POZNAŃ W DOBIE NAPOLEOŃSKIEJ. PIERWSZY ROK WOLNOŚCI LECH TRZECIAKOWSKI W przededniu wielkich wydarzeń Poznań to miasto, w którym rodziła się krótka, bohaterska niepodległość doby napoleońskiej, opiewana przez poetów, powieściopisarzy, historyków, malarzy; epoka, która głęboko zapadła w świadomość historyczną Polaków. W Poznaniu Jan Henryk Dąbrowski i Józef Wybicki tworzyć zaczęli armię, która sławić będzie imię oręża polskiego od Somosierry aż po Moskwę. Gród Przemyśla stanie się centrum życia politycznego starego kontynentu, tu bowiem, na przełomie listopada i grudnia 1806 roku, rezydował cesarz Francuzów Napoleon. Kilkakrotnie będzie jeszcze bawił w Poznaniu, ale w czasie pierwszego pobytu w mieście miał możliwość wyrobienia sobie opinii o Polakach, co nie było bez znaczenia dla jego postawy wobec kwestii polskiej1. Poznań u progu epoki napoleońskiej był jednym z większych miast na ziemiach polskich, liczył 20 tys. mieszkańców. Pod względem urbanistycznym miasto na przełomie XVIII i XIX wieku przeszło swoistą rewolucję. Władze pruskie zniosły dawne mury otaczające miasto (nie zburzono jednak bram miejskich, które pełniły teraz funkcje kontrolno-porządkowe i akcyzowe 2 ), przyłączyły miasteczka lewobrzeżne, a przede wszystkim rozpoczęły rozbudowę miasta w kierunku zachodnim. Punktem centralnym nowej dzielnicy była ulica Wilhelmowska (dzisiejsze Aleje Marcinkowskiego), wzorowana na słynnej berlińskiej alei U nter den Linden, i plac Wilhelmowski (dziś plac Wolności). W zamysłach zaborcy Poznań miał stać się centrum administracyjno-wojskowym nowo utworzonej dzielnicy, której nadano nazwę Prus Południowych. Do miasta zaczęli napływać urzędnicy, stacjonował tu garnizon wojsk pruskich. Mimo to miasto nie straciło swego polskiego charakteru, ponad 60% ludności dalej stanowili Polacy, 21 % Żydzi, dopiero pozostała część mieszkańców była narodowości niemieckiej3. Lech Trzeciakowski Władze pruskie dążyły do nadania dzielnicy charakteru reprezentacyjnego. W 1804 roku wzniesiono przy placu Wilhelmowskim imponujący gmach teatru. Ze względu na stacjonujący w Poznaniu garnizon podjęto decyzję o budowie szeregu gmachów dla celów wojskowych. Zrealizowano tylko część tych planów, a mianowicie wzniesiono kilka magazynów, w tym wielki magazyn zbożowy, wieżę prochową i budynek do ćwiczeń. Nie wybudowano koszar. Część żołnierzy rozlokowano w budynkach poklasztornych, pozostałych zakwaterowano w domach mieszkalnych. Był to wielce uciążliwy obowiązek dla wielu Poznańczyków. Zabór Poznania był przyjęty przez jego mieszkańców, bez względu na narodowość, jako bolesny cios. Trudno było bowiem zapomnieć ostatnie lata Rzeczypospolitej, kiedy to reformy Sejmu Czteroletniego, a przede wszystkim Konstytucja 3 Maja 1791 roku, przyniosły znaczne uprawnienia samorządom miejskim i zrównały mieszczaństwo w prawach ze szlachtą. Wzrost prawnej pozycji mieszczaństwa szedł w parze z pomyślnym rozwojem ekonomicznym miasta. Wkroczenie Prusaków pociągnęło za sobą niekorzystne zmiany. W absolutystycznej monarchii Hohenzollernów nie było miejsca na rzeczywisty samorząd miejski. Podporządkowany on został władzom administracyjnym. Początkowo prezydentem miasta został posunięty w latach Wacław Natalis, po jego śmierci urząd ten powierzono urzędnikom pruskim, nieudolnym, posłusznym wykonawcom rozkazów płynących z góry. Zdawano sobie sprawę z tego, że magistrat jest klasycznym chłopcem do bicia. Co znaczniejsi obywatele odmawiali współpracy z władzami. Rodowici Poznańczycy z niechęcią spoglądali na przybywających licznie do miasta urzędników, którzy w pojęciu Berlina byli awangardą pruskości i niemczyzny. To przekonanie utrzymywało się do końca panowania pruskiego. A urzędnicy ci różnego byli autoramentu. Jedni pełni zapału fachowcy, inni nieudolni i nierzadko nieuczciwi biurokraci. W ich rękach spoczywała władza w mieście. W tej sytuacji pogłębiał się dysonans, a nawet konflikt między narzuconym z zewnątrz aparatem biurokratycznym a społecznością miejsk ą 4. Te okoliczności będą miały nie mały wpływ na postawę jednych i drugich w chwili, gdy w listopadzie 1806 roku sytuacja polityczna ulegnie dramatycznej zmianie. Nikt z mieszkańców Poznania nie spodziewał się, że wybuch wojny francusko-pruskiej pociągnie za sobą zmianę losów jego obywateli. Przecież klęski ponoszone przez Austrię i Rosję w wojnach z Francją, mimo udziału w nich Legionów utworzonych przez Jana Henryka Dąbrowskiego, nie miały żadnego wpływu na kwestię polską. Co więcej, wśród Niemców panowało głębokie przekonanie o niepokonanym orężu pruskim, opromienionym sławą za czasów Fryderyka II Wielkiego. Z całym więc spokojem oczekiwali urzędnicy pruscy wiadomości z placu boju. Wiceprezydent kamery poznańskiej Herrmann von G6tze w niedzielne przedpołudnie 19 października 1806 roku, a więc pięć dni po przesławnym laniu, jakiego doznała armia pruska pod Jena i Auerstadt, zgodnie z obowiązującym w Poznaniu towarzyskim zwyczajem odbył spacer po ulicy Wilhelmowskiej. Promenował w nastroju powszechnej wśród Niemców radości na wieść, jak się okazało wyimaginowaną, o przewagach oręża pruskiego nad N apoleonem. Mile rozmyślając o czekającym go obiedzie, około godziny 13 wracał do domu. Rezydował w zamku na dzisiejszej Górze Przemyśla. U progu domostwa doszła go wieść o bezprzykładnej klęsce Prus. "Większego przerażenia jeszcze nie doświadczyłem, było ono prawie śmiertelne" wspomina. Wieść tę starano się utrzymać w tajemnicy. Na niewiele to się zdało, bowiem Polacy o zwycięstwach Napoleona wiedzieli już 17 października. Radosne dla nich wieści przynieśli z Berlina pędzący co koń wyskoczy rodacy. Gdy Prusacy żyli jeszcze w błogim przekonaniu o potędze monarchii, Polacy, świętując, wznosili toasty na cześć cesarza. W poniedziałek 20 października oficjalna" Gazeta Prus Południowych" podała następującą informację: " Według nadeszłych tymczasem wiadomości armia królewska straciła 14 Lm. pod Auerstadt batalię, dalsze szczegóły nie są jeszcze wiadome; tyle jednak wiadomo, że Król Imci i bracia jego przy życiu zostali i nie są rannis" . Ogólna sytuacja polityczna nie była do sprawy polskiej jednoznaczna. Armia francuska stała niedaleko dawnych granic Rzeczypospolitej. W dniu 27 października 1806 roku N apoleon wkroczył do Berlina. Król pruski Fryderyk Wilhelm III ratował się ucieczką do Królewca, lecz mimo druzgocącej klęski nie myślał o kapitulacji. Oczekiwano pomocy militarnej sojusznika Prus cara Aleksandra I i wkroczenia potężnej armii rosyjskiej. Napoleon nolens volens zmuszony był kontynuować wojnę. Kwestia polska stała się aktualną. Trudno jednak było przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy wojny. Cesarz musiał brać pod uwagę wszelkie ewentualności. Z jednej strony potrzebne mu było poparcie Polaków, z drugiej nie chciał jednoznacznie angażować się po ich stronie i ogłosić powstania państwa polskiego. Tak radykalne postawienie sprawy ograniczyłoby pole manewrów dyplomatycznych w stosunku już nie tylko do pokonanych Prus, ale przede wszystkim Rosji. W tym też duchu prowadził rozmowy z przybyłymi do Berlina Janem Henrykiem Dąbrowskim i Józefem Wybickim. Obaj zapewniali cesarza "o najczystszym zapale narodu, który dla odzyskania egzystencji wszystko na świecie poświęcić jest gotów". Bardzo ważnym było spotkanie 3 listopada 1806 roku. Dąbrowski i Wybicki przyjęci zostali przez cesarza, któremu towarzyszył marszałek Louis Alexander Berthier, nota bene niechętny angażowaniu się w sprawę polską. N apoleon dał jasno do zrozumienia, że, nim podejmie ostateczną decyzję, musi być przekonany, "czy Polacy warci są jego opieki i czy to... zgadza się z powszechnym życzeniem narodu". Oczywiście chodziło tu o wystawienie armii polskiej, wspierającej działania wojenne Francuzów. W rozmowie tej pojawił się Poznań i to w bardzo ważnym kontekście. N apoleon podkreślił bowiem, że dopiero po doświadczeniach, jakich doznają Francuzi w Poznaniu, "oświadczymy wolę swoją względem nadania politycznego bytu Polsce". Nakazał więc Dąbrowskiemu i Wybickiemu napisać odezwę do Polaków, którą tego samego dnia, jak pisze Wybicki, "nadspodziewanie atoli przyjął dobrze (00.) nic nie dodawszy, ani ująwszy, mocne zaraz wydał rozkazy, aby co prędzej ją drukowano i skoro wyjdzie z druku, abyśmy na całą noc ruszyli do Poznania, gdzie wkrótce, powiedział, przybędzie, moc Lech Trzeciakowski Ryc. 1. Gen. Jan Henryk Dąbrowski i Józef Wybicki u cesarza Napoleona w Berlinie 3 XI 1806 r. mi nadał w imieniu jego organizowania władze sądownicze i administracyjne, generałowi Dąbrowskiemu poruczył formowanie nowych korpusów w uniformach polskich". Proklamacja została wydrukowana w języku polskim i francuskim i rozpowszechniona "po całej Europie". Głosiła ona: "Napoleon Wielki, niezwyciężony , wchodzi po trzykroć sto tysięcy do Polski. N ie zgłębiajmy tajemnicy zmysłów, starajmy się być godnymi jego wspaniałomyślności. Obaczę, powiedział nam, obaczę, jeżeli Polacy godni są być narodem. Idę do Poznania, tam się pierwsze moje zwiążą wyobrażenia o jego wartości. Polacy! Od was więc zawisło istnieć i mieć Ojczyznę - wasz zemściciel, wasz stwórca się zjawił". Odezwa ta była kwintesencją tego, co myślał Napoleon o kwestii polskiej. Wystawcie armię, a potem zobaczymy6. Tymczasem w Poznaniu na wieść o klęsce urzędnicy pruscy wpadli w panikę. Brano pod uwagę możliwość wybuchu polskiego powstania. Z obawą obserwowano marsz armii francuskiej na wschód, o czym władze informowane były na bieżąco przez specjalnych gońców. Nieco otuchy dodawał stacjonujący w Poznaniu pruski pułk piechoty pod dowódctwem gen. Reinhardta i pułk dragonów pod wodzą gen. von Rouquetta, stacjonujący w Słupcy. Liczono się jednak poważnie z zajęciem Poznania przez Francuzów. Wśród władz lokalnych nie było jednolitego zdania, jak należy postępować. Prezydent kamery von Koeller był zwolennikiem natychmiastowej ucieczki. Przeciwnym był dyrektor kamery Karl Justus Griiner, który uważał, że należy pozostać na stanowisku. Liczył on nadal na szczęśliwą dla Prus odmianę losu 7 . Francuzi wkraczają Okazało się, że na oręż pruski nie można liczyć. Na wieść o zbliżaniu się Francuzów gen. Reinhardt w nocy z 1 na 2 listopada na łeb na szyję (uber Hals und Kopt) rzucił się do ucieczki. Wieczorem 3 listopada o godz. 18.30 wkroczył do Poznania oddział strzelców konnych (chasseurs). Francuzami dowodził płk Remy Exelmans. Jego oddział stanowił awangardę posuwającego się na wschód korpusu pod wodzą marszałka Louisa Nicolasa Davouta. Exelmans celowo wkroczył już po zmierzchu, chąc ukryć niewielką liczebność swojego oddziału, składającego się zaledwie z 200 żołnierzy. Francuzi natychmiast obsadzili most na Warcie. Powitani zostali z ogromnym entuzjazmem. Tłum był tak wielki, że żołnierze z trudem torowali sobie drogę. Zewsząd rozlegały się okrzyki: "Niech żyje cesarz Francuzów! Niech żyje nasz wybawiciel! "s Entuzjastyczne przyjęcie, jakie Polacy zgotowali Exelmansowi, zrobiło duże wrażenie na Napoleonie. W liście do marszałków Jean Lannesa i Michelsa N eya (obaj byli przeciwnikami sięgania po kartę polską) 7 listopada pisał, iż Exelmans został przyjęty z entuzjazmem trudnym do opisania (avec un enthousiasme difficile a peindre). Podniósł, że Polacy gotowi są do walki z Prusakami i że przesyła im broń. W podobnym tonie utrzymana była informacja opublikowana tego samego dnia w jednym ze sławnych biuletynów wielkiej armii: "Pułkownik Exelmans, dowódca l-ego pułku strzelców konnych marszałka Davout, wkroczył do Poznania, stolicy Wielkopolski. Był przyjmowany z entuzjazmem trudnym do opisania, miasto było wypełnione tłumami, okna były przystrojone jak w dniu święta. Tego dnia