JAN W ĄSICKI PROF. DR ZYGMUNT WOJCIECHOWSKI (1900-1955) Przyjęcie przez Instytut Zachodni imienia swego założyciela skłania do przypomnienia osoby i twórczości tego zasłużonego dla Poznania i Wielkopolski uczonego l. Nie urodził się na tej ziemi, przybył tu ze Lwowa, ale cała jego działalność skoncentrowała się w Poznaniu - na Uniwersytecie i w Instytucie Zachodnim. Młody, bo zaledwie dwudziestopięcioletni doktor potrafił od chwili przybycia zrozumieć cele, jakie nakreśliło sobie wielkopolskie społeczeństwo zaraz po uzyskaniu niepodległości. Włączył się do tej pracy, skrzętnie i umiejętnie wykorzystując nagromadzone przez swych poprzedników doświadczenia i dorobek twórczy. 1 Uchwała o nadaniu Instytutowi Zachodniemu imienia jego założyciela podjęta została w dniu 21 marca 1985 r. Jan Wąsicki Działali już bowiem przed jego przybyciem w Poznaniu uczeni, którzy całą swą wiedzę usiłowali skoncentrować na ukazywaniu przeszłości tej ziemi, i to nie tylko tej najbardziej odległej, bezspornie polskiej, ale również najbliższej, sprzed parunastu jeszcze lat, kiedy podlegała ona stałej germanizacji, toczyła się na niej żywa jeszcze w pamięci walka o mowę polską. W niedalekiej przecież przeszłości tworzony w Poznaniu pruski uniwersytet miał zająć czołowe miejsce w akcji germanizacyjnej, kształcąc kadry dla szkół Poznańskiego, szerząc propagandę o niemieckości tych ZIem. Przeciwstawiano się temu w Poznaniu na miarę sił, rozwijając działalność Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i organizując wykłady uniwersyteckie, ale przecież ograniczały się one do niewielkiego tylko kręgu osób. Zdawano więc sobie dobrze sprawę z grożącego polskości niebezpieczeństwa. W Poznaniu, zaraz po odzyskaniu niepodległości i pewnej stabilizacji stosunków wewnętrznych, przystąpiono do tworzenia własnego uniwersytetu z pełną obsadą wydziałów, by wypełnić możliwie szybko niedostatki kadrowe, jakie pozostawiła po sobie polityka państwa pruskiego. W pierwszym rzędzie przy organizowaniu uniwersytetu działali uczeni, którzy studia ukończyli na uniwersytetach niemieckich, jak np. archeolog Józef Kostrzewski. Wśród grona naukowców przybyłych do Poznania z istniejących już polskich wyższych uczelni znajdował się m. in. Jan Rutkowski - współorganizator Wydziału Prawa. Swą szeroką wiedzę spożytkował on dla rozwoju tego Wydziału, w pierwszym rzędzie zaś dla wykształcenia własnej kadry naukowej. Zasłynął też wtedy młody Teodor , Tyc, który po aktywnym udziale w Powstaniach Sląskich, gdzie w ostatnim z nich kierował wydziałem propagandy, doktoryzował się u Jana Rutkowskiego. Ten uczeń Jana Rutkowskiego należał do osób, które wywarły szczególne piętno nie tylko na ówczesnym Wydziale Prawno- Ekonomicznym, ale i na całej organizacji nauki w Poznaniu. Przy tym łączył wybitne uzdolnienia naukowe z umiejętnością popularyzowania wiedzy i szeroką działalnością propagandową. Widać to było na przykładzie czasopism śląskich z okresu powstań, czy też założenia i redagowania organu Związku Obrony Kresów Zachodnich, jakim była "Strażnica Zachodnia". Umiejętnie też Teodor Tyc planował badania naukowe, które były konieczne dla ukazania polskości tych ziem. Przewidywano w tym więc czasie opraco, wanie dziejów Pomorza, dziejów Sląska, ukazanie kierunków i form polityki germanizacyjnej w stosunku do ludności polskiej, dziejów miast. Doprowadzono do powołania do życia Instytutu Bałtyckiego, który miał badać historię i współczesność północnych ziem polskich. Instytut miał również zajmować się sprawami Warmii i Mazur. Naturalnie, kwestiemorskie związane były nie tylko z historią, ale głównie z zagadnieniami gospodarczymi. Siedzibą Instytutu był Toruń, a jego dyrektorem został doc. dr Teodor Tyc. , Podobne cele miał założony w 1935 r. Instytut Sląski. Wspominam o tym, by podkreślić, że od chwili założenia Uniwersytetu Poznańskiego w 1919 r. wytknięto jasno kierunki jego działania, związane ściśle z potrzebami społeczeństwa wielkopolskiego, w pierwszym zaś rzędzie z obroną zachodniej granicy państwa oraz utrzymaniem łączności z ludnością