TADEUSZ BECE LA PIERWSZE KROKI POWSZECHNEJ SPÓŁDZIELNI SPOŻYWCÓW W POZNANIU Do WIELU zmian, kitóre przyniósł rok 1948, zaliczyć należy także unifikację spółdzielczości spożywców. Chodziło o scalenie w jednym organizmie wszystkich placówek spółdzielczych, działających w Poznaniu i województwie. Tak się złożyło, że I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Robotniczej, Jan Izydorczyk, uczynił mnie opiekunem - odpowiedzialnym za przeprowadzenie unifikacji w Poznaniu. Zadanie było dość kłopotliwe. Poznańscy spółdzielcy nie kwapili się do łączenia, nie byli przekonani o celowości likwidowania swoich spółdzielni na rzecz jednej powszechnej, obejmującej całe miasto. Niechęć miała także podłoże polityczne: Spółdzielnia "Zgoda" hołdowała tradycjom chrześcijańskiej demokracji; "Robotnik" była przybudówką Polskiej Partii Socjalistycznej, a "Jedność" powstała z inicjatywy działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Dziś wydaje się to dziwne, ale najwięcej niechęci do unifikacji okazywali działacze spółdzielni - członkowie Polskiej Parrtii Robotniczej. Rada nadzorcza Spółdzielni "Jedność" nie wykazywała entuzjazmu do bratania się z "Robotnikiem" i "Zgodą". Prezes Rady, Józef Mączynski, brał wprawdzie udział w posiedzeniach komisji powołanej do opracowania zasad unifikacji i projektu statutu przyszłej Powszechnej Spółdzielni Spożywców, ale konkretnego terminu zjednoczenia nie zdołał, albo nie chciał, ustalić. Działo się to w czasie kiedy np. z Łodzi dochodziły wieści, że unifikacja została tam już zakończona i Powszechna Spółdzielnia Spożywców już działa. Jan Izydorczyk widząc ową niechęć, zżymał się i patrzył na mnie, jako opiekuna, ze zmarszczonym czołem. Pewnego dnia wezwał mnie i bez wstępu, cierpko zapytał: "Dlaczego tak się guzdracie z tym łączeniem? W całym kraju już dawno o tym zapomnieli, a u nas jeszcze się nie zaczęło. Powiedzcie towarzyszom z «Jedności», że to musi być zrobione w ciągu tygodnia!" Poszedłem więc do prywatnego mieszkania prezesa przy ulicy Dąbrowskiego 8 i powtórzyłem "polecenie". Rozmowa nasza nie była tak lakoniczna jak tamta, I pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego. Byłem Józefowi Mączyńskiemu wdzięczny za wprowadzenie mnie w gąszcz gospodarczych problemów. Starałem się go przekonać, że sprawa została zadecydowana "u góry" i żaden opór nie ma sensu. Z kolei on przekonywał mnie, że taka kolubryna w rodzaju powszechnej spółdzielni, to niepewny interes i nie wolno mu narażać kilkuletniego dorobku. "Wiemy co mamy - podkreślał - a nie wiadomo, jak się ułoży współpraca w takiej olbrzymiej organizacji". Moje wywody nie przekonywały rozmówcy, rzeczowe argumenty wyczerpały się. U derzyłem pięścią w płytę biurka, może zbyt energicznie. Mączynski popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma, jakby zobaczył nowego człowieka i zmieszał się. Mnie też było nieprzyjemnie, nie wiedziałem, co powiedzieć na pożegnanie. Byłem rozgoryczony i zdziwiony tym uporem. Tymczasem na drugi dzień sam mnie Tadeusz Becelazawiadomił, że termin posiedzenia prezesów rad nadzorczych i zarządów spółdzielni został ustalony. Wyraził też nadzieję, że nie będzie przeszkód w ustaleniu terminu ze brania założycielskiego. Później dowiedziałem się, iż powodem niechęci działaczy ze Spółdzielni "Jedność" do unifikacji była cicha fuzja "Robotnika" ze "Zgodą", jaka nastąpiła już w grudniu 1947 r. Zarząd "Jedności" dowiedział się, że "Robotnik" został przejęty do spółki ze stratą przekraczającą 4 min złotych. Była to duża kwota; trzeba było sprzedać sporo (towaru, aby stratę wyrównać. Prezes zarządu Spółdzielni "Robotnik" wybrany został członkiem zarządu Spółdzielni "Zgoda". Niedługo jednak działał w połączonych spółdzielniach, gdyż w kwietniu 