A4 Tadeusz Świtała Jurka Kurczewskiego z ul. Świeżej, z tyłu za łazarską remIzą tramwajową. Pójdzie tam skoro świt. W sobotę pierwsza zmiana pracowała w wielu przedsiębiorstwach dlatego, że Polacy j e s z c z e zjawili się w miejscach pracy. Zjawili się także najgorliwsi Niemcy, niektórzy butni i nieokiełznani, jak ten dyrektor z DWM, który jeszcze przed samym wyjazdem z miasta bił polskich pracowników, albo ten "właściciel" sklepu spożywczego z ul. Bronisława Pierackiego, który wręczył zapasowe klucze Polce-ekspedientce z przykazaniem, aby wszystkiego pilnowała, bo on wyjeżdża. . . za Adwie na kilka dni. Henryk Tycner przekonał dziewczynę, aby otworzyła na chwilę sklep. Przez blisko dwie godziny sobotniego popołudnia ona i jej siostra oraz Henryk sprzedawali polskim klientom (innych już chyba nie było) wszystko co leżało na półkach. Wracano do domu z torbami makaronu, marmolady, cukru i mąki. Ale nie było chleba. Przed południem sprzedawano chleb na kartki, po dwa bochenki. Pierwsza zmiana w odlewni na Głównej przerwała w południe wytop i przystąpiła do demontażu cenniejszych maszyn. Wieczorem jednak niemiecki personel opuścił odlewnię na dwukonnym wozie, zabierając jedynie maszyny do pisania. Przed godz. 24 nastąpiła prawie zupełna samolikwidacja okupacyjnej władzy administracyjnej. Pozostała jednak policja, gestapo szalało jeszcze w Domu Żołnierza, funkcjonowała gilotyna na ul. Młyńskiej, mordowano w pobliskim Żabikowie. Gestapowcy spędzili tam do baraku chorych więźniów, niezdolnych do marszu, pozabijali ich, oblali benzyną i podpalili. Teresa Mateiska widziała, jak oprawcy wrzucili do płonącego baraku młodą dziewczynę. W nocy z soboty na niedzielę do Domu Żołnierza zjeżdżali gestapowcy z rodzinami z całego niemal województwa. Co chwila więźniowie zapędzani byli do wnoszenia waliz, koszy, pierzyn i innych gratów. We wszystkich pokojach na podłogach walały się sienniki, materace i słoma. 21 stycznia niedziela Niedzielny mroźny ranek wstał rześki. Z pierwszym brzaskiem ruszyła karawana zaprzęgów i saneczek "berlińskim szlakiem". "A miasto żyje w niecodziennym nastroju - pisał w pamiętniku Jan Małecki. - Niemców-cywilów już nie widać. Tłumy Polaków spieszą do kościołów, mimo że w powietrzu czuć już prochem. Byliśmy na godz. 9.30. Msza cicha, bez organów, przy akompaniamencie strzałów artylerii przeciwlotniczej. Od dzisiaj jesteśmy pozbawieni komunikatów wojennych, gdyż »Ostdeutscher« przestał wychodzić, a radio - przestało nadawać". Henryk Tycner wybrał się na Rynek Sródecki, bo tam mieszkałajego Bożenka. Stamtąd, razem z kuzynem Bożeny i jego dziewczyną, wyruszyli w kierunku śródmieścia. Na Moście Chwaliszewskim żołnierze umacniali workami piasku stanowisko armatki przeciwpancernej. Henryk, aby zawiązać sznurowadło buta, wszedł do pierwszej napotkanej bramy. Zdębiał. Było tam wielu żołnierzy w pełnym rynsztunku, z pistoletami maszynowymi d pancerzo. . WnICam1. Stefan Stuligrosz natomiast biegł na Łazarz z nadzieją, że do godz. 12 załatwi dach nad głową. "Ciocia Kurczewska" oświadczyła, że przyjmie ich z otwartymi ramionami i Stefan zawrócił na Sródkę. Ale w ciągu godziny stała się rzecz niepojęta. Na wysokości Mostu Dworcowego powstał gigantyczny korek czołgów i wozów opancerzonych. Stanął na chwilę, medytując, jak ominąć ten labirynt, gdy posłyszał za plecami nienawistny ryk. "Nadczłowiek" mierzył do niego iz karabinu. Dał susa między czołgi i popędził z ul. Kanałowej w Kolejową, by tunelem przedostać się na Wildę, a stamtąd na Sródkę. Wszystko na nic. Tunel przegrodzony był linią dział przeciwlotniczych. Zmartwiony wrócił do Kurczewskich. Inż. Zbigniewa Lutosławskiego niepokoiły opuszczone Zakłady "Cegielskiego", bowiem już w sobotę zauważył, jak plądrowano w nich magazyny. Z Górczyna, gdzie mieszkał, udał się na Wildę. Przepłoszył kil Jan Małecki Stefan Stuligrosz Inż. Zbigniew Lutosławski 5 Kronika miasta Poznania 1/85 ku myszkujących osobników; przyszli współtowarzysze pracy, mieszkający w pobliżu. Badano, w jakim stanie Niemcy zostawili Zakłady. Spodziewano się Rosjan lada godzina. Zamiast Rosjan jednak, wjechał na motocyklu podoficer Wehrmachtu i domagał się odpowiedzi, dlaczego w nocy przestała działać zakładowa elektrownia. Zanim mu to wyjaśniono, pojawiła się tyraliera esesmanów, którzy otworzyli do nich ogień; uratował Polaków podoficer, zaświadczając, że stanowili ochronę Zakładów do momentu przejęcia ich przez wojsko. Józef Klimowicz także miał niespokojne Józef Klimowicz sny. Rankiem poszedł do warsztatów głównych i przekonał się, że . .. wojska hitlerowskiego nie ma. Każdy następny, kto tego dnia zjawił się w warsztatach, wciągany był do samorzutnie powstającej pierwszej w mieście straży przemysłowej. Klimowicz siedział za stołem dyżurki, gdy zadzwonił telefon. Dzwoniący Niemiec twierdził, że mówi z Frankfurtu nad Odrą i spytał, jaka jest sytuacja, a także zapowiedział swój r y c h ł y powrót. Klimowicz poradził, żeby się nie spieszył i posłał go do wszystkich diabłów. Grupa polskich lekarzy: Zbigniew Pieniężny, Alfons Senger, Antoni i Lech Wieruszowie, Janina Wierzejewska oraz pielęgniarze i pielęgniarki zebrali się w podziemiach Szpitala Miejskiego przy ul. Szkolnej (ewadr Zbigniew Pieniężnydr Alfons Senger Helena Kasprzak Michał Linkowskikuowanego częściowo tegoż dnia) i postanowili opiekować się chorymi opuszczonymi przez Niemców. Leżeli oni w piwnicy, gdyż oddział żołnierzy niemieckich urządził w szpitalu punkt oporu. W godzinach rannych rozlepiono odbitą na powielaczu odezwę komendanta twierdzy An die deutsche Bevolkerung der Stadt Posen (Do ludności niemieckiej miasta Poznania). Ludności tej już w mieście nie było. Mattern żądał, by opuściła ona natychmiast Poznań, jednocześnie ogłosił go twierdzą. Po nadejściu meldunku, iż "katukowcy" zdobyli Gniezno i Wrześnię, dowódca XXI Okręgu Wojskowego gen. Herbert Petzel spakował manatki i przeniósł się do nowej stolicy województwa .Nowego Tomyśla. Za nim podążył wyższy dowódca SS i policji Heinz Reinefahrth, a wieczorem reszta pomniejszych dygnitarzy. Ok. godz. 15 wyruszyła spod Domu Żołnierza cała karawana samochodów, z wozem szefa na czele. Udawała się w kierunku Frankfurtu nad Odrą. Pozostała dość liczna grupa dozorców i oprawców. Kazali oni więźniom znosić akta i układać je w stos 10X5X4 m, który podpalili. 