polską, która pozostała poza linią wytkniętą przez Traktat Wersalski. Walczyła ona o utrzymanie swej narodowej tożsamości. W takiej to sytuacji w Wielkopolsce pojawił się na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu dr Zygmunt Wojciechowski. Czy Zygmunt Wojciechowski potrafił wytyczone przez swych poprzedników zadania spełnić? Czy był należycie przygotowany do działania na szerokim forum społecznym? Trzeba z góry powiedzieć, że sprostał tym wymogom. Uczeń Oswalda Balzera, wybitnego historyka prawa z Uniwersytetu Lwowskiego, rozumiał konieczność walki na płaszczyźnie nauki o kresy zachodnie, i to z przeciwnikiem groźnym, bowiem rozporządzającym dużym potencjałem naukowym, wieloma instytutami i placówkami badawczymi skierowanymi przeciwko państwu polskiemu, wreszcie uniwersyteckimi wydziałami działającymi w prowincjach graniczących z Polską. W Wielkopolsce działała też dobrze zorganizowana, posiadająca placówki i wyspecjalizowane towarzystwa naukowe mniejszość niemiecka. Pojawiały się tu w tym czasie liczne niemieckie czasopisma naukowe, finansowane z ośrodków leżących poza granicami Polski. Stąd też Zygmunt Wojciechowski, po przyjeździe do Poznania i podjęciu w wieku lat dwudziestupięciu pracy na Wydziale Prawno- Ekonomicznym, jako zastępca profesora, w pierwszym rzędzie przypatrzył się temu co już zostało dokonane, i spróbował określić, jakie prace należy prowadzić dalej. Nie rozpoczynał, jak już stwierdziliśmy, swego dzieła od nowa, ale zdawał sobie jasno sprawę, że liczy się w Poznaniu prócz pracy naukowej i dydaktycznej także i praca społeczno-polityczna. Nie byłby zresztą historykiem i prawnikiem jednocześnie, gdyby nie widział konieczności umiejętności łączenia tych dwóch spraw. Było to w tym czasie znamienne dla wielu spośród pracowników Uniwersytetu, aczkolwiek ich poglądy polityczne były nieraz diametralnie różne. * Zygmunt Wojciechowski przywiózł ze sobą ze Lwowa kult osoby i kierunku politycznej działalności Romana Dmowskiego. W Poznaniu, a później w Chludowie był zresztą później jego częstym gościem. Nie zmienił więc tu swych poglądów, tym bardziej że sprzyjały one kierunkowi prowadzonych przez niego badań naukowych. Zafascynowany był też od Jan Wąsickidawna pracą przywódcy Narodowej Demokracji noszącą tytuł Niemcy, Rosja i kwestia Polska, która ukazała się we Lwowie w 1908 r. Wysuwał w niej autor na plan pierwszy tezę, że największe niebezpieczeństwo dla sprawy polskiej - tak pod względem politycznym jak i ekonomicznym - zagraża ze strony Niemiec. Praca ta zawierała zarys programu rewindykacyjnego endecji, obejmującego te części Prus, które nie znalazły się w granicach Polski po roku 1918. Zygmunt Wojciechowski, mimo tak młodego wieku, posiadał już w swoim dorobku naukowym dwa poważne studia: Momenty terytorialne organizacji grodowej Polski Piastowskiej (Lwów 1924) i Ze studiów nad organizacją państwa polskiego za Piastów (Lwów 1924) oraz wiele artykułów i recenzji. Studium pierwsze stanowiło następnie podstawę przeprowadzonej już w Poznaniu habilitacji. Swym zainteresowaniom Polską Piastów pozostał , wierny aż do śmierci. Swiadczyły o tym itakie prace jak Ustrój polityczny ziem polskich za czasów przedpiastowskich (1927), czy też O ustroju szczepowym ziem polskich (1928). Wkrótce rozszerza się problematyka jego badań i oprócz cyklu artykułów o problematyce gospodarczej, ukazuje się taka pozycja jak Prawo rycerskie w Polsce przed Statutami Kazimierza Wielkiego (Poznań 1928) - podstawowa praca dla wyjaśnienia genezy szlachectwa w Polsce. Wreszcie jego naukowe zainteresowanie wzbudziła geneza immunitetu. N apisał na ten temat monografię Sądownictwo prawa polskiego w dobie przedimmunitetowej (Lwów 1930). Problematyką tą interesował się nadal, ale opracowywali ją jego uczniowie: Zdzisław Kaczmarczyk, Józef Matuszewski, Michał Sczaniecki w pisanych pod kierunkiem prof. Wojciechowskiego rozprawach doktorskich. Były ,to problemy ważne dla nauki historii , . panstwa I prawa. Zygmunt Wojciechowski nie poprzestawał na tym, ale nawracał w swych badaniach do