TARGI OBECNE W CAŁYM ŻYCIU Z Tomaszem Kayserem, wiceprezydentem Poznania i przewodniczącym Rady Nadzorczej MTP, rozmawia MIECZYSŁAW GRABIANOWSKI - Powołanie w 1921 roku Targu Poznańskiego było ważnym czynnikiem miastotwórczym. I ten charakter zachowały do dzisiaj Międzynarodowe Targi Poznańskie. - Targi są częścią miasta. Miasto, weryfIkując swe plany rozwojowe, również określa miejsce i rolę tych targów w gospodarce. Rozwój targów służy miastu, ale infrastruktura miejska, możliwości miasta służą targom. Powiązania między strukturami miejskimi i targowymi są bardzo ścisłe. Korzyści z istnienia Międzynarodowych Targów Poznańskich odczuwa i miasto, i region. Te bezpośrednie wpływają do kieszeni mieszkańców pracujących dla MTP, a także zatrudnionych tutaj na stałe (około 500 osób). W czasie trwania Targów widoczne jest też ożywienie w handlu, transporcie, gastronomii i hotelarstwie. Targi są impulsem do inwestowania w nowe obiekty handlowe i usługowe. Przyciągają bankowców, przemysłowców i polityków. Spółka nie żałuje także pieniędzy na wspieranie kultury, a wysoki poziom życia kulturalnego w Poznaniu dodaje splendoru imprezom targowym. Targi to także możliwość kontaktów gospodarczych między firmami działającymi w Poznaniu i przyjeżdżającymi na imprezy targowe. Pozwalają zapoznać się z nowymi technologiami i sięgnąć po nowoczesne opracowania. I wreszcie, to także kontakty naukowe. Imprezy targowe coraz częściej połączone są z licznymi konferencjami, sympozjami, które sprzyjają szybszemu przepływowi informacji. Międzynarodowe Targi Poznańskie odgrywają bardzo ważną rolę integrującą mieszkańców Poznania. W okresie powojennym targowa iglica stała się, obok Ratusza, najbardziej znanym symbolem miasta. I nie można nie zauważyć, że targi są jednym z największych przedsiębiorstw w naszym mieście i dużym płatnikiem podatków. Ryc. 1. Doktor Wojciech Kayser (ojciec T. Kaysera) w ambulatorium targowym w 1974 r. Ryc. 2. Wręczenie złotego medalu MTP T. Kayserowi Fot. E. Orhon-Lerczak - W 1990 roku miasto stało się współwłaścicielem Międzynarodowych Targów Poznańskich. - Mieliśmy świadomość, że jakby zamknęło się koło historii. W 1921 roku prezydent Poznania Jarogniew Drwęski otwierał pierwszy miejski Targ Poznański. Potem, w okresie powojennym, MTP zostały upaństwowione. Dopiero w 1990 roku wróciły do miasta. Zawsze jednak władze miejskie Poznania zdawały sobie sprawę ze znaczenia tej instytucji dla miasta. Tak było w latach dwudziestych, gdy po odzyskaniu niepodległości podejmowano decyzję o stworzeniu Targów, i później, gdy przekształcano je w imprezę o charakterze międzynarodowym. W 1945 roku już na pierwszym swoim posiedzeniu Rada Miejska Poznania podjęła uchwałę o reaktywowaniu Targów. Kilka miesięcy później Zarząd Miasta powiększył prawie trzykrotnie obszar Targów w stosunku do tego, na którym funkcjonowały w okresie międzywojennym. W 1990 roku władze samorządowe dopiero się ukonstytuowały, były to pierwsze miesiące funkcjonowania samorządu, kiedy stanęliśmy przed jednym z najważniejszych zadań do zrealizowania - współudziału w nadaniu Międzynarodowym Targom Poznańskim nowej formy organizacyjno-prawnej. Przypomnę, że po upaństwowieniu w 1950 roku majątek Targów został przejęty przez Polską Izbę Handlu Zagranicznego. Ustawa z 1989 roku o izbach gospodarczych uczyniła następcą prawnym PIHZ Krajową Izbę Gospodarczą, z wyłączeniem "majątku jednostki organizacyjnej PIHZ pod nazwą Międzynarodowe Targi Mieczysław Grabianowski Poznańskie". Status MTP miał określić minister współpracy gospodarczej z