22 stycznia poniedziałek Nie udało się Stefanowi Stuligroszowi przedostać do śródmieścia, ale udało się parze farmaceutów: Helenie Kasprzak i Michałowi Linkowskiemu. Wyposażeni wcześniej w dokumenty, poszli do Prezydium Policji przy ul. Ratajczaka po zdeponowane tam w sobotę klucze do apteki przy parku Wilsona. Za pretekst posłużyła konieczność spuszczenia wody z kaloryferów. Przekonali się, że policja jeszcze "pracuje" i ostatni raz przed zagładą obejrzeli śródmieście swego Poznania. Klu 5« Tadeusz Świtała Pierścień [ortów wokół miasta (1945). I - R6der, la - Boyen, II Stiilpnagel, IIaTiimen, III - Gr6ber, Ilia - Prittwitz (nowy), IV - Hake, IVa - Waldersee II, V - Waldersee I, Va - Bonin, VI - Tietzen, Via - Stockhausen, VII - Colomb, Vlla - Strothe, VIII - Grolman (nowy), Villa - Rohr, IX - Briinneck, IXa - Witzleben. 1 - Radziwiłł, 2 - Prittwitz (stary), 3 - Rauch, 4 - Grolman (stary). Linia ciągła oznacza budynki mieszkalne i urzędowe przystosowane przez Niemców do obronyczy im nie wydano. Człapali po zabrudzonym śniegu, bo tramwaje już , nie kursowały. Po obu stronach ul. Focha, aż po wylot ul. Sniadeckich, stały rzędy czołgów. Co pewien czas legitymowała ich żandarmeria polowa. Wróciwszy do mieszkania Heleny Kasprzak przy ul. Drużbacki ej la, postanowili uruchomić punkt sanitarny. Na drzwiach wejściowych Linkowski zawiesił znak Czerwonego Krzyża. Zamierzali udzielać pomocy wszystkim potrzebującym. Takich było wielu, gdyż wieść o punkcie sanitarnym obiegła szybko sąsiednie ulice. Rentgenotechnik Jerzy Pawlak w tym czasie zgłosił się do pracy w "polskim" szpitalu przy ul. Szkolnej. Niemieccy lekarze uciekli w so Miejsce przeprawy radzieckich oddziałów przez Wartę pod Czapurami botę. Konsternacja. Do szpitala, który faktycznie nie istniał - samochody sanitarne Wehrmachtu zwozić zaczęły rannych żołnierzy z okolic Pobiedzisk. Zapewne tych, którzy usiłowali zatrzymać rozpędzonych "katukowców". Zbaraniał również niemiecki dowódca "punktu oporu". I ... Polacy zajęli się rannymi. Z tego kierunku spodziewano się (i słusznie) pierwszego uderzenia radzieckich wojsk. Dowódca odcinka wschodniego płk Ernest Goneli bezlitośnie wyrzucał Polaków z domów, by uczynić z lichych przecież kamieniczek "gniazda oporu". Maruderów z rozbitej 9. armii hitlerowskiej placówki Gonella wcielały do swoich szeregów. Rozpoczęła się pierwsza faza bitwy o Poznań, trwająca cztery dni (do 25 stycznia), a polegająca na oskrzydleniu miasta oraz próbach opanowania go natarciem związków pancernych z marszu. Szarża kompanii czołgów z brygady zmechanizowanej płk. Aleksieja Anafimowa, prowadzona szosą warszawską, utknęła na przeszkodach przeciwczołgowych w okolicach Antoninka. Ogień artylerii przeciwpancernej unieruchomił cztery czołgi. W tym samym czasie zmechanizowany 1. batalion piecho Tadeusz Świtała ty kpt. Aleksieja Kunina z 20. brygady zmechanizowanej gwardii zajął Krzesiny, wypierając Niemców z lotniska i zakładów "Focke- Wulf'. Kunin - pilotowany przez Polaków - jeszcze przed zachodem słońca dotarł do brzegu Warty pod Czapurami. Po lodzie przeprawiono na drugi brzeg lekki sprzęt batalionowy. Powstał przyczółek, który po kilku dniach stał się drogą głównych sił radzieckich prących na zachód. W godzinach rannych rozplakatowano Odezwę do ludności miasta Poznania w języku niemieckim (Anruf an die Bevolkerung der Stadt Posen) , a w godzinach południoAleksander Hajdrowski w y c« także wersję polskojęzyczną, zatytułowaną Do ludności miasta Posen. Było to takie samo wezwanie jak do ludności niemieckiej, oznajmiające, że od godz. 14 odchodzić będą z Dworca Głównego dodatkowe pociągi przeznaczone dla ludności cywilnej (czyli Polaków). Wyjazd - bez biletów i przepustek. Zabierać - tylko najpotrzebniejszy bagaż. Naliczono 22 takie pociągi kursujące wahadłowo w kierunku zachodnim i południowo-zachodnim. Wezwania Matterna posłuchało ok. 20 tys. Polaków. Byli to zwiezieni do Poznania na roboty przymusowe, usiłujący w ten sposób powrócić do domu, oraz niektórzy mieszkańcy Osiedla Warszawskiego i Sródki, wypędzeni przez oddziały Gonella. W południe, kiedy toczył się bój na szosie warszawskiej, pierwsze pociski radzieckie padły na klasztor przy ul. Wronieckiej oraz okolice ul. Wodnej i Garbar. A później, ok. godz. 19.30, spadł na Stare Miasto grad pocisków. Pod gruzami domu przy ul. Woźnej 11 zginęła rodzina Tuczyków. A gestapowcy nadal szaleli. Ok. godz. 10 jakieś nie zidentyfikowane "komando śmierci" przywlokło na cmentarz żabikowski trzydziestu trzech nikomu nie znanych więźniów i rozstrzelało ich nad wykopanym grobem. O godz. 11 na dziedzińcu Domu Żołnierza na ciężarówkę wpędzono skutych piętnastu żołnierzy radzieckich i jedną kobietę. Konwojowało ich sześciu gestapowców, z oficerem. Wrócili po godzinie, uśmiechnięci i zadowoleni, z papierosami w zębach. Józef Klimowicz przyszedł tego dnia do "normalnej" służby wartowniczej w warsztatach głównych. Ni stąd, ni zowąd na teren zakładów wjechał pociąg roboczy (parowóz i trzy wagony), z dobrze uzbrojoną grupą żołnierzy Wehrmachtu. Na oczach bezradnych Polaków załadowali cenne urządzenia, m. in. maszynę do gięcia blach, dwa konie i siedemnascle wieprzków z gospodarstwa stołówkowego. Klimowicz pocieszał się jedynie, że nie dojadą do miejsca przeznaczenia. I miał rację, bowiem pociąg został zatrzymany na dworcu w Opale nicy. W tym czasie Aleksander Hajdrowski tworzył służbę wartowniczą w opuszczonej przez Niemców fabryce " Maggi" na Głównej . Należeli do niej m. in. Leon N owacki. Marian Preiss i Józef Barciński. Z braku paliwa, elektrownia miejska pracowała na pół obrotach. 23 stycznia wtorek W nocy z poniedziałku na wtorek trwały zażarte walki o przeprawę w Czapurach. 