przeszłości Ziem Zachodnich. Zadania w tym zakresie wytyczył Teodor Tyc, a brali udział w ich realizacji Jan Rutkowski, Kazimierz Tymieniecki wreszcie Mikołaj Rudnicki. Z warsztatu Zygmunta Wojciechowskiego wyszła w 1932 r. podstawowa synteza, a mianowicie Ustrój polityczny Śląska do końca XIV wieku. Bieżąca polityka Republiki Weimarskiej, stałe zagrożenie ze strony Niemiec nasuwały konieczność zespolenia wysiłków w zakresie nauki. Sam Zygmunt Wojciechowski nie zmieniał swych poglądów politycznych, aczkolwiek podlegały one wyraźnej ewolucji. Z pozycji działacza narodowo-demokratycznego, pisującego stale do ukazującej się w Poznaniu "Awangardy Państwa Narodowego", zmierzał w kierunku porozumienia z obozem rządowym i w efekcie nadania mu kierunku bardziej nacjona listycznego. Obie te bowiem ideologie wyrażały te same interesy społeczne. Po poufnych uzgodnieniach z sanacją, w lutym 1934 r. nastąpiło przejście grupy "Awangardy" z obozu narodowego do państwowego. Ale trzeba powiedzieć, że Wojciechowski, zajmujący się dziejami państwa polskiego a jednocześnie współczesną sytuacją Polski, żywił uzasadnione obawy przed agresywnymi zamiarami hitlerowców, wyłożonymi w Mein Kampf Adolfa Hitlera, jeszcze bardziej ugruntowanymi w jego przekonaniach na zjeździe NSDAP, na który został zaproszony do Norymbergii (1936). Uwidoczniało się to w zainteresowaniach badawczych uczonego. Ukazały się teraz takie jego prace jak Mieszko I, powstanie państwa polskiego (1932) i wreszcie Rozwój terytorialny Prus w stosunku do ziem macierzYstych Polski (1937), przedtem w formie skróconej przekazywane w ramach powszechnych wykładów uniwersyteckich. Ukazując kolejne straty terytorialne Polski stwierdzał autor, że rozwój terytorialny Prus kosztem Polski był kamieniem węgielnym późniejszej potęgi politycznej tego państwa. Do problematyki ziem macierzystych Polski i Odry jako granicy zachodniej powracał Zygmunt Wojciechowski jeszcze wielokrotnie. W 1939 r. ukazała się jego praca Polska nad Wisłą i Odrą z podtytułem Studium nad genezą państwa Piastów, jego cywilizacją. Jak sam o tej ostatniej pracy pisał, autorowi nie chodziło tylko o zdanie sprawy z wyników badań, ale i pokusił się on o ujęcia własne: "Ośrodkiem zaś tematycznym pozostawała sprawa powstania lub nie powstania państwa polskiego w drodze najazdu normańskiego. Był to ówczesny swoisty slogan hitlerowski i należało mu się przeciwstawić z tego właśnie punktu widzenia . . . Dziś nikt w rozsądny sposób nie może mówić o normańskim podboju Polski. Ale w tym czasie było to hasło dnia i w nawiązaniu do tych rzekomych tradycji zajmowano Polskę w 1939 roku". Doceniał Zygmunt Wojciechowski znaczenie utrzymywania kontaktów nauki polskiej z zagranicą. Zdawał sobie sprawę, że należy szerzej udostępniać rezultaty polskich badań naukowych, ażeby informacje w tym względzie nie szły ze strony niemieckiej. Dużą więc jego zasługą było ożywienie kontaktów naukowych Polski z innymi krajami europejskimi, w szczególności '"" Francją i Czechosłowacją. Praca jego o prawie rycerskim przełożona została na język niemiecki. W języku angielskim wydał rozprawę o Mieszku I, a o rozwoju terytorialnym Prus - w języku francuskim. Publikacje jego były często omawiane w wielu zagranicznych czasopismach naukowych. W 1935 r. opracował Wojciechowski program badań dla Instytutu Bałtyckiego. Obejmował on swym zasięgiem nader szerokie terytorium ziem Jon Wąsicki dawnej Polski, nie tylko bowiem Pomorze Gdańskie, ale i Pomorze Zachodnie, Ziemię Lubuską a wreszcie i Prusy Wschodnie. Nie chodziło przy tym wyłącznie o badania naukowe, ale też o popularyzowanie ich wyników wśród społeczeństwa. Rozwinęła się owocna współpraca prof. Wojciechowskiego z funkcjonującymi od 1919 r. Powszechnymi Wykładami Uniwersyteckimi, na których czele stał od 1930 r. Wykłady te obejmowały swym zasięgiem również ziemie leżące poza granicami Wielkopolski, a konspiracyjnie także i tereny Warmii. Dominowała w nich problematyka historyczna, do współpracy zaś starano się pozyskać profesorów z Krakowa, Warszawy i Lwowa. Usiłował