PRZED SKLEPEM JUBILERA z Wojciechem Krukiem, senatorem RP i wiceprezesem Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, rozmawia DANUTA KSIĄŻKIEWICZ-BARTKOWIAK W 1840 roku złotnik Leon Skrzetuski otwiera przy ul. Wodnej w Poznaniu warsztat produkujący sprzęt liturgiczny. W roku 1893, po bezpotomnej śmierci właściciela, firmę przejmuje jego siostrzeniec - Władysław Kruk. Pod koniec lat 90-tych, za namową żony - Heleny z domu Konopińskiej - uruchamia obok warsztatu sklep złotniczo-zegarmistrzowski. Interes rozwija się wspaniale i na Wodnej robi się coraz ciaśniej. W 1900 roku Władysław przenosi się do Hotelu Rzymskiego, naprzeciwko Hotelu Bazar, później - gdy centrum handlowe Poznania przesuwa się w kierunku zachodnim - do pięknego lokalu przy Berlinerstr. 4 (dzisiaj 27 Grudnia). W roku 1927 firma przechodzi na jego syna - Henryka, który najmuje nowy lokal przy Kantaka 4. Sklep prosperuje doskonale, sprzedaje - pochodzącą z własnej produkcji - drogą biżuterię ze złota i platyny, zdobioną kamieniami szlachetnymi. W 1937 Henryk Kruk został współudziałowcem spółki handlującej importowanymi zegarkami. Spółka miała wyłączność na sprzedaż budzików firmy Manthe. Rok później Henryk wynajmuje sklep przy ul. 27 Grudnia 2, który należał do najbardziej okazałych lokali w centrum miasta. Rodzina Kruków przenosi się wtedy do nowego domu przy ul. Pułaskiego 11. Niestety wybucha wojna, młody Kruk wstępuje do wojska i dostaje się do niewoli. Po powrocie do Poznania nie podpisuje volkslisty, więc Niemcy zajmują jego firmę. Wyjeżdża do Warszawy. W 1943 roku Henryk żeni się z Marią Waligórą. Pod koniec wojny nasilają się łapanki. Rodzina Kruków ucieka do Zakopanego. Znowu u siebie Co działo się z firmą Pana ojca po 1939 roku? W czasie okupacji firma funkcjonowała nadal, tyle że pod zarządem niemieckich właścicieli, pod niemiecką nazwą i oczywiście bez Henryka Kruka. Danuta Książkiewicz- Bartkowiak Do 1942 roku wytwarzano w niej biżuterię, pod koniec wojny guziki do mundurów i tym podobne rzeczy. W 1945 Niemcy uciekli, zostały po nich tylko różne maszyny i urządzenia. Wiele z nich uległo dewastacji, a część po prostu ukradziono. Kamienica, w której był sklep, została częściowo zburzona. Dzisiaj w miejscu domu przy 27 Grudnia 2 jest wielka dziura zasłonięta od ulicy płotem, spoza którego widać oficynę - dawny warsztat. W 1945 ojciec wrócił do Poznania z Zakopanego. Najpierw poszedł zobaczyć dom przy Pułaskiego. Był uszkodzony przez pociski artyleryjskie i wypalony. Wtedy był taki czas, że ludzie wracali do swoich, często zburzonych, splądrowanych domów i zabierali to, co w nich jeszcze zostało, a stanowiło jakąś wartość. Ojciec chciał zrobić to samo. Nie podobało się to paru panom i zatrzymano go "do wyjaśnienia". Wypuszczono ojca po 24 godzinach. Z przedwojennej siedziby firmy zostało niewiele. Ojciec spod gruzów wyciągnął to co ocalało, chcąc jak najszybciej przywrócić sklep i warsztat do życia. Zaczęli przychodzić ludzie, którzy przed wojną pracowali u ojca. Większość z nich z konieczności pracowała pod niemieckim zarządem firmy. Pierwsze lata to był przede