kawaleria z trudem mogła sobie torować drogę przez ulice"9. N adanie przez N apoleona tak dużego rozgłosu wydarzeniom w Poznaniu było podyktowane dwoma względami - miało być próbą nacisku wywieranego na Prusaków, z którymi toczyły się trudne pertraktacje o zawieszenie broni, N apoleon chciał też przygotować swych marszałków i francuską opinię publiczną na ewentualność podjęcia kwestii polskiej, gdyby to okazało się koniecznym dla dalszych działań wojennych. Tymczasem mijały dni, a siły francuskie pod wodzą marszałka Davouta nie przybywały. Urzędnicy pruscy nadal pozostający u władzy uznali, że nielicznego oddziału Exelmansa nie należy traktować jako awangardy korpusu Davouta, ale jedynie jako śmiały rajd dokonany w głąb terytorium nieprzyjaciela. Co więcej, powstanie polskie, którego się tak obawiali, nie wybuchło. W tej sytuacji 6 listopada znany nam już Gruner wraz z nadleśniczym von Massów powzięli zamysł odbicia Poznania siłami stacjonującego w Słupii pułku von Rouquetta. Ledwo wpadli na ten pomysł, gdy nadeszła wieść, która przekreśliła ich wszelkie plany. Tegoż dnia bowiem wieczorem przybyć mieli z Berlina Dąbrowski i Wybicki. Poprzedził ich kurier, który przywiózł znaną nam już proklamację, zapowiadającą de facto wybuch powstanialo. Lech Trzeciakowski Triumfalny wjazd Dąbrowskiego i Wybickiego Niemiecki magistrat pod presją polskich patriotów zarządził iluminację miasta. Znaczący obywatele przybyli do Poznania i weterani powstania 1794 roku wraz z Exelmansem wyjechali na rogatki, by powitać Dąbrowskiego i Wybickiego, którzy wjechali w mury miasta 6 listopada o godzinie 19.30. Mieszkańcy Poznania i przebywająca licznie w Poznaniu szlachta witali ich z entuzjazmem. Rozbrzmiewał Mazurek Dąbrowskiego. Tak wspomina te chwile Wybicki: "Jadąc do Poznania, otaczały nas wszędzie tłumy ludu z okrzykami, pod Poznaniem czekano na nas z pochodniami, bośmy umyślnie nocą chcieli wjechać, ale wielu dystyngowanych obywateli, wyprzągłszy konie, ciągnęło powóz aż do domu Mielżyńskich, gdzie stać mieliśmy" [mowa tu o Pałacu Mielżyńskich na Starym Rynku - uwaga autora]. Cieszył mnie zapał powszechny, lecz po krótkich chwilach, gdy się po uściskach bratniach wdałem z mnóstwem zgromadzonych obywateli w rozmowy, spostrzegłem w niektórych powątpiewanie i bojaźń - w drugich przebijało się patriotyczną powierzchowność przywiązanie do rządu pruskiego"ll. Powściągliwa postawa Wielkopolan była niemiłym zaskoczeniem dla Wybickiego. Wyjaśnienia można było szukać w niedawnych doświadczeniach sięgających 1794 roku, czasów insurekcji kościuszkowskiej, kiedy to Wielkopolanie wywołali powstanie na tyłach armii pruskiej, oblegającej wspólnie z Rosjanami Warszawę, i wspólnie z przybyłym z pomocą korpusem Dąbrowskiego odnieśli szereg sukcesów. Po klęsce spadły na nich dotkliwe represje. Decydującą była jednak istniejąca ogólna sytuacja. W Charlottenburgu pod Berlinem toczyły się twarde pertraktacje rozejmowe między Napoleonem a przedstawicielami króla pruskiego. Trudno było przewidzieć ich rezultat. Dla urzędników pruskich sytuacja była bardziej klarowna. Expost Gruner wspominał, że z przybyciem Dąbrowskiego i Wybickiego "wybuchło powstanie" ("Die Insurektion b h ,, ) 12 rac aus . Tymczasem od postawy Wielkopolan wiele zależało. Rozpoczęła się bowiem gra, której stawką była niepodległość. Dąbrowski i Wybicki byli świadomi, że N apoleon nie powziął jeszcze postanowień w sprawie polskiej. Nie bez znaczenia był rozwój wydarzeń w Poznaniu i w Wielkopolsce. Dąbrowski i Wybicki dążyli do tego, by postawić Napoleona przed faktami dokonanymi, aby trudno było mu odłożyć sprawę polską do lamusa. Adam M. Skałkowski, jeden z najwybitniejszych znawców epoki, pisał: "Biorą na siebie odpowiedzialność dziejową, od której usuwa się Kościuszko, którą wziąć waha się zrazu ks. Józef Poniatowski. Biorą zarazem mękę niepewności i trud olbrzymi. Dąbrowski, zmierzając do Poznania, nie miał żadnych rękojmi od Napoleona, żadnych nawet wyraźnych instrukcji, ani też innych środków, jak oparcie o posuwające się ku Wielkopolsce przednie straże francuskie". Wielka gra toczyła się więc na trzy fronty: przekonać Napoleona, zyskać poparcie rodaków, przejąć władzę z rąk pruskich. Według określenia użytego po latach przez ks. Adama Czartoryskiego, było to powstanie "w porę zrobione", a mianowicie entuzjazm i bohaterstwo Polaków znajdujące oparcie w sprzyjającej sytuacji międzynarodowej. Sięgnijmyjeszcze raz do refleksji poczynionej przez Skałkowskiego: "Otóż tym jednym razem nie było to wezwanie płynące tylko z gorącego serca a lekkomyślnie, niedowarzone, samobójcze, jak tyle odruchów w dziejach naszach. Świadomość płodności, celowość ofiar i wysiłków wzmogła je niepomiernie i Wielkopolska świeciła przykładem"13. Dąbrowski, wspomagany przez Wybickiego, z wielką energią, której dowody dał już w ziemi włoskiej, tworząc Legiony, realizuje swą wielką ideę oparcia sprawy polskiej o Francję, wbrew wszelkim przeszkodom, rozczarowaniom, dramatom. Idea ta wejdzie na trwałe do polskiej myśli politycznej jako orientacja prozachodnia. Zawiłe jej meandry, których personifikacją były losy Dąbrowskiego, prowadziły ku osiągnięciu celu najwyższego - niepodległości. Dziś, z perspektywy dziejowej zdać sobie możemy sprawę z tego, jak wiele zależało od wydarzeń rozgrywających się na niewielkim obszarze Poznania, między Ostrowem Tumskim a dzisiejszym placem Wolności. Już następnego dnia po triumfalnym wjeździe do Poznania Dąbrowski przejmuje władzę jako "umocowany rządca w kraju polskim pod potencją N. Imperatora Francuzów". Bogiem a prawdą nie miał żadnych formalnych pełnomocnictw, "prócz tych, które dawało mu własne sumienie narodowe". To naprawdę było powstanie - "Die Insurektion brach aus". W Poznaniu będzie ono miało bezkrwawy przebieg, na prowincji dojdzie do starć z Prusakami. Najważniejszym zadaniem było stworzenie administracji polskiej i wojska. Komendantem miasta został płk Wincenty Axamitowski 14 . W dniu 7 listopada Dąbrowski wydał odezwę rozpoczynającą się słowami: "Obywatele poznańscy! Miło mijest oświadczyć, że tchnienie duchem prawdziwych Polaków, wznoszą z tego najlepsze skutki dla naszej ojczyzny"15. U tworzono Komisję Obywatelską, która objęła władzę nad departamentem poznańskim. Na jej czele stanął Józef Jaraczewski jako prezes. Wśród 17 członków znalazł się reprezentant miasta, "doktor Ruter, z miasta Poznania". Zadaniem Komisji było gromadzenie żywności, furażu i zakwaterowania dla wojska, jak również przedstawienie propozycji dotyczących "rekrutowania wojska". Dąbrowski, tworząc władze polskie, uznał, że przejściowo Komisja Obywatelska może zatrudniać osoby z dawnej administracji, niezbędne dla jej sprawnego funkcjonowania. Aby zapewnić spokój w mieście, wezwano do wykonywania swych obowiązków, a równocześnie podkreślano: "niech się nikt nie waży się prześladować w jakikolwiek sposób dawnego rządu". Dąbrowski nie przyjął dymisji prezydenta kamery von KoelIera i nie zezwolił na wyjazd Grunera do Berlina. Na czele władz miejskich utrzymał dotychczasowego dyrektora miasta i policji Flesche. Rzeczywiście, administracja zaborcza nie spotykała się z prześladowaniami. Mimo to wspomnienia jej przedstawicieli są jednym wielkim lamentem na sytuację, w której się znaleźli, i na niewdzięczność Polaków. Na razie jedyną szykaną, z jaką się spotkali, była postawa przekupek, które odmawiały sprzedawania żywności służącym pruskich urzędników, określając ich pracodawców "niemieckimi p sami" 16 . Tymczasem w mieście podejmowano energiczne prace związane z mającą powstać armią polską, oczekiwanym przybyciem korpusu marszałka Louisa Lech Trzeciakowski Ryc. 2. Wincenty Axamitowski. Portret. Malarz nieznany. Wł. Muzeum Narodowe w Poznaniu. Nicolasa Davouta i wymarzoną wizytą samego cesarza, traktowaną jako symbol podjęcia przez niego sprawy polskiej. O zamierzeniach władz komunikowano przez obwieszczenia wywieszane na rogach ulic oraz informacje w miejscowym dzienniku, który od 8 listopada ukazywał się pod nazwą "Gazety Poznańskiej" (nie był to dziennik sensu stricto, pojawiał się bowiem co drugi dzień). Do tej pory wychodziła dwujęzyczna "Gazeta Prus Południowych". Gmach regencji na Górze Przemyśla przekształcony został w jedną wielką szwalnię, gdzie pod strażą żołnierzy krawcy chrześcijańscy i żydowscy szyli mundury dla wojska. Część gmachu regencji jak i szopę znajdującą się na dziedzińcu przemieniono w magazyny dla wojska. Ten sam los spotykał Teatr Miejski 17 . Rozpoczęto też zbiórkę pieniędzy na rzecz tworzącego się wojska polskiego. Dąbrowski utworzył kasę centralną gromadzącą ofiary na potrzeby armii. Sam stanął na jej czele. Kasa mieściła się przy ulicy Wronieckiej. Pieniądze zaczęły płynąć wartkim strumieniem. N a łamach "Gazety Poznańskiej" zaczęto publikować nazwiska osób "dobrowolnie ofiary czyniących". Do 3 grudnia wpłynęło 180 tys. 475 złotych i 18 groszy. Darczyńcami była szlachta, mieszczaństwo, księża, chłopi, nie tylko Polacy, ale także Żydzi i Niemcy. Największą sumę, bo 100 tys. złotych, wpłacił Franciszek Radoliński. Istniała specjalna rubryka: "Żydzi, mieszkańcy Poznania" . Na pierwszej liście znajdujemy 17 Izraelitów. Listę tę otwiera przedstawiciel zasłużonej dla Poznania rodziny Kantorowiczów Lewek Rafał, który ofiarował 109 złotych i 18 groszy. Najwyższesumy, po 300 złotych, wpłacili Zelek Wolfi Mamrot, kupiec sklepu sukiennego. W sumie Izraelici wpłacili 1931 złotych i 18 groszy. Na pierwszej liście tylko oni reprezentowali mieszczaństwo poznańskie. Ofiary na rzecz wojska wpływały nie tylko w gotówce, przynoszono również biżuterię. Do powstałego w Poznaniu cesarsko- królewskiego lazaretu dostarczano szarpie. Ofiarność nie malała w następnych dniach i miesiącach i była bardzo znaczna. W pół roku później na łamach" Gazety Poznańskiej" i następnie "Gazety Warszawskiej" podziękowano mieszkańcom departamentów poznańskiego i kaliskiego, w tym oczywiście poznaniakom, za wpłacone pieniądze i dary w naturze na rzecz armii polskiej 18. Równocześnie trwały przygotowania do wizyty cesarza. Kierował nimi niezmordowany Jan Henryk Dąbrowski. Wódz i mąż stanu, na którego barkach spoczywały losy ojczyzny, znajdował czas, aby i w tej sprawie zadbać o każdy szczegół. Już 7 listopada, czyli kilkanaście godzin po swym przybyciu do Poznania, powołał do życia specjalną komisję w składzie: Ignacy Kołaczkowski, Piotr Zaremba, ksiądz Leon Miaskowski i Kazimierz Gliszczyński, która kierować miała przygotowaniami. Sam napisał szczegółową instrukcję. Na siedzibę cesarza przewidział gmach kolegium pojezuickiego. Członkom komisji nakazał lustrację pokoi, w których zamieszkać miał cesarz, dbałość o zaopatrzenie stołu i piwnicy oraz zalecił wytypowanie miejsca, w którym odbędzie się bal wydany na cześć N apoleona i przygotowania do udekorowania miasta. W odrębnym dokumencie, "Umocowanie obywateli do wzięcia w rekwizycyą meblów", upoważnił Kołaczkowskiego i Zarembę do wypożyczenia z domów prywatnych przede wszystkim arystokratycznych mebli, które miano przenieść do apartamentów cesarskich. W dniu 8 listopada ustalono skład deputacji, która witać miała cesarza u granic Wielkopolski w Międzyrzeczu, aby Napoleon "w pierwszym zaraz wstępie na ziemię naszą o duchu narodowym i przychylności powszechnej ku niemu przekonany został". Cesarz miał być wszędzie witany biciem w dzwony i przez wiwatujące tłumy. Szczególną tu miała być rola proboszczów, "którzy w ubiorze kościelnym z kadzidłem i wodą święconą naprzeciw cesarza wychodzić mają". Natychmiast utworzono oddział "młodzieży ochoczej", mający być swego rodzaju gwardią przyboczną cesarza. Do liczącego 100 ochotników oddziału