1948 r., w związku z poprzednią niewłaściwą gospodarką w spółdzielni, został aresztowany i usunięty ze stanowiska. Rada Nadzorcza Spółdzielni "Zgoda" wybrała wówczas do zarządu Michała Piosika - członka zarządu Spółdzielni Spożywców Pracowników Urzędu Wojewódzkiego. Praktycznie znaczyło to dołączenie i tej spółdzielni do "Zgody". Dyrektorem Zarządu "Zgody" był od 1945 r. przedwojenny członek zarządu, Marian Pilarski. Radzie Nadzorczej przewodniczył znany działacz chrześcijańskiej demokracji, Stanisław Grzegorzewicz. Członkami Rady Nadzorczej byli m. in. dyrektorzy poznańskiego okręgu Związku Gospodarczego Spółdzielni RP "Społem" - Franciszek Łoś i Józef Grzelaczyk, Czesław Stylo - pracownik Związku Rewizyjnego Spółdzielni oraz szereg innych doświadczonych działaczy. Gospodarka "Zgody" była prawidłowa. Potwierdziły to dwie lustracje przeprowadzone przez Związek Rewizyjny Spółdzielni w 1949 r. Jedynie udziały członkowskie, ustalone w wysokości 30 złotych, były za niskie. Pod koniec działalności Rada N adzorcza uchwaliła dopisanie do każdego udziału 470 złotych. Miał to być z jednej strony ekwiwalent za niewypłacone zwroty od zakupów, a z drugiej - kwota ta miała przyczynić się do wzrostu funduszu udziałowego i podniesienia zdolności kredytowej spółdzielni, ocenianej przez Narodowy Bank Polski przede wszystkim na podstawie wysokości kapitału udziałowego. Pozostałe mniejsze spółdzielnie poznańskie też nie były wolne od zadłużeń. Nierentowność małych spółdzielni była jedną z przyczyn, dla której przeprowadzano unifikację. Jednakże ambicje i zaściankowe patriotyzrny nie pozwalały na łączenie ich na bazie jednej z istniejących, np. naj silniej szej ekonomicznie, spółdzielni. Tak więc w dniu 25 maja 1948 r. w sali Związku Rewizyjnego Spółdzielni przy pi. Wolności 18 odbyło się zebranie kilkudziesięciu działaczy-założycieli Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Poznaniu. Referat o celach i zadaniach nowej spółdzielni wygłosił przedstawiciel Związku Rewizyjnego, Władysław Litewka. Po dyskusji uchwalono statut oraz wybrano Radę Nadzorczą. W jej skład weszło pięciu członków Polskiej Partii Socjalistycznej: Władysław Dewor, Władysław Litewka, Tadeusz Majewski, Edward Szondelmajer i Władysław Szymczak; pięciu przedstawicieli Polskiej Partii Robotniczej; Tadeusz Becela, Mieczysław Kwiecień, Józef Mączyński, Zygmunt Mencel, Wacław Ruczkowski oraz pięciu członków Stronnictwa Demokratycznego i bezpartyjnych: Stanisław Grzegorzewicz, Antoni Małecki, Jan Mateiski, Irena Strumińska i Jan Szulczyński. Pierwsze posiedzenie Rady odbyło się bezpośrednio po wyborach w sali Związku Rewizyjnego. Zagaił je krótko Edward Szondelmajer, podkreślając znaczenie wspólnej pracy. Rada ukonstytuowała się i powołała zarząd, wybierając jednomyślnie na przewodniczącego Józefa Mączyńskiego, na zastępcę - Edwarda Szondelmajera a na sekretarza - Tadeusza Majewskiego. Po krótkim przemówieniu Mączyńskiego przystąpiono do podziału Rady na komisje. Przewodniczącym komisji rewizyjnej został Władysław Dewor, komisji gospodarczej Tadeusz Becela, a komisji społeczno-wychowawczej Zygmunt Mencel. N astępnie Rada Nadzorcza wybrała trzyosobowy zarząd Spółdzielni. Prezesem i dyrektorem wybrano dotychczasowego dyrektora "Zgody", Marcina Pilarskiego, członkami zarządu: Stefana Lewandowskiego - prezesa Gnieźnieńskiej Spółdzielni Spożywców i Floriana Draheima, głównego księgowego Spółdzielni "Jedność". Prezes Rady zaproponował "przyjąć do zatwierdzającej wiadomości" ustanowienie pełnomocników Spółdzielni w osobach: Edmunda Burka ze "Zgody", Henryka Dyzmana i Jana Włodarczyka - dotychczasowych członków "Jedności" oraz Michała Piosika ze Spółdzielni Spożywców Pracowników Urzędu Wojewódzkiego. Zarówno członków