ROMAN MAY I JEGO RODZINA SŁAWOMIR LEITGEBER R odzina Mayów mieszkała w Wielkopolsce już w 2 poło XIX wieku. Wówczas ci pierwsi znani nam Mayowie byli rybakami, dzierżawiącymi od klasztoru w Bledzewie należące do zakonu jezioro. Ojciec Romana Maya Jan osiadł w latach 30. bądź 40. XIX w. w Szamotułach i jako mistrz dekarski założył tam warsztat rzemieślniczy, wykonujący również drobne roboty budowlane. Językiem domowym był głównie niemiecki, chociaż rodzina posługiwała się niewątpliwie równie swobodnie językiem polskim. Jan May urodził się 25 sierpnia 1800 f., a jego żona, Zuzanna z Wernerów, 3 lutego 1814 r. Dzieliła więc rodziców Romana dość znaczna różnica wieku. Matka Jana, Maria Elżbieta Lewandowiczówna, żona Jana N epomucena Maya, była Polką. Zmarła 29 października 1868 r. Jej rodzice również byli rybakami. Babka zmarłajednak zbyt wcześnie, by mogła wywrzeć jakikolwiek wpływ na polskie wychowanie wnuków. Roman May, urodzony w Szamotułach 24 stycznia 1846 r., miał dwóch starszych braci, Teodora i Wojciecha, oraz młodszą siostrę Klarę. Wojciech był urzędnikiem sądowym, natomiast Teodor został kupcem. Siostra trzech panów Mayów została żoną Jana Paczkowskiego (1852-1928), rodem z Gniezna, który pracował początkowo jako urzędnik w biurze fabryki Romana Maya, a z czasem został wspólnikiem szwagra. Po przedwczesnej śmierci założyciela przejął kierownictwo fabryki. Żeniąc się w 1887 roku z Klarą Jan Paczkowski był wdowcem po Marii Brzezieckiej. Klara z Mayów Paczkowska (zm. 1932) aktywnie działała w Towarzystwie Oświatowym "Warta", którego była współzałożycielką, szczególnie zaangażowana była w działalność na rzecz czytelnictwa, przyczyniając się do rozwoju czytelni dla kobiet w Poznaniu w okresie do 1918 roku. Zmarła w 1932 roku w Poznaniu. Roman May uczęszczał do szkoły elementarnej w Szamotułach, a po jej ukończeniu, w latach 1857-63, do poznańskiego Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Na wieść o powstaniu, które wybuchło w styczniu 1863, ruszył wprost z ławy szkolnej wraz zjednym z nauczycieli i grupą szesnastu swoich kolegów gimnazjalnych ku granicy Królestwa Polskiego. Nie posiadał jednak broni i w starciach z oddziałami pruskimi udziału nie brał. Ci młodzi chłopcy z poznańskiego gimnazjum, usiłujący przedostać się do oddziałów powstańczych przez lasy w okolicy Słupcy, ujęci zostali w pasie granicznym przez pruską żandarmerię. Romana osadzono w pruskim areszcie. Nie przebywał w nim długo, lecz w rezultacie tej przygody został jedynie wydalony z poznańskiego gimnazjum. Przeniósł się wówczas do Ryci. Roman May gimnazjum w Gnieźnie, lecz go nie ukończył. Egzamin maturalny złożył ostatecznie 15 lipca 1869 r. w Głogowie, gdzie uczęszczał przez ostatni okres nauki do Królewskiego Gimnazjum Katolickiego. Tutaj 15 VII 1869 roku uzyskał świadectwo dojrzałości. Jesienią tego roku udał się do Wrocławia, gdzie został przyjęty na Wydział Filozoficzny miejscowego uniwersytetu. Jako student filologii uczęszczał na wykłady z dziedziny nauk przyrodniczych. Na ostatnimjuż roku studiów, w roku 1869, zostaje członkiem Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego. W zimowym semestrze 1870/71, w związku z wojną francusko-pruską, powołano go do odbycia służby wojskowej. Ponowna