MISCELLANEA NAPAD SZLACHTY WIELKOPOLSKIEJ NA RATUSZ POZNAŃSKI (1692) (przygotował do druku WITOLD MAISEL) Relacja tych wypadków znajduje się w Archiwum Archidiecezjalnym, Poznań sygn.: CP 454 p. 84-88 (kopiarz przywilejów). Kronikarski opis wypadków nie podpisanego autora umieszczony po zapiskach z r. 1675. Na marginesie karty 85 wpisano daty roczne ,,1782", ,,1692", -90". Nieco inaczej relacjonuje te wypadki J. Łukaszewicz "Obraz historyczno-statystyczny m. Poznania", t. II, s. 350-352, Poznań 1830. Także w tłumaczeniu niemieckim: J. Łukaszewicz "Historisch statistisches Bild der Stadt Posen", Posen 1878, Bd. II, S. 266-267. [S. 84] Wiecznymi czasy nie opłakane nieszczęście miasta J.K.M.aPoznania, które takim się zjawiło sposobem. Roku Pańskiego 1692 miesiąca sierpnia, dnia dwudziestego pierwszego za prezydentów 1 Piotra Cerbsa 2 i Wojciecha Grabowskieg0 3 , na ten czas rządzącego, rajców. h Jegomość Pan Chwaliszewski, 4 szlachcic o Wielkopolski * z rana, przed godziną siódmą, przyszedłszy do kamienice, którą idąc od Świętosławskiej albo raczej Jezuickiej ulice przed ratusz, od roga d rugą 5, smelcowaną6 cegłą po staroświecku nowo poprawianą. Na wierzchu kamienicy miasto chorągwi trzema krzyżami ex a d v e r s a p a r t e dyspozycj ą 11 tej jej jest znak, że jest czerwony krzyż nad nią tu napisany (dla tego tak fu s e tę [żj kamienicę opisujemy scientes, że tempore et nomen est periturus i domic i l i a za czasem się przemienia. H a b e a t h u n c l o c u m fu m s in q u o t a n t u s c a s u s fa c t u s e s t) kazał sobie sukna ukazać (p. Cerbs nie przestrzegając p r i wat y, czeladnika nie miał telko chłopców) i ukazano. Gdzie stargowawszy, kazał odkroić. Gdy do pieniędzy przyszło, miał po chwili przyjść, sukno zostawiwszy. W tym Żyd, który byl przy nim, po pieniądze poszedł i oddał a sukno wziął [p. 85]. W. Maisei Wziąwszy tedy przyjdzie drugi Żyd, obaczy sukno jako f a c t o r życzliwy w przychlebstwie, począł mu ganić one sukno, mówiąc, że gdzie indziej za te pieniądze dostanie lepszego. Co usłyszawszy szlachcic sukno p. Ccrbsowi wraca, o pieniądze prosi. P. Cerbs deneguje mówiąc, że już odkrojone, nie mogę przyjąć. W którym umawianiu rzecze szlachcic: " Weź, jeśli nic chcesz mieć \wzYlepku na gębie". Odpowie: "l ty go będziesz miał wnet jeśli chcesz". W tym dał mu dwa razy pięścią w gębę. On mu oddał. W tym do nich Grabowski przychodzi jak mu dano znać, że się Cerbs z szlachcicem wadzi i widziawszy, że się szlachcic po oddanym policzku sobie przed kamienicę f u r i o s ee idzie do niego, mówiąc mu: "Jeżeli się W[aszmościj cokolwiek stało, prosim na ratusz, tam się sprawiedliwość stanie". Szedł z Grabowskim na ratusz i przyszedłszy do sądowej izby, gdzie raz było kilkanaście mieszczan a po drugich posłano, to jest po Trzy PorządkC, lecz się trzecia część nie zeszła. Rzekł: "Otom go wam przYprowadził"'. Oni go okrzyknęli. Szlachcic się zląkł i uciekać chciał. Uchwycili go. Do szabli się porwał. Wydarli mu ją. Cerbs przyszedłszy, znowu oddał mu dwa policzki. W tym szlachcic do okna wołać począł, gwałt mu się dzieje. Posłano dwuch od nich do W.P. Generała, natenczas będącego na zamku, Rafała Leszczyńskieg08, opowiadając co się dzieje. W tym żona tego szlachcica na ratusz się drze. Warta jej nie dopuszcza i tam, czy ją warta w rękę obraziła, czy też się sama dla chytrości białogłowskiej obraziła nie wiedzieć. Z tym obrażeniem idzie na zamek do J.P. panów serogatora 9 i sędziów, którzy na ten czas sądzili, opowiada, że jej męża na ratusz wzięli i o ostatnim mu myślą dobrym chciałam się prawi na ratusz wedrzeć ile mię bardizanem,ookrzwilif[s] i mnie chcąc 8 przebić. J. P. serogator tak do niej mówi: "Jeśliby go oni mieli sądzić, bez nas nie mogąlI, nie bój się J. Pani". W tym szlachta się wszystka od sądów porwała przed ratusz. Na ratusz wniść h chcieli. Nie dopuszczono im. W tym do szabel na wartę. Warta do cepów. Znowu się uskromila. Po drugi raz wniść'chcą. Warta ich nie dopuszcza. A on na sali sądowej wszydkim głosem woła, bo mu na ustęp kazano. W tym drugi raz szlachta do szabel. Pobudkowie 12 do cepów (było już w ten czas szlachty na 500). Ci mieszczanie co na górze byli w oknach [p. 86] do dachówek i kamieni. I tak odpędzono szlachtę, że ani jednego nie było widać przed ratuszem. W tym znowu się szlachta zgromadziwszy, a najwięcej hołoty, do kamieni. Tak wzięli na ratusz ciskać, że żaden nie był w oknie któryby od kamienia szwanku nie miał (latały tu tak kamienie, jak wiem nigdy na Albańskie góry13 nie padały, ani jak wiele za Amphionową skakały lutnią) 14. W tym jeden wlazłszy mieszczanin na ganek, począł w bęben bić na gwałt, drugi usłyszawszy dzwonić, ale to bezrozumnie uczynili, bo się więcej szlachty schodziło i było ich już w ten czas na pięć tysięcy albo więcej (bo w ten czas żadnych tak ludnych i tak długich nie pamiętano sądów). Było tak wiele szlachty, że począwszy od Żydowskiej ulice aż do Świętosławskiej przed ratuszem z gołymi szablami stali tak gęsto, że drugi schować, drugi wyjąć kordą nie mógł, a jeszcze się ich więcej zbiegało. W.LP. Generał na suplement 15 miastu piechocie kazał i już wchodzili w rynek, ale jem nazad sie do zamku wrócić kazano, by na zamek nie uderzyli. Wtenczas na ratuszu do pików się ruszono, lecz nic to nie obroniło, bo tylko jednego szlachcica piką pod pachy'pknawszy na postrach