żałobnejkarty WSPOMNIENIE POŚMIERTNE O PROF. AUGUSTYNIE BOCZKU Dnia 13 września 1962 roku zmarł r po ciężkiej chorobie zasłużony artysta muzyk, znakomity pedagog i wychowawca prof. Augustyn Boczek. Świat artystyczny naszego miasta poniósł ciężką stratę. Poniosła ją również młodzież, którą profesor szczególnie ukochał i której poświęcił całą swą wiedzę i pracowite życie. Człowiek ten, o gorącym sercu oraz wysokiej dyscyplinie wewnętrznej, związany był od wielu lat z naszym miastem, Operą i szkołami muzycznymi. Augustyn Boczek urodził się 14 sierpnia 1886 roku w Lucimiu pod Bydgoszczą. Muzyką interesował się od wczesnego dzieciństwa. N aukę gry na flecie ukończył u prof. H. van de Vriesa w Berlinie. Jako flecista pracował m. in. w orkiestrze operowej w Charlottenburgu oraz w orkiestrze symfonicznej Bluttnera w Berlinie. Od roku 1919 zaangażowany został jako flecista do Opery Poznańskiej, a od roku 1922 prowadzi] również klasę fletu w Państwowym Konserwatorium Muzycznym w Poznaniu. W okresie międzywojennym prof. Augustyn Boczek dużo koncertował. Występował jako solista w koncertach symfonicznych w Poznaniu i w Warszawie. Między innymi był wykonawcą Koncertu na flet T. Z. Kasserna. Brał udział w koncertach Poznańskiego Towarzystwa Muzycznego. Należał do zespołu kameralnego wykonującego utwory muzyki klasycznej, romantycznej i współczesnej. Jako świetny kameralista i solista w orkiestrze, współpracował między innymi z takimi artystami muzykami, jak: Zdzisław J ahnke, Adam Ciechański , Tadeusz Szulc, Stanisław Pawlak i inni. Zawsze bardzo lubiany i ceniony przez kolegów, prof. Augustyn Boczek z wielką pasją oddawał się również pracy pedagogicznej w Państwowym Konserwatorium Muzycznym. W roku 1940 A. Boczek wywieziony został przez okupanta z Poznania do tzw. Generalnej Guberni. Początkowo pracował tam jako robotnik w Bobowie, a od l września 1940 roku rozpoczął pracę w charakterze flecisty w Filharmonii w Krakowie. Tam również udzielał prywatnych lekcji gry na flecie. Po wyzwoleniu wrócił do Poznania i jako jeden z pierwszych objął dawniej pełnioną funkcję pierwszego flecisty w Ope Z żałobnej kartyrze Poznańskiej. Ponadto poświęcał wiele czasu nauczaniu gry na flecie. Był niestrudzonym pedagogiem i wychowawcą młodego pokolenia flecistów w poznańskich uczelniach muzycznych i wykształcił wielu wybitnych flecistów. Jego uczniów można dzisiaj spotkać wszędzie. Zajmują oni odpowiedzialne stanowiska W orkiestrach symfonicznych i operowych. Do nich można m. in. zaliczyć takich muzyków jak: Włodzimierz Tómaszczuk, pierwszy flecista Poznańskiej Filharmonii, Feliks Tomaszewski pierwszy flecista Filharmonii w Bydgoszczy i nauczyciel w państwowych szkołach muzycznych w Toruniu, W. Chudziak - pierwszy flecista Filharmonii i nauczyciel Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie, Antoni Primke - świetny flecista Filharmonii Narodowej w Warszawie, Elżbieta Dastych - Szwarc - świetna flecistka Opery Warszawskiej, Zenon J eliński - pierwszy flecista orkiestry Polskiego Radia i pedagog w państwowych szkołach muzycznych w Łodzi Jako jeden z uczniów prof. Augustyna Boczka poczytuję sobie za wielki zaszczyt skreślenie tych kilku zdań ku Jego pamięci. Znałem Profesora bardzo dobrze. Pracowaliśmy razem w orkiestrze operowej przy jednym pulpicie przez wiele lat, a później jako wykładowcy klasy fletu w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu. Lata spędzone z nim razem dały mi możność poznania Profesora jako człowieka nadzwyczaj pracowitego. Profesor oddawał się z wielkim zapałem pracy artystycznej i pedagogicznej. Muzykę kochał i rozkoszował się nią zawsze. Był wielkim znawcą stylów muzycznych i mistrzowskiej interpretacji. Prof. Augustyn Boczek chętnie spotykał się ze swymi uczniami prywatnie. Zawsze pełen otuchy i werwy, mówił o sprawach muzyki. Posiadał ogromną bibliotekę fachową i udostępniał ją swoim uczniom. Ciągle szperał w utworach fletowych, opracowywał je i przekazywał uczniom. Interesowała go w szczególności muzyka klasyczna i jej poświęcał dużo czasu. Dzięki staraniom Profesora wzbogacone zostały biblioteki Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej i Państwowego Liceum Muzycznego w Poznaniu Sprowadzał wszystkie utwory na flet z kraju i za granicy. Są one dzisiaj bardzo pomocne w kształceniu młodych flecistów. Uczniowie prof. Augustyna Boczka stale podkreślają jego zasługi. Oto jedna z wypowiedzi Antoniego Primke w wywiadzie udzielonym na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Bukareszcie: "Zdobycie przeze mnie II nagrody uważam za swój najwybitniejszy dotychczasowy sukces artystyczny. Chciałbym tu podkreślić, że to, co umiem, zawdzięczam w zupełności swojemu doskonałemu pedagogowi, cieszącemu się szacunkiem swych ko.egów, a przywiązaniem i zaufaniem wszystkich jego uczniów, profesorowi Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej - Augustynowi Boczkowi" . Augustyn Boczek był nie tylko wybitnym artystą i pedagogiem. Kochał przede wszystkim muzykę polską, doszukiwał się w niej zawsze nowych wartości artystycznych. Pamiętam ostatnie jego słowa przed śmiercią: "Co mogłem, to zrobiłem, ale nie zdążyłem wszystkiego. Wy, młodzi, pamiętajcie, że żyjecie w pięknym kraju, pracujcie przykładnie, kochajcie go i bądźcie zawsze dumni ze swego zawodu, bo nie każdy może być artystą muzykiem". W roku 1957 prof. Boczek poszedł na zasłużoną emeryturę, ale kontakt z muzyką utrzymywał do samej śmierci. Jako emeryt pracował jeszcze do 1961 roku w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu. Ostatnią uczennicą, którą prof. A. Boczek wykształcił, była jego wnuczka Elżbieta Dastych - Szwarc Ona też była jego wielką nadzieją w ostatnim okresie życia. Odszedł od nas wybitny artysta pedagog, wielki przyjaciel i wychowawca młodzieży, najlepszy kolega. Pamięć o nim towarzyszyć nam będzie przez całe życie. Franciszek Langner WSPOMNIENIE POŚMIERTNE OPROF. DRZE ANTONIM GAŁECKIM W dniu 28 września 1962 r. zmarł prof. dr Antoni Gałecki, wybitny naukowiec i wysoko ceniony pedagog. Jako jeden z wielu jego uczniów pragnąłbym jvspomniec o człowieku, który dla nas był nie tylko ukochanym nauczycielem, wychowawcą, ale również serdecznym przyjacielem. Antoni Gałecki urodził się w r. 1882 w Ardze (Rosja półn.). Szkołę średnią ukończył w Lublinie w r. 1903. W latach 1003 do 1905 uczęszczał na Wydział Przyrodniczy U niwersytetu Warszawskiego. W jesieni 1907 r. wstąpił na U niwersytet Jagielloński w Krakowie, gdzie w r. 1910 uzyskał stopień doktora filozofIi na podstawie rozprawy z dziedziny elektrochemii. W latach 1910-1913 odbywał studia na uniwersytecie w Getyndze, gdzie też w r. 1912 i 1913 był asystentem prywatnym prof. R. Zsigmondy'ego w Instytucie Chemii Nieorganicznej. W r. 1914 habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie u prof. K. Olszewskiego na podstawie rozprawy pL Metoda octanowa oddzielania ilościowego żelaza i glinu od manganu. Bezpośrednio po habilitacji wykładał na tymże uniwersytecie chemię fizyczną po prof. L. Brunerze. prace zaś badawcze przeprowadzał w zakładzie fizycznym prof. M. Smoluchowskiego. Wojna światowa przerwała mu na pewien czas pracę dydaktyczną i naukową. Dopiero w październiku 1915 r. podjął dalsze badania w Krakowie w zakładzie prof. E. Godlewskiego. W roku 1918/19 otrzymał prawie jednocześnie propozycję objęcia katedry chemii farmaceutycznej w Krakowie, katedry chemii nieorganicznej w Wilnie i katedry chemii fizycznej w Poznaniu. W październiku r. 1919 objął katedrę na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie początkowo jako prof. nadzwyczajny, a później zwyczajny przez wiele lat pełnił służbę z całkowitym oddaniem się nauce i nauczaniu. Wyrazem tego są jego liczne prace naukowe w językach obcych i polskim (ponad 90 pozycji) oraz wielu wykształconych przezeń naukowców. Prof. Gałecki był uczonym prowadzącym nie tylko liczne prace badawczeale posiadającym dar przekazywania swoich myśli, poglądów i uczuć w sposób niezwykle głęboki i sugestywny Kto znał dobrze prof. Gałeckiego, wie, jak żywo reagował on na wszelkie dobro i zło. Był nie tylko znakomitym fizykochemikiem, ale również doskonałym obserwatorem życia. Jako fizykochemik interesował się przede wszystkim chemią koloidów, która stała się głównym tematem jego wieloletnich badań. Z tej właśnie dziedziny ogłosił jedną z pierwszych swych prac dotyczącą znajomości wartościowości berylu. W pracy tej rozstrzygnął on nie wyjaśnioną wówczas kwestię wartościowości tego pierwiastka. Sukces ten znalazł duże uznanie w nauce światowej, czego wyrazem było np. cytowanie wyników tej pracy przez znanego fizykochemika W. N ernsta w jego podręczniku z chemii fizycznej. Duży wpływ na dalszą pracę badawczą prof. Gałeckiego miał jego kilkuletni pobyt w Getyndze u prof. R. Zsigmondy'ego, jednego z najwybitniejszych w tym czasie specjalistów stanu Z żałobnej karty koloidowego, późniejszego laureata nagrody Nobla. W tym też okresie prof. Gałecki wydaje kilka prac z dziedziny koloidów, między innymi Studia nad koagulacją hydrozolu złota i O metodach badania koagulacji roztworów koloidowych. Należy podkreślić, że wyniki tych prac stanowiły częściowo materiał rzeczowy dla znakomitego fizykochemika polskiego prof. M. Smoluchowskiego w jego znanej i dziś jeszcze aktualnej kinetycznej teorii o koagulacji koloidów. W tych latach prof. Gałecki sam lub ze swymi uczniami prowadzi również badania nad zjawiskiem agregacji układów koloidowych, zarówno samorzutnej jak i też pod wpływem działania elektrolitów i innych koloidów czy też różnych promieniowań. Z tego też okresu datuje się praca wykonana z jego uczniem M. S. Kastorskim, późniejszym profesorem w Tomsku, dotycząca wzajemnego