Z TWÓRCZOŚCI FLORIANA KLEMIŃSKIEGO W ROKU 1945 ';Ji II f*si* mEmm i» * » . . i«-- i »«5',« · > ID fi ' III Płonący Ratusz i pogorzelcy stowej 5. (Utrwalone ołówkiem bezpośrednio po rozbiciu gniazda oporu hitlerowskich wojsk przez nacierające oddziały radzieckie) Postój. (Radzieckie tabory na ul. Mostowej w drodze na zachód)qIIl,mmm! />. . li( Stary Rynek - ul. Wiankowa w Poznaniu 1lI ,; . :.. :;:';;:. .............Jl\. 'i IIJIIIB .4 At" 'i"':m" ...... ' .. lIT £ lIT J.IJ.III 10(,,, ," " ,m&; mYF-:'" . " I f #- - r ._...' . ." .,. :IIIr .- - - m JI; '........3):( 1 III 8 llItu,llIllIllItu,ii .....]l b. . 1 1 '«11 v. f , "";";".' ". .'.'. II1% A J ff . -0;-' II' -43 A )[( :CI A IlI, III . - ; F - - A'" . j: . - .« - ;;"' ;I . , 1 .',e-T ", T ' * . . . ", * . "y-...:..'. ' . :::JO:;; . . "_:W'-: .. IIfe Aj A BUp«*«!»*»*» 11»1' nnpoznaniaków II b I wiosenna wystawa Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Poznańskiego w Muzeum Wielkopolskim (7 VI -15 VII 1945). Stoją od lewej: Hilary Maykowski, Włodzimiera Jarochowska, Florian Klemiński, Edward Haupt -1952. Obok Edmunda Łubowskiego i Alojzego Krakowskiego wykonał ilustrację do bajek Tadeusza Kraszewskiego, które przyozdobiły ściany w Domu Dziecka w Poznaniu. W maju 1950 r. jego olbrzymi witraż wykonany wspólnie ze Stefanem Derbichem i Edmundem Łubowskim przyozdobił halę nr l Międzynarodowych Targów Poznańskich. W kwietniu 1947 r. otrzymał zlecenie opracowania projektu polskiej ekspozycji na Międzynarodowe Targi w Paryżu. Razem z Marianem Szmańdą i pracownikiem dyrekcji Międzynarodowych Targów Poznańskich Andrzejem Zajączkowskim udał się na początku maja 1947 r. do Paryża, by pokierować budową ekspozycji. Po powrocie z P aryża czekała już na niego oferta zaprojektowania polskiego stoiska na między narodowych targach w Plovdiv w sierpniu 1947 r. Plonem tej podróży były m. in. całe serie szkiców i pejzaży. Od l stycznia 1948 r. podjął się obowiązków kierownika artystycznego w "Merkuriuszu" (pi. Wolności nad "Arkadią"), zajmującego się wydawnictwami artystycznymi i reklamowymi. Na czele "Merkuriusza" stał zmarły niedawno Edmund Sobczak. Niezależnie od twórczości artystycznej, Florian Klemiński poświęcał SIę pracy na polu sportowym. W latach 1926 - 1939 pracował w sekcji pływackiej Towarzystwa Sportowego "Unia". W 1950 roku poproszony przez zarząd Klubu Sportowego "Warta" podjął się obowiązków trenera w sekcji pływackiej. Dzięki jego pracy i wychowaniu wielu znakomitych pływaków, m. in. Bronisława Ratajczaka, Bogusława Kujawy, Sylwetki >ł1poznaniaków 5IBII! Wczasy nad Bałtykiem (1960). stoją od lewej: dzieci Klemińskich Eugeniusz i Alicja; Władysława i Florian Klemińscy Eugeniusza Klemińskiego, Teresy Sikorskiej a przede wszystkim Bożeny Cedro i Alicji Klemińskiej , których rekordy Polski w crawlu, stylu klasycznym i motylkowym przetrwały dwanaście lat, poznański sport pływacki odegrał w sporcie polskim znaczną rolę, a Florian Klemiński bawił kilkakrotnie za granicą jako trener kadry narodowej. Wycofał SIę Z pracy trenerskiej nieomal po czterdziestoletniej działalności sportowej, uhonorowany licznymi