immatrykulacja na studia uniwersyteckie we Wrocławiu nastąpiła w 1873 roku. Stopień doktora filozofii otrzymał w roku 1874 na podstawie rozprawy o sylikatach. Po ukończeniu studiów został asystentem wolontariuszem profesora botaniki Uniwersytetu Wrocławskiego F. J. Cohna, sytuacja materialna zmusiła go jednak do poszukania sobie lepiej płatnej pracy. Tymczasem objął posadę nauczyciela (początkowo pomocniczego) w szkole rzemieślniczej w Legnicy, a następnie w Rawiczu, co trudno uważać za sukces życiowy. W 1875 roku zaproponowano Romanowi stanowisko nauczyciela historii naturanej, tj. mineralogii i zoologii w gimnazjum realnym w Poznaniu. Nie namyślając się długo, przyjmuje propozycję. Już jednak w roku następnym musi się z tą szkołą pożegnać, w związku z odmową nauczania religii. Do przejęcia wykładów z tego przedmiotu zmuszały nauczycieli katolików, uczących w poznań Sławomir Leitgeber skich szkołach innych przedmiotów, władze szkolne, po usunięciu w czasie tzw. kulturkampfu katechetów. Roman May wyjechał wówczas do leżącej pod Dreznem we Preibergu fabryki chemicznej produkującej nawozy sztuczne - superfosfaty. Już wówczas, jadąc na roczną praktykę, miał wizję budowy własnej fabryki. W 1875 roku ożenił się (18 X 1875) z córką jednego z najbogatszych mieszkańców ówczesnego Poznania, Heleną Marią Krato chwillówną. Chociaż brak współczesnej relacji, możemy sobie wyobrazić, że państwo Antoni i Emilia z Bischhoffów Kratochwillowie urządzili swojej córce jedynaczce huczne wesele w swej okazałej rezydencji. Pokaźny posag żony umożliwił Romanowi nabycie pod koniec 1877 roku terenów na Starołęce, wówczas leżącej w dużej odległości od Poznania wsi, gdzie grunty były tanie. Tam rozpoczął budowę fabryki nawozów sztucznych. Roboty, po podpisaniu aktu notarialnego, przebiegały sprawnie. Już jesienią robotnicy położyli fundamenty. May codziennie przyjeżdżał z Poznania konną dorożką i wprowadzał do planu ostatnie korekty. Niestety, koszty budowy rosły równie szybko, jak mury nowej fabryki, a tymczasem dla firmy braci Antoniego i Karola Kratochwillów, właścicieli wielkich młynów parowych w Poznaniu i innych miastach Wielkopolski, właśnie wtedy kończy się koniunktura. Kurczy się dotychczasowy, ogromny rynek zbytu europejskiej mąki i zboża. Stany Zjednoczone, dotąd kupujące u Kratochwillów całe okrętowe transporty mąki, stają się samowystarczalne. Niebawem to one zaczną zalewać Europę mąką i spowodują likwidację fmny Antoniego Kratochwilla, teścia Romana Maya. Roman May nie był pierwszym chemikiem, który myślał o dostarczaniu wielkopolskim rolnikom nawozów sztucznych. Prekursorem w tej dziedzinie był w Poznaniu amator, ojciec poznańskiej fotografii, której pierwszymi jaskółkami były dagerotypy, A. Lippowitz. Inteligentny poznański Zyd był pierwszym po Ryc. 2. Helena Maria z Kratochwillów Mayowaznańskim fotografem, który w produkcji nawozów sztucznych widział dla siebie większą przyszłość niż w atelier fotograficznym. Produkował je w dość obskurnej szopie przy szosie jeżyckiej, czyli dzisiejszej ul. Dąbrowskiego. Działalność w tej dziedzinie Lippowitz rozpoczął na samym początku 2 poło XIX w. Domorosły chemik widocznie nie umiał sobie poradzić z produkcją, może też brakowało mu dostatecznych środków na rozkręcenie