HISTORIA CENTRALNEJ DROGERII J. CZEPCZYŃSKI W POZNANIU - STARY RYNEK 8 1892 - 1939 * WŁODZIMIERZ CZEPCZYŃSKI. (uzupełnił Leszek. Gustowski ) Okres I Ojca dzieciństwo aż do usamodzielnienia się Dziadkowie Józefa Czepczyńskiego pochodzili z miejscowości Cieśle pod Rogoźnem. 1 Ojciec Teodor był administratorem ziemskim i z pierwszego małżeństwa z Teofllą z Cilskich z Trzech Gór pod Rogoźnem miał trzech synów: Bolesława, Józefa i Aleksandra, oraz dwie córki: Marię i Teofllę. Z małżeństwa tego, jako drugi z rzędu, urodził się w Słomowie pod Parkowem w powiecie Obornickim dnia 20 marca 1864 roku Józef Czepczyński. Warunki ówczesne były trudne. Nic dziw przeto, że tuż po śmierci matki oddano ośmioletniego Józefa na wychowanie do dziadka śp. Hermana, nauczyciela wiejskiego w Żołędowie pod Bydgoszczą. Przez dwa lata pobierał tam Ojciec mój wychowanie, które było bardzo surowe. Ale według własnych słów Ojca może właśnie dlatego przyczyniło się ono do wyrobienia silnego charakteru. Ale już w dziesiątym roku życia jest Ojciec w Słomowie u wuja Karola Luzińskiego, również nauczyciela, ożenionego z Kordulą Czepczyńską. Tutaj przebywa do roku 1878, pobierając nauki w tamtejszej szkole powszechnej. W tymże roku po raz pierwszy przyjeżdża Ojciec do Poznania, gdzie widzimy go z kolei już jako piętnastoletniego młodzieńca na praktyce w składzie * Tekst znajdujący sie w zbiorach Muzeum Historii Miasta Poznania, udostępniony za życzliwym przyzwoleniem Rodziny, której tą drogą Redakcja składa najserdeczniejsze podziękowaniadelikatesów u wuja Antoniego Luzińskiego. Skład ten mieścił się przy Alejach Marcinkowskiego, lecz niedługo potem uległ likwidacji. Wtedy to oddano Ojca w naukę do śp. Józefa Skowrońskiego w Strzelnie, właściciela składu kolonialnego, połączonego z drogerią. Tu właśnie miał Ojciec możność dokładnego zapoznania się nie tylko z branżą towarów kolonialnych, ale i drogeryjnych. Trzeba zaś sobie uprzytomnić, że podówczas uczeń przechodził cztery lata nauki, otrzymując od szefa przez cały ten czas nie tylko mieszkanie i utrzymanie, ale nawet ubranie. Podobnie jak ówczesne warunki życia były inne, tak też i zgoła inne były warunki pracy w handlu. Praca zaczynała się o 6-ej rano i trwała "oficjalnie" do godz. lO-ej wieczorem. Ale dopiero potem załatwiano korespondencję, zamówienia i rozmaite prace biurowe. Przerwa obiadowa istniała tylko na tyle, żeby się najeść. Trzeba było zaraz wracać do zajęć. Wakacje były wtedy rzeczą nadzwyczajną. Tylko we wyjątkowych wypadkach, z okazji świąt - ale i to jeszcze raz na kilka lat - udzielano wakacyj, przyczem jednak nie na dłużej jak na tydzień. Również zajęcia pracownika kupieckiego były podówczas bardziej rozległe, jak dziś. Bardzo dużo czynności, które dzisiaj załatwiają fabryki, wykonywać musieli uczniowie i pomocnicy kupieccy tak, że mimo, iż czas pracy trwał 16 godzin, w rzeczywistości jedna robota drugą goniła. Ale też głównie dlatego, że mimo braku szkół zawodowych, miał uczeń kupiecki możność poznać branżę naprawdę gruntownie, "von der Picke auf'. Do uciążliwych funkcyj podczas praktyki Ojca mego w Strzelnie należało np. odpełnianie do butelek piwa grodziskiego lub sprzedawanie w okresie Wielkiego Postu, a więc zimą, śledzi z beczki, przy czym palce dokuczliwie odmrażały się. Przypomnieć zaś warto i o