STANISŁAW HEBANOWSKI TEATRY POZNAŃSKIE W LATACH 1945-1959 Część II (1 III 1951-31 VIII 1956) DYREKCJA WŁADYSŁAWA WOŻNIKA (1 V li95.li-30 IV 1953) JO ODEJŚCIU Wiiama Horzycy funkcje kierownicze w teatrach poznańskich pełnił trzyosobowy kolektyw: Jerzy Korddwskii, Stefan Orzechowski i Tadeusz Muskat, który był przewodniczącym tego kolektywu i jedynym inspiratorem "reorganizacji" teatru. Zrealizowali oni tylko jedną premierę (Zwykły człowiek L e on ó w a), przewidzianą zresztą w repertuarze przez Horzycę. Ale pewne koncepcje i decyzje zaciążyły na dalszych losach teatru!. Najbardziej niefortunnym posunięciem był projekt połączenia w jeden organizm artystyczny Teatru Młodego Widza z teatrami dramatycznymi. W ten sposób od 1 I 1992 r. teatry poznańskie stały się monstrualnym kombinatem; grano na czterech scenach w Poznaniu, z pewnymi sztukami ruszano w długie podróże. Aktorzy ci wypadali automatycznie z prób. Niezwykle trudnym problemem była synchronizacja premier. Niektóre sztuki utrzymywały się w repertuarze przy pustej widowni, inne schodziły z afisza przy pełnych kompletach. Ażeby w jakiś sposób rozplatać ten węzeł, próbowano przenosić przedstawienia z jednej sceny na drugą. W ten sposób spektakle wędrowały nie tylko w objazdach, lecz także w samym Poznaniu. Damy i huzary można byk> po kolei oglądać w Teatrze Polskim, Nowym i na scence Teatru Młodego Widza'. Sytuację pogorszył jeszcze exodus interesujących aktorów z dawnego zespołu Horzycy. Zrażeni bezwładem artystycznym i rygorem, stosowanym przez tymczasowe kierownictwo, odeszli kolejno : Józef Karbowski, Apolinary Possart, Jerzy Pietraszkiewicz, Kazimierz Brusikiewicz, Antoni Żukowski, Kazimierz Wichniairz, Hanna Bedryńska i inni. Dużą stratą było opuszczenie Poznania przez scenografa Jana Kosińskiego. Kierownikami literackimi teatru byli: dr Jerzy Koller, Stanisław Hebanowski i Jerzy Korczak!. W tych warunkach Objął dyrekcję teatrów Władysław Woźnik, znany i wybitny aktor scen krakowskich), w latach powojennych zasłużony dyrektor Teatru Starego w Krakowie i Teatru Sląskiego' w Katowicach. Entuzjasta Osterwy, legendarny recytator Norwida -' Woźnik był jednocześnie aktorem charakterystycznym; często stosował w wyrazistej igrze recepty techniki naturailistycznej. Jako pedagog tropił fałsze interpretacyjne, tępił wszelką minoderię, ale · - jako reżyser - narzucał sztywne, czasem dość mechaniczne rygory. Stałe akcentowanie średniówki, określone kadencją branie oddechu, wpływały niekiedy paraliżująco na mniej doświadczonych aktorów i przyczyniały się do sztucznie podkreślanej, sylabotonicznej monotonii recytowanego wiersza. Zarzuty krytyków pod adresem teatru Woźnika zaczęły się mnożyć. Próby ostrej i usprawiedliwionej rekapitulacji tych zarzutów podjęła się Janina Morawska. W artykule Teatr czeka na transfuzją krwi ("Głos Wielkopolski") pisała ona o sezonie 1951/52 w ten sposób: S Kronika Miasta Poznania 4 Stanislaw Hebanowski "Nie ma co ukrywać - teatry poznańskie przechodzą okres ciężkiego kryzysu. OJbiło się to na recenzjach, gdzie coraz rzadziej brzmi nuta aprobaty, na samopoczuciu zespołu zubożałego o wiele wartościowych sił i na opinii ogółu, która zaczyna traktować nasze teatry z pewną pobłażliwością. Od dawna zapanowała tu jakaś posucha i w zastraszający sposób wpłynęła 'na