wstąpił kwiat młodzieży szlacheckiej. Na jego czele stanął Jan Nepomucen Umiński. Miał on za sobą chwalebną kartę wojenną. W czasie insurekcji kościuszkowskiej jako 15-letni chłopiec był adiutantem gen. Antoniego Madalińskiego. Nie miał jednak doświadczenia jako dowódca i nie znał się na musztrze. Mężem opatrznościowym okazał się 18-letni Dezydery Chłapowski, który jako kadet szkoły artylerii w Berlinie przeszedł osławioną pruską dyscyplinę. Został adiutantem Umińskiego i ćwiczył swych kolegów. Musztrę odbywano na polu od strony Buku, "za wiatrakami". Wśród ochotników panował zapał powszechny. Chłapowski wspominał: "Piesza służba bardzo dobrze poszła z tak chętnymi obywatelami, z jakich złożona była gwardia honorowa, ale konna była bardzo trudna, gdyż wszyscy mieli konie za żywe do szeregu i równania się zawsze psuły" 19. Lech Trzeciakowski Przygotowania szły więc pełną parą, ale wcale nie było pewne, czy Napoleon zawita do Poznania. W Charlottenburgu nadal toczyły się pertraktacje rozejmowe z Prusami. Gdyby zakończyły się powodzeniem, było bardzo prawdopodobne, że Napoleon nie zdecydowałby się na marsz na wschód. Marszałek Davout w Poznaniu Tymczasem w Poznaniu miał się rozegrać kolejny akt dramatu polskiego. Ku miastu zmierzał liczący ponad 10 tys. żołnierzy korpus pod dowódctwem marszałka Louisa Nicolasa Davouta. Mający zaledwie 36 lat marszałek był jednym z najwybitniejszych wodzów tej epoki. Niezwykle go cenił Napoleon, nie tylko za talenty wojskowe, ale i cechy charakteru - surowość, obowiązkowość i nieposzlakowaną uczciwość. Od jego opinii na temat sytuacji w Poznaniu wiele Ryc. 4. Marszałek Louis Nicolas Davoutmogło zależeć. Trzeba tu dodać, że większość otoczenia Napoleona do kwestii polskiej odnosiła się bardzo sceptycznie. W obliczu nikłej szansy na zawarcie pokoju z Prusami Napoleon nie wykluczał, że przyjdzie mu pod Poznaniem stoczyć walną bitwę z sojusznikiem Prus - armią rosyjską. Davout dostarczyć miał do Poznania trzy tysiące karabinów, które rozdać miano Polakom, tworząc Gwardię Narodową. W związku z planami Napoleona Poznań stać się miał punktem centralnym koncentracji całej armii francuskiej. Należało więc przygotować dodatkowe magazyny, gromadzić żywność. Aby nie wygłodzić miasta, kawaleria stacjonować miała w okoli cy 20. N adszedł dzień 9 listopada. Korpus Davouta zbliżał się do miasta. Pogoda była pod psem. Trakt z Berlina był jednym, sięgającym kolan grzęzawiskiem. "Przeklęte bagno i oni to nazywają ojczyzną" - mawiali Francuzi. Na powitanie wojsk francuskich wyruszyła garść "młodzieży ochoczej" z Dezyderym Chłapowskim. Gdy zobaczyli nadciągającą niezwyciężoną armię, oniemieli. Przedstawiała ona bowiem dziwny widok: "... Spostrzegliśmy o milę od miasta całe pole pokryte pojedynczymi żołnierzami, w surdutach różnej barwy, nieśli Lech Trzeciakowski wszyscy broń kolbą do góry i szukali suchych przepraw po polach, na drodze bowiem było błoto po kolana". Niewiele upłynęło czasu, gdy nastąpiło kolejne zaskoczenie. Za wiatrakami przed samym miastem uderzono w bębny. W "mgnieniu oka" utworzono kolumnę marszową. Żołnierze rozwinęli płaszcze, poprawili kapelusze i "krokiem żwawym podwójnym" wkroczyli do miasta. Stanęli na rynku, broń ułożyli w kozły. I znów zaskoczenie, "dobyli szczoteczek, trzewiki pochędożyli z błota i żwawo bawić się pomiędzy sobą zaczęli, jak gdyby zamiast 150 mil, jedną milę marszu byli odbyli. Przypatrywałem się ze zdumieniem tej piechocie złożonej z tak ochoczych ludzi, dotąd niezwyciężonych. Wszyscy jakby do tańca gotowi" wspominał Chłak . 21 pows 1 . Marszałek Davout spotykał się z entuzjastycznym przyjęciem. Przekonało go ono o gotowości Polaków do zrzucenia jarzma pruskiego. W dniu 10 listopada 1806 roku Napoleon w biuletynie wielkiej armii użył określenia, że Davout był "nadzwyczajnie zadowolony z ducha ożywiającego Polaków". Wydarzenie to miało decydujący wpływ na stosunek Davouta do kwestii polskiej. Ze sceptyka, a nawet przeciwnika, przemienił się w gorącego jej zwolennika, w przyjaciela Polaków. Jest rzeczą godną uwagi, że opinie o Polsce marszałków Jacque Lannesa i Pierre Francois Augereau, którzy - maszerując na wschód - nie przechodzili przez Poznań, były negatywne 22 . W następnych dniach nastąpiło przejęcie władzy przez Polaków i formowanie wojska polskiego. W dniu 12 listopada Dąbrowski i Wybicki powołali do życia tymczasowe władze polskie w regencji poznańskiej, na których czele stanął Michał Krzyżanowski. 15 listopada powołano komisariat wojskowy na czele z Celestynem Sokolnickim. Zadaniem jego było "wystawienie siły zbrojnej narodowej". Oddziały polskie tworzone były poza Poznaniem w Gnieźnie, Rogoźnie, Kościanie i Rawiczu. Poznań był zarezerwowany dla armii francuskiej. Na wieść o tworzeniu wojsk polskich król pruski Fryderyk Wilhelm III wydał oświadczenie, że wstąpienie do armii polskiej karane będzie śmiercią. Dąbrowski w odpowiedzi wydał odezwę kończącą się dowcipnym zwrotem: "Polacy! Dąbrowski na rozkaz niezwyciężonego Napoleona życie wam obiecuje, Fryderyk Wilhelm śmiercią grozi"23. Davout, wkraczając do Wielkopolski, ostrzegł wszystkich Niemców przed jakimikolwiek kontaktami z władzami pruskimi na terenach nadal przez nich zajętych. Do rozporządzenia tego nie zastosowali się dwaj burmistrzowie - Obrzycka i Gołańczy. Pierwszy przekazał furaż stacjonującym nieopodal oddziałom pruskim, drugi wystąpił przeciwko ogłoszeniu powstania. Obaj zostali aresztowani i rozstrzelani na Starym Rynku w Poznaniu od strony fontanny Prozerpiny. Mielżyński, właściciel Gołańczy, interweniował u Davout'a, prosząc o ułaskawienie obu skazanych. Uzyskał zgodę. Przybiegł jednak na Stary Rynek z kolegium pojezuickiego, gdzie rezydował Davout, już po egzekucji. Marszałek był surowy także wobec swoich podkomendnych. Przed Odwachem na Starym Rynku kazał rozstrzelać żołnierza francuskiego, który próbował zrabować pieniądze trzem mieszczanom, w tym Józefowi Marcinkowskiemu, ojcu Karola. Urzędnicy pruscy po egzekucji obu burmistrzów bardzo spuścili z tonu. Były wiceprezydent von G6tze spalił wszystkie listy i papiery, w których była mowa o Napoleonie. W dniu 16 listopada większość korpusu Davout'a opuściła Poznań, ruszając w kierunku Warszawy24. "Centrum europejskiego świata" - Napoleon w Poznaniu Tymczasem z niecierpliwością czekano na przybycie Napoleona. Polacy uważali, że będzie ono zapowiedzią utworzenia niepodległego państwa polskiego. N adal stosowali taktykę faktów dokonanych. Wybicki powołał 9-osobową delegację, która na czele z Ksawerym Działyńskim i z poparciem Davout'a udała się 18 listopada do Berlina. Tam 19 listopada przyjęta została przez Napoleona. Odniósł się on do przybyłych bardzo życzliwie. Obiecał niepodległość Polsce, pod warunkiem że będzie mógł poznać nastroje społeczeństwa oraz otrzyma do dyspozycji armię polską liczącą od 30 do 40 tysięcy żołnierzy. Bez ogródek oświadczył: "Za daleko jestem oddalony od Francji bym mógł pozwolić, aby jedynie krew żołnierza francuskiego lała się. Polacy powinni walczyć obok wojsk francuskich. Największy wróg Polski został zmiażdżony. Interes Europy, interes Francji wymaga, by Polska istniała". Jednym słowem Polacy mieli zasłużyć na niepodległość. Oświadczenie to uczynił pod wpływem zakończonych niepowodzeniem rozmów rozejmowych z Prusami i podjętej decyzji marszu na wschód 25 . W Poznaniu przygotowania do wizyty Napoleona były daleko zaawansowane. Program powitania był gotów już 10 listopada i zawierał 14 paragrafów. Ustalono, że na powitanie staną cztery bramy triumfalne, na których widnieć miały napisy: "Zwycięzcy spod Marengo", "Zwycięzcy spod Austerlitz", "Zwycięzcy spod Jeny" i "Oswobodzicielowi Polski". Przed każdą z bram gromadzić się mieli mieszkańcy wyznaczonych wsi podmiejskich i przedmieść. Wzdłuż drogi ustawiono amfiteatralne ławki. Wstęp na nie był obwarowany specjalnymi biletami. W pierwszym rzędzie zasiąść miały młode panny w biel ubrane, rzucające kwiaty pod powóz N apoleona i "śpiewając ku jego pochwale pieśni". Pod ostatnim łukiem Dąbrowski miał przedstawić senatorów, w imieniu których przemówić miał wojewoda poznański Józef Lubicz Radzimiński; mowę od stanu rycerskiego trzymać miał Celestyn Sokolnicki, mowa od stanu duchownego miała być wygłoszona w Farze. Przemówienia, aby nie nurzyć cesarza, miały być 6-minutowe. Ostatni etap triumfalnego wjazdu Napoleona miał przebiegać następująco: od Teatru Miejskiego ku ulicy Wilhelmowskiej, która wkrótce przemianowaną została na Rue N apoleon (Ulica N apoleona), przez bramę Wroniecką, "na której cyfra jego na wierzchu, na spodzie napis złotemi literami: Siluit terra in conspectu eius (Umilkła ziemia na widok jego), dalej ulicą Wroniecką do Starego Rynku, stąd po prawej stronie Ratusza, obok Od wach u, do ulicy Jezuickiej i prosto do Fary". Wstęp do Fary był za biletami. Uprzywilejowanymi były damy z towarzystwa, którym przewodziła marszałkowa Gurowska, wyrocznia w sprawach dobrych manier i cnót domowych. Jej rezydencja w Pałacu Gurowskich (dziś Działyńskich) była salonem Lech Trzeciakowski ..." .. .... - ,...., Ryc. 5. Zachodnia połać Starego Rynku ok. r. 1810. Po prawej Odwach, po lewej Pałac Gurowskich (dziś Działyńskich). Rys. nieznanego autora. Wł. Muzeum Narodowe w Poznaniu. towarzyskim. Po powitaniu w Farze przejść miał cesarz do swych apartamentów w kolegium pojezuickim. Przewidziano, że na wypadek przyjazdu cesarza nocą miasto miało być iluminowane, zainstalowane były słupy z kagańcami i duże słoje nalane łojem 26 . Gdy nadeszła wiadomość o wyjeździe Napoleona z Berlina, natychmiast wyruszyła delegacja i gwardia honorowa do Międzyrzecza, aby powitać cesarza na granicy polskiej. Gdy dotarto do Bytynia, nadjechał Napoleon. Gwardia honorowa eskortowała karetę cesarską. Podczas postojów Dąbrowski zabawiał N apoleona rozmową. Podróż nie była łatwa, kareta grzęzła w okropnym błocie i ono było przyczyną wielkiego rozczarowania, jakiego doznały tłumy oczekujące w Poznaniu. Od rana 27 listopada panowało ogromne podniecenie. Mimo podłej pogody już od świtu gromadzono się na trasie przejazdu. Mijały godziny, a cesarz nie przyjeżdżał. Gdy zapadł zmrok, zaczęto rozchodzić się do domów. "Nadzieje wszystkich smutek tkliwy zatruwał, gdy każdy, powracając do siebie, powtarzał: nie widziałem Zbawcy mojego". Niespodziewanie o godzinie dziesiątej wieczorem Napoleon wjechał do miasta. Natychmiast je iluminowano. "Radość tylko okrzyku ludu tłumaczyły mu uczucia wszystkich". Cesarz zamieszkał w kolegium pojezuickim. Apartamenty umeblowane były świetnymi meblami, wypożyczonymi przede wszystkim z rezydencji magnackich. Znany nam już von G6tze nie bez satysfakcji odnotował, że na żądanie cesarza odprawiono polskie służby, a zatrudniono dwie żony pruskichpodoficerów. Cesarz musiał być zadowolony z ich posługi, kiedy każdej z nich kazał wypłacić po 50 talarów, sumę wcale poważną. Oficjalne powitanie nastąpiło następnego dnia, 28 listopada, w sali tronowej kolegium pojezuickiego. Przyjęte zostały deputacje senatorów, szlachty, duchowieństwa, przedstawicieli władz administracyjnych i sądowych oraz miasta Poznania (Le Magistrat de la ville de Posen), jak widniało w programie uroczystości. Dla polskich władz miasta była to chwila szczególna, bowiem w sposób spektakularny rozpoczynały swą działalność. Tego bowiem dnia Dąbrowski pozbawił urzędów dyrektora miasta i policji Niemca Fleschego. Prezydentem został Antoni Dominik Kotecki, który godność tę pełnił w ostatnich latach Rzeczypospolitej, dyrektorem policji mianowano Kazimierza Czochrona. W składzie delegacji znalazł się również dowódca poznańskiej Gwardii Narodowej Bernard Rose. Mowy powitalne