POLACY I NIEMCY W POZNANIU W XIX WIEKU Niestety wiedza nasza na temat następnego okresu jest prawie żadna. Z nielicznych przekazów wynika, że mieszane narodowościowo małżeństwa gdzieś od lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych należeć będą do rzadkości i trend ten pogłębi się w następnych dziesięcioleciach. Podobnie rzecz się tu miała w wypadku współżycia wyznawców tego samego wyznania. I tu brak nam studiów monograficmych. Pewien wgląd daje nam zapoznanie się z nagrobkami na ostatnim istniejącym XIX wiecmym cmentarzu katolickim w Poznaniu parafti św. Wojciecha. Do końca lat siedemdziesiątych nagrobki z napisami polskimi i niemieckimi przeplatają się. Co krok czytamy "Prosi o westchnienie" lub "Ruhe sanft" ("Spoczywaj w spokoju"). Ostatni nagrobek niemiecko-katolicki Marie Meyer geb. Swarzer pochodzi z 1879 r. W następnych latach chowano tu tylko Polaków. Wiadomo, że przyjmie się zwyczaj, iż kościołem, nazwijmy to niemiecko-katolickim, będzie kościół franciszkańskilO. Ważną płaszczyzną współżycia było szkolnictwo. Oparte ono było na zasadzie wyznaniowej. W Poznaniu funkcjonowały więc szkoły elementarne dla dzieci trzech wyznań. Inaczej rzecz się już miała w wypadku szkolnictwa średniego, czy gimnazjalnego. Początkowo w Poznaniu istniało jedno gimnazjum, w którym pobierali nauki uczniowie Polacy, Żydzi i Niemcy. Od 1834 r. działały już dwa gimnazja: katolickie ,,Ad sanctam Mariam Magdalenam" oraz ewangelickie "Friedrich Wilhelm Gymnasium" . W 1903 r. powstanie ewangelickie gimnazjum Auguste- Viktoria Gymnasium, a od 1853 r. działała Szkoła Realna. Nauczali w nich Niemcy i Polacy. W gimnazjum Marii Magdaleny grono nauczycielskie było mieszane pod względem narodowym, aczkolwiek do lat Kulturkampf wyraźnie przeważali profesorowie Polacy. Kontakty między profesorami Niemcami a uczniami Polakami układały się różnie. We wspomnieniach Mottego, który pobierał nauki w latach 1826-1836, wiele miejsca poświęca swym wychowawcom. Opisuje też szczegółowo sylwetki profesorów Niemców. Wszystkich bez w)jątku ceni za głęboką wiedzę, ale nie wszystkich mile wspomina. Ważnym elementem oceny był ich stosunek do uczniów Polaków. Najmniej sympatycmym był tu hellenista Johann Friedrich Martin. "Polaków już jako takich nie cierpiał ...". Na drugim biegunie znalazł się germanista Georg Miiller "Mimo niemieckiej na wskroś natury i głębokiego przekonania o lepszości swojej rasy, okazywał się dla Polaków względnym i grzecmym, nie objawiając zarozumiałości i zawziętości plemiennej, na którą oni teraz wszyscy chorują, a którą się wtenczas w)jątkowo kolega jego Martin odznaczał"ll. Ważną rolę w zbliżeniu między nauczycielami, w tym także Niemcami, a ich uczniami spełniały wspólne wycieczki. Wprowadził je w 1830 r. dyrektor Niemiec August Ludwig Jacobi. Stały się one tradycją szkoły. W majówce tej brali udział nie tylko nauczyciele i uczniowie, ale także rodzice. Niespodziewanie ustały one w końcu XIX wieku. Zakaz ten wprowadzono, jak tłumaczyli sobie uczniowie "rzekomo z powodu zbytniego spoufalania się młodzieży szkolnej, zwłaszcza polskiej, z panami profesorami, co podważało dyscyplinę szkolną'. I tak we wspomnieniach gimnazjalisty z przełomu XIX i XX wieku Michała Jabczyńskiego również majdujemy charak: terystyki profesorów, którzy poza jednym w)jątkiem byli Niemcami. I mów powtarza się uznanie dla fachowości i podkreślenie czysto formalnych stosunków jakie istniały na linii profesor - uczeń Polak. L. Trzeciakowski Niezwykle