strącania się koloidów (1913 r.). Do badań z tej dziedziny należy również praca prof. Gałeckiego o działaniu promieni rentgena na proces koagulacji złota, ogłoszona w 1912 r. Osobną grupę badań prof. Gałeckiego stanowią prace odnoszące się do preparatyki koloidowej, a m. in. praca O redukcji kwasu chlorozłotowego eterowym roztworem fosforu. Interesują go również badania związane z zastosowaniem techniki koloidowej do prac analitycznych. Przykładem może być tu praca pt. Zastosowanie błony kolodionowej jako sączka do niektórych oznaczeń wagowych (1912 r.) oraz praca dotycząca metody ilościowego oznaczania kwasu octowego w solach nieorganicznych (1913 r.). Ta ostatnia przyniosła nie tylko analityczne ulepszenie, ale otworzyła również perspektywy badań nad tlenkami i wodorotlenkami żelaza i glinu. Po habilitacji (r. 1914) prof. Gałecki rozpoczyna drugi etap swych prac o kierunku koloidowo-chemicznym z nastawieniem na fotochemię, a częściowo na elektrochemię. Są to prace nad wpływem światła na różne fizykochemiczne własności roztworów koloidowych. Za cykl tych prac w r. 1918 Polska Akademia Umiejętności przyznała mu nagrodę im. Simona. Po objęciu Katedry Chemii Fizycznej na Uniwersytecie Poznańskim (w r. 1919) prof. Gałecki wykonuje wie_e prac z dziedziny korozji, które posiadają duże znaczenie nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne. Interesowały go przede wszystkim badania cynku i glinu. Nie zarzuca jednak w tym okresie swych ulubionych badań nad fizykochemicznymi własnościami układów koloidowych. Opracowuje szczególnie hydrozole srebra, zarówno czyste jak i chronione. Badanie wpływu światła na te układy stało się powodem jego bliższego zainteresowania procesami fotochemicznymi z uwzględnieniem praktycznych zagadnień z fototechniki. Wybuch wojny w 1939 r. i okupacja przerwały pracę badawczą prof. Gałeckiego. Będąc w tym czasie w Warszawie, bierze czynny udział w organizowaniu Tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, na którym wykłada i prowadzi ćwiczenia. Po wyzwoleniu w r 1945 wraca do Poznania, gdzie zaraz przystępuje do odbudowy swego zniszczonego warsztatu pracy, skupiając wokół siebie dawnych współpracowników i garstkę zapalonych jego entuzjazmem nowych ludzi. Z nimi też rozpoczyna dalsze badania eksperymentalne, przede wszystkim z dziedziny układów koloidowych. Prace te wniosły wiele nowego materiału do wyjaśnienia mechanizmu działania ochronnego substancji liofilowych. W ostatnich latach podejmuje prof. Gałecki wspólnie ze swymi uczniami badania nad światłoczułością związków miedzi. Wyniki tych badań wzbudziły duże zainteresowanie zarówno w kraju j ak i też za granicą. Obok działalności naukowej prof. Gałecki żywo interesował się również zagadnieniami dydaktyki. Te ambicje dydaktyczne, które cechują każdego prawdziwego uczonego, nie ograniczały się tylko do stałej codziennej opieki nad gronem najbliższych uczniów, ale wyrażały się również w wielkiej sumienności profesora w wypełnianiu obowiązków nauczania szerokich rzesz studentów oraz w licznych artykułach o tematyce dydaktycznej. Obraz działalności naukowej prof. Gałeckiego byłby niepełny , gdyby nie wspomnieć o poważnej liczbie opublikowanych przez niego artykułów, zarówno monograficzno-referatowych jak i popularyzacyjnych. Zwłaszcza te pierwsze, stanowiące wynik żmudnych studiów nad literaturą oryginalną, dają szeroki obraz postępów fizykochemii w zakresie interesujących go problemów. Artykuły te spełniały ważną rolę informowania szerokiego ogółu chemików i niechemików o wielu aktualnych zagadnieniach naukowych. Przedstawione osiągnięcia wieloletniej działalności prof. dra A. Gałeckiego odzwierciedlają jedynie w wielkim skrócie jego rozległe zainteresowania, których jednak zdecydowana większość znajduje powiązanie z nauką o koloidach. Wielkie zasługi oraz wybitne osiągnięcia profesora w tej właśnie dziedzinie upoważniają do nazwania tego badacza pionierem nauki o koloidach w Polsce. W osobie prof. Gałeckiego straciliśmy nie tylko wybitnego uczonego, ale i człowieka o wyjątkowych zaletach charak - teru i jak naj dalej posuniętym poczuciu obowiązku. Odchodząc, zostawił bogaty dorobek naukowy, z którego korzystać będą następne pokolenia. Gorącą miłością ukochał naukę i oddał jej bez reszty trud swego całego życia. Wacław Wójciak PUŁKOWNIK FRANCISZEK SZYMENDERA - KOWAL Z "HCP" Padł strzał! Echo odpowiedziało w drugim końcu rozległego fabrycznego podwórza, a jednocześnie kula trzasnęła w stos żelastwa. Franciszek przykucnął za torem, po którym przetaczano kilka wagonów, potem wyprężył się i dał susa. Znalazł się za parkanem byłej fabryki mebli Nowakowskiego. Tu w magazynie żelaza pracował znajomy robotnik - Ludwik Augustyniak. Zbieg nie musiał długo tłumaczyć. Wystarczyło krótkie "muszę wiać". Augustyniak użyczył mydła i ręcznika. Za chwilę Franciszek, pomagając