zarządu, jak i pełnomocników wybrano bez zastrzeżeń. Jednomyślność przy wyborze kierownictwa Spółdzielni była swego rodzaju majstersztykiem lokalnej dyplomacji. Dużą rolę odegrały tu rozmowy przeprowadzone na posiedzeniach komisji międzypartyjnej i zbliżający się kongres zjednoczeniowy obu partii robotniczych. Termin rozpoczęcia działalności handlowej Powszechnej Spółdzielni - Spożywców ustalono na pierwszy dzień lipca 1948 r. Termin przyjęto bez dyskusji, 'chociaż zarządowi wydawał się zbyt krótki. Zespół kierowniczy rozpoczął z dniem 1 czerwca 1948 r. skomplikowaną pracę nad formalnym zjednoczeniem wszystkich poznańskich spółdzielni spożywców W jedną organizację spółdzielczą. Pisałem wówczas z tej okazji na łamach "Woli Ludu", że spółdzielczość spożywców w Poznaniu rozpoczęła po wyzwoleniu pracę dosłownie od podstaw i dlatego wyniki osiągnięte w ciągu trzyletniej działalności mogły słusznie być jej dumą. Lecz osiągnięcia wytyczały zarazem nowe zadania. Dwudziestoosmiotysięczna armia spółdzielców zrzeszonych pod tęczowym sztandarem, dysponująca 126 sklepami, stanowiła prawie połowę rodzin poznańskich. W 1948 r. przybyło osiem tysięcy nowych członków. Zjednanie dalszych trzydziestu tysięcy miało być głównym zadaniem czekającym spółdzielnie w najbliższym okresie. Podkreślałem, że zwerbowanie nowych członków oznaczało poszerzenie kapitałów własnych. Nie było ich zbyt wiele - 52 min złotych we wszystkich spółdzielniach Poznania. Fundusze obce wynosiły 141 min złotych; "majątek płynny" wyceniono na 148 min złotych. Spółdzielnie nie obracały więc w gruncie rzeczy własnym kapitałem, lecz pożyczonym od państwa. Pieniądze te potrzebne były państwu na wiele innych potrzeb i dlatego spółdzielczość powinna nauczyć się "stać i chodzić o własnych siłach". Obroty poznańskich spółdzielni spożywców w 1947 r. wyniosły dwa mld złotych, w tym z produkcji własnej - 50 min złotych. Nadwyżka brutto wyniosła llVo, koszta handlowe pochłonęły 9,4% - niestety o dwa procent za dużo. Prawie 40 min złotych można było zaoszczędzić i część tego funduszu przeznaczyć na cele społeczno-wychowawcze. Trzeba dodać, że wydatki poznańskich spółdzielni na działalność kulturalno-oświatowa wyniosły w tymże roku 526 000 złotych. Nie było to zbyt dużo; stanowiło niewiele ponad rio czystej nadwyżki. Trudności rozruchu przedsiębiorstwa były, jak zwykle, różnego rodzaju. Nie wystarczyło zmienić szyldy, żeby przejść na nowy styl gospodarzenia. Każda plaeówka spółdzielcza miała nieco inne metody pracy« Sprowadzenie ich do wspólnego mianownika wymagało przede wszystkim zgodnej współpracy zarządu i ścisłego współdziałania z Radą Nadzorczą. Tymczasem członkowie zarządu byli ludźmi nawykłymi do zarządzania na własnym spółdzielczym podwórku. Dyrektor Marcin Pilarski był handlowcem doświadczonym w kapitalistycznej walce konkurencyjnej. Ambitny wicedyrektor do spraw handlowych, Stefan Lewandowski, miał za sobą trzy lata prezesury w Gnieźnieńskiej Spółdzielni Spożywców. Wnosił dużo inicjatywy, ale nie grzeszył skłonnościami do uzgadniania poczynań. Tymczasem Florian Draheim (główny księgowy) czuł się odpowiedzialny Tadeusz Becela za handlowe decyzje i chciał wiedzieć, ile za co będzie trzeba płacić. Wśród pełnomocników dawni członkowie zarządu łączących się spółdzielni nie byli też nawykli do słuchania. Trzeba było dużo dobrej woli i dyplomacji, aby taką rządzącą ekipę "zgrać" . Niestety, prezesowi Rady Nadzorczej nie zawsze się to udawało. Potrafił dobrze ułożyć współpracę Rady z zarządem Spółdzielni "Jedność", w nowej sytuacji jednak nie zawsze umiał znaleźć wspólny język z członkami zarządu. Może był zbyt aktywny: nie czekał, aż zarząd zechce Radzie zdać sprawę. Kierownicy odpowiedzialni za wykonanie codziennych zadań nie