Z TWÓRCZOŚCI JANA KABACINSKIEGO W ROKU 1945 &/ Hmm IIB .. U Fragment St. Ratusza po działaniach wojennych (kredka litograficzna) cha (tusz) Cytadela po zdobyciu. Szkic ołówkiemu- T:t _ AŁ ,I Jl · " I kościoła przy ul. Żydowskiej (tusz) Kościół Garnizonowy (tusz) I» ....n>*' .=! Mx3MM j Rodzina Kabacińskich w mieszkaniu przy ul. Hetmańskiej 28. Od lewej Jan Kabaciński, córka Maria, Zofia Kabacińska i syn Jan (1956) wych, sal obrad, m. in. placu Centralnych Dożynek w Poznaniu. Projektował nagrobki i napisy na nagrobkach cytadelowców i osób zasłużonych oraz tablice pamiątkowe. Prace Jana Kabacińskiego znajdują się w zbiorach Ministerstwa Kultury i Sztuki, w Muzeum Narodowym w Poznaniu, Bibliotece Polskiej Akademii Nauk w Kórniku i w zbiorach prywatnych. Posiada odznaczenia: Brązowy (1934) i Srebrny Krzyż Zasługi (1958). 6 października 1971 r. udekorowany został Odznaką Honorową Miasta Poznania. Do sierpnia 1959 r. pracował w Zarządzie Zieleni Miejskiej jako starszy technik-grafik i przeszedł na zasłużoną emeryturę. Działalność artystyczną kontynuuje dalej 1 przygotowuje się do wystawy swego artystycznego pięćdziesięciolecia. "Droga moja - zwierza się Jan Kabaciński - w zdobywaniu wiedzy o sztuce nie była łatwa. Trawiony wewnętrzną potrzebą, stale głodny poznania istoty świata sztuki, zacząłem samodzielnie studia mając dwadzieścia sześć lat, to znaczy wtedy, kiedy wielu plastyków - moich rówieśników, kończyło już studia. Los nie szczędził mi także wielu smutków i zmartwień: ułomny syn zmarł mając trzydzieści osiem lat; żona od dziesięciu lat obezwładniona jest paraliżem. W mojej twórczości artystycznej odnajdowałem radość życia i czerpałem z niej siły do dalszej pracy twórczej" . Wrodzona skromność nie pozwala mu mówić o wielu szlachetnych zaletach charakteru. Uderza z jego żywej postaci hart ducha i odwaga twórcza. Przekonuje, że droga, na którą wstąpił przed pięćdziesięciu laty, doprowadziła go do celu. Sylwetkipoznaniaków NIKODEM KONWERS KI Nikodem Ko:nweraki Urodził się w Poznaniu 15 lipca 1906 r w rodzinie piekarza Antoniego Kon wer - skiego i jego żony Stanisławy z domu Merdzińskiej. Ojciec, rodem z Raszkowa, poznał kawał Europy wędrując jako czeladnik w poszukiwaniu nowinek zawodowych. Zatrzymał się m. in. w Wiedniu, gdzie opanował tajniki pieczywa wiedeńskiego. Przez długie lata nad oknem wystawowym piekarni Konwerskiego przy Piekarach 4 widniał szyld "Piekarnia Wiedeńska". N a wystawie rolniczej w 1904 r., w późniejszym pasażu "Apollo" wyroby Konwei skiego zostały wyróżnione medalem. Z małżeństwa Antoniego i Stanisławy Konwerskich dochowała się trójka dzieci. Najstarszy Stefan (1897), aczkolwiek uzdolniony pianista, poświęcił się karierze wojskowej i w stopniu porucznika 6. pułku piechoty zmarł w Poznaniu w 1927 r. Siostra - Helena (1903). po wyjściu zamąż za agronoma, mieszka w Inowrocławiu. Najmłodszy - Nikodem - miał zgodnie z wolą rodziców zdobyć fach, który umożliwi mu spokojną egzystencję. W domu Konwerskich panowała atmosfera uczciwej pracy, poszanowania współpracowników -. gromadki czeladników i rzemieślników Istniał zwyczaj, że mistrz Konwerski zapraszał na wigilię świąt do swego stołu najbardziej oddanych firmie współpracowników. Wieczorami Stefan zasiadał w przytulnym