tego biznesu, dość żejuż w dniu 8 stycznia 1961 r. można było w "Dzienniku Poznańskim" wyczytać wśród ogłoszeń handlowych, że "Fabrykę Guana" położoną na J eżycach nabył inny Żyd Luis Kantorowicz, który od stycznia 1861 roku prowadził ten zakład pod nazwą "Fabryka Jeżycka". W roku następnym, dnia 18 lipca 1862 r., tenże Louis Kantorowicz reklamuje na łamach "Dziennika Poznańskiego" swoje produkty, polecając swoim odbiorcom "mąkę z kości, superfosfat do mierzwienia, w znanej, dobrej jakości, następnie mąkę chamott" . Zapowiada również produkcję nowego artykułu o nazwie "Poudrette". Kolejnym producentem nawozów zostaje jeszcze jeden z poznańskich Żydów Maurycy Milch. Ze swojej fabryki na Jeżycach, z pewnościąjest to ta sama fabryka Kantorowicza, poleca nawozy sztuczne pod jesienne zasiewy pozostające "pod kontrolą agronomiczno-chemicznej stacji doświadczalnej w Koszanowie pod Śmiglem" , tudzież inne materiały nawozowe. Ogłoszenie to ukazało się w czytanym powszechnie przez wielkopolskie ziemiaństwo "Dzienniku Poznańskim" dnia 10 czerwca 1869 r. Firma Moritza Milcha rozwija się dynamicznie, korzystając z wyjątkowej koniunktury dla rolnictwa w Królestwie Pruskim po zwycięskiej wojnie z Francją, która musiała zapłacić Prusom olbrzymią kontrybucję wojenną. Milch bierze wiatr w żagle i, rozwijając produkcję nawozów fosforowych, planuje budowę w Luboniu koło Poznania potężnej fabryki. Nie uszło to uwagi dra Romana Maya, który jak najszybciej pragnie pójść w jego ślady. Z kolejnego ogłoszenia w "Dzienniku Poznańskim" z dnia 4 września 1872 r. dowiadujemy się, że "Chemiczna Fabryka Mierzwy" Moritz Milch i S-ka działa dalej na Jeżycach (mieściła się wówczas nadal na tym samym terenie, na którym wzniesiono później fabrykę metalurgiczną, znaną dziś jako Wiepofama). Dopiero od 1909 r. Milch przenosiją na teren Lubonia. Przeprowadzka trwa do 1914 roku, lecz produkcja ani na moment nie zostaje przerwana, gdyż zapotrzebowanie na nawozy jest ogromne. Gdy budowa zakładów dra Romana Maya na terenie Starołęki utknęła z powodu trudności finansowych, powodowani narodowym solidaryzmem przyszli drowi Romanowi Mayowi z pomocą wielkopolscy ziemianie, a także wiele innych osób z samego Poznania. Był wśród nich Bolesław Leitgeber, należący do najbogatszych wówczas w Poznaniu ludzi, którego siostra Stanisława (1844-1917) była żoną Karola Kratochwilla, rodzonego wuja Heleny Mayowej. Należał także do tego grona Niemiec Hugger, właściciel wielkiego poznańskiego browaru. Dzięki nim budowa dobiegała szczęśliwie końca i produkcja mogła się rozpocząć. W Starołęce, również przy ul. Fryderykowskiej 1, powstał obok fabryki dom rodzinny Mayów, otoczony sporym, niemal 2-hektarowym ogrodem. Dziś z dawnego ogrodu pozostały jedynie dwa platany. Mieszkało się tutaj początkowo sielsko, gdyż bezpośredniej komunikacji z niezbyt odległym Poznaniem nie Sławomir Leitgeber było, choć linia kolejowa przebiegała tuż obok. Na budowę stacji kolejowej Poznań-Starołęka przyszło jeszcze wiele lat czekać, a tymczasem dr May był człowiekiem niezwykle aktywnym i ruchliwym. Za cichą zgodą władz kolejowych kursujące na tej linii z Poznania pociągi po przebyciu mostu na Warcie zwalniały na tyle, że dr May mógł bez obawy o wypadek wyskakiwać z wagonu. Było