pchać ciężki wózek z blachą, transportowaną zapewne do warsztatów po drugiej stronie ulicy, zmylił czujność strażnika przy bramie i wydostał się na Schwabenstrasse, jak przezwali Niemcy ulicę Górna Wilda'. Spokojnie narzucił na kombinezon marynarkę, przezornie przyniesioną rano do fabryki. Wbrew prawidłom ucieczek, zbieg nie udawał się najkrótszą drogą za miasto, lecz marszowym krokiem podążył ku śródmieściu. Przy Eolnej Wildzie spotkał Stanisława Kowalaka. Znali się od wielu lat. "Powiedz mojej żonie, że wieję" - szepnął Franciszek. Kowalak przestraszył się. Wydobył z kieszeni garść fenigów, wszystko co miał przy sobie. Szymendera skierował się ku Drodze Dębińskiej2, gdzie pracowały kolumny niewolników - Żydów. W tej właśnie chwili na Drogę Dębińską wjechało kilka motocykli z uzbrojonymi gestapowcami. "Czyżby to pościg za mną?" - zaniepokoił się Franciszek. Nie tracąc czasu, zbliżył się do grupy robotników zajętych składowaniem żwiru, wyszeptał kilka słów do Żyda, który zdawał się być brygadzistą. Za chwilę Franciszek leżał zwinięty w kłębek jak szczenię na miękkim wilgotnym żwirze, a robotnicy zasypywali go w pośpiechu. Erygadzista uważał, aby więzień miał "lufcik" na dopływ powietrza. Motocykle przejechały obok, nie zatrzymując się. Kiedy ustało warczenie maszyn, Żydzi otrzepali Franciszka z piasku i życzyli mu szczęścia w drodze. Zbieg przełazi obwałowanie Warty i skierował się ku przystani kajakowej. W kajaku, nieopodal brzegu, siedziała dziewczyna. Nie namyślając się, Franciszek opowiedział jej bajeczkę, że spieszy do firmy "Blask" na drugim brzegu rzeki. Uwierzyła i przewiozła. Szedł miedzami pól, omijając osiedla i Swarzędz Przed Wrześnią wszedł do chaty znajomego robotnika Leona Fiksa. Nie zastał go, ale Fiksowa domyśliła się i dała na drogę kawał chleba. Przed wiejskim sklepikiem stały dwa rowery. Franciszek wskoczył na jeden z nich i pojechał szosą w kierunku Wrześni. W samym mieście, na skrzyżowaniu, niemiecka policja legitymowała rowerzystów. Szymendera przeraził się, ale po chwili odzyskał tupet. N acisnął pedały roweru i przejeżdżając szybko przed policjantami, krzyknął Heil Hitler. Zaskoczeni policjanci, oddali honory. Za Wrześnią zwolnił tempo. Lipcowe słońce przypiekało, pot lał się strumieniami. Pomyś' ał, że trze ba oszczędzać siły, nie wiadomo bowiem, jak długo trwać będzie ta ucieczka. Całą noc z napiętą uwagą przesiedział w ogrodzie. Spał zaledwie godzinę nad ranem, a potem pożegnał się z Marią i poszedł "jak zwykle" do fabryki. Wieczorem zatrzymał się w przydrożnej chacie niedaleko Słupcy. Wszedł pod pozorem, że uszło mu powietrze z przedniego koła roweru i poprosił o pompkę Pompki nie dostał bo jej w ubogiej izbie nie było. Ludzie byli jednak życzliwi. 1 Obecnie ul. Feliksa Dzierżyńskiego * Obecnie Aleja Alfreda Bema. gospodyni przyjaznym gestem zaprosiła go do zajęcia miejsca przy stole, na którym wkrótce znalazła się polewka z ziemniakami. Franciszek jadł łapczywie, przekomarzając się z córką gospodyni. N a drugi dzień rano, obiecując, że wróci po zakończeniu wojny, udał się w drogę. W Koninie powtórzyła się historia z Wrześni. I znowu dało się wyprowadzić policję w pole. Nocleg w stodółce na słomie. Chłop był rozmowny, trochę filozof, ale Franciszek był zbyt znużony, aby wszczynać polemikę z jego "narodnickimi", jak mu się zdawało, poglądami. Trzeciego dnia ucieczki Franciszek spotkał za Kutnem mężczyznę siedzącego w rowie. Zagadnął go. Polak! Zamienili jeszcze kilka zdań, "Grune August"! - krzyknął w pewnej chwili nieznajomy. Obaj jak na komendę ukryli się w nie skoszonym jeszcze zbożu. Samochód policyjny przejechał, wzniecając za sobą tumany kurzu. Nie ulegało wątpliwości, że nieznajomy jest także zbiegiem i przekrada się ku "granicy" między tzw. "Krajem Warty"3 a General Gouvernemen- Franciszek Szymendera. Zdjęcie z roku tem 4 . Jak się później okazało, był to ofi- 1959 cer sanacyjnej armii polskiej, mieszkaniec Bydgoszczy - Bernard Lewicki. Franciszek nie pytał Lewickiego, dlaczego ucieka. Wydał mu się godny zaufania i dlatego postanowił, że będą się trzymać razem. W następnej wsi przy głównej drodze zapytali starego człowieka o granicę. Był to wędrowny blacharz i może dlatego o wszystkim doskonale wiedział. "Panowie - objaśnił blacharz - w tej wsi, tam dalej, jest Grenzschutz 5 , a do granicy będzie ze 12 kilometrów". Nie wiadomo, co wtedy strzeliło Szymenderze do głowy. Oddał swój rower Lewickiemu, pobiegł do posterunku policji granicznej, wrzasnął przed strażnikiem Heil Hitler, wszedł do wartowni i za chwilę zdumiony Lewicki ujrzał, jak wyjeżdża stamtąd na męskim rowerze, których może tuzin stało w stojakach przed wartownią. Popędzili we wskazanym przez blacharza kierunku. Ośmielony zachowaniem Szymendery Lewicki z równym tupetem zbeształ w granicznej wsi kilku ciekawskich Niemców. W tym czasie Szymendera wypytywał o graniczne przejście. Dopiero później, w Warszawie, uświadomił sobie, że przerzuty przez granicę były sprytnie zorganizowane. W tej wsi było tak: pierwsza chata murowana po lewej stronie - tam będzie człowiek rąbał drwa. Zgadzało się. Ten pokazał na leżące opodal pastwisko, na którym pastuszek pasł krowy. Pastuszek wskazał na drugiego chłopca siedzącego "po turecku" kilkaset metrów dalej, a ten pokazał gospodarstwo, a w nim chłopa w łowickim stroju siedzącego na kieracie. Wszystko to trwało 15 minut. "Łowiczanin" powiedział im, że już są w GG i za drobną opłatą wskazał drogę do Jackowie. Tam sprzedali rowery za "polskie" pieniądze i koleją udali się do Warszawy. 