POZNAŃSKIE CZERWCE WOJCIECH BARTKOWIAK W yobraźmy sobie, że od dziś każdy poznaniak zostaje zwolniony z płacenia cła - na przykład na okres ośmiu lat - a kupcy spoza miasta - w czasie trwania jarmarków. Prawdopodobnie w ciągu kilku łat Poznań wyglądałby podobnie jak Hongkong, bo o przeniesieniu tutaj swojej siedziby marzyłaby każda firma. Ta dość niewiarygodna w dzisiejszych warunkach historia zdarzyła się naprawdę - dokładnie 743 lata temu takie korzystne dla poznaniaków zwolnienia celne potwierdził przywilej lokacyjny Przemyśla I. Potem rozwojowi handlowemu Poznania przysłużyli się jeszcze Krzyżacy, którzy okupowali Gdańsk, więc znacznie więcej towarów wędrowało przez Wielkopolskę do Szczecina. Szaleństwa fin de siecle'u Szukanie przodka współczesnych targów zaczyna się na serio dopiero w połowie XIX wieku, kiedy świat oszalał na punkcie organizowania wystaw. Symbolem tej zwariowanej epoki staje się pokraczna konstrukcja Gustava Eiffela przygotowana na legendarną, światową wystawę paryską w 1889 r. (w stulecie Rewolucji). Także w Poznaniu zostanie po tamtych czasach wieża-symbol; wybudowana na wystawę w 1911 r. Wieża Górnośląska była jednak pod względem stylu zaprzeczeniem ażurowej wieży Eiffela (por. ryc. 82). Zresztą o mały włos ta przysadzista budowla nie stanęła w najpiękniejszym zakątku współczesnego Poznania. Pierwotnie bowiem Prusacy chcieli zorganizować wystawę na Sołaczu. Na szczęście znaleźli teren pod targi bliżej centrum miasta, a na Sołaczu powstała ekskluzywna dzielnica, w której dziś zatrzymuje się w kwaterach wielu targowych gości. Gdańsk, Lwów czy Poznań W Wystawie Wschodnioniemieckiej , przygotowanej przez Prusaków w 1911 roku, Polacy nie wzięli udziału. Od 1850 roku organizowali własne lub wspólne z Niemcami imprezy, ale wystawa z 1911 roku miała wyraźnie propagandowy, germanizacyjny charakter. Poza tym w powietrzu wisiała już wOJna. Ledwie Woodrow Wilson zdążył ogłosić przystąpienie Ameryki do wojny i przyszłą restytucję Polski, nasi kupcy zaczynają myśleć o stworzeniu stałej imprezy targowej. Pomysł rzucił w maju 1917 roku na zjeździe Związku Towarzystw Kupieckich w Poznaniu jego sekretarz Edward Mazurkiewicz. Już w miesiąc po zakończeniu wojny zaczynają się spory o to, które miasto powinno być siedzibą targów. Od początku w wyścigu nie liczy się Warszawa, aspirują przede wszystkim Gdańsk i Poznań. Pierwsze z tych miast to największy ośrodek handlowy na ziemiach polskich, a drugie ma tradycje, bazę i Mazurkiewicza. Sporu oczywiście nie rozstrzygnięto - a ponieważ wszystko wskazuje na to, że zwycięży to miasto, które zorganizuje targi jako pierwsze, każde z nich zaczyna działać na własną rękę. Wyścig wygrał wprawdzie Gdańsk, który zorganizował targi w 1920 roku, ale z konkurencji wyłączył go Traktat Wersalski, który powołał Wolne Miasto. W tej sytuacji Poznań zwyciężył niejako walkowerem. O przyznanie targów próbował starać się przez pewien czas Lwów, ale przeciwnikiem nie był groźnym - w Galicji dochód na jednego mieszkańca był wówczas trzykrotnie niższy niż w Wielkopolsce. "Kontrakty Poznańskie" Organizatorzy wiedzieli z grubsza do czego zmierzają - wzorem były Targi Lipskie. Większe problemy były natomiast z nazwą. 