MIESZKANIE MOICH DZIADKÓW PRZY ULICY ORZESZKOWEJ PIOTR MICHAŁOWSKI O d urodzenia przez blisko trzydzieści lat mieszkałem na Łazarzu, w domu przy ul. Elizy Orzeszkowej 9/11. Nie była to kamienica lecz wolno stojący trzypiętrowy budynek, jakby większa willa, z dużym pięknym ogrodem oddzielającym nas od sąsiedniej posesji nr 7, a z drugiej strony od numeru 13 odgrodzona podwórzem. Do około 1920 roku dom znajdował się w rękach niemieckich; potem kupił go Augustyn Kranz, wizytator szkół poznańskich, który podobno dorobił się na podręcznikach do rachunków, z których uczył się w szkole powszechnej mój ojciec, jak sam wspominał. Ten piękny dom w stylu secesyjnym wzniesiony został w latach 1902-03 przez młodego niemieckiego architekta Paula Pitta (urodzonego zresztą w Swarzędzu w 1875 roku), jednego z najbardziej płodnych i znaczących architektów tej epoki w Poznaniu, który zaprojektował wiele innych luksusowych kamienic na Łazarzul. N asz dom przy ul. Orzeszkowej był największy ze wszystkich stojących przy tej ulicy i do dziś zwraca uwagę przechodniów swą bogatą (chociaż niestety już nieco podniszczoną) dekoracją i malowniczą bryłą. Odnajdujemy tam ulubione przez Pitta elementy: bogate dekoracje sztukatorskie skontrastowane z ceglanym licowaniem murów oraz skomplikowane zakomponowanie elewacji głównej z loggią na ostatnim piętrze oraz z licznymi szczytami i wieżyczkami. Sztukaterie te wykonał Bolesław Richelieu, w tym czasie jeden z najlepszych sztukatorów Poznania, stale współpracujący z Paulem Pittem. O pracujących przy budowie tego domu wielu innych rzemieślnikach informują napisy na kamiennej tablicy pamiątkowej, którą kiedyś jako młody chłopak odkryłem wmurowaną w ścianie parteru klatki schodowej domu. Paul Pitt bowiem jako jeden z pierwszych umieszczał na widocznych miejscach swych budowli nie tylko swoje nazwisko, jako autora projektu, ale także wszystkich innych osób pracujących przy realizacji budynku. Do tego domu wprowadził się w 1931 roku mój dziadek Lucjan Michałowski - poprzednio zajmowane locum przy ul. Ogrodowej 11 było już za ciasne dla ro dżiny powiększonej kilka lat wcześniej o czwartego już syna. Wynajął mieszkanie nr 3, zajmujące całe pierwsze piętro. Było to, zgodnie z obowiązującymi dawniej w Poznaniu zwyczajami, mieszkanie naj droższe, ale największe i najwyższe (prawie 4 metry!). Było to prawdziwe "piano nobile", tylko bowiem do naszego piętra prowadziły szerokie schody z białego marmuru (do dwóch wyższych pięter były tylko drewniane). Pamiętam, że na nas dzieciach, na mnie, moim rodzeństwie i moich kuzynach, z którymi wychowywaliśmy się wspólnie w tym domu po wojnie przez wiele lat, robiło to ogromne wrażenie. Schody musiały być wcześniej wyłożone chodnikiem, o czym świadczyły zachowane nadal specjalne uchwyty na stopniach. Za moich powojennych czasów już tego chodnika jednak nie było. Okna klatki schodowej były zdobione witrażami z secesyjnymi motywami roślinnymi, które dzisiaj są zachowane w szczątkowym stanie. Natomiast zachowała się prawie w całości dekoracja wnętrz naszych pokoi: piękna secesyjna sztukateria sufitów, snycerka drzwi oraz boazerii dwóch pomieszczeń, także brązowe klamki i okucia. We wszystkich pokojach stały pierwotnie duże piece kaflowe, o mniej czy bardziej bogatej