Wojciechowski swą pracą publikacyjną podnieść znaczenie województw zachodnich dla Polski, które dzięki najmniejszemu odsetkowi mniejszości narodowych winny zajmować należne im miejsce w wewnętrznej polityce państwa. Wykazując np. politykę Niemiec w stosunku do swych ziem przygranicznych, które otaczały szczególną opieką gospodarczą, uważał, że należy to samo czynić w stosunku do polskich Ziem Zachodnich. Lata okupacji hitlerowskiej (1939 -1945) spędził prof. Wojciechowski głównie w Krakowie. Nie ustawał w tym czasie w pracy naukowej. W 1943 r. wydał w konspiracji, pod pseudonimem Karol Szajnochy, pracę Szkice historyczne, która następnie - w 1946 r. - ukazała się pod tytułem Polska- Niemcy - dziesięć wieków zmagania. Aktywnie działał w Tajnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich. Mobilizował do pracy swych uczniów, przeprowadzał przewody habilitacyjne. Dzięki temu zaraz po wojnie ukazać się mogła tak potrzebna wówczas praca naukowa, jak np. Zdzisława Kaczmarczyka Kolonizacja niemiecka na wschód od Odry (1946). Sam Zygmunt Wojciechowski napisał podczas okupacji jeszcze Stosunki polsko-niemieckie i problemy Europy Środkowej. Krystalizowała się w okresie okupacji koncepcja przyszłego ośrodka badawczego nad dziejami okupacji niemieckiej, problematyką polsko-niemiecką a jednocześnie Ziemiami Odzyskanymi i nowym kształtem Polski Ludowej - Instytutu Zachodniego. Prof. Wojciechowski czynnie uczestniczył w zachodzących w Polsce przemianach, w przeciwieństwie do wielu innych pracowników naukowych pozostających w tych początkowych latach na boku. Na jubileuszu trzydziestolecia swej pracy naukowej, podsumowując swoją działalność naukową i społeczną, stwierdził: "Ogarniając jednym spojrzeniem okres dziesięcioletniej działalności mojej w Instytucie Zachodnim trzeba powiedzieć, że w tym czasie zrealizowały się moje poglądy na miejsce Polski w świecie. Polacy uzyskali wreszcie właściwą sytuację geograficzną zgodną z naukami historii. Dlatego też wysiłek mój w ostatnim dziesięcioleciu szedł w tym kierunku, aby społeczeństwo polskie zrozumiało, że znalazło się w sytuacji optymalnej, że w warunkach Polski Ludowej uzyskało elementy najpełniejszego rozwoju narodowego [...] z tą Polską zrosłem się naj silniej i czuję się za los jej współodpowiedzialnym" . Jego działalność po roku 1945 była tego dowodem. W memoriale założycielskim Instytutu Zachodniego stwierdzono, że jego działalność "oparta jest na współpracy uczonych wszystkich uniwersytetów polskich zajmujących się zagadnieniami polsko-niemieckimi i mogącej służyć wynikami tych badań władzom rządowym, organizacjom społecznym w zakresie potrzeb wewnętrzno- i zewnętrznopolitycznych państwa" . Wytyczone w latach 1945 - 1946 kierunki pracy naukowej Instytutu kontynuowane są z niewielkimi zmianami do dzisiaj. Warto tu przypomnieć wydane tomy Documenta Occupationis Teutonicae - pierwsze rozprawy na temat podstaw prawnych granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Instytut pragnął przybliżyć społeczeństwu polskiemu Ziemie Odzyskane wydając dziesięciotomowy cykl monografii pod ogólnym tytułem Ziemie Staropolski, utrwalających ich historyczną przeszłość, ukazujących ich stan gospodarczy, zniszczenia wojenne, piękno przyrody, perspektywy rozwojowe oraz dokonania ludzi, którzy zaraz po wyzwoleniu przywracali na nich życie i polskość. We wszystkich tych poczynaniach widać było Zygmunta Wojciechowskiego, a każdy niemal numer wydawanego przez Instytut "Przeglądu Zachodniego" zawierał jego artykuł. Profesor wprowadzał też nowe formy pracy zespołowej, w szczególności przy opracowywaniu Ziem Staropolski. Na tereny te kierowano ekspedycje złożone ze specjalistów z poszczególnych dziedzin wiedzy. Jak pisano we wstępie do tomu poświęconemu Ziemi Lubuskiej: "ekspedycja dokonała objazdu 4000 km na Ziemi Lubuskiej, docierając do każdego miasta, do każdej niemal wsi czy kościoła, do każdego większego zakładu przemysłowego, do wszystkich archiwów, gmachów administracyjnych, chat autochtonów". I choć dzieło ito wydane zostało w 1950 