zawsze mieli czas, żeby przygotować i przedstawiać na posiedzeniach Rady należycie udokumentowany, aktualny stan przedsiębiorstwa. Było wiele przyczyn, które spowodowały, iż pierwsze robocze posiedzenie Rady N adzorczej odbyło się dopiero 20 lipca 1948 r. Zebrano się w dawnej siedzibie "Zgody" przy ul. Garbary . N a posiedzenie przybyło trzynastu członków zarządu Ktoś zażartował, że to feralna liczba, proponował więc, aby poczekać... Porządek obrad przewidywał sprawozdanie dyrektora zarządu Spółdzielni i ustalenie wysokości poborów dla pracowników i członków zarządu. Marcin Pilarski nie złożył sprawozdania na piśmie, lecz referował z pamięci posługując się notatkami. Przytaczał gęsto liczby przedstawiające sytuację sklepów, zakładów produkcyjnych, transportu. Potem scharakteryzował obroty, stan finansów i zespołów pracowników. Rosły kolumny liczb. Radni notowali niektóre dane. Do dyskusji nie trzeba było zachęcać. Zabierali głos chyba wszyscy, niektórzy dwukrotnie. Uwagi były trzeźwe, szczególnie w sprawie odszkodowań wojennych jako rezerw kapitałowych. Wszyscy poparli wniosek zarządu, aby urealnić należności do symbolicznej złotówki, bo i tak spółdzielnia nic nie odzyska. Sporna okazała się sprawa tańszego chleba. Zarząd proponował, żeby obniżyć cenę 32 złotych za kilogram; tańszy chleb w spółdzielczym sklepie był dla wszystkich sprawą oczywistą. Jedynie Władysław Dewor złożył sprzeciw; w imieniu Komisji Cennikowej , której był członkiem, odmówił Spółdzielni prawa do wyłamywania się z nakazów urzędowego cennika. Tani chleb był jednakże problemem politycznym, więc po dłuższej debecie postanowiliśmy, aby sprawę przekazać do rozstrzygnięcia instancjom politycznym. Drugą sporną sprawą był mój wniosek o wprowadzenie do handlu w spółdzielczych sklepach całego asortymentu towarów; referowałem go z ramienia sekcji spółdzielczej przy Komitecie Wojewódzkim Polskiej Parltii Robotniczej. Problem był trudny i wiele lat upłynęło, zanim spółdzielczy handel z nim się uporał. Spółdzielnie zaopatrywały się głównie w czterech oddziałach Centrali Spółdzielni Spożywców "Społem": spożywczym, włókienniczym, jajczarsko-drobiarskim i papierniczym. Towary te stanowiły około 70% zakupów. Z tej masy towarowej ponad 60% przypadało na artykuły spożywcze. Asortyment towarów spożywczych i gospodarstwa domowego uzupełniano zakupami z innych źródeł. Było to konieczne ze względu na przyzwyczajenie odbiorców, którzy domagali się proszków do pieczenia "Luba" albo musztardy sarepskiej. Także napoje chłodzące, pieczywo, jarzyny, mleko nie wchodziły w skład asortymentu towarów prowadzonych przez "Społem". Znaczny udział w zakupach "pozaspołemowskich" miały towary tekstylne. W tej sytuacji nie łatwo było podołać żądaniom członków i klientów, a jednocześnie dochowywać wiary spółdzielczej hurtowni. Z pozostałych spraw poruszanych na posiedzeniu na wspomnienie zasługuje żądanie, aby Radzie przedstawiono kalkulację wszystkich działów oraz sprawozdania na piśmie. Wnioskodawca Tadeusz Majewski podkreślił, że jedynie w ten sposób można "wgryźć się" w zagadnienie i przygotować do dyskusji. Proponowano także zaktywizowanie pracy społeczno-wychowawczej, agitowanie na rzecz naboru nowych członków, powoływanie komitetów członkowskich, organizowanie kursów doszkalających dla pracowników. Wnioski zoatały przyjęte jednogłośnie i nabrały mocy uchwały. Odrzucono jedynie propozycje udzielania członkom Rady rabatu przy zakupach. Projekt ten zgłosił bodajże Marcin Pilarski. Były podobno takie zwyczaje w niektórych spółdzielniach przed unifikacją. Nie pamiętam szczegółów dyskusji, lecz większość Rady opowiedziała się przeciw tym przywilejom. Decyzja była na pewno słuszna - pobieraliśmy przecież diety za udział w posiedzeniach. Zarząd