zagranicą, którym wtedy był dzisiejszy prezydent Warszawy Marcin Święcicki. W rozmowach, które podjęliśmy z ministrem, staraliśmy się z jednej strony zabezpieczyć w maksymalnym stopniu interes miasta, a z drugiej wybrać formę stwarzającą najlepsze warunki rozwojowe dla Targów. Mieliśmy świadomość, że jakikolwiek błąd w tej sprawie może w decydującym stopniu zaważyć na przyszłości Targów, zwłaszcza wobec silnie rozwijającej się konkurencji w innych miastach. Negocjacje, prowadzone przy szczególnie dużym wkładzie ówczesnego członka Zarządu Miasta mecenasa Tadeusza Kieliszewskiego, doprowadziły do podpisania porozumienia pomiędzy ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą, a prezydentem miasta Poznania. Porozumienie przewidywało między innymi nadanie Międzynarodowym Targom Poznańskim statusu spółki z 0.0., w której przez najbliższe 15 lat co najmniej 80 procent zysku będzie przeznaczone na cele rozwojowe, a wspólnicy zobowiążą się do zachowania integralności majątku spółki. Miasto uzyskało 40-procentowy udział, co należy ocenić pozytywnie. Wprawdzie teren Targów przed 1950 rokiem należał do miasta, to jednak dominujące w obecnej strukturze majątkowej nieruchomości powstały głównie w wyniku nakładów Skarbu Państwa. Myślę, że z perspektywy ponad 5 lat, jakie upłynęły od podjęcia tej decyzji, można z całą pewnością stwierdzić, iż wypracowane w porozumieniu warunki w pełni sprawdziły się, dobrze służąc miastu i rozwojowi Targów. - Targi przed wojną były instytucją miejską, dzisiaj mają dwóch współwłaścicieli - miasto i Skarb Państwa. Jak ocenia Pan tę zmianę? - Można spojrzeć na to formalnie i stwierdzić, że współudział Skarbu Państwa jest konsekwencją prawomocnych aktów prawnych i - o czym wcześniej wspomniałem - znaczących nakładów Skarbu Państwa w obecną infrastrukturę targową. Takie ujęcie byłoby jednak uproszczeniem wypaczającym istotę problemu. Nie wnikając w proporcje udziałów, sam fakt, że współudziałowcem Międzynarodowych Targów Poznańskich jest Skarb Państwa reprezentowany przez ministra współpracy gospodarczej z zagranicą uważam za bardzo pozytywny element nobilitujący Targi i potwierdzający ich prestiż oraz znaczenie jako wiodącej imprezy promującej narodową gospodarkę i stymulującą eksport. Taka struktura własnościowa pozwala lepiej wiązać Targi z infrastrukturą gospodarki całego kraju. Nie bez znaczenia jest także dotychczasowa, bardzo dobra, harmonijna współpraca reprezentacji obu właścicieli - przedstawicieli miasta i ministerstwa. Ministerstwo Współpracy Gospodarczej z Zagranicą od początku funkcjonowania spółki reprezentuje poznaniak, pan dr Andrzej Byrt, który był w latach osiemdziesiątych dyrektorem MTP i potrafi w profesjonalny sposób połączyć znajomość problematyki targowej z perspektywą właściwą pełnionej funkcji podsekretarza stanu. - Od paru lat MTP wyrasta silna konkurencja na Zachodzie. Targi Poznańskie są targami w tej części Europy, a coraz mniej najWIększymi targami w Europie Środkowo-Wschodniej. Oznacza to, że zanikanie Ryc. 3. PielWsza próba rowerowa Pawełka (8 lat), obok Łukasz (10 lat) i tatagranic politycznych, które stanowi wielką szansę rozwoju dla Poznania, niesie też ze sobą zagrożenie - w tej sytuacji targi w Lipsku czy Berlinie są w tej samej części Europy. Międzynarodowe Targi Poznańskie, które tracą bardzo ważny atut targów organizowanych w innej części świata, muszą bardziej bezpośrednio konkurować z niemieckimi imprezami. Oznacza to, że niezbędne jest dostosowywanie infrastruktury, poziomu organizacji, obsługi do standardu międzynarodowego. I o