tym, że każdy funt farby olejnej musiano ręką" ukręcać" aż do koloru obranego według życzenia klienta. Całość czteroletniej nauki Ojca mego w Strzelnie upływa w systemie rodzinnego wychowania ucznia kupieckiego, przy którym szef-patron nie tylko dawał możność zaznajomienia się z zajęciami handlowymi, lecz również wychowawczo wpływał na ucznia kupieckiego. Trzeba przyznać, że pp. Skowrońscy traktowali Ojca mego jak syna, a on sumienną pracą za to im się odwdzięczał. Charakterystycznym dla ówczesnych rodzinnych stosunków patrona do ucznia może być fakt, że po ukończonej nauce pp. Skowrońscy urządzili przyjęcie dla rodziny i najbliższych znajomych, podczas którego uroczyście promowano Ojca mego na pomocnika handlowego. Od tego wieczoru datuje się kompletna abstynencja Ojca od wyrobów tytoniowych, ponieważ cygaro, którym świeżo upieczonego pomocnika poczęstowano, nie bardzo mu wyszło na zdrowie. W tym miejscu, w imię prawdy, ajednocześnie jako charakterystyczny przyczynek do poglądów i sposobu myślenia Ojca mego w wieku lat mniej więcej szesnastu, przytoczę fragment, jego listu do dziadka mego. Oto Ojciec mój żali się na to, że go oddano w naukę handlu. Religijne jego zasady kłócą się z metodami handlu, gdyż nie rozumiał on wówczas, dlaczego szef kazał pobierać wyższą cenę za towar taniej zakupiony. Wyżej cenił sobie pracę rzemiosła npw. Czepczyńskistolarskiego. Prosi więc ojca swego, aby go odebrał z nauki w Strzelnie, gdyż na zbawienie duszy pewniej sobie zasłuży pracą w rzemiośle niż w handlu, który, zdaniem jego, polegał na nierzetelności. Chociaż miał w Strzelnie tak szeroki wachlarz zajęć, skierował Ojciec s»voje szczególne zainteresowanie na dział drogeryjny. Toteż niezwłocznie po ukończeniu u śp. Józefa Skowrońskiego wstąpił w roku 1883 do nowo założonej drogerii w Poznaniu przy św. Marcinie 62 pod firmą Jasiński i Ołyński, jako pomocnik. I tutaj dopiero okazało się, że wiadomości nabyte w Strzelnie trzeba było pilnie uzupełniać. Posiadając zaś pilność i niezłomną wolę doprowadzenia do czegoś w życiu - on, pomocnik z prowincji - pracuje nocami, aby przyswoić sobie wszystkie brakujące wiadomości fachowe drogeryjne. Szefowie, widząc pracowitość Ojca, zainteresowanie się firmą i zdolności, powołują go już po roku na kierownika. Poprzedni kierownik p. Klemczyński ustąpił z powodu nieporozumień z szefami, zaś p. Jasiński jako aptekarz, a p. Ołyński jako bankowiec, drogerią mało się zajmowali. Rozpoczyna się pierwszy odpowiedzialny okres w handlowej karierze Ojca mego. Oczywiście, żeby sprostać zadaniu na kierowniczym stanowisku, musiał po nocach wtajemniczać się w bieżące sprawy przedsiębiorstwa, aby przez nieodpowiedni zakup firma nie ucierpiała. Nieraz dziś nie bez zadowolenia wspomina Ojciec te czasy - kiedy po całodziennej uciążliwej pracy zasnął ze zmęczenia nad biurkiem. Z tych to czasów wchodzi mu, że tak powiem, do krwi i kości, zwyczaj pracy od rana do wieczora. Jest to bowiem po dziś dzień jego normalnym trybem i rytmem zajęć całodziennych. A nie było to dla Ojca specjalnym wysiłkiem, bo stronił od rozrywek wszelakich. Według niego uczęszczanie do cukierni należało do ludzi polityki i działaczy społecznych. Kin nie było - a gdy powstały - to dziś wielu nie umie wyobrazić sobie tygodnia bez pójścia do kina. Ojca nawet w Paryżu