3 Tzw. Wartheland. Ziemie polskie włączone w 1939 roku bezprawnie do obszaru Niemiec 4 Generalna Gubernia - część ziem polskich okupowanych przez hitlerowskie Niemcy w okresie II wojny światowej, nie włączonych bezposrednio do Rzeszy. GG. obejmowało 5 o krę-g ów.: wars:z:awski, radomski, lubelski, krakowskI i od 1941 r. galicyjski. Straz granIczna. 5 Kronika Miasta Poznania l Mottyniana Na dworcu w Warszawie Franciszek zagadnął niemieckiego żołnierza wyglądającego z okna pociągu zmierzającego do Berlina i -poprosił go o nadanie listu z Berlina do Poznania. Chciał ,w ten sposób wprowadzić w błąd poszukującą go policję. Niestety, żołnierz nadał ten list cały wieczór, tylko pomylono ulicę Głogowską z Głogową. W ewidencji fabryczne był błąd, a więc zamiast na Głogowe 1 (Anselmstrasse) szukano mnie na Głogowskiej (Glogauer Strasse). "Przesiedziałem noc w ogrodzie, aby nie pozwo.ić się zaskoczyć w domu. Ranc $' Mottyniana Dom przy ul. Bosej 4/6 w którym mieszkał Kazimierz Hudowicz (okno z lewej strony na I piętrze). Tu mieściła się w latach 1940-1941 radiostacja grupy sabotażowo-dy wersyjnej. Po drugiej stronie ulicy w budynku dzisiejszej Szkoły Podstawowej Nr 10 znajdowały się koszary policji niemieckiejl r WjJ : rr J * II Mottynianaposzedłem »normalnie« do fabryki. Około 9,00 wrócił do kuźni ślusarz Szymański. Ledwo trzymał się na nogach, tak był zbity gumowymi pałkami. »Teraz ty masz iść na odwach« - powiedział Szymański spuchniętymi wargami. Nie poszedłem. Zamiast tego dałem znak Matysiakowi, który podskoczył z piłką do metalu i raźno rozpiłował kłódkę przy nie używanym tylnym wejściu do kuźni. Kiedy majster Rybak krzyknął ze swego istanowiska, że mam się natychmiast zgłosić na wartowni, a Kaźmierezak stojący na czatach dał znać, że idą gestapowcy, opuściłem kuźnię tylną furtką. U ciekłem. Strzelano za mną, ale niecelnie, nie wzięlibyśmy takich, pożal się Boże, strzelców do naszej grupy"... Tak skończył swoją opowieść Franciszek Szymendera. Nazajutrz grupa "złapała" dawno upragniony kontakt ze sławnym dowódcą radzieckiej partyzantki Kowpakiem 13. Po rozmowie Kowpak zgodził się przyjąć oddział Szymendery do swego ugrupowania, wymienił Rosjan na Polaków. Franciszek Szymendera mianowany został przez Kowpaka podporucznikiem. Jego grupa liczyła teraz 35 ludzi i przekształciła się w grupę zwiadowczą, oddając Kowpakowi niezwykle cenne usługi. W pociągu pomiędzy Mikołajewem a Piasecznem czterech uzbrojonych Niemców przeprowadzało kontrolę dokumentów. Ppor. Szymendera w towarzystwie trzech partyzantów powracał właśnie do siedziby grupy po wykonaniu zadania. Niemiecki patrol "przyczepił" się do jednego z partyzantów, podejrzewając w nim Żyda. Groziło mu rozstrzelanie. Wówczas błyskawicznie zlikwidowano Niemców. Partyzanci wyskoczyli z pociągu, zmylili pogoń i wrócili do bazy... ukradzionym z niemieckiego lotniska "łazikiem". Kiedy indziej znowu, dwóch wywiadowców z grupy Szymendery zostało aresztowanych i zamkniętych w więzieniu w Bolechowie. Wówczas Szymendera i "Marzec", przebrali się w mundury niemieckiej policji, skuli na niby dwóch partyzantów i konwojując ich, dostali się do więzienia. Tu obezwładniono strażników i wypuszczono wszystkich więźniowi. Strażników zabrano w góry, skąd ich puszczono "do domu" dopiero następnego dnia. Nie powiódł się jedynie atak na magazyn bomb przy lotnisku koło Przemyślan. Grupa uległa rozsypce, sam Franciszek Szymendera, ciężko ranny w nogę, doczołgał się do jakiejś obory i ukrył w ściółce pod korytem. Dopiero po dwóch dniach, kiedy Niemcy zrezygnowali z poszukiwań, zdumiony właściciel obory, jak się okazało nauczyciel - Polak, dowiedział się o niecodziennym gościu. Przyprowadził felczera, który zaaplikował rannemu zastrzyk. Poprawiło się na tyle, że można go było odtransportować do Lwowa. Przy ulicy Winniki leżał w szopie przez trzy tygodnie, aż zajął się nim znakomity ortopeda Adam Gruca. Potem wywieziono go do samotnej chaty w polu, gdzieś w okolicy wsi Kościejów. Nieznani ludzie przynosili mu jedzenie, jakiś sanitariusz aplikował zastrzyki. Po dwóch miesiącach Szymendera odszukał swój zdziesiątkowany oddział i poprowadził go w