4 października 1920 roku na posiedzeniu "Komitetu Wystawy" prezydent Poznania Jarogniew Drwęski proponuje: "Kontrakty Poznańskie" z podtytułem "wystawa wzorów przemysłu". Pomysł się nie podoba. Dyskusja 44 panów przeciąga się, aż wreszcie po dwóch godzinach uchwalili nazwę "Targ Poznański". Zaczęło się 28 maja 1921 roku. N awet współcześni mówili, że dosyć "jarmacznie i kramarsko". Koło Wieży Górnośląskiej stanęła szopa o powierzchni 2 tys. metrów kwadratowych, resztę ekspozycji rozlokowano w trzech szkołach: przy ul. Berwińskiego, Słowackiego i Różanej. Przyjechało 1200 wystawców, głównie z zaborów pruskiego i rosyjskiego (impreza była jeszcze targiem krajowym), a to, co pokazali nie podbiło publiczności. W ciągu dziewięciu targowych dni wydano karty wstępu dla ,,40 tysięcy interesantów" . Wojciech Bartkowiak Walka o prestige Początek nie był więc olśniewający ekspozycja była rozproszona, a poza tym w kraju zaczyna harce hiperinflacja. W tej sytuacji wydaje się, że imprezę może uratować tylko szaleniec i szaleniec się pojawia. 22 marca 1922 roku 45 panów wrzuca do urny karteczki: jedna jest pusta, reszta to głosy "za" nowym prezydentem Poznania, Cyrylem Ratajskim. To naprawdę był" wariat"; wieczorami jeździł po mieście i oglądał na przykład stan chodników, a we wrześniu 1939 roku sam wpisał się na listę niemieckich zakładników. Do legendy przeszedł jego dialog z marszałkiem Ferdynandem Fochem, z którym w 1923 roku odbierał na schodach Ratusza defiladę poznańskiej młodzieży: - Macie tutaj wiele dziecizwrócił się do Ratajskiego Foch. - Staram się, jak mogę - wyjaśnił prezydent. Ratajski wierzył w targi. "Poznań ma przez to [ze względu na targi - przyp. W.B.] pewne prestige (00.) Targi Poznańskie przyczyniają się do tego, że adresy listów będą brzmieć: «Poznań, Polska», a nie Poznań w Czechosłowacji, Rosji... Takich listów widziałem wiele" - tłumaczył w wywiadzie dla "Orędownika Wielkopolskiego" (29.V.1923). Prezydent wiedział, że przyszłość imprezy zależy od szybkiej budowy nowych pawilonów i nadania jej rangi międzynarodowej. Dzięki jego staraniom w 1923 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu daje na budowę nowej hali targowej 290 milionów marek niskooprocentowanej pożyczki. Spłatę kredytu ma gwarantować jednak miasto, a paru radnych w ogóle w poznańskie handlowanie nie wierzy. Wobec sprzeciwu jednego z nich charyzmatyczny prezydent gra va banque: "albo rada zatwierdzi pożyczkę, albo idea targów upadnie". Dictum przyjęto. Efekty były natychmiastowe - już w 1924 roku ekspozycja znajduje się tylko w dwóch, położonych blisko siebie miejscach: w nowych halach w pobliżu Wieży Górnośląskiej i w zaadaptowanych spichlerzach na pi. Drwęskiego (teren dzisiejszego dworca PKS). Jednak przełomowy był rok 1925t"_Qv*_A Ryc. 1. Prezydent Poznania Cyryl Ratajski - twórca przedwojennej historii MTP, a w szczególności niezwykłego sukcesu Powszechnej Wystawy Krajowej 1929 roku. Karykatura Adama Bilskiego z okresu PeWuKi. po wykupieniu przez miasto terenów wokół Wieży targi zostały skoncentrowane w jednym miejscu i otrzymały status imprezy międzynarodowej. Przede wszystkim jednak Polska była wtedy po udanej reformie walutowej. O tym, że warto było walczyć o polskiego złotego, świadczy zachowanie firm niemieckich w 1926 roku. Pokazała się ich prawie setka, mimo że Niemców oficjalnie nie zaproszono na targi. W Poznaniu wystawiają się teraz regularnie największe potęgi gospodarcze świata, a obok nich zaczynają się pojawiać państwa egzotyczne; w 1927 roku furorę wśród zwiedzająch robi Kongo Belgijskie, rok później - Palestyna. Ratajski tryumfuje. Jeszcze w 1925 roku lewicowi radni argumentują, że impreza musi być deficytowa, ale już w trzy lata później prezydent może się pochwalić 