Spółdzielni nie uporał się jeszcze z uporządkowaniem aktywów i pasywów przejętych placówek, gdy naczelne władze spółdzielcze zaczęły "naciskać" na przyłączenie pozostałych spółdzielni. N a polecenie Centralnego Związku Spółdzielczego odbyła się w dniu 14 września 1948 r. konferencja w tej sprawie. Zarząd Spółdzielni reprezentował Marcin Pilarski. Instrukcję o przyłączeniu pozostałych spółdzielni zreferował kierownik Wojewódzkiego Inspektoratu Rewizyjno-Instrukcyjnego Centrali Spółdzielni Spożywców w Poznaniu, Władysław Litewka. Zadanie to nazywał "akcją konsolidacyjną". W dyskusji zapytywano, czy potrzebne jest tworzenie "międzyspółdzielnianej komisji łączeniowej". Obstawał przy tym delegat "Społem", Ryszard Andruszkiewicz, zwracając uwagę na trudności wynikające z pogodzenia ambicji zarządów. Wniosek jego poparł Jan Łęgowski z Wojewódzkiego Komitetu Polskiej Partii Socjalistycznej utrzymując, że spółdzielnie winny mieć swoich przedstawicieli tam, gdzie decyduje się ich los. Natomiast instruktor spółdzielczy Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Robotniczej Marian Winkiel był zdania, że powołanie przedstawicieli małych, często powaśnionych, spółdzielni do "komisji łączeniowej" może na skutek ich chorobliwych ambicji opóźnić tempo pracy. Ostatecznie uzgodniono, ŻQ "komisja łączeniowa" będzie działała w ścisłej współpracy z Inspektorem Rewizyjnym i wprowadzony zostanie regulamin oraz instrukcja regulująca zasady pracy. Władysław Litewka zakomunikował, iż trzy spółdzielnie, których upadłość na skutek strat miała być niebawem ogłoszona, zostaną wyłączone z "akcji konsolidacyjnej". Chodziło o spółdzielnie "Wspólnota", "Stomil" i Spółdzielnię Spożywców przy nie upaństwowionej jeszcze wówczas fabryce Wacława Tomaszewskiego "Centra". Ustalono, że Powszechna Spółdzielnia Spożywców przejmie członków upadłych spółdzielni i z własnych funduszy zrefunduje ich udziały. Zebranie informacyjne dla zarządów "konsolidowanych" spółdzielni wyznaczono na dzień 20 września 1948 r. N a gorączkowej robocie upłynęły szybko dwa miesiące. N a następne posiedzenie Rada Nadzorcza zebrała się dopiero w dniu 30 września. Przewodniczący rozpoczął posiedzenie od kontroli wykonania uchwał. Prezes Marcin Pilarski wyjaśnił punkt po punkcie - wiceprezesi uzupełniali je. Wynikało z tych relacji, iż uchwały zostały wykonane lub są w trakcie realizacji. Głównym zagadnieniem posiedzenia była sytuacja gospodarcza połączonych spółdzielni oraz metody gospodarowania. Z bilansów połączonych spółdzielni wynikało, iż Spółdzielnia Spożywców "Robotnik" wniosła jako "wiano " straty wykazane w bilansie w wysokości czterech min złotych. Doprowadziła do tego lekkomyślność zarządu i niefrasobliwość Rady N adzorczej . Najniższe koszty handlowe (6,39%) wykazywała Spółdzielnia "Zgoda", najwyższe (14%) Spółdzielnia Spożywców Pracowników Urzędu Wojewódzkiego i Spółdzielnia "Traktorzysta". Jako przewodniczący Komisji Gospodarczej przedstawiłem Radzie sprawę przeniesienia Fabryki Cukierków "Cukroia" z ulicy 27 Grudnia do własnych lokali przejętych w Luboniu po Spółdzielni Spożywców "Spójnia". Przemawiały za tym względy techniczne; po prostu urządzenia fabryki w Luboniu były znacznie lepsze. Tadeusz Becela Jednakże podstawowym powodem była sprawa własności. Dlaczego opłacać dzierżawę, jeśli Spółdzielnia ma własne pomieszczenia? Referowałem także sprawę rozbudowy sieci sklepów masarskich i zwiększenia produkcji piekarniczej. Chodziło o zwiększenie wydajności pracy i inwestycje. Tymczasem Centrala Spółdzielni Spożywców "Społem" ograniczyła limit inwestycyjny do wysokości czterech min złotych, w tym dwa min ze środków państwowych. Po raz pierwszy spotkałem się wtedy z pojęciem limitu. Wniosek Komisji Gospodarczej