TADEUSZ ŚWITAŁA ZAPISKI Z DZIAŁALNOŚCI RADY MIEJSKIEJ W LATACH 1919 - 1921 Dokończenie GOSPODARKA KOMUNALNA N APRA WĘ stosunków komunalnych rozpoczęto od spraw pozornie drobnych, lecz rychło sytuacja zmusiła Radę do zajmowania się problemami niezwykle złożonymi i trudnymi; do nich należała sprawa komunikacji miejskiej, znajdującej się w rękach pruskiego towarzystwa akcyjnego, a co za tym idzie, którego dyrekcja składała się z Niemców, zaś akcjonariusze przebywali stale poza granicami państwa polskiego. A rozpoczęło się od obszerniejszej dyskusji, na posiedzeniu Rady w dniu 16 lipca 1919 r., na którym uchwalono 215 000 marek na dodatki drożyzniane dla pracowników przedsiębiorstw miejskich. Referował radny Henryk Suchowiak (Demokratyczne Koło Radzieckie). Wobec groźby przedłużania się trwającego od kilku dni strajku, dodatki drożyzniane uchwalono. Prezydent Jarogniew Drwęski oświadczył przy tej okazji, że Magistrat "chętnie przyznaje fundusze na dokładki, aby robotnicy miejscy nie byli gorzej postawieni od robotników w innych przedsiębiorstwach". Wbrew intencjom, oświadczenie to wywołało niesmak. Tramwaje nie kursowały od kilku dni, i mimo wielu innych dolegliwości życia miejskiego ta wydała się szczególnie uciążliwa. Toteż mówcy piętnowali w dosadny sposób postępowanie dyrekcji przedsiębiorstwa i żądali od Magistratu kategorycznie, aby zmusił ją do "puszczenia tramwajów w ruch". Żądania strajkujących nie były, ich zdaniem, wygórowane, natomiast towarzystwo akcyjne "wprawdzie w tym roku ma nieco mniejsze zyski, bo tramwaje z powodu braku węgla przez pewien czas nie kursowały, za to w dawniejszych latach miało ogromne zyski i dawało akcjonariuszom 20 proc. dywidendy". Odtąd też sprawa komunikacji miejskiej będzie powracać nieomal na każde posiedzenie Rady do końca kadencji, a jej głównym motywem będą ceny biletów, którym poświęcono także większą część posiedzenia Rady w dniu 24 marca 1920 r. Dyrekcja Poznańskiej Kolei Elektrycznej domagała się zgody na podwyżkę cen biletów o 150%, grożąc, iż tramwaje z dniem 1 kwietnia przestaną kursować, a sześciuset do ośmiuset ludzi zostanie bez pracy. Magistrat godził się na proponowaną podwyżkę z pewnymi oporami i pod warunkiem jednoczesnego podwyższenia uposażeń pracowników tramwajowych o 25%. Radny Wilhelm Gaertig (Lista niemiecka) oświadczył dramatycznie, iż będzie głosował za wnioskiem, chodzi bowiem o istnienie lub nieistnienie Poznańskiej Kolei Elektrycznej. Radny Wiktor FolIecher (Ludowe Koło Radziecie) uważał, że przy podwyżce cen biletów sięgającej 150% podwyżki poborów tramwajarzy powinny być wyższe aniżeli zaproponowane 25 %. Wielu kłopotów miasta dopatrywał się mówca w tym, że tramwaje pozostają nadal w rękach niemieckich. Powinno sięt» Tadeusz Świtała Radny Henryk Suchowiak (Demokratyczne Koło Radzieckie) . je "spolszczyć", to znaczy wykupić z rąk niemieckiej spółki. Poparł go radny Tadeusz Matuszewski (Lista socjaldemokratyczna), który proponował przejęcie całego przedsiębiorstwa w administrację miejską. Wniosek ten przeszedł nie zauważony. Prezydent Drwęski zapoznał Radę z obliczeniami, z których wynikało, że przy zapotrzebowaniu prądu przez Koleje Elektryczne w wysokości 2 500 000 kilowatogodzin po 2,25 marki, dyrekcja płacić powinna za prąd 5 600 000 marek rocznie. Jeśli do tego dodać podwyżki płac, rozchody wzrosną o 7 500 000 marek. W tej sytuacji podniesienie cen biletów o 150% (do 70 fenigów) jest krokiem tymczasowym. W przyszłości trzeba będzie podnieść ceny biletów do jednej marki, a i tak kolejka pracować