obniżenie poziomu spektakli [...] . W naszych teatrach wiele jest młodzieży, wielu też takich, którzy kiedyś cos umieli, ale dawno wpadli w jałową sztampę i powtarzają w kółko ograne numerki". I dalej o Komedii Muzycznej . . . "Zespół teatru rozrywkowego, rekrutuje się przeważnie z niedobitków obsadowych, z pozostałych na liście aktorów po obsadzeniu innych sztuk. Dlatego scena ta spada coraz bardziej do poziomu amatorskiego". I taka ocena połączenia Teatru Młodego Widza z teatrami dramatycznymi: "Z chwilą zawarcia związku scena ta właściwie przestała istnieć. W zespole Teatru Młodego Widza, puszczonym samopas na duże sceny, rozpętały się niezdrowe ambicje. Dotychczasowa pożyteczna i ofiarna praca wydaje się już degradacją. A na duże sceny wszedł - i opanował je bez odpowiedniego przygotowania, bez odpowiedniego kierownictwa, stosując w teatrze dla dorosłych te same chwyty i tę samą manierę, która niepokoiła już nas na scenie Młodego Widza. A my - widzowie i krytycy - jesteśmy świadkami dość groźnego zjawiska: inianitylizacji teatru dla dorosłych. Jest ze wszech miar 'niepożądane, aby nowa widownia teatralna identyfikowała z pojęciem teatru to, co nam pokazano w 4: 5 dla ATK" ... Pod koniec artykułu Morawska jeszcze raz bije na alarm: -"Niepodobna, aby teatr poznański, który w najcięższych czasach zabiorów był twórczy i żywotny i z którym związane są najbardziej chlubne tradycje teatralne - miał zginąć na uwiąd starczy i zdziecinnienie właśnie teraz u progu nowej ery. w obliczu nowych wielkich zadań ..." N a postawione przez recenzentkę zarzuty Woźnik mógłby odpowiedzieć, że nie mógł przecież obronić się przed podjętą wcześniej decyzją. Musiał nolens volens przyjąć pod swe skrzydła nowy zespół, a to powiększyło niezmiernie plany usługowe. Wicedyrektor teatru Marian Bailuchowski, który jako kierownik Teatru Młodego Widza wystawił m. in. polską prapremierę Czerwonego krawatu M i c h a ł - kówa i prapremierę Młodej Warszawy Ostromęckiego i Serkowskiej · - dwoił się i troił, ażeby mimo 'wyraźnej depresji artystycznej zdobywać wciąż nowego widza, upowszechniać teatr w najtrudniejszych warunkach. Pomijając już Wodewil warszawski G o z d a w y i S t ę P n i a , który w Komedii Muzycznej osiągnął rekordową w Poznaniu liczbę 205 przedstawień (75158 widzów), ponad sto razy grano Głupiego Jakuba R i t t n e r a, (1112), Ruchome piaski C h o y n o w - s k i e g o (111 razem z objazdem), Damy i Huzary (109), Podlotka U r b a ń s k i e g o (109), Balladynę (104 - 45 444 widzów). Z polskich sztuk współczesnych największe powodzenie zdobyła prapremiera Bancroftów B r o s z k i e w i c z a i G o t te sm a n a (65 przedstawień - 27 312 widzów). W ogóle twórczość polska nigdy nie była tak licznie reprezentowana w repertuarze jak za dyrekcji Woźnika. Na 28" premier i 2080 przedstawień było 16 premier polskich (klasyka - 6, współczesne sztuki - 10) przy 1407 przedstawieniach. Na Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych przygotowano Zwykłą sprawę T a r n a w reżyserii Jerzego Z e g a l s k i e g o i Zwycięstwo War m i ń s k i e g o w reżyserii Tadeusza Muskata. Była to ostatnia reżyseria Muskata w poznańskich teatrach dramatycznych; od nowego sezonu 1951/52 objął on dyrekcję Teatru Wybrzeża. Za rolę Malleya w Zwykłej sprawie i Pietrzakowej