zalecał zarządowi podjęcie starań o dalsze kredyty lub zezwolenie na szersze inwestowanie ze środków własnych. Żywą dyskusję wywołała sprawa korzystania ze spółdzielczych środków lokomocji przez członków Rady Nadzorczej, zarządu i personel. Zarząd domagał się darmowych przejazdów do miejsca pracy i odwożenia do domu oraz dodatkowo stu kilometrów miesięcznie poza wyjazdami służbowymi dla każdego członka zarządu i dla pełnomocnika wydziału techniezno-gospodarczego. Propozycja ta znalazła się nawet na posiedzeniu sekcji spółdzielczej Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Robotniczej. Członkowie sekcji zajęli w tej sprawie zdecydowanie negatywne stanowisko. Pensje członków zarządu według X i IX grupy uposażenia były bodajże trzykrotnie wyższe od poborów wielu kierowników życia gospodarczego i państwowego, np. w Urzędzie Wojewódzkim. W tej sytuacji Rada nie podjęła uchwały do czasu zaznajomienia się ze stanowiskiem instancji wojewódzkich Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. Był to skuteczny sposób uniknięcia nieprzyjemnego starcia z zarządem. N a porządku obrad stanęła również działalność społeczno-wychowawcza, którą - w zastępstwie Zygmunta Menela, przewodniczącego Komisji - referowała Irena Strumińska. Zwróciła zarządowi uwagę na konieczność organizowania komitetów sklepowych oraz tworzenia poradni lekarskich dla pracowników spółdzielni. Zalecała zaangażowanie pracowników dla prowadzenia spraw społeczno-wychowawczych, którym członkowie Komisji nie mogli w trybie społecznym podołać. Proponowała także budżet na działalność społeczno-wychowawcza do końca roku w wysokości pół min złotych. Najżywszą dyskusję wywołało sprawozdanie Komisji Rewizyjnej, które złożył Władysław Dewor. Jako pierwszy zabrał głos Władysław Litewka. Wskazał na konieczność rozbudowy Siatki sklepów, rozpracowania zasad wymiany towarowej miasto - wieś; handlowania całym asortymentem środków konsumpcji w sklepach spółdzielczych, tworzenia sklepów branżowych, mogących konkurować z najlepszymi placówkami prywatnymi oraz zbadania przyczyn nierentowności niektórych sklepów. Minęły bowiem czasy, gdy w sklepie wystarczyło mieć śledzie, szuwaks, mydło i powidło... Zdaniem mówcy na pierwszym planie należało postawić zagadnienie ciągle za niskich kapitałów obrotowych. W nowym olbrzymim przedsiębiorstwie spółdzielczym należy ustalić normatywy szybkości obrotu kapitałowego; jedynie duża częstotliwość obrotu może ułatwić realizację zadań, utrudnioną brakiem kapitału. Proponował w tym celu stworzenie systemu Współzawodnictwa w szybkości obrotu, z czym łączyłoby się upłynnianie remanentów i zapasów magazynowych. N a zakończenie Władysław Litewka stwierdził, że działalność Spółdzielni przebiegała prawidłowo. Jednakże trzeba ją doskonalić poprzez przygotowanie podstawowych norm, które byłyby miernikiem pracy placówek. Sytuacja gospodarcza spółdzielni była korzystna - niemniej wobec bardzo trudnych zadań, jakie ją czekały, gospodarowanie dotychczasowymi metodami nie gwarantowało większych sukcesów. Taki był końcowy wniosek referatu, wskazujący na konieczność przestawienia się zarządu i Rady Nadzorczej na nowoczesną formę organizacji pracy. Nie było wówczas posiedzenia, na którym nie omawiano by spraw zaopatrzenia miasta w pieczywo. Tym razem o chlebie mówił Władysław Dewor. Proponował zwiększenie wydajności pracy w piekarniach, wprowadzenie sprzedaży pieczywa we wszystkich sklepach spółdzielni, zaopatrywanie stołówek, szpitali i szkół. W (ten sposób Spółdzielnia przejęłaby zaopatrzenie w pieczywo głównych ośrodków konsumpcyjnych miasta i zwiększyłaby swoje obroty. Rzucił także myśl skupywania zwierząt rzeźnych dla spółdzielczych masarni poprzez terenowe spółdzielnie skupu trzody chlewnej