tak do czasu jakiegoś drobnego nieporozumienia z kierownikiem pociągu. Później pozostałjużjeden tylko sposób dojazdów do miasta - własna bryczka i para dzielnych siwków. Pokonywały one niekiedy znaczne odległości, gdyż dr May, człowiek obarczony wieloma obowiązkami społecznymi, musiał także docierać do Żabikowa, do Szkoły Rolniczej im. Haliny ufundowanej przez hr. Augusta Cieszkowskiego. Prowadził tam wykłady i zajęcia oraz kursy gorzelnictwa, a także miał pod swoją opieką zakładaną przy tej szkole stację meteorologiczną, którą trzeba było urządzić. By się tam dostać, przeprawiał się często łodzią przez Wartę. W czerwcu 1878 roku w starołęckiej fabryce produkcja superfosfatu ruszyła na dobre. Z czasem odbiorcami dra Romana Maya staną się także rolnicy z Królestwa i Małopolski. Dzięki temu będzie mógł swoje zakłady rozbudowywać i modernizować. Ruchliwość dra Romana Maya była zaskakująca. Jego córka Halina wspomina w swoich zapiskach, że "odbywał podróże do Rosji, na Kaukaz oraz na Podole, gdzie zwiedził kopalnię fosfatu, surowca potrzebnego do fabrykacji nawozów sztucznych. Procent fosfatów tamtejszych kopalń był jednak tak niski, a koszt transportu kolejowego tak wysoki, że zrezygnował z odbioru. Zawarł więc kontrakt z zagraniczną firmą, dostarczającą wysokoprocentowe fosfaty z Afryki, drogą morską z tunezyjskich kopalń w Gaffazie". Roman May odznaczał się naturą społecznika bardziej jeszcze chyba niż biznesmena, toteż angażuje się w działalności w Centralnym Towarzystwie Gospodarczym, gdzie staje się jednym z najbardziej aktywnych kierowników wydziału technicznego. Zostaje również członkiem dwóch innych poznańskich towarzystw, to jest Towarzystwa Przemysłowego oraz Towarzystwa Pożyczkowego. Równolegle działa w innych organizacjach społecznych. W 1880 roku zostaje członkiem zwyczajnym Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół N auk i niezwykle czynnie angażuje się w działalność Wydziału Przyrodniczego. Członkowie tego wydziału wybierają go w 1885 roku na wiceprzewodniczącego, rok później na sekretarza wydziału. W roku 1883 zostaje kustoszem zbiorów przyrodniczych PTPN i pozostaje nim do śmierci. Był także, jako prelegent i wykładowca, popularyzatorem wiedzy przyrodniczej, którego odczyty cieszyły się dużą popularnością. Wykłady obejmowały także biologię, geologię i chemię. Być może nadmiar zajęć stał się przyczynąjego przedwczesnej śmierci. Zmarł nagle na paraliż w dniu 2 kwietnia 1887 r., miał wtedy 41 lat. Krótko po jego śmierci wdowa wraz z gromadką małych dzieci przeniosła się do Poznania i tutaj, by dzieci miały blisko do szkół, zamieszkała w samym centrum miasta, przy ul. Ogrodowej 9. Okres szkolnych wakacji wdowa spędzała z dziećmi w Starołęce, gdzie każde z nich miało swoje zagony w ogrodzie otaczającym dom. Ich matce zależało na tym, aby dzieci dużo przebywały na świeżym powietrzu, toteż poza zajęciami ogrodniczymi dzieci grały w krykieta, a gdy były nieco większe urządzono także w Starołęce kort tenisowy. Te zainteresowania sportowe, zwłaszcza zapał do gry w tenisa, odezwą się z całą siłą w następnej generacji rodziny, gdy wnuk dra Maya Przemysław Warmiński stanie się jako członek poznańskiego AZS czempionem polskiego tenisa. Pani Helena Marta (1856-1934), wdowa po