w Zwycięstwie otrzymali wyróżnienia Antoni Żukowski i Antonina Barczewska. Oba przedstawienia miały jednak wiele wad. Spektakl Zwycięstwa był przekrzyczany, pretensjonalny i sztampowy, a Zwykłej sprawy, chociaż inteligentnie pomyślany, zbyt monotonny, bez większego dramatycznego napięcia. Młody reżyser Jerzy Zegalski, który pod koniec dyrekcji Horzycy rozpoczął pracę w teatrze i przygotował pomysłowoi z wdziękiem przedstawienie Igraszek, trafu i miłości oraz bez większej inwencji jubileuszową Zemstę, za dyrekcji Woźnika reżyserował siedem sztuk i wykazał, że w bardziej sprzyjających warunkach potrafi z dobrym efektem współpracować z aktorami. Poznań zawdzięcza mu kilka czystych przedstawień (Tajna wojna, Posądzenie, Trzydzieści srebrników) i jedno wyjątkowo precyzyjne i drapieżne (Ruchome piaski). Niewątpliwą zasługą Woźnika było powierzenie reżyserii Niespokojnej starości debiutantowi w tej dziedzinie - Adamowi Hanuszkiewiczowi. Już ta pierwsza premiera świadczyła o nie zwykłej pasji i ambicji przyszłego kierownika artystycznego warszawskiej telewizji. J. Morawska pisała w "Głosie Wielkopolskim". "Debiut reżyserski Al Hanuszkiewicza - wbrew ponurym przewidywaniom [ten wtręt jest charakterystyczny: nie łatwo było Woźnikowi zwalczać opory starej gwardii w poznańskim teatrze -. przyp. St. H.] wypadł dobrze. Jako reżyser podjął odważnie walkę ze sztampą, stwarzając na scenie atmosferę szczerości i prostoty. Dał przedstawienie doskonale wyrównane), gdzie zespół jest skontaktowany i zestrojony harmonijnie i każda scena wtopiona w rytm i klimat sztuki. Bardzo duże osiągnięcie!" . W reżyserowanym później przez Hanuszkiewicza Królu i aktorze B r a n d - s t a e t t e r a, zamierzona statyczność nie pomogła aktorom, spektakl był nużąco kaznodziejski, zabrakło w nim odrobiny ironii, chociaż Hanuszkiewicz jeko aktor stworzył ciekawą posiać Bogusławsikiego. Natomiast udało się Hanuszkiewiczowi nadać wartkie tempo Magazynowi mód Kiryłowa z dobrymi rolami Władysława Stomy, Stanisławy Mazarekówny i Janiny Mairisówny, chociaż recenzenci ubolewali nad "zatraceniem kolorytu lokalnego". Nie wolno też zapomnieć, że właśnie za dyrekcji Woźnika znalazł pełne pole do rozwoju talent scenograficzny Zbigniewa Bednarowicza. Ten absolwent poznańskiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w ciągu dwóch sezonów projektował scenografię do 10 premier. Przy każdej premierze klasycznej i współczesnej starał się rozwiązywać problemy plastyczne zgodnie z treścią intelektualną i emocjonalną wystawianej sztuki. Próbował już w tym czasie nadawać pewien cudzysłów, zaznaczał pewien dystans do perypetii scenicznych. Od dość konwencjonalnej Zwykłej sprawy, poprzez klasycznego Mizantropa do Niespokojnej starości. "Skomponowane przez niego mądre i szlachetne wnętrze domu starego uczonego - pisała J. Morawska o tej scenografii - oddaje plastycznie jego aurę psychiczną i łączy w sobie harmonijnie elementy dawności i nowoczesności". Z późniejszych prac Bednarowicza zasługują na uwagę dekoracje do Ruchomych piasków, podkreślające może zbyt naturalistycznie szpetotę secesyjnego wnętrza, ascetyczna oprawa Króla i aktora, uroczo stylizowany i pomysłowo rozwiązany montaż sceniczny Podlotka U r b a ń s k i e g o i chyba najbardziej trafiający w ton ironii i przekory obraz