i nawiązanie z nimi stałych stosunków handlowych. Będąc przy głosie poruszył sprawę oceny pracowników spółdzielczych i ustalenie ich lokat w zależności od wysługi lat w spółdzielczości. Był to bodajże pierwszy głos w sprawie przyznania zasłużonym pracownikom pewnych niewielkich przywilejów i prowadzenia polityki przywiązywania ludzi do zakładów pracy. N a zakończenie przydługiego posiedzenia Marcin Pilarski przedstawił Radzie spółdzielnie, które - zdaniem zarządu - winny być zlikwidowane z powodu strat lub braku jakiegokolwiek majątku. Chodziło o "Wspólnotę", "Stomil", "Centrę''', "Polskie Radio" oraz spółdzielnie pracowników elektrotechnicznych, sadowników i prokuratorów. Proponował przejęcie udziałowców zlikwidowanych spółdzielni i zrefundowanie rachunku udziałowego członków z funduszu Spółdzielni. Przewidywał, iż koszty odtworzenia udziałów wyniosą około jednego min złotych. Rada N adzorcza zaaprobowała projekt bez dyskusji. Przewodniczący Rady Józef Mączyński podkreślił, iż na likwidacji spółdzielni w żadnym wypadku nie powinni ponieść szkody jej członkowie - udziałowcy. Spółdzielnią zainteresował się w pierwszych miesiącach wydział rewizyjno-instrukcyjny Centrali Spółdzielni Spożywców "Społem". Po dwutygodniowej penetracji agend odbyło się w dniu 29 listopada 1948 r. nadzwyczajne zebranie Rady N adzorczej i zarządu z udziałem przedstawicieli partii politycznych. Zarząd główny "Społem" reprezentowali prezes Jan Żerkowski i dyrektor Ignacy Brym, kierownik wydziału lustracji. Zebraliśmy się w sali konferencyjnej "Społem" przy ulicy Czerwonej Armii na zaproszenie dyrektora Oddziału Okręgowego Zdzisława Charłampowicza. N a wstępie Marcin Pilarski referował wyniki "akcji łączeniowej" i sytuację gospodarczą Spółdzielni. Następnie Mączyński przedstawił stan zaopatrzenia przez Spółdzielnię ludności w chleb, wreszcie Władysław Dewor stwierdził, iż wnioski Komisji w sprawie rentowności sklepów i zakładów produkcyjnych były przez zarząd brane pod uwagę. Poruszył także sprawę kosztów handlowych, których zwiększenie spowodowane zostało "akcją łączeniową". Poza tym Spółdzielnia przeprowadzała specjalną akcję zaopatrzenia miaslta w ziemniaki. Uwzględniając te przyczyny, Komisja wyraziła opinię, iż zarząd Spółdzielni prowadził gospodarkę "ekonomicznie zdrową i oszczędną". W dyskusji mówiono głównie o sprawach gospodarczych. Zarysowała się roznlca zdań w sprawie gospód i rozszerzenia sieci sklepów branżowych. Przewodniczący Rady Nadzorczej wyraził pogląd, że przemysł gastronomiczny jest trudny i wymaga specjalnych przygotowań organizacyjnych. Należałoby stworzyć osobne przedsiębiorstwo, które opanowałoby te sprawy. Niewłaściwa gospodarka w zakładach zbiorowego żywienia mogłaby podciąć podstawy gospodarcze całej Spółdzielni. Innego zdania był Ryszard Andruszkiewicz, kierownik delegatury Centralnego Związku Spółdzielczego; uważał, że Spółdzielnia powinna otwierać nie tylko gospody, lecz także apteki, drogerie, sklepy owocowo-jarzynowe. Zabrałem również głos w tej sprawie. Podszedłem do problemu od strony rentowności. Jeśli Spółdzielnia ma być rentowna - należy koniecznie zmniejszyć koszta. Jest to możliwe tylko przy specjalizacji handlu. Tworzenie nowych branż, do których Spółdzielnia nie jest przygotowana, wywoła wzrost kosztów. Tadeusz Becela Nasze stanowisko skrytykował przedstawiciel Wojewódzkiego Komitetu Polskiej Partii Socjalistycznej, Leon Grochowicz. Wytknął zarządowi i Radzie, że w Spółdzielni istnieje tendencja do realizacji zadań łatwych - dokonywania obrotów tylko towarami łatwo zbywalnymi. Tymczasem zadaniem Spółdzielni powinno być zaspokojenie wszelkich pottrzeb konsumentów. Stanowisko to podzielał preze« Centrali Spółdzielni Spożywców, Jan Żerkowski. Poparł je też