wygłaszano po francusku lub po łacinie. Po łacinie przemawiał Kotecki. Te ostatnie nudziły cesarz, bowiem język starożytnych Rzymian Lech Trzeciakowski Ryc. 7. Fara i kolegium pojezuickie - rezydencja cesarza w czasie jego pobytu w Poznaniu. Lit wg rys. 1. v. Minutoli, 1833 r. Fot. 1. Nowakowskibył mu obcy. Odpowiedź N apoleona zrobiła wielkie wrażenie. Zawierała ona zapowiedź odzyskania wolności i warunki, jakie winni spełnić Polacy, aby ją odzyskać: "W Warszawie ogłoszę waszą niepodległość, a gdy ją ogłoszę, trwać będzie (...). Korzystajcie ze sposobności i dajcie dowody, że jesteście godni moich zamiarów. Jeżeli w was płynie jeszcze krew starych walecznych Polaków, chwyćcie wszyscy za broń i postanówcie: umrzeć lub odzyskać wolność i być narodem - los jest w waszych rękach"27. Uwielbienie dla Napoleona różne przybierało formy. Miejscowy, nieznany z nazwiska poeta popełnił hymn sześciozwrotkowy, opublikowany na łamach "Gazety Poznańskiej", a rozpoczynający się słowami: Już Wielki NAPOLEON Polaków Bożyszcze Zgromił, skruszył tak liczne Prusaków szeregi Potężny jego oręż, ponad Wisłą błyszcze Zwróci nam Sali, Elby, Wisły, Dniepru brzegi. Niech żyje Cesarz, Oyciec Polski ukochany Niech żyje, wszystko społem, niech wołają stany! Nie zabrakło i zwrotki poświęconej Dąbrowskiemu: Niech płeć piękna kochanków chęci nie wstrzymuje Oyciec syna swą ręką niech wiedzie do roty Cny Dąbrówki do chwały, drogę Wam toruje Mąż pełen charakteru, odwagi i cnoty28. Ryc. 8. Transparent ku czci Napoleona, miedzioryt 1. Ligbern, wg rys. K Wojniakowskiego. Muzeum Narodowe w Poznaniu. Pojawiły się również pamiątki. Już 29 listopada można było nabyć w pałacu Gurowskich (dziś Działyńskich) miedzioryty, na których widniał Napoleon "z prawdziwym jego wyobrażeniem". N astały w Poznaniu wielkie dni. Nazwa miasta była na ustach wszystkich, tu przecież rezydował Napoleon. Gród Przemyśla urósł do rangi nieformalnej stolicy Europy. Hugo Sommer nie bez racji pisał, że Poznań w tych dniach przejął rolę "Centrum świata europejskiego" (Mittelpunkt der europaischen Welt). Tu 11 grudnia podpisano pokój między Francją i Saksonią. Saksonia podniesiona została do rangi królestwa. Ten uroczysty akt zbiegiem okoliczności miał miejsce w sali redutowej Hotelu Saskiego przy ulicy Wrocławskiej 25 (15). W Poznaniu podpisany został pokój z księstwem Sachsen - Weimar. Tu też toczyły się nadal trudne rozmowy z Prusami na temat rozejmu. W dniu 5 grudnia zjechał do Poznania Friedrich Wilhelm Zastrow i markiz Girolamo Lucchesini, negocjatorzy strony pruskiej. Twarde pertraktacje toczyły się do Lech Trzeciakowski Ryc. 9. Dziedziniec Hotelu Saskiego, ok. 1798 r. 9 grudnia i zakończyły się fiaskiem. Zastrow z "wydłużoną, smutną twarzą" opuścił miast0 29 . N apoleon czas spędzał nie tylko na pertraktacjach dyplomatycznych i przygotowaniach kolejnej kampanii wojennej. Często wyjeżdżał z miasta w jego okolice. Już w dniu 29 listopada w towarzystwie marszałka Jean Baptiste Bessieres, mameluka Rustana i gwardii honorowej przejechał ulicami Poznania, witany entuzjastycznie. Odwiedzili szpital i magazyny, następnie "Cesarz prosto przez most, drogą ku Warszawie, po największym błocie dojechał do Swarzędza". Tu miało miejsce zabawne wydarzenie. Jak wieść niesie, u rogatek miasteczka witał go oddział konny. Jeźdźcy ubrani byli w stroje tureckie z turbanami na głowach. Jeden z nich wygłosił krótką mowę: "Proszę się nie obawiać jego cesarska mość. My nie jesteśmy żadnymi Turkami, my jesteśmy swarzędzkimi Żydami". Napoleon w czasie swych wypraw za miasto odwiedził Winiary, Radojewo, Urbanowo, Owińska, okolice Stęszewa i Konarzewa. Nie były to wyjazdy krajoznawcze. Na okolice Poznania patrzył oczyma wodza. Towarzyszący cesarzowi Chłapowski, wspominając wypad do Swarzędza, pisał: "Za miasteczkiem skręcił w prawo, w pole, wyszukiwał pagórków, na których, zatrzymując się, przypatrywał się na około otwartym polom, jakby armię przed sobą i wokoło siebie widział"30. W dniu 30 listopada, a była to niedziela, Napoleon był w Farze na sumie odprawionej przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Ignacego Raczyńskiego. Wieczorem w kolegium pojezuickim przedstawiono cesarzowi damy. Był olśniony ich urodą, wdziękiem i wspaniałymi kreacjami. Nie najlepsze wrażenie zrobili na nim towarzyszący im mężczyźni, "których zastał całą gromadę, wystrojonych w pończochy i trzewiki, powiedział, że należy im wziąć buty z ostro.,,31 gam! Dzień 2 grudnia miał przebieg szczególnie uroczysty. Przypadała w nim bowiem druga rocznica koronacji cesarza i pierwsza bitwy pod Austerlitz. O godzinie 11.00 odbyło się nabożeństwo w Farze. Odprawiał je arcybiskup Raczyński. U dział w nim wzięli cesarz, marszałek Berthier, generalicja, dwór, senatorzy polscy, stan rycerski i liczni mieszkańcy Poznania. Po nabożeństwie przy biciu dzwonów i salw artyleryjskich odśpiewano" Te Deum". Wieczorem iluminowano miasto. O godzinie 19.00 Dąbrowski wydał w Teatrze Miejskim bal. Zaszczycił go swoją obecnością cesarz, "cała sala była tak przepełniona aż po galerię, że tylko mało miejsca do tańca pozostało". U wrót teatru powitali cesarza wojewoda poznański Józef Radzimiński i Dąbrowski. Pod nogi przechodzącego Napoleona panny rzucały kwiaty. Cesarz zasiadł na tronie. Bal rozpoczął się tradycyjnie polonezem. Cesarz musiał czuć się dobrze, bowiem po otwarciu balu "chodził i rozmawiał z wieloma obecnymi". Bawił w teatrze do północy. Wieczory upływały Napoleonowi na słuchaniu muzyki w wykonaniu muzyków Paera i Brizzi'ego. Wieści o piękności Wielkopolanek dotarły do Paryża i wzbudziły zaniepokojenie cesarzowej Józefiny. Napoleon uspokajał małżonkę, pisząc, jak to zwykle bywa, nie całkiem zgodnie z rzeczywistością: "U robiłaś sobie mniemanie, na które nie zasługują"32. Dla Polaków najważniejszym było, czy rzeczywiście N apoleon podejmie kwestię polską i czy jego pobyt w Poznaniu będzie miał jakiś wpływ na jego decyzje. Mimo przemówienia do przedstawicieli społeczeństwa polskiego, jakie miał 28 listopada i które tak wielkie obudziło nadzieje wśród Polaków, cesarz daleki był od oficjalnego wypowiedzenia się w kwestii polskiej. W dniu 29 listopada dwukrotnie rozmawiał z głównym intendentem Vincentem. Pragnął bliżej poznać nastroje Polaków. Podkreślając, że nie podjął jeszcze żadnej decyzji, zalecał traktowanie Polaków przyjaźnie i zachęcająco. "Nie zanadto jednakowoż, bo jeśli ich tutaj zostawię, co stać się może, to należy dbać o to, aby możliwie najmniej zostało powieszonych". W podobnym tonie był utrzymany list do jego dyplomatycznego przedstawiciela w Wiedniu gen. Andreossi: "Jestem od czterech dni w Poznaniu (00.) cała Polska powstaje. Księża, szlachta, włościanie. Nie jest w mojej mocy zapobiec temu wybuchowi narodowemu. Trudno uwierzyć, że część Polski położona na lewym brzegu Wisły ma już 60 000 ludzi na nogach. Najchętniej chciałbym ochłodzić tę gorliwość przez zawieszenie broni, ale król pruski nie chciał się na nie zgodzić, resztę zrobi przeznaczenie". Z tego listu przebijało uznanie dla patriotyzmu Polaków, ale również głęboka rezerwa - losy wojny nie były jeszcze rozstrzygnięte. Słowa te były równie nie zamierzoną pochwałą dla Dąbrowskiego i Wybickiego, dla ich polityki faktów dokonanych. Pewne zaniepokojenie cesarza budziły wieści płynące z Warszawy, która 28 listopada zajęta została przez wojska francuskie pod wodzą marszałka Joachima Murata. Politycy polscy, a szczególnie ks. Józef Poniatowski, zachowywali pewien dystans, oczekując deklaracji cesarskiej. Napoleon do Murata pisał: "Moja wielkość nie opiera się na pomocy kilku tysięcy Lech Trzeciakowski Polaków. W ich to interesie jest korzystać z entuzjazmem z obecnych okoliczności. Nie spotkałem się z takim egoizmem ani w Kaliskiem, ani w Poznańskiem. Ziemie te okazały poświęcenie i zdolność do decyzji". W liście tym nie brak było pewnej przesady. Entuzjazm to jedna strona medalu, druga to nadal pewna rezerwa zamożnej szlachty oczekującej wiążących deklaracji. Dąbrowski i Wybicki orientowali się w nastrojach. Za ich namową arcybiskup Raczyński wezwał księży do poparcia sprawy narodowej. Dzięki zabiegom Dąbrowskiego i Wybickiego cesarz zgodził się na ogłoszenie pospolitego ruszenia. Stosowny "uniwersał na pospolitą obronę", podpisany przez wojewodę Radzymińskiego, ogłoszony został 2 grudnia 1806 roku. Tego samego dnia poglądy N apoleona na sprawę polską uległy pewnej zmianie. Po balu, omawiając sprawy z baronem Pieree Barante'm, historykiem i dyplomatą, tradycyjnie podnosił patriotyzm Polaków i ścisły związek między wystawieniem licznej armii a niepodległością. W jego wypowiedzi pojawił się nowy akcent, a mianowicie ewentualność nadania Polakom "mądrej i trwałej konstytucji", a było to przecież ściśle związane z utworzeniem państwa polskieg0 33 . Pobyt Napoleona w Poznaniu zbliżał się ku końcowi. Nie wyjaśniona sytuacja militarna, spodziewane starcie z armią rosyjską, a również chęć pozyskania chwiejnych polityków warszawskich wymagały obecności Napoleona w Warszawie. Z Poznania wyjechał cesarz nocą z 15 na 16 grudnia. Do Warszawy przybył nocą z 18 na 19 grudnia i zamieszkał w zamku. N adal toczyła się wojna. Dwie krwawe bitwy stoczone z armią rosyjską pod Pułtuskiem (26 grudnia 1806 roku) i Pruską Iławą (8 lutego 1807 roku), określone przez N apoleona jako rzeź, nie przyniosły rozstrzygnięcia. Obie strony uważały się za zwycięzcę. Do boju wkroczyły oddziały polskie pod wodzą Dąbrowskiego. Dywizja jego składała się z ośmiu batalionów Legii Poznańskiej i Kaliskiej, dwóch szwadronów strzelców konnych poznańskich, pułku kawalerii narodowej oraz pospolitego ruszenia. Po krwawym boju z wojskami pruskimi zdobyto Tczew, otwierając drogę do Gdańska. Podczas walk raniono Jana Henryka Dąbrowskiego i jego syna Jana Michała, który stracił lewą rękę. Dla Jana Michała był to koniec świetnie zapowiadającej się kariery wojskowej. Wojsko polskie brało też udział w zakończonym sukcesem oblężeniu Gdańska. Na zapleczu frontu Minęły wielkie, wspaniałe dni Poznania, przyszła niełatwa codzienność miasta leżącego na zapleczu frontu. Jednym z jej elementów była dwoistość władzy, na czele której stał gubernator prowincji w randze generała i komendant miasta. W Poznaniu początkowo stacjonował wyłącznie garnizon francuski. Pierwszy oddział polski zakwaterowany został dopiero 28 grudnia 1806 roku. Władze wojskowe wydawały zarządzenia związane z bezpieczeństwem na zapleczu frontu. Dotyczyły one rozsiewania niesprawdzonych wieści o przebiegu kampanii wojennych, o dezercjach. Zarządzeniem władz wojskowych ograniczono zwoływanie zebrań publicznych. Dotyczyło ono głównie Niemców, a przedewszystkim dawnych urzędników pruskich. Polacy nie natrafiali tu na większe przeszkody. Przybywający do miasta byli zobowiązani do zameldowania się w dyrekcji policji w ciągu dwóch godzin. Działała tajna policja śledząca pilnie nastroje. Zarządzenie związane było też z zachowaniem wojsk francuskich w mieście. Prawie w ruinę poszła wypieszczona przez Prusaków ulica Wilhelmowska, ówczesna Rue Napoleon. Służyła ona jako plac ćwiczeń, ujeżdżano na niej konie, składowano siano. Wycięto nawet część drzew, a barierki ją otaczające rozkradziono. Za dewastację ulicy groziły surowe kary. W obwieszczeniu z 29 marca 1807 roku czytamy: "Zakazuje się wyraźnie wszystkim oficerom, żołnierzom bądź jakiejkolwiek rangi tudzież urzędnikom i obywatelom, aby w Alei na ulicy Napoleona usytuowanej nie jeździli". Za wykroczenia groziły kary w wysokości do 10 talarów. W wypadku "popełnienia szkody" konfiskowano wierzchowca a jeźdźca aresztowan0 34 . Władze cywilne miasta początkowo działały na zasadzie nominacji