dużym pokoju do pianina, aby towarzyszyć sopranowi Helenki, szkolonemu przez p. Helenę Skoraszewską, w domowych koncertach pieśni. Od czasu do czasu ojciec zasiadał do kompanii z popularnym wówczas instrumentem - cytrą. Najmuzykalniejszy w rodzinie - Stefan, próbował komponować i dyrygować. Zajął się jego muzyczną edukacją sam Henryk Opieński. "Szóstacy" szczycili się własnym marszem pułkowym skomponowanym przez Stefana Konwerskiego. Szereg jego pieśni śpiewała przy różnych okazjach Helena. Ste-" fan stał się także dla Nikodema przewodnikiem muzycznym. Zabierał go z sobą na koncerty symfoniczne i przedstawienia operowe. Po świętach Bożego Narodzenia w roku 1918 ojciec wywiesił z okna narodową flagę z piastowskim Białym Orłem na czerwonym tle. To było na powitanie Paderewskiego. Tłum ludzi stał na mrozie na dzisiejszym placu Wolności. Wszystkie twarze skierowane były w okna okazałej budowli hotelu "Bazar", gdzie zamieszkał Paderewski. Ukazał się na balkonie i mały Nikodem przez moment mógł go ujrzeć. Stefan wstąpił do powstańczych szeregów, szturmował koszary przy ul. Grunwaldzkiej. Wpadał na krótko do domu w wojskowej rogatywce, z biało-czerwona opaską na ramieniu. Przed wybuchem I wojny światowej Przy rodzinnym stole. Od lewej: Stanisława i Antoni Konwerscy, kuzynka Nikodema Janina, rodzeństwo: Helena, Nikodem i Stefan Konwerscy (1923) Nikodem wstąpił do gimnazjum przygotowawczego przy ul. Skarbowej. W roku 1916, przekroczył próg "seksty", a następnie do roku 1923 uczył się w gimnazjum im. Gotthilf a Bergera. Nie czuł się w tej uczelni najlepiej. Profesorowie nie silili się na obiektywne oceny. Odnosił wrażenie, iż synalkowie miejscowych notabli byli faworyzowani, aczkolwiek ujawniali niejednokrotnie luki w opanowaniu materiału. Wcześnie wyrobione w domu poczucie sprawiedliwości i wrażliwości na krzywdy umacniały Nikodema w przekonaniu, iż w gimnazjum zarysował się wyraźny podział dzielnicowy, a wychowawcy, miast usuwać te różnice, może nieświadomie, przyczyniali się do ich po głębiania. Któregoś dnia, to było w wyższej tercji, szczególnie boleśnie dotknięty z powodu "dwójki" z języka angielskiego, podbiegł w przerwie do tablicy i kilkoma sprawnie rzuconymi kreskami skarykaturował postać "Anglika". J ego głowa wyłaziła z bełkoczącej trąby gramofonu. Koledzy pokładali się ze śmiechu. Zwabiony hałasem profesor angielskiego Zygmunt Arendt- Choiński wrócił niezauważony do klasy, rozpoznał bez trudu przedmiot ogólnej wesołości i wrzasnął: "Kto to zrobił?" W klasie zapadło milczenie. Nikodem odważnie przyznał się do żartu. Zirytowany "Anglik" wybiegł, aby za chwilę wrócić z dyrektorem Józefem Kniatem. Ten spojrzał na karykaturę i z trudem po Sylwetkipoznaniaków Grupa studentów poznańskiej Szkoły Zdobniczej. Klasa priif. Erwina EIstera 1925). iedz na podłodze od lewej: Józef Ożmin, Marian Szczepaniec. Na zydelku - JulIan MaJerskl. Rząd I od lewej: Hanna Szulcówna - bpalona. Mikołaj Kułak, Ludmiła Lanżanka Tadeusz Lipski, Barbara Tymówna, Erwin Eisler, Zofia Galaratówna, Joanna Karpińska, Zofia J eziorańska. Rząd ii: Wanda Jordanówna. Elżbieta Ernstówna, Maria Konieczna, Zygmunt Dudo. Rząd III: Wojciech Sawilski, Nikodem Konwerski, Karol Dybowski, Adam Markiewicz, Ignacy HOirodyńskiwstrzymał