50 milionami złotych zysku. Karta wstępu nie jest zresztą tania: w czasach, kiedy robotnik zarabia miesięcznie od 120 do 300 złotych (Ratajski ok. 2400 zł), w dzień powszedni kosztuje 4 zł, w niedzielę i święta - 5 zł. Impreza zaczyna także bronić się sama. Za spektakularny dowód korzyści płynących z organizowania targów podaje się umowę Polski i Brazylii o imporcie kawy z pominięciem europejskich pośredników. Mała czarna staniała nad Wisłą, ponieważ w 1928 roku w Poznaniu miał ekspozycję Państwowy Instytut Kawowy z Sao Paulo. Wielkie dni Ratajskiego miały jednak dopiero nadejść. PeWuKa - czyli sztuka Wydarzenia roku 1929 nie mają precedensu w historii nie tylko Polski. Powszechne wystawy krajowe i międzynarodowe organizowano na świecie już wcześniej (Paryż, Chicago, Diisseldorf), ale zawsze przygotowania trwały kilka, a nawet kilkanaście lat. Pomysł Powszechnej Wystawy Międzynarodowej, ze szczególnym uwzględnieniem dorobku niepodległej Polski, narodził się wprawdzie już w 1924 roku, ale wpadli na niego warszawiacy. Memoriał w tej sprawie premier Władysław Grabski musiał włożyć do szuflady - stolica nie była w stanie przygotować wystawy nawet w ciągu pięciu lat, czyli na 10. rocznicę odzyskania niepodległości. Kiedy dwa lata później podobny dokument otrzymał od warszawskich architektów minister przemysłu i handlu Eugeniusz Kwiatkowski, ponownie potraktowano go jako pomysł niemożliwy do zrealizowania w krótkim czasie - za realny termin przyjęto rok 1935. Nieustępliwość Warszawy na coś jednak się przydała - pomysł podchwycił prezydent Ratajski. Zgłosił oficjalnie chęć zorganizowania PeWuKi w Poznaniu w 1929 roku, co - o dziwo - zostało zaakceptowane. To, że protektorat nad wystawą objął prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki było jeszcze zrozumiałe, ale zgoda marszałka Piłsudskiego na przewodniczenie komitetowi honorowemu była w Poznaniu szokiem. Jego awersja do endeckiego Wojciech Bartkowiak Poznania, który kilka miesięcy wcześniej buntował się przeciwko przewrotowi majowemu, była powszechnie znana Uuż w czasie Powstania Wielkopolskiego desygnował na wodza naczelnego generała Dowbora-Muśnickiego, gdyż miał go za bardzo kiepskiego dowódcę). 12 maja 1927 roku ukonstytuował się więc Zarząd PeWuKi. Poznań miał tylko dwa lata. Dwa lata dyktatury Zaczęło się futurystycznie: toczą się publiczne dyskusje na temat rozwoju miasta, zostaje nawet ogłoszony konkurs urbanistyczny. Projekty sprzed 68 lat warte są przypomnienia: - autostrada miejska północ-południe, czyli trasa średnicowa w obecnym wykopie kolejowym (dziś powstaje północny fragment średnicówki: Piątkowo- Rakoczego- Przepadek), - premetro, czyli szybka kolej miejska powiązana z systemem tramwajowym (dyrektor dzisiejszego MPK Jerzy Babiak obiecuje, że pojedziemy nim w 1997 roku), - zasypanie zakola Warty przy moście Chwaliszewskim (zrobiono to w latach 60-tych, dziś myśli się o przywróceniu pierwotnego stanu), - przerzucenie budownictwa mieszkaniowego na Rataje (stało się tak w czasach Gierka), - budowa trasy tranzytowej wschód-zachód omijającej miasto w rejonie N aramowic (jeździmy nią od lat 70-tych). Pomysły z epoki PeWuKi realizowane są więc do dziś. Ale już do wystawy wykonano tytaniczną pracę. Powstały: Collegium Anatomicum i Chemicum UAM oraz hotel Polonia (dzisiejszy Szpital Wojskowy przy ul. Grunwaldzkiej), dom studencki przy Wałach Leszczyńskich (obecnie słynący z okazów karaluchów DS Hanka), budynek kina Bałtyk (budowa