odznaczeniami najwyższych władz sportowychOd 1965 r. pracuje w pracowni konserwatorskiej zabytków należącej do Księgarni Sw. Wojciecha. Pracuje nadal twórczo i przygotowuje wystawę indywidualną swoich prac. MARIAN ROMAŁA Urodził się 14 marca 1912 r. w Poznaniu na Jeżycach przy ul. Mylnej, w rodzinie Ignacego Romały, przykrawacza zatrudnionego w Zakładach Umundurowania dziś noszących nazwę: Poznańskie Zakłady Przemysłu Odzieżowego "Modena". Ignacy był chłopskim synem spod Krotoszyna, a służąc w pruskim wojsku w Poznaniu pojął za żonę Helenę Urbaniakównę. Z małżeństwa tego urodziła się czwórka dzieci: Henryk, Marian, Zofia i Krystyna. W czasie I wojny światowej (1914-1918), matka Mariana razem ze swymi rodzicami i rodzeństwem przeniosła się do frontowego mieszkania przy Berlinerstrasse 16 (27 Grudnia). Mieszkanie było dość duże. W domu panowała patriotyczna atmosfera. Często odbywały się w nim narady konspiracyjne przyszłych powstańców. Zakopane w balkonowych korytkach na kwiaty pistolety i granaty ręczne czekały godziny wybuchu Pow stania. Bracia matki Józef i Roman należeli do tajnej skautowskiej drużyny harcerskiej im. Bolesława Chrobrego do której należeli także Wincenty Wierzejewski i Henryk Sniegocki. Dwadzieścia lat później Roman, za swój udział w Powstaniu Wielkopolskim zesłany zostanie do obozu zagłady w Oświęcimiu i opuści go po wyzwoleniu w r. 1945 w stanie zupełnego wyczerpania z ciężką gruźlicą. W dniu 27 grudnia 1918 r. w związku z zapowiedzią przybycia do Poznania Ignacego Paderewskiego, dziadek Mariana rozwiesił w godzinach rannych na balkonie, godła państw koalicji walczącej z Niemcami. Przechodzący ulicą patrol "Grenzschiitzu" zauważył dekorację, wdarł się do sąsiedniego mieszkania złotnika Stanisława Mańczaka skąd dostał się na balkon Romałów i zniszczył ją. W kilka godzin później, w pobliżu gmachu pruskiej komendy policji rozległy się strzały. Powstańcy wielkopolscy ruszyli do ataku. W okresie poprzedzającym Powstanie, sytuacja żywnościowa była tragiczna. Matka niejednokrotnie podejmowała się szycia dla znajomych na wsi, za co otrzymywała mąkę, mięso, tłuszcze lub nabiał. Z tamtego okresu Marian pamięta smutne zdarzenie. Wyruszył z matką w okolice Czempinia, gdzie za kilka dni szycia otrzymała zapłatę w naturze. W drodze powrotnej, na dworcu, "wynagrodzenie" zarekwirował pruski policjant. Łzy pociekły z oczu matki i Mariana. W tym czasie ojciec Mariana jako pruski poddany przebywał na froncie we Francji skąd dochodziły rzadko wiadomości. Zasypany podczas walk przebywał w wojskowym lazarecie i powrócił do Poznania b. chory, w styczniu 1919 r. W wolnej Polsce Marian został zapisany do Szkoły Przygotowawczej im. Mikołaja Kopernika przy ul. Skarbowej, a następnie po dwóch latach do Szkoły Wydziałowej przy ul. Działyńskich. Obowiązywało tam dość wysopoznaniaków * JiŁ JfC Marian Romała. Zdjęcie z 1970 r. kie czesne, które nie zawsze mogło być w terminie uregulowane, a administracja szkolna bez pardonu usuwała ze szkoły tych, za których rodzice czesnego nie opłacili. W końcu jednak Marian i jego brat ukończyli szkołę. Ze Szkołą Wydziałową