ZYCIE KULTURALNE PAŃSTWOWA OPERA IM. STANISŁAWA MONIUSZKI W POZNANIU W SEZONIE ARTYSTYCZNYM 1972/1973 Kopciuszek Gioacchino Rossiniego. Premiera 23. III 1973 r. Kierownictwo muzyczne - Mieczysław Do «idaj ewski, reżyseria - Sławomir Zerdzicki, scenografia - Marian Iwanowicz, choreografia - Władysław Milon. Scena z a tu I. Na zdjęciu: Barbara Zagórzanka (Kopciuszek) i Sławomir Zerdzicki (Don Ramira) W SEZONIE 1972/1973 nastąpiły zmiany w kierownictwie Opery Poznańskiej. Odszedł dotychczasowy dyrektor i kierownik artystyczny Mieczysław Nowakowski, jego następcą został Jan Ku1aszewicz, dyrygent z piętnastoletnim doświadczeniem m. in. na stanowisku szefa Orkiestry Symfonicznej w Białymstoku, od września 1971 I. drugi dyrygent Opery Poznańskiej. Mianowanie nastąpiło dnia 16 października 1972 roku, gdy sezon był już w pełnym toku, a repertuar zaplanowany przez poprzednią dyrekcję. Zadaniem nowego dyrektora było zatem realizowanie tego planu, przynajmniej w zakresie kierownictwa muzycznego dzieł poprzednio już Andrzej Saturna wykonywanych. Pod tym względem zresztą omawiany sezon nie różnił się od ubiegłego, bowiem w programie Opery utrzymały się wszystkie jego pozycje. Nie udało się natomiast wprowadzić na scenę wszystkich nowych, proponowanych przez byłego dyrektora tytułów. Przyczyniła się do tego przede wszystkim krytyczna sytuacja, jaka panuje na krajowym rynku reżyserów i scenografów operowych. Pozyskanie odpowiednich wybitnych realizatorów do zaplanowanych dzieł natrafia na coraz większe trudności. Starszych reżyserów w większości nie interesuje teatr muzyczny, a stawianie na młodych wiąże się, zwłaszcza w wypadku uznanych utworów, z dużym ryzykiem artystycznym. Z tych właśnie względów nowa dyrekcja Opery Poznańskiej została zmuszona do ograniczenia liczby i zmiany tytułów zaplanowanych premier, z których jedynie Aida Giuseppe Verdiego doczekała się realizacji. Premiera Aidy nastąpiła w czasie VI Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, kiedy w Poznaniu przebywało wielu wybitnych artystów. Zespołowi i kierownictwu Opery zależało zatem na szczególnie wysokim poziomie przedstawienia, które - można to stwierdzić - odniosło spodziewany sukces. Wzorem ubiegłych lat urządzono dwa premierowe wieczory: 14 i 15 listopada z dwiema różnymi obsadami solistów śpiewaków. Każda z obsad posiadała wprawdzie słabsze punkty, jednak w obu dominowały momenty pozostawiające ipo sobie trwałe, pozytywne wrażenia. W całej pełni zabłysnął w roli Aidy wokalny talent Krystyny Kujawińskiej, zachwycającej krystalicznie czystym i jasnym sopranem; potwierdziła swą wysoką klasę wokalno-aktorską Aleksandra ImaIska jako Amneris; dużą (kulturą muzyczną i sceniczną iwy1kazał się, jak zawsze, Stanisław Bomanski odtwarzający partię Radamesa; w niezwykle dynamiczną postać króla Etiopów, Amonatro wspaniale wcielili się: Jan Czekay i Albin Fechner; świetni byli także: Edward Kmieciewicz jako kapłan Ramfis oraz w roli Paraona Henryk Łukaszek, którego wspaniały bas poddano nagłośnieniu, co umożliwiło dotarcie do słuchaczy jego głosu z wysokiego w głębi sceny umieszczonego tronu. Stworzyło to jednocześnie złudzenie specyficznej akustyczności wnętrza starej świątyni. Jednym z głównych źródeł sukcesu Aidy była scenografia Stanisława Bąkowskiego. Monumentalna, a jednocześnie nie sprawiająca wrażenia ciężkości, uderzała przepychem wpisanym w rygor surowości form plastycznych komponujących sceniczną przestrzeń. Ornamentyka i doskonale wyważona tonacja barwna wytwarzały właściwy klimat dla muzyki, podkreślały lokalny i historyczny koloryt akcji. Dobra była także reżyseria Sławomira Żerdzickiego: dyskretna, umiarkowana, świadcząca o dużym wyczuciu specyfiki operowej sceny. Kierownikiem muzycznym przedstawienia był Jan Kulaszewicz. Ukazał on orkiestrową partyturę Aidy w ciekawy sposób, eksponując