LISTY KAROLA MARCINKOWSKIEGO DO JANA KOŹMIANA Wstęp l opracowanie PRZEMYSŁAW MATUSIK Publikowane tu, a nie znane szerzej cztery listy doktora Karola Marcinkowskiego do Jana Koźmiana z lat 1845-1846 znajdują się w obfitej spuściźnie epistemologicznej tego ostatniego, przechowywanej w zbiorach Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Jan Koźmian (1814-1877), przyszły poznański kanonik i jedna z naj wybitniejszych postaci polskiego Kościoła swej doby, udał się po powstaniu listopadowym na emigrację. Tam związał się z ruchem odnowy religijnej skupionym wokół Adama Mickiewicza i Bohdana Jańskiego, pozostając też w dobrych stosunkach z Hotelem Lambert. W 1843 roku, korzystając z łagodniejszego kursu politycznego w Prusach, osiadł w Berlinie, by w 1848 roku przenieść się w Poznańskie. Nad Sprewą rozwinął Koźmian aktywną działalność w tamtejszym polskim środowisku studenckim. W 1845 roku rozpoczął wydawanie utrzymanego w duchu katolickim "Przeglądu Poznańskiego", zaś po ślubie z Zofią z Chłapowskich w 1846 roku ich salon stał się jednym z ważniejszych ośrodków polskiego życia kulturalnego i intelektualnego w stolicy Prus. Po śmierci żony Koźmian wstąpił do stanu duchownego, święcenia przyjął w 1860 roku. Karolowi Marcinkowskiemu mógł być Koźmian znany jeszcze z pobytu w Paryżu w początku lat 30-tych. Możliwe również, iż jakąś rolę w nawiązaniu przez nich kontaktu w 1845 roku odegrał generał Dezydery Chłapowski, pozostający z Marcinkowskim w przyjacielskich stosunkach, a zarazem bardzo ceniący Koźmiana, swego przyszłego zięcia. Listy są publikowane według obowiązujących zasad, zmodernizowano jedynie pisownię i uzupełniono drobnostki interpunkcyjne i ortograficzne, Nawiasy okrągłe pochodzą od Marcinkowskiego, kwadratowe - od wydawcy. 1. Poznań d. 23 listopada 1845 Szanowny Rodaku, Miło mi naszą znajomość oprzeć na wspólnej usłudze bliźnim rodakom. Oto wstęp do listu, którym Cię śmiało zatrudniam. Mamy tu czterech młodzieńców, którzy z dostatecznym usposobieniem szkolnym już przez dwa lata pracowali w Memlu [Kłajpedzie] u kupca Masona] wefabryce wyrobów żelaznych, celem wykształcenia się na rozmaitych majstrów rzemieślników. Tam swą naukę ukończyli, przecież jeszcze nie w tym stopniu, aby na nim dalsze opierać kształcenie. Bo ich dążenie jest wejść za czasem w Berlinie do Gewerbeschule2. A aby tego dopiąć potrzeba być czeladnikiem. Chodzi więc o to, aby każdemu z nich wynaleźć majstra, który by policzywszy w to dwa lata odbyte w Memlu, w jak najkrótszym czasie wyzwolił ich na czeladników. Życzyć by należało, aby takowy majster był w swym zawodzie jak najdokładniejszym. Dla tego rozumiem, że stosowniej będzie pomieścić ich w Berlinie, jak w Poznaniu. Z tych czterech młodzieńców lszy - Breański (synowiec Pułkownika)3 chce być kowalem, 2gi - Jakubowicz, ślusarzem, 3ci - Ławrynowicz, (siostrzeniec Wincentego Pola), maszynistą, 4ty - Grabski, giserem (fondem) [odlewnikiem]. Co się tyczy 3go, o którym mi Mason często donosił, że szczególniej zgrabny, temu trzeba będzie starać się o miejsce u [wyraz nieczytelny] lub innego maszynisty [mechanika]. Dodać muszę, że wszyscy mają ochotę do pracy, że