"KWIAT NARODU" POLSKA INTELIGENCJA POZNANIA XIX WIEKU LECH TRZECIAKOWSKI B adacz procesów, które prowadziły do wykształcenia się nowoczesnego narodu polskiego, Tadeusz Łepkowski pisał: "Do warstw pośrednich należy inteligencja, a w każdym razie jej większość zarówno kondycją socjalną, jak sposobem życia. Bez niej nie ma i być nie może nowoczesnego narodu... ,,1 Początki inteligencji sięgały epoki stanisławowskiej, a kolebką była stołeczna Warszawa, z jej przedstawicielami nowoczesnej biurokracji, środowisk nauczających i artystycznych, pisarzy. Okres Księstwa Warszawskiego, wzorem napoleońskiej Francji, pomnaża i wynosi w stratyfikacji społecznej biurokrację i wolne zawody. Ich przedstawiciele pełnią ważne funkcje w strukturach państwa. Wkrótce jednak sytuacja polityczna ulega dramatycznej zmianie - w rezultacie klęski Napoleona upada Księstwo Warszawskie. Jeszcze przez piętnaście lat w Królestwie Polskim, cieszącym się autonomią w ramach imperium rosyjskiego, będą istniały w miarę normalne warunki rozwoju inteligencji, funkcjonował bowiem polski aparat biurokratyczny i edukacyjny, powstał Uniwersytet Warszawski. Prerogatywy te zostaną odebrane społeczeństwu polskiemu po klęsce powstania listopadowego. Polonizacja aparatu biurokratycznego i oświatowego przeprowadzona zostanie jeszcze w krótkiej epoce, kiedy ster rządów w Królestwie w znacznej mierze spoczywać będzie w rękach margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Wkrótce jednak nastąpi ponury czas represji związany z powstaniem styczniowym. W Galicji przez wiele lat prym wiódł aparat ucisku państwa zaborczego. Po 1848 roku następować będzie stopniowa odwilż, która w 1867 roku zakończy się wejściem Galicji w epokę pełnej autonomii, całkowitego spolszczenia aparatu biurokratycznego i szkolnictwa wszystkich typów. Odmiennie rzecz się miała w Wielkim Księstwie Poznańskim, będącym częścią Prus. Tu, po krótkim okresie równouprawnienia języka polskiego z niemieckim w administracji, sądownictwie i szkolnictwie oraz obecności w Poznaniu namiestnika królewskiego ks. Antoniego Radziwiłła, stopniowo nasilał się kurs germanizacyjny. Język polski eliminowany był z życia publicznego, aparat biu rokratyczny poza niższymi stanowiskami był zniemczony. Proces ten objął również stan nauczycielski. Coraz trudniej było zdobyć Polakowi stanowisko wymagające akceptacji władz, bez powodzenia tak Polacy, jak i Niemcy walczyli o utworzenie uniwersytetu. Jedyną instytucją, która w dużej mierze utrzymała swój polski charakter, był Kościół katolicki, aczkolwiek zaborca podejmował próby podporządkowania go sobie, zwłaszcza w dobie kulturkampfu. Zjawiskiem, które miało ogromny wpływ na sytuację w Wielkopolsce i Poznaniu była rosnąca liczebnie ludność niemiecka. Przez szereg lat, po roku 1848, stosunki między Polakami a Niemcami układały się poprawnie. W burzliwych dniach Wiosny Ludów do głosu doszły hasła nacjonalistyczne. Od tej pory rozpoczął się proces tworzenia się dwóch społeczności - polskiej i niemieckiej. W tej trudnej i niezwykle skomplikowanej sytuacji ogromna odpowiedzialność utrzymania i rozwijania odrębności narodowej spadła na elity polskie. Początkowo składały się one z przedstawicieli szlachty i duchowieństwa. Oni inicjowali i nadawali ton różnym formom aktywności. Stali na czele spisków, przewodzili pierwszym próbom działań, które od 1848 r. określać się będzie jako "roboty organiczne". Stopniowo na arenie dziejowej pojawiać się zaczęli przedstawiciele inteligencji wywodzącej się ze szlachty, drobnomieszczaństwa i chłopstwa, co miało związek z ważnymi procesami, charakterystycznymi dla kształtowania się stosunków kapitalistycznych. Rośnie znaczenie miasta jako ośrodka władzy, a także ważnych inicjatyw politycznych i