okolice Żółkwi. Jeszcze jeden atak na niemiecki patrol, jeszcze zniszczono dwa wozy pancerne i już następnego ranka w lipcu 1944 r. koło Kulikowa spotkali się z radzieckim zwiadem motocyklowym. "Bumagi" od Kowpaka, jakie posiadali partyzanci, były wystarczającą legitymacją. Prędko zainteresowali się oddziałem Szymendery polscy oficerowie. Część partyzantów pojechała do szkół oficerskich, Szymendera z resztą ludzi wstąpił do tworzącego isię w Mordach 32 pułku piechoty. Został tam dowódcą drugiej kompanii. Po intensywnym szkoleniu pułk wyruszył przez Warszawę, Włocławek, Bydgoszcz, Poznań, Krotoszyn, Legnicę i przeszedł chrzest bojowy pod Budziszynem. Żołnierze z drugiej kompanii szturmem zdobyli bunkier, z którego Niemcy ostrzeliwali przejście na Nysie, dzięki czemu cały batalion swobodnie sforsował 13 Sidor A. Kowpak, radziecki enerał, jeden z organizatorów i przywódców ruchu partyzanckiego na Ukrainie w czasie 11 wojny światowejrzekę. W dniu 17 kwietnia 1945 roku toczono bohaterskie walki w rejonie wsi Horka, a następnego dnia zdobyto miasto Niesky. Po tym zwycięstwie, okupionym ciężkimi stratami, por. Szymendera mianowany został dowódcą pierwszego batalionu. W kilka dni później pierwszy batalion wsławił się w walkach pod Opitz, N euopitz i Droben. Były to już ostatnie podrygi faszystowskiej armii. Dnia 6 maja 1945 roku do rejonu działania ósmej dywizji, w skład której wchodził 32 pułk nazwany później Budziszyńskim, przybyli: marszałek Michał Rola-Żymierski i gen. Marian Spychalski, którzy odznaczyli walecznych oficerów i żołnierzy. Por. Franciszek Szymendera odznaczony został Krzyżem Grunwaldu. Kowal Franciszek Szymendera zjawił się w Poznaniu po czterech latach ucieczki w mundurze oficera Ludowego Wojska w lutym 1945 roku. Trwały jeszcze walki o Poznań. Wzruszające było przywitanie z żoną i córką - dorastającą panienką Basią. Ale tylko cztery dni trwała radość z powrotu. Potem porucznik Szymendera dopędził w drodze swoją kompanię i powrócił do Poznania dopiero w marcu 1947 roku jako major · - dowódca pułku Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Miał wtedy za sobą miesiące walk z bandami na Podkarpaciu, za co odznaczony został krzyżem Virtuti Militari i Orderem "Polonia Restituta". W 1954 roku pułk. Franciszek Szymendera awansował na dowódcę brygady na Śląsku. Ale sentyment do Poznania zwyciężył. N a przełomie lat 1956-1957 powrócił do miasta i objął dawne stanowisko. W dniu 10 lutego 1961 roku po 39 latach pracy, a 22 latach ofiarnej służby wojskowej, pułkownik przeszedł w stan spoczynku. Jedynaczka Basia wyszła w grudniu 1949 TOKH za mąż za oficera Wojska Polskiego Janusza Doroszkiewicza i zamieszkuje z mężem w Warszawie. Szymenderowie (dziadek i babcia) doczekali się wnucząt: Włodka i Małgosi. Były kowal i partyzant jest jeszcze bardzo rzeźki. La ta spędzone w lasach sprawiły, że pokochał przyrodę jak kiedyś swój zawód kowala. Najczęściej też można go spotkać na pieszych, .samotnych wędrówkach po wielkopolskich lasach. Tadeusz Świtała ANEKS l Fragmenty książki Stanisława Rzepskiego Szlakiem 32 Budziszyńskiego Pułku Piechoty. Warszawa 1959. [. ..] 22 marca [1945 r.] wyruszono z Huty. 32 pułk piechoty minął Połajewo, Oborniki i zatrzymał się na dzień w Chludowie. W Obornikach płk. Grażewicz dokonał kolejnego przeglądu pododdziałów pułku. Za wzorową postawę i utrzymanie dyscypliny w pododdziałach dowódca dywizji udzielił pochwały niektórym oficerom, między innymi dowódcy 2 kompanii strzeleckiej, por. Franciszkowi Szymenderze, dowódcy 2 plutonu 3 kompanii por. Mieczysławowi stachura- Michalskiemu, dowódcy 3 plutonu 1 kompanii ckm ppor. Włodzimierzowi Lewickiemu oraz dowódcy 2 plutonu kompanii transportowej ppor. stanisławowi Erdmanowi. Następnej nocy kontynuowano marsz po trasie: Chludowo, Poznań, Zegrze i Kórnik, gdzie zatrzymano się na dwudniowy odpoczynek. 25 marca pułk minął Środę, Miastkowo, N owe Miasto i zatrzymał się w miejscowości Cielcza, leżącej 5 km na północ od Jarocina. Żołnierze poważnie odczuli trudy marszu. Prawie połowa miała podarte buty, a 170 nie mogło dalej maszerowić z powodu obtarcia nóg. Dlatego też część żołnierzy następny etap z Jarocina do Krotoszyna odbyła ha wozach. Mieszkańcy Krotoszyna serdecznie witali maszerujące oddziały.... [str. 51] [. ..] Pojawienie się nowych oddziałów nad Nysą widocznie zaintrygowało hitlerowców, gdyż coraz częściej zaczęli wysyłać swoich zwiadowców za rzekę. Na odcinku 2 kompanii 30-osobowa grupa usiłowała przedostać się na wschodni brzeg rzeki. Jednak dzięki czujności żołnierzy por. Szymendery została odparta i wycofała się ze znacznymi stratami. Lotnictwo 6 Kronika Miasta Poznania 1 Mottyniana rozpoznawcze nieprzyjaciela przejawiało w tym dniu ożywioną działalność. Zauważono również, że hitlerowcy poprawili linię okopów i wykopali kilka nowych transzei [...]