poczynionych przez Dąbrowskiego. Zmiany, jak pisze dziejopis Poznania Moritz Jaffe, były "szybkie i radykalne". Jak wiadomo, 28 listopada usunięty został z urzędu dyrektora miasta i policji Niemiec Flesche. Na jego miejsce Dąbrowski powołał Antoniego Dominika Koteckiego, dyrektorem policji został Kazimierz Czochron, który zrobił błyskawiczną karierę, z zawodu bowiem był pomocnikiem handlowym. Magistrat składał się z Koteckiego, Czochrana i dwóch Niemców, członków poprzedniego magistratu, Sch6nfelda i Willinga. N owe władze bez resentymentów odnosiły się do zasiedziałych Niemców reprezentujących sfery mieszczańskie. Byli na równi z Polakami obywatelami miasta. Cieszyli się zaufaniem władz, np. najmajętniejszy z kupców niemieckich Peter Stremler zasiadał w komisji oceniającej postawę urzędników pruskich. Aktywnym w życiu publicznym był również przedstawiciel znanej rodziny kupieckiej Taroni. Restrykcje dotyczyły wyłącznie przedstawicieli biurokracji. Urzędników pruskich usuwano z urzędów i zakazano im noszenia mundurów. Władze miasta powołane 29 listopada 1806 roku działały do kwietnia 1807 roku 35 . W dniu 31 marca 1807 roku Izba Administracyjna Departamentu Poznańskiego nakazała Koteckiemu przeprowadzenie wyborów do magistratu i na stanowisko prezydenta miasta. Miały się one odbyć na podstawie Konstytucji 3 Maja i Prawo miastach z 1791 roku. Poznań podzielony został na trzy okręgi wyborcze. Wybierano w nich po 15 przedstawicieli, którzy ze swego grona wybierali dziewięciu członków magistratu. Prawo wyborcze przysługiwało tym, "którzy są zapisani w Księdze Miejskiej, a mają dziedziczną posesję". Kotecki nie myślał o wyborach. Bał się o swoje stanowisko. Toczyła się bowiem bezpardonowa walka o władzę. Z Koteckim rywalizował dowódca Gwardii Narodowej, czterdziestotrzyletni Bernard Rose, z którym spotkaliśmy się już podczas audiencji u cesarza. Rose pochodził z rodziny polsko-niemieckiej i przez pewien czas pełnił eksponowaną funkcję sekretarza miejskiego i radnego. Miał opinię zdolnego i pełnego inicjatywy urzędnika miejskiego. Marzył o prezydenturze. Swe stanowisko dowódcy Gwardii Narodowej, organizacji paramilitarnej, traktował jako odskocznię do najwyższej w mieście godności. Co znaczniejszych obywateli mianował oficerami Gwardii, zapewniając sobie ich poparcie Lech Trzeciakowski Ryc. 10. Bernard Rose, prezydent Poznania, ok. 1807 r. Malarz nieznany. Muzeum Narodowe w Poznaniuw wyborach. Sytuacja była bardzo napięta. Kotecki, nie licząc na zwycięstwo w wyborach, zabiegał w Izbie Administracyjnej Departamentu Poznańskiego, by nominowała prezydenta i magistrat. Po kilku tygodniach nieprzyjemnych "przepychanek" 24 kwietnia 1807 r. odbyły się wybory. Rezultat był zaskakujący, bowiem wygrał ten trzeci. Prezydentem został posunięty w latach Felicjan Milewski, a wiceprezydentem Niemiec Ludwig Tatzler, w przyszłości, już w czasach pruskich, nadburmistrz Poznania. Był on jedynym Niemcem we władzach miasta. Zaprzysiężenie władz odbyło się 24 maja 1807 r. Milewski niedługo cieszył się prezydenturą, zmarł bowiem 8 sierpnia 1807 r. Wtedy do władzy, z pożytkiem dla miasta, dorwał się Rose. Niefortunnym posunięciem okazało się mianowanie na stanowisko kasjera miejscowego Niemca Augusta Peltza, nieudolnego i, jak się w przyszłości okazało, zwykłego malwersanta 36 . W porównaniu z czasami pruskimi wzrósł autorytet władz miejskich, pochodzących z wyboru i reprezentujących społeczność miejską. Nową organizacjąmającą duże znaczenie była powołana na wzór francuski Gwardia Narodowa. Pełniła ona zadania policyjne i pomocniczo wojskowe. Służba obejmowała mężczyzn od 18 do 60 roku życia i dostępna była dla mieszczaństwa osiadłego i posiadającego własność. Gwardzista był zobowiązany do zakupienia umundurowania, odbywania służby, udziału w ćwiczeniach musztry "jak w wojskach liniowych". Nie otrzymywał żołdu, który przysługiwał tylko doboszom. Wydatki pokrywane były ze składek gwardzistów, łożyło też duchowieństwo i Żydzi, ale tylko ci, którzy nie służyli w Gwardii. Przynależnść do niej liczyła się bardzo. Była widomym znakiem pozycji społecznej. W czasach wojennych mundur posiadał swój urok. Miło było piekarzowi, rzeźnikowi, kupcowi bławatnemu z chwilą przywdziania munduru przeistoczyć się w pana porucznika, kapitana, majora. Panowała więc moda na bycie gwardzistą. Nieletni chłopcy "wiercili dziury w brzuchu" rodzicom, aby ci wystroili ich w kopie mundurów gwardyjskich 37 . Poznań, od chwili gdy wstąpiły doń wojska francuskie, musiał ponosić wielkie ciężary związane z utrzymaniem i zakwaterowaniem tysięcy żołnierzy. Przez cały czas stacjonowały w mieście wojska francuskie. Gdy jedne oddziały wyruszały na wschód, na ich miejsce przychodziły następne. "Gazeta Poznańska" wzywała: "Przy nastąpić (mającym) przemaszerowaniu Cesarsko- Królewskich francuskich wojsk wszystkim posiedzicie10m zalecamy, aby w domach swoich o jak najlepsze umieszczenie i wygody żołnierzy starali się". Stale pojawiały się wiadomości: "Pochód wojsk francuskich do Wielkiej Armii dążących przez nasze miasto trwa ciągle". Aby zdać sobie sprawę z wielkości problemu, z jakim przychodziło się borykać władzom miejskim i mieszkańcom, warto podać następujące dane. W szczytowym okresie, tzn. w czasie pobytu cesarza w Poznaniu, liczba wojsk i dworu tu stacjonujących wahała się między 18 a 20 tys. osób. Pamiętać tu trzeba, że miasto liczyło wtedy 20 tys. mieszkańców. W całej Wielkopolsce stały w tym czasie trzy korpusy w liczbie 130 tys. żołni erzy 38. Przy magistracie powstała specjalna komisja koordynująca kwaterunki. Była to praca niełatwa. Początkowo kwaterunki przyjmowano bez zastrzeżeń, ale z biegiem czasu stawały się uciążliwymi. Szczególnie dotkniętą kwaterunkami czuła się ludność niemiecka, a przede wszystkim urzędnicy. Niemcy należący do warstw zamożniejszych mieli bardziej atrakcyjne mieszkania. Francuzi, zorientowani w sytuacji, z reguły domagali się kwater właśnie u nich. Niechętnie brali skierowania, na których widniało nazwisko kończące się na "ski". Urzędnicy komisji kwaterunkowej, nie nastarczającej ze stancjami u Niemców, zaczęli wydawać skierowania, wypisując niewyraźnie nazwiska. N asz dobry znajomy G6tze, dysponujący obszernym mieszkaniem i przybudówkami w podwórzu, przyjąć musiał trzech podoficerów - kirasjerów gwardii. Przez trzy tygodnie miał obowiązek ich żywić. Ledwo co otrząsnął się z tej wizyty, gdy 14 grudnia 1806 r. ulokował się w jego mieszkaniu gen. Villot ze świtą, składającą się z pułkownika, dwóch innych oficerów, sześciu służących i czterech psów. Zajęli cztery izby. Do tego dochodziło zapewnienie im wyżywienia. Mimo że magistrat dostarczał podstawowe produkty żywnościowe i wino, wszystko to Lech Trzeciakowski nie wystarczało. Resztę wiktuałów musiał opłacać G6tze z własnej kiesy. Służące gospodarza narażone były na zaloty Francuzów. Po trzech dniach generał opuścił dom wiceprezydenta i przeniósł się do innej kwatery, gdzie, jak sarkastycznie skonstatował G6tze, również "zasłużył na nieśmiertelność"39. Kobietom o zmierzchu niebezpiecznie było wychodzić z domu. Pewnego grudniowego poranka znaleziono na ulicy zwłoki dwóch dziewczyn zgwałconych i zamordowanych. Po tym wydarzeniu zakazano kobietom opuszczania domów wieczorową porą. G6tze, stale szukający dziury w całym, zmuszony był podkreślić, że mimo wojennego czasu generalnie bezpieczeństwo na drogach, jak i w samym Poznaniu, wyraźnie się poprawiło. Mniej też było kradzieży niż w czasie pokoju, mimo że "Gazeta Poznańska" donosiła o kradzieżach koni nie tylko osobom cywilnym, ale i wojsku. Najczęściej zdarzały się one nocą i to na ulicy Wrocławskiej. Trzeba tu podkreślić profesjonalizm opryszków, którzy prawie bezszelestnie wyprowadzali konie ze stajni znajdujących się w podwórzach. Niekiedy policji udawało się odzyskać skradzione konie. Wtedy "Gazeta Poznańska" donosiła: "Dziesięć koni od złodziejów odbitych znajduje się w stajniach szafarza miejskiego Poznańskiego", ale też: "W dniu wczorajszym [2. I. 1807] tu przybyłemu cesarsko-królewskiemu Francuskiemu Jenerałowi Imć Panu de la Roche, ukradziona została z jegoż powozu szabla"40. Na podkreślenie zasługiwało zachowanie żołnierzy francuskich. Po zwycięskiej kampanii, przez Poznań od lipca 1807 roku przechodziły wojska francuskie, maszerując tym razem na zachód. Niejeden ze zwycięskich żołnierzy znajdował się w opłakanym stanie. Przez całe tygodnie nie otrzymywali żołdu. Część z nich żebrała na ulicy bądź nachodziła domy. Mieszkańcy nie odmawiali im pomocy. Niektórzy z nich za bezcen sprzedawali łupy wojenne. Żołnierze, jeżeli mogli, płacili uczciwie i bez ociągania się. Nie posuwali się do grabieży. Odosobnionym był wypadek rozstrzelania 10 września 1807 r. żołnierza francuskiego z korpusu marszałka Nicolasa Soult za zabójstwo jednego z mieszkańców miasta. Żołnierze francuscy, mimo że czas wojenny rządzi się swoimi prawami, zgodnie z porzekadłem La querre comme ii la querre (na wojnie jak na wojnie) cieszyli się szacunkiem również u wrogów. G6tze, porównując postawę licznych poddanych króla pruskiego, pisał: "W porównaniu zmuszeni jesteśmy stwierdzić, mimo całej gorzkości w sercu, że żołnierz francuski zasługuje na podziw, w milczeniu szedł naprzód, walcząc dla dobra ojczyzny, i jest najwierniejszym żołnierzem, który swego cesarza nie wystawi t h "41 na sz yc . Przez Poznań w owym czasie przechodziły nie tylko zwycięskie wojska, maszerując na wschód czy wracając na zachód w domowe pielesze. Do stycznia 1806 roku przez miasto przechodziły kolumny zabiedzonych jeńców rosyjskich. Początkowo spotykali się oni z wrogością gawiedzi. Potem widok jeńców spowszedniał. Nieco później pojawiły się kolumny żołnierzy pruskich. Pewną sensację wzbudziła przechodząca przez Poznań 30 maja 1807 r. grupa wziętych do niewoli angielskich marynarzy i żołnierzy. Stanowili oni załogę korwety brytyjskiej zdobytej przez Francuzów w porcie gdańskim (Gdańsk kapitulował 24 maja)42. Czasy wojenne odbiły się na sytuacji ekonomicznej miasta i jego obywateli. Z jednej strony były to ogromne obciążenia finansowe: udział w utrzymaniu przechodzących przez Poznań wojsk, dobrowolne świadczenia na powstającą armię polską, podatki. Utrapieniem, szczególnie dla uboższej ludności, był wzrost cen na żywność. Kryzys przeżywał tradycyjny Jarmark Świętojański w 1807 roku. Mimo że szlachta jak zwykle tłumnie zjechała do Poznania, to spotkanie to miało przede wszystkim charakter towarzyski. Nie zawierano, jak to drzewiej bywało, kontraktów kupna-sprzedaży. Dla niektórych był to jednak okres złoty. Przemarsze wojsk i liczne uroczystości w Poznaniu, gromadzące tłumy przyjezdnych z prowincji, powodowały, że dla właścicieli zajazdów, jadłodajni, szynków, a także powstających wzorem francuskim cafeterii był to czas prosperity. Świetnie też się wiodło kupcom handlującym winem, tabaką i korzeniami. Z tego właśnie grona wywodziły się w niedalekiej przyszłości najmajętniejsze rody mieszczańskie 43 . Stare przysłowie rzymskie mówi inter arma silent Musae (W szczęku broni milczą muzy). Odnosiło się to w nie małym stopniu do Poznania w omawianym okresie. Dziwna sytuacja panowała w gimnazjum poznańskim. Szkoła ta, mimo oswobodzenia Poznania, nadal utrzymywała swój niemiecki charakter. Kierował nią niezmiennie dyrektor E. W. Wolfram, Niemiec dbający o utrzymanie dotychczasowego charakteru uczelni. Kuriozalnym było jego sprawozdanie z marca 1807 roku, w którym władzom polskim donosił, że "gimnazjum królewskie na pierwszym miejscu stawia język niemiecki". Znajomość tego języka "potrzebna jest w Prusach Południowych, dlatego, gdyż tenże jest językiem dworu pruskiego" (sic!). Żądał