r., nic nie zatraciło ze swego autentyzmu opisywanych czasów, trudu pionierów budujących podwaliny dzisiejszego życia na tych terenach. Nieraz więc będzie się po nie sięgać, by ukazać młodym pokoleniom prace ich ojców. Takie też było założenie tego wielkiego dziesięciotomowego cyklu. Na IV Sesji Rady Naukowej dla zagadnień Ziem Odzyskanych, jaka odbyła się 18 grudnia 1946 r., Zygmunt Wojciechowski wskazywał na konieczność demonstrowania polskości tych terenów poprzez pracę instytutów, towarzystw naukowych, bibliotek, szkół i uniwersytetów. Rysował , przyszły kulturalny i naukowy ich kształt. Owczesne jego projekty nabierały szybko realnych kształtów, a jego uczniowie kontynuowali na tych ziemiach podjętą przez niego pracę. Zresztą, by nie być gołosłownym, przypomnijmy, że organizował Zyg Jan Wąsicki munt Wojciechowski w Osiecznej koło Leszna, począwszy od 1946 f., kursy dla inspektorów szkolnych, na których zapoznawał ich z problematyką Ziem Odzyskanych - od historii począwszy a na zagadnieniach przyrodniczych skończywszy. Zdawał sobie bowiem dyrektor Instytutu Zachodniego sprawę z tego, że na ludziach tych ciąży obowiązek przekazania młodemu pokoleniu rzetelnej wiedzy o tych ziemiach. W początkowej działalności opierał się głównie na pracownikach Wydziału Prawa - nie tylko, że sam był z tym Wydziałem związany, ale w pierwszym rzędzie dlatego, że nie przeszłość odgrywała wówczas dominującą rolę, ale sprawą najważniejszą było uświadomienie społeczeństwu podstaw prawnych nowych granic, traktatów w Jałcie i Poczdamie, przesiedlenia ludności polskiej i osiedlenia jej na Ziemiach Odzyskanych, wysiedlenia ludności niemieckiej, wprowadzania polskiej administracji, tworzenia polskiego szkolnictwa a wreszcie odbudowy gospodarczej. Spośród wielu pracowników zatrudnionych w Instytucie Zachodnim niektórzy musieli zmienić swe dotychczasowe zainteresowanie naukowe, aby móc sprostać w swej obecnej pracy badawczej społecznemu zapotrzebowaniu. Stanowiło to dowód nie tylko dojrzałości politycznej tych pracowników, ale i właściwego usytuowania Wydziału Prawa nie tylko na Uniwersytecie. Trzeba stwierdzić, że siłą napędową był tu znowu Zygmunt Wojciechowski. Dysponował bowiem nie tylko słowami zachęty, i ,to w stosunku do najmłodszych pracowników, ale możliwościami druku ich prac zarówno w Instytucie jak i Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk, którego był sekretarzem naukowym a następnie prezesem. Pragnę tu jeszcze zwrócić uwagę na czasopismo wydawane przez Instytut, o którym często się zapomina, bowiem ukazywało się jedynie przez trzy lata, noszące tytuł "Administracja i Samorząd na Ziemiach Odzyskanych". Przeznaczone było ono dla pracowników administracji publicznej na tych Ziemiach. "Wszystkich ożywia jedno pragnienie - pisano w pierwszym numerze - aby działalność ich była celowa i praworządna i w pełni zaspokajała potrzeby organizującego się tam społeczeństwa, wiązała na zawsze te ziemie z Macierzą, ugruntowała u obcych przekonanie i szacunek dla administracji polskiej - obaliła nieufność i uprzedzenie, jakie wśród obcych panują co do naszych uzdolnień administracyjnych" . Oprócz tekstów, ustaw, komentarzy, znaleźć w nIm można było artykuły, które organizującej się władzy i urzędnikom dawały świadomość, że działają nie tylko na podstawach historycznych, ale i prawnych. Warto podać tytuły takich artykułów jak np.: Podstawy prawne granicy OdraNysa; POzYcja prawna Ziem OdzYskanych; Podstawy prawne wysiedlania ludności niemieckiej Z Polski. Znaleźć można było tu także artykuły in formujące o ludności autochtonicznej oraz regulujące istotne w tym czasie problemy obywatelstwa. Nie ograniczał się Zygmunt Wojciechowski jedynie do organizacji badań naukowych w Instytucie Zachodnim, ale wraz z Janem Rutkowskim opracowywał też nowe zasady organizacji nauk historycznych na Uniwersytecie. Było to zresztą rozwdnięcie przedwojennych prób reorganizacji wydziałów, które udało się zrealizować w stosunku do katedr historyczno-prawnych i historii gospodarczej. Doprowadzono do wspólnych dyskusji