skłonić nie mogłem, aby kino pryncypalne sobie obejrzał, bez pozostania na seansie. Zarobek ekspedienta wynosił około 25 marek miesięcznie. Ojciec otrzymywał gdzieś w dziesiątym roku swego kierownictwa we firmie Jasiński i Ołyński 100 marek. A przytem oszczędzał i w dodatku dopomagał Rodzicom, którzy podówczas popadli w trudności. Muszę stwierdzić, że Ojciec mój był dobrym synem, bo jakkolwiek tego ciepła domu rodzinnego prawie nie zaznał, to jednak zawsze rodzinie swej okazywał dużo serca i pomocy. O k r e s II. Powstanie Centralnej Drogerii I tak zeszło prawie 10 lat. Ale jak każdy żołnierz nosi od czasów napoleońskich buławę marszałkowską w tornistrze, tak każdy kupiec marzy o usamodzielnieniu się. Nic na to nie pomoże najlepsze wieloletnie zgranie się z firmą pryncypała. W pewnej chwili na tyle rośnie samopoczucie, że pragnie się na własnym gospodarzyć. Decyzja usamodzielnienia się dojrzewa u Ojca pod wpływem równie nastrojonego śp. Bronisława Sniegockiego, rówieśnika prawie, a jednostki rzutkiej i o szerokich zamysłach. Tak dochodzi do skutku spółka tych dwóch młodych drogistów. Jesteśmy u narodzin Centralnej Drogerii, już przy Starym Rynku 8. Początek oczywiście był trudny, bo mimo oszczędnego trybu życia i braku czasu na rozrywki, ze skromnej swej pensji, z której poza tym, jak już wspomniałem, pomagał rodzicom, odłożonych miał zaledwie 200 marek. Również i Bronisław Sniegocki nie miał dostatecznych funduszów, jednakże dysponował większą sumą, bo około 1.800 marek. To naturalnie nic starczyło. Dlatego firma przyjęła jako finansistę, a zarazem kierownika propagandy śp. Stanisława Wegnera, który wniósł 6.000 marek. Spółka zawiązała się 23 września 1892 roku i została w sądzie zarejestrowana pod firmą "Centralna Drogeria Czepczyński & Sniegocki". Otwarcie drogerii nastąpiło dnia l października 1892 roku, przy Starym Rynku 8, obok figury św . Jana, tam gdzie do tej pory istnieje. Jako bliższe określenie na drukach firmowych podawano "vis a vis ul. Wrocławskiej". Wynika z tego, że ulica ta była jedną z ważniejszych, zważywszy i to, że mieścił się przy niej tak zwany Saski Dwór, największy hotel i zajazd polski przed wybudowaniem Bazaru. Rozmiar pomieszczenia drogerii był w stosunku do dzisiejszego minimalny, bo obejmował ca 30 m 2 , podczas gdy dziś lokale parterowe na Rynku zajmują ca 300 m 2 , a piwnice ca 400 m 2 , nie wspominając o dalszych składnicach oraz o drogerii Universum. Wypada nadmienić, że do 1.9.1892 r. istniała w lokalu parterowym, zajmowanym obecnie przez firmę Konkiewicz, drogeria J. Sobeckiego, który ją zlikwidował, ponieważ z powodu podeszłego wieku właściciela i braku inicjatywy obroty były niewystarczające. Na miejscu obecnej drogerii istniał natomiast skład kapeluszy p. Knapowskiego. Dla zobrazowania ówczesnych warunków miejscowych warto nadmienić, że w Poznaniu istniały już następujące drogerie: R. Barcikowski, ul. N owa 6/7 Jasiński i Ołyński, św. Marcin 62 Adolf Asch, Synowie, St. Rynek 80/82 Fraas, ul. Wielka J. Schmale, ul. Pocztowa 26 Schleyer, ul. Wielka WoltI, Plac Wolności Drogeria Apt. Grodzkiego. Jak z powyższego wynika, większość drogerii była w rękach żydowskich i niemieckich. Czas ten był jednak dla handlu przełomowym. Polacy, dla których dostęp do urzędów pruskich i wojska był zamknięty, siłą faktu