Budowniczowie Polski Ludowej WIKTOR DEGA Szczyci się Poznań tym, że w jego murach żyje i pracuje znakomity lekarz, uczony i praktyk, humanista, o którym z szacunkiem mówi cały kraj, kontynuator dzieła zaczętego niegdyś przez koryfeuszy polskiej ortopedii dra Tadeusza Wierzejewskiego i dra Franciszka Raszeję -. prof. dr Wiktor Dega. Wiktor Dega urodził się 7 grudnia 1896 r. w Poznaniu jako syn Wiktora urzędnika ubezpieczeń społecznych i Zofii z domu Tuchołka. Czas nauki w gimnazjum Marii Magdaleny przerywa pierwsza wojna światowa 19141918 r. Jako mieszkańca dzielnicy pruskiej, władze niemieckie wcielają go do służby wojskowej w głąb Niemiec i tam, w Koblencji zdobywa w 1018 r. świadectwo dojrzałości. W tym samym roku rozpoczyna studia w Berlinie. Rewolucja jaka rozgorzała w stolicy kajzerowskich Niemiec i wieści o wybuchu Powstania Wielkopolskiego 1918/ 1919 r. każą raz jeszcze porzucić ciszę sal wykładowych i bibliotek. Wiktor Dega przybywa do Poznania i staje w szeregach powstańców wielkopolski c h. Urlopowany z wojska polskiego w roku 1920 udał się na studia medyczne do Warszawy, kończy je zaś na Uniwersytecie poznańskim z tytułem doktora wszech nauk lekarskich. W latach następnych aż do 1931 r. pełni funkcję asystenta w Klinice Ortopedycznej U niwersytetu Poznańskiego. Wykształcenie swoje uzupełnia studiami zagranicznymi. W roku akademickim 1925/26 otrzymuje stypendium rządu francuskiego i pracuje pod kierunkiem 6 Kronika miasta Poznania 2 prof. Gabriela Nove-Josserand'a w Lyonie i prof. Ludwika Ombredanne'a w Paryżu, potem jako wolontariusz w Instytucie Rizzoli w Bolonii pod kierunkiem prof. Vittorio Putti'ego, wreszcie uzupełnia specjalizację w Zakładzie dla Kalek i Uniwersyteckiej Klinice Ortopedycznej w Sztokholmie pod kierunkiem prof. iPatryka Haglunda. Po powrocie do kraju obejmuje funkcję prymariusza w [Poznańskim Zakładzie Ortopedycznym im. Gąsiorowskich i pełni ją do 1937 r. Kontynuuje równocześnie działalność naukową, w wyniku której otrzymuje w 1933 r. tytuł docenta ortopedii i odtąd, aż do Budowniczowiewybuchu drugiej wojny światowej we wrześniu 1939 r. wykłada na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego. N a krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej zostaje skierowany do Bydgoszczy, gdzie organizuje w tamtejszym Miejskim Szpitalu oddział ortopedyczny i obejmuje jego ordynaturę. Pamiętny wrzesień 1939 r. zastaje go w mundurze. Następne dni przypominają losy wielu tysięcy (Polaków: udział w wojnie polsko-niemieckiej, ranny w walce, niewola, szpital jeńców. Po rozwiązaniu szpitala Wiktora Degę skierowano do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie. Tam też w szpitalu im. Karola i Marii obejmuje funkcję ordynatora oddziału chirurgicznego. W t czasie Powstania Warszawskiego 1944 r. przebywa w stolicy, następnie wraz ze szpitalem ewakuowany został w okolicę Piotrkowa. Po wyzwoleniu Polski w 1945 r. Wiktor Dega wraca do Poznania i obejmuje Katedrę Ortopedii na Uniwersytecie Poznańskim - otrzymuje nominację profesora nadzwyczajnego i kierownika będącej w organizacji Kliniki Ortopedycznej, zatrzymując to stanowisko także po utworzeniu Akademii Medycznej w 1950 r. Obdarzenie tymi godnościami niosło z sobą honor i zaszczyt, było dowodem zaufania. W owym czasie, kiedy lekarze otrzymywali tytuły kierowników kaltedr i klinik, które jeszcze nie zostały otwarte, podobnie jak dyrektorzy obejmowali kierownictwo fabryk leżących w gruzach. Wiktor Dega organizuje od podstaw Katedrę Ortopedii i uruchamia zrujnowaną i zdewastowaną klinikę. Prowadząc tę zdawałoby się niewielką wobec rozmiarów kalectwa wojennego pracę już wówczas obmyślał plany zbudowania wszechstronnej, nowoczesnej, lecznicy ortopedyczno-rehabilitacyjnej, na którą oczekiwało tak wielu nieszczęśliwych. Prace naukowe profesora i jego współpracowników służą od początku zarówno ciągle rozbudowują Polski Ludowej cej się Klinice Ortopedycznej w Poznaniu, jak i innym powstałym w kraju placówkom. Godna najwyższego szacunku jest młodość myślenia kierownika poznańskiej kliniki, nowatorstwo stosowane przy zabiegach operacyjnych i w procesie rehabilitacyjnym pacjentów. Sprzyja temu klimat pracy kliniki i stałe doskonalenie umiejętnOSCl współpracowników, wspieranych informacjami naukowymi z zagranicy i osobistymi kontaktami z medycyną światową. W latach powojennych (od 1945 r.) prof. dr Wiktor Dega uczestniczył w spotkaniach naukowych organizowanych w Holandii, Szwecji, Szwajcarii, Francji, Włoszech, Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych Ameryki, Austrii, Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej, Danii, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Jugosławii, Niemieckiej Republice Federalnej, Finlandii. W wielu z tych krajów prezentował dorobek polskiej ortopedii, z wielu z nich przywiózł interesujące, bezcenne dla polskich lekarzy spostrzeżenia i nowości. iZdumiewa zakres zainteresowań kierownika Kliniki 1 jego współpracowników. W roku 194i9 z inicjatywy prof. dr Wiktora Degi powstaje w Poznaniu pierwsza w kraju szkoła dla dzieci przebywających na leczeniu w Klinice. Powołany zostaje do życia Zakład Leczniczo-Wychowawczy dla Dzieci Kalekich w Świebodzinie. W pamiętnym dla wszystkich roku 1950, kiedy niepokojąco rozwinęła się epidemia choroby Heinego- Medina, z inicjatywy kliniki zorganizowana została sieć zakładów leczniczo-wychowawczych dla dzieci dotkniętych tą groźną chorobą. Zainicjowana także została współpraca kliniki ze Szkołą inwalidzką w Poznaniu, Ośrodkiem Szkolenia i Leczenia Chorych Reumatycznych w Śremie oraz Wytwórnią Protez w Poznaniu. Klinika rozpoczęła kursy dla lekarzy i magi strów wychowania fizycznego z