czują godność swego powołania i przywiązują należytą wyrozumiałą wartość do użytecznej pracy i że według załączonych tu świadectw ku zadowoleniu swych dotychczasowych nauczyciela i przełożonego dobre zrobili postępy. Mason każdemu z nich za dzienną pracę płacił po dwa złote polskie. Zadaniem więc Twoim, szanowny Rodaku, o którego uskutecznienie się głaszam, będzie poszukać dla każdego z naszych wychowawców stosowne (10 powyższych opisów umieszczenie; - do warunków przede wszystkim należy: lmo - sposobność nauczenia się, 2do --,- aby w jak najkrótszym czasie na czeladników wyzwoleni być mogli, 3tio - z jak największym ile być może uszczupleniem wydatków. Wiem, że co do 2go i 3go punktu każdy majster decydującą odpowiedź zostawi w zawieszeniu, aż do przekonania się, jak daleko ta młodzież postąpiła, że więc do ostatecznej ugody potrzeba będzie nadesłania jej do Berlina. Ale przede wszystkim chodzi i o to, aby ci majstrowie czas nauki memelskiej przyznali i wliczyli w potrzebny czas terminu, bo to wszystko młodzieńcy najmniej lat 20 liczący, którym niepodobna zacząć dziś terminować. Jeżelim się może w niektórych punktach za krótko i dlatego nie dość zrozumiale do uskutecznienia mych życzeń wyraził, proszę potrzebne poczynić zapytania. Dla chłopców rzeczą nader ważną, by czasu nie tracili, a więc o spieszną odpowiedź w ich interesie upraszam. Łączę wyrazy szacunku i pozdrowienie Marcinkowski Dr 2. Poznań d. 16 styczeń 1846 Dziękuję za dotychczasowe wiadomości o młodych naszych rzemieślnikach, życzę by stanowcza decyzja warunków pod jakimi w Berlinie utrzymać się będą mogli wnet nastąpiła, abym ją dyrekcji Towarzystwa Nauk. [owej] Pom. [ocy] mógł przedstawić. W ogóle chodzi nam o to, aby z funduszów Towarzystwa jak najmniej wydać. Rozumiem, że te chłopcy już tyle umieją, iż majstrom nie tylko nie zrobią szkody, ale przyczynią zarobku: dlatego jakiekolwiek wynagrodzenie odbierać powinni. Z drugiej zaś strony jak naj taniej żyć powinni. Dziesięć talarów miesięcznie, które dla jednego proponujesz, bardzo mi się wiele widzi. Toć my uczącym się po uniwersytetach wiele więcej nie przeznaczamy. A pamiętam, że w Berlinie, kiedym się uczył medycyny, bardzo często lubiłem [l], bom musiał jadać obiad za pół złotego i doprawdy nie wstawałem głodny. Ja może w tern jestem za surowy, bo żądam od młodego, żeby póki sam na siebie zapracować nie może, tylko tyle na siebie wydawał, ile do utrzymania życia nieodbicie potrzeba. Ale z drugiej strony muszę być trochę wymagającym, jeśli jestem stróżem grosza publicznego przeznaczonego na kształcenie biednej młodzieży. Bo im mniej na jednego wydamy, tym łatwiej możemy przyjść w pomoc drugiemu. Mnie się i to za drogo wydaje, że uczeń rzemieślniczy, który właściwie tylko potrzebuje noclegu (eine Schlafstelle), ma płacić za stancję 3 tal. miesięcznie. W niedzielę, którą powinien w części poświęcić naukowemu kształceniu się, rysunkom i matematyce przede wszystkim, łatwo sobie znajdzie u kogo pozwolenie bawienia w jego pokoju lub też muszą być na to miejsca na szkoły niedzielne. To są tylko moje osobiste uwagi. Decyzja dyrekcji może dopiero nastąpić po wykazaniu