kierowali się do rzemiosła i handlu, tworząc w ten sposób podwaliny handlu i przemysłu polskiego w Wielkopolsce. W. Czepczyński Jak handel ten wówczas w Poznaniu się przedstawiał? Komunikacja kolejowa była bardzo słabo rozwinięta, a handel w Poznaniu odbywał się, że tak powiem, na warunkach, przypominających dzisiejsze małomiejskie stosunki, tylko że w większym rozmiarze. Majętności i wsie okoliczne przywoziły na targi, które odbywały się w określonych terminach, produkty swoje, jak owoce, zboże, a przede wszystkim wełnę. Transport odbywał się za pomocą fornalek, które po sprzedaniu produktów zabierały zakupione na dłuższy okres czasu wszelkie zapotrzebowania w towarach kolonialnych i drogeryjnych, jak w oliwach, smarach, soli, farbach, pokoście i wszelkich produktach potrzebnych w gospodarstwie. Zamówienia wykonywano na rachunek otwarty, lecz regulacja odbywała się w krótkim terminie tak, że dostawca nie był narażony na straty. Głównym trzonem klienteli drogerii była ludność wiejska i folwarki, nie jak dziś konsumeja ludności miejskiej. Aczkolwiek transakcje ze stałym klientem odbywały się na kredyt, jak to określano "na książkę", to jednak rozrachunki były krótkie, a spłaty regularne, najczęściej z racji przyjazdu właścicieli gospodarstw. A przyjazd ten nie zawodził, bo do zwyczaju należało okresowe zjeżdżanie się do miasta regencyjnego. W dniu otwarcia Centralna Drogeria zatrudniała -poza właścicielami- l robotnika, l chłopca do posyłek. Zaznaczyć wypada, że poza wniesionym wkładem gotówkowym tak Józef Czepczyński jak i Bronisław Śniegocki wnieśli kilkunastoletnią znajomość branży. Obaj znani byli z pracowitości i solidnego życia. Dlatego mieli już dobrą markę u dostawców, którzy ich znali z działalności poprzedniej i na tej podstawie chętnie udzielali kredytu towarowego. Trzeci wspólnik śp. Stanisław Wegner, z zawodu wydawca i dziennikarz, dbał o stronę propagandową firmy. Toteż w chwili powstania "Centralnej Drogerii" ukazała się gazetka firmowa pod nazwą "Centralna Drogeria", której niestety tylko jeden egzemplarz zachował się do czasów dzisiejszych. Jak doskonale wiadomo, żadna firma nie rozwija się sama. Jeżeli dziś Centralna Drogeria jest popularną i szeroko znaną i to prawie od samego zarania swego powstania, przypisać fakt ten trzeba ciekawie, a jednocześnie trafnie dobranej trójce wspólników. Zobaczymy bowiem zaraz, że Centralna Drogeria od samego początku posiadała wszelkie elementy nowoczesnego przedsiębiorstwa. Przyjrzyjmy się sylwetkom i zainteresowaniom wspólników. Śp. Bronisław Śniegocki, jak wiadomo zmarły 21 października 1934 roku, był wcieleniem typowego patrioty z tak zwanej awangardy narodowej Wielkopolski. Umiał zrobić z każdej rzeczy sprawę narodową. Umiał i chciał docierać pod każdą strzechę, łącząc dążenia narodowe z przedsiębiorstwem. A więc historycznym obrazkiem polskim i słowem, obok ukrytej reklamy, docierał do szerokich warstw. Sam miał zawsze pełną głowę pomysłów. A drugi wspólnik był przecież nie byle jakim dziennikarzem i wydawcą. Śp. Stanisław Wegner ciągle coś wydawał. Musiało to zaś stać na pewnym poziomie artystycznym i literackim. Zawsze musiał być obrazek. Toteż Śniegocki i Wegner uzupełniali się znakomicie w akcji narodowo-propagandowej. Wychodziło to na dobro sprawie polskiej, a przy tym pomagało