zakresu rehabilitacji chorych, którzy przebyli chorobę Heinego- Medina. Jedną z największych i najpożyteczniejszych z punktu widzenia społecznego kampanii była zorganizowana w 1952 r. i prowadzona do dzisiaj w Poznaniu akcja wczesnego wykrywania i leczenia wrodzonego zwichnięcia stawu biodrowego. W roku i11955 Klinika uruchomiła w Cieplicach swój Ośrodek Rehabilitacyjny. W pięć lat potem (1360 r.) w Poznaniu, powstała w Akademii Medycznej pierwsza w Polsce Katedra Medycyny Rehabilitacyjnej. Wśród tych inicjatyw zwraca szczególną uwagę działalność zmierzająca do wczesnego wykrywania wrodzonych zwichnięć stawu biodrowego u dzieci. " U podstaw tej akcji - stwierdził prof. dr Wiktor Dega - leży dążenie do tego, aby przez profilaktykę, przez wczesne wykrywanie schorzeń u dzieci, ustrzec j e przed nieuchronnym kalectwem, pomniejszyć liczbę kalek i potencjalnych pacjentów klinik ortopedycznych" . Drugą dziedziną, której profesor Dega i jego współpracownicy pOSWlęcają coraz więcej miejsca jest rehabilitacja. Proces ten zawiera w sobie trzy ważne etapy: rehabilitacji fizycznej psychicznej, a wreszcie społecznej. Wystarczy pobieżnie choćby zapoznać się z tą stroną działalności kliniki, aby odczuć ciężar obowiązku jaki wzięła ona na siebie, aby docenić społeczną i ekonomiczną wartość niewymiernej pracy zespołu prowadzonego przez Profesora. Okres fizycznej rehabilitacji obejmuje czas kuracji, leczenia operacyjnego, zabiegów, ćwiczeń, dopasowywania protez itd. Etap drugi - wyróżniony dla uproszczenia, bo w istocie przebiegać on musi wraz z pierwszym - zmierza do nastawienia psychiki pacjenta na akceptację kalectwa, na pogodzenie się z rzeczywistością, na zbudowanie w nim wiary w to, iż warunki w jakich się znalazł wcale nie przekreślają możli Polski Ludowej WOSCl zorganizowania sobie życia, znalezienia w nim swojego miejsca i sensu tego życia. Wreszcie w ostatniej fazie pracy z pacjentem, trzeba wraz z nim pomyśleć o zmianie zawodu, o ewentualnym podjęciu na nowo nauki, o nabyciu nieznanych przedtem umiejętności. Jakże często wreszcie na klinikę spada obowiązek starań o wózek czy fotel leczniczy, jakże często personel musi pomagać w uzyskaniu mieszkania, niejako wprowadzać kalekę do rodziny, przygotować ją na jego przyjęcie, łagodzić napięcia w stosunkach rodzinnych. Podobnej, a niekiedy jeszcze znaczniejszej pomocy, oczekują najmłodsi pacjenci. Klinika posiada cztery oddziały dziecięce. Po to, aby rozpocząć pracę nad przystosowaniem dziecka do nowej sytuacji, trzeba dokładnie zbadać jego sprawność intelektualną, jego uzdolnienia i zainteresowania, odpowiednio pokierować jego rozwojem, tak, aby stały się one sojusznikiem lekarza w pracy rehabilitacyjnej. 1 grudnia 1956 r. Wiktor Dega otrzymał nominację na profesora zwyczajnego, a w 1059 r. wybrany został rektorem Akademii Medycznej. Niespożyte siły poznańskiego naukowca i humanisty, pozwalają mu na jednoczesne sprawowanie funkcji rektora i kierowanie kliniką. iNie porzuca także wygłaszania referatów popularnonaukowych w ramach działalności Komisji Senackiej Popularyzacji Wiedzy Lekarskiej Akademii Medycznej oraz Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Pod jego kierunkiem przygotowane zostały w tym czasie w klinice filmy naukowe, które prezentowano w Polsce, Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, Austrii, Danii, Finlandii, Jugosławii, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Niemieckiej Republice Federalnej i Wielkiej Bry tani. Przygotowuje materiały dla radia i telewizji polskiej, za pośrednictwem Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem, które powstało z jego Budowniczowie Polski Ludowejinicjatywy, popularyzuje zagadnienia rehabilitacji osób upośledzonych. Obowiązki rektora Akademii Medycznej pełnił do 19G2 r. W tym samym roku Polska Akademia Nauk przyjęła go na swego członka- korespondenta. O niezmiernej aktywności, a zarazem szacunku jakim świat medyczny obdarza poznańskiego lekarza i naukowca, świadczy lista towarzystw, w których prof. dr Wiktor Dega pełni funkcje naukowe lub jest ich członkiem. W latach 1950-1954 był prezesem Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego, następnie jego członkiem Zarządu Głównego, a wreszcie członkiem honorowym. Tę ostatnią godność przyznało mu także Polskie Towarzystwo Reumatologiczne. Jest wiceprezesem Polskigeo Towarzystwa do "Walki z Poliomyelitis, członkiem Towarzystwa Chirurgów Polskich, członkiem honorowym Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, prezesem Polskiego Towarzystwa do Walki z Kalectwem, członkiem Wydziału Lekarskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, członkiem Międzynarodowego Towarzystwa Chirurgów oraz Towarzystwa Chirurgii Ortopedycznej i Traumatologii. Jest członkiem honorowym Francuskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego, Czechosłowackiego Towarzystwa Chirurgii Ortopedycznej i Traumatologii, Towarzystwa Ortopedów w Austrii, Towarzystwa Ortopedów i Traumatologów Jugosłowiańskich, Fińskiego Towarzystwa Ortopedycznego. Jest członkiem zagranicznym Francuskiej Akademii Chirurgów, członkiem- korespondentem Włoskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Amerykańskiej Akademii Chirurgów Ortopedycznych. Od roku 1345 prof. dr Wiktorowi Dedze przyznano następujące godności: W latach 1946-1950 konsultanta w sprawach ortopedii i traumatologii na Wielkopolskę i ziemie zachodnie. Od TOKH li9 5 O Krajowego Specjalisty w Sprawach Rehabilitacji. Od roku 1948do chwili obecnej naczelnego redaktora dwumiesięcznika "Chirurgia Narządu Ruchu i Ortopedia Polska". W roku 1949 został powołany na członka Państwowej Rady Zdrowia, w 1951 r. na członka Komisji U