śmiech, podobnie zresztą jak prol Adolf Zawadowski - nauczycie] rysunku. Nie wypadało inaczej, trzeba było Nikodema ukarać, ale pocieszył go Zawadowski lepszym stopniem z rysunków. W taki sposób, w przekonaniu Nikodema, jego zupełnie przypadkowy debiut graficzny pchnął go na zupełnie inną drogę życia. Nie była to droga wybrana mu przez zapobiegliwego ojca. Postanowił udać się na studia w poznańskiej Szkole Zdobniczej. Postanowienie Nikodema na pewno nie spełniłoby się, gdyby nie bezwiedne poparcie (bo Nikodem o nie nie zabiegał) przyjaciela domu, dra Bolesława Krysiewicza. Poglądy dra Krysiewicza na rolę artysty-plastyka w życiu społecznym były tak przekonywa jące, iż OJCIec nie mógł im przeciwstawić żadnych sensownych kontrargumentów. Skoro Krysiewicz mówił, że "syn obrał dobry kierunek", coś musiało w tym być! Mimo to Nikodem przez długie lata czuł się zobowiązany przekonywać ojca, iż dokonał wyboru trafnego. Zmuszało go to do wielu poświęceń i wyrzeczeń, do ustawicznej pracy nad sobą. Wszyscy wokół wiedzieli, iż Antoni Konwerski dumny był z syna, ale skrywał to głęboko w sercu i rzadko dawał temu publicznie wyraz. W marcu 1924 r. Nikodem Konwerski stanął przed obliczem Fryderyka Pautscha, który przyjął go na studia na podstawie przedstawionych rysunków. Wprawne oko profesora dostrzegło niezmanierowaną kreskę, i chociaż akt ry £M 1lIfe Jrpoznaniaków Klasa prof. Jana Wronieckiego (styczeń 1928). Siedzą od lewej: Romana Miller, Jadwiga Rutterówna, osoba nie rozpoznana, Halina Rakówna, Ludmiła Lanżanka, Łucja Szwedzianka-Ożminowa, Joanna Karpińska, Maria Zabłocka. Rząd JJ: Hanna Sęp-Sarzyńska, Zdzisław Pnusiewicz, Jan Wronie6ki, Wincenty Skowroński, Romuald Bogaczyk, Kazimierz Idczak. Rząd III: Stefan Bech, Franciszek Domiczek, Nikodem Konweraki i Aleksander Piątkowskisowany przez Nikodema na egzaminie wstępnym był dla Pautscha prawdziwym szokiem, profesor rzekł: "Jest pan przyjęty". Studia obudziły w Nikodemie zainteresowania grafiką, które umiejętnie kształtowali profesorowie Erwin EIster i Jan Wroniecki. Po pięciu latach Nikodem jako pracę dyplomową wykonał cykl litografii z wnętrza poznańskiej fary. Przy całym szacunku dla uczelni, w której kształcono znakomitych artystów, wielu jej studentów zdawało sobie sprawę, iż możliwości szkoły, przynajmniej w grafice, od lat nie wychodzą poza utarte techniki, których najwyższym osiągnięciem była właśnie litografia i linoryt. Konwerski należał do tych, którzy stosunkowo wcześnie zaczęli sobie zdawać sprawę z ubóstwa technik poznańskiej szkoły i z tego, iż nie mogą liczyć na stypendium zagraniczne. Ciułał więc pieniądze na studia w Lipsku. Zarobił pokaźną kwotę projektując m. in. wspólnie z Kazimierzem J asnochem pawilon 28a Powszechnej Wystawy Krajowej, poświęcony osiągnięciom instytucji kulturalno-oświatowych. W ostatnich kilku latach przed dyplomem zdobył szereg nagród na konkursach rozpisanych przez dyrekcję Powszechnej Wystawy Kraj owej i inne instytucje. Zwyciężył m. in. w konkursie na plakat Międzynarodowych Targów Poznańskich (1929), wykonał wiele projektów z dziedziny grafiki użytkowej. Z pomocą finansową ojca, z napomnieniami dyrektora Karola Maszkowskiego i profesorów, aby przede wszystkim zapoznał się znajnowszymi technikami