formie i dekoracji secesyjnej, o różnych kolorach kafli. I mimo że w okresie późniejszym założono w całym domu centralne ogrzewanie i mieliśmy w pokojach kaloryfery, to jednak piece były ciągle sprawne 2 . Mieszkanie moich dziadków przy Orzeszkowej było duże. Jego układ opierał się na pewnym schemacie, powtarzanym w kilku odmianach w wielu innych domach o podobnym, wyższym standardzie, budowanych w tym czasie przy sąsiednich ulicach (głównie Matejki) przez Pitta czy innych architektów niemiec Piotr Michałowski Ryc. 2. Dom przy ulicy Orzeszkowej 9/11 - elewacja od strony ogrodu kich. Obejmowało osiem pokoi, przestronnych i wysokich. Z głównej klatki schodowej wchodziło się do dużego holu, oświetlonego z prawej strony oknem otwartym na część ogrodową posesji. Z holu prowadziły na lewo drzwi do trzech pokoi frontowych, których okna wychodziły na ul. Orzeszkowej; pierwszy miał jeszcze balkon, drugi posiadał malowniczy wykusz z trzema wąskimi oknami. Trzeci, salon z dwoma dużymi oknami, był największy w całym mieszkaniu (miał ponad 40 m 2 powierzchni). Wszystkie te pokoje były połączone wewnętrznymi drzwiami. Z salonem, zajmującym narożnik domu, łączył się dużymi czteroskrzydłowymi drzwiami (otwieranymi w razie potrzeby) inny mniejszy pokój, zdobiony malowaną na biało boazerią (tzw. kredens), posiadający też oczywiście wejście z holu. Dalej z holu odchodził w prawo długi wąski i ciemny korytarz, który prowadził do dalszych pomieszczeń w tylnej części mieszkania, głównie tzw. gospodarczych; po prawej były wejścia do małej ubikacji i łazienki, po lewej do kolejnego pokoju (dla służącej), za którym była duża kuchnia. Za łazienką, na wprost kuchni, po prawej stronie korytarza były wejścia do dwóch dalszych pokoi, których okna wychodziły na ogród. Pierwszy, mający też dodatkowe bezpośrednie połączenie z łazienką, był sypialnią moich dziadków (a po wojnie moich rodziców), drugi miał balkon wychodzący na ogród i na tyły Palmiarni w parku Wilsona. Na końcu znajdował się jeszcze jeden pokój, w którym mój dziadek miał pierwotnie swoją pracownię. Z kuchni, która miała też połączenie z małą spiżarnią, było wyjście na drugą, mniejszą klatkę schodową; było to wejście dla służby prowadzące z podwórza. Dziadek Lucjan pochodził z Kórnika. Tam urodził się 28 stycznia 1883 r. jako syn Wincentego Michałowskiego (1844-83), właściciela małego folwarku, i Antoniny z Menclewskich (1847-89). Ojcem chrzestnym Wincentego był Kajetan W. Kielisiński, utalentowany rysownik i zarazem kustosz zbiorów artystycznych Zamku Kórnickieg0 3 . Żartowano często w naszej rodzinie, że zapewne ojciec Wincentego, Józef Michałowski (1803-84), który obok pracy na roli działał w Kórniku także jako szewc, musiał zasłużyć się szyciem dobrych butów dla mieszkańców Zamku Kórnickiego, że Kielisiński zechciał trzymać do chrztu jego syna Wincentego. Dziadek uczył się w gimnazjach w Trzemesznie i Wschowie, ale już wkrótce znalazł się w Poznaniu; w latach 1902-05 ukończył tu Królewską Pruską Szkołę Budownictwa (Koeniglich preussische Baugewerkschule in Posen; Hochbau-Abteilung). Potem wyjechał do Monachium kontynuować studia w zakresie architektury na tamtejszej Politechnice 4 . Jednocześnie zapisał się na studium rysunku i aktu w Akademii Sztuk Pięknych (w