też, by kandydaci do najniższej klasy władali językiem niemieckim. Wśród grona nauczycielskiego dominowali Niemcy. Poziom nauczania nie był wysoki. Nauczyciele reprezentowali przeciętny poziom. Byli klasycznymi omnibusami, każdy nauczał wielu przedmiotów. Sytuacja ta budziła uzasadnioną krytykę. Domagano się radykalnych zmian. Wzorem francuskim nad szkołą sprawował dozór tzw. eferat, składający się z przedstawicieli społeczeństwa. Ciało to, obawiając się, że gwałtowne zmiany odbiją się niekorzystnie na funkcjonowaniu gimnazjum, do zasadniczej reformy przystąpiło pod koniec 1807 roku, kiedy to dysponowało już kadrą nauczycielską, gwarantującą wysoki poziom nau. 44 czanla . Niełatwa była sytuacja Teatru Miejskiego. Podczas Jarmarku Świętojańskiego często na jego deskach występował Wojciech Bogusławski ze swym zespołem. Dawnym zwyczajem ojciec teatru polskiego złożył w magistracie podanie o możliwość występów. Ku swojemu zaskoczeniu dowiedział się, że nie będzie to możliwe, bowiem teatr przemieniony został w magazyn żywnościowy dla wojsk francuskich. Bogusławski nie załamywał rąk. Ruszył z Warszawy do Poznania, aby pozytywnie rozwiązać sprawę. Po niełatwych rozmowach z komendantem Poznania generałem Louis Friantem uzyskał zgodę na występy, pod warunkiem że na własny koszt translokuje 200 beczek ryżu do innego pomieszczenia. Gdy warunek ten został spełniony, Bogusławski ruszył do Warszawy, aby przygotować występ nad Wartą. W dniu 20 czerwca Lech Trzeciakowski 1807 roku pełen nadziei zjechał do Poznania z "całą kompanią i baletem". Okazało się, że teatr został zajęty przez trupę francuską Fouresa. "Któż pojmie wielkość zdziwienia mojego, kiedy wjeżdżając do Poznania ujrzałem na rogach ulic afisze pana Fouresa, który z kompanią swoją grywał na wyprzątniętym za moje pieniądze teatrze" wspominał Bogusławski. Interwencja u gen. Frianta zakończyła się częściowym powodzeniem, bowiem generał twardo oświadczył, że "widowiska zwycięskiego wojska wszędzie mieć powinny pierwszeństwo". Ostatecznie zgodził się, by artyści francuscy i polscy grali przemiennie na deskach Teatru Miejskiego. Rozwiązanie to absolutnie nie zadowalało Bogusławskiego, bowiem niewielka liczba przedstawień, jakie by mógł w tej sytuacji wystawić, nie zwróciłaby nawet kosztów, nie mówiąc o zysku. Bogusławski znany był z tego, że nigdy nie upadał na duchu. Wypożyczył dekoracje z teatrzyku dworskiego Mycieiskich w Kobylempolu i zaczął dawać przedstawienia w Hotelu Saskim. Społeczeństwo odniosło się do Bogusławskiego z całą sympatią. Tak na przedstawienia w Teatrze Miejskim, jak i w Hotelu Saskim waliło przysłowiowymi "drzwiami i oknami". "Najpierwsze obojej płci osoby, bez względu na ścisk i niewygodne miejsca [mowa tu o przedstawieniach w Hotelu Saskim] chętnie się gromadząc, chlubnego przywiązania do narodowości w oczach cudzoziemców wystawiała dowody". Publiczność polska bojkotowała wystąpienia trupy francuskiej, która zmuszona była opuścić miasto. Wtedy to Bogusławski wszechwładnie opanował Teatr Miejski. Repertuar składał się ze sztuk polskich i francuskich. Ze sceny padały niekiedy uszczypliwe uwagi o byłych pruskich okupantach 45 . Mimo uciążliwości dnia codziennego w czasach wojennych uwaga społeczeństwa koncentrowała się na wydarzeniach, jakie rozgrywały się na froncie. Przecież gdzieś w Prusach Wschodnich rozstrzygały się losy Polski. Jak wiadomo, kampania toczyła się ze zmiennym szczęściem. Z niecierpliwością oczekiwano oświadczenia Napoleona w kwestii polskiej. Rozprzestrzeniały się przeróżne wieści. Doszło do tego, że komendant miasta gen. Liebert wydał datowany 4 lutego 1807 r. rozkaz dzienny, w którym czytamy: "Od niejakiego czasu źle myślący odważyli się rozszerzać wieści najnierozumniejsze i najkłamliwsze względem Armii komenderowanej przez samego Najjaśniejszego cesarza i króla". Za rozpowszechnianie tego rodzaju wieści groził więzieniem. Atmosferę niepewności ilustruje następujące wydarzenie. W lutym 1807 roku wśród bicia w bębny podano wiadomość o zwycięstwie armii francuskiej pod Pruską Iławą (8 lutego), wzywając mieszkańców do iluminowania miasta. Rozeszły się również wieści, że Francuzi wkroczyli do Królewca. Nasz znajomy G6tze był zdruzgotany. Wstrętnym był mu obowiązek iluminowania okien. Wkrótce jednak podniósł się na duchu. Królewiec był nadal w rękach pruskich, a wynik bitwy pod Pruską Iławą nie roztrzygnięty - "teraz iluminowałem chętnie, na swój sposób obchodząc zwycięstwo pod Pruską Ił ,,46 awą . Pruskie plany odbicia Poznania Mimo uciążliwości czasu wojennego społeczeństwo polskie w Poznaniu dawało przykłady ofiarności i entuzjazmu dla sprawy narodowej. Wiadomo, że na uboczu nie pozostawała część ludności niemieckiej i Żydzi. Od tych nastrojów, pełnych oczekiwań i nadziei, odbiegała zdecydowanie postawa urzędników pruskich. Pozbawieni swych godności, sfrustrowani, z głębi serca nienawidzili Francuzów, a szczególnie, ich zdaniem, niewdzięcznych Polaków. Do grona tego należeli von G6tze, radca kamery von Strombeck, radca wojenny Oswald, a rej wódł dyrektor kamery Gruner. O atmosferze, jaka panowała, świadczą słowa córeczki Gótza Fritschen, która z własnej woli, co z dumą pokreślą! ojciec, tak kończyła wieczoną modlitwę: "Dobry Boże chciej tak pobić Francuzów i Polaków, aby już więcej nie mogli się ruszać". Nie były to tylko słowa. Pozostali w mieście wyżsi urzędnicy, wierzący w zwycięstwo koalicji prusko-rosyjskiej, pilnie obserwowali ruchy wojsk, i odnotowywali Polaków zaangażowanych w polityczne przemiany. Wspomiany wyżej Gruner przebywał w Poznaniu ponad trzy miesiące od zajęcia miasta przez Francuzów. Był więc doskonale zorientowany w sytuacji. W dniu 11 lutego 1807 r. potajemnie opuścił Poznań, przekradając się na tereny zajęte przez Prusaków. Ledwo wydostał się z Poznania, przystąpił do pisania memoriałów i propozycji. I tak z Kłajpedy 25 lutego na ręce króla Fryderyka Wilhelma III przesłał memoriał liczący kilkadziesiąt stron. N a wstępie zarysował wydarzenia, jakie rozegrały się w Poznaniu i Wielkopolsce po wkroczeniu Francuzów. Podkreślił aktywność Dąbrowskiego i Wybickiego, entuzjazm i ofiarność społeczeństwa, postawę Francuzów. Potem przystąpił do oceny Polaków aktywnych politycznie. I od tej chwili jego słowa budzą grozę. Zalecał bowiem, aby po zwycięstwie zastosować naj surowsze represje. Zaangażowanych politycznie Polaków podzielił na cztery grupy, od bardzo aktywnych po popierających. W stosunku do przywódców zalecał kary śmierci i konfiskatę majątków, pozostali winni być pozbawieni majątków i wysiedleni w głąb Prus. Nie sporządził klasycznej listy proskrypcyjnej, ale podał wiele nazwisk, takich jak Działyński, Sokolnicki, Niemojowski, Chłapowski, Zaremba, J araczewski, Mycieiski, U miński, Taroni. Ze szczególną wrogością odnosił się do "fanatycznych kobiet" wychowujących dzieci w nienawiści do Prus, które winny być wysiedlone z Wielkopolski. Dla przykładu wymienił Chłapowską z Dąbrówki, Mycielską z Kobylepola, Węgorzewską i Fiszerową. Do grona wspierających zaliczył między innymi arcybiskupa Raczyńskiego, dalej Garczyńskiego, Żychlińskiego, Szołdrskiego, Turne. Cała szlachta, w jakikolwiek sposób wspierająca powstanie, winna być obciążona specjalnymi podatkami. Wyróżnił grupę niewinnych i wiernych, zasługujących na nagrodę. Z przykrością stwierdził, że jest ona mała: "Niestety, najjaśniejszej łasce Jego Królewskiej Mości niewielkie pozostaje pole manewru". Na tym jednak nie kończyły się postulaty. Gruner spoglądał w dalszą przyszłość. Przy powtórnym okupowaniu prowincji zalecał akcję kolonizacyjną, germanizację szkolnictwa, a nawet zakaz związków małżeńskich dla "Poddanych" i Żydów, którzy nie wykażą się dostateczną znajomością języka Lech Trzeciakowskiniemieckieg0 47 . Wiele z postulatów Grunera wprowadzonych zostało w życie po wielu, wielu latach. Po 1815 roku, kiedy Prusacy po klęsce Napoleona wrócili w Poznańskie, prowadzono w stosunku do Polaków politykę w rękawiczkach. Z różnych względów władze poszły na pewne koncesje. Dopiero później wkroczyły na drogę polityki germanizacyjnej, ale nie myślano nawet o krokach eksterminacyjnych. Nadeszły jednak czasy okupacji hitlerowskiej i najbrutalniejsze zalecenia Grunera wprowadzono w czyn. Gruner nie poprzestał na postulatach. W dniu 17 lutego 1807 r. wystąpił z planem ataku na Poznań. W owym czasie Pomorze Gdańskie i Zachodnie znajdowało się jeszcze w rękach pruskich. Wypadu dokonać miał oddział liczący sześciuset do tysiąca żołnierzy. Wojska pruskie, posuwając się na południe, miały zająć Drezdenko i most na Noteci. Aby odwrócić uwagę od tej eskapady, w rejonie Szczecina i Stargardu rozpocząć miał działania militarne korpus pod wodzą sławnego Ferdinanda von Schilla. Dla niepoznaki żołnierze pruscy wdziać mieli mundury bawarskiej, a więc sprzymierzonej z Francją armii. Dlaczego Gruner wybrał Poznań? Z dwóch ważnych względów. Przez miasto to przechodził strategiczny trakt, łączący zaplecze z armią francuską operującą w Prusach Wschodnich i na Pomorzu. W Poznaniu znajdowało się wiele magazynów z żywnością, a przede wszystkim z bronią i amunicją. Plan był precyzyjnie przygotowany. Działania zapoczątkowane miały być atakiem na ulicę Wilhelmowską, gdzie znajdowały się magazyny, kasa pocztowa i kasa solna, dalej siedziby komendantury i gubernatorstwa francuskiego. Należało też przejąć gmach regencji (Góra Przemyśla), gdzie znajdował się magazyn broni, a w nim kilka tysięcy karabinów. Zalecał też przejąć stajnie z końmi pociągowymi i wierzchowymi. Broń należało odtransportować, a magazyny z żywnością puścić z dymem. Odwrót nastąpić miał przez Obrzycko, Wyrzysk do Dobiegniewa 48 . Do tego pomysłu wracano. Radca wojennych von Strombeck, który do kwietnia 1807 roku przebywał w Poznaniu, w maju przygotował dalekosiężny plan ataku na tyły wroga, w którym Poznań odgrywał szczególną rolę. Przekazał go generałowi Ernstowi Friedrichowi von Ruchelowi, inspektorowi armii pruskiej i gubernatorowi wojennemu Królewca. Generał pozytywnie zaopiniował plan i przesłał na ręce króla Fryderyka Wilhelma III. Tu już nie chodziło o wypad na tyły wroga. Tu gra szła o znacznie wyższą stawkę, o odwrócenie losów wojny. Ataku dokonać miał korpus liczący 10 tys. żołnierzy. Wyruszyć mieli z Kołobrzegu, wspomagani przez ekspedycyjny oddział angielski, który miał wylądować w porcie kołobrzeskim. Celem było zajęcie Torunia i Poznania. Zdobycie Poznania było ważne ze względu na znajdujące się tam magazyny, a szczególnie wieżę prochową. Atak na miasto miał być dokonany przez korpus liczący trzy tysiące żołnierzy. Gen. Ruchel w swych uwagach opiniujących plan Strombecka poszedł na całego, puszczając wodze fantazji. Uważał bowiem, że gdyby przecięto drogę wiodącą na wschód i zniszczono magazyny wojskowe, to wpłynąć to mogło zachęcająco na Austrię, a kto wie, czy nie zmobilizowałoby też Anglii do wywołania powstania w Hanowerze, a wtedy odwrócić by się mogły losy wojny. Plany te pozostały na papierze, bowiem Napoleon wkrótce rozgromił pod Friedlandem, 14 czerwca 1807 f., armię rosyjską49. Wybiła godzina niepodległości Nikt z poznaniaków, poza wąskim gronem wysokich urzędników pruskich, nic nie wiedział o planach zajęcia Poznania. Z najwyższą uwagą obserwowano, co dzieje się na froncie i oczekiwano zasadniczych posunięć w sprawie polskiej. Z radością przyjęto wieść o powołaniu przez N apoleona w dniu 17 stycznia 1807 r. w Warszawie Komisji Rządzącej, którą traktowano jako rząd nie istniejącego jeszcze państwa polskiego. "Przyszła tu z Warszawy najprzyjemniejsza wiadomość, że Najjaśniejszy Cesarz i Król Napoleon Wielki, oswobodziciel Narodu Polskiego, raczył ustanowić Dekretem z dnia 14. Lm. Najwyższy Polski Magistrat Rządowy" donosiła "Gazeta Poznańska"50. Polacy, pełni nadziei, niezwykle uroczyście obchodzili 17. