u znanego dyrygenta i skrzypka, solisty Ryc. 5. Adam Wituski, fotografIa z lat 20. Ryc. 6. Jolanta Wituska, z domu Ankiewicz Paula van Kempena, potem u Gustawa Ehrenberga i Ireny Dubiskiej. Te ostatnie lekcje nie trwały długo - Dubiska nie akceptowała skrzypków mańkutów. Ojciec biegle władał językiem angielskim (był na praktyce w Londynie) i niemieckim. Grał w tenisa, piłkę nożną, świetnie jeździł na łyżwach. Ostatnie lata swego zawodowego życia poświęcił prasie. Pracował w redakcji "Słowa Powszechnego", pisywał w "Głosie Katolickim". Jego dziennikarska pasja stała się później przyczyną tymczasowego aresztowania. Przyjaźnił się z proboszczem lubońskim ks. Teodorem Nogala, często grywając na odprawianych przez niego mszach. Pamiętam, że noszenie skrzypiec ojca było w naszej rodzinie prawdziwym wyróżnieniem, rywalizowaliśmy o ten przywilej z moją naj starszą siostrą Olą. Ojciec grał Haendla, Ave Maria Schuberta, a nawet popełniał małe, muzyczne świętokradztwo, grając środkową część Koncertu e-moll Mendelssohna z nieco innym zakończeniem. Czasem się ta jego gra nieco przedłużała, ale ksiądz Nogala, który kochał muzykę, nigdy nie wykazywał zniecierpliwienia, stał spokojnie odwrócony tyłem (tak wtedy odprawiano msze) i czekał, aż ojciec skończy, a dopiero potem odzywały się dzwonki na podniesienie. Ojcu zawdzięczam nade wszystko umiłowanie i znajomość muzyki. Kiedy leżał nieuleczalnie chory, słuchał radia. Przychodziłem ze szkoły, kładłem się obok niego i słuchaliśmy razem. Najpierw musiałem odgadywać epokę, z której dany utwór pochodzi, później kompozytora, a na końcu ojciec pytał, kto gra. Miał wy Andrzej Wituskiborną pamięć i po kadencjach w koncertach skrzypcowych, zresztą mu najbliższych, rozpoznawał wykonawcę. Uwielbiał również koncerty fortepianowe i duże utwory orkiestralne. Motyw z V Symfonii Ludwiga van Beethovena jest do dziś naszym sygnałem rodzinnym. Ojciec mawiał: "Jak ci się będzie podobała muzyka kameralna, to jesteś już w domu". W 1929 roku Adam Wituski ożenił się z Jolantą Ankiewicz. Moja matka urodziła się, podobnie jak ojciec, w 1901 roku. Była córką organisty z Parzęczewa. Znakomicie pisała na maszynie, biegle stenografowała. Pracę rozpoczęła w Centrali Rolników w Poznaniu, a zakończyła w Zakładach Ziemniaczanych w Luboniu, po 40 latach. Mój ojciec zmarł w 1958 roku. Mama przeżyła go o 17 lat, zmarła w roku 1975. Była Ryc. 7. Jolanta i Adam Wituscy, Poznań 1938 r. osobą wspaniałą, ciepłą i pełną dobroci. Nie potrafiła obojętnie przejść obok nikogo, kto potrzebował pomocy, nigdy na nikogo się nie gniewała. Gdy po raz pierwszy przywiozłem do domu swoją przyszłą żonę (ojciec już nie żył), uściskała ją i powiedziała: "Wejdź do swego domu". Całe lata, jak tylko mogła, żywiła ludzi biednych i pokrzywdzonych przez los. Urodziłem się w 1932 roku w Poznaniu. Mieszkaliśmy wtedy przy ul. Skarbowej 3, ale po kilku miesiącach przeprowadziliśmy się do Lubonia pod Poznaniem. Tam do dziś mieszka część mojej rodziny. Byłem uczniem Gimnazjum i Liceum im. I. J. Paderewskiego, maturę zdałem bez większego wysiłku. Po latach myślami wracam do postaci dwóch moich znakomitych wychowawców - polonisty, prof. Dąbrowy i prof. Szałankiewicza, geografa, współpracownika słynnego Romera. W okresie gimnazjalnym pisałem pierwsze teksty satyryczno-poetyckie, tu miały miejsce