której spisach figuruje jako student w klasie profesora Azby'ego)5. Malarstwo i rysunek to była jego druga, po architekturze, pasja, którą starał się realizować w chwilach wolnych od pracy zawodowej. Ryc. 3. Lucjan Michałowski, architekt i malarz (fot. z ok. 1932 r.) W 1910 roku zamieszkał na stałe w Poznaniu i rozpoczął pracę jako architekt. Był początkowo współpracownikiem poznańskiego architekta Stanisława Boreckiego, a od 1912 zaczął już działać samodzielnie. W tym roku poślubił Helenę Haertle (1891-1967), wywodzącą się ze spolszczonej w poprzednim pokoleniu rodziny bawarskiej. Nie miała ona jednak nic wspólnego z Bambrami z Bambergu. Rodzina Haertle pochodziła z Oettingen. Dziadek mojej babki, Franz Joseph Haertle (1804-74), był ogrodnikiem i przewędrował w 1834 roku z Bawarii do Poczdamu, gdzie został zatrudniony w ogrodach królewskich 6 . Jego wnuczka, a moja babka Helena, urodzona w Przemencie, ukończyła w Poznaniu pensję p. Estkowskiej. Za posag żony przejął dziadek dużą cegielnię w Gostyniu, która była mu potem pomocna w realizacji jego projektów architektonicznych. Przy cegielni był też dom, miejsce letnich spotkań całej rodziny z Łazarza i wielu Piotr Michałowskikrewnych. Ja też zdążyłem tam spędzić jako dziecko jedno lato, zanim w 1951 roku cegielnia została zabrana przez ówczesne władze komunistyczne. W Gostyniu dziadek zrealizował w latach 1912-39 najwięcej chyba, bo blisko 30 swoich projektów architektonicznych, z wielkim budynkiem tamtejszego gimnazjum na czele. Ryc. 4. Synowie Lucjana i Heleny (fot. z ok. 1932 r.), od lewej Bohdar, Kornel, Przemysław i Sławosz Gdy dziadkowie wprowadzili się do mieszkania przy ul. Orzeszkowej mieli już czterech synów. Jak wspominał często mój ojciec Kornel, był to zawsze dom artystyczny, do którego schodzili się artyści z całego Poznania. Nie można wykluczyć, że właśnie artystyczny klimat tego mieszkania, wypełnionego zresztą dziełami sztuki gromadzonymi przez dziadka, z bogatą biblioteką także artystyczną, spowodował, że prawie wszyscy z jego czterech synów związali się w przyszłości z różnymi dziedzinami sztukf. W latach 30. mój dziadek był już dosyć znanym architektem i artystą poznańskim 8 , który utrwalił się w pamięci starszych poznaniaków głównie jako twórca pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, zwanego też pomnikiem Wdzięczności, odsłoniętego w 1932 roku (a już siedem lat później rozebranego przez niemieckiego okupanta na początku II wojny światowej). Przez jego mieszkanie przy Orzeszkowej przewijało się wiele osób związanych ze sztuką. Bywał tu często ks. prof. Szczęsny Dettloff, historyk sztuki, twórca Katedry Historii Sztuki na Uniwersytecie Poznańskim, mieszkający zresztą w pobliżu, przy ul. Wyspiańskiego pod nr 14. Ksiądz Dettloff przyjaźnił się z moim dziadkiem od wielu lat; już w latach 1918-20 prowadzili wspólnie antykwariat dzieł sztuki przy Drukarni i Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu i organizowali tam sprzedażne wystawy obrazów. Pojawiał się Ryc. 5. Salon w mieszkaniu przy ul. Orzeszkowej - z lewej przy biurku siedzi Kornel Michałowski (fot. z ok. 1932 r.)też na Orzeszkowej zaprzyjaźniony z moim dziadkiem Marcin Rożeklo, wybitny rzeźbiarz poznański, którego dziadek zaproponował do wykonania figury