ważnYmI 1 rzutującymi na przyszłość kontaktów polsko-niemieckich były stosunki między uczniami obu narodowości. Rzecz jasna w gimnazjum katolickim zdecydowanie przeważali uczniowie - Polacy, a w pozostałych stanowili mniejszość. Początkowo stosunki między Polakami, Niemcami i Żydami układały się normalnie, jak to bywa między kolegami z ławy szkolnej "Obydwie nacje żyły, ze sobą w dobrej harmonii, zwłaszcza iż z Niemców dość wielu wtenczas mówiło po polsku i Ausrottung nie było jeszcze w modzie"12. Mijały jednak lata, a nasilająca się polityka wynaradawiająca zaborcy nie pozostawała bez wpływu na stosunki między uczniami. Stopniowo wyrastał między nimi mur nieufności, a nawet wrogości, ustały kontakty koleżeńskie. Jeszcze tliły się one w postaci dość dziwnej, a mianowicie wzajemnym niechęciom w młodszych klasach dawano wyraz tocząc na przerwach i po zajęciach formalne bitwy. I tak Niemcy staczali boje z Polakami, łączyli się z nimi tylko przeciwko kolegom Żydom. Ale i one zaczęły ustawać. Podczas przerw Polacy i Niemcy trzymali się oddzielnie. Nie odwiedzano się wzajemnie w domach. Mieczysław Jabczyński, absolwent gimnazjum Marii Magdaleny, u początku XX wieku wspomina "Przez blisko 10 lat pobytu mego w gimnazjum pozostawali dla mnie niemieccy koledzy ludźmi zupełnie obcymi"l. N ajbardziej barwną stroną życia codziennego jest sposób spędzania wolnego czasu. I na tym polu we wzajemnych stosunkach między Poznańczykami i Niemcami zachodzić będą znamienne przemiany, będące odbiciem szerszych zjawisk. Istniały kontakty sąsiedzkie niekiedy całkiem bliskie. Mott y wspomina, że zaprzyjaźnił się z mieszkającym w sąsiedztwie starszym od siebie Niemcem, sędzią sądu apelacyjnego Dasselem. Podstawą jej okazały się wspólne zainteresowania, a mianowicie kolekcjonowanie owadów. Nie bez zdziwienia felietonista "Orędownika" kryjący się pod pseudonimem Kalasanty pisał o polskiej drobnomieszczańskiej rodzinie, która dla oszczędności, wspólnie z mieszkającymi przez ścianę Niemcami abonowała pismo dla dziewcząt "Bazar", "Niemiecki Bazar"? Czemuż nie "Bluszcz" pytał zdziwiony Kalasanty. Odpowiedź Pani domu była rozbrajająca - "Trzymamy do spółki z panią komisarzową, a ona nie rozumie po polsku" . Okresem, kiedy nastąpiło zbliżenie na gruncie towarzyskim Polaków i Niemców były lata bezpośrednio po kongresie wiedeńskim. W Poznaniu rezydował namiestnik królewski, książę Antoni Radziwiłł, ożeniony z księżną Ludwiką de domo Hohenzollern. Ich rezydencja stała się miejscem spotkań arystokracji, korpusu oficerskiego, wyższych urzędników, profesorów miejscowego gimnazjum, artystów, ludzi pióra, niekiedy bogatego mieszczaństwa. Radziwiłłowie urządzali bale, koncerty i kinderbaliki. Przynależność narodowa uczestników nie miała najmniejszego znaczenia, "Miało jednak to zbliżenie się różnobarwnych pierwiastków swoje dobre strony, zacierając wzajemne przesądy i wrodzone niechęci"15. Represje, jakie nastąpiły po wybuchu powstania listopadowego spowodowały też wyjazd księstwa Radziwiłłów z Poznania i de facto zniesienie godności namiestnika. Miało to niekorzystny wpływ na związki między wyższymi sferami polskimi i niemieckimi. Wydarzenia te nie oddziaływały na żywo rozwijające się kontakty w nie tak już wykwintnych kręgach. Poznań był miastem garnizonowym. Młodzi żołnierze przybyli z różnych stron Prus. Jeden z bardzo zaradnych mieszczan, niejaki Haupt wybudował nawet stosowną salę, było to "ulubione miejsce kucharek i panienek służebnych, które