wiele interesujących szczegółów, poprzez odpowiednie ustawienie proporcji brzmieniowych między poszczególnymi grupami instrumentów. Efekty te dyrygent wydobył jednak częściowo kosztem tempa, które tracąc na wartkości, osłabiało nieco dramatyczne napięcie muzyki Verdiego. Natomiast Ku1aszewicz towarzysząc solistom, okazał się niezrównanym partnerem o nieprzeciętnie wrażliwym uchu muzycznym. Do słabszych punktów wykonania dzieła należał niedobry śpiew chóru oraz udział bardzo szczupłego zespołu tancerzy, ograniczony do wstawek baletowych, w pomysłowych wprawdzie, ale nie pozbawionych naiwnych efektów układach choreograficznych Przemysława Śliwy. Słabość tych dwóch tak ważnych elementów owego monumentalnego dzieła trzeba jednak usprawiedliwić. Wiadomo, że w chórze zawodowym powinni śpiewać ludzie odpowiednio przygotowani, kształceni w tym kierunku. Jednak ekwiwalent materialny za pracę chórzysty operowego nie zachęca Jan Kulaszewiczdo jej podjęcia przez osoby posiadające wymagane kwalifikacje. Tak więc zespół ten, pomniejszany stale przez odchodzących na emeryturę, nie może liczyć na uzupełnianie nowymi kadrami. W tej sytuacji kierownictwo Opery bywa zmuszone do korzystania z usług chórów amatorskich, co przeważnie daje - jak właśnie w wypadku Aidy - rezultaty nie najlepsze. Nowa dyrekcja Opery stanęła wobec trudnego do rozwiązania problemu. Ponieważ nie powiodły się próby zaangażowania kwalifikowanych chórzystów, postanowiono rozwiązać problem we własnym zakresie poprzez zorganizowanie specjalnego kursu szkoleniowego, na który przyjmowano wprawdzie kandydatów bez żadnego przygotowania muzycznego, ale posiadających sprawdzone predyspozycje głosowe i słuchowe. Powołanie studium chóralnego okazało się inicjatywą pożyteczną, a o jej skuteczności można się było przekonać niebawem, przy okazji ostatniej premiery sezonu, która odbyła się 24 czerwca 1973 I. Dalsza polityka repertuarowa w zakresie wprowadzania nowych pozycji na scenę musiała i te zagadnienia uwzględnić. Szczęśliwym, również z tego punktu widzenia, pomysłem było wystawienie komicznej opery Gioacchino Rossiniego Kopciuszek, której premiera odbyła się dnia 25 marca 1973 I. Kopciuszek stanowi wyraźny pod każdym względem kontrast w stosunku do Aidy. Jest to dzieło o lekkim charakterze, pozbawione dramatycznych napięć i głównie bawi ucho uroczą, w swoim rodzaju genialną muzyką. Ponadto kompozycja ta pozwala na użycie zmniejszonego składu orkiestry, nielicznego chóru i na sprowadzenie udziału baletu do krótkich wstawek. Ów kameralny wymiar utworu wyznacza ograniczona do siedmiu ról obsada solistów. Na partiach wokalnych zresztą koncentruje się głównie uwaga słuchaczy. Partie te są niezwykle piękne, zarówno w solowych jak i ensemblowych odcinkach, a zarazem trudne, wymagające od śpiewaków doskonałego opanowania techniki koloratury i prowadzenia kantyleny. Jednocześnie muzyka ta posiada i ten rzadki Andrzej Saturna Aida Giuseppe Verdiego. Premiera 11 XI 1972 r. Kierownictwo muzyczne - Jain Kulaszewiez, reżyseri,a - Sławomir Żerdzicki, scenografia - Stanisław Bąkowski, choreografia - Przemysław Sliwa. Sceina z aktu III. Od lewej: Albin Fechner (Amonatro), Stanisław Romański (Radam es) , Krystyna Kujawińska (Aida)walor, iż słucha się jej z dużą przyjemnością nawet wtedy, gdy jej wykonawcza strona nie jest wolna od usterek. Nie zabrakło ich w premierowej realizacji Kopciuszka, a jednak dzieło Rossiniego dostarczyło widzom sporo artystycznego zadowolenia. Z wysoce wartościową muzyką Kopciuszka kontrastuje słabe libretto Jacopo Ferrettiego, usiłujące w naiwny sposób przenieść treść znanej baśni w sferę realnych sytuacji i uprawdopodobnić baśniowe zdarzenia. Trudno zrozumieć sens tych zabiegów, gdyż zastąpienie, na przykład, tradycyjnej wróżki podejrzanym o kontakty z nadprzyrodzonymi siłami filozofem