. [ str. 67--€8] [. . .] Tymczasem 32 pułk piechoty, który miał sforsować Nysę w drugim rzucie dywizji i w dalszym ciągu nacierać na styku między 36 a 34 pułkiem, po wyjściu na wschodni brzeg rzeki zmuszony był chwilowo zatrzymać się na skraju lasu, ponieważ pułki pierwszego rzutu nie zlikwidowały jeszcze całkowicie oporu nieprzyjaciela. Forsowanie Nysy przeciągało się. Nie chcąc opóźniać natarcia, dowódca 32 pp mjr Hibner wydał dowódcy l batalionu rozkaz do forsowania. Kpt. Szczerban »zucił do ataku 2 kompanię por. Szymendery. Otworzono natychmiast ogień z cekaemów i moździerzy do punktów ogniowych nieprzyjaciela, zmuszając go do chwilowego zaprzestania ognia. Moment ten wykorzystali żołnierze l batalionu, którzy przeprawili się na zachodni brzeg. Przebieg forsowania rzeki przez 2 kompanię relacjonuje jej były dowódca płk Szymendera. "Gdy osiągnęliśmy podstawę wyjściową do natarcia i zamierzaliśmy forsować rzekę, zostaliśmy ostrzelani ogniem z bunkra znajdującego się po drugiej stronie rzeki. Wydałem więc rozkaz dowódcy l plutonu sierż. Zwierzyńskiemu, by otworzył ogień na bunkier, sam zaś z czterema erkaemistami zacząłem forsować rzekę w bród. Pozostali żołnierze prowadzili ogień nad naszymi głowami. W ten sposób udało nam się przedostać na drugą stronę rzeki. "Po zajęciu dogodnych stanowisk ogniowych erkaemiści, którzy przeprawili się razem ze mną, otworzyli z bliska ogień do nieprzyjaciela l w ten sposób umożliwili forsowanie rzeki pozostałym żołnierzom mojej kompanii. Wkrótce przeprawili się też dowódca 2 plutonu sierż. Wutke, dowódca l plutonu sierż. Zwierzyński oraz 3 pluton pod dowództwem ppor. Jana Kochańskiego. Szturmem zdobyto bunkier. Po kilku minutach cały batalion był juz na zachodnim brzegu Nysy" [. . .] . [S tr. 83-84] [. ..] W związku z otrzymanym zadaniem dowódca pułku mjr Hibner polecił pododdziałom przygotować się do natarcia. W czasie przegrupowania się batalionów Niemcy Drużyna plutonowego Maliszewskiego z 2 kompanii 32 pułku piechoty przed udaniem się na front w roku 1945. Trzeci od lewej ppor. Franciszek Szymenderaotworzyli gwałtowny ogień z moździerzy. Jedna z min upadła tuż koło dowódcy 2 kompanii por. Szymendery, ale na szczęście ofiar w ludziach nie było. Wkrótce usłyszano szum czołgów, które posuwały się wzdłuż drogi Rothenburg- Horka. Dowódca pułku mjr Hibner wysłał w tym kierunku zwiadowców. Okazało się, że były to czołgi 2 brygady l korpusu pancernego, które otrzymały zadanie współdziałania z jednostkami l dywizji piechoty. Po nawiązaniu kontaktów z czołgistami piechota ruszyła niebawem do natarcia. l batalion nacierał na prawym skrzydle, 2 w centrum ugrupowania, 3 zaś na lewnym skrzydle. Początkowo 32 pp posunął się kilkaset metrów naprzód po obu stronach toru kolejowego. Kiedy pododdziały zbliżały się do wsi, Niemcy przy wsparciu 5 "Tygrysów" z rejonu wzg. 188,3 wykonali silny kontratak. Bataliony zmuszone były wycofać się na pozycję wyjściową na skraj lasu na zachód od Horka. O walce l batalionu tak opowiada w swej relacji płk Szymendera: "W momencie kontrataku nieprzyjaciela l i 3 kompanie wycofały się nieco do tyłu, odsłaniając oba skrzydła mojej 2 kompanii. Początkowo o wycofaniu się tych kompanii nic nie wiedziałem, ponieważ była noc. Wydawałem więc w dalszym siągu rozkazy do natarcia. Wkrótce jednak zorientowałem się, że moja kompania znajduje się w krytycznym położenin. Niemcy otworzyli ogień z sześcdolufowych moździerzy, a ich czołgi wdarły się na nasze tyły. W tej sytuacji jedynym wyjściem było wycofanie się na pozycję wyjściową, Mjr Juliusz Hibner dokonuje przeglądu ko1umny marszowej 2 batalionu 32 pp. Z lewej Franciszek Szymendera Po wkroczeniu 32 pp wczesną wiosną 1945 r. do Krotoszyna, ppor. Franciszek Szymendera spotkał się z bratem Władysławem i jego koleżanką Mottyniana 32 puik piechoty wkracza do Zgorzelca. Na czele kolumny: kpt Franciszek Szymendera, chor. Zbigniew Konrad i Tomasz Cwalina- Karwowski tym bardziej że nie miałem łączności z sąsiadami. Wydałem więc rozkaz sierż. Zwierzyńskiemu wycofania się. Odwrót kompanii osłaniali cekaemiści, strz. Franciszek Łyskowski i strz. Józef Łopacki. Obaj polegli, jednak umożliwili całej kompani wycofanie się na pozycję wyjściową" [.. .] . [ g t rg2-?4] [. ..] O walkach l batalionu w Niesky opowiada płk Szymendera: ,,17 kwietnia [1945 r.] w nocy przyszedł do mnie dowódca pułku mjr Hibner i rozkazał za wszelką cenę rozpoznać zachodni skraj lasu przed N iesky, skąd od czasu do czasu strzelał karabin maszynowy. Wysłałem więc na zwiad kpt. Maliszewskiego z 2 plutonu. Pod osłoną ciemności dotarł on do jednego z budynków na wschodnim skraju Zerichen i zlikwidował obsługę niemieckiego ckm. Po powrocie zameldował mi, że droga biegnąca z Neuhof na południe wzdłuż Zerichen - przedmieścia Niesky - jest wolna. W związku z tym wysłałem l pluton sierż. Zwierzyńskiego