wszystkim handel tym co się dało, naprawa różnych staroci i przetapianie. Ojciec często wspominał, że pierwsze co sprzedawał to były zapalniczki na gaz, które po powrocie ktoś znalazł w piwnicy. Do 1947 roku wszystko szło w miarę normalnie, a nawet trochę lepiej w stosunku do tych realiów, które były. Biżuteria nie była wtedy czymś najbardziej potrzebnym, to jest logiczne. Wydawało się jednak, że powrócą dawne czasy i firma będzie mogła się normalnie rozwijać. Dość szybko okazało się, jak wielkie to były złudzenia. Pan pozwoli z nami Oprócz warsztatu ojciec prowadził działalność społeczną w Cechu, w Izbie Przemysłowo- Handlowej i trochę angażował się politycznie. Nie należał co prawda do żadnej partii, ale - jak to było w zwyczaju sfer kupieckich - popierał Stronnictwo Pracy. Na ile było to nierozsądne, przekonał się bardzo szybko po kilku wizytach smutnych panów z wiadomego urzędu. Zarówno sklep, jak i dom zaczęły nękać nieustanne kontrole. - Czego szukano w Pańskim domu? - Któraś z kolei ekipa rewizyjna znalazła w domu 18 kilo cukru i to wystarczyło, by ojca aresztowano pod zarzutem działania na szkodę ludu pracującego. Sprawa zakończyła się wyrokiem skazującym ojca na ponad roczne więzienie. W uzasadnieniu wyroku napisano, że wykorzystując przejściowe trudności na rynku, wykupywał w celach spekulacyjnych cukier. Dla Wysokiego Sądu nie miało znaczenia to, że w tym czasie w naszym domu mieszkało 12 osób, co dawało 1,5 kg cukru na osobę. Wyrok ojciec odsiedział w całości. Innym razem, już w okresie działania osławionych Komisji Specjalnych, zatrzymano w Warszawie człowieka, który miał przy sobie kalendarz z adresami. Między innymi był tam adres ojca. Podobnie jak prawie setka innych Zomqd Miejski st.m, Poznania Wydział Haan&owo- Maicitkowy Oddział Podaikoiwy KARTA REJESTRACYJNA NR. 221 * II o dla przejsicbiorgitua, zakładu, składu, zajęcia z działu . . . . . . . . . . . . . . czyści IM załącznika do art. 7 ustauju z dnia 25 kwietnia 1938 r. (Dz. U. R. P. Nr. 34, poz. 293) na czas od 1 5 - 5 . (J o 3 1 _ 1 2 _ J\ 4 5 roku Rodzaj przcdsiębiorsuca, zakładu, składu, zaleta: »arą ątat gjgotni czo-aegarmlatrztmald. Właiiij (F1naa:) Kruk Hemyk , . . . . . . . . . , . . . . . . _ MlęJ*qS tcukonania przedsiębiorstwa, zajęcia, utrzymanie zakładu, składnicy: 27 G nt 4nia 2 Oplata rejcstracyjtjrf 2 o o ." -A Poznań, dnia 2J.KKJ&i«4 5 )/. _ jHif Za prezydenta Miasta »5/ Ryc. 1, Karta rejestrnc)jna warsztatu z 1945 r. osób, których adresy były W tym notesie, został zatrzymany na przepisowe 48 godzin, które przeciągnęły się do pół roku. Oczywiście zgodnie z prawem! Według dziecinnie prostej procedury. Kiedy mijało 48 godzin, ojca zwalniano, wypuszczano i kiedy wychodził przed komisariat, podchodził do niego tajniak i mówił: "Pan pozwoli z nami". Gdy zrozpaczona mama pytała przyjaciół, kolegów, innych działaczy, co się z ojcem dzieje - bo przecież nie jest ani na liście aresztowanych, ani zaginionych - nikt nie potrafił udzielić jej jakiejkolwiek informacji. W świat szły natomiast coraz bardziej fantastyczne plotki o jego losach. Któregoś dnia, po pół roku, nagle