Alidoro nie zmienia w istocie rzeczy metafizycznych losów Kopciuszka. Natomiast losy wątłego libretta zostały uratowane od zguby przez muzykę Rossiniego, dla którego cała ta anegdota zdawała się być jedynie pretekstem do ujawnienia swego nieprzeciętnego daru wypowiadania się językiem muzyki. Kopciuszek to pozycja stwarzająca szerokie możliwości dla Opery Poznańskiej, dysponującej z jednej strony świetnymi odtwórcami, z drugiej zaś - borykającej się z ogromnymi trudnościami kadrowymi. A właśnie ten utwór dał okazję do zaprezentowania takich znakomitości jak Jan Czekay w roli Dandiniego, koniuszego księcia oraz Barbary Zagórzanki grającej rolę Angeliny-Kopciuszka; przy tym pozwolił na wprowadzenie bez większego ryzyka artystycznego w jednej z głównychról debiutanta, Aleksandra Burandta, odtwarzającego postać księcia Don Ramiro. Premierowa trema i poczucie odpowiedzialności młodego śpiewaka sprawiły zapewne, że nie był to debiut zupełnie udany. Mimo to Burandt zdołał wykazać się wieloma interesującymi walorami głosowymi, które w dalszych jego występach zaczęły brać stopniowo górę nad niedostatkami. O tym przypadku warto wspomnieć dlatego, że stanowi on przykład prowadzenia przez nową dyrekcję racjonalnej działalności pedagogicznej, dzięki której młody wokalista w stosunkowo krótkim czasie zasili, być może, zbyt nieliczną grupę niezawodnych tenorów Opery Poznańskiej. Debiutem można też nazwać scenografię, której twórcą był Marian Iwanowicz, zajmujący się dotychczas graficznym opracowywaniem programów przedstawień operowych. Tutaj trzeba stwierdzić, że dawno już scena ta nie urzekała tak pięknymi zestawieniami kolorystycznymi. Ich lekkość, zwiewność i ożywienie jasnymi światłami tworzyły kompozycję plastyczną przystającą dość ściśle do nastrojowych treści zawartych w muzycznej partyturze Kopciuszka. Przy tym Iwanowicz nie zatłoczył sceny, pozostawiając wiele miejsca dla rozgrywającej się akcji. Wielkość wolnej przestrzeni nie pozostała bez wpływu na koncepcję reżyserską Sławomira Zerdzickiego. Mając na uwadze szczupłą obsadę aktorską, wprowadził on dużo ruchu, aby tę przestrzeń wypełnić, a tym samym ożywić nieco statyczne Boccaccio Franza vom Suppe. Premiera 24 VI 1973 r. Kierownictwo muzyczne - Jan Kulaszewicz, reżyseria - Danuta Baduszkowa, scenografia - Stanisław Bąkowski, choreografia - Krystyna Gruszkówna. Scena z aktu III. Od lewej: Krystyna Pakulska (Fiam , etta) Piotr Liszkowski (Majordomus księcia Umberto), Stefan Dobiasz (Nieznajomy, później książę Umberto), Jan Czekay (Piętro, ksiąte Palermo) Andrzej Saturna Boccaccio Franza von Suppe. Premiera 24 VI 1973. Scena zbiorowa z aktu II. Na dwukołowym wozie Józef Katin (Lotteringhi, bednarz) momenty akcji. Pewnym mankamentem było tu zbyt szerokie rozstawienie śpiewaków w ensemblach, co z ewidentnym skutkiem utrudniało im, zwłaszcza w kwartetach, wzajemne słyszenie się, a w konsekwencji osłabiało precyzję rytmiczną wykonania. Poza tym reżyseria Żerdzickiego była interesująca, bezpretensjonalna, w zgrabny sposób nastawiona na uwypuklenie zabawnych sytuacji, a jej główną zaletą było to, że nie utrudniała na ogół kontaktu słuchacza z muzyką. Kierownictwo muzyczne należało do Mieczysława Dondajewskiego. Premierowe J wykonanie operowej partytury często nastręcza dyrygentowi wiele niespodzianek, od których nie była wolna również premiera Kopciuszka. Dondajewski potrafił jednak opanować wszystkie, pojawiające się czasami tendencje do rozbieżności rytmicznych i poprowadził sprawnie i wartko przedstawienie do końca. Wprawdzie orkieJ stra nie wykazała się najlepszą formą, ale i te jej drobne niedociągnięcia techniczne J nie zdołały przecież pozbawić muzyki Rossiniego niepowtarzalnego wdzięku. Dnia 24 czerwca 1973 I. odbyła się premiera operetki Boccaccio Franza von Suppe. Jest to utwór o dość niejednoznacznym