1. batalionowi Aleksieja Kunina przyszła z pomocą artyleria przeciwpancerna. Kunin odparł ataki Niemców z Lubonia, a nad ranem pogłębił przyczółek do' 2 km, aż po nasyp linii kolejowej Poznań-Czempiń, i wzdłuż Warty do pięciu kilometrów. Mimo ognia artylerii niemieckiej, przy pomocy ludności z Czapur, Babek i Wiórka, korzystając z silnego mrozu, zaczęto budować między Czapurami a leśniczówką Kątnik przeprawę z drewno-lodu. Po tej kładce na lodzie przejechały na drugi brzeg transportery opancerzone i samochody pancerne płk. Aleksieja Anafimowa. Lód załamał się jednak pod działem pancernym. Gen. Iwan Driemow skierował do Czapur saperów, by zbudowali most niskowodny. Pracowali pod ogniem z fortów starołęckich i atakowani z niemieckich bombowców z Ławicy. Anafimow otrzymał więc rozkaz uderzenia na Luboń i Zabikowo. W tym samym czasie jednostki pancerne z armii Michaiła Katukowa osiągnęły obwodnicę kolejową Starołęka - Franowo - Swarzędz, między Garaszewem a Kobylnicą, i - brygada zmechanizowana płk. Nikołaja W. Smirnowa z 11 korpusu pancernego gwardii - wyszły na brzeg Warty powyżej Owińsk, w okolicach Czerwonaka. Przed południem (o godz. 11.15) saperzy nIemIeccy wysadzali w powietrze magazyny amunicji. Bardzo ucierpiała z tego powodu fabryka "Maggi" . Posterunki niemieckie na przejściach przez Wartę nie przepuszczały już osób cywilnych. Wobec bojkotu odezwy, Mattern wydał w języku polskim zarządzenie o "natychmiastowej i całkowitej ewakuacji terenu miasta" do godz 12 dnia 24 stycznia. Na dworcu miały stać pociągi ewakuacyjne. Jeśli ewakuacja "nie zostanie uskuteczniona dobrowolnie - groził - będzie ona przeprowadzona przymusowo". Pogróżki te nie wywarły na poznaniakach wrażenia. Zaczęła się prawdziwa wojna. Od pocisków artyleryjskich zapaliły Tadeusz Świtała "Maggi" - budynek fabryczny nr 1 ucierpiał już w dniu 23 stycznia, a zdewastowany został podczas walk lutowych 1945 rsię cysterny ze spirytusem w "Akwawicie" przy Grochowych Łąkach. Czynna tam jeszcze straż pożarna została wzmocniona przez Polaków przeszkolonych w obronie przeciwlotniczej. Cóż mogli jednak uczynić? Pożar rozszerzał się. Edmund Olachowski ok. godz. 19 usiłował przejść przez Kaponierę na Jeżycach, do domu rodziców. Oddział saperów przygotowywał się do wysadzenia Mostu Uniwersyteckiego i nikogo już nie przepuszczał. Wrócił do narzeczonej na Piekarach. Pod osłoną nocy (z wtorku na środę), po niepowodzeniach w forsowaniu Warty między Czerwonakiem a Bolechowem, kpt. Iwan Urukow - dowodzący batalionem piechoty zmotoryzowanej 40. brygady pancernej - przeprawił się wpław na zachodni brzeg Warty między Czerwonakiem a Kozimigłowami na wysokości Różanego Młyna. Broń transportowano na wrotach z pobliskiej stodoły. Jeszcze w nocy Urukow - wspierany ogniem z dział pancernych oraz artylerii korpuśnej · - poszerzył przyczółek do 3 km w kierunku północnym. Wyczynem dnia był jednak nocny rajd grupy zwiadowczej 20. brygady zmechanizowanej gwardii, pod dowództwem mjr. Iwana Mironowa (trzy samochody pancerne i cztery transportery opancerzone). Mironów obszedł skrycie miasto przez Żabikowo i zaatakował lotnisko na Ławicy od zachodu, z kierunku, z którego Niemcy uderzenia się nie spodziewali. Co tam się działo w ciągu tych kilkunastu minut śmiałego ataku! Ogar Miejsce przeprawy grupy kpt. Iwana Urukowa między Czerwonakiem a Kozimigłowami, na wysokości Różanego Młyna Tadeusz Świtała nięta paniką załoga sama zniszczyła ponad sto znajdujących się tam samolotów. A o to właśnie chodziło, aby przestały one nękać przeprawy pod Czapurami i Różanym Młynem. 24 stycznia środa Pod Czapurami przeprawiały się już główne siły 8. korpusu zmechanizowanego gwardii. Od godz. 16, obok mostu niskowodnego o nośności 60 ton (dla czołgów), czynny był także drugi, o nośności 16 ton, dla artylerii i ciężarówek. W godzinach popołudniowych dotarły pod Poznań Marsz. Wasilij C kowi rozpoczęły atak na twierdzę od wschodu oddziały 29 korpusu 8. armii gwardii, dowodzonego przez gen. Manasija Szemienkowa. Jego sztab mieścił się w Swarzędzu. W południe dowodzący operacją poznańską gen. Wasilij Czujkow przybył do sztabu 1. armii pancernej gwardii w Głuszynie, gdzie spotkał się z gen. Michaiłem Katukowem. Ważne to były rozmowy; ustalono bowiem, że "katukowcy" ominą Poznań i posuwać się będą ile mocy 'w gąsienicach, ku Odrze. Na zdobycie Poznania powinny wystarczyć związki taktyczne podległe gen. Czujkowowi i gen. Wasilijowi Kołpakczemu .. A "Akwawit" wciąż płonął, ogień rozszerzał się. Ludność ze Starego Miasta poszukiwała chleba. Ostatnia piekarnia na ul. św. Wojciecha przestała go wypiekać. Znowu zabici i ranni przy ul. Woźnej i Wielkiej. Mattern machnął ręką na niesfornych Polaków. Zresztą dokąd te "pociągi ewakuacyjne" mogły jeszcze dojechać? Kilometr za miasto? W Domu Żołnierza zaś, po zwiezieniu odpowiedniej liczby skrzyń z winem , i wódką, gestapowcy urządzili pożegnalny "bal". Spiewali sprośne piosenki, pili do rana. Kiedy więźniowie celi nr 16 wezwani zostali do sprzątnięcia po uczcie, znajdowali na podłodze, wśród plątaniny serpentyn i confetti, epolety oficerskie, resztki mundurów, powyrywane z kurtek odznaki, a nawet broń. 25 stycznia czwartek W nocy ze środy na czwartek radzieccy saperzy zbudowali ponad sto tratew, na których o brzasku przeprawiły się na drugi brzeg Warty trzy bataliony piechoty. Jeden przy Różanym Młynie, a dwa w rejonie stacji kolejowej Czerwonak. Dowództwo przyczółka objął ppłk Wasilij Leński, dowódca 40. brygady pancernej gwardii. Przy pomocy 236. specjalnego batalionu transportowego, wyposażonego w amfibie, przeprawiono sześć baterii armat przeciwpancernych i trzy baterie moździerzy. Tejże nocy przebiły się w obręb twierdzy rozbite oddziały niemieckie z poligonu Biedrusko. Był to ostatni poważny zastrzyk sił dla podkomendnych gen. Matterna. Na dzień 25 stycznia Mattern posiadał: 15 700 żołnierzy oddziałów fortecznych 22 600 zatrzymanych przez posterunki przechwytywania żołnierzy jednostek liniowych 11 600 żołnierzy armii rezerwowej (ze szpitali, urlopowiczów, z kompanii marszowych) 8 000 osób z volkssturmu 1 100 żołnierzy węgierskich, własowców i in. 2 500 członków formacji SS i policji 61 500 razem. O tak znacznych siłach, nie wiedziało dowództwo 8. armii gwardii. Z podsłuchiwanych rozmów radiowych między Matternem a Himmlerem wynikało, że Mattern ciągle oczekuje pomocy, bo ma do obrony twierdzy zaledwie... 12 tys. ludzi. Nad miastem rozszalała się zamieć. Oddziały radzieckie rozpoczęły przegrupowania według planu opracowanego w sztabie 29. korpusu armijnego, który zakładał koncentryczny szturm Poznania. Miały go przeprowadzić 27. i 74. dywizje piechoty i 11. samodzielna brygada pancerna, skupiona w rejonie Junikowa. W godzinach popołudniowych wysłannik radziecki doręczył dowódcy wschodniego odcinka, płk. Ernestowi Gonellowi, ultimatum: "Do oficerów i żołnierzy okrążonego miasta Poznania! Miasto Poznań jest okrążone i nie ma z niego odwrotu. Ja, generał Czujkow, który rozbiłem waszą 6. armię gen. Paulusa w Stalingradzie, proponuję wam natychmiastowe złożenie broni i oddanie się do niewoli. Gwarantuję wam życie* i powrót do ojczyzny po wojnie. W przeciwnym razie będziecie zniszczeni i z waszej winy wraz z wami zginą także mieszkańcy Poznania. Podnieście białe flagi i śmiało idźcie w stronę naszych wojsk". Gonell demonstracyjnie nadział tekst ultimatum na szablę