trwała zaledwie 6 miesięcy), szesnaście podziemych ustępów publicznych, łaźnia, spalarnia śmieci, domy dla starców, rozbudowano Palmiarnię i sieć tramwajową. Zimą z 1928 na 1929 temperatura spadła w Wielkopolsce poniżej 30 stopni Celsjusza - jak więc tego dokonano? Pomógł system, który współcześni określili jako "pruski", a który sprawił, że Ratajskiego nazywano przez rok dyktatorem. Codziennie o godz. 9 rano odbywała się w jego gabinecie odprawa, na której referowano postępy prac, a prezydent nie znosił bezproduktywnego gadulstwa. Przede wszystkim jednak działał bodziec ekonomiczny - część przyszłych wystawców partycypowała w kosztach i była odpowiedzialna za inwestycje. Za niedotrzymywanie terminów ustalono kary finansowe, które były bezwzględnie egzekwowane. Wreszcie 16 maja 1929 roku w obecności prezydenta Mościckiego, kardynała Augusta Hlonda, nuncjusza papieskiego Marmaggiego i ambasadorów 15 państw rozwiano mit o nieudolności polskiego gospodarowania (polnische Wirtschaft) - PeWuKa została otwarta. Ryc. 2. Na "PeWuKę" zbudowano wiele nowych, imponujących pawilonów. Na zdjęciu "pagody" firmy Baczewski ze Starogardu. Fot. Muzeum Narodowe w Poznaniu Na Poznań Profesor Wacław Wilczyński miał wtedy zaledwie 6 lat, ale rok 1929 zapamiętał jako rok najazdu krewnych z całej Polski. Przyjazd na wystawę należał po prostu do dobrego tonu, więc każdy Polak przypominał sobie krewnych z Wielkopolski. Jeśli ich nie miał, docierał tu z wycieczką (organizowano je zwłaszcza na kresach). Szturm trwał dokładnie 138 dni - wystawę zwiedziło przez ten czas 4,5 miliona ludzi. Aby zobaczyć wszystko, należało poświęcić przynajmniej tydzień; ekspozycja zajmowała 65 hektarów (trzy razy tyle, co współczesne targi) i rozciągała się od Wieży Górnośląskiej poprzez Park Wilsona do dzisiejszego Parku Kasprowicza (hala Arena). Komunikacja była znakomita: po targach kursowały elektrowózki, a nad ulicą Matejki zbudowano kładkę. To właśnie przez tę kładkę ciągnął wujostwo Wojciech Bartkowiak Ryc. 3. Wesołe miasteczko zbudowane specjalnie na PeWuKę, największą atrakcją była dwukilometrowa kolejka górska. Fot. Muzeum Narodowe w Poznaniu mały Wacek. Za ul. Matejki, tam gdzie dziś stoi Arena, czekała na niego "kolejka górska" długości dwóch kilometrów, zjeżdżalnia, 25 skuterów i wodospad. Całość nosiła nazwę "Wesołe Miasteczko", która od tego czasu weszła na stałe do języka polskiego. PeWuKa zabawna i niebezpieczna Wystawie towarzyszyło wiele niecodziennych, wesołych i dramatycznych zdarzeń. Poseł Cieplak na przykład odkrył ze zgrozą w czasie oprowadzania wycieczki Polonii amerykańskiej, że w sali obrad poznańskiej Rady Miejskiej nie ma portretu Piłsudskiego. O "zaistniałym niedopatrzeniu" powiadomił natychmiast Ratajskiego, po czym portret - niezbyt tu lubianego marszałka - zawisł na ścianie. Do legendy przeszła także projekcja filmu "Wschód słońca" w kinie Słońce... pod rozgwieżdżonym niebem. Niejaki Kałamajski Stefan, kupiec poznański, postanowił uczcić PeWuKę otwarciem największego kina w mieście. Zamierzał w tym celu zmodernizować położone przy pi. Wolności kino Pałacowe, którego był właścicielem. Planów o mało nie pokrzyżował mu dzierżawca Pałacowego - należały bowiem do niego stare fotele, których niechciał usunąć. Wówczas Kałamajski w ciągujednej doby rozebrał "swój" dach. Fotele zniknęły wprawdzie natychmiast, ale premierowy pokaz w Słońcu odbywał się w sali bez dachu. N atomiast pospieszna budowa innego obiektu, który za wszelką cenę