społecznych. Procesy te nie omijają Poznania, który stał się siedzibą stale urzędującego naczelnego prezesa prowincji, prezesa regencji, landrata. Z chwilą utworzenia w 1821 roku archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej głównie tu przebywał arcybiskup. Tu też znajdowało się dowództwo V Korpusu armijnego, w latach 1815-30 rezydował namiestnik króla, tutaj również, w związku z rozwojem nowoczesnego społeczeństwa, znajdą się siedziby najważniejszych organizacji i stowarzyszeń, a także redakcje czasopism. Poznań z biegiem lat urośnie do rangi nieformalnej stolicy Polaków pod zaborem pruskim, a dla Niemców stanie się stolicą niemieckiego Wschodu. Sprawne funkcjonowanie nowoczesnego społeczeństwa uzależnione jest od warstwy ludzi wykształconych - od inteligencji. W statucie powstałego w 1841 roku Towarzystwa Naukowej Pomocy, pierwszej w kraju społecznej instytucji stypendialnej, czytamy: "Wydobyć z mas ludu zdatną młodzież, a wykrywszy jej talenta, obrócić ją na pożytek kraju, dając pomoc i stosowny kierunek jej wykształceniu, jest celem zawiązującego się Towarzystwa"2. Jeszcze dobitniej ujął to Karol Libelt, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli poznańskiej inteligencji, na łamach miesięcznika "Rok... pod względem Oświaty, Przemysłu i Wypadków czasowych" w 1844 r.: "Mowa tu wszakże tylko o tak nazwanej inteligencji narodu. Stanowią ją ci wszyscy, co troskliwsze i rozleglejsze odebrawszy po szkołach wyższych i instytutach wychowanie, stoją na czele narodu jako uczeni, urzędnicy, nauczyciele, duchowni, przemysłowi zgoła, którzy mu przewodzą wskutek wyższej swojej ofiary"3. Nie oznaczało to bynajmniej, aby tworząca się inteligencja negowała rolę ziemiaństwa w społeczeństwie. W latach 90., kiedy udział inteligencji poznańskiej w życiu publicznym miasta, pro Lech Trzeciakowski wincji i całego zaboru pruskiego był znaczący, nie wysuwano hasła zdobycia pozycji monopolistycznej. Uznawano rolę ziemian, jako" bojowników i sterników". Z drugiej jednak strony podnoszono, że "Czas zerwać z zasadą - że każdy szlachcic wioskowy jest urodzonym świecznikiem narodu, a my (to jest pracownicy umysłowi), na których powijakach nie było haftowanych koron, pionkami bez znaczenia i siły"4. W słowach tych - pisanych w 1895 roku przez Władysława Rabskiego, redaktora "Przeglądu Poznańskiego", ukazującego się w latach 1894-96 periodyku literackiego, wokół którego skupiali się pionierzy ruchu narodowo-demokratycznego - jest wiele przesady, bowiem to właśnie inteligencja wspólnie z ziemiaństwem sprawowała "rząd dusz". N ie ulega wątpliwości, że inteligencja stanowiła elitę społeczeństwa polskiego w Poznaniu. Do tego stwierdzenia upoważnia nas analiza elit polskich w Poznaniu w interesującym nas okresie, a więc od 1815 do 1918 r. Podstawą jest tu nie pozbawiony braków wykaz osób występujących w "Wielkopolskim słowniku biograficznym"5. Wśród znaczących postaci poznaniaków jest 310 Polaków, z czego 292 zaliczyć możemy do inteligencji. Najliczniej reprezentowani są księża (28), profesorowie i nauczyciele gimnazjalni, a także wykładowcy na pensjach (28) oraz publicyści i dziennikarze (28). Liczną grupę stanowią lekarze (23), dalej księgarze będący zarazem wydawcami (20), równie liczni są artyści malarze (20), i prawnicy (15). Z innych grup wymienić należy uczonych (9), literatów (8), aktorów (8), bankowców (8), architektów (7), kompozytorów (7), inżynierów (6), bibliotekarzy (5), rzeźbiarzy (4), a także litografów (3) i muzyków (3). Przy niektórych nazwiskach znajdujemy określenia: działacz oświatowy bądź polityczny. Obok duchowieństwa i nauczycieli, głównie gimnazjalnych, dominują reprezentanci wolnych zawodów. Brak prawie całkowicie urzędników, polityka germanizacyjna doprowadziła bowiem