plastyczny flaubertowskiego Kandydata. Te bezsprzeczne sukcesy młodych kłócą się jakoś z ogólną atmosferą wewnętrzną teatru i powszechną opinią, że jak pisał w r. 1996 Leszek Prorok - ("Kronika m. Poznania". R. XXIV) "... niż artystyczny, który niejednokrotnie przesuwał się w latach ubiegłych nad rozległymi połaciami polskiego teatru, szczególnie silnie utwierdził się nad sceną poznańską..." Wydaje mi się, że chcąc wytłumaczyć ówczesną sytuację poznańskich teatrów, trzeba znowu wrócić do przerastających możliwości zespołu -. planów usługowych, rozstrajania się przedstawień przy przenosinach ze sceny na scenę i nieuniknionych przy tym zmian obsadowych oraz do repertuaru. Woźnik wystawił dziesięć współczesnych sztuk polskich: Wodewil warszawski G o z d a w y i S t ę P n i a , Zwykłą sprawą T a r n a , Zwyciąstwo War m i ń s k i e - go, Awans Ż ó ł k i e w s k i e j (prapremiera), Dwa tygodnie w Raju aż czterech autorów: S k o w roń s k i e g o , S ł o t w i ń s k i e g o , G o z d a w y i S t ę P n i a , Rodzinką Jur a n d o t a, Króla i aktora B r a n d s t a e t t e r a, Posądzenie (Sprawa 3* Stanisław Hebanowskirodzinna) L u t o w s k i e g o , Bancroftow B r o s z k i e w i c z a 1 G o t t e s m a n a (prapremiera) i Sześć godzin ciemności B r a t n e g o (prapremiera). Oczywiście niektórych z tych sztuk nie można zaliczyć do utworów udanych. Za niepowodzenie innych winę ponosi teatr, który nie potrafił dać im właściwych realizatorów. Bancroftowie zawdzięczali sukces atrakcyjnej tematyce, dobremu dialogowi, doświadczonej reżyserii Włodzisława Ziembińskiego oraz wj'raizistemu aktorstwu Pelagii Relewicz - Ziembińskiej, Włodzisława Ziembińskiego, Adama Han uszkiewicza, Tadeusza Plucińskiego, Manueli Kiernikówny i Marii Życzkowskiej. Ale sztuki Bratneigo nie odważono się nawet pokazać w Poznaniu. Bardzo słabo przygotowany spektakl jeździł cichaczem po prowincji. Niewybredną o specyficznym humorze, czeską komedię sportową 4: O dla ATK (polska prapremiera), inscenizowała i reżyserowała Maria d'Alphonsie, nie bardzo kompetentna w sprawach sportowych. Sztuka Howarda F a ist a Trzydzieści srebrników ("Jerzy Zegalski pisał recenzent "Kuriera Codziennego" - potraktował sztukę bardzo sumiennie, nawet epizody obsadzając dobrymi aktorami, co zresztą należy zawsze czynić") grana była z powodzeniem w Teatrze N owym, ale przeniesiona do sali Teatru Młodego Widza zeszła Wkrótce z repertuaru. Sztuk radzieckich i rosyjskich wystawiono siedem. Wspomniałem już o Magazynie mód Kry lo w a. Grama w okresie przejściowym komedia L e o no w a Zwykły człowiek (reż. S. Orzechowski) przeszła bez echa mimo dobrej obsady (Bolesław Rosłan - Swiekołkiin, Aleksander Fogiel-Ładygin) . Komediowość wysunęła się na plan pierwszy. Zatarła się psychologiczna finezyjność sztuki. Po omówionej już Niespokojnej starości, z wzruszającą rolą Kazimierza Przystańskiego, zawiódł Poemat pedagogiczny M a kar e n k i w adaptacji Rakowieckiego. Była to pierwsza premiera, w której dokooptowany zespół młodzieżowy pojawił się w większości na poznańskiej scenie dramatycznej. Dużą jednolitość nastroju zdołał uzyskać w Tajnej wojnie M i c h aj ł o w a i S a m oj - ł o w a - reżyser Zegalski. Ciekawie zaprezentował się w roli Minajewa zaangażowany do Poznania Aleksander Sewruk. "Jego pozytywny