będzie jeszcze z deficytem. N a to radny Max Landsberg (Lista niemiecka): "Ciekawe! Bo dotąd [t. zn. za czasów pruskich] uważano Poznańską Kolej Elektryczną za przedsiębiorstwo rentowne!". Właśnie po tym "przemówieniu" radny Stanisław Grzegorzewicz (Ludowe Koło Radzieckie) przychylił się do wniosku Tadeusza Matuszewskiego w takiej formie: "Celem zbadania stosunków panujących w Poznańskiej Kolei Elektrycznej, należy przejąć przedsiębiorstwo tytułem próby, na przeciąg kwartału w administrację miejską". Także i ten wniosek pozostał nie zauważony. Prezydent ponownie zwekslował sprawę na groźbę, iż tramwaje staną z dniem 1 kwietnia, zaś radny Stanisław Offierski (Polskie Koło Radzieckie) próbował do czasu "ostatecznej" decyzji ustalić kompromisową cenę biletu tramwajowego w wysokości 50 fenigów. "Podwyższenie cen biletów - sekundował Offierskiemu obłudnie radny Se1ey Oe1sner (Koło niemieckie) - leży w interesie robotników, bowiem jeśli ruch tramwajów zostanie zawieszony - szkody poniosą właśnie oni". Wobec niemożności uporania się ze sprawą wysokości ceny biletu, Rada wybrała ośmioosobowa komisję, w skład której weszli radni: Adam Ballenstedt, Władysław Mieczkowski, Romuald Paczkowski, Henryk Suchowiak z Demokratycznego Koła Radzieckiego; Kazimierz Bobowski (Ludowe Koło Radzieckie), Stanisław Kucharski (Polskie Koło Radzieckie) oraz Wilhelm Gaertig i Se1ey Oe1sner (Koło niemieckie). Miała ona przygotować propozycje na następne posiedzenie Rady w dniu 29 marca 1920 r. "Komisja zaproponowała - referował radny Stanisław Kucharski - cenę biletu na 60 fenigów (czyli o 100%) oraz zaleciła n i e u w z g 1 ę d n i a ć wniosków o przyjęcie Poznańskiej Kolei Elektrycznej na rachunek miasta". Radca Mikołaj Kiedacz i prezydent Jarogniew Drwęski z uporem twierdzili, iż jedyną drogą wyjścia z kryzysu jest podwyżka ceny biletów tramwajowych na 70 fenigów (a więc ok. 125%), a radny Tadeusz Matuszewski "widział jedyne zbawienie - jak pisze sprawozdawca "Kuriera Poznańskiego" - w socjalizacji wszelkich przedsiębiorstw, a więc i kolei elektrycznej. Przemawiali jeszcze radni: Stanisław Offierski, Henryk Suchowiak i Jan Szymański (Ludowe Koło Radzieckie). Większością głosów zapadli uchwała (zgodnie z propozycją komisji) o podwyżce cen biletów tramwajowych o sto procent od dnia 1 kwietnia 1920 r. W świetle tego, co na posiedzeniu Rady w dniu 12 maja 1920 r. referował radny Stanisław Kucharski, podwyżka ta nie miała wielkiego wpływu na poprawę sytuacji finansowej Kolei Elektrycznej, bowiem liczba pasażerów znacznie spadła. "Straty są tak wielkie - mówił Kucharski - że trzeba liczyć się z pewną przerwą w ruchu, a następnie podnieść cenę biletów na jedną markę". Oznaczałoby to podwyżkę w stosunku do ceny biletów sprzed dnia 1 kwietnia 1920 r. o ok. 220%. N a to radny Jan Szymański: "... ale wówczas dla robotników udających się do pracy i ich żon wiozących im obiady powinny być wydane specjalne karty tramwajowe po zniżonej cenie". Prezydent Drwęski dodał, że taryfa tramwajowa zależna jest od cen węgla. Skoro cena "niemieckiego" węgla "podskoczy", jak się spodziewano, na 70 marek za centnar, cały ruch tramwajowy stanie pod znakiem zapytania. Korzystniejsza dla Poznania byłaby dostawa węgla z Zagłębia Dąbrowskiego. W tym też duchu przedstawił przyjętą jednomyślnie rezolucję radny Paweł Gantkowski (Demokratyczne Koło Radzieckie). "Rada Miejska - czytamy w niej - na posiedzeniu w dniu 12. 5. 