i spalił. Tadeusz Świtała Apteka na rogu ul. Garbary i Wodnej. W niej uruchomili punkt sanitarny dr Brunon Mikuła i farmaceuta Edward Michalski Rentgenotechnik Jeirzy Pawlak nie zabawił długo w podziemiach Szpitala Miejskiego. Odszukał go posłaniec z wezwaniem do powrotu do domu (ul. Garbary 43), ponieważ farmaceuta Edward Michalski i dr Brunon Mikuła uruchomili punkt sanitarny w aptece przy ul. Garbary 41 (narożnik ul. Wodnej). Dr Mikuła zbiegł tego dnia z oddziałów służby przeciwlotniczej, wycofywanych do Cytadeli z pałacu arcybiskupiego. Ledwie Pawlak przybył do domu, pocisk artyleryjski ugodził w poddasze budynku przy ul. Mostowej 32, zabijając dwie osoby. Było wielu rannych. Ciągle też groziło niebezpieczeństwo wybuchu pożaru. Polacy sami organizowali dyżury przeciwpożarowe. Niemcy wyrzucali z mieszkań Polaków na Górze Przemysława. Schrony wokół Starego Rynku były już przepełnione, bo musiały pomieścić , także wyrzuconych z mieszkań na Sródce. I pi! I ffftfi Idr Brunon Mikuła Edward Michalski Atak 74. dywizji piechoty gwardii na Dębieć w dniu 26 stycznia 1945 r. Tadeusz Świtała 26 stycznia piątek Ernst Mattern, w obawie przed buntem Polaków, próbował nakionić księdza biskupa Walentego Dymka, przebywającego ciągle jeszcze na plebanii kościoła Matki Boskiej Bolesnej przy ul. Focha, do w s p ó l n e g o podpisania Apelu do ludności polskiej (Aufruf zur Ruhe). Polski dostojnik Kościoła odpowiedział wysłannikowi Matterna, iż jako duchowny jest zobowiązany modlić się za wszystkich, lecz jako Polak - nie może składać swego podpisu obok podpisu generała armii niemieckiej. Odprawiony w ten sposób - przełknął gorzką pigułkę. Ulicami miasta przeciągały więc demonstracyjnie kolumny żołnierzy i sprzętu wojskowego, mające budzić respekt Polaków. Trudno uwierzyć, ale w mieście działały jeszcze telefony. Leon Nowacki zawiadomił bowiem telefonicznie Aleksandra Hajdrowskiego (ul. Urbanowska) o sytuacji w firmie "Maggi". Po nocnej zamieci, nad miastem - silna wichura. Pułki 240. i 226. z 74. dywizji piechoty gwardii gen. Dymitra Bakanowa wdarły się do Lubonia. Po południu Luboń był oczyszczony z wroga. Trzy pułki 27. dywizji piechoty gwardii rozwinęły się w jednym rzucie na rubieży Rudnicze- Fabianowo-Zabikowo. Ok. godz. 8 rano 76. pułk, po złamaniu oporu wroga na Swierczewie, wyszedł na przedpole fortu IX (górczyńskiego). Pozostałe pułki 83. i 74. napotkały silny opór wroga na Rudniczu, w Kotowie oraz Fabianowie, zwłaszcza na wyrobiskach pocegielnianych. Dopiero po południu, dzięki wsparciu batalionu czołgów 11. brygady pancernej, 83. pułk zdobył Rudnicze. W efek Antoni Lemański Wacław Piaskowski Dom przy ul. Górna Wilda 76. W jego piwnicy Wacław Piaskowski utworzył drużyną Polskiego Czerwonego Krzyża * - **cie łatwiej mu było, wespół z 74. pułkiem, obsadzać pas między fortami Villa (raszyńskim) i IX (górczyńskim). O zmierzchu piechurzy 74. pułku, wspierani czołgami, próbowali przebić się do miasta, przez przejazd kolejowy na Górczynie. Atak załamał się jednak pod ogniem prowadzonym z budynku i okolic stacji kolejowej. Gen. Bakanow przeniósł stanowisko dowodzenia na dach lubońskiej krochmalni, skąd miał widok na teren pomiędzy linią kolejową Luboń -. Dębieć i laskiem dębińskim. Ok. godz. 15 oba pułki 74. dywizji natarły na przedpole fortu IX i opanowały transzeję za rzeczką Górczynką. O godz. 18 - była już noc księżycowa - gwardziści Bakanowa osiągnęli rów przeciwczołgowy i dostali się w krzyżowy ogień karabinów maszynowych z lasku dębińskiego i fortu IXa. Bakanow wstrzymał natarcie i zarządził 15 minut nawały artyleryjskiej na skraj Dębiny i fort IXa. Ogień ten ciężko przeraził broniący pola od linii kolejowej do lasku dębińskiego batalion lotników, który po prostu zwiał. Wykorzystał to natychmiast 1. batalion 226. pułku, który doszedł do ul. Czechosłowackiej (między ul. Jaśminową a Chmielną); 2. batalion przełamał się przez ul. Wiśniową i opanował przejazd kolejowy, zaś 3. batalion 240. pułku nacierający ul. Krakowską - oskrzydlił fort IXa i wymiótł Niemców z kościoła dębieckiego. Najdłużej walczono o starą szkołę dębiecką. Prawdziwym bohaterem tego dnia okazał się kolejarz Antoni Lemański. Z powodu braku paliwa utknęła na Ławicy brygada miotaczy min. Płk Borys Szipow zagadnął go o benzynę. - Na torze stoi cały pociąg cystern z lokomotywą - poinformował Lemański. - Trzeba tylko rozpalić pod kotłem i pociąg można ukraść. - W zasięgu ognia z Cytadeli? Gwardziści cmokali z podziwu. Jakież to ryzyko! Ale na Tamę Garbarską chcieli iść wszyscy! Płk Szipow wyznaczył dwóch. Ubezpieczali Tadeusz Świtałaoni Lemańskiego, gdy rozpalał ogień pod kotłem lokomotywy. Ciężko szło, bo drzewo było mokre. Zdesperowany Lemański wrzucił do paleniska swój sukienny płaszcz. Kiedy po północy (z piątku na sobotę) pociąg gwałtownie ruszył, z Cytadeli posypały się serie z karabinów maszynowych. Po drodze gwardziści musieli przepchnąć na inny tor wagon-zawalidrogę i przerzucić zwrotnicę w kierunku Ławicy, a tam - pod ciągłym ostrzałem - dokonać manewru, aby bocznicą kolejową dojechać do lotniska. Ale pociąg zdobyli. W piwnicznym schronie domu nr 76 przy Górnej Wildzie, Wacław Piaskowski utworzył drużynę Polskiego Czerwonego Krzyża. Przekradała się ona do sąsiednich domów i udzielała pomocy ludziom znajdującym się w najgorszej sytuacji i ciężko chorym. Prezes Rady Ministrów Edward Osóbka-Morawski mianował Michała Gwiazdowicza pełnomocnikiem Rządu Tymczasowego na miasto Poznań i województwo poznańskie. 27 stycznia sobota Zanim nastał brzask sobotniego dnia, żołnierze 27. dywizji piechoty gwardii wyrąbali wyłom w pasie obrony między fortami IX i Villa i natarli w głąb miasta. 74. pułk posuwał się osią ul. Sokolnickich, a 76. - ul. Krzywą i Daleką zdołał wyjść na ul. Focha i - mimo iż nie zdobyto dotąd dworca górczyńskiego - ruszył w kierunku śródmieścia. W południe oddziały 76. pułku, po osiągnięciu skrzyżowania z ul. Hetmańską, zostały powstrzymane kontratakami dwóch kompanii piechoty niemieckiej wspartych czterema działami szturmowymi. Zacięty bój trwał tak długo, aż gwardziści z 74. pułku ul. Sokolnickich doszli do Lodowej i zajęli kościół Matki Boskiej Bolesnej. Niemcy wycofali się do Rynku Łazarskiego, a 74. pułk stanął na linii ul. Łukaszewicza. Pułk 83. otoczył wroga na cmentarzu górczyńskim i zniszczył go. Część pułku pognała ul. Chociszewskiego, a wieczorem czołówki znalazły się na ul. Drużbackiej. Za plecami 74. pułku rozpoczęła działalność Komenda Milicji Polskiej, powstała samorzutnie w Gimnazjum ks. Piotrowskiego przy ul. Focha 92, a Polski Czerwony Krzyż przystąpił do niesienia pomocy mieszkańcom tej części miasta. W sąsiednim budynku - byłego Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego (ul. Focha 90) - Zdzisław Jaskólski wespół z innymi zorganizował pod flagą PCK punkt sanitarny. W odciętym śródmieściu ludzie ratowali się przed śmiercią głodową. W byłej restauracji Wincentego Czekały przy ul. Podgórnej 4 uruchomiono pierwszą kuchnię społeczną. 