Chrystusa do projektowanego przez siebie pomnika Wdzięczności. W jednym z pokoi stała zresztą rzeźba Rożka "Ewa", którą dziadek zamówił u artysty w 1920 roku (kosztowała wówczas 6 tys. marek polskich, płatnych w trzech ratach). Te trzy, cztery pokoje frontowe, od ulicy, były właściwie niemal muzealnymi pomieszczeniami. Nie dotrwały do moich czasów w takim kształcie, w jakim zapamiętał je i wspominał często mój ojciec. Ich wyposażenie zmieniło się znacznie już w latach ostatniej wojny. W tym czasie moja rodzina nie została wysiedlona ze swego mieszkania, ale najlepsze pokoje zamieszkiwali głównie oficerowie niemie, ccy z dowództwa Luftwaffe, mieszczącego się wówczas na pobliskiej ul. Sniadeckich. Z ich pokojów dziadek wcześniej usunął najbardziej wartościowe obrazy i meble i przeniósł do pokojów, które sam mógł zajmować. W tym czasie dziadek, schorowany i nie mogąc już pracować jako architekt, zajmował się głównie rys owa - niem rozmaitych widoków, pejzaży i architektury z Włoch i Francji, głównie według fotografri wykonanych przez siebie osobiście przed wojną. Zmarł w dzień wigilijny 1943 roku na gruźlicę, której postępy powstrzymywały wcześniej w pewnym stopniu jego coroczne wyjazdy do Włoch czy na południe Francji (Lazurowe Wybrzeże). Gdy te kuracyjne wyjazdy stały się niemożliwe w latach okupacji, choroba jego spotęgowała się i doprowadziła do tragicznego końca. Widoki przedwojennych pokoi mieszkania dziadka znane mi były w części z albumów rodzinnych z lat 30. Pamiętam, jak w młodości my, dzieci z wypiekami na policzkach oglądaliśmy te fotografie, jak fascynował nas obraz starego mieszkania rodzinnego, którego w tym kształcie już nie znaliśmy. Niemalże de Piotr Michałowskitektywistyczną zabawą były też dla nas próby zidentyfikowania widocznych na zdjęciach różnych przedmiotów z dawnego wyposażenia poszczególnych pokoi i odnajdywania ich w obecnym mieszkaniu, stojących czy wiszących już w innych miejscach. Niestety wielu z tych obrazów, mebli czy innych bibelotów już w domu nie było. I nie było to, wbrew pozorom, wynikiem strat wojennych, lecz głównie ciężkiej sytuacji lat powojennych; wiadomo, że w latach 50. sprzedawało się tego typu rzeczy, aby było z czego żyć. Dlatego ilokroć przechodzę przez Galerię Malarstwa Polskiego w Muzeum Narodowym w Poznaniu, zawsze z pewnym sentymentem patrzę na wiszący tam obraz Januarego Suchodolskiego "Przejście Berezyny", który znajdował się dawniej w zbiorach mego dziadka w mieszkaniu przy Orzeszkowej (zakupiony został w 1922 roku). Ryc. 6. Wnętrze pokoju od strony podwórza. Siedzą w fotelach: z lewej Bohdar, z prawej Kornel Michałowscy. N a ścianie w górnym rzędzie pośrodku obraz J. Suchodolskiego "Przejście Berezyny" (ob. w MNP); z prawej stoi rzeźba M. Rożka "Ewa" (fot. z ok. 1932 r.). W przedwojennym mieszkaniu moich dziadków stało wiele starych i cennych mebli, podłogi przykryte były starymi dywanami. N a ścianach pokoi wisiało tam po kilkadziesiąt obrazów, nie tylko starego malarstwa, ale także współczesnych, głównie poznańskich artystów. Przyokazji wizyt w naszym domu tych lokalnych twórców dziadek, jak wspominał mój ojciec, sprawdzał, "co wisi, kto wisi i na jakiej ścianie". I ponieważ akurat mieli przyjść autorzy tych obrazów, to chodził po mieszkaniu i