KATOLICY NIEMIECCY PRZY KOŚCIELE ... natychmiast proboszczowie parafii poznańskich i po raz pierwszy od czasu utworzenia kościoła sukursalnego upomnieli się o swoje prawa. Prowadziło to nieuchronnie do zmiany stosunków między proboszczami a prebendarzami kościoła św. Antoniego, którymi byli już teraz księża niemieccy odpowiednio nastawieni przez władze świeckie. Konflikty, które się pojawiły, szczególnie ostro występowały na linii prebendarze kościoła sukursalnego - proboszcz kościoła Św. Marcina, bowiem, jak już wspomniano, kościół przeznaczony dla katolików niemieckich leżał na terenie parafii św. Marcina. Położenie kościoła pofranciszkańskiego, a także -ozległość parafii świętomarcińskiej rozciągającej się od Garbar poprzez Nowe Ogrody, Wildę, obecne Śródmieście (gdzie na obecnym PI. Wolności przebiegała linia podziału między parafiami św. Marcina i św. Wojciecha) wraz z Górą Przemysława, dalej Łazarz, Górczyn i Junikowo, powodowały, że większość Niemców-katolików była członkami tej parafii. Stąd też proboszczowie świętomarcińscy naj silniej odczuwali naciski germanizacyjne i zmuszeni byli im się przeciwstawić. W tym duchu pisał w lutym a potem w marcu 1883 r. proboszcz św. Marcina ks. Józef Pędziński do ówczesnego rządcy kościoła sukursalnego ks. Kesslera zwracając mu uwagę, że na naukę religii do kościoła św. Antoniego uczęszczają zarówno dzieci niemieckie jaki i polskie. Ks. Kessler stwierdził, że ordynacja arcybiskupia nie określa ściśle sprawy nauki religii, a poza tym, jak zauważył, jest to zależne od woli rodziców i dodawał: "radzę bardzo pozostawić w obecnym czasie wszystko in statu quo ante. Znane przecież są aspiracje pewnej części tutejszych Niemców-katolików o osobną parafię niemiecką. Poparcie w tym względzie ze strony Rządu było zawsze i jest wielkie". W tym miejscu należy zauważyć, że być może sam ks. Kessler był zainteresowany utworzeniem osobnej parafii, a w każdym razie aspiracje, o których pisał zdecydowanie nie wyszły od samych katolików niemieckich ale były rozbudzone świadomie przez wielokrotne usiłowania rządu. Ks. Kessler twierdził także, że na katolikach niemieckich "musiałoby to ... zrobić jak najgorsze wrażenie, gdyby im miano stawiać trudności i przeszkody w posyłaniu dzieci na naukę przy tym kościele, w którym wyłącznie szukają i znajdują zaspokojenie swoich potrzeb religijnych, kiedy przez czterdzieści lat bez przerwy i przeszkody używali tego przywileju, zresztą tak naturalnego"13. Ton listu ks. Kesslera wskazywał na to, jakoby kościół pofranciszkański był dla katolików niemieckich jedynym miejscem gdzie znajdowali pomoc duchową, i stał w żywej sprzeczności ze stwierdzeniami proboszczów, którzy uważali że: "Parafianie też niemieckiej narodowościjeśli ich nikt nie podburza mają do nas zaufanie i proszą nieraz o spełnienie obrządku liturgicznego dla siebie w kościele parafialnym chociaż wolno im iść do kościoła sukkursalnego i chociaż im się na tę możliwość zwraca uwagę"14. Ks. Pędziński komentując odpowiedź ks. Kesslera zapisał w swoich notatkach m. in. takie uwagi: "Zamiary mogą być: zbliżać wszystkich do niemieckiej parafii, granice parafii zatrzeć - w sprawy wewnątrz kościoła się wdzierać bądź przez szkoły bądź przez rodziców, bądź przez księży - księży powaśnić". T o ostatnie na pewno się udało i konflikt, który między obu duchownymi narósł do tego stopnia, że ks. Kessler nie odpowiadał już na listy proboszcza św. Marcina, objął też proboszczów innych parafii. W tej sytuacji w czerwcu 1883 r. przebywający już w Rzymie kardynał Ledóchowski wydał rozporządzenie skierowane do