1920 r. postanowiła przy debacie nad sprawą utrzymania ruchu miejskiego, elektrowni i tramwajów elektrycznych, prosić przez pana Ministra, Radę Ministrów, aby niezwłocznie zechciała spowodować dostawę węgla z Zagłębia Dąbrowskiego, umożliwiającą podtrzymanie ruchu przemysłowego i komunikacyjnego w Poznaniu. Rada Miejska zwraca zarazem uwagę na to, że z chwilą wstrzymania pracy elektrowni miejskiej, ustaje możliwość podtrzymania robotników oraz otworzy się tło do niezadowolenia i społecznej nędzy". Sprawa drożyzny węgla i z tym związanej groźby zatrzymania elektrowni, a co dalej idzie - komunikacji miejskiej, była przedmiotem dwóch kolejnych posiedzeń Rady (27 maja i 2 czerwca 1920 r.). W projekcie rezolucji przedłożonej przez radcę Mikołaja Kiedacza była mowa o tym, iż miasto stoi przed "ogólną katastrofą", ale zarówno rezolucja z dnia 12 maja jak i z 2 czerwca - nie odniosły skutku. Na posiedzeniu w dniu 23 czerwca 1920 r. radny Kazimierz Bobowski zaproponował więc nieśmiało podwyżkę cen biletów tramwajowych z dniem 1 lipca 1920 r. do dwóch marek! Miało to gwarantować (w porównaniu z aktualnymi cenami węgla i prądu oraz wielu innych rzeczy) rentowność tramwajów i regularną komunikację. Rzadko który z radnych uświadomił sobie, że jest to cena biletów wyższa od ceny z dnia 31 marca 1920 r. o ponad 700%. I chociaż prezydent Drwęski wspierał referenta zapewnieniem, że w "innych wielkich miastach europejskich kolejki elektryczne przechodzą te same trudności", radny Stanisław Offierski wypowiedział się zdecydowanie przeciwko nowej podwyżce, a radny Karol Stark (Demokratyczne Radny Romuald Paczkowski (Demokratyczne Koło Radzieckie) Tadeusz Świtała Koło Radzieckie) proponował, aby dyrekcja Kolei korzystała z nagromadzonych funduszów rezerwowych. Sprawę przekazano Komisji Finansowej z zaleceniem prędkiego opracowania, * ponieważ w dniu 21 czerwca załoga Kolei Elektrycznej przedłożyła dyrekcji wniosek o podwyżkę płac w granicach stu procent. W ciągu tygodnia sprawa przybrała niepokojące rozmiary. W dniu 1 lipca 1920 r. tramwajarze zastrajkowali. Dyrekcja Kolei Elektrycznej uzależniła zgodę na podwyższenie płac od tego, czy otrzyma zezwolenie na podwyżkę cen biletów i kart stałych, co popierała w całej rozciągłości Komisja Finansowa. Radny Czesław Bugze1 (Ludowe Koło Radzieckie) referując projekt uchwały, motywował stanowisko Komisji trudną sytuacją Kolei Elektrycznej. Tramwajarze żądali 125% podwyżki płac i jednorazowego dodatku drożyznianego w wysokości 500 marek. Dyrekcja zgadzała się jedynie na 100-procentową podwyżkę płac. Wobec widma strajku, Rada Miejska na posiedzeniu w dniu 1 lipca wyraziła zgodę na żądania dyrekcji Kolei, jednakże wojewoda poznański, opierając się na obowiązujących przepisach oświadczył, iż podwyżka cen biletów może wejść w życie dopiero po dwóch tygodniach od momentu uchwalenia. Dyrekcja Kolei Elektrycznej nie poszła jednakże na kompromis i oświadczyła, że podwyższone płace obowiązywać będą od dnia 15 lipca 1920 r. Zirytowany stanowiskiem dyrekcji Kolei Elektrycznej radny Stanisław Kucharski oświadczył, że "najodpowiedniejszym byłoby, aby kolej elektryczna przeszła pod administrację przymusową miasta, a w następstwie przeprowadzić likwidację tego towarzystwa akcyjnego na zasadzie, że cały kapitał akcyjny znajduje się w rękach Niemców - obywateli Rzeszy Niemieckiej". Prezydent Drwęski przyznał z goryczą, że w postępowaniu dyrekcji tramwajów dopatruje się polityki przerzucania ciężarów na barki miasta. Zamiast jednak radykalnych kroków - zapadła uchwała o przyjęciu gwarancji na deficyt Poznańskiej Kolei Elektrycznej do wysokości 120 000 marek. Strajk