6 Kronika miasta Poznania 1/85 !!II! Q!; .. . _"'_ :l;llf.III_ W \ i\r \\ . . . \-1 \\- pa * \'\ ... "WsonQ JUNIKOWO -=j,1 '76 pułk» ..;' Budynek przy ul. Podgórnej 4, w którym utworzono pierwszą kuchnię społeczną w dniu 27 stycznia 1945 r. . Tadeusz Świtaładr Alfons Maciej ewski Klinika Ortopedyczna (dziś Instutyt Ortopedii i Rehabilitacji Akademii Medycznej) przy ul. Górna Wilda 133/147 Chłopcy z Wildy. Unieruchomiona "pantera" dawała im wspaniałą zabawę walk. Wielu żołnierzy złożył w ofierze pułk 226., którego natarcie utknęło na wysokości ul. Kilińskiego i Krzyżowej. Grad pocisków z pancerzownic przygwoździł tu do ziemi strzelców Bakanowa. No i ta "pantera", ukryta za wnęką kościoła na Rynku Wildeckim! Dopiero oddział szturmowy 240. pułku, mimo ognia z młyna "Hermanka", przy pomocy bezimiennego przewodnika, przebił się brawurowo jednym czołgiem ul. Roboczą (Czarną Drogą) na pi. Bergera i w pełnym biegu rozbił "panterę" oraz zniszczył ognisko oporu na narożniku ul. Strumykowej i Górnej Wildy. Bezpośrednio po zajęciu Szpitala Ortopedycznego, zbiegli się tam Polacy do pomocy przy organizowaniu szpitala polowego. Inż. Feliks Maciejewski i jego brat - Alfons Maciejewski - ortopeda pozostali w tym szpitalu. Na Dębcu działał już posterunek milicyjny pod komendą chor. Jana Żarczuka, miał się więc na kim oprzeć oddział płk. Mikołaja Rozumowskiego, przystępujący do wypierania Niemców z Zakładów "H. Cegielski" Grupa zwiadowcza kpt. Iwana Romanowa przedarła się w okolice skrzyżowania Wierzbięcic z ul. Żupańskiego. Starszyna Wania skrzyknął młodych mężczyzn i poprowadził ich przed oblicze Romanowa, siedzącego na czwartym piętrze domu nr 25. Kapitał władał językiem pol Dom przy ul. Wierzbięcice 25 (narożnik Żupańskiego) - siedziba posterunku milicyjnego kpt. Iwana Romanowa Tadeusz Świtała skim. Sprawdził szczegółowo dokumenty Polaków, powiedział, że do momentu przybycia władz polskich wszystko podlega dowódcom radzieckim i spytał: - Chcecie utworzyć milicję i wstąpić w jej szeregi? - Tak jest kapitanie - odpowiedział za kolegów Henryk Tycner. Zajęto lokale przy ul. Wierzbięcice 27 (narożnik Żupańskiego), gdzie miał siedzibę oddział NSDAP. Kobiety przygotowały biało-czerwone opaski, Wania przyniósł cztery karabiny i garść naboi. Komenda milicji rozpoczęła werbunek mężczyzn. W pasie "ziemi niczyjej" Niemcy podpalali narożnikowe domy dla oświetlania pola · ewentualnego ataku nocnego. Gaszących pożary Polaków strzelcy wyborowi zestrzeliwali z dachów. Natarcie 336. pułku wzdłuż lewego brzegu Warty powiodło się jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu. Opanowano lasek dębiński. II oddział szturmowy tego pułku próbował bez skutku natarcia na Łęgi Dębińskie. Tyraliera radziecka po wyjściu na skrzyżowanie ul. Łużyckiej i Piastowskiej nadziała się na kontratak Niemców. Zdołali oni do zapadnięcia zmierzchu odbić rejon przepompowni, a nawet usadowić się na pobliskim nasypie kolejowym. Tymczasem w domu przy ul. Obornickiej 123 Leon Giełda, Czesław i Bogdan Lejmanowiczowie, Helena Mrówczyńska, Mieczysław Andrzejak i Włodzimierz Adamski zawiązali ochotniczy oddział zwiadowczy. Schroniło się tam trzech rannych żołnierzy radzieckich. Helena Mrówczyńska odważnie poszła w stronę linii radzieckich i sprowadziła pomoc. Nie wszyscy Polacy dostąpili tak zaszczytnej służby. Ok. trzystu Polaków, których Niemcy zatrzymali w koszarach przy ul. Solnej, wycofano razem z rozbitkami różnych formacji do Cytadeli. Dowozili tam amunicję, wypiekali chleb, przenosili zapasy żywności. Służba była upodlająca, bo do ostatniej chwili musieli pomagać wrogowi, mieli jednak nadzieję na rychłe wyzwolenie. Czy los ich był lepszy od losu więźniów w Domu Żołnierza? W nocy z soboty na niedzielę ubrani w białe płaszcze maskujące gestapowcy wywołali z cel ok. dwudziestu więźniów. Nie kazali im zabierać rzeczy osobistych. Wyprowadzili ich w nieznane, w styczniową noc. Żaden z nich nie powrócił. A wolność była tak blisko. Czy były to ostatnie ofiary hitlerowskiego bezprawia? Drogą z Kościana, przez Czempiń i Luboń, przyjechał na rowerze do domu i zatrzymał się czasowo przy ul. Dwatory , były więzień rawioki Franciszek Danielak. Niebawem z całą energią przystąpił do organizowania Milicji Proletariackiej. 28 stycznia niedziela Po południu nareszcie - krótkotrwałe niestety - polepszenie pogody. Niebo nad miastem przecinały samoloty z czerwoną gwiazdą. Bomby spadały na ul. Piekary i główne drogi wiodące do Cytadeli. Rozrzucano też masowo ulotki w języku niemieckim, z apelem dowództwa I Prontu Białoruskiego Do załogi oblężonego miasta Poznania. Nowa udręka dla Polaków siedzących w schronach śródmieścia: skończył się dopływ gazu. W opuszczonym przez Niemców gmachu Urzędu Aprowizacyjnego przy ul. Pocha 148, Pranciszek Danielak - wespół z Józefem Danielakiem, Władysławem Nowickim i Michałem Cuprychem - powołał do życia "czerwoną milicję", nazywaną oficjalnie Milicją Proletariacką. Lewicowy działacz robotniczy słusznie uważał, że dla zdobycia władzy w mieście, partia klasy robotniczej musi posiadać swoje zbrojne ramię. Pochłonięty organizowaniem Milicji, Danielak nie poszedł na pierwsze zebranie działaczy ruchu robotniczego, zwołane przez Józefa Majchrzaka. Odbyło się ono przed południem w siedzibie Sióstr Zmartwychwstanek przy ul. Pocha 147 na parterze. Przybyło ok. piętnastu działaczy, wśród nich Henryk Czyż, Edmund Wystraszewski i Władysław Nowicki. Zebranie nie zakończyło się utworzeniem ogniwa partyjnego, bowiem uczestnicy nie posiadali wiarygodnych informacji o nazwie partii proletariackiej w Polsce "lubelskiej". Na użytek chwili, część działaczy proponowała wznowić działalność pod nazwą Polska Partia Proletariacka. Dzia Pierwsza siedziba Milicji Proletariackiej przy ul. Focha 148 Tadeusz Snńtala Dom przy ul. Focha 147 w którym - pod przewodnictwem Józefa Majchrzaka - odbyło się pierwsze zebranie działaczy ruchu robotniczego (28 I 1945)łącze wildeccy, obecni