ile można wiele zrobić w tych dwóch ostatnich dziedzinach, to w rozbudowie i unowocześnianiu infrastruktury natrafiamy na poważne bariery kapitałowe. Widzimy potrzebę olbrzymich nakładów inwestycyjnych. Budowanie przez 5 lat pawilonu 23, który dał przyrost powierzchni o 15 procent, pokazuje skalę problemu. Docelowo całe Targi Poznańskie będą musiały wyglądać tak jak pawilon 23 czy budowany obecnie pawilon 25 albo modernizowany pawilon 11. Na rozbudowę czeka całe skrzydło południowo-wschodnie. To oznacza, że Targi wymagają olbrzymich nakładów i decyzja z 1990 roku o przeznaczaniu przez najbliższe 15 lat 80 procent zysków na inwestycje targowe wynikała nie tylko z chęci zabezpieczenia MTP przed tymi, którzy widzieli w nich łatwe, szybkie zarobki i którzy z Targów chcieliby brać, ale także wiązała się ze świadomością konieczności zabezpieczeni ich przyszłości. - Co ma z MTP miasto, skoro zrzeka się bezpośrednich dochodów, jakie mogłoby przeznaczyć na rozwój całej infrastruktury, a nie tylko Targów? - Nasze działania są prespektywiczne. Inwestowanie w rozwój Targów, to również inwestowanie w rozwój miasta. Bardzo rzadko targi traktowane są Mieczysław Grabianowski jako dochodowe przedsiębiorstwa w sensie bezpośrednim - ten mikroekonomiczny efekt w postaci zysku nie jest na pierwszym miejscu. N awet często dokłada się do targów, bo najważniejszym sprawdzianem ich efektywności jest suma efektów osiąganych przez ich uczestników, wystawców, kupujących. Z punktu widzenia przedsiębiorstwa zysk jest na pierwszym miejscu, ale z punktu widzenia realizacji programu w skali makroekonomicznej liczy się to, po co te targi się organizuje. Wspólnicy nie dokładają do MTP. Na pewno jest duża pokusa, aby uzyskać szybki i widoczny efekt - wziąć zysk i przeznaczyć na bieżące potrzeby miasta, na naprawę ulic, usprawnienie komunikacji. Na szczęście w Radzie Miejskiej i Zarządzie Miasta bieżące potrzeby nie zaważyły na myśleniu o przyszłości Targów. Byłoby bardzo łatwo przejąć zysk z MTP, zrobić dwie-trzy inwestycje w mieście bardzo dobrze widziane przez mieszkańców. Ale za kilka lat luka między Targami Poznańskimi a na przykład lipskimi byłaby zbyt duża. Targi należą do instytucji, które podlegają temu niebezpieczeństwu, że mogą być atrakcyjne dla kogoś, kto szuka bardzo szybkich zysków. Zaległości byłyby zauważalne dopiero po dłuższym okresie, jednak wtedy mogłoby być już za późno na ich nadrobienie.. . Najważniejsza jest na razie rozbudowa infrastruktury i ciągłe unowocześnianie obiektów. Wiele jeszcze pieniędzy trzeba w to zainwestować. Rozpatrywane są różne projekty przebudowy i rozbudowy istniejącego kompleksu Targów, brane są pod uwagę różne koncepcje zwiększenia powierzchni wystawienniczej. Realizowane będą te, na które pozwolą posiadane fundusze i możliwości techniczne. - Lokalizacja Targów w centrum miasta stanowi ich największy mankament. Ogranicza możliwość rozwoju i podczas prawie każdej imrezy targowej miasto przeżywa poważne kłopoty komunikacyjne. Niemcy podjęli drastyczną decyzję o wybudowaniu całkowicie nowego kompleksu targów lipskich poza miastem. - Lokalizacja Międzynarodowych Targów Poznańskich przez wiele lat była ich atutem. Gwarantowała łatwość dostępu. Obecnie przysparza wielu problemów, ale stać nas tylko na rozwijanie infrastruktury targowej na starym terenie. N a pewno nie można powtórzyć błędu z lat osiemdziesiątych, kiedy podjęto decyzję o potrzebie przeniesienia targów poza centrum i ... na wiele lat wstrzymano inwestycje na obecnie zajmowanym terenie. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli będziemy mieli możliwość i powstaną warunki zlokalizowania Targów poza centrum, w mieście pozostanie atrakcyjna infrastruktura na potrzeby centrum handlowego czy konfrencyjnego. Nie są to więc inwestycje niecelowe, nawet przy założeniu przeniesienia Targów. Jednak obecnie wybudowanie nowego kompleksu targowego wymaga olbrzymich nakładów, przekraczających możliwości finansowe wspólników MTP. Te inwestycje będzie można realizować dopiero wtedy, kiedy będzie stać budżet centralny na ich dofinansowanie. Nawet w tak bogatym państwie jak Niemcy budowa nowego kompleksu targów lipskich nie mogła być podjęta tylko w oparciu o środki regionalne. Budżet naszego państwa na razie nie pozwala na przeniesienie Targów w ciągu najbliższych lat poza centrum Poznania. W tej sytuacji trzeba inwestować na terenie macierzystym. Prowadzimy negocjacje nad rozwojem Targów w centrum miasta. Są to tereny na zachód wzdłuż ulicy Grunwaldzkiej oraz tereny, o których od dawna się mówi: płyty między mostami Uniwersyteckim i Dworcowym oraz "wolnych torów". Poza tym są jeszcze duże możliwości zastępowania starych pawilonów nowoczesnymi obiektami o podwyższonym standardzie i większej powierzchni wystawowej. Stać nas na te inwestycje tak samo, jak na rozwijanie infrastruktury miejskiej wokół Targów i służącej Targom. W 1997 roku rozpoczniemy bardzo ważną dla życia miasta inwestycję - modernizację ulicy Głogowskiej. Problemy komunikacyjne rozwiązałoby także pobudowanie parkingów zbiorczych na obrzeżach miasta i zorganizowanie transportu do centrum. - Goście targowi, szczególnie w czasie tych największych imprez, narzekają jeszcze na trudności ze znalezieniem miejsc w hotelach. - Powstały mniejsze obiekty, jak na przykład hotel Meridian, Park czy prywatne pensjonaty. Nie sfinalizowano natomiast budowy dużych obiektów, mimo że przygotowano stosowne propozycje lokalizacyjne, a w jednym przypadku miasto wręcz wniosło teren w formie aportu. Trzeba jednak uwzględnić fakt, że koszty tego rodzaju przedsięwzięć wymagają z reguły zaangażowania kapitału operującego na rynku globalnym, wykraczającego poza granice kraju. Opłacalność inwestycji podlega więc porównaniu w skali międzynarodowej. To tłumaczy dlaczego nie tylko w Poznaniu, ale i w całej Polsce, poza Warszawą, nie powstały w latach dziewięćdziesiątych duże hotele czterogwiazdkowe. Wyjątkiem jest obiekt Radissona w Szczecinie, przeżywający znaczne trudności finansowe. Jednak jestem tutaj optymistą - ocena zwrotu kapitału w branży hotelarskiej z każdym rokiem poprawia się - zawdzięczamy to rozwojowi miasta, jak i chociażby zwiększeniu imprez targowych w ciągu roku. Uważam, że moment, w którym kapitał prywatny pozytywnie oceni rentowność hotelowych inwestycji w Poznaniu i sięgnie po już przygotowane lokalizacje, jest kwestią najbliższego czasu. - Jakie znaczenie miały Międzynarodowe Targi Poznańskie dla pana? - Były czymś bardzo emocjonalnym. Może ze względu na powiązania mojej rodziny z Targami. Już w okresie dzieciństwa Targi były bezpośrednio obecne w moim domu. Były wydarzeniem. Było to związane z pracą mojego ojca, który jako lekarz pracował na Targach. Potem, gdy studiowałem handel zagraniczny na poznańskiej Akademii Ekonomicznej, siłą rzeczy miałem kontakty z Targami, ponieważ była to w naszym mieście, obok zakładów Cegielskiego, druga instytucja związana z handlem zagranicznym. Wtedy traktowałem Targi jako ewentualne miejsce pracy po skończonych studiach. Przecież to były czasy, gdy istniał monopol państwa na handel zagraniczny i trudno było po moim