wiążą się miłe wspomnienia. Było coś, co Mariana wyróżniało spośród kilkudziesięciu utalentowanych chłopców z jego klasy: zdolności rysunkowe. Najwcześniej poznali się na nich nauczyciele geografii i przyrody. Stał się ich "nadwornym" ilustratorem, raz rysując na papierze powiększone części składowe owocu, innym razem warstwice. Jego zdolności znakomicie przydały się w XX Drużynie Harcerskiej im. Gen. Józefa Sowińskiego. Harcerze gromadzili fundusze na obóz letni różnymi sposobami. Zbierali zioła i kasztany, szmaty i butelki. Dużo zysku miała drużyna także z pocztówek Mariana, sprzedawanych po kilka groszy. Jednakże zdolny chłopiec nie mógł nawet marzyć o studiach w Szkole Zdobniczej. Za poradą brata, który rok wczesnleJ dostał pracę w Drukarni Polskiej, Marian postarał się o przyjęcie do działu reklam w tej samej drukarni. Było to jesienią 1929 r., bezpośrednio po zakończeniu Powszechnej Wystawy Krajowej. Mieszczaństwo poznańskie wykorzystu Sylwetkipoznaniakówyiwl\miijug-yyiTw Pamiątkowa fotografia zastępu harcerzy z XX Drużyny Harcerskiej im. Gen. Sowińskiego przy Szkole Wydziałowej. Rząd I od lewej: Bronisław Ceglewski, Stefan Jankowski, Tadeusz Tomczak. Rząd II: Tadeusz Kwaśniewski, Józef Leśny, Edmund Wożniak, Marian Romała, Stanisław Kwaśniewski (1925)jąc wrażenie pomyślnej koniunktury gospodarczej prezentowanej w salonach wystawowych, usiłowało stawić tamę nadciągającemu kryzysowi światowemu. Stąd wynikała nieco na wyrost uprawiana reklama handlowa, w której celował zwłaszcza "Kurier Poznański". Wzory do tej reklamy czerpano z czasopism amerykańskich i nie wiadomo dlaczego, jej symbolem stała się... głowa Indianina! Obowiązki Mariana początkowo podrzędne, polegające na montażu ogłoszeń, do czego wystarczały nożyczki i klej, stopniowo rosły. Talent Mariana przydawał się w poszukiwaniach przyszłego stylu ogłoszeń, a ołówek i kredka często nadawały im finalny kształt. Ostatecznie - jeśli się wkłada do pracy umysł i serce - można również zezwykłego anonsu zrobić miniaturkę sztuki reklamowej, co przecież dzisiaj nie nazywa się inaczej j ak grafiką użytkową. Kto wie, może właśnie Marian przyczynił się w jakimś stopniu do utworzenia tej dziedziny grafiki? W dyrekcji zwrócono uwagę na pracę Eomały. Powierzono mu zrobienie targowego numeru "Kuriera Poznańskiego" w 1930 r. Na otwarcie numeru Marian zaprojektował całokolumnowy rysunek robotnika o silnym, atletycznym torsie - taki .robotniczy "Mister Uniwersum". Rysunek podobał się, odpowiadał bowiem tęsknotom panującej klasy do sprawowania władzy nad narodem fizycznie silnym. Kiedy z pracy w biurze reklam odchodził kierownik Antoni Szczepański - Marian zajął jego miejsce. Ale snyo koniunkturze były coraz CZarnIejSZe, aż w końcu zrozumiano, że najlepsze nawet ogłoszenie nie jest w stanie wydobyć upadającej gospodarki z kryzysu. Biuro zlikwidowano - Marian został bez pracy. Pewnego dnia matka zgadała się z sąsiadką, której syn otrzymał stypendium z Fundacji im. Karola Marcinkowskiego na studia w Państwowej Szkole Zdobniczej. Na czele fundacji stał znany w Poznaniu społecznik, dr Paweł Gantkowski. Do niego