na zebraniu wysunęli kandydaturę znanego im osobiście inż. Feliksa Maciejewskiego na prezydenta Poznania. W tym samym czasie, ul. Focha kroczył maleńki oddziałek ludzi w polowych mundurach Wojska Polskiego. Prowadził go ppor. Tadeusz Sokołowski - dowódca konwoju ciężarówek wiozących z Lublina pełnomocnika rządu na Poznań i województwo poznańskie Michała Gwiazdowicza i jego najbliższych współpracowników. Ekipa pierwszego wojewo, dy pozostała w Srodzie, Sokołowski zaś przybył na zwiady. Na wysokości ul. Bosej zagrodził mu drogę licho odziany mieszkaniec Łazarza. - Nie wiem, kim jesteś - wołał, całując z dubeltówki - nie pytam cię, jak się nazywasz, tylko cię proszę - bądź moim gościem. . . . I I I 'fi 9 HB Józef Majchrzak Tadeusz Sokołowski Walki 83. pułku piechoty gwardii w dniu 28 stycznia 1945 r. Zdobycie koszar 7. Pułku Strzelców Konnych i ułanów przy ul. Grunwaldzkiej I uszczęśliwiony poprowadził całą piątkę do swego mieszkania. Znalazło się tam coś mocniejszego, na tę chwilę przygotowanego od kilku miesięcy. Tak cieszył się widokiem polskiego munduru Stanisław Kiziorek. Potem Sokołowski zatrzymał się w masywnym gmachu z flagą Czerwonego Krzyża (ul. Focha 90). Już wtedy pomyślał sobie, że sąsiedni budynek będzie odpowiedni na tymczasową siedzibę wojewody. Rankiem dwa oddziały szturmowe 83. pułku wznowiły natarcie na dawne "wesołe miasteczko" przy stadionie "Arena"; stamtąd jeden z nich przebił się al. Reymonta do ul. Wyspiańskiego. Wzięci w dwa ognie Niemcy wycofali się ulicami Kossaka i Matejki, umocnili jednak w parku Wilsona. Żołnierze z 76. pułku wypychali wroga z ul. Focha. Pod wieczór Niemcy z ul. Gąsiorowskich wynieśli się na tereny kolejowe. Tu stanęły tego dnia oddziały 74. pułku. 1'.83. pułk zdobył koszary przy ul. Taborowej, a do wieczora przekroczył ul. Grunwaldzką pomiędzy ul. Przybyszewskiego i Ostroroga, i po natarciu ul. Wojskową i Ułańską zdobył koszary strzelców konnych i ułanów, podpalone przez uciekających Niemców. 1945 r. przez żołnierzy 240. pułku piechoty gwardii, wspartych żołnierzami 226. pułku Żołnierze z pułków Bakanowa (226. i 240.) odparli na wysokości- Rynku Wildeckiego kontratak niemiecki z czołgami, wśród których pysznił się jedyny bodajże w Poznaniu "Tygrys". Późnym przedpołudniem I oddział szturmowy 240. pułku nacierał ul. Przemysłową. Ok. godz. 15 osiągnął płonące zabudowania magazynowe na zapleczu pi. Drwęskiego i opanował dworzec autobusowy przy zbiegu ul. Topolowej i Towarowej. Tu nastąpiło spotkanie z II oddziałem szturmowym nacierającym Wierzbięcicami, któremu pomagali milicjanci z tamtejszej komendy milicji. Henryk Tycner wspomina: "Razem z Bronkiem i Kaziem pchaliśmy armatkę środkiem ulicy. Lerczak i Ratajczak dźwigali na plecach po skrzynce amunicji [...] ustawiliśmy armatkę u wylotu Wierzbięcic na pi. Drwęskiego. Podbiegli schyleni dwaj żołnierze radzieccy. Podawaliśmy naboje, którymi strzelali w kierunku Izby Rzemieślniczej i Domu Żołnierza" Jedna z grup II oddziału - mimo silnego ostrzału z fortu GroImana - podjęła próbę zdobycia siedziby gestapo w Domu Żołnierza. Osłaniały ją czołgi. Nie do wiary! Gestapowcy opuszczali gmach w panice, ale podziemne cele z więźniami były starannie zaryglowane ... Z kilku cel więźniowie zdołali się wyłamać i uszczęśliwieni otoczyli czerwonoarmistów. Kobiety płakały. Razem było trzydzieści jeden osób, w tym trzynaście kobiet i kilku dezerterów z armii hitlerowskiej, których gestapo nie zdążyło rozstrzelać. Inna grupa szturmowa zajęła bez większych trudności gmach Izby Rzemieślniczej. Niemcy uciekli, pozostawiając broń i... dymiący posiłek. Żołnierze radzieccy, zajęci wyprowadzaniem więźniów, ani spostrzegli, jak z fortu GroImana wybiegł batalion esesmanów i wsparty huraganowym ogniem, zaatakował Dom Żołnierza od strony zabudowań gospodarczych. Dopiero co uwolnieni więźniowie musieli schronić się w podziemiach Domu Żołnierza. Na osłodę tym razem dostali się do schronu oficerskiego, gdzie stół był bogato zastawiony i nie groziła im śmierć głodowa. Z impetem przeprowadzony atak niemiecki wyrzucił "bakanowców" z gmachu, a ich czołgi zniszczone zostały z pancerzownic. Jednocześnie inny batalion wroga próbował odbić dworzec autobusowy, doszedł jednak tylko do parku Marcinkowskiego. Ale w nocy Z niedzieli na poniedziałek położenie 240. pułku, uwikłanego w walki o Dom Żołnierza i Izbę Rzemieślniczą, pogorszyło się. Na jego tyłach pojawiać się zaczęły grupy rozbitków wroga, usiłujące przebić się do śródmieścia. Jedna z takich grup, przebijająca się z ul. Różanej przez pozycje artylerzystów, wzdłuż ul. Stromej, osiągnęła nawet przedpole fortu GroImana. Niemcy nie uwierzyli jednak, że to swoi i wysiekli ich ogniem karabinów maszynowych. Sukces odnotowali żołnierze 244. i 246. pułków piechoty w rejonie Tadeusz Świtała Zieleńca i Głowieńca. W nocy rozbili tam obronę zaskoczonych spadochroniarzy. Zniszczyli 25, a zdobyli 85 szybowców i samolotów, które mimo zapasu benzyny nie mogły być ewakuowane z braku. . . pilotów. 29 stycznia poniedziałek O świcie rozpoczęło się godzinne ostrzeliwanie fortu GroImana z armat 76 i 110 mm. Artyleria nie skruszyła jednak dziewiętnastwiecznego fortu, ani nawet Domu Żołnierza. Atak dwóch batalionów 240. pułku nie powiódł się, w dodatku jeden z czołgów T -34 trafiony z pancerzownicy zatarasował ul. Rataj czaka. Po południu przybył pluton miotaczy ognia, ale pożar rozprzestrzeniał się zbyt wolno. Niemcy, pod osłoną radzieckiego czołgu, przeskakiwali z Domu Żołnierza do Izby Rzemieślniczej i opanowali do wieczora cały parter oraz zachodnie skrzydło gmachu. Nie powiodła się również, mimo całodziennych zmagań, żołnierzom 76. pułku próba przebicia się ul. Focha do dworca. Niemcy bronili się zajadle w schronach na skwerze przed Dworcem Zachodnim i w ruinach Międzynarodowych Targów Poznańskich. A Polacy z oswobodzonych ulic na nic nie zważali. .. Jan Józef Sarnecki (z ul. Chełmońskiego 16) był organizatorem pierwszego zebrania *OL 70, Dom przy ul. Berwińskiego narożnik Focha, gdzie w byłym biurze policji hitlerowskiej Jan J. Sarnecki zwołał pierwsze zebranie obywateli z uwolnionych już kwartałów Łazarzamieszkańców wyzwolonych w niedzielę kwartałów łazarskich. Zwołano to zebranie do lokali zajmowanych do niedawna przez policję hitlerowską na narożniku ul. Focha i Berwińskiego. Dwieście, a może dwieście pięćdziesiąt kroków stąd przebiegała linia frontu! Kiedy Polacy "obradowali", kule niemieckich karabinów maszynowych klaskały