Romanie Mayu, już jako osoba w zaawansowanym wieku została w 1926 roku członkiem dożywotnim Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Kierownictwo fabryki obejmuje z chwilą śmierci szwagra Jan Paczkowski, dysponujący już sporym doświadczeniem. Z zawodu rolnik i syn właściciela browaru w Gnieźnie, zamieszkał w 1881 roku w Poznaniu i wniósł swój kapitał do fabryki dra Romana Maya. W tym okresie fabryka tylko z trudem była w stanie konkurować z potężnymi zakładami Milcha. Jan Paczkowski poszedł w ślady szwagra i kontynuował jego działalność społeczną. Uczestniczył w działalności PTPN, Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Marcinkowskiego, w Towarzystwie Przemysłowym i Towarzystwie Czytelni Ludowych. Był też członkiem "Sokoła". W 1910 roku wspólnie z ks. Piotrem Wawrzyniakiem, szambelanem Stefanem Cegielskim, jego przyjacielem Janem N epomucenem Leitgeberem, Sewerynem Samulskim i przemysłowcem Antonim Seydą należał do czołowych organizatorów powołanego wówczas do istnienia Związku Fabrykantów w Poznaniu. Jan Paczkowski przepracował na kierowniczym stanowisku w fabryce dra Romana Maya kilkadziesiąt lat. Fabryka w Starołęce dopiero krótko przed wybuchem I wojny światowej na tyle okrzepła finansowo, że mogła sobie pozwolić na zaangażowanie na stałe fachowca chemika z wyższym wykształceniem. Został nim wówczas dr Stanisław Mroczkowski, absolwent uniwersytetu we Wrocławiu, zaangażowany z rekomendacji Cyryla Ratajskiego. Adwokat Ratajski po ślubie ze Stanisławą Mayówną, córką Romana, zrezygnował z dalszego prowadzenia kancelarii adwokackiej w Raciborzu i przejął kierownictwo fabryki w Starołęce. Było to przedsiębiorstwo rodzinne, które Cyryl Ratajski dopiero w 1919 roku przekształcił w spółkę akcyjną pod nazwą "Chemiczna Fabryka dr Roman May, Towarzystwo Akcyjne". Pierwszym prezesem Rady Nadzorczej został Jan Paczkowski i był nim do 1927 roku, czyli niemal do śmierci, zmarł bowiem 9 IX 1928 r. po długiej chorobie, która zmusiła go do rezygnacji. Po nim prezesem Rady Nadzorczej wybrano Cyryla Ratajskiego. Powołanie spółki akcyjnej już na samym początku 1919 roku okazało się rzeczą nieodzowną, zaistniała bowiem możliwość kupienia na niezwykle dogodnych warunkach fabryki Moritza Milcha w Luboniu. Ten bogaty przemysłowiec po włączeniu Wielkopolski w obręb państwa polskiego nie chciał pozostać w obcym sobie kraju, bo, choć Żyd, czuł się językowo i kulturalnie związany z Niemcami, gdzie też zamierzał się osiedlić. Przejęcie zakładów M. Milcha było możliwe dzięki wykupieniu 49% akcji przez grupę ludzi dysponujących dostateczną gotówką oraz wydatnej pomocy polskich banków w Poznaniu. W dalszej kolejności, wspomagana przez poznańskie banki, fabryka Maya mogła w 1924 roku przejąć także na własność fabrykę "Superfosfaty Kujawskie" we Wrocławiu, pozbywając się w ten sposób konkurencji na terenie byłego Królestwa Polskiego. Ta spółka akcyjna przyjęła także po 1920 roku wielkie Browary Huggera w Poznaniu. Huggerowie byli Niemcami Sławomir Leitgeber osiadłymi w Poznaniu w XIX w., właścicielami jednych z największych browarów w Polsce międzywojennej. W szczytowym okresie prosperity, w 1929 r., przejęte przez firmę" Roman May" zakłady browarnicze zostały zmodernizowane kosztem około 1 miliona