razowo- Ortopedycznej Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia, a wkrótce na członka Prezydium tej Rady. W tym samym roku otrzymuje godność członka Komisji do Spraw Medycyny Sportowej, członka Rady Naukowej Instytutu Gruźlicy i przewodniczącego Rady Naukowej Instytutu Reumatologii. W roku 1952 zostaje członkiem Rady Naukowej Instytutu Balneoklimatycznego, a w roku następnym Polska Akademia Nauk powołuje go na członka Komitetu Nauk Medycznych. W latach 11960-.1955 był kierownikiem Działu N aukowo- Doświadczalnego Zarządu Przemysłu Ortopedycznego Ministerstwa Pracy 1 Opieki Społecznej . Wysokie godności nadają mu także zagraniczne organizacje i stowarzyszenia. W roku 1957 Światowa Organizacja Zdrowia powołała go na członka Komitetu Ekspertów z Zakresu Rehabilitacji, a w rok później otrzymał nominacj ę na członka [Zgromadzenia Generalnego Międzynarodowego Towarzystwa Rehabilitacji Inwalidów z siedzibą w Nowym Jorku. W roku 1059 otrzymuje godność członka Rady Naukowej Komitetu Redakcyjnego "Excerpta Medica" (Amsterdam), członka Rady Naukowej "The American Journal Ortho-paedics". Następny rok przynosi mu godność konsultanta Komisji Światowego Funduszu Badań Naukowych z Zakresu Rehabilitacji z siedzibą w Nowym Jorku. Różną miarę przykładać można do działalności lekarza i naukowca. Istotnym miernikiem, a dla laika najbardziej przekonywającym, będzie na pewno niezliczona ilość chorych, którym ręce Profesora i jego współpracowników przywróciły zdrowie, wiarę we własne siły, zawróciły z drogi apatii i zniechęcenia. (Niech miarą tej wspanialej pracy pozostanie wdzięczność tych ludzi, ich osobiste szczęście i radość ich rodzin, niech miarą tą będą przeogromne, a przez żadnego ekonomistę nie podliczane, materialne efekty powstałe w wyniku przywrócenia wielu ludziom zdolności do pracy produkcyjnej, zdjęcie z bark społeczeństwa ciężaru utrzymywania tych, którzy niegdyś byli niedołężni. W latach swojej działalności w Poznaniu Profesor wykształcił czterech docentów, czterech doktorów, czterdziestu trzech specjalistów z zakresu ortopedii i dwunastu z zakresu rehabilitacji. Czterech byłych asystentów Kliniki Ortopedycznej Akademii Medycznej w Poznaniu prowadzi obecnie samodzielne placówki lecznicze w Łodzi, Świebodzinie, Lublinie i Gdańsku. Pracownicy Kliniki Ortopedycznej napisali pod kierunkiem prof. dra Wiktora Degi 254 prace naukowe, wzbogacając nimi ogromnie dorobek polskiej litera tury ortopedycznej. Sam zaś Profesor ogłosił drukiem w kraju i zagranicą w latach 1925-1963 około 130 prac naukowych, nie licząc referatów naukowych wygłoszonych a .nie opublikowanych. W wyniku działalności praktycznej i teoretycznej prof. dra Wiktora Degi opracowane zostały naukowe podstawy rehabilitacji osób przewlekle chorych i kalekich. Jego liczne metody operacyjne z zakresu chirurgii ortopedycznej stały się trwałym dorobkiem polskiej medycyny, jego badania przyczyniły się do naukowego opracowania protez kończyn i aparatów ortopedycznych. Osiągnięcia te, powszechnie znane w kraju i wysoko cenione w medycynie światowej, stawiają polską ortopedię w rzędzie przodujących. Szczególne zainteresowanie i szacunek budzą wysiłki prof. dra Wiktora Degi dla rozwoju i spopularyzowania idei rehabilitacji ludzi kalekich, stworzenia poza ogólną koncepcją także szerokiejbazy naukowej, pozwalającej zarówno na objęcie działalnością coraz szerszych rzesz pacjentów, jak i na ustawiczne doskonalenie metod działania. Szczególnie doniosłe znaczenie dla tej pracy mają kontakty kliniki z zakładami produkcyjnymi, m. in. z Zakładami (Przemysłu Metalowego "H. Cegielski", które wspólnie z lekarzami szukającymi możliwości zatrudnienia kalekich, stworzenie im takich warsztatów pracy, które pozwolą im nie .tylko na wykonywanie pełnowartościowej pracy, stworzą warunki wykorzystujące w pełni umiejętności pacjenta, lecz także pomogą mu uzyskać maksimum sprawności fizycznej. Jedną z ostatnich prac prof. dra Wiktora Degi jest podręcznik Ortopedia i rehabilitacja opracowany pod jego kierownictwem, który nie dawno trafił do rąk lekarzy i studentów. W druku znajdują się m. in. takie prace, jak Zabiegi chirurgiczne w programie leczenia chorych gośćcowych, O operacyjnym i rehabilitacyjnym postępowaniu w zmianch zwyrodnieniowych stawu biodrowego, Wady postawy jako aktualne zwyrodnienie młodzieży szkolnej. Ponadto w druku znajdują się cztery prace w języku niemieckim i angielskim. Znakomity poznański lekarz, pedagog i humanista wielokrotnie był nagradzany i wyróżniany odznaczeniami państwowymi. W roku 1951 otrzymał Państwową Nagrodę Naukową III stopnia i w tym samym roku uzyskał Nagrodę Naukową miasta Poznania. Z okazji 1 maja 11954 r. otrzymał nagrodę za osiągnięcia naukowe, dydaktyczne i organizacyjne, a w 1958 r. Nagrodę Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania. W roku 1951 przyznano prof. dr Wiktorowi Dedze odznakę "Za wzorową pracę w Służbie Zdrowia". W roku następnym udekorowany został Złotym Krzyżem Zasługi, a w 1953 r. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W roku 1956 nadano mu Budowniczowie order Sztandaru Pracy I klasy. Odznaczony został także Honorową Odznaką Polskiego Czerwonego Krzyża I stopnia, Honorową Odznaką Miasta Poznania, honorową odznaką "Za Zasługi w Rozwoju Województwa Poznańskiego" , Odznaką 1 OOO-lecia nadaną przez Poznański Komitet Frontu J edności Narodu. W lipcu 1964 r. w Belwederze, prof. dr Wiktor Dega otrzymał najwyższe odznaczenie jakim nasza ojczyzna nagradza swoich najlepszych obywateli - Order Budowniczego Polski Ludowej. Jest jeszcze jedna miara zasług, popularności w społeczeństwie, miara przywiązania jakim ludzie obdarzają tych, którzy dla nich pracują. Listy tych ludzi, listy błagalne i dziękczynne, listy zawierające zwięzłą informację o stanie zdrowia i takie, w których pacjent zwierza się ze swych tajemnic, jak najlepszemu przyjacielowi powierza swemu lekarzowi radość jaką przyniosła mu pierwsza miłość i pierwszy zdany egzamin. Wybierzmy z paczki korespondencji jaka nadchodzi na adres prof. dra Wiktora Degi do Kliniki Ortopedycznej w Poznaniu przy ul. Dzierżyńskiego, kilka listów, a z nich kilka zdań, które raz jeszcze, tym razem dłonią pacjentów nakreślą wizerunek profesora, naukowca, przyjaciela chorych, wspaniałego człowieka. Olga G. z Oleśnicy prosi: " . . . Jestem zamężna i schorzenie moje uniemożliwiło imi fizjologiczny poród. Podczas cesarskiego cięcia zginęło mi dziecko. . . Polski Ludowej Błagam Piana Profesora o poświęcenie mi trochę czasu. Los mój i przyszłość mojej rodziny spoczywa w ręku Pana Profesora". Pani M. G. z Warszawy dziękuje: " .. . Trudno mi znaleźć słów na wyrażenie przeogromnej radości i wdzięczności wobec iSzanownego Pana Profesora za podjęty ofiarny trud dla przywrócenia sprawności upośledzonej od dzieciństwa stopie mego bratanka. Oboje dokąd żyć będziemy, pozostaniemy wobec Pana wielkimi dłużnikami" . Fragment listu Wojciecha T. z Krakowa więcej mówi o wielkości poznańskiego lekarza niż najpracowitsza biografia. " . . . Kiedy byłem u Pana Profesota w i960 roku zdawałem właśnie maturę. Pan Profesor zawyrokował, że w czasie wzrostu organizmu, stan mego zdrowia będzie się polepszał (rozpoznanie: po chorobie Heinego- Medina skrzywienie kręgosłupa, niewład (kończyn dolnych i częściowy niewład lewej ręki). Pan Profesor powiedział: «ucz się chłopcze. . .» Egzamin wstępny zdałem bardzo słabo. Dostałem się na miejsce rektorskie. Pierwszy egzamin zdałem na dostatecznie, ale ile razy widziałem żebraków w pociągu to wiedziałem, że takim zostać nie mogę. Przyszła zima 1962/63. Jeździłem na moim wózeczku na zajęcia, czasami w czasie 20 stopniowego mrozu. Wraz z wiosną przyszły sukcesy. Zdawałem egzaminy na piątki i czwórki. W roku 1963 przeżyłem pierwszą młodzieńczą miłość. Zapisałem się na drugi Wydział. Studiuję równocześnie III rok biologii i I matematyki. Wygrywam konkurs literacki, zaliczam matematykę, zdaję egzaminy na biologii otrzymując nagrodę rektorską. Spełnia się moje marzenie. Jestem autostopowiczem. Staję się normalnym chłopcem. Chodzę (bardzo powolutku i z jedną kulą) z moją - pan rozumie Panie Profesorze - z moją dziewczyną, do kina i teatru! Pan Profesor dał mi możność życia takiego jakie mam". MARCIN FORYCKI U rodził się 6 listopada lB02 r. w Lutyni, powiat iPleszew, w rodzinie gajowego Józefa Foryckiego i jego żony Pelagii Michalak. Dziad Marcina -1 Ignacy Forycki był stangretem, a później włodarzem w majątku chłapowskich w Sośnicy. Marcin uczył się w Lutyni w pruskiej szkółce niemieckiego abecadła, ale w domu rodzice wychowywali swoją gromadkę (sześciu synów i dwie córki) w duchu patriotycznym. Temu też należy przypisać fakt, że dwaj najstarsi bracia: Antoni 1 Ludwik brali udział w Powstaniu Wielkopolskim H9118/1l9119 r., a kiedy rząd Polski wzywał w sierpniu 1920 r. do ochotniczej służby w wojsku, osiemnastoletni wówczas Marcin wstąpił w szeregi ochotników w 7. dywizjonie taborów w Poznaniu. Służba ta trwała do grudnia 1920 r. Zawód ojca nie pociągał Marcina Foryckiego. W 7. dywizjonie przekonał się, że na szacunek zasługuje tylko rzemieślnik wykwalifikowany. Codziennie rano sierżant stawał przed frontem kompanii i recytował: stolarze, ślusarze, kowale - wystąp! Wywołani udadawali się do pracy, gdzieś poza koszarowe mury, coś znaczyli. Reszta nadawała się tylko do sprzątania koszar, obierania ziemniaków i innej "babskief' roboty. Skoro więc tylko zwolniono go z ochotniczej służby zgłosił się do terminu u mistrza ślusarsko- kowalskiego Piotra Lepczaka w Lutyni. Lepczak był kowalem "majątkowym" i jego stara kuźnia mieściła się w podwórzu lutyńskiego majątku od czterdziestu lat. Była ona jednak, jak na owe czasy, bardzo nowoczesna, bowiem jej wyposażenie obok tradycyjnego urządzenia kuźni składało się z dwóch wiertarek z ręcznym napędem, tokarni napędzanej motorem naftowym i maszyny do gięcia obręczy. · Kiedy Marcin Forycki skończył naukę, a był ostatnim uczniem Lepczaka, majster miał 68 lat, wtedy warsztat zamknął i przeniósł się do syna w Raszkowie. Koniec nauki przypadł na kwiecień 1923 r. Egzamin czeladniczy Marcin Forycki złożył w Krotoszynie i bezpośrednio po nim rozpoczął pracę zarobkową 'W Ostrowie Wielkopolskim jako czeladnik ślusarski w Fabryce Wagonów. Zarobione pieniądze ciągle nie starczały na skromne wyżywienie. I właśnie o te zarobki głównie chodziło w czasie, strajków jakie przeżył i w których brał udział od maja do listopada 1923 r. Dziwnie się jednak skłag7dało, bo kiedy strajkiem wywalczono podwyżkę zarobków, za kilka dni już ponownie ceny podskoczyły 1 znowu robotnik nie dojadał. Dnia 4 grudnia il923 r. Marcin F 0rycki powołany został od obowiązkowej służby wojskowej w 7. pułku saperów w Poznaniu. We wrześniu 1924 r. w czasie cWlczeń w Biedrusku, Marcin przeziębił się i nabawił ciężkiego zapalenia opłucnej. Odesłano go do szpitala, w którym przebywał sześć tygodni. Komisja Lekarska uznała go następnie za niezdolnego do dalszej służby wojskowej i 31 października lQ2A r. odesłała do domu. Losem Marcina zainteresowała się gosposia z lutyńskiego dworu, z którą ojciec znał się od dawna, a której syn Ludwik Markowiak, był kierownikier% jakiejś komórki administracyjnej w fabrykach Spółki Akcyjnej "H. Cegielski" w Poznaniu. Kiedy Marcin wyraził życzenie podjęcia na początek jakiejś lżejszej pracy, gosposia sama zaofiarowała się porozmawiać w tej sprawie