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Połączona ona była z umieszczeniem Orłów Białych na budynkach publicznych. Uroczystości zwiastowały salwy armatnie, które Lech Trzeciakowski Ryc. 12. Spotkanie Napoleona z Aleksandrem w Tylży na Niemnieoddawano w czasie dnia "co kwadrans". O godzinie 10.00 przy udziale władz polskich i francuskich oraz wielu "znakomitych Obywateli z Prowincji" odbyła się msza św. w kościele farnym, koncelebrowana przez arcybiskupa Raczyńskiego. "Niezmierna liczba ludu obojga płci przytomną była w tej ceremonii religijnej". Po mszy św. Gwardia N arodowa przy "odgłosie pięknej muzyki" udała się pod Ratusz, a następnie Dyrekcję Celną i Pocztową, gdzie wśród powszechnego entuzjazmu i salw z broni ręcznej zawieszno Orły polskie. Następnie prezes departamentu poznańskiego gen. Augustyn Gorzeński wydał wielki obiad. Drugi obiad fundowały władze miasta. Na ulicy Napoleona z choinek ustawiono chłodnik [rodzaj dużej altany - uwaga autora], w którym "żołnierze francuscy winem i innymi trunkami traktowani byli"51. Od 19 do 23 czerwca poznaniacy żyli nadchodzącymi wiadomościami o zwycięstwie pod Friedlandem, a następnie o zajęciu przez Francuzów Królewca. W bitwie pod Friedlandem, decydującej o całej kampanii, udział brali Poznańczycy z dywizji dowodzonej przez Jana Henryka Dąbrowskiego. Miasto iluminowano, w Farze odbyło się dziękczynne nabożeństwo, a Gwardia Narodowa raz po raz oddawała salwy na część zwycięstwa 52 . Wkrótce, 7 lipca Ryc. 13. Fryderyk August. Portret, malarz nieznany. Muzeum Narodowe w Poznaniufti II I i tf I f I : I 1 : pi ....\... '. . . -." .'.: .' Silu -.-.. Ifllllllfl91 t .' . 11 1 :. SA"iliAiiiAii? . if;iTAA:pAA!%AA,iAstfiAą 1807 f., zawarty został pokój w Tylży między N apoleonem a carem Rosji Aleksandrem. Polacy oczekiwali wskrzeszenia ojczyzny i to w granicach obejmujących nie tylko Wielkopolskę, Mazowsze, ale Śląsk, Pomorze, ziemie zaboru austriackiego i część położonych na wschód od Niemna. Decyzje wielkich tego świata daleko odbiegały od pokładanych w Napoleonie nadziei. Powstało Księstwo Warszawskie z ziem drugiego i trzeciego zaboru pruskiego, uzupełnione przez okręg nadnotecki zagrabiony w pierwszym zaborze. Rozwiązanie to było rezultatem kompromisu zawartego między Napoleonem a Aleksandrem I. Księstwo związane było unią personalną z Saksonią. Król Saksonii Fryderyk August został władcą Księstwa. Postanowienia te wprowadziły Polaków w osłupienie. Panowało rozgoryczenie. Nie cofano się przed złośliwymi uwagami na temat samego Napoleona. Szybko jednak otrząśnięto się z przygnębienia. Uznano, że Księstwo Warszawskie jest zaczątkiem dawnej Rzeczypospolitej. Lech Trzeciakowski Wkrótce po podpisaniu pokoju w Tylży Poznań po raz wtóry gościć miał Napoleona. Przejeżdżać on miał przez miasto w drodze do Drezna. Od 12 lipca 1807 roku trwały przygotowania. Przy moście Chwaliszewskim wzniesiono bramę triumfalną z napisem: "Heros de tous les siecies" (Bohaterowi wszech czasów). Na Farze i Ratuszu umieszczono stosowne transparenty o barwach fancuskich i polskich. Napoleona oczekiwano 14 lipca. Do miasta zjechały rzesze szlachty i duchowieństwa. Dziewczęta chrzecijańskie i żydowskie ubrane w stoję helleńskie wspólnie z Gwardią Narodową stanowić miały szpaler wzdłuż drogi, którą przejeżdżać miał cesarz. Władze były chyba niezbyt pewne nastroju poznaniaków, zważywszy na niedawne decyzje, jakie zapadły w kwestii polskiej w Tylży, że opłaciły miejscowych uliczników, aby w stosownej chwili stworzyli atmosferę powszechnego entuzjazmu odpowiednimi okrzykami. I tym razem cesarz nie przyjechał w dniu, w którym go oczekiwano. Gwardziści, mimo że zapadła już noc, nie powrócili do domów, pozostając może nie koniecznie na posterunku, ale mile spędzając czas na pogwarkach i to nie o suchym gardle 53 . Następego dnia wszyscy byli na nogach. Dopiero o zmroku, o 21.30 salwy armatnie zwiastowały przybycie boga wojny, który w towarzystwie marszałka Joachima Murata, księcia Bergu, wjechał do miasta. Na powitanie wyjechali gubernator gen. Legendre i trzej polscy generałowie, Axamitowski, Łęcki i Węgorzewski. W chwili wjazdu Napoleona nastąpiło klasyczne qui pro quo. Dziewczęta, które kwiatami obrzucić miały karetę Napoleona, za ekwipaż cesarski wzięły pojazd, w którym znajdował się kuchmistrz z kuchcikami. Po niewczasie dziewczęta zorientowały się w nieporozumieniu. Nie potraciły głowy i szybko pozbierały kwiecie, by za chwilę rzucać je do stóp cesarza. Miasto było iluminowane. Okazało się, że nie było potrzeby organizowania sztucznego entuzjazmu. Witano cesarza bardzo serdecznie. Wokół rozbrzmiewały okrzyki: "Niech żyje Napoleon Wielki, Niech żyje Oswobodziciel narodu polskiego". Cesarz zabawił w Poznaniu bardzo krótko. U dał się do swych apartamentów w kolegium pojezuickim. Umył się, przebrał i spoczął na kanapie. Obudzony o północy, posilił się nieco i zarządził natychmiastowy wyjazd. Polacy zabiegali o audiencję, chcąc się czegoś dowiedzieć na temat sprawy polskiej z jego ust. Na temat posłuchania istnieją dwie rozbieżne relacje. "Gazeta Poznańska" donosiła, że Napoleon udzielił audiencji i wysłuchał mowy prezesa Izby Administracyjnej, gen. Gorzeńskiego. W odpowiedzi oświadczył, "iż naród polski z swego przyszłego losu kontent będzie". G6tze tymczasem twierdzi, że żadnej audiencji nie było i Napoleon, nie dopuściwszy do żadnych przemówień, przelotem tylko oświadczył, że Polacy zadowoleni będą z jego zarządzeń "arrangements" . Wśród entuzjastycznych okrzyków wyjechał o 1 w nocy. Trudno rozstrzygnąć, która z relacji jest prawdziwa. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że od zjedzenia skromnego posiłku do wyjścia z gmachu upłynąć mogło około 30 minut, przyjąć można, że udzielił Polakom krótkiego posłuchania 54 . Oczekiwano rychłych, wiążących decyzji w sprawie polskiej. Oczy wszystkich skierowane były na Drezno, gdzie rezydował Napoleon. Tam udali się politycy polscy z projektem konstytucji Księstwa Warszawskiego. Mieli go Ryc. 14. Nadanie konstytucji Księstwu Warszawskiemu. Litografia wg obrazu M. Baciarellego, początek XIX w. Gabinet Rycin BUWprzedłożyć cesarzowi i prosić o zatwierdzenie tego dokumentu. Tymczasem Napoleon bez zbędnych ceregieli 22 lipca 1807 r. wręczył członkom polskiej Komisji Rządzącej tekst konstytucji. Z tą chwilą państwo polskie - Księstwo Warszawskie stało się ciałem. Nim nadeszły do Poznania wieści z Drezna, po mieście krążyły, zwłaszcza w kręgach oficjalistów pruskich, niestworzone plotki. Utrzymywał się wśród nich cień nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone. Ostatecznie 23 lipca 1807 r. do Poznania dotarła berlińska gazeta "Berliner Zeitung" informująca o warunkach zawartego między Francją a Prusami pokoju, który podpisany został 9 lipca w Tylży. Czarno na białym było tam napisane, że Wielkopolska staje się częścią Księstwa Warszawskiego. Było oczywiste, że ostatecznie skończyło się panowanie w zagrabionej prowincji 55 . Lech Trzeciakowski W dniu 5 sierpnia 1807 r. "Gazeta Poznańska" powiadomiła, że nadeszło oświadczenie Komisji Rządowej, w której czytamy, że "zbliża się już od dawna pożądana dla nas chwila, która w części znacznej wspólne losy przed nami odkryje, w której zaczniemy w skutku doznawać Łaskawości Wielkiego Bohatera Wieków N a p o l e o n a ". Upłynęło zaledwie kilka dni, a 15 sierpnia, a następnie 19 sierpnia, na łamach" Gazety Poznańskiej" ukazał się tekst nadanej 22 lipca 1807 roku Konstytucji Księstwa Warszawskiego. Opublikowanie pierszych 10 artykułów konstytucji zbiegło sie z uroczystościami 48. rocznicy urodzin N apoleona. Obchody obieściły tradycyjnie salwy armatnie. O 10.00 odbyła się msza Św., po której odśpiewano" Te Deum". Obecni byli dostojnicy polscy na czele z generałem Gorzeńskim oraz generalicja francuska: gubernator prowincji Legendre, komendant stacjonującego w Poznaniu korpusu dragonów Grouchy i St. Laurent. Po nabożeństwie gen. Gorzeński wydał w swej rezydencji przyjęcie dla generałów francuskich, którzy zrewanżowali się wspaniałym obiadem w Hotelu Saskim. Wieczorem miasto było iluminowane 56 . W następnych dniach szły przez miasto na zachód zwycięskie wojska. W dniu 27 sierpnia 1807 r. Poznań przeżywał pamiętne chwile. Po trudach wojennych, okryta chwałą wracała Trzecia Legia pod wodzą ukochanego przez wszystkich gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, "Wodza, który przez utworzenie legii polskiej we Włoszech sławę oręża polskiego zachował i utrzymał". "Widok żołnierza polskiego wywoływał powszechny entuzjazm, wyciskając łzy ukontentowania". Dąbrowski wracał do Poznania i Wielkopolski, z którą tak wiele wiązało go wspomnień, skąd rozpoczął swój marsz ku nieśmiertelności, już jako przedstawiciel arystokracji napoleońskiej. Zawdzięczał swoją pozycję społeczną hojnej donacji Napoleona, który 30 czerwca 1807 r. przyznał mu z dóbr narodowych Winnogórę. Do Dąbrowskiego, poza pałacem w Winnogórze i przynależnym majątkiem, należały miasta Środa i Pyzdry, 15 folwarków i kilkanaście wsi. W chwili obejmowania dóbr zdarzył się drobny, przykry wypadek, który jednak nie okazał się złym fatum, bowiem w Winnogórze przyjdzie twórcy Legionów spędzić najszczęśliwsze lata. W dniu 26 sierpnia 1807 r. "zaginął J. W. Jenerałowi Dąbrowskiemu w wsi Winnej Górze pistolet oprawny w srebro na fason turecki". Musiała to być bardzo cenna dla Dąbrowskiego pamiątka, skoro w "Gazecie Poznańskiej" ukazał sie anons obiecujący znalazcy pistoletu "pięć czerwonych złotych nagrody". Nie wiadomo, czy rzeczony pistolet wrócił do rąk właściciela 57 . W dniu 1 O września oczy poznaniaków cieszył widok przejeżdżającego przez miasto oddziału regimentu lekkokonnej gwardii cesarsko-polskiej, słynnych wkrótce szwoleżerów, udających się przez Drezno do Paryża. Powszechnie panował nastrój patriotyczny, który różne przybierał formy. Przejawem tego była polemika na łamach "Gazety Poznańskiej" dwóch dam. W dniu 4 lipca 1807 r. ukazał się artykuł nieznanej z nazwiska damy pt. "Myśl o szczęściu naszych mężnych wojowników". Autorka, która, jak wynika z listu, wyszła za mąż za jednego z owych "mężnych wojowników" i obwieściła: "jestem szczęśliwa", zaapelowała do rodaczek, aby nagrodziły "oficerów i żołnierzy naszych", ofiarując im rękę. "Przeto panny, wdowy jeżeli cokolwiekmacie uczucia, okażcie tenże patiotyzm, nie łączcie się, z innymi tylko mężami, których sława wam honor przynieść i zupełnie uszczęśliwić może, nie patrzcie na maj ątki nie! - Lecz na serca i zasługi kochanków waszych". Gorący ten apel już w następnym numerze spotkał się z ostrą krytyką innej damy, która wyraziła obawę, że apel ten może odstraszyć konkurentów, czujących się osaczonymi przez patriotki. "Nie jeden pewnie zaparłby się swych walecznych czynów, jeżeliby za nie taką odebrał nadgrodę" - pisała. Artykuł ten jest ciekawy i z innego względu, bowiem, jak mniemam, jest chyba pierwszą polemiką na łamach prasy poznańskiej i jakże uroczą58. Jak się okazało, rację miała pierwsza dama, bowiem argumentem za nią przemawiającym był mariaż Jana Henryka Dąbrowskiego z Barbarą Chłapowską. Była to historia wielce romantyczna. Jak wieść niesie, Dąbrowski poznał Barbarę na balu w Ratuszu poznańskim wydanym u schyłku 1806 roku. Do przechadzającego się Dąbrowskiego podeszła 24-letnia Barbara Chłapowska, córka Ksawerego Chłapowskiego, uroczego bon vivanta, którego Józef Wybicki przedstawił jako Dobrodzkiego w operze "Kmiotek..." Barbara, "wysoka, smukła, jasnowłosa, o nieprzeciętnej urodzie, z