potrzeb koniecznych tych młodzieńców. Ale życzę, by na jak najmniejszą skalę wydatkową wypadły. Szacunek i pozdrowienie Marcinkowski [na odwrocie karty adres: "Wielmożny Koźmian w Berlinie Jagerstrasse 67", do tego czerwona lakowa pieczęć z gotycką literą "M"] 3. Poznań 17 stycznia 1846 W tym momencie przybył Breański, już z poświadczeniem czeladnictwa kowalki. Posyłam go Panu i polecam pod opiekę. Jeszczeć on jako tęgi czeladnik figurować nie potrafi, jeszcze on po części uczyć się powinien. Ale zaświadczeniem swoiem zasłonił się od przykrości trzechletniej wysługi. On się obawia, że jeżeli bez wszelkiej poprzedniej umowy da się do majstra, ten tylko zarobkowością zajęty da mu najwięcej takiej roboty, którą już zna, a przy którejniewiele się nauczy. Dlatego niech mu mniej płaci, jako czeladnikowi, ale niech więcej za to uważa, by się czegoś nauczył. 4 I Breański odebrał 20 tal., 8 na podróż, a resztę na pierwsze potrzeby w Berlinie. Marcinkowski [na odwrocie karty adres i pieczęć jak w poprzednim liście] 4. Poznań d. 19 lipca 1846 Jeszcze w interesie naszych stypendiatów rzemieślniczych muszę Pana następującą prośbą obarczyć. Raz po raz, zawsze z nich inny odzywa się do mnie z wielkim wyrzekaniem, że wyznaczone mu fundusze na utrzymanie jego nie wystarczają. Dyrekcja Towarzystwa oszczędzając jak najbardziej wszelkich niepotrzebnych wydatków nie myśli ich bynajmniej w żadnym razie tak ograniczać, ażeby stąd uróść mógł powód do narzekań na głód i biedę. Ażeby się więc raz przekonać, ile każdemu [z] poleconych łaskawemu dozorowi Pańskiemu stypendiatów naszych rzemiosłem się poświęcających niezbicie potrzeba, zechcesz ich Pan do siebie przywołać i z każdym obrachunkować wydatki miesięczne tudzież wydatki ubioru i nauki, bez których z korzyścią, jakiej się po nich na przyszłość spodziewamy, pracować nie mogą. Spisy te zechciej nam Pan łaskawie jak naj spieszniej nadesłać. Miłe zasyłając pozdrowienie Marcinkowski Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, Korespondencja Jana Koźmiana, sygn, 2213, t. 5; L-M, k. 49-54. PRZYPISY 1 Z kupcem Masonem zaprzyjaźnił się Marcinkowski w czasie swego pobytu w Kłajpedzie w 1831 roku. Wiosną 1842 roku spotkał się z nim w czasie swej kuracji u wód na Śląsku, gdzie być może doszło już do jakichś rozmów na temat wysłania do Kłajpedy młodych rzemieślników - stypendystów Towarzystwa Naukowej Pomocy. Por. J. Zielewicz, Żywot i zasługi doktora Karola Marcinkowskiego.." Poznań 1891, s. 63. 2 Termin "Gewerbeschule" oznaczal szkołę średnią o profilu zawodowym kształcącą średnią kadrę techniczną. 3 Chodzi o pochodzącego z Wielkopolski pułkownika wojsk polskich Feliksa Breańskiego (1794-1884) związanego na emigracji z Hotelem Lambert. 4 Zapewne naszych stypendystów dotyczy informacja w Sprawozdaniu Dyrekcji TNP (...)za czas od św. Jana 1846 do św. Jana 1847, s. 8, o wyzwoleniu w 1847 roku trzech osób na czeladników o specjalności kowalskiej, ślusarskiej i "skladania machin". Nie wiadomo natomiast, co się stało z odlewnikiem. Z kolei w Sprawozdaniu.., za okres od 1847 do 1849 roku, s. 3, mowa o jednej osobie, która "złożyła podpis" na majstra "machinistę".