do zniemczenia wyższego i średniego aparatu biurokratycznego. Polacy, jeżeli byli urzędnikami państwowymi czy samorządowymi, to zajmowali jedynie pośledniejsze stanowiska. Udział w polskim życiu publicznym był zakazany, groził utratą pracy. Obostrzenie to obowiązywać zaczęło także w stosunku do profesorów gimnazjalnych i nauczycieli. Wśród przedstawicieli elit inteligenckich znalazły się również kobiety. Na kartach "Słownika wielkopolskiego" było ich 13. Mimo niewielkiej stosunkowo liczby odgrywały znaczącą rolę. Zaliczane są do creme de la creme poznańskiej inteligencji. Liczebność inteligencji polskiej w Poznaniu wzrosła w ciągu stulecia od około 80 do 750 osób 6 . Charakterystyczne było jej pochodzenie terytorialne. Ogromna większość to poznaniacy bądź przybysze z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Bardzo rzadko osiedlali się tu przedstawiciele inteligencji z Królestwa czy Galicji. Poznań nie posiadał tych szczególnych powabów, które skłoniłyby ich do zapuszczenia tu korzeni na stałe. Wpływało na to kilka względów: znaczny procent mieszkańców stanowiła ludność niemieckojęzyczna, nasilała się polityka germanizacyjna, a władze stopniowo ograniczały niektórym grupom zawodowym inteligencji polskiej udział w życiu publicznym. Zaborca wprowadził obostrzenia dotyczące możliwości stałego zamieszkania w Poznaniu dla aktorów pochodzących z Królestwa lub Galicji. Mogli oni tu przebywać jedynie w czasie sezonu teatralnego, potem musieli opuścić miasto. Bardzo niekorzystny wpływ miał brak uniwersytetu, skupiającego przecież elitę intelektualną. Środowisko twórcze nie było więc silne. Przybysze próbujący zapuścić tu na krótszy czy dłuższy czas korzenie czuli się obco. Nikt oczywiście nie negował wysokiego w porównaniu z innymi ziemiami polskimi poziomu cywilizacyjnego i aktywności społeczności polskiej, jednak silne w mieście wpływy niemczyzny, widoczne na każdym kroku, działały na przybyszów deprymująco. Ludwik Solski, który w październiku 1882 roku przybył do Poznania wraz z żoną Michaliną, by zasilić zespół aktorski Teatru Polskiego, wspominał: "Poznań zrobił na mnie przytłaczające wrażenie (00.) To miasto miało całkiem odrębny charakter. Było prawie obce. Odczułem to tym boleśniej, że ze znajomości historii wyniosłem dlań wielki szacunek. Również z opowiadań inaczej je sobie wyobrażałem. Wiele mnie bolały te spostrzeżenia. Każdy ślad polskości chwytałem, jak deskę ratunku (.00) Zewsząd wiał chłód. Znaliśmy oboje tamte zabory, ale tutaj tragedia rozbiorów występowała szczególnie wyraziście ,,7. Były jednak okresy, kiedy w Poznaniu, jak zbłąkane ptaki, osiadali wybitni przedstawiciele elit intelektualnych. Związane to było z wydarzeniami politycznymi. Okresem szczególnym były szalone lata 40. Wtedy to król pruski Fryderyk Wilhelm IV, który tron objął w 1840 roku, przyjął w stosunku do społeczeństwa polskiego kurs pojednawczy, zdobywając się na kilka ustępstw. Jednym z nich było nieprzedłużenie w 1843 roku umowy kartalowej z Rosją. Zobowiązywała ona obie strony do wydawania ludzi podejrzanych o przestępstwa, przede wszystkim polityczne, a także dezerterów. Spowodowało to duży napływ uciekinierów nie tylko z zaboru rosyjskiego, ale również przybywać zaczęli do Wielkiego Księstwa Poznańskiego przedstawiciele emigracji. Kazimierz J arochowski pisał: "Począwszy od wieśniaka chroniącego biedne ciało od branki do wojska, skończywszy na skompromitowanych czymkolwiek wobec rządu Mikołajowego redaktorach pism, obywatelach, żołnierzach z 1831 roku; począwszy od uczniów w swych zielonych mundurkach, skończywszy na osobistościach w podeszłym wieku: wszystko to sypnęło się nieprzerwanym ciągiem w gościnnie otwierające swe podwoje Poznańskie"s. Na poznańskim bruku pojawili się młody