musiał być ukończony na PeWuKę, omal nie doprowadziła do najtragiczniejszej katastrofy w dziejach Poznania. Stadion miejski powstał bowiem na dawnych łęgach zalewowych nad Wartą, na wyjątkowo słabym gruncie. Błędy konstrukcyjne i niedbałe wykonawstwo spowodowały, że w czasie pokazów folklorystycznych i sportowych z okazji otwarcia wystawy zaczęła pękać belka trybuny głównej. Stadion miał pojemność 80 tys. widzów, ale na uroczystość przybyło - jak wspomina architekt miejski Władysław Czarnecki - 100-120 tysięcy ludzi, a na głównej trybunie z lożą honorową, w której siedzili prezydenci Ratajski i Mościcki, panował straszliwy tłok. "Pierwsze rysy na konstrukcji pojawiły się jeszcze przed przyjazdem prezydenta [Mościckiego - przyp. W.B.]. Było jednak za późno, aby wstrzymać tok uroczystości" - wspomina Czarnecki. Podobno kiedy Rataj ski doniósł Mościckiemu, że rysy na trybunie poszerzają się i zaproponował mu opuszczenie stadionu, prezydent Rzeczypospolitej zapytał tylko - nie odrywając wzroku od boiska - czy katastrofa może nastąpić natychmiast, czy dopiero za chwilę. Ponieważ zawalenie trybuny nie miało nastąpić w ciągu najbliższych minut, Mościcki poczekał do przerwy i, nie wzbudzając paniki, opuścił stadion. Na szczęście budowla wytrzymała do końca uroczystości, a potem sprawą zajęła się Policja Budowlana. Mimo takich wpadek PeWuKa była naprawdę wielkim sukcesem. Jak obliczono w kancelarii Ratajskiego, w czasie trwania wystawy w prasie zagranicznej ukazało się około 20 tysięcy pochlebnych artykułów o targach i Poznaniu. Nastrój euforii minął jednak bardzo szybko - w niespełna miesiąc po zakończeniu imprezy na Wall Street nadszedł "czarny poniedziałek". Boje komisarza Bojewa Nigdzie kontrast między okresem prosperity a paraliżem gospodarczym nie był tak bolesny jak w Poznaniu. W mieście, które w ciągu dwóch lat nabrało poloru europejskiej metropolii tworzy się teraz Komitety N ędzy Wyjątkowej. PeWuKa zadłużyła Poznań, a niedokończone inwestycje zarastają chwastami. Targi stanęły nad przepaścią. Ratajski przekonuje jednak, że mimo kryzysu impreza musi zachować ciągłość. W 1930 roku trwa zaledwie kilka dni, zwiedza ją 100 razy mniej ludzi niż PeWuKę, ale to, że się w ogóle odbyła jest jednym z największych sukcesów w historii MTP. Upór opłacił się - lata 30-te to powolna poprawa koniunktury. Na targi przyjeżdża coraz więcej państw, chociaż debiuty bywają tutaj trudne. W 1932 roku podpisaliśmy pakt o nieagresji z ZSRR, więc rok później pojawia się Wojciech Bartkowiakw Poznaniu liczna "delegacja radziecka wysokiego szczebla" (w 1928 roku było tu niewielkie, nieoficjalne stoisko tego państwa). Tym razem zastępca komisarza ludowego dla handlu zagranicznego, niejaki Bojew, przyjechał z konkretnym zadaniem: miał kupić obrabiarki, które przydają się pewnym tajnym gałęziom przemysłu. Bojew miał jednak pecha - rok 1933 był bodaj jedynym w historii targów, kiedy żadne państwo nie pokazywało w Poznaniu obrabiarek. Debiut ZSRR i tak był bardzo udany (Bojew poczynił znaczne zakupy noży do sieczkarni), jeśli porówna się go z premierą Argentyny. Z państwem tym handlowało nam się w międzywojniu znakomicie (wymiana większa niż np. z Włochami), ale do Poznania z antypodów daleko. Wreszcie w 1936 roku wyruszyły z Buenos Aires eksponaty. Niestety, zanim zobaczyliśmy na targach stoisko argentyńskie, zdążyła wybuchnąć wojna, a my "wyeksportowaliśmy" do Buenos Gombrowicza; w 1936 roku przesyłka z eksponatami dotarła wprawdzie