z synem. Dnia 15 stycznia 1925 r. po trzydniowym czekaniu przed fabryczną Budowniczowie bramą, Marcin otrzymał pracę u "Cegielskiego", jako operator dźwigu parowego, którym posługiwano się wówczas do przetaczania produkowanych wagonów towarowych i wagonów nadchodzących do fabryki z zamówionym materiałem i surowcami. W tym czasie trwały już przygotowania do rozpoczęcia produkcji parowozów. Wiosną roku 1926 wybudowano w tym celu specjalną halę. Do tego czasu parowozy montowano w kotlarni (dziś hala obróbki ciężkiej). W grudniu lS25 r. Marcin porzucił, wygodne miejsce na siodełku w kabinie dźwigu i przystąpił do pracy w parowozowni. Marcin Forycki uczestniczył czynnie przy narodzinach pierwszego parowozu wyprodukowanego rękami poznańskich inżynierów i robotników, sam był jego współtwórcą, a z czasem stał się specjalistą aparatury do rozrządu pary. Wprawdzie nie był to sukces stuprocentowy, gdyż wzorem parowozu "Cegielskiego" był parowóz belgijski, nie był to także pierwszy parowóz w Polsce - bowiem produkowano już parowozy w chrzanowie - ale radość była olbrzymia. Te pierwsze były to solidne TY-23 z tendrem, tak solidne, że wiele z nich kursuje jeszcze na polskich liniach kolejowych. Kiedy Forycki znajdzie się gdzieś na maleńkiej stacyjce oko w oko z takim TY-23, wówczas ogarnia go rozrzewnienie, jakby spotkał się po latach z długo wyczekiwanym przyjacielem. Początkowo kolos ze stali i żelaza onieśmielał go. Sam nie był przecież wyższy od średnicy koła napędowego parowozu. Kilka miesięcy później Forycki doszedł do wniosku, że swoją przewagę nad mechanizmem parowozu zwiększy jedynie posiadając wyższe kwalifikacje zawodowe. Z zapałem więc uczęszczał przez dwie zimy do wieczorowej iSzkoły Budowy Maszyn, a w latach 1928-1929 przeszedł kurs mistrzowski. Nie przystąpił jednak do egzaminu, albowiem kosztowałoby to prawie 300 złotych, a takiej kwoty nie chciał wydać. Polski Ludowej We wrzesnlU 1926 · r. Marcin pojął za żonę 23-1etnią Stanisławę Samulską z Lutyni. Sytuacja materialna młodej pary nie była jednak aż tak dobra, aby mogli prowadzić dostatnie życie. Trzeba było dużo sobie odmawiać, aby oszczędzić na skromne mieszkanie, któijg w końcu udało się im zdobyć przy Górnej Wildzie nr 76. Wtedy dopiero Stanisława Forycka sprowadziła się do Poznania. Z małżeństwa tego urodziło się sześcioro dzieci. Stefania (1927), Zenon (1929), Edmund (1931), Tadeusz (19133), Kazimierz (1936) i Maria (1938). Zapomniano już o parowozach TY-23 kiedy rozpoczęto OKL - bez tendra, a potem TY-32, które w coraz mniejszych ilościach produkowano do 1939 r. W latach 1930-1932 starszy mistrz Kryłowicz i mistrz Stanisław Tomczyk, powierzają mu montaż trzech parowozów PU, całkowicie polskiego parowozu pospiesznego, osiągającego szybkość 120 km/godz. Okazało się jednak, że lokomotywa ta Y'yła o 50 cm dłuższa od średnicy obrotnicy kolejowej, co uniemożliwiało posługiwanie się tym urządzeniem do szybkiego "odwracania" parowozów. Dyrekcja nie chciała się zgodzić na kosztowne zmiany konstrukcyjne lokomotywy, a Polskie Koleje Państwowe na przerabianie obrotnic. Zaniechano więc produkcji 'parowozów PU. Forycki pracował także przy dwunastu parowozach sześcioosiowych-wiązanych dla Bułgarii (1931) i jednym dla Chin - jedynych parowozach jakie do 1939 r. "Cegielski" sprzedał za granicę. A potem przyszły ciężkie czasy. W latach '193(2-1934 pracowano w fabryce przez trzy dni w tygodniu po siedem godzin. Zatrudniano robotników tylko tak długo, aż nabyli prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Wtedy fabrykanci zwalniali robotników i "przekazywali" w ręce urzędników z "bezrobocia" przy ul. Czarneckiego. Tych, na których im bardzo zależało przyjmowano po ustaniu okresu na zapomogi na pewien czas z powrotem i tak na zmianę przez dwa lata. N ajgorszy jednak kryzys dla parowozów nastał dopiero w latach 11935-UI936, kiedy produkowano jeden parowóz co dwa miesiące. W czasie, gdy Spółka otrzymała szereg zamówień na sprzęt wojskowy, Forycki przeniósł się do Fabryki Wagonów, a w latach 1937-1039 pracował w warsztatach mechanicznych przy produkcji części dla urządzeń cukrowniczych. Jako doskonały fachowiec wysyłany był przez fabrykę do montażu rusztów mechanicznych i spędził kilkanaście miesięcy poza Poznaniem w budującej się cukrowni pod Tarnopolem i prochowni k. Kraśnika. Tam zaskoczył go wybuch drugiej wojny światowej. Niemal całą okupację przepracował jako brygadzista w fabryce parowozów*, jeśli nie liczyć półrocznego pobytu w Warszawie w r. 11940, kiedy to wraz z inż. Janem Przybylskim zakładał ruszta ruchome w elektrowni warszawskiej. Nowy "właściciel" fabryk "Cegielskiego" -' dyrekcja "Deutsche Waffen und Munitionsfabriken" kazała wyrzucić przygotowane detale do dziesięciu parowozów TY A 37. Po roku jednak komuś przypomniało się o parowozach i wtedy rozkazano w ciągu tygodnia zebrać detale z placu złomu, a brakujące dorobić. Żaden z niemieckich inżynierów nie znał się jednak na montażu parowozów. Z niedowierzaniem więc patrzono na majstra Stanisława Tomczyka i brygadzistę Marcina Foryckiego. J eszcze w przeddzień próbnej jazdy parowozu, Niemiec - kierownik hali podszedł do Foryckiego i zupełnie serio zapytał: "Czy ten parowóz na pewno ruszy"? A potem wszyscy Niemcy w fabryce piali z zachwytu i samouwielbiena nad wysokim kunsztem organizacyjnym "rasy panów", dzięki czemu "uruchomili produkcję parowozów". Marcin Forycki był jednym z pierwszych, którzy zjawili się w opuszczonej przez okupanta fabrykach ,(H. Cegielski". W piątek 9 lutego 1045 f. nad miastem Polski Ludowej gwizdały artyleryjskie pociski, kiedy Forycki ze swego mieszkania przy Dolnej Wildzie przemykał się do fabryki. Przed nie