złotych. Lata następne, okres światowego kryzysu gospodarczego, przyniósł w Polsce zmniejszenie konsumpcji piwa i ogromny spadek sprzedaży tego produktu. Browary Huggera podzieliły los macierzystej firmy i musiały w 1934 roku ogłosić niewypłacalność. Doszło więc do bankructwa i zamknięcia firmy. Gmach browaru do dziś góruje nad ul. Półwiejską, drugi budynek mieści się przy ul. Śniadeckich. Interesy fabryki Maya zaczęły poważnie kuleć już na początku lat 30. Dyrektorem naczelnym fabryki był wówczas dr chemii Andrzej Rozmiarek, drugi mąż jednej z córek dra Romana Maya Haliny Mayówny. Był nim do samej śmierci, która zbiegła się z bankructwem fabryki. Zakłady w Luboniu zawiesiły swoją dalszą działalność, załoga straciła pracę. Tę katastrofę bardzo sugestywnie opisał w swoich wspomnieniach pi. "To był także mój Poznań" bliski współpracownik prezydenta Poznania Cyryla Ratajskiego, inż. architekt Władysław Czarnecki, którego już po bankructwie zawiózł tam sam Cyryl Rataj ski: "Szofer przed głównym wjazdem dał sygnał. Portier otworzył na oścież wrota, salutując w postawie na baczność dobrze znaną mu osobistość. Wiedziałem, że prezydent ożeniony jest z córką i spadkobierczynią firmy R. Maya, a także jest jednym z głównych jej udziałowców. Wjechaliśmy na obszerny dziedziniec wybrukowany kostką mozaikową, przejeżdżając w głąb, ku Warcie. Widocznie tam było najodpowiedniejsze miejsce, aby można było okiem objąć cały kompleks budynków fabrycznych. Wysiedliśmy. Założenie było bardzo obszerne, budynki różnej wielkości, przeważnie o elewacjach w czerwonej cegle, nie tynkowane, ale solidnie wykonane - a dookoła kompletna cisza, pusto, wszystko pozamykane na głucho, jakby na wielkie święto, żadnych ludzi ani ruchu, ani życia, a przecież był to największy zakład tego rodzaju w Wielkopolsce... Dzisiaj kominy nie dymią. Luboń ma czyste niebo i największą ilość bezrobotnych". N agły kryzys gospodarczy zaskoczył zarząd fabryki "Dr Roman May", która nie podjęła niezbędnych kroków zabezpieczających ją przed bankructwem. Nie ograniczono stanu liczebnego załogi i administracji, nie zaprowadzono reżimu oszczędnościowego. Zapewne także nie zredukowano produkcji do minimum. Dyrekcja zbagatelizowała z pewnością trudności, uważając kryzys za zjawisko przejściowe, które zakłady przetrzymają. Tymczasem sytuacja stawała się coraz gorsza, z czego do samego końca nie zdawali sobie sprawy akcjonariusze, nie wiedziała też o krytycznym stanie interesów fabryki Rada Nadzorcza. Gorączkowo zaciągane kredyty zastępowały brak płynnych środków obrotowych. Nie były one jednak zaciągane na uczciwych zasadach, w obieg poszły m.in. fałszowane weksle. Dokonywano też różnych innych, w świetle prawa nie dozwolonych i karalnych operacji, które stanowiły coś w rodzaju wyłudzenia. W ten sposób Bank Polski poniósł wielomilionowe straty przewyższające wartość fabryki. Bankructwo fabryki "Dr Roman May, S-ka Akc." było tak spektakularne i totalne, że wartość akcji gwałtownie spadła i była niemal równa zeru. Dyrektor Banku Polskiego Wardejn, obwiniony o niedopatrzenie swoich obowiązków, został karnie przenIesIony z Poznania do Wilna i tam, chociaż przecież nikt go o udział w malwersacjach nie obwiniał, popełnił samobójstwo. Minister Bronisław Pieracki, stojący