do Wielkopolski, ale było już po imprezie. Mimo takich wpadek renoma imprezy rośnie; w chwili wybuchu II wojny MTP są czwartymi targami świata - po Lyonie, Lipsku i Mediolanie. Bombowe święta We wrzesnIU 1939 roku w rękach Niemców były dwa najnowocZeSnIejSZe obiekty targowe świata: Lipsk i niezniszczony Poznań. Niemcy powołują nawet w Poznaniu urząd targów, ale świat nie ma ochoty na handlowanie. Teren wokół Wieży Górnośląskiej staje się najpierw areną parteigów, a w 1942 roku zainstalowano na targach filię fabryki samolotów "Focke- Wulf'. Rok później nie ma już jednak ani wieży, ani fabryki; aliancki nalot w święta Wielkanocne zrównał je z ziemią. Dzieła zniszczenia dopełnił rok 1945 - z 14 hal przedwojennych targów ocalało tylko kilka zewnętrznych ścian. Warszawa da się lubić? Po wojnie targi robią się imprezą podejrzaną. "Targi Poznańskie z okresu przed 1939 reprezentowały w głównej mierze interesy klas posiadających" - pisał w 1955 roku prof. Janusz Ziółkowski (do niedawna szef Kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy). Wszystko da się jednak wytłumaczyć; przedwojenne imprezy - mimo poparcia sanacji - uznano ostatecznie za prezentację pracy klasy robotniczej. Wsystko też da się zrobić: "W przeciwieństwie do targów i wystaw w państwie kapitalistycznym, gdzie spoza towarów nie widać człowieka, liczne plansze i fotografie w pawilonach tegorocznych Targów Poznańskich pokazują; przodowników pracy i racjonalizatorów" - Ryc. 4. W 1955 roku reaktywowano MTP po pięcioletniej przerwie. Spragniona targów publiczność pobiła wtedy - aktualny do dziś - rekord frekwencji; wystawę zwiedziło 1,2 miliona widzów. N a zdjęciu kolejka do szatni i przechowalni bagażu w 1955 roku. F ot. Biblioteka MTPwyjaśnia w 1950 roku "Gazeta Poznańska". W roku tym największymi hitami targów są - na równi - olbrzymi plakat Wincentego Pstrowskiego i 60tonowy transformator. Na nic się jednak zdały wysiłki: "dyskryminacyjna polityka handlowa Zachodu wobec państw socjalistycznych" (embargo) i przekazanie targów organom administracji centralnej (w 1950 r.) doprowadziły do zawieszenia imprezy na pięć lat. Ludzie radzieccy Nawet spece z RWPG musieli docenić tradycję - przez 30 lat MTP były w końcu najbardziej wysuniętą na wschód kontynentu imprezą targową. Jej odrodzenie w 1955 roku było bardzo udane, stęskniona publiczność bije nawet rekord frekwencji (ponad 1,2 min widzów to - nie licząc PeWuKi - najlepszy wynik do dziś). Zadebiutował Wietnam ze swoimi słynnymi matami słomianymi, wtedy też po raz pierwszy Polacy zobaczyli przedmiot, który zmienił Wojciech Bartkowiak Ryc. 5. Pokaz osiągnięć radzieckiej kosmonautyki na 28. MTP w 1959 roku. Fot. Biblioteka MTP ich kraj na najbliższe pół wieku, a może i dłużej; przy ul. Sniadeckich stanął pokazowy blok z wielkiej płyty. W rok później wystawcy Międzynarodowych Targów Poznańskich byli świadkami wstrząsających wydarzeń Czerwca 1956 roku. Około godziny 13 od bramy przy ulicy Grunwaldzkiej do głównego wejścia przy Moście Dworcowym przemaszerował w milczeniu pochód z pokrwawionym sztandarem. Na stoiskach niczego nie niszczono, nic nie zginęło. To między innymi dzięki licznym zagranicznym gościom targowym światowa opinia publiczna była dobrze poinformowana o pierwszym buncie robotników w bloku radzieckim. Potem jednak, w epoce Gomułki, a jeszcze silniej w czasach Gierka, ZSRR zaczyna "przygniatać" targi - zajmuje połowę powierzchni wystawienniczej zagranicznych gości, ale nic dziwnego skoro - jak pisał w folderze MTP szef radzieckiej izby handlowej Boris Borisów - "Osiągnięcia narodu radzieckiego Ryc. 6. Polskie maszyny budowlane na 38. MTP w 1969 roku Fot. Biblioteka MTP w budownictwie komunizmu zostały ustawowo potwierdzone w nowej Konstytucji ZSRR". "Ludzie radzieccy" sprzedają nam ponad stutonowe elektrowozy, które rozwalają polskie torowiska i kamazy, które palą 30 litrów paliwa na 100 kilometrów. Mimo takich "prezentów" MTP są coraz ważniejsze dla polskiej gospodarki - w ciągu kilku dni czerwca zapadają w Poznaniu decyzje o prawie 10 procentach całorocznego obrotu zagranicznego PRL. Towarzysz Gierek zatrzymuje się W czasach Gierka targi stają się swoistym rytuałem: obyczajowym, językowym, dziennikarskim, zaczyna też zagrażać im gigantomania władz. Kiedy do Poznania przybywa E. Gierek, trasę jego wycieczki po MTP trzeba opisać z detalami. Wymaga to nie lada inwencji od dziennikarza, który próbował dbać o styl - najpopularniejsze zwroty to: "odwiedził pawilon", "zatrzymał się przy stoisku" i "ze szczególnym zainteresowaniem zapoznał się". W czasie spaceru zdarzają się "nie zaplanowane" niespodzianki: "do tow. E. Gierka podeszła grupa kobiet: «przyjmijcie tow. kwiaty od załogi Modeny»" - relacjanowano w 1979 roku. Wojciech Bartkowiak Ryc. 7. Tow. Edward Gierek i tow. Piotr Jaroszewicz zwiedzają pawilon polski podczas 49. MTP w 1977 roku. Fot. Biblioteka MTP Lata 70-te zmieniają także nieco samych poznaniaków - targi, choć wiele w nich blichtru, dają jednak posmak Zachodu. Poznaniacy mają więcej od reszty Polaków: plastikowych torebek, pachnących drukiem folderów i kolorowych magazynów zostawionych przez targowych gości w kwaterach. Szczycimy się, że nigdzie w Polsce nie można zobaczyć na ulicy "takich samochodów" . Z handlowego punktu widzenia impreza zmierza jednak w ślepy zaułek. Targi rozrastają się (są niepraktyczne), a poza tym zachowują charakter wielobranżowy, który na świecie dawno odszedł do lamusa. Zerwaniu z gigantomanią pomogły burzliwe lata 80-te. Skok "na czasie" W czerwcu 1982 roku nie jeździły po Poznaniu mercedesy i BMW. Był za to ZIŁ szarej eminencji schyłkowego PRL-u, czyli ambasadora ZSRR w Polsce Borisa Aristowa. Po wprowadzeniu stanu wojennego - przypomina Aristow - tow. Breżniew powiedział, że "wszystkim, czym możemy, pomagaliśmy socjalistycznej Polsce. I będziemy pomagać". Cóż z tego, że nie ma ponad połowy państw, które przyjeżdżały tu od czasów Ratajskiego, skoro i tak "zawiera się rekordowe kontrakty", "stoisko bułgarskie tradycyjnie zalicza się do naj atrakcyjniej szych" , a "przemysłowa mapa Ukrainy jest niesłychanie bogata". Najważniejszym wydarzeniem targów w 1982 roku był jednak raczej skok na stoisko japońskiego koncernu SEIKO. Złodzieje wynieśli z pawilonu nr 14 zegarki wartości prawie miliona złotych - 14-dniowe wczasy w Zakopanem kosztowały wtedy mniej niż 10 tys zł. Obok tych "informacji" poznańska prasa donosi 18 czerwca 1982 r. o wyrokach w trybie doraźnym w Szczecinie, wprowadzeniu godziny policyjnej we Wrocławiu i banknotu o nominale 20 zł. Reklama i politycy Dziesięć lat później na targach nie ma już ambasadora ZSRR i wielkiej ekspozycji tego kraju, bo nie ma już Związku Radzieckiego. Nie ma też wśród wystawców innego państwa, które wprawdzie chciałoby przyjechać z ekspozycją do Poznania, ale nasz minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą wydał specjalną decyzję o niedopuszczeniu go do udziału w 64. Międzynarodowych Targach