bohater - pisała J. Morawska - przemawia do widza tym, że jest bardzo ludzki i bardzo daleki od wszelkich bohaterskich póz i efektownych gierek. Cechuje go niepozorna aparycja, wstrzemięźliwość gestu i umiar intonacji, jednak w każdym jego słowie i geście wyczuwa się dynamikę wewnętrzną...". Bezbarwnym przedstawieniem była premiera Mieszczan G o r k i e g o w reżyserii W. Woźnika. Rola Tietieriewa w interpretacji Woźnika miała w Katowicach opinię kreacji. W Poznaniu krytykowano go "... z a rozpraszanie w charakterystycznych gierkach, które bawią publiczność - całej siły oskarżenia, jakie przez usta Tietieriewa - kieruje Gorki przeciw mieszczaństwu..." (Jl. Morawska - "Głos Wielkopolski"). Wydaje mi się jednak, że głównymi wadami spektaklu była nieodpowiednia obsada innych roi, żałosne dekoracje (trzy ściany, ustawione pod prostym kątem, zagracenie pokoju meblami i rekwizytami bez żadnej koncepcji sytuacyjnej) i brak inwencji reżysera, który usiłował zrekonstruować przedstawienie katowickie. Na tym tle dodatnio wyróżniła się para młodych: Nił i Pola w wykonaniu Zbigniewa Józefowicza i Urszuli Modrzyńskiej, no i właśnie Woźnik, aktor przerastający doświadczeniem i talentem resztę obsady. Również w Dalekim Afi n o g e n o w a ulotnił się całkowicie poetycki klimat sztuki mimo delikatnie potraktowanej przez Stefana Orzechowskiego roli Maiki. Z klasyki polskiej wystawiono sześć pozycji, w tym dwie sztuki R i t t n e r a . Włodzisław Ziembiński zalicza rolę Szamfoelania w Głupim Jakubie do swoich wybitnych kreacji. Korzystając z wielkich wzorów Kaimiństoiego, Frenkla i Junoszy-Stępowskiego, stworzył on postać opracowaną w naj drobniejszych szczegółach, bardzo sugestywną, a nawet w pewnym sensie polemiczną w stosunku do tradycji. W małym domku reżyserowała Maria Straszewska. Edward Gsato' pisał o tym przedstawieniu ("Świat" Nr 26 Rj. 1953): "Straszewska ukazała wiele umiejętności i talentu w prowadzeniu dialogui przejrzystym kształtowaniu sytuacji. Przedstawienie, zachowane w realistycznym rysunku i nie gubiące bynajmniej pewnego specyficznego liryzmu Rittnerowskiego, ma momenty zgoła drapieżne, świetnie koncentrujące uwagę na koszmarnie kołtuńskiej obyczajowości. Zaletę spektaklu stanowi również wyrównana gra zespołu, wśród którego wyróżnia się Irena Maśłińsika, tworząca bardzo prawdziwą i celną artystycznie postać Marii .......... bardzo naiwną, głupiutką, dziecinną, a równocześnie pełną jakiejś hamowanej namiętności, co pozwala jej z wielkim prawdopodobieństwem ukazać przemianę Marii przez nową miłość". Dużo zastrzeżeń zgłosili krytycy do Dam i huzarów w reżyserii Władysława Stomy. J. Morawska pisała w "Głosie Wielkopolskim": "Karykatur nie bierze się na serio i trudno przejmować się tym co wyczyniają; widz główną uwagę zwraca na śmieszność ich aparycji i interpretacji, nie na sens ich działań, wobec czego chybiają ideologiczne zamiary..." W tym wypadku recenizentka wyraźnie przeholowała. Damy i huzary wznowiono po prostu według schematu: jak się dawniej grywało. Do tradycji nawiązał także Wożnik, inscenizując Balladyną w dostojnie operowych dekoracjach Zygmunta Szpingiera. (Nawiasem mówiąc, mimo tego epitetu, były to jednak dekoracje mające jakiś sens plastyczny, czego nie można powiedzieć o wszystkich innych "oprawach", poza pracami