prebendarza kościoła pofranciszkańskiego i podane do wiadomości proboszczów poznańskich. Pisał w nim, że doz. Kurzawa tej pory księża przy kościele sukursalnym przygotowywali dzieci niemieckie do pierwszej spowiedzi i komunii św. w czym pomagali proboszczom: "Dziś jednak, gdy miejscowe władze świeckie wszystkie dzieci pacierza i katechizmu po niemiecku uczyć każą którego one w obcym języku gruntownie poznać i zrozumieć nie są w stanie i rzeczywiście dokładnie nie rozumieją zdarzyć się łatwo może, iż polscy rodzice pod naciskiem policji, albo obietnicami spodziewanych korzyści obałamuceni, dzieci swoje do kościoła dla obsługi Niemców tylko przez władzę kościelną przeznaczonego, prowadzić by byli gotowi", dlatego też by "zapobiedz smutnym następstwom" a jednocześnie z jednej strony "zabezpieczyć prawa proboszczów" a z drugiej "aby nie naruszać pierwotnej instytucji kościoła sukkursalnego św. Antoniego" polecił arbp aby w tymże kościele do I spowiedzi i komunii św. przygotowywane były dzieci "niemieckich familii i niemieckim językiem doskonale władające, to jest językiem, któ1Ym się w domu rodzicielskim i między sobą zawsze posługują'. W tym celu prebendarze kościoła św. Antoniego musieli uzyskać odpowiednie zaświadczeniezgodę właściwych proboszczów na przygotowywanie dzieci do pierwszych sakramentów w tym kościele. Ponieważ jednak ks. Kessler nie podporządkował się temu zaleceniu, a w każdym razie robił to bardzo opornie, zatarg z proboszczami trwał nadal. W październiku 1885 r. kardynał Ledóchowski wysłał mu upomnienie - "ze stanowczym żądaniem, abyś sumiennie i z powolnością zastosował się do rzeczonego mego rozporządzenia". Już wcześniej podobne ostrzeżenie otrzymał ks. Kessler z kurii poznańskiejl. Po wyborze nowego arbpa - Niemca Juliusza Dindera zwrócili się doń proboszczowie w sierpniu 1887 r. o potwierdzenie swych praw motywując to obawą przed zagrożeniem psucia harmonii pomiędzy członkami tego samego wyznania, do czego prowadziła polityka polegająca na odsuwaniu Niemców-katolików od Polaków a jednocześnie zbliżaniu do protestantów, co prowadzić musiało nieuchronnie do małżeństw mieszanych katolicko-protestanckich a w następstwie do religijnego indyferentyzmu, a także że muszą przeciwstawić się "drastycznemu używaniu kościoła do przymusowego przerabiania dzieci-na inną narodowość". Proboszczowie dopraszali się jednak nie tylko uznania swych praw przyznanych przez kardynała Ledóchowskiego dotyczących nauki dzieci, ale chcieli też by parafianie narodowości niemieckiej, którzy chcieliby przystąpić do sakramentów wielkanocnych w kościele św. Antoniego musieli przedtem uzyskać zgodę swych proboszczów. Swą prośbę motywowali tym, że każda styczność jakiegokolwiek katolika z kościołem sukursalnym, czy byłaby to ofiara na rzecz tego kościoła, czy uczestnictwo w tamtejszym nabożeństwie, powodowało, że uważany był za Niemca. Dalej pisali, że znajd ą się też , tacy, którzy "idą do kościoła Sgo Antoniego z antagonizmu patryotycznego lub pod presyą przełożonych mianowicie protestanckich, wtedy nabożeństwo staje się w ręku ich środkiem do ziemskich niereligijnych celów"l6. Na pismo proboszczów arbp Dinder odpowiedział w styczniu 1888 r. i potwierdził zarządzenia kardynała Ledóchowskiego, ale jednocześnie oświadczył, że każdy może przystąpić do sakramentów wielkanocnych w kościele św. Antoniego bez zezwolenia swego proboszcza, a jedynie prebendarze tego kościoła zobowiązani są sporządzać spisy przystępujących i przesłać je proboszczom "by stan się zgadzał"l7. Tym samym oczekiwania proboszczów poznańskich nie zostały spełnione.