graficznymi, wyruszył jesienią 1929 r. do Lipska i zapisał się do słynnej Akademii Sztuk Graficznych. Przyjął go prof. dr Walther Thiemann do Sylwetkipoznaniaków Wiktoria Prusimska 1 Nikodem Konwerski na spacerze ulicami Poznania (1934)swojej grupy mistrzowskiej. Kładł on duży nacisk na kompozycję i heraldykę. Tam, w Lipsku, Nikodem zdobył ostrogi w tak ważnej. dziedzinie, jak dobór czcionki i kroju pisma w zależności od treści drukowanego dzieła. Pod okiem Hansa Mullera doskonalił się w drzeworycie, u Aloisa Kolba - w technikach trawionych. W tej ostatniej dziedzinie posiadał bliskie kontakty z szeregiem znakomitych drukarzy ze słynnych oficyn wydawniczych. Kto raz zasmakuje we współpracy z nimi - zawsze ulegać będzie urokowi przebywania i pracy wśród ludzi czarnej sztuki. Wieczory spędzał Nikodem wśród nielicznej, ale zwartej polonii lipskiej. Byli to przeważnie robotnicy, ale wyżej przygotowani technicznie i zawodowo niż znani mu poznańscy. Uczęszczał na popisy chóru polskiego, zaprzyjaźnił się z pracownikami polskiego konsulatu. Przyjemnie było podumać nad kuflem jasnego piwa w słynnym "Auerbach Keller' gdzie Goethe kreślił strofy swego Fausta. Ten rok za granicą (bo na tyle starczyło "kapitałów" Nikodema) strzelił jak z bicza. Walther Thiemann (uczelnia nie wydawała dyplomów) stwierdził na piśmie iż uważa Konwerskiego za samo, dzielnego i dojrzałego artystę, dla którego podwoje lipskiej akademii zawsze stoją otworem. W Lipsku Nikodem Konwerski powziął zamiar poświęcenia się pracy w szkolnictwie zawodowym. Chciał wykładać technikę rysunku zawodowego dla drukarzy; tak bardzo zaimponowali mu drukarze lipscy i takich chciał widziećw Poznaniu. Po powrocie do Poznania w 1930 r. zaczął rozglądać się za pracą. Nie była to sprawa łatwa. Kraj przeżywał ciężki kryzys gospodarczy, trudno było nawet o dorywcze zajęcie. W dodatku przepisy nie pozwalały na prowadzenie zajęć w szkolnictwie zawodowym w mieście wojewódzkim bez praktyki na prowincji. Dopiero więc po dwóch latach nauczania rysunku w gimnazjum w Jarocinie (1931 - 1933) i dalszych dwóch w Gimnazjum im. Dąbrówki W Poznaniu, plany Nikodema zaczęły powoli przyoblekać wymarzony kształt. W tym czasie ukończył również dwuletni Wyższy Kurs Nauczycielski. W roku 1935 Nikodem Konwerski zaangażowany został do Szkoły Dokształcającej Zawodowej przy ul. Działyńskich (obecnie Inżynierska) pod dyrekcją Władysława Sobińskiego. Była to szkoła, w której od wielu lat istniały klasy drukarskie. Nowy etap życia rozpoczął trzydziestoletni grafik i pedagog założeniem rodziny. W roku 1936 pojął za żoną Bożenę Wiktorię Prusimską, rodem ze Środy, od szeregu lat prokurentkę firmy Zbigniew Waligórski przy ul. Pocztowej. Małżonkowie Konwerscy zamieszkali niebawem na I piętrze domu przy ul. Płowieckiej, które opuścił architekt i malarz Adam Batycki. Rok później Bożena Konwerska powiła córkę Alicję, która obecnie jest inżynierem budownictwa wodnego i wykładowcą w Technikum Geodezyjno- Drogowym. Te trzy lata wykładów w Szkole przy Działyńskich do wybuchu II wojny światowej Nikodem Konwerski bez wątpienia zaliczyć może do najpiękniejszych w życiu. Rysunek techniczny, suchy i nudny, niedoceniany przez współpedagogów, Konwerski swoją usilną pracą wyniósł do rangi przedmiotu