Poznańskich. W ten sposób Polska przyłączyła się w czerwcu 1992 roku do światowego bojkotu ekonomicznego Jugosławii. Najbardziej widoczną - zewnętrznie - zmianą jaka dokonała się na targach w latach 90-tych jest sposób eksponowania towarów; motorem działań wystawców stała się dynamiczna, agresywna, profesjonalna reklama. Firmy prześcigają się w pomysłach, które mają przyciągnąć uwagę zwiedzających; wstawiają na stoiska armaty, organizują pokazy (np. mechaniczne piły prezentuje się podczas cięcia olbrzymich kłód), zapraszają laureatki konkursów piękności, aktorów na szczudłach [tak zarabiał cztery lata temu na czerwcowych targach słynny dziś zespół poznańskiego teatru Biuro Podróży - przyp. W.B.]. Nieco inaczej niż dawniej - bardziej reklamowo - zachowują się także w latach 90-tych politycy odwiedzający MTP. Nadal obowiązuje tradycyjny "obchód" stoisk, ale teraz z upodobaniem sami testują eksponaty, albo do nich wsiadają. W 1992 roku do kremowego Lamborghini wsiadł premier Waldemar Pawlak, prezydent Lech Wałęsa "przymierzał się" do Ursusa, a rok temu wspaniałego Harleya dosiadł w czerwcu w Poznaniu minister finansów Grzegorz Kołodko. Po upadku komunizmu na targach pojawiają się także osobistości, których przyjazd do Poznania był wcześniej raczej niemożliwy: w czerwcu 1994 roku MTP zwiedził sam książę Kentu Edward i jego małżonka księżna Katherine. Wojciech Bartkowiak Ryc. 8. Premier Józef Oleksy i minister finansów Grzegorz Kołodko (na Harleyu) zwiedzają 67. MTP w 1995 roku. Fot. Przemysław Graf Swięte dni przeklęte Obok tych zewnętrznych przejawów zmian, które przyniósł upadek dawnego systemu, w latach 90-tych pojawiły się o wiele istotniejsze zjawiska wpływające na funkcjonowanie MTP. Bodajże najważniejszym jest pojawienie się konkurencji, bo dziś niemal każdy większy ośrodek w Polsce ma ambicję organizowania własnych targów. Na razie jednak pozycja Poznania jako organizatora międzynarodowych imprez targowych wydaje się niezagrożona (por. wywiad z prezesem MTP Stanisławem Laskowskim na str. 122 oraz raporty targowe na str. 186). Zresztą zapaść w latach 80-tych - paradoksalnie - przysłużyła się MTP. Do szuflady powędrowały plany rozbudowy targów w Strzeszynie, zmieniła się także koncepcja imprezy. Od kilku lat nie natrafimy już w czerwcu na MTP na widok bułgarskiego soku obok kombajnu górniczego - coraz większy nacisk kładzie się na specjalizację. Targi czerwcowe od 1992 roku mają charakter ściśle inwestycyjny i tracą w ten sposób powoli miano handlowej kulminacji roku, prawdopodobnie na rzecz Polagry. Choć według niektórych specjalistów tak gigantyczne przedsięwzięcie jak budowa kilku tysięcy kilometrów autostrad w najbliższych latach może znów przywrócić im - z handlowego punktu widzenia - palmę pierwszeństwa. N awet gdyby tak się nie stało czerwcowe targi, mimo rosnącego znaczenia Polagry czy Budmy, to nadal dla poznaniaków obiekt szczególnego kultu. Nudzą się oni wprawdzie oglądając "same maszyny", męczą się w gigantycznych korkach paraliżujących miasto, ale na pojawiające się od czasu do czasu pomysły przeniesienia imprezy do Warszawy reagują alergicznie. Kiedy w 1992 roku "Gazeta Wielkopolska" przeprowadziła uliczną sondę, pytając poznaniaków "dlaczego lubią lub nie lubią targów", zaledwie 8 proc. ankietowanych deklarowało niechęć do MTP. "To warszawiacy chcieliby nam je zabrać" - odpowiadało wielu z nich. Pewien starszy pan podsumował pytanie dziennikarza krótko: "Zawsze tu były, to i teraz muszą być."