zakończył się w dniu 3 lipca 1920 r. ugo dą, według której tramwajarze otrzymali podwyżkę płac w wysokości od 100 do 115% oraz jednorazowy dodatek drożyźniany w wysokości 100 marek. Cenę biletu ustalono na półtorej marki, karty stałej na 61,25 marek. Ale problemy "tramwajowe" zostały zażegnane zaledwie na trzy miesiące, bowiem w drugiej dekadzie października 1920 r. dyrekcja Kolei wystąpiła wobec Magistratu z żądaniem podwyższenia taryfy tramwajowej o dalsze 25 % i pokrycie przez Magistrat deficytu powstałego w październiku. Żądanie to rozpatrywano na posiedzeniu niejawnym Rady (27 X 1920 r.), na którym zostało ono odrzucone. Stanowisko takie utrzymała Rada zaledwie siedem dni, bowiem na następnym posiedzeniu (2 XI 1920) nie dopuściła wprawdzie do podwyżki cen biletów, zgodziła się natomiast na pokrycie deficytu przedsiębiorstwa tramwajowego za Radny Stanislaw Kucharski (Polskie Kolo Radzieckie) .październik 1920 r. i obniżenie opłat za prąd dla Poznańskiej Kolei Elektrycznej z 8 na 7 marek za kilowat. Ale już 27 listopada 1920 Rada zebrała się na nadzwyczajnym posiedzeniu poświęconym w całości... podwyżce cen biletów tramwajowych. Referent, radny Henryk Suchowiak, wykazał "słuszność żądań dyrekcji Kolei - jak pisze sprawozdawca "Kuriera Poznańskiego" (nr 276) - bowiem konieczność podwyżki uzasadniona była ponowną podwyżką uposażeń przyznaną tramwajarzom od dnia 15 października 1920 r. oraz podrożeniem opłat za prąd elektryczny". Według Suchowiaka deficyt Kolei Elektrycznej wynosił 35 000 marek na dobę. Dla pokrycia tego niedoboru dyrekcja zaproponowała podwyższenie taryfy tramwajowej .0 50%, Komisja Finansowa zaś .- 25%. Radny Bolesław Kliszczyński (Ludowe Koło Radzieckie) wygłosił w tej sprawie namiętne przemówienie, w którym zbijał projekty wszelkich podwyżek dowodząc, że każdorazowa podwyżka na jakimkolwiek polu pociąga za sobą nowe żądania i powoduje coraz to większą drożyznę. "Mówca nie powiedział tylko, gdzie lub w której dziedzinie zawołać «stój!»" - opatrzył przemówienie Kliszczyńskiego komentarzem sprawozdawca "Kuriera Poznańskiego" (nr 276). Ostatecznie jednak większość Rady wypowiedziała się za wnioskiem dyrekcji Kolei i Magistratu. Od dnia 1 grudnia 1920 r. pojedynczy bilet tramwajowy kosztował 3 marki. I tak już nieomal bez końca. Bowiem na posiedzeniu Rady w dniu 26 stycznia 1921 r. "załatwiono" (z dniem 1 II 1921 r.) - ze względu na podwyżkę zarobków tramwajarzy o 40% kolejną podwyżkę cen biletów z trzech do czterech marek. Zaszczyt referowania tego wniosku przypadł radnemu Stanisławowi Kucharskiemu. Ale Komisja Finansowa, ze względu na deficyt (ok. 300 000 marek) powstały w styczniu 1921 r., poszła znacznie dalej i zaproponowała 5 marek za bilet. Za takie ustępstwa dyrekcja Kolei zgodziła się na przedłużenie czasu kursowania na niektórych liniach tramwajowych do godz. 22.30 i przedłużenie biegu linii tramwajowej nr 4. Rada mile połechtana grzecznością dyrekcji uchwaliła podwyżkę na jednym z najbliższych posiedzeń większością głosów. Tymczasem wojewoda poznański uchwały Rady Miejskiej nie zatwierdził. Wobec takiego obrotu sprawy dyrekcja Kolei uważała się za zwolnioną od obietnic i zarówno czasu kursowania jak i biegu linii nie przedłużyła. "Takie załatwienie sprawy - pouczał wojewodę "Kurier Poznański" (nr 29) - równa się przelewaniu z pustego w próżne, bo za miesiąc, naj dalej dwa, będzie trzeba znowu pomyśleć o podwyżce taryfy tramwajowej". Nową taryfę tramwajową uchwalono na posiedzeniu Rady w dniu 26 października 1921 r. na 30 marek