nad planami badawczo-naukowymi, rozkładem zajęć i dyżurów. Te powojenne doświadczenia zaowocowały dużą liczbą doktoratów i habilitacji przeprowadzonych pod kierunkiem Zygmunta Wojciechowskiego. Wymienić tu można choćby nazwiska takich uczniów Profesora jak: Zdzisław Kaczmarczyk, Józef Matuszewski, Michał Sczaniecki, Kazimierz Kolańczyk. Odbiciem przedwojennych jeszcze starań była też próba rozszerzenia tej działalności w 1946 r., kiedy to mimo rozlicznych jeszcze oporów zarysował się projekt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Poznańskiego, obejmującego dwanaście katedr historycznych z trzech wydziałów. Dyrektorem tego Instytutu był prof. dr Jan Rutkowski. Utrzymał się on jednak do śmierci tych dwóch wybitnych uczonych, ale - jak się okazało - myśli ich wybiegły daleko poza dzień dzisiejszy. Stan zdrowia nie pozwalał Zygmuntowi Wojciechowskiemu na intensywne zajmowanie się dydaktyką, nie mówiąc już o wielu obowiązkach organizacyjnych i społecznych. Opracował jednak znakomity podręcznik dla studentów Państwo Polskie w wiekach średnich, który pod względem zwięzłości, prostoty słowa do dnia dzisiejszego wyróżnia się spośród wielu późniejszych opracowań. Ale na jego dość rzadkie wykłady przychodzili tylko ci słuchacze, których zainteresowania wybiegały daleko poza pensum obowiązujące z tego przedmiotu. Nie pomijał też nauki historii państwa i prawa, z którą to dziedziną był szczególnie związany. Dbał o jej rozwój zwłaszcza w okresie, gdy pełnił ważne funkcje w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Prof. Wojciechowski był też współzałożycielem "Czasopisma Prawno-Historyczne". Dbał by na jego łamach drukować mogli swe prace uczeni zagraniczni, w szczególności czescy. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk wydawało Studia nad historią prawa polskiego założone przez Oswalda Balzera, a kontynuowane przez Zygmunta Wojciechowskiego. W serii tej ukazały się m. in. pełne teksty Statutów Kazimierza Wielkiego, Konstytucje Sejmowe z 1793 r. Uako Volumina Legum t. X) oraz liczne monografie. Imię jego zyskało sobie trwałe miejsce zarówno w dziejach nauki polskiej, jak i polskiej kultury. Jego członkostwo w Polskiej Akademii Nauk było godną kontynuacją członkostwa Polskiej Akademii Umiejętności. Jan Wąsicki Mimo obowiązków organizacyjnych i naukowych, podejmował Zygmunt Wojciechowski liczne działania społeczne. W maju 1950 r. powołany został przez Sejm Ustawodawczy na członka Komisji Konstytucyjnej. Piastował też od roku 1954 godność radnego Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu, zajmując się w niej sprawami oświaty. Zasługi położone przez Zygmunta Wojciechowskiego spotykały się , z uznaniem ze strony społeczeństwa i władz Polski Ludowej. Swiadczyły o tym m. in. przyznane mu odznaczenia: Krzyże Of1icerski (1948) i Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (1954). Zmarł w Poznaniu dnia 14 października 1955 r. MAGDALENA WARKOCZEWSKA RODZINA MOTTYCH W POZNANIU 1806-1986 W roku 1806 przybył do Poznania, aby zaraz udać się w dalszą drogę do majątku Mielżyńskich w Chobienicach, młody, szesnastoletni Francuz Jean Motty. Był synem JAana - francuskiego oficera kawalerii i Anny Marii z Bachmannów. Po śmierci matki, ojciec wysłał go do Polski, gdzie przebywała już jego ciotka Louise Noizieres. Odtąd losy Jana Mottego i jego potomków splotły się z Polską i Wielkopolską, a piękna dewiza rodzinna Mottych: Probite - Lumiere - Trava.il (Prawość - Oświata - Praca), którą kierował się w swym pracowitym życiu, przyświecała także jego dzieciom i wnukom. Jan Mott y wkrótce rozpoczął pracę w domu Józefa Mielżyńskiego w Miłosławiu jako nauczyciel języka francuskiego. W 1812 r. otrzymał stanowisko nauczyciela języka francuskiego i historii naturalnej - czyli, przyrody - w Szkole Departamentowej w Poznaniu, wkrótce przekształ Jan Mott y Apolonia Mott y z Herwigów Magdalena Warkoczewska Marceli Motty Stanislaw Motty conej w słynne Gimnazjum Marii Magdaleny. Niebawem, w 1817 r., ożenił się z Apolonią Herwig, córką Tekli z Klimeckich (zm. 1855) i Augusta