na czele resortu spraw wewnętrznych, zamierzał pociągnąć do odpowiedzialności prezydenta Cyryla Ratajskiego i o zamiarze aresztowania go powiadomił wojewodę poznańskiego Rogera Raczyńskiego. Raczyński energicznie oponował przeciw osadzeniu Ratajskiego w areszcie pod zarzutem nie dopełnienia obowiązków, które spowodowało tak ogromne straty poniesione przez skarb państwa. Zarzut ten bazował na tym, że Rataj ski, który był prezesem Rady Nadzorczej fabryki Maya, nie zwoływał w ostatnim czasie przed Ryc. 3. Helena Broekere, najstarsza córka Romana Maya bankructwem w terminach określonych w statucie posiedzeń tejże Rady, co umożliwiło dyrekcji zatajenie bankructwa i nelegalnych poczynań. Nikt mu oczywiście nie zarzucał i zarzucić nie mógł jakiegokolwiek udziału w nadużyciach i niezgodnych z prawem działaniach. Ratajski miał i zachował do końca opinię człowieka o nieskazitelnej opinii i czystych rękach. Tym niemniej afery i nadużycia były faktem. Długi i zobowiązania fabryki nigdy nie zostały spłacone, a zakłady pozostały zamknięte na głucho aż do wybuchu II wojny światowej, gdyż skarb państwa nie był w stanie w okresie kryzysu sprzedać fabryki drogą licytacji. Doktor Roman May pozostawił jednego syna Kazimierza i cztery córki, z których ostatnia urodziła się dopiero w kilka miesięcy po jego śmierci. Syn dra Maya Kazimierz, urodzony w 1880 roku, wcielony do wojska niemieckiego po wybuchu I wojny światowej w 1914 roku, poległ już w roku następnym pod Rawą, zostawiając żonę Margaret LeitloH: rodowitą Niemkę, z dwojgiem małych dzieci. Helena, urodzona w 1912 roku, wyszła za adwokata, specjalistę od ubezpieczeń społecznych, Konrada Srokę, pozostała Polką i nigdy kraju nie opuściła. Jej matka natomiast przeniosła się z synem Janem po I wojnie światowej do Niemiec. Syn Jana, Roman, mieszkaniec zachodnich Niemiec, jest ostatnim żyjącym potomkiem założyciela fabryki, dra Romana Maya i ojcem... dwóch córek. Sławomir Leitgeber Ryc. 4. Córka Romana Maya Halina z pierwszym mężem dr. Emilem Warmińskim Nie żyje już żadna z czterech córek dra Romana Maya, z których najstarszą była Helena, urodzona 4 grudnia 1876 r. w Poznaniu. W 1901 roku poślubiła Stanisława Broekere, z zawodu rolnika, dzierżawcę majątków należących do dóbr kórnickich hr. Władysława Zamoyskiego, tj. Runowa, a następnie Strumian k. Kostrzyna Wielkopolskiego. Zmarła w 1957 roku w Poznaniu. Halina, druga córka dra Maya, urodzona w 1883 roku, odziedziczyła po ojcu jego niezwykle ruchliwe usposobienie i społecznikowskie zacięcie. Należała do Towarzystwa Kolonii Letnich "Stella" i Towarzystwa "Warta" w Poznaniu, najbardziej jednak była zaangażowana w działalność bardzo wówczas popularnego ruchu sokolego. W 1905 roku poślubiła równie jak ona zapalonego społecznika drą Emila Warmińskiego (1883-1909), bydgoskiego lekarza. Doktor Warmiński był czołowym działaczem "Sokoła" w Bydgoszczy. Powołał do życia "Dom Polski w tym mieście, czytelnię dla dzieci, Bydgoskie Towarzystwo Młodzieżowe Ostatni rok życia spędził w Poznaniu i tutaj zmarł w 1909, w wieku 29 lat Drugim mężem Haliny z Mayów został w 1913 roku dr Andrzej Rozmiarek z wykształcenia chemik, który po Cyrylu Ratajskim przejął zarząd fabryki "Dr Roman May jako jej dyrektor. Zmarł nagle 28 marca 