znajdował często ich dzieła, swoich zresztą przyjaciół i znajomych, utknięte poza pokojami frontowymi, w głębi mieszkania. Wydawał wtedy polecenia: "Przynieś no tego Jackowskiego, powieś go tutaj na czołowym miejscu, bo on dzisiaj będzie u nas". Wisiało w tym mieszkaniu także wiele prac malarskich mego dziadka. Obok działalności architektonicznej uprawiał on bowiem także malarstwo, wystawiając swe praceod roku 1910 w Poznaniu i Krakowie. Należał do Koła Artystów Wielkopolskich, na którego pierwszej wystawie w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznaniu w 1914 roku pokazał większą ilość obrazów i prac architektonicznych. Wystawy indywidualne jego prac malarskich odbyły się też w Poznaniu w latach 1932, 1935 i 1938 11 . W pierwszych latach jego działalności artystycznej, do roku 1925, przeważało malarstwo olejne o różnorodnej tematyce (portret, krajobraz, martwa natura) oraz rysunki ołówkiem i piórkiem o motywach architektonicznych. W późniejszym czasie malował niemal wyłącznie akwarelą i rysował miękką kredką i węglem. Z powojennychjuż lat mojej młodości przypominam sobie niektóre wnętrza i poszczególne sprzęty w tym mieszkaniu, zamieszkiwanym wówczas przez rodziny moich stryjów, Przemysława i Bohdara, oraz przez moich rodziców. W holu stała wielka dwudrzwiowa szafa elbląska z XVIII wieku, z piękną intarsjową dekoracją, którą mój dziadek kupił w Gdańsku w 1918 roku. Na ścianie wisiał zegar firmy Gloria, o secesyjnej dekoracji tarczy (dziś wisi w moim "salonie" na Piątkowie). Górą natomiast, pod sufitem, biegł fryz z drzeworytów japońskich. Dziś najlepsze z nich znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu. Wydaje mi się, że klimat tego domu artystycznego mego dziadka miał także wpływ na losy następnego, już powojennego pokolenia Michałowskich wychowanego w mieszkaniu przy Orzeszkowej. Zarówno ja, jak i moje rodzeństwo, a także dwaj moi kuzynowie (synowie stryja Przemysława, historyka sztuki), wzrastaliśmy w tym mieszkaniu wypełnionym dziełami sztuki. Nasz codzienny kontakt ze starymi meblami, obrazami, porcelaną czy innymi bibelotami oswajał nas ze sztuką, a jednocześnie wzbudzał naszą ciekawość 12 . Moje kontakty ze sztuką w dzieciństwie nabrały jeszcze innego wymiaru z racji tego, że moja matka, Helena z domu Mindak, która poślubiła mego ojca w 1949 roku i zamieszkała w dawnym mieszkaniu dziadków przy Orzeszkowej, studiowała malarstwo u tak wybitnych twórców, jak Taranczewski czy Szczepański w ówczesnej poznańskiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych 13 . W ten sposób tradycja artystyczna mieszkania moich dziadków przy ul. Orzeszkowej na Łazarzu znalazła kontynuację we współczesności, gdy zawisły tam także obrazy mojej matki. PRZYPISY: 1 Kilka z nich można oglądać do dziś np. w początkowej partii ul. Matejki. 2 Mogłem się o tym przekonać w latach stanu wojennego, gdy brakowało opału do kotłowni w naszym domu, a ja wówczas paliłem w takim piecu w zajmowanym przez siebie i moich najbliższych pokoju (dawnym salonie) węgłem ze starych zapasów zalegających w piwnicy. 