kierunku znaleźć pracę zgodną z wykształceniem. Oczywiście już wtedy miałem bardzo praktyczne związki z Targami, bo pracowałem na nich sezonowo. Tak się złożyło, że pracując w samorządzie, ze względu na Mieczysław Grabianowski Ryc. 4. Rodzina T. Kaysera: żona Halina, synowie: Paweł, Łukasz i półroczny Marekmoje przygotowanie zawodowe, znowu zetknąłem się z Targami. Nie będę ukrywał, że znaczyło to dla mnie znacznie więcej niż kolejny obowiązek zawodowy. Jest to na pewno kontynuacja moich zainteresowań zawodowych, jak i - w pewnym sensie - także kontynuacja pracy mojego ojca. Jako lekarz pomagał ludziom bezpośrednio, mnie został dany przywilej oddziaływania pośredniego, ale przecież istota działania - służenie innym swoją wiedzą, umiejętnościami - pozostała ta sama. To bowiem, co szczególnie było dla mnie ważne, gdy już zawodowo zetknąłem się z Targami, to były moje wcześniejsze kontakty osobiste z ludźmi pracującymi w różnym charakterze na Targach. Targi istniały nie tylko jako instytucja, ale jako ludzie, którzy pojawiali się w opowiadaniach ojca i w moich kontaktach, gdy przychodziłem jako dziecko na Targi. Stanowiło to dla mnie duże obciążenie, gdy podejmowaliśmy decyzje o przyszłości Targów, bo miałem świadomość odpowiedzialności nie za anonimowe przedsiębiorstwo, ale za przyszłość konkretnych ludzi. - Pamięta pan swoje pierwsze kontakty z Targami, atmosferę tych imprez? - W latach sześćdziesiątych odwiedzałem ojca w ambulatorium targowym. Targi kojarzyły mi się wtedy z zagranicznymi samochodami, z obcymi językami, z tym, co było tak odmienne od życia poza bramami Targów. Szczególne wrażenie na mnie, wtedy kilkuletnim chłopcu, robił duży ruch, który panował na terenach targowych, duże tempo życia w odróżnieniu od spokoju panującego w naszym życiu codziennym. Teraz wydaje się to dla nas czymś naturalnym, ale w latach sześćdziesiątych było to niecodzienne zjawisko. W tamtych latach była tylko jedna duża impreza targowa. Obecnie przez cały rok na terenach MTP organizowane są targi, wystawy, salony. Które z nich są dla pana najbardziej interesujące? - Muszę to ze wstydem przyznać, że dopiero niedawno znalazłem dość czasu, żeby moich synów zawieźć na Targi i pokazać im pawilon 23. Coraz mniej mam czasu na oglądanie Targów jako przeciętny widz. Chociaż staram się zawsze znaleźć chwilę, aby poza oficjalnymi spotkaniami przejść się przez niektóre pawilony. Na pewno jednak największe wrażenie robi POLAGRA, która jest imprezą szczególnie sympatyczną. Głównie ze względu na wystawę ogrodniczą. Te Targi są według mnie bardzo ważne także dla Poznania i Wielkopolski, która jest silnym regionem rolniczym. Istnieją więc głębsze podstawy rozwoju PO LAGRY, jako silnie związanej z charakterem naszego regionu. - Nie ma pan sentymentu do czasów, gdy w Poznaniu były organizowane tylko raz w roku, zawsze w czerwcu, wielkie Międzynarodowe Targi Poznańskie? - Przed 1989 rokiem Targi były enklawą wyjątkowowści, wystawą za szybą, która była poza zasięgiem przeciętnego Polaka. Cieszę się, że ten okres minął. Nie brakuje mi tych jednorazowych imprez. Przyjeżdżały wycieczki z całego kraju zobaczyć jak żyje Zachód. To był koloryt tamtych lat. Wtedy był potrzebny. Obecnie Targi służą promocji, nawiązywaniu kontaktów. Ważna jest możliwość wymiany poglądów, informacji, nie tylko oferta handlowa. Promowanie potencjału gospodarczego i kulturalnego. Targi dają możliwość nawiązania kontaktów naukowych. Wróciliśmy do normalnego życia, w którym Targi mogą pełnić właściwą dla siebie rolę. Z pożytkiem dla Polski i PoznanIa.. .