o fasadę budynku. Na wniosek aptekarza Michała Linkowskiego, postanowiono przede wszystkim zorganizować służbę sanitarną i zabezpieczyć przed splądrowaniem rozbite apteki i magazyny środków farmaceutycznych. W tym czasie Helena Kasprzakowa "strzegła" apteki przy ul. Focha 72 (róg ul. Niegolewskich). Michał Linkowski zaś prosto z zebrania udał się do komisariatu milicji polskiej (ul. Focha 92), gdzie na opieczętowanej kartce papieru wypisano: "Upoważnia się obywatela Michała Linkowskiego do organizowania oswobodzonych aptek w Poznaniu i dostawy leków do szpitali. Uprasza się w Iw udzielać wszelkiej pomocy" . Po krótkiej rozmowie z żoną byłego właściciela apteki, Antoniną Plucińską, już w godzinach południowych u wejścia zawisła biało-czerwona flaga. Było siarczyście zimno. Pracowali z Kasprzakowa w płaszczach. Tadeusz Świtała Zdobycie kompleksu koszarowego ul. Grunwaldzka - Koszarowa - Bukowska - Polna - Marcelińska przez 83. i 74. pułki piechoty gwardii w dniu 29 stycznia 1945 r. "Długo nie trwało - wspomina Linkowski - a do apteki wszedł pierwszy klient. - Naprawdę apteka? Polska apteka?" Gwardziści z części 74. pułku natarli w al. Przybyszewskiego. Szpital Diakonisek zdobyli bez walki. W południe pułk zajął teren radiostacji przy ul. Bukowskiej i napotkał silny opór na skrzyżowaniu al. Przybyszewskiego i Szamarzewskiego. Strzelano z kliniki położniczej przy ul. Polnej. Oddziały 83. pułku i części 74. pułku zdołały do wieczora oczyścić z wroga kompleks koszarowy pomiędzy ul. Grunwaldzką-Marcelińską-Polną-Bukowską-Koszarową i przebiły się do ul. Grunwaldzkiej na wysokości hotelu "Polonia". Po zaciętych walkach o zbieg ul. Buków = o o o .... ... .... ....0; ..... .. ..... {j L- I . ID [ ..-// 1 I { "- / \. "U1 ( J -f--- , I 1 + '\ o J 1 \ --t-\. .... I \ "' 71.2 ) \ + > v. I 1111 , \-\- + / o \ '\ \ ) / o "- + / o o \ ) / '\ / \ /,,/ II IJ I \/ fil' '\, o-ł o./' I I \.\. \ \ \ "" O O C :: -\<:.e."tfJ C R ..-\ ./ \ O ./ \ -- cI) \ \ 'II, c....i' ). ./ ! ./ <0 /'.., / , / o ) / / '... o / ,/ .i .,. CIJ (3 '"t/) o Lo :o j I 1 j I I -cI O --I ?: / O /\ :::: / - /' \./ 5 -,. I / I "'-. ::. /"-...../ , I o ..... I C ........ ..................... o . 0 Q o...... ,..D Co LL' o ...... Trw uHa (A Walki 27. dywizji piechoty gwardii na rubieży Żabikowo Swierczewo - Kotowo - Pabianowo - Rudnicze w dniu 26 Stycznia 1945 r. ł \ I\. 9 9 cmentarz 4 4 M IŁOSTOWO 9 9 Działania 244. i 246. pułku piechoty gwardii w dniu 29 stycznia 1945 r. skiej i Kraszewskiego, pododdziały 83. pułku opanowały Ogród Zoologiczny i zajezdnię tramwajową przy ul. Zwierzynieckiej-Ga. . JoweJ. · Przy wsparciu lotnictwa, główne siły pułków 244. i 226. opanowały Karolin i dotarły na przedpola fortu IV między ul. Bałtycką a Gdyńską. Próbowano ten fort zdobyć szturmem. W czasie ataku poległ dowódca 244. pułku, płk Wasilij Uskow. Powiodło się natomiast natarcie 246. pułku na fort Ilia przy cmentarzu miłostowskim. Prowadzone bez wytchnienia walki o Dom Żołnierza, Izbę Rzemieślniczą i Dyrekcję Kolei nie wróżyły ludziom w schroMarian Roma1a nach nic dobrego. Artysta-plastyk Marian Romała zapamiętał, iż tego dnia Niemcy wyrzucili ze schronów w budynku Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk przy ul. Mielżyńskiego koczujących tam Polaków i urządzili podziemny lazaret. Od eksplodującego pocisku przy ul. Garncarskiej 5 zginął Władysław Gromadziński, a jego brat Zygmunt stracił lewe oko. Najgorzej było jednak wokół Starego Rynku, który znalazł się w krzyżowym ogniu dział. Ludzie w schronach truchleli po każdym wybuchu pocisku, kiedy pękały i waliły się mury Starego Miasta. Krótko po godz. 9 zwaliła się z ogromnym hukiem wieża poznańskiego Ratusza. Jak kłoda padła między domy Starego Rynku i ul. Wroniecką. Ratusz palił się, płonęła ul. Wiankowa, kamieniczki Starego Rynku. Ogień rozszerzał się na pierzeję południową. W południe pożary na ul. Wielkiej, Kramarskiej i Woźnej; po godz. 15 nie było już wody w kranach. 30 stycznia wtorek Wyraźna poprawa pogody. Od rana grupy radzieckich samolotów szturmowych polowały na hitlerowskie baterie ciężkich moździerzy ostrżeliwujące lotnisko w Kobylnicy. Myśliwce 16. armii lotniczej stoczyły osiemnaście walk powietrznych, zestrzeliwując dwadzieścia trzy maszyny hitlerowskie, z tego dwie nad Poznaniem. Na lotnisku w Krzesinach rozmieścił się 176. pułk lotnictwa myśliwskiego, w którego szeregach walczył znany as powietrzny Iwan Kożedub. "Ok. godz. 14.30 - wspomina Stanisław Jakubowicz - widziałem walkę trzech myśliwców radzieckich z ośmioma maszynami niemieckimi tego typu. Dwie maszy Tadeusz Świtała ny niemieckie zostały zestrzelone, reszta oddaliła SIę w kierunku zachodnim" . Tego ranka, po likwidacji ostatnich gniazd oporu Niemców przy ul. Piastowskiej i Bielniki, gen. Bakanow przerzucił 336. pułk w rejon pi. Drwęskiego, aby ułatwić gwardzistom 240. pułku zdobycie fortu Grolmana. W Domu Żołnierza gestapowcy, zapędzeni do ostatnich kondygnacji, zmuszali więźniów do transportowania rannych pod silnym ostrzałem radzieckim do fortu. W południe I oddział szturmowy 240. pułku wyparł wroga z cmentarza świętomarcińskiego i części parku Marcinkowskiego, ale do gmachu Dyrekcji Kolei się nie wdarł. Jeszcze przed południem grupy szturmowe II batalionu 236. pułku zaatakowały blok zabudowy przy narożniku ul. Składowej. Z terenów firmy "Barcikowski i Syn" szturmowcy tylnym wejściem wtargnęli do budynku Kuratorium i opanowali gmach jeszcze przed zmierzchem. Inna grupa wdarła się od ul. Skośnej do Domu Ewangelickiego. Niemcy tego nawet nie zauważyli, tak byli zajęci ostrzeliwaniem żołnierzy 27. dywizji, którzy zdobyli właśnie gmach kina oświatowego po przeciwnej stronie torów kolejowych. Część załogi hitlerowskiej zdołała jednak czmychnąć, a co gorsza - odpalić ładunki pod wschodnim przęsłem mostu na Kaponierze Most przestał istnieć. Niemcy stworzyli silny punkt oporu również w budynku Ziemstwa Kredytowego. Narożnikowa wieża tego kamiennego gmachu dawała im przegląd wszystkich kierunków ataku. Dom Ewangelicki był wprawdzie w rękach gwardzistów 236. pułku, ale co dalej? ... Nie posunął się naprzód 240. pułk, atakujący bezskutecznie od ul. Składowej do Półwiejskiej. Nie wiodło się gwardzistom 226. pułku (odcinek od ul. Półwiejskiej do Warty). Ok. godz. 22 podjęto jeszcze jedną próbę wdarcia się do śródmieścia ul. Raczyńskich. II oddział szturmowy 226. pułku miał trzy czołgi T -34, które zaszarżowały ul. Dębińską z takim impetem, że piechurzy