charakterze i walorach muzycznych oraz scenicznych toteż z tego powodu bywa zaliczany zarówno do oper komicznych jak i operetek. Wystawienie Eoccaccia wywołało nieco sprzecznych poglądów na temat roli teatru operowego, jego ambicji oraz granicy, której szanująca się instytucja nie powinna przekraczać dla zaspokojenia gustów mało wybrednej I publiczności. Były więc głosy za i przeciw, ale nie towarzyszyła im wysoka temj peratura polemiczna. Bo też Boccaccio nie zawiera zbyt wiele elementów dodatnich ani ujemnych, zdolnych wzniecić gorącą dyskusję. Jest to z całą pewnością średniejklasy muzyka, odznaczająca się wszakże interesującą inwencją melodyczną oraz dobrą instrumentacją, a libretto, opisujące w dość zabawny sposób tarapaty i sukcesy erotycznych zabiegów autora Decamerona - tytułowego bohatera sztuki - nie jest wolne od mankamentów załamujących dramatyczną konstrukcję opery. N ajbardziej uderzającym pod tym względem momentem jest pantomima, umiejscowiona tuż przed finałem, która zupełnie osłabia napięcie i wstrzymuje bieg akcji, przez co samo zakończenie pojawia się bez odpowiedniego przygotowania i mija nie pozostawiając żadnego wrażenia. Wydaje się, iż realizatorzy premiery zdali sobie sprawę ze słabości muzyki i fabuły Boccaccia, gdyż zrobili naprawdę wszystko w celu uniknięcia artystycznego niepowodzenia. Przede wszystkim dokonano nowego przekładu polskiego libretta. Obie tłumaczki: Krystyna Chudowolska i Danuta Baduszkowa, nie odbierając oryginalnym tekstom ich rubasznego humoru, potrafiły podłożyć pod muzykę polskie słowa z zachowaniem reguł prozodii, co w znacznym stopniu umożliwiło uzyskanie swobody śpiewania i wpłynęło dodatnio na całą muzyczną stronę wykonawczą. Kierownikiem muzycznym przedstawienia był Jan Ku1aszewicz, który również dołożył wszelkich starań, aby muzyka Suppego mogła się podobać. Dyrygent zastosował tu żywe tempa, ale jednocześnie podał tę muzykę w subtelnych odcieniach dynamicznych, a z gęstej faktury orkiestrowej wyeksponował co ciekawsze wątki. Dzięki temu rzadko tylko dochodził do głosu typowy dla tego kompozytora, wojskowy charakter muzyki. Trzeba tu jeszcze podkreślić dobre, czyste i pełne brzmienie chóru, zasilonego już przez najlepszych uczestników wspomnianego wyżej kursu. Poznańska realizacja Boccaccia przypomniała starą prawdę, iż świetne wykonanie jest w stanie odwrócić uwagę odbiorcy od niedostatków dzieła. Jednym z najbardziej ważkich czynników tego wykonawstwa była doborowa obsada śpiewaków. Ponadto przydział poszczególnych ról był tak trafny, że każdy miał szerokie możliwości zaprezentowania swoich głosowych i aktorskich walorów. Soliści poruszali się po scenie z niezwykłą swobodą, bawili się wspólnie z publicznością, co sprawiało wrażenie improwizowania aktorskich kwestii. Był to duży sukces pracy reżyserskiej Danuty Baduszkowej. Równie udana była scenografia Stanisława Bąkowskiego, który zabudował scenę barwnie i jasno, stworzył też doskonale przystającą do utworu plastyczną kompozycję, konsolidującą wszystkie elementy dzieła i wprowadzającą w odpowiedni koloryt miejsca i czasu akcji. Uwieńczenie tej niezmiernie starannie przygotowanej premiery stanowiły pomysłowe wstawki choreograficzne Krystyny Gruszkówny, oraz szermierka w ujęciu Waldemara Wilhelma. Wszystko to stwarzało bardzo sympatyczne wrażenie, jakie można było wynieść z przedstawienia, które zapewne gwarantuje mu długotrwałe powodzenie. W sumie trzeba uznać Boccaccia za potrzebną i pożyteczną pozycję poznańskiej sceny. Szczególnie, gdy się zważy, iż w zakresie rozrywki panuje nieodmiennie od lat szablonowo prezentowana piosenkarska sztampa. W tej sytuacji dobrze jest, gdy instytucja o ambitnej działalności artystycznej wprowadzi niekiedy do swego repertuaru rzecz lekką, komunikatywną i przyjemną. Andrzej Saturna pierwszomajowym w 1874 roku