czynną elektrownią stał mistrz Paweł Opartowski. Nie trzeba było Marcinowi tłumaczyć jak ważne jest uruchomienie tej elektrowni. Sprawa była jednak wyjątkowo trudna. Mróz znisz*czył wszystkie pompy. W tej sytuacji nie należało się silić na uruchomienie całej elektrowni. N a początek należało ruchomić chociaż jedną turbinę, ale do (tego potrzebny był jeden sprawny kocioł oraz pompy, bo bez wody - ani rusz. Wówczas Forycki wpadł na śmiały pomysł. Zamiast naprawiać pompy zainstalujemy na razie insektory (smoczki) parowozowe - powiedział do Opartowskiego. Między innymi, dzięki temu w niedzielę 18 lutego 1945 r. uruchomiono pierwszą turbinę, a prąd z niej oświetlił Wildę, przede wszystkim zaś zasilił spawarki tak potrzebne do naprawy następnych kotłów i urządzeń elektrycznych. Wymiana uszkodzonych rur w kotłach elektrowni zajęła Foryckiemu ponad dwa miesiące. W tym czasie majster Stanisław Tomczyk, kierownik parowozowni, uruchomił już produkcję parowozów, a około 10 marca 1945 r. pierwszy parowóz uroczyście przekazano w dowód wdzięczności - dowództwu wyzwoleńczej armii radzieckiej. Marcin Forycki wrócił do parowozowni w maju 1945 r. jako mistrz remontów. Czekało na niego 65 lokomotyw, którym wojna dała się bardzo we znaki. Wszyscy fachowcy rozumieli, że bardzo potrzebne są te parowozy gospodarce narodowej, że jest to cenny majątek narodowy, który powinien zostać jak najszybciej zaangażowany w pracę nad usunięciem skutków pożogi wojennej - każdy jednak wolał pracować przy montażu nowych parowozów. Marcin Forycki został prawie sam. W porozumieniu z inż. Kazimierzem Marcollą przyjmowano do pracy każdego kto tylko miał chęć, a Forycki nie szczędził trud u aby przyjmowanych Budowniczowie Polski LudowejnOWICJUSZY zaznajamlac Z robotą. Dzięki jego uporowi Z warsztatu naprawczego wychodziło średnio po pięć naprawionych lokomotyw miesięcznie, w sumie zaś więcej aniżeli parowozów nowych i jeszcze znalazł czas, aby 27 sierpnia stanąć przed Komisją Egzaminacyjną w Izbie Rzemieślniczej i złożyć egzamin mistrzowski. Pod koniec marca 11946 r. brygadzista remontowy oddał osta'tnia lokomotywę. Doceniając talent organizatorski M. Foryckiego, dyrekcja Zakładów powierzyła mu stanowisko starszego mistrza montażu parowozów. Nie rozstawał się z produkcją parowozów aż ostatni TY-62 nie wyjechał za fabryczną bramę. Marcin Forycki uczestniczył w produkcji około 2600 parowozów razem z tymi, które wyprodukowano w czasie okupacji. Większość z nich przeznaczona była na eksport. Ani jeden nie wrócił z reklamacją. W lataph 1949-.i960 wielu pracującym robotnikom i mistrzom z zakładów , .H. Cegielski" proponowano kierownicze stanowiska w różnych fabrykach rozsianych po całej Polsce. Kierownik Wydziału Personalnego Zakładów Andrzej Węcławek od dłuższego czasu przekonywał Marcina Foryckiego, członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, aby zgodził się objąć stanowisko dyrektora Fabryki Parowozów w chrzanowie. Forycki odmawiał. Niezwykle skromny, samokrytycznie oceniał własne zdolności i sumę -wiedzy fachowej. W końcu wezwano go do dyrektora Zjednoczenia .Michała Noska. Dopiero dyrektor Nosek - sam niegdyś robotnik, a później majster w chrzanowskiej fabryce, zrozumiał opory Foryckiego. Przegadali całą godzinę, jak dobrzy znajomi. Forycki opowiadał jakiej to pociechy spodziewa się z dzieci. Większość z nich wtedy kończyła studia. Małżonkowie Foryccy nie zawiedli się. Stefania, najstarsza córka, ukończyła Technikum Krawieckie. Zenon ukończył Wyższą Szkołę Ekonomiczną, pracuje obecnie jako sekretarz poznańskiego Akademickiego Zrzeszenia Sportowego Edmund, po ukończeniu Politechniki Poznańskiej pracuje jako inżynier w Gorzowskich Zakładach Mechanicznych "U rsus". Tadeusz ukończył Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego i jest wizytatorem szkolnym. Kazimierz ukończył Technikum Drogowe i jest technikiem w Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej - iStare Miasto. N ajmłodsza córka - Maria ukończyła Technikum Ekonomiczne i pracuje w administracji Zakładów "H. ciegielski". Foryccy doczekali się już pięciu wnuczek i dwóch wnuków. To co nieśmiało dojrzewało w latach międzywojenych, doszło teraz do głosu - w y n a l a z ki. Forycki stał- się takim mistrzem w swoim fachu, że mógł stawiać czoła od lat nierozwiązanym technicznym problemem warsztatowym. Nie działał pochopnie, nie rzucał słów na wiatr. Wszystko przemyślał w najdrobniejszych szczegółach, a potem przystępował do wykonania pomysłu. Tak było z pierwszym usprawnieniem, a właściwie z poprawieniem konstruktorów budki maszynisty na parowozie PT -47. Kolejarze-maszyniści skarżyli się, że jest ona za ciasna. Marcin Forycki, razem ze Stanisławem Tomczykiem urządzili w 1950 r. od nowa wnętrze budki, lokując wiele urządzeń ponad głową maszynisty, przez co zyskali w kabinie znacznie więcej miejsca i ułatwili obsługę parowozu. Potem przyszła kolej na przyrząd do sprzęgania parowozu z tendrem. Z powodu silnego resoru oporowego tendra, dosunięcie go do parowozu na taką odległość, aby utrafić sworzniem w otwory' łącza wymagało wysiłku sześciu ludzi i grubych powrozów. N ad rozwiązaniem sprzęgania głowili się Niemcy w latach 1S42>-<1944. Już wtedy Forycki wpadł na pomysł posłużenia się pompą hydrauliczną. Nie zdradził im jednak takiej możliwości, a sami na to nie wpadli. Do zrealizowania pomysłu potrzebny był jednak specjalista. Forycki zaproponował młodemuinżynierowi współudział w realizacji wynalazku. Pod koniec 1931 r. obliczenia teoretyczne były gotowe, a praktyka wykazała, że były one prawdziwe. Od tego czaisu, tender "przyciągany" był do parowozu przy pomocy pompy hydraulicznej wg pomysłu Marcina Foryckiego. Samodzielnie