przyszedł do domu. Okazało się, że wyszedł przed komisariat i nie spotkał już znajomego pana w popielatym prochowcu. Kiedy później próbował dochodzić swoich praw, wytłumaczono mu, żeby dał sobie spokój i wyrażono zdziwienie, że czegokolwiek dochodzi, bo przecież przeciwko niemu nigdy nikt nic nie miał. To wszystko są sprawy, w które trudno dziś uwierzyć, ale wówczas były na porządku dziennym. W końcu lat 40-tych w ramach walki z prywatną inicjatywą zaczęło się wprowadzanie kolejnych ograniczeń. Zakaz handlu złotem, nie wolno było posiadać dolarów... ... skoro nie było można mieć cukru... - ...to dolarów wcale. Później wprowadzono rygorystyczne limity zatrudnienia, aż w 1949 doszło do najgorszego. Dostaliśmy wypowiedzenie, wyrzu D an u ta Książkiewicz- Bartkowiak POSTANOWIENIEo tymczasowym aresztowaniu Poznań dnia Delegatura Komisji Specjalnej w Powianiu na mocy art. 10* ttst I i 13 Dekretu z. Amu. 16 listopada 1945 roku {Dz. U. R. P. Nr 53, poz. 3021 postanowiła zastosować wobecjako środek xapobiegawczy areszt tymczasowy. Areszt tymczasowy bodzie uchylony jeżeli w terminie do dnia I' "'v. t i IH w e. nie nastąpi wszczęcie śledztwa, wniesienie aktu oskarżenia lub praedlużeme aresztu. Uzasadnieniepodejrzany jest o przestępstwopopełnione w ten sposób, ?e Zastosowanie aresztu tymczasowego uzasadnione jest przepisem art. 165 punk K. P. K. gdya zachodzi obawa Powyższe postanowienie zatwierdzam Dni» W 1943 r. Ryc. 2. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Henryka Kruka w 1948 rcono nas ze sklepu, a potem odebrano nam warsztat, mimo że nie podlegał nacjonalizacji, bo zatrudnienie nigdy nie zbliżyło się nawet do 50 osób! Ojciec nie dostał pozwolenia (na wszystko były wtedy koncesje, które przedłużano co roku) na prowadzenie dotychczasowej działalności pod tym adresem, pod którym firma funkcjonowała przez tyle lat. - Ale z produkcji nie zrezygnował? Nie, na szczęście nie musiał. Po zabraniu warsztatu ojciec przeniósł się na Pułaskiego, bo gdzieś trzeba było ulokować całe wyposażenie. Tu, w starej szopie obok domu, w którym mieszkała bliższa i dalsza rodzina, męczył się do 1956 roku. Jeden pracownik, produkcja z plastyku, z aluminium - bo POSTANOWIENIE Dur*. J & /\ maial&. " »1!W *£. KoatftrU Spccjalao do i&aSkt> s aa"tti"cisiat i «fcltodoictoemgospod&rt:xB.Ki pr*y IUcE"S.e Fartsttsa UJ gUatlziie: PrxCiEiidoicxacy - Cdo»Ł»i. S t ó« KA t e» i 313J 1SJ; . i. srasi"ą; "aj«'«atpo rwfOłiiaaE« «. nlmiiv« I łffcgintnj Komf"l Specjalnej ir . I dali_Jn . Allrt*!**- 11M> f. ate . . 11_ - . >łfeM4M5 r, O ttWMMtoU* i »nfcmt* «falatenia 1hcnsiisji Specjalnej nalki « na(I«iyrta)>>f fsa.ltodjilCfti'Cm Eiospodarczytu (Da. U. R. 1\ .Nr 53 pot. 3021 zmienionego ;r>cknsicBi 2 **oifl 14.V.I946 r {Os U. f t. P- Nr -3 poić !*)) or"E""jA«"*»» t8.VU$.I* <<1 spranie sistaSmia przepis*« dotyfixaqjd» *i*tt'i»ctra)cj: organizacji, sposobu urz(fdowani« i uglm post(fpowała Karał*}! ipecjatitej do trolkij mtcEttiycUatf i »ko"lcttuenip<:"sIanou*ilo I r -« « * » P« "- I J t t K 5 = i i : "i ; ™ = » '''' i , t e i J i » " « «» ». -, . . * ««.. " /\-ł!!gfe, AHJSL «»*»»*-»» Stu te»! g8