nie nadążali. Niemiecka obsługa ośmiu dział przeciwpancernych stojących na łące nad Wartą uciekła w panice. Pierwszy czołg przejechał; drugi, trafiony z "pantery" (z Wałów Kazimierza Wielkiego), zapalił się, ale załoga zdołała jeszcze zniszczyć "panterę"; trzeci miał zatarasowaną drogę i zawrócił. Samotnie buszujący T-34 został unieruchomiony pancerzownicami na pi. Bernardyńskim. Czujkow zameldował Żukowowi, że walki wtorkowe nie przyniosły sukcesów. Noc z 30 na 31 stycznia stała się cezurą, dzielącą na dwa etapy okres bojów o Poznań. W Berlinie natomiast uznano, że "dwunastotysięczna" armia Matterna ponosi same klęski, a to z powodu nieudolności dowódcy. Himmler odwołał więc Matterna ze stanowiska i wyznaczył komendantem Ernesta GoneI*a, mianowanego równocześnie generałem-majorem. Jan Małecki zanotował tego dnia: "Szerzą się pożary od Ratusza i ul. Kramarskiej. Godz. 6.30: bombardowanie lotnicze gazowni. Godz. 7.45: nagły i niespodziewany atak artylerii i lotnictwa na ulice wokół Starego Rynku. Zaczyna się piekło. Kilka minut strasznych wybuchów bomb i pocisków, walą się gruzy z naszego domu. Spadła bomba lotnicza przed , bramą. Sciana domu do wysokości pierwszego piętra od strony Starego Rynku - w gruzach. Zrujnowana cała klatka schodowa. Cegły, belki, gruz zwaliły się pod główne drzwi schronu i blokują wejście. Od bomb fosforowych zapalił się dom naprzeciwko (nr 91). Ponownie płoną obydwa ratusze, ul. Wroniecka (od nr 1 do 4) i ul. Kramarska. Morze płomieni, trzask walących się belek, wybuchy amunicji [.. .] . Dzisiejszy dzień - jeden z najgorszych. Strasznie ciężka służba". Ale jeszcze trudniejszą mieli lekarze z zespołu dr. Zbigniewa Pieniężnego w piwnicach Szpitala Miejskiego. Skomplikowane operacje odbywały się przy świecach, personel asystujący odrywany był do gaszenia pożarów wzniecanych pociskami zapalającymi. Tego dnia światła pozbawieni zostali siedzący w schronie przy ul. Kolejowej mieszkańcy tej ulicy i ulic sąsiednich, jeszcze nie wyzwolonych. Przestała działać elektrownia kolejowa. Zaniepokojony tym Paweł Zbitkowski, posiadający jeszcze "ważne" dokumenty kolejarza, postanowił to sprawdzić i udał się ul. Mottego i Łukaszewicza przez Rynek Łazarski na dworzec kolejowy. "W tunelach - wspomina - było pełno hitlerowskiego wojska, w białych prześcieradłach. Wycofałem się i rampą wojskową poszedłem na ul. Kolejową. Zauważyłem, że wokół dworca przygotowano stanowiska obronne, na peronie IVa stały dwa działa artyleryjskie obłożone workami piasku. Bagaże pozbierano i zwalono w szczycie Dworca Głównego w jedną wielką kupę. Na narożniku ul. Calliera stały dwa karabiny maszynowe. W bramach wszędzie stali żołnierze. A przecież ul. Focha była już na wysokości Gąsiorowskich wolna od wroga. Najwięcej zdumiałem się na Rynku Łazarskim, gdzie w schronie publicznym zastałem ok. osiemdziesięciu niemieckich rodzin, usuniętych przez wojsko z pociągów ewakuacyjnych na dworcu kolejowym. Od poniedziałku (22 stycznia) daremnie czekali na przyobiecane im autobusy, które miały ich odwieźć do Reichu. Litościwe Polki szybko zapomniały o doznawanych krzywdach i przynosiły dzieciakom i kobietom ciepłą kawę całymi dzbankami". Na Łazarzu zjawiła się forpoczta władz państwowych: sześćdziesięcioosobowa grupa operacyjna Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, pod dowództwem płk. Stanisława Szota. Za siedzibę obrała sobie charakterystyczny zespół zabudowań przy ul. Niegolewskich. Tegoż dnia płk Szot odszukał na Wierzbięcicach posterunek milicji, w którym służbę pełnił Henryk Tycner. ,Gdy wszedł do mojego pokoju w mundurze Wojska Tadeusz Świtała Stanisław Szot Pierwsza siedziba Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. N iegolewskich 23 (obecnie J arochowskiego 18) Polskiego - wspomina Henryk Tycner - z orłem polskim na swej polowej rogatywce, dosłownie zbaranieliśmy z radości. Rzuciliśmy się wszyscy nagle do ściskania go z takim impetem, że Szot się przestraszył". Komendant Milicji Proletariackiej Franciszek Danielak zorganizował posterunki przy ul. Focha 141, w zajezdni tramwajowej i przy ul. SłoneczneJ. Franciszek Danielak uczestniczył w zebraniu obywatelskim przy ul. Granicznej, zwołanym z inicjatywy Milicji Proletariackiej. Obecny na tym zebraniu nauczyciel Józef Nawrocki otrzymał zadanie organizowania szkolnictwa w wyzwolonej już części miasta. 31 stycznia środa N ad ranem zwiadowcy 336. pułku zaskoczyli przeciwnika i opanowali Most Dworcowy. Opanowano także tory kolejowe od Mostu Dworcowego do Kaponiery. Przed południem odbył się wielki popis bombardierski - z armato-haubicy 152 mm ostrzeliwano wieżę narożnikową budynku Ziemstwa Kredytowego i wieżę zamkową. Po dokonaniu wyłomów, II oddział szturmowy 226. pułku wdarł się do gmachu Ziemstwa. Walki trwały kilka godzin. Wróg wycofał się do Dyrekcji Poczty. Równocześnie I oddział wdarł się do budynku "Reifeisena", w którym przez sześć godzin łamał opór junkrów. Walki o plac uniwersytecki w dniu 31 stycznia 1945 r. Tego dnia padał deszcz, który przytłumił nieco morze pożarów na Starym Mieście, zwłaszcza przy ul. Wronieckiej w stronę kościoła Salezjanów. Nad ranem Starym Miastem wstrząsnęła potężna eksplozja. Wyleciała w powietrze zgromadzona w kościele amunicja. Milicja Proletariacka przystąpiła do uprzątania ul. Focha z trupów niemieckich żołnierzy, zabitych koni i strzaskanego sprzętu wojskowego. Tadeusz Świtała Zorganizowano kilka drużyn wozów konnych, a ładowaczami byli Volksdeutsche i inni renegaci. Żołnierzy wyzwoleńczej armii radzieckiej, którzy oddali życie w walkach o Łazarz, grzebano w tymczasowych grobach na dziedzińcu szkoły przy ul. Bosej. Wieczorem przybył do miasta i odszukał Stanisława Szota delegat Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej Marcin Mazurek. Nie tracąc czasu, Szot wsadził przedstawiciela Komitetu Centralnego do willisa i zawiózł do Komendy Milicji Proletariackiej. Tam poznał Mazurka z Franciszkiem Danielakiem i Władysławem Nowickim. W Marcin Mazurek trójkę przegadali w mieszkaniu Nowickich przy ul. Dwatory całą noc. Nareszcie ktoś kompetentny, wiedzący dużo o Polskiej Partii Robotniczej, o jej programie, strukturze i taktyce działania. Niemcy opuścili po kryjomu ruiny Domu Żołnierza, pozostawiając w nich 31 więźniów. Pod osłoną nocy zjawiło się w piwnicy dwóch gestapowców, którzy wyprowadzili więźniów do fortu GroImana. Tam polecono im, aby udali się do schronu przy ul. Połwiejskiej 25. Krótko po północy odzyskali wolność.