skonstruował z odpadków rury grubościennej nowy typ rozpylacza smaru do parowozu TKT -48, zmechanizował obrotnicę wagonów, dla ułatwienia montowania maszyny parowej MS-2 "dorobił" ucho do tłoka. Był wszędzie tam, gdzie ludzie pracowali ciężko, fizycznie, zamiast posługiwać się udoskonalonymi narzędziami. Do próbnej pracy maszyny parowej MS-2 potrzebny był przyrząd z oporem około 4 ton. Urządzenie takie zaprojektowano w biurze konstrukcyjnym zakładów w Elblągu i miały je wykonać tamtejsze warsztaty naj dalej w ciągu dwóch miesięcy. Oznaczało to, że trzeba będzie zaprzestać produkcji maszyn parowych dopóty nie nadej dzie z Elbląga zapowiedziany przyrząd. Wówczas dyrekcja fabryki odwołała się do racjonalizatorów o poszukanie innego rozwiązania tego problemu. Forycki zainteresował się tą sprawą i w nie długim czasie przedłożył projekt "tymczasowego" rozwiązania, polegającego na zbudowaniu taniego obciążenia zwykłym ciężarkiem, wymaganej wagi. W ciągu kilku dni urządzenie zostało zbudowane, a ponieważ zdało egzamin w zupełności, zrezygnowano z kosztownego urządzenia elbląskiego. Rysujący się kryzys w produkcji MS-2 został zażegnany. Pojawiły się nowe kłopoty. Do eksportowanych do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich parowozów dostarczali gotowe pompy powietrzne producenci zagraniczni. "Większość tych pomp po kilkudziesięciu kilometrach jazdy parowozu przestawała działać. Była to sprawa, która spokojnego zawsze Foryckiego doprowadzała do pasji. Mogło przecież dojść do tego, że pompy zaczną kompromitować dobre imię parowozów ze znakiem "Hep". Było to bezpośrednim bodźcem zainteresowania i w konsekwencji zbudowania przez Foryckiego stacji prób. Odtąd żadna pompa nie doczekała się zamontowania w parowozie, póki nie przylepiono do niej karteczki z napisem "sprawdzono". W roku 1968 zaprzestano produkcji parowozów. Marcin Forycki nie należał do tych, którzy nie widzieli dla siebie miejsca w fabryce, nie rozpaczał też z powodu konieczności przekwalifikowania się. Miał 57 lat kiedy ekspress unosił go do (Szwajcarii na kilkutygodniowe przeszkolenie w słynnych zakładach "Sulzer" produkujących silniki okrętowe. Z budowniczego parowozów stał się budowniczym maszyn okrętowych i w ciągu dwóch lat zgłębił tajemnicę kolosów. Ba! Coś niecoś próbował już w ich technologii ulepszyć. Wynalezienie przyrządu do wytaczania otworów połączeniowych wału głównego silnika z wałem oporowym sami szwajcarscy fachowcy uznać musieli za rewelację, a producenci czechosłowaccy skwapliwie skorzystali z pomysłu Foryckiego. W miejscu, gdzie łączy się główny wał silnika z wałem oporowym nawierClC trzeba szesnaSCle otworów o średnicy 95 mm, głębokości 250 mm. Z powodu kłopotliwego dostępu i unieruchomionego wału - gigantu, przez wiele la t nie widziano innego sposobu jak stopniowe rozwiercanie otworów rozwiertakami ręcznymi. W końcowej fazie operacji zatrudniano przy jednym rozwiertaku -> czterech rzemieślników. N awiercanie szesnastu otworów "kosztowało" fabrykę 900 godzin pracy! Pewnego dnia 1963 r. Forycki przedłożył projekt przyrządu do mechanicznego rozwiercania maszyną powietrzną o napędzie ręcznym. Projekt akceptowano. Prototyp zbudowano w ciągu miesiąca i od tego czasu dwóch rzemieślników wierci przyrządem Foryckiego bez wysiłku jeden otwór niespełna osiem godzin, czyli w sumie - wszystkie otwory Budowniczowie Polski Ludowej w ciągu około .250 godzin. Wynalazca zaoszczędził rocznie dzięki temu 320 tysięcy zł. wydawanych na narzędzia i płace. Tak samo było z przyrządem do montażu i demontażu pokryw i panewek głównego wału. Przyrząd ten Forycki zbudował przerabiając odpowiednio stary wielokrążek. Według tego "prototypu" wykonano w warsztatach sześć dalszych przyrządów, które znakomicie ułatwiają pracę i eliminują niebezpieczeństwo nieszczęśliwych wypadków. Ogółem Marcin Forycki dokonał dwudziestu trzech usprawnień i wynalazków. W roku US56 Marcin Forycki odznaczony został Złotym Krzyżem Zasługi, w roku 1962 Orderem "Sztandaru Pracy" II ki. a 18 lipca U964 r. w przeddzień dwudziestej rocznicy Wyzwolenia Polski Orderem Budowniczego Polski Ludowej. Zebrali: Henryk Jantos 1 Ireneusz Soliński XX-LECIE WŁADZY LUDOWEJ W POZNANIU (1945-1965) Siedziba Dyrekcja Okręgowej Polskich Kolei Państwowych przy ul. Juliana Marchlewskiego 130/140nagród LAUREACI NAGRÓD MIASTA POZNANIA I WOJEWÓDZTWA POZNAŃSKIEGO W DZIEDZINIE UPOWSZECHNIANIA KULTURY ZA ROK 1963 Uchwałą Prezydium Wojewódzkiej Bady Narodowej z 10 lipca 1964 r. w porozumieniu z Prezydium Rady Narodowej Miasta Poznania, po zasięgnięciu opinii Ministerstwa Kultury i Sztuki, na wniosek Komisji Nagród przyznano Nagrody Miasta Poznania i Województwa Poznańskiego w dziedzinie upowszechniania kultury za rok 1963. Nagrody indywidualne: Jadwidze Eichlerowej -: za działalność kulturalną w Poznaniu, Włodzimierzowi Jacorzyńskiemu -p za działalność kulturalną w powiecie pleszewskim, · doc. Edmundowi Maćkowiakowi - za długoletnią pracę nad upowszechnianiem kultury muzycznej i śpiewaczej, Zenonowi N alipińskiemu - za działalność na polu upowszechniania czytelnictwa, Irenie Osuchowskiej - za długoletnią działalność kulturalną na polu tea tralnym, Tomaszowi Śliwie - za długoletnią działalność na polu upowszechniania muzyki ludowej i uratowanie od zapomnienia skarbów folkloru muzycznego, Wiesławowi · Tokarskiemu - za osiągnięcia w dziedzinie upowszechniania kultury. Nagrody zespołowe: Zespołowi Redakcji Wiejskiej Telewizji Poznańskiej: Adamowi Daneckiemu 1 Józefowi. Modrzejewskiemu - za popularyzację twórczości artystów ludowych. Chórowi męskiemu "Arion" w Poznaniu - za z górą pięćdziesięcioletnią działalność. Zespołowi śpiewaczemu im. Bolesława