za bilet (!) pod warunkiem, że ceny biletów szkolnych i inwalidzkich pozostaną bez zmian, że ruch na głównych liniach tramwajowych utrzymywany będzie do godz. 23.00, że dyrekcja zobowiąże się składać w wyznaczonym Tadeusz Świtała Radny Adam Kłos (Polskie Koło Radzieckie) przez Magistrat banku 10% dziennych wpływów na cele napraw torów, nad którymi to pracami Magistrat roztaczać będzie kontrolę. Wniosek w tej sprawie umotywował radny Witold Hedinger (Demokratyczne Koło Radzieckie) rozdzierając szaty nad stanem tramwajów "który jest tego rodzaju, że grozi im zupełna ruina". Mimo protestów radnych Edmunda Banca (Ludowe Koło Radzieckie) i Stanisława Grzegorzewicza podwyżkę uchwalono. Poważne perturbacje wywołały także inne sprawy komunalne, np. dostawa wody, gazu i prądu. Na posiedzeniu Rady w dniu 8 kwietnia 1919 r. uchwalono bez dyskusji podwyżkę cen wody z 55 fenigów do 1,20 marki za metr kubiczny. Opłaty w tej wysokości utrzymały się przez pewien krótki okres czasu, bowiem pod koniec sierpnia 1920 r. wynosiły już po 3,40 marki za metr kubiczny. Na posiedzeniu Rad;, w dniu 24 września 1920 r., z powodu deficytu budżetowego administracji wodociągów, Magistrat wystąpił o podwyżkę opłat za wodę do 4 marek za metr kubiczny. Referent sprawy - radny Stanisław Offierski - zaproponował 3,75 marki, ale większością głosów przeszła uchwała zgodnie z wnioskiem Magistratu. Tak zaczęła się publiczna dyskusja, w jakich proporcjach rozkładać ciężar opłat za wodę na lokatorów i właścicieli domów; dyskusja najpierw doprowadziła do tego, że Magistrat opracował (15 XII 1920 r.) projekt statutu, w którym nakładał na lokatorów 80% opłat za wodę, a na właścicieli - 20%. Do podjęcia uchwały Rady w tej sprawie nie doszło jednak z powodu sprzeciwu radnego Bolesława Kliszczyńskiego, iaś na posiedzeniu Rady w dniu 23 lutego 1921 r. projekt odrzucono. Wodociągi Miejskie pracowały źle, były ciągłe skargi mieszkańców. W okresie letnim na przedmieściach brakowało wody, stan sanitarny peryferii miejskich pogarszał się. Było to tematem interpelacji radnego Edmunda Banca na posiedzeniu Rady w dniu 15 czerwca 1921 r., który zapytywał, czym wytłumaczyć brak wody na przedmieściach. Wiceprezydent Mikołaj Kiedacz odparł, że brak wody wynika z posuchy i niskiego ciśnienia wywołanego brakiem węgla. O sprawie tej była ponownie mowa na następnym posiedzeniu (22 VI). Brak wody był tak dokuczliwy, że radny Henryk Suchowiak zastanawiał się nad możliwością zasilania wodociągu miejskiego sterylizowaną wodą z Warty. N owa fala podwyżek cen na surowce energetyczne, jaka miała miejsce na przełomie pierwszego i drugiego półrocza 1921 r., zmusiła Radę do uchwalenia podwyżek opłat za prąd (22 VI i 5 X) i wodę (13 VII). Sprawy te jednak zeszły w cień wobec innej, poważniejszej, bowiem "strajk w miejskich zakładach użyteczności publicznej trwał nadal" - donosił "Dziennik Poznański" (nr 230). Wezwanie Magistratu, aby robotnicy wrócili do pracy - nie odniosło skutku. Wiceprezydent Kiedacz referując na posiedzeniu Rady przyczyny strajku wyjaśnił: 5 października 8fc> 1921 r. pracownicy za pośrednictwem swego Wydziału Robotniczego zwrócili się do Magistratu o podwyżkę zarobków o blisko 90%. Magistrat wyraził zgodę na 25%> nadmieniając, że jeżeli robotnicy fabryk prywatnych otrzymają większą podwyżkę, to i miasto postara się o wynalezienie środków na zwiększenie płac. 19 października Magistrat zaprosił przedstawicieli robotników na konferencję, lecz otrzymał odpowiedź, że "robotnicy nie będą się układali z Magistratem, tylko