Bedinarowicza i chyba scenografią Bilskiego do Pathelina). Szkoda, że w czasie swej dyrekcji w Poznaniu Woźnik jako aktor powtarzał role ze swego dawnego repertuaru (Mizantrop, Grabiec, Tietieriew), a na nowo opracował tylko jedną: Makarenki. Brak było tym rekonstrukcjom świeżości, zwłaszcza kiedy aktor brał na siebie dodatkowo funkcję reżysera, realizującego z nowym zespołem dawne, cudze koncepcje inscenizacyjne. W poznańskim przedstawieniu Balladyny było kilka dobrych ról: Zofia Rysiowna (uwydatniła według J. Morawskiej "potężną indywidualność Balladyny, dała jej wielki władczy format", Irena Maślińska ("wydobyła bardzo ludzkie i bardzo kobiece cechy Balladyny"), Władysław Woźnik ("doskonale aktorsko opracował charakterystyczne momenty roli Grabca") i Jadwiga Sachnowska jako matka. "Nieporównana ekspresja - cytuję J. Morawską - z jaką wyraziła tragedię odtrąconej chłopskiej matki, sprawiła, że postać ta urasta do wymiarów symbolu... Prostymi, bardzo ludzkimi środkami umiała wyrazić całą skalę prostych uczuć i po mistrzowsku stłumiła patos finału, wyrażając jakoś od wnętrza jego intensywność" . Nie przypadł do smaku tej samej recemzentce Podlotek U r b a ń s k i e g o. Tę krotochwilę, która -wydała mi się - jako kierownikowi literackiemu - interesującym przejściem od buńczucznych sarmatów Fredry do mieszczańskiego panoptikum bałucczyzny, nazwała J. Morawska "brzękiem muszki spóźnionej", a reżyserce Marii d'Alphonise zarzuciła, v,że włożyła w tę pracę bardzo wiele sentymentu i ani szczypty ironii". Najciekawszą pozycją z polskiego repertuaru klasycznego i przedstawieniem, O' którym dużo pisała prasa, było przypomnienie nie granej od 19113 r. zapomnianej sztuki Piotra C h o y n o w s k i e g o Ruchome piaski. Go prawda J. Morawska wytknęła autorowi zapożyczenia z Moralności pani Dulskiej, sugerując w recenzji niemal plagiatowy charakter tej "transkrypcji", w obronie autora wystąpili jednak inni krytycy: P. Bystrzycki, L. Prorok, a przede wszystkim Wacław Kubacki, w polemicznym w stosunku do J. Morawskiej artykule Nieporozumienie na temat "Ruchomych piasków" ("Gazeta Poznańska"). Sztuka sprawdziła się zresztą na wielu innych scenach, które igrały ją z dużym powodzeniem. Adolf Rudnicki w "Przekroju" pisał, że "dwa pierwsze akty [Ruchomych piasków] to najlepszy polski teatr. Postać kamiecznika zwłaszcza zrobiona jest balzakowskim piórem, w naszej literaturze mamy niewiele jej równych". Ponieważ dosyć długo ubiegałem się o wystawienie sztuki, sprawiła mi szczególną satysfakcję pochlebna opinia Leona Schillera, który wysoko ocenił ten dramat i jego wykonanie na scenie poz Stanisław Hebanowski nansteiej Jerzy Zegałski - jako reżyser, kontrastując sceny komtone z momentami ostrych SplęC dramatycznych, nadał całości świetną atmosferę, pięknie w delikatnej tonacji rozegrał liryczny finał. Wspaniałą kreację stworzył Bolesław Rosłan, grający Przyciechowskiego. Rosłan znakomicie pokazał, jak spod maski dobrodusznosci i ogłady światowca wyziera twarz człowieka bezwzględnego gardzącego ludźmi, a równocześnie uczłowieczył postać przebłyskami melancholii'i współwucna. Była to ostatnia rola tego znakomitego aktora. Śmierć zabrała go w czasie końcowych prob Mieszczan. Również wybitna aktorka charakterystyczna - Irena Detkoweka-J asińska miała swój