Dembińskiego w Rawiczu - za całokształt działalności od 1906 r. Laureaci nagród Nagrody indywidualne JADWIGA EICHLEROWA U rodziła się 216 marca 1908 r. w Przemyślu jako córka aplikanta sądowego Mikołaja Osady i jego żony Zofii z d. Kruszka. W 1922 r. przenosi się wraz z rodzicami do Poznania, gdzie w. 1926 r. zdaje egzamin dojrzałości. W tymże roku rozpoczyna studia historii i historii sztuki na U niwersytecie Poznańskim. Równocześnie zapisuje się do (Państwowej Szkoły (Sztuk 'Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Poznaniu. Po trzech latach studiów uniwersyteckich decyduje się na ich przerwanie, by udać się na dwa lata do Warszawy na studia malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych. W roku 1930 zawiera związek małżeński z prof. Zdzisławem Eichlerem. W roku 1932 kończy Wydział Grafiki Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego. Już w czasie studiów Jadwiga Eichlerowa wystawia swe prace wraz z innymi studentami w Paryżu. Od roku Ill933 wystawia stale rysunki, grafikę i prace olejne w Poznaniu w salonie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, a także na wystawach pL ,,(Sztuka, Kwiaty i Wnętrze". W roku 1935 w Warszawie prezentuje swoją tekę litografii z Krzemieńca, która zyskuje pochlebną ocenę. Jako jedyny artysta-grafik w Poznaniu uprawia tzw. litografię asfaltową. Jest członkiem grupy wielkopolskich artystów plastyków "Plastyka" i Poznańskiego Stowarzyszenia Grafików. W latach okupacji niemieckiej, na skutek ciężkich przejść osobistych przerywa prawie całkowicie pracę twórczą. Już jednak po wyzwoleniu podejmuje ponownie twórczość artystyczną, a od 1946 r. bierze udział we wszystkich wystawach okręgowych, oraz szeregu ogólnopolskich m. in. w Radomiu (trzykrotnie) i w Szczecinie. Wystawia ponadto w Bystrzycy Kłodzkiej, Darłówku, Koninie, Mosznie (województwo opolskie), Nałęczowie, Opatowie, Płocku i Polanicy. Z wystaw indywidualnych wymienlc należy cztery wystawy w Poznaniu i jedną w Polanicy. Bierze również udział w wystawach kolektywu ,,9" organizowanych w przeważającej mierze w zakładach pracy, klubach i świetlicach. W roku '1956 bierze udział w Regionalnym Konkursie Plastycznym, ogłoszonym przez Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu z okazji X-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i otrzymuje wyróżnienie za prace w dziedzinie malarstwa. Po śmierci męża w 1049 r. Jadwiga Eichlerowa zapisuje się do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu na Wydział Malarstwa i Studium Pedagogiczne przy tejże uczelni. W roku UI9M uzyskuje absolutorium. Następne dwa lata pracuje jako nauczycielka w Ognisku Kultury Plastycznej w Poznaniu. Od roku 1963 pracuje również aktywnie w Komisjach i w Zarządzie Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków, pełniąc przez dwie kadencje funkcję, sekretarza Zarządu Okręgu. Od 1054 r. Jadwiga Eichlerowa jest radną Rady 'Narodowej m. Poznania. Jest również sekretarzem Komisji Kultury. Przedmiotem szczególnej troski Jadwigi Eichlerowej jest stałe podnoszenie estetyki miasta i jego obiektów. Problemy związane z tym zagadnieniem są często przedmiotem jej wystąpień na sesjach Rady Narodowej. Mimo intensywnej pracy twórczej, poświęca wiele czasu sprawie upowszechnienia plastyki, zdobycia nowego odbiorcy tej dziedziny sztuki. Przez kilka lat jako konsultant Centralnej Poradni Amatorskiego Ruchu Artystycznego odwiedza Domy Kultury w Kępnie, Ostrowie Wlkp., Pile, Rawiczu, Lesznie oraz w wielu innych ośrodkach Wielkopolski. Wygłasza prelekcje w zakładach pracy, szkołach i placówkach kulturalno-oświatowych. Udziela pomocy plastykom-amatorom, prowadzi dziecięce zespoły plastyczne. Stara się zaszczepić entuzjazm dla sztuki wszystkim, z którymi się styka. Z jej między innymi inicjatywy stworzono stały fundusz zakupu dzieł plastycznych w budżecie (Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania, tworząc tym samym swego rodzaju mecenat miasta nad środowiskiem plastycznym. W uznaniu wybitnych zasług Jadwiga Eichlerowa odznaczona została w 1959 r. Srebrnym Krzyżem Zasługi, a w 1lI3 r. w Belwederze - Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Prezydium Rady Narodowej m. Poznania przyznało jej Odznakę Honorową Miasta Poznania (1961), a Minister Kultury i Sztuki - Odznakę Zasłużonego Działacza Kultury. WŁODZIMIERZ JACORZYŃSKI Urodził się 17 marca 1901 r. w Łanczynie, pow. Nadworna (Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich) w rodzinie Erazma i Julii z d. Kropiwnicka. Ojciec jego był kierownikiem szkoły i znanym działaczem społecznym. Egzamin dojrzałości złożył w Seminarium Nauczycielskim w Stanisławowie w 1923 r. Od listopada tegoż roku objął posiądę nauczyciela w Szkole Powszechnej nr 1 w Pleszewie, w której przepracował z przerwą okupacyjną czterdzieści lat. Poza pracą zawodową wiele pracował społecznie. Jest współzałożycielem powstałego w 1923 r. Chóru Męskiego "Harmonia" w Pleszewie, który dotychczas istnieje, prowadził teatr szkolny oraz od 1924 r. zespół sceniczny działający do 1939 r. Od roku 1194-5 zespół przybrał nazwę "Zespół Sceniczny Związku Nauczycielstwa Polskiego". W ciągu 40 lat działalności pod kierownictwem Włodzimierza J acorzyńskiego, zespół ten wystawił ponad 100 utworów scenicznych. Do największych osiągnięć artystycznych zespołu zaliczyć należy wystawienie Dziewczynki z zapałkami Andersena, granej m. in. w Teatrze Polskim w Poznaniu. Zespół został za to przedstawienie wyróżniony, a Włodzimierz J acorzyński otrzymał nagrodę za reżyserię. Podczas okupacji wywieziono go wraz z rodziną do obozu przesiedleńców pod Łodzią, a następnie ciężko chorego do powiatu opoczyńskiego w tzw. Generalnej