ze Zwiąż kiem Pracodawców". Trzecią próbę "porozumienia" uczynił Magistrat w dniu rozpoczęcia strajku - lecz także bezskutecznie. Zdaniem Mikołaja Kiedacza strajk był niepotrzebny, bo "Magistrat nie zajął stanowiska odmownego". Nie ulega wątpliwości, że robotnicy zakładów miejskich porzucając pracę chcieli wywrzeć nacisk na właścicieli poznańskich fabryk, aby prędzej uwzględnili żądania metalowców. Gdy już do strajku doszło, musiał Magistrat myśleć o tym, by nie dopuścić do przerwy w działaniu wodociągów, gazowni i elektrowni, co też się udało przy pomocy pracowników technicznych, mistrzów i wojska. Wyjaśnienie Kiedacza poparł radca Nowicki udowadniając, że robotnicy miejscy zarabiają od 7 do 11 marek za godzinę więcej niż robotnicy fabryczni. Po 25 -procen - towej podwyżce, jaką chciał im przyznać Magistrat, zarobek robotnika wykwalifikowanego zakładów miejskich wynosiłby 176 marek za godzinę. W dyskusji doszło do awantury, której tłem była "głupota Związków Zawodowych" - jak się wyraził radny Franciszek Budzyński (Polskie Koło Radzieckie), które... nierozważnie nawołują robotników do strajków. Prawa do strajku bronili ładni: Józef Sieradzki i Karol Stark (obaj z Demokratycznego Koła Radzieckiego). Do sprawy strajku powrócono na następnym posiedzeniu (3 XI), bowiem radny Franciszek Budzyński zapytał Magistrat, na jakich warunkach powrócili do pracy strajkujący robotnicy. Wiceprezydent Kiedacz odpowiedział, że w miejsce dotychczasowego Wydziału Robotniczego, z którym Magistrat nie chciał pertraktować, zgłosiła się specjalna "komisja" wybrana z łona załogi, której Magistrat postawił warunki: wszyscy otrzymają 25 % podwyżki zarobków; za czas strajku nie płaci się żadnego odszkodowania; należy wybrać nowy Wydział Robotniczy oraz utworzyć komisję dyscyplinarną dla ustalenia, kto ze strajkujących dopuszczał się nadużyć. Zachodziły bowiem przypadki, że odgrażano się urzędnikom zakładów miejskich, a jeden robotnik zagroził nawet kulą zapalaczowi latarni. Tych Magistrat postanowił wydalić z pracy. Dla wszystkich robotników uchwalono tytułem zaliczki od 4000 do 6000 marek na najpilniejsze potrzeby. Po raz ostatni powrócono do tej sprawy na posiedzeniu w dniu 14 grudnia 1921 r. Radny Józef Sieradzki zgłosił interpelację w sprawie wydalenia z pracy inkasen - tów gazowni. Wiceprezydent Kiedacz wyjaśnił, że zwolnienia niektórych pracowników były już dawno przewidywane, bo "pewna ilość jest zbyteczna". Wniosek Sieradzkiego, aby wezwać Magistrat do przyjęcia na powrót zwolnionych pracowników nie został uchwalony. ODBUDOWA SZKOLNICTWA Większość miejskich budynków szkolnych, w tym wszystkie szkoły "polskie", zarekwirowały już w czasie I wojny światowej (1914 - 1918) pruskie władze militarne na lazarety wojskowe. Niektóre z nich były "szpitalami" jeszcze w roku 1921. Tym się tłumaczy, że na interpelację radnego Kazimierza Malińskiego (Ludowe Koło Radzieckie) na posiedzeniu Rady w dniu 17 kwietnia 1919 r. w sprawie nieprzyjęci? dużej liczby dzieci polskich do szkół średnich, prezydent Jarogniew Drwęski "'użył podobnej argumentacji, dodając jeszcze, iż brak ponad to... sił nauczycielskich" polskich oczywiście. Tadeusz Świtała Brakowi szkół próbowano zaradzić np. przez prowizoryczne dobudowy pomieszczeń lekcyjnych na strychach budynków szkolnych. W tym celu uchwalono wniosek Magistratu (20 IV 1919) o przyznanie 1600 marek na przebudowę strychu w szk*ole przy ul. Bosej. Burzliwy był przebieg obrad w dniu 12 czerwca 1919 r. Radny Karol Stark interpelował Magistrat w sprawie szkoły na Łazarzu. Lokale tej szkoły (w prywatnej willi) pozostawiały tak wiele do życzenia, że "policja powinna ją zamknąć. W jednej ławce zamiast czterech siedzi siedem dzieci". Zdaniem radnego Starka, podział szkół przeprowadzony przez władze między większością polską a mniejszością niemiecką krzywdzi dzieci polskie. 