dużymi wymownymi oczami", posażna, otoczona była wianuszkiem wielbicieli. Chłapowska zwróciła się do Dąbrowskiego, aby wyjednał zwolnienie z niewoli pruskiej jej brata Stanisława. Dąbrowski, obiecując zainteresowanie się sprawą, zażartował: "Imię brata zapisałem w pugilaresie, a Asińdźki w sercu". Dzięki swym dawnym znajomością wśród generalicji pruskiej, między innymi sławnego Gerharda von Bliichera, uzyskał uwolnienie brata Barbary. Powrót młodego Chłapowskiego był bardzo efektowny. Pod dwór w Śmiglu zajechały powozy. Z jednego z nich wysiadł Dąbrowski ze Stanisławem Chłapowskim. Do witającego go Ksawerego Chłapowskiego odezwał się tymi słowy: "Panie podczaszy - oddaję Ci syna, a proszę o córkę". Kończąc, Dąbrowski, mający wtedy lat 52, klęknął, prosząc o rękę Barbary. Adam Turno, dzielny wkrótce szwoleżer, uroczy gawędziarz, autor nie opublikowanych niestety do tej pory dzienników, odnotował: "Byłem przy tym, gdy Dąbrowski sławą narodową okryty, równie już i siwym włosem, klęknął i z łzami w oczach prosił o jej rękę; mnie samemu łzy w oczach stały". I tu relacje co do reakcji "Kochanej Lali", jak ją wkrótce Dąbrowski będzie czule nazywał, są rozbieżne. Jan Pachoński, autor fundamentalnej monografii twórcy Legionów, pisze: "Oświadczyny z miejsca przyjęła". Turno zaś odnotował: "Zapomniałem napisać, że tego roku generał Dąbrowski ożenił się z Panną Barbarą Chłapowską, tą damą, co Ja się umizgał, długo go nie chciała, gdyć Jej się zdawało, że generał Raczyński się do niej brał". Tu wspomnieć należy, że Dąbrowski był wdowcem. Pierwsza jego żona, Gustawa de domo von Rachel, zmarła w 1803 roku. Trudno tu rozstrzygnąć, kto ma rację, Pachoński czy Turno. Nie zmienia to faktu, że odbyły się oficjalne zaręczyny, a w czwartek 5 listopada 1807 r. w Katedrze poznańskiej odbył się ślub Barbary Chłapowskiej z Janem Henrykiem Dąbrowskim. Uroczystość zmieniła się w manifestację patriotyczną. Grzmiały armaty, defilowała Trzecia Legia i Gwardia Narodowa. Uroczystości weselne odbyły się w Ratuszu poznańskim. N owożeńcy obsypani zostali Lech Trzeciakowski Ryc. 15. Ślub gen. Dąbrowskiego z Barbarą Chłapowską prezentami. W imieniu Komisji Rządzącej, czyli rządu Księstwa, brylantową broszę wręczył Barbarze gen. Antoni "Amiikar" Kosiński. Wygłosił przy tej okazji orację kończącą się słowami "Niech ta pamiątka, w Twoim Pani złożona ręku, podwójną dzisiaj znaczy epokę - i odnowionej sławy Polaka, i Waszego szczęścia". Od dam wielkopolskich młoda para otrzymała puzderko z ametystów i złota. Na zakończenie odbył się bal, rozpoczęty polonezem, a uwieczniony na obrazie Franciszka Sypniewskiego. Zgodnie z panującą modą ukazało się kilka wierszy okolicznościowych. Pierwszy, anonimowego autora, pojawił się na łamach "Gazety Poznańskiej" i kończył się słowami: F_? , . .... Ryc. 16. Antoni "Amilkar" Kosiński "Onym Hymnem [bóstwo weselne - uwaga autora] godowe odemknął pokoje Gdzie Rozkosz tylko weszła, i Oni oboje". Za pióra chwycili i uznani poeci, Józef Wybicki, Cyprian Godebski i Marcin Molski. Małżeństwo okazało się bardzo szczęśliwe. Jego owocami była córka Bogusława (ur. 1814 roku) i syn Bronisław (ur. w 1815 roku)59. Od ślubu Dąbrowskiego z Barbarą Chłapowską upłynęło zaledwie dwa dni, a 7 listopada 1807 r. na zamku odbyła się podniosła uroczystość. "Władze Sądowe Departamentu Poznańskiego w zamku tutejszym zgromadzone wykonały w tymże dniu uroczystą przysięgę wierności Najjaśniejszemu Królowi Fryderykowi Augustowi Panu Naszemu Miłościwemu"6o. Akt ten formalnie zamykał okres, w którym Poznań odzyskał wolność, stając się częścią niepodległego państwa polskiego - Księstwa Warszawskiego, które przed rokiem rodziło się właśnie nad Wartą. PRZYPISY: 1 Dzieje Poznania w interesującym nas okresie nie są kartą niezapisaną. O wydarzeniach rozgrywających się wówczas w Grodzie Przemyśla pisali tak polscy, jak i niemieccy historycy: Emil Kipa, Rodgero Prumers, Adam M. Skałkowski, Janusz Hugo Sommer, Janusz Staszewski, Andrzej Wojtkowski. Na uwagę zasługują też poznańskie reminiscencje zawarte w dziele Jana Pachońskiego "Generał Jan Henryk Dąbrowski". Cennymi są pamiętniki, które wyszły spod pióra Polaków, uczestników wydarzeń, które, mimo że dotyczą aktywności Dezyderego Chłapowskiego, Adama Turno i Józefa Wybickiego w całej epoce napoleońskiej, to zawierają szereg ciekawych wiadomości o Poznaniu w tamtych czasach. Na szczególną uwagę zasługuje dziennik wiceprezydenta kamery poznańskiej (używając współczesnej nomenklatury - wicewojewody) Hermanna von G6tze pt. "Ein Posener Tagebuch aus der Franzosenzeit" ("Dziennik poznański z czasów francuskich"), opracowany i wydany przez Rodgera Prumersa. Ważnym jest wydawnictwo pod redakcją Kurta SchottmuTlera pt. "Der Polenaufstand 1806/7" ("Powstanie poznańskie 1806/7"), zawierające dokumenty i akta dotyczące Prus Południowych od października 1806, aż do maja 1807 roku. Znaczna część tego liczącego ponad 200 stron wydawnictwa poświęcona jest Poznaniowi widzianemu oczyma przedstawicieli administracji pruskiej. Cenne informacje znajdujemy w wychodzącej w owych latach "Gazecie Poznańskiej". Dezydery Chłapowski, Pamiętnik, cz. I: Wojny napoleońskie 1806-1813, Poznań 1899; Emil Kipa, Z pobytu Napoleona w Poznaniu w r. 1806. "Roczniki Historyczne" R. XIV (1938); Jan Pachonski, Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981; Rodgero Prumers, Ein Posener Tagebuch aus der Franzosenzeit, (w:) Zeitschrift der Historischen Gesellschaft fur die Provinz Posen. 21 Jahrgang, Zweiter Halbband (1906); Der Polenaufstand 1806/7. U rkunden und Aktenstucke aus der Zeit zwischen Jena und Tilsit. Herausgegeben von Kurt Schottmuller, Cyt. Kurt Schottmuller, Lissa i P. 1907; Hugo Sommer, Aus der Franzosenzeit im Posener Lande, (w:) Deutsche Wissenschaftliche Zeitschrift fur Posen. Heft 33, Posen 1937; Janusz Staszewski, Poznań jesienią 1806 roku, "Kronika Miasta Poznania". R. VII, nr 4. (1929); Adam Turno, Pamiętniki Dziadunia Adama Turno 1775 - 1851, Biblioteka Zakładu im. Ossolińskich, Wrocław. Korzystano z mikrofilmu znajdującego się w Bibliotece Raczyńskich; Andrzej Wojtkowski, Poznań w czasach Księstwa Warszawskiego, "Kronika Miasta Poznania", R. V, nr 2, 3 (1927); Józef Wybicki, Pamiętniki, Przemyśl 1883. 2 Zofia Ostrowska-Kębłowska, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 17901880, Warszawa- Poznań 1982, s. 14. 3 Moritz Jatfe, Die Stadt Posen unter preussischer Herrschaft, Leipzig 1909, s. 79; Mieczysław Kędelski, Stosunki ludnościowe w latach 1815 -1918, (w:) Dzieje Poznania 17031918, pod red. Jerzego Topolskiego i Lecha Trzeciakowskiego, Warszawa- Poznań 1984, s. 229; Jan Wąsicki, Poznań jako miasto tzw. Prus Południowych (1793-1806), (w:) Dzieje Poznania... op. cit., s. 62. Lech Trzeciakowski 4 Moritz Jaffe, op. cit., s. 38-42; Zofia Ostrowska-Kębłowska, op. cit., s. 103-104. 5 Rodgero Priimers, op. cit., s. 207; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 178. 6 Cyt. za Jan Pachoński, op. cit., ss. 336, 338; Józef Wybicki, op. cit., s. 196. 7 Kurt Schottmiiller, op. cit., ss. 20-22, 26-27, 29. 8 Rodgero Priimers, op. cit., s. 209; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 179. 9 Cyt. za Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 179-180. 10 Kurt Schottmiiller, op. cit., s. 37. 11 Józef Wybicki, op. cit., s. 197. 12 Kurt Schottmiiller, op. cit., s. 37. 13 Adam M. Skałkowski, Wielkopolska w dobie napoleońskiej, "Roczniki Historyczne", R. I (1925), s. 128. 14 Ibidem, s. 130. 15 Józef Wybicki, op. cit., s. 198. 16 Ibidem, s. 199-200; Rodgero Priimers, op. cit., s. 213; Kurt Schottmiiller, op. cit., s. 37. 17 Zdzisław Grot, Dzieje sceny polskiej w Poznaniu 1782-1869, s. 43; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 183. 18 "Gazeta Poznańska", nr 101 z 29 XI 1806; nr z 3 XII 1806; Jan Wąsicki, Powstanie 1806/1807 roku, (w:) Dzieje Wielkopolski, T. II, Lata 1793-1918, pod red. Witolda Jakubczyka, Poznań 1973, s. 49. 19 Dezydery Chłapowski, op. cit., s. 2; Józef Wybicki, op. cit., s. 201 - 204. 20Jan Pachoński, op. cit., s. 248; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 187-184. 21 Dezydery Chłapowski, op. cit., s. 3. A Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 183-184. 23 Cyt. za Jan Pachoński op. cit., s. 345; Rodgero Priimers, op. cit., s. 214; Andrzej Wojtkowski; op. cit., 182; Józef Wybicki, op. cit., ss. 208-209, 214-216. 24Rodgero Priimers, op. cit., s. 215; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 184-185. 25 Cyt. za Jan Pachoński, op. cit., s. 347. 26 Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 256-262; Józef Wybicki, op. cit., s. 204-208. 27 "Gazeta Poznańska", nr 100 z 28 XI1807; Emil Kipa, op. cit., s. 299; Rodgero Priimers, op. cit., ss. 217, 268; Andrzej Wojtkowski, op. cit, s. 262- 264. 28 "Gazeta Poznańska", nr 104 z 8 XII 1908. 29Rodgero Priimers, op. cit., s. 220; Hugo Sammer, op. cit., s. 53. 30 Dezydery Chłapowski, op. cit, s. 4; Zdzisław Grot, Dezydery Chłapowski 1788-1879, Warszawa- Poznań 1983, s. 19; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 264. 31 Dezydery Chłapowski, op. cit., s. 7. 32 Dezydery Chłapowski, op. cit., s. 7; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 265 - 267. 33 Emil Kipa, op. cit., ss. 303,305; Jan Pachoński, op. cit., s. 349 - 350; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 266 - 267. 34 "Gazeta Poznańska", nr 105 z 10 XII 1806; nr 11 z 31 XII 1806; nr 26 z l IV 1807; Rodgero Priimers, op. cit., s. 228. 35 Moritz Jaffe, op. cit., s. 90-91; Kurt Schottmiiller, op. cit., s. 46; Andrzej Wojtkowski, Poznań od r. 1793 do 1853, (w:) Księga pamiątkowa Miasta Poznania, Poznań 1929, s. 7273; Rodgero Priimers, op. cit., ss. 247, 256. 36 Moritz Jaffe, op. cit., ss. 91, 94; Andrzej Wojtkowski, Poznań od r. 1793-1853, s. 73. 37 "Gazeta Poznańska", nr 39 z 16 V 1807; Rodgero Priimers, op. cit., s. 242. 38 "Gazeta Poznańska", nr 90 z 8 XI 1806; nr 2 z 7 I 1807; Rodgero Priimers, op. cit., s. 270; Jan Wąsicki, op. cit., s. 48. 39Rodgero Priimers, op. cit., s. 218, 221 -222; Kurt Schottmiiller, op. cit., s. 98. 40 "Gazeta Poznańska", nr l z 3 I 1807, nr 54 z 8 VII 1807; nr 67 z 23 VIII 1807, nr 76 z 23 IX 1807, nr 78 z 30 IX 1807; Rodgero Priimers, op. cit., ss. 274, 276. 41 "Gazeta Poznańska", nr 67 z 3 VIII 1807 r.; Rodgero Priimers, op. cit., 258 - 259. 42 "Gazeta Poznańska", nr 44 z 3 VI 1807; Rodgero Priimers, op. cit., ss. 226, 247. 43 Moritz Jaffe, op. cit., s. 97; Rodgero Priimers, op. cit., s. 255 - 256. 44 Lech Sławiński,... Nie damy pogrześć mowy. Wizerunki pedagogów poznańskich XIX wieku, Poznań 1982, s. 16 -19. 45Zdzisław Grot, Dzieje sceny... , s. 43-44. 46"Gazeta Poznańska", nr 15 z 21 II 1807; Rodgero Priimers, op. cit., s. 231. 47Rodgero Priimers, op. cit., s. 227; Kurt Schottmiiller, op. cit., ss. 58, 35 - 51. «Kurt Schotmiiller, op. cit, s. 115-117. «Ibidem, s. 196-202. 50 "Gazeta Poznańska", nr 6 z 21 I 1807. 51 "Gazeta Poznańska", nr 36 z 6 V 1807. 52 Rodgero Priimers, op. cit., 253 - 354. 53 Ibidem, s. 265. 54 Rodgero Priimers, op. cit., ss. 265-267, 282; Andrzej Wojtkowski, op. cit., s. 270-271. 55 Rodgero Priimers, op. cit., s. 269. 56 "Gazeta Poznańska" nr 62 z 5 VIII 1807, nr 15 VIII 1807, nr 66 z 19 VIII 1807. 57 "Gazeta Poznańska", nr 69 z 29 VIII 1807; Jan Pachoński... op. cit., s. 284. 58 "Gazeta Poznańska", nr 53 z 4 VII 1807, nr 54 z 8 VII 1807. 59 Adam Turno, Pamiętnik Dziadunia Adama Turno 1775 - 1851. Biblioteka Zakładu im. Ossolińskich, Wrocław Rps. Ossol. 13814/1 z. 1 - 9, s. 30; "Gazeta Poznańska", nr 89 z 7 XI 1807; Jan Pachoński, op. cit., s. 385-389. 60 "Gazeta Poznańska", nr 91 z 14 XI 1807.