3 Kajetan Wincenty Kielisiński (1808-49), grafIk, rysownik, bibliotekarz. Od 1839 do chwili śmierci był bibliotekarzem Tytusa Działyńskiego w Kórniku; wykonał także wiele akwafort i rysunków, współdziałał w 1845 roku przy przebudowie Zamku Kórnickiego. Brał też udział w powstaniu 1848 roku. 4 W Monachium studiował w latach 1905-07 architekturę na Technische Hochschule (Politechnice). Po ukończeniu studiów przez rok, od grudnia 1907 do grudnia 1908, odbywał praktykę architektoniczną w Urzędzie Budownictwa Konsystorza Arcybiskupiego Piotr Michałowski we Fryburgu w Brygencji (Freiburg im Breisgau). Jego umiejętności musiały być widocznie wysokie, bowiem 29.11.1911 r. został przyjęty w poczet członków Związku Architektów Niemieckich (BDA: Bund Deutscher Architekten) , do którego przyjmowano tylko architektów wyróżniających się wybitnymi pracami. 5 Por. H. Stępień, Artyści polscy w środowisku monachijskim w latach 1828-1914; materiały źródłowe, Warszawa (PAN) 1994, s. 54. 6 Zakładał park i ogrody przy pałacu Glienicke dla księcia Karla von Preussen, młodszego syna króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. W1836 r. za namową szambelana królewskiego von Henniga wyjechał do jego majątku w Dębowej Łące koło Wąbrzeźna, aby założyć tam park i ogród owocowo-warzywny. Tam urodziło się siedmioro jego dzieci. Córką naj starszego z nich Hugona (1839-1920) i Elżbiety z d. Rudloff (1856-1911) była moja babka Helena. 7 Najstarszy Przemysław (ur. 1913) został historykiem sztuki (już od 1939 roku pracował jako asystent w Muzeum Wielkopolskim w Poznaniu, potem w 1945 roku był pierwszym kierownikiem Muzeum w Poznaniu, a następnie do 1968 wicedyrektorem Muzeum Narodowego i potem długoletnim kuratorem Galerii Malarstwa Polskiego). Co prawda drugi, Bohdar (ur. 1914), studiował ekonomię, ale już następny Sławosz (1916-74) został architektem (po ucieczce w 1939 do Wojska Polskiego na Zachodzie pozostał w Anglii i tam działał jako architekt od 1945 w Londynie). Najmłodszy Kornel (1923-98), mój ojciec, byl bibliotekarzem i głównie muzykologiem. 8 Por. Allgemeines Lexikon der bildenden Kuenstler des xx. J ahrhunderts, T. III, Leipzig 1956, s. 385; Wielkopolski słownik biograficzny, Warszawa-Poznań 1981, s. 469-470; Słownik artystów polskich, T. V, Warszawa 1993, s. 513-514. 9 Ks. Szczęsny Dettloff (1878-1961), historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Poznańskiego. 10 Marcin Rożek (1885-1944), rzeźbiarz poznański, zmarł w obozie w Oświęcimiu. 11 Por. np. W. Dalbor, Wystawa akwarel i rysunków Łucjana Michałowskiego oraz wystawa bieżąca w Tow. Przyjaciół Sztuk Pięknych, "Dziennik Poznański", nr 98 z 27.04.1935. 12 Tym zapewne można tłumaczyć fakt, że mój o rok starszy kuzyn Ziemowit został potem konserwatorem malarstwa po studiach w Toruniu, a ja sam poświęciłem się historii sztuki, kończąc studia w tym zakresie w Instytucie Historii Sztuki U niwesytetu Poznańskiego, placówce założonej przez przyjaciela dziadka, ks. Dettloffa, którego uczniem byl też wcześniej mój stryj Przemysław. 13 Dzięki temu miałem już jako dziecko kontakt z wieloma artystami poznańskimi w latach 50., przyjaciółmi i znajomymi mojej matki. Byłem w tym czasie także modelem nie tylko mojej matki w Jej obrazach, ale również innych tutejszych artystów (min. Maria Chudoba-Wiśniewska wykonała rzeźbę w brązie pl. "Główka Piotrusia M.", pokazaną później w 1984 r. na wystawie retrospektywnej "Rzeźba polska 1944-1984" w poznańskim BWA).