4060 dzieci niemieckich posiadało do dyspozycji pięć szkół (średnio 812 uczniów), a 11969 dzieci polskich - jedenaście szkół (średnio 1038 uczniów). Radny Paul Gutsche (Lista niemiecka), aby zatrzeć niemiłe wrażenie, jakie wywołała ta statystyka, przyznał interpelantowi rację, bo "już w czasie wojny były w szkole łazarskiej trudne do zniesienia warunki". A na to kąśliwie radny Jan Szymański: "W tej przepełnionej szkole powinien za swoją «politykę szkolną zasiąść najlepszy przyjaciel radnego Gutsche - b. radca szkoły Krausbauer!" . Radny Jan Szymański widział realne wyjście z kryzysu szkolnego przez zajęcie na lokale szkolne sal gimnastycznych. Tego samego zdania byli radni Paweł Gantkowski (Demokratyczne Koło Radzieckie) i Stanisław Grzegorzewicz. Brak lokali szkolnych i akademickich stał się w Poznaniu w roku 1920 tak wielki, że jak donosił "Dziennik Poznański" (nr 33) "widmo strajku zawisło nad Wszechnicą Piastowską... gotowały się wielkie, burzliwe manifestacje". Potem sprawa ucichła, ale jedynie na kilka tygodni. W dniu 12 kwietnia 1920 r. natomiast odbył się wiec w sprawie szkoły łazarskiej. Radny Adam Kłos (Polskie Koło Radzieckie) wniósł w tej sprawie interpelację na posiedzeniu Rady w dniu 14 kwietnia, pytając Magistrat, co ma zamiar uczynić, bowiem po tym wiecu 380 dzieci polskich nie zjawiło się w szkole. "Stosunki w tej szkole są wprawdzie opłakane - mówił on - ale oburzenie z tego powodu nie powinno się objawiać strajkiem dzieci szkolnych. Należy z naciskiem domagać się od władz wojskowych zwrotu budynków szkolnych". Mikołaj Kiedacz polemizował z interpelantem, bowiem był przekonany, że "nawet jeśli się to uda, to i tak zabraknie jeszcze dla dzieci polskich trzydziestu czterech sal szkolnych". Prezydent Jarogniew Drwęski zaczął swoje wystąpienie od tego, że ostro skrytykował żądania uczestników wiecu. Akurat tego dnia nadszedł do miasta pociąg sanitarny wiozący kilkudziesięciu rannych! (To miało oznaczać, że szkoły są nadal potrzebne na szpitale). "Magistrat - mówił dalej Drwęski -. nie może wydawać poleceń władzy wojskowej, a namawianie do strajku dzieci szkolnych tylko je demoralizuje". Wtedy radny Jan Szymański przypomniał sobie, że na Łazarzu czynna jest szkoła niemiecka z bardzo niewielką liczbą dzieci. Można by tam pomieścić ok. trzystu dzieci polskich... Przemawiał jeszcze w tym duchu radny Franciszek Budzyński. W rezultacie, mimo kunktatorskiego stanowiska prezydenta, uchwalono rezolucję, której projekt odczytał Adam Kłos. Stwierdzała ona m. in. " ... Rada Miejska wyraża żal, że władze wojskowe pomimo dwukrotnej prośby nie oddały dotąd zajętych budynków szkolnych, nawet obecnie, gdy po zajęciu obszarów przyznanych Polsce Traktatem Pokojowym, uzyskały po wojskach niemieckich wiele pomieszczeń [...] Rada uprasza władze wojskowe, a w szczególności DOK w Poznaniu, @ jak najrychlejsze oddanie szkół zajętych na szpitale i składnice i poleca Magistratowi, aby celem poparcia prośby wysłał deputację do Naczelnika Państwa, Prezydenta Ministrów i ministra spraw wojskowych". W zasadzie w lipcu 1921 r. nastąpiła pewna poprawa sytuacji. Otwarto dwie szkoły wydziałowe na Łazarzu i Wildzie i uchwalono na ten cel (21 VII) 25 000 marek. Na Rybakach