wielki dzień. Słusznie -zauważył recenzent (Przem - "Kuner Codzienny"): "Ileż miefalszowanego tragizmu, ileż naturalności, szczerego matczynego przywiązania i prawdy o sobie (Wróblewskiej) pokazała BętkowskaKreacja, na rzadko niestety spotykanym w Poznaniu poziomie". W tym bardzo wyrównanym aktorsko przedstawieniu wyróżnili się jeszcze: Teresa Waśkowska (Jadwiga), Urszula Modrzyńska (Hania) i Tadeusz Pluciński (Władek) Z obcej klasyki widzieliśmy za dyrekcji Woźnika tylko trzy sztuki francuskie Pierwszą oficjalną rolą Woźnika (grał poprzednio jako zastępstwo Cześnita Z ZemtZJ£ °t;SC1 t U w l c l ™ > był Mizantrop Moliera. Jako reżyser te? tomedl Woźnik rekonstruował spektakl katowicki. Jako aktor - według J. Morawskiej' 'A Y g ł Ó T f. n a C i S k na P A J ™ ™ «<*Y swego bohatera i emocionalne A Ł\Z / DYC IkI* niadaJąC i fi C6Chy sI2 aC b t t " S '. t CeHmena - e nego pa osu. wIe ną bj ł a Zofia Rysiowna. "Wygrała inteligentnie i dowcipnie wszystkie subtelności «wej rok, nfc zatracając płynności wfersza .. .» - pisała J. Morawska "Była wX ZZ lUTGgO 1952. W małym domku - Tadeusza Rittnera. Premiera 25 kwietnia 1953 r. Reżyseria Marii Straszewskiej. Na zdjęciu: Irena Maślińska (Maria) i Tadeusz Pluciński (Jurkiewicz)leniem wiecznej kobiecości, łącząc harmonijnie elegancję dawnych salonowych manier z nowoczesnymi akcentami interpretacji". Mistrz Pathelin w doskonałym spolszczeniu Adama Polewki ukazał się w czasie organizacji teatru na scenie Teatru Młodego Widza. Temu chyba należy przypisać, że nie wzbudził większego zainteresowania. Reżyser Włodzimierz Ziembiński dał jędrne widowisko i sam zagrał z brawurą i rabelaisowskim humorem rolę przechytrzonego chytrusa, mając dobrych partnerów w Pelagii Relewicz-Ziembińskiej i Zygmuncie Noskowskim. Efektowną muzykę do Pathelina skomponował kierownik muzyczny teatru - Ryszard Gardo. Ostatnią reżyserią Woźnika była inscenizacja nie znanego w Polsce i nie graneeo we Francji (poza jubileuszowym wznowieniem przez Antoine'a) od pechowej premiery w r. 1874) Kandydata F l a u b e r t a (w moim przekładzie). Wydaje mi się, że komedia ta zasługuje w dalszym ciągu na uwagę, ostatnio zainteresowała francuskich reżyserów). Kandydata cechuje daumierowska zjadliwość w szkicowaniu całej galerii cudacznych mieszczuchów, a prowincjonalny bankier, opętany manią kariery parlamentarnej, marzący o Paryżu i usiłujący wszelkimi sposobami zjednać sobie stronników - jest przedziwnym typem, w swej absurdalności wręcz tragicznym. Woźnik wydobył dużo komizmu z poszczególnych postaci, rozwinął wielką pomysłowość sytuacyjną, ale zatrzymał się chyba w połowie drogi. Urzeczony bogactwem warstwy obyczajowej zapomniał po trochu o ostrej szermierce słów, o konieczności groteskowego wyolbrzymiania komunałów i ich groźnej wszechobecności. Rolę bankiera Rousselina grało dwócn aktorów: Aleksander Sewruk i Zy Stanisław Hebanowskigmunt Zintel. Pierwszy stworzył sugestywną i stylową postać bogatego bourgeois, upajająoego się własnymi głowami, wierzącego w swoją misję, nie przebierającego w środkach i gardzącego ludźmi. Drugi był raczej chytrym prowincjuszem, podejrzliwym i liczącym się z otoczeniem, pnącym się ku karierze z żałosną determinacją. Antonina Barczewska nadała pani Rousselin niepokojącą dwuznaczność. Ostrymi konturami nakreślili