Edward Dembowski z uroczą żoną Anielą, wkrótce potem faktyczny przywódca rewolucji krakowskiej 1846. Współpracować będzie z "Tygodnikiem Literackim", który pod jego wpływem nabierze rewolucyjnego poloru. Przybył Henryk Kamieński - publicysta, ekonomista, działacz demokratyczny. W tym czasie bawi w Poznaniu Narcyza Żmichowska, powieściopisarka, poetka. Tu wydaje tom poezji i prozy "Wolne chwile Gabryeli" (pod tym pseudonimem pisuje). Przelotnie bywa poeta folklorysta Roman Zmorski. Wkrótce władze wpadły na ślad polskich spisków, a w 1846 roku doszło do całkowicie nieudanej próby powstania i zaborca pruski pozbył się niewygodnych przybyszów. Po raz drugi schronienia w Poznańskiem i jego stolicy szukali uchodźcy po klęsce powstania styczniowego, przegranej Francji w wojnie z Prusami, a także po stłumieniu Komuny Paryskiej. Wtedy to w Poznaniu znaleźli się: Władysław Bełza, Władysław Ordon, Franciszek Dobrowolski. Należeli oni do współzałoży Lech Trzeciakowski cieli" Tygodnika Wielkopolskiego" (Bełza i Ordon) , a Dobrowolski stanął na czele "Dziennika Poznańskiego". Władze pruskie pozbyły się większości nieporządanych przybyszów, zęby sobie jedynie połamały na Dobrowolskim. Do wydalenia kwalifikował się w pełni, był bowiem członkiem Rządu Narodowego podczas powstania styczniowego. Po aresztowaniu przez Rosjan w 1864 roku, a następnie zwolnieniu udał się do Drezna, które zawsze było mekką polskich uchodźców. Tu przyjął obywatelstwo saskie. Był więc eo ipso obywatelem Rzeszy i nie mógł podlegać ekstradycji - bo dokąd. Były to jednak epizody. Poznańskie środowisko inteligenckie nie mogło liczyć na wybitnych przybyszów z zewnątrz. Co więcej, wybijające się jednostki z tego grona opuszczały Gród Przemyśla, by obejmować katedry uniwersyteckie albo brylować na scenach Krakowa czy Warszawy. Ludwik Solski, który w sezonie 1882/83 na scenie poznańskiej wypadł świetnie i zasłynął jako aktor dramatyczny i śpiewak w roli Jontka w Halce, przeniósł się do Krakowa. Propozycja wypłynęła od samego Stanisława Koźmiana, największego z największych w owych latach dyrektora teatrów krakowskich, wspaniałego reżysera, publicysty, polityka. Gaża była jednak o połowę mniejsza niż w Poznaniu. Solski wspomina: "Zbyt ponętnie to nie wyglądało. Ale Koźmian! Mniej niż połowa gaży poznańskiej. Ale Kraków! ,,9 Uczeni poznańscy ruszyli nad Wisłę w mury Uniwersytetu Jagiellońskiego. Byli to okulista Bolesław Wicherkiewicz oraz ekonomista, historyk i socjolog ks. Kazimierz Zimmermann. Slawista Władysław Nehring objął katedrę na Uniwersytecie Wrocławskim. Jednak inteligencja Poznania, mimo trudnych warunków, w jakich przyszło jej pracować, odegrała niezwykle ważną rolę w rozwoju nowoczesnego narodu polskiego i kształtowaniu jego świadomości narodowej. Atmosfera istniejącego zagrożenia powodowała, że poczuwano się do aktywności społecznej, traktując jąjako misję. Dotyczyło to także pracy zawodowej określonych grup, takich jak dziennikarze, aktorzy. Znakomicie uchwycił to Solski, wspominając dzień, w którym zjawił się w Poznaniu: "W tym dniu w płochym aktorze, zaślepionym dotąd jedynie fantasmagoriami kulis, obudziło się poczucie misji polskiego teatru, takiej jaką widział kiedyś Bogusławski"lo. Najwybitniejsi Wśród inteligencji poznańskiej byli tacy, których działalność zawodowa i społeczna daleko wykraczała poza mury miasta i granice Wielkopolski, wielu zamykało się w poznańskim partykularzu, pełniąc ważne funkcje; bez ich udziału trudno byłoby mówić o rozwoju społeczeństwa polskiego. Niewątpliwie na czoło wybijali się, ujmując rzecz chronologicznie: Karol Marcinkowski, Karol Libelt i arcybiskup Mieczysław Halka Ledóchowski. Dwaj pierwsi byli urodzonymi poznaniakami, Ledóchowski tylko przez kilka lat przebywał w