1934 r. w Niwce koło Mosiny gdzie miał posiadłość rolną. Halina, autorka wspomnień o rodzinie, gdzie kreśli także dzieje swojego długiego życia, zmarła 8 maja 1973 r. w Puszczykówku, pozostawiając dzieci z obu swoich małżeństw. Jej starszy syn Przemysław Warmiński jako student prawa Uniwersytetu Poznańskiego był w młodości znaną i popularną w Poznaniu postacią. Brał żywy udział w życiu korporacyjnym i politycznym jako działacz Obozu Młodej Polski. Grał znakomicie w tenisa, będąc członkiem AZS odnosił liczne sukcesy, niewiele w tej dziedzinie ustępując słynnemu polskiemu tenisiście, również rodowitemu poznaniakowi, Ignacemu Tłoczyńskiemu. Przemysław Warmiński, uczestnik kampanii wrześniowej, zginął jako jeden z obrońców stolicy we wrześniu 1939 r. Dobrą tenisistką była również jego siostra Sławuta Warmińska, która została żoną inż. Józefa Zolla, dzierżawcy folwarku Dachowa, należącego do Fundacji Kórnickiej. Stanisława, trzecia córka dra Romana Maya, urodzona w 1885 roku, została w 1908 żoną adwokata Cyryla Ratajskiego, posiadającego w Raciborzu kancelarię adwokacką, działacza niepodległościowego na Górnym Śląsku. W roku 1911 Ratajski przeniósł się do Poznania i tutaj otworzył kancelarię adwokacką, a zarazem przejął kierownictwo fabryki należącej do spadkobierców teścia, dra Romana Maya. Jego życiorysu przypominać nie ma potrzeby, gdyż był on - jako prezydent miasta w międzywojennym Poznaniu - jedną znajpopularniejszych postaci. Mieszkał z żoną i dwoma synami w Puszczykówku. Po jego śmierci wdowa wróciła do Poznania, jednak willę w Puszczykówku posiadała do śmierci. Ziemowit, starszy syn Stanisławy i Cyryla był pracowity, systematyczny, uczył się dobrze i nigdy rodzicom kłopotu nie sprawiał. Tymczasem Kordian, czyli - jak go nazywano w rodzinie - Koko, był prawdziwym en/ant terrible. Źle się uczył, lekkomyślnie wydawał pieniądze i ciągle z nim były jakieś kłopoty. Ziemowit, czyli Ziemo, w rodzinie i wśród licznych swoich przyjaciół chluba rodziców, ukończył studia inżynierskie i w okresie do 1939 roku pracował w Warszawie w Instytucie Lotnictwa. Po II wojnie światowej osiadł w USA i pracował w amerykańskim przemyśle lotniczym. Zmarł w 1985 roku, pozostawiając dwie córki. Cyrylowie Ratajscy różnili się od siebie naturami. Prezydent sprawiał wręcz wrażenie mruka, a w każdym razie nie miał zbyt komunikatywnej natury, jego żona natomiast była osobą pogodną, wesołą i elokwentną. W rodzinie w młodości nazywana śmieszką, choć pełna uroku, nie miała pani Stanisława Ratajska aparycji światowej damy. Miała natomiast kółko zaprzyjaźnionych pań, które kolejno zapraszały się wzajemnie na kameralnie aranżowane kawy, na których atmosfera była bezpretensjonalna i swobodna. Romana, najmłodsza, pogrobowa córka Romana Maya, urodzona w 1887 roku, została żoną poznańskiego adwokata, dra prawa Edmunda Łukanowskiego, urodzonego w roku 1877, od 1908 roku członka Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Doktor Łukanowski był kolejno adwokatem w Środzie Wlkp., Ostrowie Wlkp. i Poznaniu. Zmarł około 1925 roku. Łukanowscy mieli tylko jedną córkę Halinę. Małżeństwo dość wcześnie rozpadło się z winy mecenasa Łukanowskiego, po skandalu, którego bohaterką była piękna paryżanka, żona wybitnego polskiego muzyka.