równego matematyce i fizyce. Młodzież polubiła go. Wpajał kulturę graficzną, nawyki obcowania z kulturą ogólną a nie tylko wiedzą zawodową. Dzisiaj jego byli uczniowie są ludźmi na kierowniczych stanowiskach w poznańskim przemyślepoznaniaków Wiktoria Konwerska poligraficznym i niejeden z nich z wdzięcznością wspomina swego mistrza ze Szkoły przy ul. Działyńskich. Po pracowitym roku szkolnym w lipcu udali się z żoną i trzyletnią Alą na zasłużone wakacje. Lato było tego roku pogodne, a zanosiło się na piękną i ciepłą jesień. Gazety przynosiły jednak alarmujące wieści. 1 września 1939 r. Nikodem zgłosił się w dyrekcji szkoły. Wypłata pensji nie była przygotowana. Nauczyciele szemrali, bo zamiast poborów wypłacano im stuzłotowe zaliczki. Panowało jednak (przynajmniej w tej szkole) przekonanie, iż doniesień prasowych nie należy traktować zbyt poważnie i że rok szkolny rozpocznie się normalnie. Nikodem Konwerski wracał ze szkoły .ch domu rodziców na Piekarach, kiedy na miasto spadły pierwsze bomby z hitlerowskich samolotów. Zabawił krótko u rodziców, zaniepokojony o los rodziny przy ul. Płowieckiej. Wydawało mu Sylwetki ... )J{E Ipoznaniaków ** * IJEiiiSHila Nikodem Konwerski w Państwowej Średniej Szkole Zawodowej (1949)się, że wszystkie bomby spadły właśnie na tę ulicę. Na płaskim dachu domu ujrzał żołnierzy, którzy umieścili łam zwykły karabin maszynowy i próbowali zastępować obronę przeciwlotniczą. Nikodem zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień. Powiedzieli mu: "Zmykaj Pan! Nie potrzebujemy zwykłych żołnierzy". Pewnego dnia spostrzegł pędzące ulicą Grunwaldzką wojskowe motocykle z przyczepami, a w nich kanciaste postacie w szarozielonych Chełmach. W kilka dni później Gestapo zaczęło przeprowadzać wśród Polaków pierwsze aresztowania. Wiedział, że nauczyciele będą narażeni na represje w pierwszej kolejności. Wolał więc nie ryzykować i zamieszkał z rodziną tymczasowo u krewnych przy ul. Wojciecha. Przypadek zrządził, iż spotkał na ulicy znajomego sędziego Sądu Grodzkiego, którego brat, zamieszkały od lat w Niemczech, delegowany został do Poznania. Nikodem wykonał sangwiną portrecik ośmioletniego bratanka sędziego. Ojciec był zachwycony pracą grafika i chwalił się podobizną synka na prawo i lewo. Pokazał też obrazek znajomemu pracownikowi redakcji "Ostdeutscher Beobachter". Ten zaś - kierownik działu reklam -. na gwałt poszukiwał grafika. Konwerski długo rozważał propozycje i doszedł do wniosku, iż ilustrowanie ogłoszeń nie naruszy w niczym jego godności narodowej. Pracę wykonywał w domu przy ul. Tęczowej, u Wacława Piotrowskiego, który miał mieszkanie zagrożone dokwaterowaniem lokatorów. Ucieszył się więc, że Nikodem z żoną i dzieckiem zechce u niego zamieszkać. Tymczasem do mieszkania Konwerskich wprowadziła się urzędnicza rodzina Niemców. Wszystko układało się nieźle, dopóty nie trzeba się było zameldować. Urząd zatrudnienia był przy ul. Zwierzynieckiej. Spodziewając się, że nic dobrego go tam nie spotka, Konwerski wspomniał o tym kierownikowi działu reklam. Gw we własnym interesie zwrócił się z prośbą o "przydzielenie" Konwerskiego do pracy w dziale reklam. Obiecano -. ale nie przydzielono. Nikodem Konwerski został skierowany do pracy w dziale grafiki w "N. S. Gauverlag,