Poznaniu, jednak jego pobyt w mieście miał dwojakie znaczenie. Stał się dla społeczeństwa symbolem obrony praw Kościoła i polskości, jemu zaś pozwolił na zrozumienie spraw polskich, co mieć będzie wpływ na jego dalszą aktywność jako wybitnego przedstawiciela Kościoła w skali uniwersalnej. Karol Marcinkowski to lekarz, fi lantrop, a przede wszystkim twórca obozu pracy organicznej. Urodził się w Poznaniu w rodzinie drobnomieszczańskiej. Ukończył Uniwersytet Berliński, uzyskując doktorat. Uczestnik powstania listopadowego. Do jego największych zasług należało zwięzłe nakreślenie programu samo modernizacji społeczeństwa polskiego, będącego podstawą do ukształtowania się nowoczesnego narodu. Sławne jest jego zdanie, że "Oświata i praca użyteczne towarzystwu ludzkiemu, oto są środki do utorowania potrzebnego gościńca"11. Zgodnie jednak z zasadą, że "W słowach tylko chęć widzim, w działaniu potęgę", Marcinkowski w sposób niezwykle skuteczny, a zarazem spektakularny rozpoczął realizację swego programu. W jednym roku 1841 powstają dwie ważne instytucje: Bazar poznański, będący hotelem a zarazem centrum polskiego życia ekonomicznego i towarzyskiego, oraz Towarzystwo Naukowej Pomocy, stowarzyszenie stypendialne mające na celu spieszenie z pomocą materialną ubogiej, a zdolnej młodzieży, zapewniając jej wykształcenie. Powołanie do życia TNP świadczyło o zrozumieniu przez Marcinkowskiego znaczenia inteligencji w procesach kształtowania się nowoczesnego narodu. Był to moment przełomowy. Marcinkowski wokół swych inicjatyw skupił liczne grono ofiarnych społeczników, wywodzących się z ziemiaństwa, duchowieństwa, inteligencji świeckiej, zamożniejszego mieszczaństwa. Idea nadania tworzeniu licznej inteligencji znamion programu narodowego padła na podatny grunt. Już w pierwszych trzech latach istnienia TNP udzielono stypendiów na poważną sumę 26 587 talarów, pomagając 496 młodym ludziom. Dzieło Marcinkowskiego i jego przyjaciół kontynuowane było do 1939 roku. Liczba stypendystów w dobie zaborów sięgała kilkunastu tysięcy. Ogromna większość tej młodzieży wracała w strony rodzinne. Część z nich zwracała dług, jaki zaciągnęła u społeczeństwa 12. Nieco młodszym od Marcinkowskiego był Karol Libelt (1807-1875). Wiele ich łączyło, ale i niemało dzieliło. Obaj byli Poznańczykami, obaj pochodzili ze sfer drobnomieszczańskich. Obaj studiowali na Uniwersytecie Berlińskim. Libelt wstąpił na Wydział Filozoficzny. Był uczniem cenionym przez samego Georga Wilhelma Friedricha Hegla, który był promotorem jego dysertacji doktorskiej obronionej w 1830 roku. Takjak Marcinkowski brał udział w powstaniu listopadowym. Dziedziną, w której szczególnie zasłynął, była filozofia. Po powrocie z kampanii wojennej poświęcił się wszechstronnej działalności pisarskiej i społecznej. Należał do najwybitniejszych przedstawicieli, jak to określał, filozofii słowiańskiej, nadając jej charakter narodowy. Hołdując poglądom demokratycznym, za korzenie narodowości i za podstawową siłę narodu uważał lud. "Kwiatem narodu" była inteligencja. Rozwinął również ożywioną działalność polityczną. Walczyły w nim dwie natury - aktywisty niepodległościowego i organicznika. Swym poglądom dawał wyraz nie tylko w dziełach filozoficznych, ale na łamach licznie ukazujących się w owych latach czasopism. Przez pewien czas współredagował" Tygodnik Literacki", potem pierwsze na gruncie poznańskim pismo dla kobiet "Dziennik Domowy", a następnie wspólnie z historykiem Jędrzejem Moraczewskim wspomniany już "Rok... pod względem Oświaty, Przemysłu i Wypadków czasowych". Należał do współzałożycieli TNP, gorąco propagując jego program, bowiem, jak pisał, "Wyzwolenie ludu przez pracę Lech Trzeciakowskii oświatę jest myślą naszą wspólną i na tej drodze spotykają się Ift