przedstawiciel referatu spółdzielczego Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Robotniczej Marian Winkiel. Dyskusję podsumował Ignacy Brym, który wyraził zadowolenie z jej przebiegu. Dotychczasowe rezultaty działalności Spółdzielni ocenił jako dobre. Przechodząc do ważniejszych problemów wyraził pogląd, iż należy zwiększyć liczbę członków-udziałowców, zmienić stosunek obrotów artykułami monopolowymi do towarów spożywczych, szczególnie pochodzenia rolniczego, z większą inicjatywą przystąpić do rozszerzenia siatki sklepów. Zwrócił także uwagę na niską wydajność pracy personelu spółdzielczego. W spornej sprawie gospód Stwierdził, iż zagadnienie leży w gestii Spółdzielni Spożywców i musi być rozwiązane bez względu na to, czy przysporzy zarządowi kłopotów, czy nie. Spółdzielnia winna prowadzić taką politykę gospodarczą, aby nadwyżki tworzyły własne kapitały, gdyż w przyszłości nie będzie mogła liczyć na pomoc finansową państwa. Było to ostatnie posiedzenie Rady w roku 1948. Jednocześnie Rada obradowała po raz ostatni w tym składzie. W końcu roku rezygnację zgłosili: Władysław Dewor. Władysław Litewka, Józef Mączyński, Wacław Ruczkowski i Edward Szondelmajer Różne były przyczyny rezygnacji. Mączyński ustępował na skutek choroby serca, pozostali - przeważnie byli przeciążeni pracą i nie mogli brać aktywnego udziału w pracach Rady. Prócz tych oficjalnych powodów były i głębsze przyczyny rezygnacji. Współpraca Rady Nadzorczej i zarządu nie układała się harmonijnie. Zadania Spółdzielni rosły gwałtownie, wymagania konsumentów również. Zarząd mimo najlepszych chęci nie zawsze stawał na wysokości zadania. Różnice zdań, nie tylko w sprawie nadmiernej rozbudowy spółdzielczej gastronomii, były na porządku dziennym. W styczniu 1949 r. do Rady Nadzorczej powołano kilku nowych działaczy. Przewodnictwo Rady objął Zygmunt Węgrzyk; jego zastępcą został Jerzy Grudziński. N a pierwszym posiedzeniu Władysław Szymczak stwierdził, iż ogólna opinia społeczeństwa o dotychczasowej pracy Spółdzielni jest ujemna. Bez względu na to. czy pogląd jest słuszny, czy nie, konsekwencje tego stanu winna Rada Nadzorcza wziąć na siebie i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Kilku członków Rady wyraziłc zdziwienie z powodu takiej opinii o pracy Spółdzielni, ich zdaniem -. nieuzasadnionej . Jednym z zadań wymagających dużo inicjatywy była planowa rozbudowa sieci placówek spółdzielczych. N a propozycje przewodniczącego Rady opracowałem projekt planu rozbudowy sieci spółdzielczych w Poznaniu na latta 1948 - 1955. Komisja Gospodarcza przyjęła na wniosek zarządu następujące wskaźniki: jeden sklep spożywczy na 1000 mieszkańców, sklep owocowo-jarzynowy na 10 000 mieszkańców; sklep tekstylny na 20 000; sklepy masarskie i rybne jeden na 15 000 mieszkańców. Założenia te Jerzy Grudziński nazwał całkowicie dowolnymi. Członkowie zarządu tłumaczyli, że są one zgodne z założeniami władz centralnych i Spółdzielni nie stać na szybszy rozwój. Chodziło nie tylko o lokale, lecz także o ludzi z kwalifikacjami. Niejasno sformułowano też zagadnienie kredytów związanych z rozbudową Spółdzielni. Rozbudowa dotychczasowa odbywała się głównie funduszami własnymi. Zarząd nie oglądał się na podlegające wahaniom założenia władz centralnych i środkami własnymi Spółdzielni przystąpił do walki o pozyskanie klientów. Jednakże cudów nie potrafił dokonywać. Mówiąc dzisiejszym językiem, przedsiębiorstwo nie osiągało wymaganej mocy usługowej w ustalonym terminie. Wymagania stawiane zarządowi Spółdzielni przekraczały możliwości zespołu. W tej sytuacji doszło niebawem do zmiany w zarządzie Spółdzielni. Potwierdziła się zasada, iż pionierzy wykruszają się szybciej niż ludzie, którzy do pracy stają na przetartym już szlaku.