zwrócił się Marian, legitymując się dotychczasowymi pracami graficznymi, które bez wątpienia udowadniały talent Romały. Otrzymał pięcioletnie stypendium w skromnej wysokości, ale pokrywające w całości koszta studiów. N a utrzymanie zaś trzeba było zarobić w chwilach wolnych od nauki. Pomogły w tym nawiązane już kontakty z dziennikami i czasopismami poznańskimi. Zarabiał ilustrując odcinki powieściowe w "Wielkopolaninie", "Dzienniku Poznańskim", nowele w dodatkach niedzielnych gazet i w "Tęczy". Ostrzył ołówek na karykatury. W Państwowej Szkole Zdobniczej Marian kształcił się pod kierunkiem Karola Mondrala (techniki szlachetne), J ana Wronieckiego (kompozycja graficzna), Józefa Eichlera (techniki malarskie). U czestniczył w ogólnopolskim konkursie na grafikę z widokiem Poznania (1936) i zdobył III nagrodę. Brał udział w wystawach "Sztuka - wnętrze - kwiaty" w Poznaniu, o tematyce myśliwskiej w Poznaniu i Bydgoszczy (którą sam zresztą projektował), "Żołnierz polski w grafice" (1939) w "Domu Żołnierza". Pracował też w redakcji "Mojej Przyjaciółki", czasopisma wydawanego w Żninie. W latach okupacji najpierw do wiosny 1940 r. ukrywał się w nadziei, że to nie potrwa długo. Następnie podczas rejestracji został skierowany do biura niemieckiego architekta Rudolfa V 01tenauera w gmachu zajętym przez partię narodowo-socjalistyczną (w dawpoznaniaków N a stopniach poznańskiej szkoły sztuk plastycznych (budynek dzisiejszej Szkoły Baletowej) siedzą od lewej studenci: Celina Kegel, Barbara Tymińska, Hanka Idzińska. Za nimi Marian Romała (1935)nym domu akademickim). W biurze tym przepracował szereg lat obok rzeźbiarza Jana Jakuba, architektów wnętrz Klemensa Wasiewicza i Kazimierza Ulatowskiego (seniora), przygotowując pod auspicjami architekta plany zagospodarowania przestrzennego miasteczek wielkopolskich, którym hitlerowcy chcieli nadać "niemiecki" wygląd. N a szczęście, z całej tej buńczucznie i szeroko zakrojonej pracy, pozostała jedynie sterta papieru. W maju 1944 r. biuro zostało zlikwidowane, po prostu umarło śmiercią naturalną. A jeszcze tak niedawno Voltenauer, mianowany głównym architektem okupowanej Ukrainy, miał zamiar całe swoje biuro przenieść tam łącznie z polskim personelem. Voltenauer cenił w Polakach ich wysokie kwalifikacje. Po likwidacji biura projektów, Mariana skierowano do pracy w rotograwiurze "Gauverlag", bo tak Sylwetkipoznaniaków Trójka przyjaciół na stopniach pomnika Ulanów Wielkopolskich (ul. Ludgardy). Od lewej: Marian Romała, Zbigniew Zielonacki, Józef Szczygieł (1931)nazywała się w skrócie Drukarnia Sw. Wojciecha. Spotkał tu starych znajomych. Drukowali "na lewo" karty żywnościowe. Nad wyniesieniem ich z zakładu czuwał cały system organizacyjny, dzięki któremu nie było ani jednej "wpadki". W zakładach pracowało kilkuset ludzi w olbrzymiej większości - Polaków. Codzienna rewizja wszystkich wychodzących po zakończeniu pracy trwałaby kilka godzin. Stosowano więc rewizje tych, na których padł los. Przy portierni była skrzynka z czarnymi i białymi kulkami. Każdy wyciągał jedną kulkę. Jeśli wyciągnął czarną .......... podlegał rewizji. Ale