Magistrat kupił za 140 000 marek pomieszczenia dawnego Zakładu dla Samotnych, który zamieniono na Szkołę Budowlaną wraz z bursą. Ale jeszcze na posiedzeniu w dniu 5 października 1921 r. radny Bolesław WybieraIski (Polskie Koło Radzieckie) poruszył sprawę szkoły jeżyckiej, do której zamiast ośmiuset dzieci uczęszczało tysiąc trzysta. Z braku miejsca na ławki siedziały o n e. .. na podłodze. Wojsko opróżniło po długich staraniach z dniem 1 września 1921 r. cztery pokoje vi szkole przy ul. Słowackiego, ale do tej pory nie można było ich zająć, b o. . nie oszacowano szkód. Dyskusję na posiedzeniach Rady wywołała sprawa zmian w ustroju szkolnictwa referowana przez radnego Adama Kłosa (16 II 1921 r.). Władza szkolna spoczywała w rękach Rady Miejskiej i Magistratu, które sprawowały ją przy pomocy Deputacji Szkolnej. Według rozporządzenia Ministerstwa, zamiast deputacji szkolnych miały powstać Powiatowe Rady Szkolne. Przeciw temu rozporządzeniu zaoponował Magistrat i nakłaniał Radę, by uchwaliła rezolucję z prośbą o zaniechanie wprowadzania go w życie. W interesie rozwoju szkolnictwa w b. dzielnicy pruskiej - twierdzili przedstawiciele Magistratu - leży zapewnienie władzom samorządowym w Poznaniu większego wpływu i obszerniejszej autonomii w dziedzinie szkolnictwa. Radny Karol Stark broniąc zarządzenia wypowiedział się za centralizacją szkolnictwa i w ogóle za unifikacją ziem polskich. Uważał, że to, czego chce Magistrat, jest jeszcze jednym przejawem polityki separatystycznej. W tym samym duchu przemawiał radny Adam Ballenstedt. Rezolucję magistracką uchwalono jednak większością głosów. Przeciwko głosowali jedynie radni: Karol Stark, Adam Ba11enstedt i Józef Sieradzki. Finał tej sprawy rozegrał się w dniu 13 kwietnia 1921 r. Zdaniem Departamentu Szkolnego Ministerstwa, obawy Rady Miejskiej w sprawie ,.uszczup1enia praw samorządowych" były przesadne, natomiast rząd ponosząc większe wydatki na szkolnictwo, musi mieć w tej sprawie decydujący głos. Mimo kłopotliwej sytuacji szkolnictwa poznańskiego w ogóle, grupie radnych-technokratów zawdzięczać należy rozpoczęcie starań o budowę w Poznaniu uczelni technicznej. Zdołali oni zyskać w tej sprawie poparcie Rady, bowiem na posiedzeniu w dniu 27 kwietnia 1921 r. uchwalono rezolucję zgłoszoną przez radnego Stefana Cybichowskiego (Demokratyczne Koło Radzieckie) w sprawie zbudowania w Poznaniu politechniki. W rezolucji czytamy: " ... Rada Miejska wita z uznaniem myśl [...] i uprasza Magistrat o przyznanie na ten cel darmo gruntu lub odpowiedniego budynku dla umożliwienia rozpoczęcia wykładów jeszcze w roku bieżącym". Do sprawy politechniki powrócono jeszcze na posiedzeniu w dniu 26 czerwca 1921 r. Podjęcie odpowiedniej uchwały o przydzieleniu działki pod jej budowę kilkakrotnie jednak odraczano. Magistrat proponował, aby oddać na ten cel 57 mórg ziemi przy ul. Grunwaldzkiej. Radny Adam Ballenstedt występował przeciwko i wskazywał odpowiedniejsze place budowlane w śródmieściu, ale jego wniosek upadł na posiedzeniu w dniu 6 lipca 1921 r. * Pierwsza, po długiej niewoli, polska Rada Miejska w Poznaniu położyła bezspornie wiele zasług w ugruntowaniu życia gospodarczego i społecznego w mieście. Poparcie, jakim się początkowo cieszyła ze strony wyborców, stopniowo jednak słabło, bowiem nie potrafiła ona rozwiązać żadnego z palących problemów miejskich. Niektóre z nich, jak np. bezrobocie i kryzys mieszkaniowy, nie zostały pokonane w całym międzywojennym dwudziestoleciu, co wynikało jednak głównie z ówczesnych warunków ustrojowych w Polsce.