swe wyraziste postacie: Juliusz Chodacki (Bouvigny), Borys Borkowski (Voinchet), Władysław Głąbik i Stanisław Mroczkowski (Murel), Eugeniusz Kotarski (Gruchet). Kilkanaście dobrych i kilka nieprzeciętnych przedstawień nie izmienito jednak opinii, że teatry poznańskie pracują poniżej swycih możliwości. Publiczność zaczęła stronić od teatru. Przeciętna frekwencja na 52 spektaklach Kandydata w Teatrze Polskim i 51 Rittnerowiskiego W małym domku w Teatrze Nowym obniżyła się do 235 widzów. Krytycy atakowali "linię repertuarową" teatrów. Woźnik, ciężko wówczas chory na cukrzycę, nfe dawał sobie 1 rady z narastającymi trudnościami. Uprawiał swoiste kunktatorstwo. Ohcąc zażegnać konflikty, czynił Obietnice, których nie mógł dotrzymać. W połowie kwietnia 1093 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki mianowało dyrektorem i kierownikiem artystycznym teatrów Aleksandra Gąssowskiego. Przypadł mu w udziale niewdzięczny obowiązek reorganizacji teatru i ponownego zdobycia widzów. DYREKCJA ALEKSANDRA GĄSSOWSKIEGO (l V 1953-HSI VIII 1956) Aleksander Gąssowski znany był publiczności poznańskiej, zanim został dyrektorem teatrów. Jako kierownik Teatru Gorzowskiego występował w 1948 r. gościnnie w roli księdza Jana w Rozdrożu miłości Z a w i e y sk ie g o. Potem dochodziły słuchy o sukcesach prowadzonego przez niego teatru w Bielsku, gdzie m. in. wystawił Łaskawy chleb T u r g i e n i e w a, zapomniany Balik gospodarski Z a b ł o c k i e g o i rzadko graną komedię S z e k s p i r a Stracone zachody miłości. Gąssowski potrafił ściągnąć do Bielska tak wybitnych aktorów, jak Maria Malicka i Kazimierz Fabisiak. Ludwik Solski współreżyserował z Gąssowskim i grał tytułową rolę w prapremierze sztuki D y b o w s k i e g o Kościuszko w Berville. Do Poznania zaangażował Gąssowski kilku aktorów z zespołu bielskiego: Kazimierza Fabisiaka. popularną sprzed wojny parę aktorów filmowych: Marię Bogdę i Adama Brodzisza, a z młodszych: Marię Bakke, Bogdana Zielińskiego i ciekawie zapowiadającego się Stanisława Mariana Kamińskiego. Na oficjalną inaugurację swojej działalności dał premierę Grzechu Ż eirom siki e go w inscenizacji Bohdana Korzeniewskiego (20 VI 1953), a do reżyserii Domku Z kart Z e g a d ł o w i c z a zaprosił Jerzego Kreczmara. W sezonie 1955/56 w dwóch wielkich rolach lady Milford w Intrydze i miłości S c h i II e r a, oraz Szimeny w Cydzie C o r n e i 11 e'a (w przeróbce Wyspiańskiego) wystąpiła Nina Andirycz. Karol Frycz projektował scenografię do Żywego trupa T o ł s t o j a i Cyda. Dzięki tym efektownym posunięciom i dużemu talentowi organizacyjnemu Gąssowski szybko rozwiązał problem frekwencjii. Długie kolejki przed kasą świadczyły, że teatry poznańskie odzyskały swą publiczność. W repertuarze co prawda przeważały pozycje lżejsze, komediowe i "pewniaki" sprawdzone Taa innych scenach, ale nigdy przedtem ani potem nie notowały teatralne archiwa takich 'kompletów i tak długiej żywotności sztuk. Teatry poznańskie dysponowały teraz trzema scenami stałymi (Teatr Młodego Widza wyodrębniono jako scenę lalkową) i w dalszym ciągu grały na prowincji (jesienią 1954 r. występowały jednocześnie dwa zespoły). Pod koniec dyrekcji Gąssowskiego zlikwidowano Komedię Muzyczną, ponieważ bydunek "w wypadku pożaru nie gwarantował pełnego bezpieczeństwa" .