drukarze mieli wyczucie w palcach. Ponieważ biała kulka miała powłokę matową, można ją było dotykiem odróżnić od gładkiej powierzchni kulek czarnych. Te czarne brali więc do rąk jedynie ci, którzy tego dnia nie posiadali nic kompromitującego. W 1944 r. Marian poznał składacza Wacława Mosiężnego. Umówili się, że dla polskiej dziatwy przygotują na zbliżającego się "Mikołaja" miły upominek. W tym celu Mosiężny po kryjomu wykonał zestaw ballady Adama Mickiewicza Pani Twardowska, Romała zaś pod pseudonimem Mariusz Pomian zaprojektował osiem rysunków. Tak powstała ośmiostronnicowa czarno-biała książeczka, którą wydrukowano w nakładzie ok. czterystu egzemplarzy. Najgorzej było z wyniesieniem gotowej już książeczki. Marian sam obłożył się kilkudziesięcioma egzemplarzami pod koszulą. Zbliżał się kres okupacji. Coraz częściej odzywały się syreny alarmowe. Dom przy ul. Seweryna Mielżyńskiego 25 a, w którym Marian Romała mieszkał z rodzicami i siostrą od stycznia 1940 r., był dwupiętrową przybudówką w podwórzu, dotykającą gmachu Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Dom pozbawiony był schronu. W czasie alarmu lotniczego mieszkańcy korzystali ze schronu znajdującego się pod siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Alarmy lotnicze byłycoraz częstsze. W końcu zdecydowali się sypiać w schronie. O zmroku, drugiego dnia pobytu w schronie, przybyli żołnierze niemieccy i zarządzili natychmiastową ewakuację wszystkich osób cywilnych. Od tego momentu piwnice przeznaczone zostały na wojskowy punkt sanitarny. Ewakuacja nastąpiła tak szybko, że nie było czasu na zabranie waliz z garderobą. U dali się do stojącej naprzeciw kamienicy, gdzie schron był gęsto zatłoczony. Nastały długie dni oczekiwania. 2 lutego, nocą, wpadł do, schronu patrol niemiecki i pod groźbą użycia karabinów zabrał dwunastu młodych mężczyzn, wśród których znalazł się Romała. Kazano im szybko opróżnić w piwnicy szpital, a potem załadować także stos "panzerfaustów". Wozy z rannymi i pancerzownicami pospiesznie odjechały w kierunku Cytadeli. 3 lutego Marian udał się przez odsłonięte podwórze, a następnie podziemnymi przejściami do schronu pod Bankiem Cukrownictwa, bo doszły go WleSCl, że ulica św. Marcina znajduje się w rękach radzieckich. Już chciał wracać, kiedy w głębi schronu ukazali się żołnierze- wyzwoliciele. Było ich czterech: trzech szeregowców oraz młody oficer. Twarze napięte - "pepesze" w pogotowiu. Oficer zapytał, jak się dostać do następnego schronu. Wówczas Marian wyjaśnił, że jest właśnie z tamtego schronu i że trzeba przebiec około dwudziestu metrów przez odsłonięte podwórze. Nie zrobiło to na żołnierzu żadnego wrażenia. Marian biegł pierwszy wskazując drogę. Dzieliło ich od schronu około dwóch metrów, gdy rozległ się strzał i padł biegnący obok niego żołnierz radziecki. To pierwsze spotkanie z patrolem 'radzieckim zakończone śmiercią młodego żołnierza uświadomiło mu w pełni, że finał walk o miasto okupiony będzie licznymi ofiarami. Kiedy już można było opuścić schron, rodzina Romałów przeniosła się do mieszkania przy ul. Garncarskiej. Tam Marian dowiedział się o