z pochodzenia Niemca, urzędnika celnego. Mieszkali początkowo na Starym Rynku, potem do ok. 1845 r. na drugim piętrze domu przy ul. Wodnej, z oknami wychodzącymi na pi. Kolegiacki, w pięknej, stojącej do dziś kamienicy, należącej wówczas do bogatej kupieckiej rodziny Ber, gerow. Żywot Jana upływał w domu przy ul. Wodnej spokojnie i w miarę dostatnio dzięki temu, że poza zajęciami w szkole uczył na pensji dla dziewcząt, prowadzonej przez teściową Teklę Herwigową, udzielał lekcji języka francuskiego synom namiestnika Antoniego Radziwiłła i aż do 1854 r. prowadził pensjonat dla chłopców - uczniów poznańskich szkół. W Gimnazjum Marii Magdaleny pracował lat trzydzieści cztery, ciesząc się powszechnym szacunkiem jako człowiek i pedagog. Mimo licznych obowiązków, znajdował czas na pisanie i wydał Precis de 1'histoire de la litterature francaise (1825) i Wstęp do historii naturalnej (1823, przetłumaczony także na język niemiecki). Po przejściu na emeryturę w 1846 r. nadal uczył w prywatnej szkole dla dziewcząt, a nawet przez pewien czas był jej dyrektorem naukowym. Zmarł w roku 1856. Z Apolonią miał troje dzieci: Marcelego (1818 - 1898), Walentynę (1823 - - 1859) i Stanisława (1826 - 1900). Z tej trójki największą popularność, a nawet sławę uzyskał Marceli, który poszedł w ślady ojca. Po ukończę nIu Gimnazjum Marii Magdaleny w 1836 r. studiował w Berlinie filologię, głównie języki starożytne, słuchał wykładów znanych filologów berlińskich, m. in. Augusta Boeckha, chodził - jak wszyscy wówczas - na wykłady uczniów Wilhelma Hegla. W 1840 r. uzyskał doktorat i zdał egzamin uprawniający do nauczania w szkołach. Pierwszą posadę objął w Międzyrzeczu jako nauczyciel w szkole realnej. Tam właśnie poznał swą przyszłą żonę Walerię, córkę polskiego oficera z czasów napoleońskich Augusta Bukowieckiego. Pracę pedagogiczną przerwał na rok, ponieważ uzyskał stypendium rządowe na wyjazd do Francji w celu pogłębienia wiedzy naukowej i pedagogicznej, szczególnie historiografii francuskiej. Wrócił w 1843 r. już do Poznania, do Gimnazjum Marii Magdaleny. W 1846 r. został jednak ze szkoły tej karnie usunięty, ponieważ odmówił przeprowadzenia kontroli mieszkań swoich uczniów zamieszanych w ówczesne wydarzenia rewolucyjne. Wydawało się, że do swego ulubionego zawodu nie będzie już mógł powrócić, postanowił więc, zmuszony okolicznościami, zostać leśnikiem. Nastąpił wtedy w jego życiu okres niepokoju, zniechęcenia spowodowany głównie brakiem przekonania do podjętej praktycznej i teoretycznej nauki leśnictwa w szkole w Neustadt-Eberswalde. Zajęcie to urodzonemu humaniście i pedagogowi wydawało się nudne i jałowe. Na szczęście obawy okazały się przedwczesne - po ogłoszeniu amnestii w 1850 r. mógł znowu podjąć pracę pedagogiczną najpierw w Gimnazjum Marii Magdaleny Uako nauczyciel zwyczajny z pensją 550 talarów rocznie), a od 1853 r. jako pierwszy nauczyciel wyższy w szkole realnej. Podobnie jak ojciec, prowadził też pensjonat dla chłopców i nauczał w wyższej szkole dla dziewcząt, którą po śmierci ojca kierował aż do 1892 r. Jak większość sobie współczesnych, nie poprzestawał na pracy zawodowej, ale podejmował się też wielu innych zajęć - w latach 1848 - -1849 był redaktorem "Gazety Polskiej", jednym z założycieli "Dziennika Poznańskiego", zajmował się publicystyką i tłumaczeniami dzieł autorów starożytnych. Działał społecznie w wielu organizacjach, a przede wszystkim w Towarzystwie Naukowej Pomocy w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk i w kole towarzyskim. Był człowiekiem wszechstronnym, powszechnie lubianym, szanowanym, otoczonym wieloma przyjaciółmi. Największym jednak tytułem do sławy i pamięci potomnych stały się jego felietony publikowane w "Dzienniku Poznańskim" w latach 1865 - 1867 jako Listy Wojtusia Z Zawad do Pafnusia i Przechadzki po mieście (1888 - 1892), które pozostały znakomitym materiałem źródłowym dla dziejów dziewiętnastowiecznego Poznania, kopalnią wiadomości o mieście i ludziach. Marceli ożenił się w 1849 r. z Walerią Bukowiecką i miał z nią sześcioro dzieci: Jana (1850 - 1924), Władysława (1851 - 1894), Franciszkę za 2 Kronika 1 Magdalena Warkoczewskamężną Radzimińską (1853 - 1883), Karola (1856 - 1928), Walentynę (1860 - - 1878) i Marię (1865 - 1887). Siostra Marcelego Walentyna wyszła za mąż za jednego z najwybitniejszych Wielkopolan tej epoki - Hipolita Cegielskiego, którego od dawna łączyła z Marcelim głęboka przyjaźń. Małżeństwo nie trwało jednak długo · - ukochana żona Hipolita zmarła po kilkunastu latach, pozostawiając troje dzieci - Stefana - dziedzica fabryki Cegielskich, Karolinę - żonę lekarza Piotra Sęckiego i Zofię - żonę słynnego historyka z Krakowa Michała Bobrzyńskiego. Stanisław, młodszy brat Marcelego, prawnik po studiach w Berlinie i Heidelbergu, osiadł w Poznaniu i sprawował urząd sędziego, potem radcy sądu okręgowego, był działaczem parlamentarnym i pracował także w wielu organizacjach ważnych dla sprawy polskiej pod zaborem pruskim. Z Michaliną Danysz miał trzy córki: Irenę - zamężną Ciświcką, Paulinę - żonę Stefana Cegielskiego i Janinę. Spośród dzieci Marcelego wyróżniło się szczególnie dwóch synów: Jan i Władysław. Jan Mott y Władysław Mott y Karol Mott y Najstarszy syn Jan był prawnikiem, długoletnim adwokatem i notariuszem w Grodzisku Wielkopolskim, oddanym obrońcą praw ludności polskiej w trudnym okresie nasilonego pruskiego ucisku. Ceniony przez współczesnych jako doświadczony prawnik i nieskazitelny człowiek - został powołany po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. na pierwszego polskiego prezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Na tym stanowisku wniósł duży wkład w organizację polskiego sądownictwa w Wielkopolsce. Przejawiał także tradycyjne w rodzinie zamiłowania literackie, publikując na łamach prasy recenzje z książek, własne wiersze i "obrazki ze stosunków wielkopolskich". Władysław natomiast był zdolnym rysownikiem o bujnej wyobraźni, pracowitym i płodnym ilustratorem; próbował swych sił także na pola literackim, pisząc dramaty sceniczne i powieści. Mało znana jego spuścizna warta jest niewątpliwie przypomnienia. Marceli II (1891 - 1962) syn Jana - adwokata walczył w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919. Wybrał zawód rolnika, ale - jak głosi rodzinna tradycja - i on zdradzał zamiłowania literackie. Gdy pokolenie dzieci Marcelego i Stanisława wkraczało w późny wiek, w roku 1906 przypadała setna rocznica osiedlenia się rodziny Mottych na ziemi polskiej. Urządzono wówczas wielki zjazd rodzinny, w którym udział wzięło potomstwo synów i córki przybysza z Francji Jana Mottego. W Hotelu Francuskim odbył się z tej okazji uroczysty obiad, którego menu przechowało się - jako jedyna pamiątka związana z wydarzeniem - w zbiorach Izabeli Sławskiej, córki Jana, owego adwokata z Grodziska Wielkopolskiego. Rodzina była wówczas liczna, obrosła w kolejne koligacje z wieloma poznańskimi i wielkopolskimi domami. Magdalena Warkoczewska Po osiemdziesięciu latach, w 1986 r. potomkowie rodziny Mottych po mieczu i kądzieli postanowili się spotkać w możliwie naj szerszym gronie, by zacieśnić nadwerężone rozproszeniem więzy rodzinne. Na zjazd w dniach 27 - 28 września 1986 r. stawiło się ponad czterdzieści osób, przedstawicieli co najmniej trzech kolejnych pokoleń. Najstarszą żyjącą reprezentantką rodziny była p. Gabriela Mott y, wnuczka Marcelego I, córka Karola. Przybyli także dwaj synowie Marcelego II - Jan Karol i Aleksander z synami Mieczysławem, Janem Stanisławem i Mariuszem. , Uczestnicy zjazdu - po nabożeństwie w kościele Sw. Wojciecha - złożyli kwiaty na starym grobie rodziny Mottych na Cmentarzu Zasłużonych (dawniej - cmentarz stary famy). W czasie wspólnego obiadu w "Bazarze" - który nawiązywał do obiadu z 1906 r. - przemówienia wygłosili: Jan Karol Mott y i prof. Tadeusz Korzybski. Wieczorem kontynuowano rodzinne spotkanie. Na drugi dzień wszyscy zebrali się w Muzeum Historii Poznania w Ratuszu, by wspólnie zwiedzić ekspozycję z XVIII i XIX w. i obejrzeć zgromadzone w zbiorach pamiątki związane z Mott ymI. Franciszka Mottówna Maria i Walentyna Mottówny MENU < . &!} <