moje pierwsze występy estradowe. W roku 1952 rozpocząłem studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Poznaniu na Wydziale Towaroznawstwa. Doskonale pamiętam egzamin wstępny, zdawałem go u prof. Wacława Wilczyńskiego. Studia zapamiętałem jako cztery lata wytężonej pracy i nauki, ale też i cztery lata artystycznych zajęć. Prowadziłem wówczas, organizacyjnie i programowo, wielosekcyjny zespół artystyczny, skupiający talenty artystyczne studiujące ekonomię. Należał do nich z pewnością Tadeusz Malak, później znakomity aktor Teatru Rapsodycznego w Krakowie, aktorka dramatyczna Zyta Połom i wielu innych. N ajwiększym naszym sukcesem było zajęcie I miejsca w kategorii zespołów estradowych na ogólnopolskim przeglądzie kultury studenckiej w Bydgoszczy. Byłem też w tych latach konferansjerem wszystkich studenckich wydarzeń międzyuczelnianych, kon- Ryc. 8. Andrzej Wituski, fotografia z lat 60. certów, festiwali itp. Wśród moich pamiątek z tego okresu znajduje się program Galowego Koncertu Studenckich Zespołów Artystycznych m. Poznania z 21 czerwca 1956 r. z następującym zakończeniem: "kierownictwo artystyczne: prof. Wiktor Buchwald, choreografia: Conrad Drzewiecki, Jerzy Huelle, konferansjer: Andrzej Wituski". Wielką satysfakcję sprawiało nam poparcie dla naszych artystycznych poczynań, jakiego udzielał znakomity wychowawca akademicki i rektor, prof. Seweryn Kruszczyński. Obserwował z życzliwością nasze występy, obiektywnie oceniając zarówno program, jak i wykonawstwo. Zwykł mawiać, że wyższa uczelnia musi poszerzać horyzont i obok ekonomii jest jeszcze miejsce dla kultury. W 1956 roku zdałem egzamin magisterski. Praca związana z nazwiskami dwóch znakomitych profesorów: Franciszka Szeląga i Macieja Wiewiórowskiego miała bardzo techniczny tytuł: "Oznaczanie cyny w konserwach rybnych metodą chromatografii bibułowej". Obrona zbiegła się z pamiętnymi wydarzeniami Czerwca 1956 na pi. Mickiewicza. Chwila była szczególna, a emocje ulicy zbiegły się z emocjami na sali egzaminacyjnej i sięgnęły zenitu. Znalazło to później odbicie w tekstach, które pisałem dla teatrów satyrycznych. Moją pierwszą w życiu pracą po zakończeniu studiów był kilkumiesięczny pobyt w Domu Kultury Komendy Wojewódzkiej jako instruktor kulturalny. Nie mogłem wtedy znaleźć innej pracy. Organizowałem wystawy, ale bywałem też... Gwiazdorem i bawiłem dzieci na scenie kina Olimpia. Potem pracowałem na stanowisku brakarza (ładniej - cenzora jakości produkcji) w Zakładach Mięsnych. Praca odbywała się na trzy zmiany. Wtedy po raz pierwszy miałem do Andrzej Wituski TEATRZYK SATYRYCZNY » P E G A Z I K « PRZY WYŻSZEl SZKOLE EKONOMICZNE! W POZNANIU Z A P R A S Z A NA PREMIERĘ Z ŁEz q W OKUw dniu 19 marca 1951 r. w auli WSE przy ulicy Marchlewskiego 145/150 godz 19.00 Teksly i reżyseria: ANDRZEJ WITUSKI Oprawa plastyczna: RYSZARD G RAJEWSKI Opracowanie muzyczne: 1ACEK SZCZYGIEŁ Eileiy prosimy rezerwować w sekretariacie Rady Uczelnianej Z. S. P. do piqiku 17 marcu 1%1 r. godz. 16.00 (lei. 17-22 w. 158) P.. dnia .JsIiLjdrf&SQB. . . . .i6£j;rc!;u w. . . . y.; Q Ljy&OWajn-Jnm......... .:,.\yiS"'Ofc; "SKTSAMI'.-.*. JiffifS ............................. cO iS<3a&uteA AUCzęszcza! od dnia.............ŚdJJAtes***..... .<9.. 3 ..1_'. do £i j<> °0 r' ztozy}.. . . . pjjz.imin«pAA(tmiottitt- wyszewgółmysay»; «m-o