uruchomieniupoznaniaków Marian Romała, zdjęcie z lat okupacyjnychurzędów i zakładów pracy. Postanowił udać się do ostatniego miejsca pracy .Drukarni Sw. Wojciecha. Miasto zaczynało powoli tętnić życiem. N a jezdni przed Zamkiem napotkał grupę ludzi. Zaciekawiony podszedł bliżej i zobaczył, jak jakaś kobieta w średnim wieku kuchennym nożem wykrawała z zabitego konia płaty mięsa. Ludzie cierpieli głód. N a placyku między Uniwersytetem a Zamkiem - grupa żołnierzy radzieckich grzebała poległego towarzysza broni. Marian ruszył dalej w stronę Jeżyc. Przedostanie się na drugą stronę ulicy przez zniszczony most wymagało pewnego wysiłku, trzeba bowiem było zejść kilkanaście metrów urwiskiem w dół, gdzie biegły tory kolejowe, a następnie wdrapać się do góry. Pokonał jednak przeszkodę i ulicą Zwierzyniecką, Piotra Wawrzyniaka dotarł do Drukarni Św. Wojciecha. Nie była zniszczona, tylko z nielicznymi śladami kul na murach, ale zupełnie pozbawiona szyb. Park maszynowy był prawie nietknięty. W drukarni zastał grono pracowników gotowych do podjęcia pracy. Zanim to nastąpiło, trzeba 'byl0 doprowadzić do ładu pomieszczenia i urządzenia. Z zakamarków wydobyto komplety polskich czcionek. Było to zasługą m. in. Tadeusza Sylwetkipoznaniaków Pamiątkowa fotografia na gruzach ulicy Garncarskiej w kwietniu 1945 r. Od lewej w rzędzie pierwszym: Ignacy Romała (ojciec), Zofia Romała (siostra), w rzędzie drugim: Helena Romała (matka), Krystyna Romała (siostra), wnuczka Kazimierza Bery, Marian Romała Francuszkiewicza. Rozpoczynano nowy okres pracy, pracy dla powstającej Polski. Naprawa sieci elektrycznej i wodociągowej umożliwiła drukarni podejmowanie zleceń. Zapotrzebowanie było olbrzymie. Szkoły otwierały podwoje. Największą trudność sprawiał brak podręczników szkolnych. Już na początku marca zjawił się w drukarni Jan Brzozowski, przedstawiciel Spółdzielni Szkolnej "Oświata" , i zlecił Romale opracowanie graficzne pierwszego elementarza. Powstał on w ciągu dwóch tygodni. W przyspieszonym tempie, jeszcze w marcu, ukazała się nowa czytanka dla. dzieci z tekstem Jana Brzozowskiego oraz ilustracjami Romały. Tym razem czytanka wydana była w technice rotograwiurowej i z dwubarwnymi ilustracjami. W lutym otrzymał propozycję współpracy w charakterze grafika przy mającym ukazać się - pierwszym w Polsce odrodzonej - piśmie literackim "Zdroje" . Olbrzymie zniszczenia spowodowane walkami w mieście wymagały natychmiastowego zabezpieczenia i ratowania od dalszych zniszczeń i rabunku tego wszystkiego, co przedstawiało wartość dla kultury, co będzie nieodzowne przy organizowaniu szkolnictwa wyższego, instytucji naukowych, archiwum, bibliotek, muzeów itp. Zanim nastąpiło pierwsze zebranie plastyków, zwołane dla zorganizowania Zawodowego Związku Artystów Plastyków - (tak brzmiała pierwotna nazwa), miały miejsce osobiste kontakty plastyków z Wojewódzkim i Miejskim Wydziałem Kultury i Sztuki. W wyniku porozumienia, plastycy podjęli bardzo ważną dla kultury polskiej współpracę. Wojewódzki Wydział Kultury i Sztuki wręczył tym, którzy zadeklarowali swą pomoc, a m. in. i Romale - imienne zaświadczenia