NIE MIELIŚMY ŻADNYCH PRAW Z Romanem Derą, prywatnym przedsiębiorcą i wiceprezesem Wojewódzkiego Zrzeszenia Prywatnego Handlu i Usług, rozmawia PIOTR KĘPIŃSKI N asza rodzina przed wojną nie zajmowała się handlem, aczkolwiek ojciec - Józef Dera - już w czasie wojny rozpoczął przygodę z pracą na własny rachunek. Nie miał jednak żadnego sklepu ani nawet straganu. Po prostu - kupował i sprzedawał różne rzeczy. Handlował z Niemcami i miał trochę szczęścia w tym wszystkim - bywał bowiem co trzeci dzień w Berlinie. Z nakazu pracy dostał robotę na kolei. Jeździł pociągiem na trasie Warszawa - Berlin. Woził z Polski do Niemiec dokładnie wszystko. Tytoń, mydło - oni w ostatnim okresie nie mieli prawie nic i chętnie handlowali. W zamian za artykuły spożywcze ojciec przywoził do kraju aparaty radiowe i sprzęt techniczny. Taki parowóz wracający z Berlina to była czysta kontrabanda! Co najśmiejszniejsze, nawet dowódca tego parowozu - Albert Mohr - zaczął handlować. Poczuł nagle możliwość łatwego zarobku. Dzięki temu Niemcowi ojciec, podobno, przewoził "swoim" pociągiem drużyny Szarych Szeregów do Powstania Warszawskiego. Harcerze leżeli na wagonach z węglem częściowo nim przykryci. Nie jestem pewien, lecz zdaje mi się, że ojciec prawdopodobnie przewoził także kiedyś Marciniaka - dowódcę Szarych Szeregów. Niemiec, który tym składem pociągu dowodził przymknął na to oko. Wiele lat po wojnie, w latach siedemdziesiątych, napisał do ojca list, który zaadresował na parowozownię. Ojciec na kolei już dawno nie pracował, jako że był to tylko epizod w jego życiu, a więc ten list trafił do rąk ojca przez przypadek. Szefem poznańskiej parowozowni był wtedy kuzyn ojca - Franciszek Kosmowski - który pewnego dnia zobaczył na kopercie nazwisko Dera i od razu dał przesyłkę ojcu. Gdyby ktokolwiek inny ją odebrał - ojciec nie ujrzałby jej na oczy i nie wiedziałby, że ów porządny Niemiec chce wspominać dawne czasy. Oczywiście ojciec mu odpisał. Niestety, osobiście nigdy się nie spotkali. Piotr Kępiński Ryc. 1. Józef Dera w czasie II wojny Św. (stoi w wejściu do parowozu) Jestem pewien, że wojenna praca ojca zadecydowała o jego dalszej karierze jako prywatnego przesiębiorcy po wojnie. Krótko po wyzwoleniu ojciec został wybrany na przewodniczącego Związku Zawodowego Kolejarzy na Ziemiach Zachodnich z siedzibą w Zbąszynku. Kiedy zobaczył w jakim kierunku zmierza Polska, od razu zdecydował się na wydzierżawienie starego młyna i tartaku na Ziemiach Zachodnich w Szumiącej. To był stary wodny młyn. Niestety, prowadził młyn tylko do roku 1948, potem musiał się z interesu wycofać. Jak władze zobaczyły, że mu za dobrze idzie, cofnęły dzierżawę. W tym czasie ojciec był już wiceprezesem Związku Młynarzy w Gorzowie. Mieszkał w Szumiącej. Myśmy natomiast mieszkali w Poznaniu przy Czerwonej Armii. Na wakacje jechaliśmy rzecz jasna do młyna, a z nami zabierało się czasami z 50 osób - rodziny i znajomych. Szumiąca leży 100 kilometrów od Poznania. Czasami zaglądam w to miejsce. Młyn oczywiście stoi, lecz jego stan jest tragiczny. Chciałbym go kiedyś kupić - to takie moje marzenie. N awet zacząłem sprawę załatwiać. Być może Ryc. 2. Józef Dera w swojej ciężarówce marki "Skoda" około roku 1965 wszystko się uda, bowiem obecny właściciel młyna - GS Świebodzin - będzie chyba chciał go sprzedać po reorganizacji firmy. - Czy pamięta pan, kiedy ojciec zaczął prowadzić własną działalność gospodarczą? - Urodziłem się w 1945 roku i byłem jeszcze wtedy brzdącem, lecz niektóre rodzinne historie dokładnie pamiętam. Po powrocie z Szumiącej ojciec pracował jeszcze jako kierownik transportu ówczesnych PS S-ów. Oczywiście samochodów wtedy prawie wcale nie było. Dominowały konie. Przypominam sobie kilka stajni, które bezpośrednio podlegały ojcu. To były konie rasy belgijskiej. Kiedy poranny, konny transport wyruszał do miasta ze świeżym chlebem, dla dzieciaków była to niesamowita frajda. Po tym krótkim okresie pracy w PS S ojciec kupił pierwszy samochód ciężarowy. W taki właśnie sposób w 1950 roku zaczął powstawać jego prywatny interes. Najpierw kupił deutza, potem był magirus, mercedes i inne. Wszystkie te pojazdy pochodziły z demobilu. Prywatny przesiębiorca nie mógł nigdy starać się o nowy samochód. Nadto, żeby kupić nawet taki samochód z demobilu, trzeba było mieć znajomości. Oczywiście stary samochód prawie zawsze się psuł. Każdy dalszy wyjazd wiązał się z przygodami. Nie wiadomo było czy dojedzie się do miejsca przeznaczenia, czy też nie. Ojciec naturalnie często mnie zabierał ze sobą. Jak dzisiaj pamiętam, że kiedy komuniści ogłosili, iż amerykańscy imperialiści zrzucili na nasz kraj stonkę ziemniaczną, ojciec dostał zlecenie rozwo Piotr Kępiński Ryc. 3. Szumiąca, Józef Dera w okresie dzierżawy młyna i tartaku ?v*i A