i 2 pluton sierż. Wuttke do Zerichen. wkrótce wprowadziłem tam pozostałą część kompanii. Wystawiliśmy ubezpieczenia i spędziliśmy tam resztę nocy. Niemcy ostrzeliwali nas sporadycznie ogniem z moździerzy. Nad ranem 18 kwietnia nasza artyleria i czołgi zaczęły ostrzeliwać miasto. Ruszyliśmy do ataku. l batalion otrzymał zadanie zdobycia stacji kolejowej i dzielnicy fabrycznej, leżącej na północno-zachodnim skraju miasta. Dowódca batalionu kpt. Szezerban polecił mi opanować stację, a następnie, nacierając "wzdłuż toru, wedrzeć się do dzielnicy fabrycznej, l kompania por. Cymermana i 3 ppor. Strobla miały wedrzeć się do centrum Niesky L współdziałając z lewym sąsiadem - 2 batalionem - wyjść na tyły dzielnicy fabrycznej od południa. Zdobycie stacji nie przyszło nam jednak łatwo. Niemcy izza murów cmentarza otworzyli silny ogień z broni maszynowej. Zostaliśmy przygwożdżeni do ziemi. N a szczęście zbliżyły się do nas trzy czołgi z 2 brygady pancernej. Zwróciłem się do czołgistów z prośbą, ażeby ogniem z dział rozbili gniazdo ogniowe nieprzyjaciela pod murem. Wystarczyło kilka celnych strzałów i Niemcy uciekli. Mając utorowaną przez czołgi drogę, doszliśmy do głównej szosy biegnącej przez Niesky z północy na południe. Wkrótce potem sierż. Zwierzyński ze swym plutonem przeskoczył drogę i wdarł się do jednej z fabryk, leżącej po północnej stronie toru. Tuż za nim przedostał się na teren fabryki sierż. Wuttke ze swymi żołnierzami, a niebawem znalazła się tam cała 2 kompania. Dotarliśmy do hal fabrycznych. Okazało się, że fabryka była w pełnym ruchu, wyrabiano w niej czołgi. Osłupiali Niemcy, ujrzawszy polskich żołnierzy, porzucili maszyny, a pracujący tu przymusowo Polacy, Rosjanie i Belgowie ze łzami w oczach witali swych wyzwolicieli" [...] [S tr. 102-103] [. ..] Podczas gdy 2 i 3 bataliony toczyły ciężkie walki w rejonie Malkwitz i Schwarzadler, kpt. Szczerban poprowadził l batalion szosą na północ w kierunku K6nigswartha, gdzie mieścił się sztab 2 armii, 27 kwietnia [1945 r.] w godzinach południowych batalion doszedł do miejscowości Neudorf i został tu zatrzymany przez gen. Świerczewskiego. Dowódca armii polecił natychmiast nakarmić żołnierzy, zaś dowódcy batalionu postawił zadanie: przejść drogą leśną w kierunku północno-wschodnim, opanować miejscowości Neuoppitz i Oppitz i nie dopuścić czołgów nieprzyjaciela do K6nigswartha. Po otrzymaniu tego zadania kpt. Szczerban. podzielił batalion na kilka grup szturmowych, po czym pododdziały grupami zaczęły posuwać się lasem -w kierunku Neuoppitz. 2 kompania por. Szymendery maszerowała na czele przez las wzdłuż drogi Neudorf-Neuoppitz, a 3 kompania ppor. Strobla za 2 kompanią. Po dojściu do skrzyżowania dróg leśnych na zachód od wzg. 178,0 por. Szymendera natrafił na stanowiska niemieckie. Zauważono kilka dział artyleryjskich oraz żołnierzy niemieckich, którzy uwijali się przy koniach. Nieco dalej stało kilka czołgów i dział pancernych. Dowódca batalionu wysłał natychmiast meldunek do dowódcy armii. Chcąc zdezorientować nieprzyjaciela, kpt. Szczerban polecił Szymenderze na razie nie otwierać ognia, lecz wysłać kilkunastu ludzi na tyły nieprzyjacielskie, którzy po przedostaniu się na północ od drogi mieli otworzyć ogień na N euoppitz i skupić na sobie całą uwagę wroga. Dopiero wówczas siły główne l batalionu miały zaatakować nieprzyjaciela od południa. Manewr ten całkowicie się udał. Grupa żołnierzy z 2 kompanii pod dowództwem kpr. Siudy, nie zauważona przez nieprzyjaciela, przedostała się pomiędzy czołgami i działami pancernymi na tyły niemieckie i niespodziewanie otworzyła ogień. Rozpoczęła się obustronna strzelanina. Niemcy skierowali w stronę strzelających Polaków ogień z dział i karabinów maszynowych. Jednocześnie w kierunku zachodnim na J onsdorf wyruszyło kilka czołgów. Niemcy nie spodziewali się, że z lasu na południowy wschód od K6nigswartha może wyjść przeciwuderzenie Polaków. Teren ten raczej nie nadawał się do działań zaczepnych. Główną uwagę skierowali więc na drogę prowadzącą z N euoppitz do K6nigswartha i na północ. Tymczasem l batalion przy wsparciu moździerzy rakietowych zaatakował od południa nieprzyjaciela broniącego się w Neuoppitz. 2 kompania odcięła czołgi niemieckie, które w tym czasie wtargnęły do J onsdorf, przekroczyła drogę z N euoppitz do K6nigswartha i "wyszła na północny skraj zabudowań wsi. 3 kompania rozwinęła się na prawo od N euoppitz i zaatakowała wieś od południa. Zaskoczeni Niemcy porzucili sprzęt i zaczęli wycofywać się w kierunku wschodnim. Zdobyto wtedy kilkanaście samochodów, dział pancernych, wozów taborowych i koni. Dowódca l plutonu 2 kompanii sierż. Zwierzyński ze swymi żołnierzami dotarł aż do Oppitz. Wkrótce atakiem czołowym l batalion wyparł Niemców z tej miejscowości. Nieprzyjaciel w dniu 27 kwietnia usiłował odbić Oppitz l N euoppitz. Poszczególne grupy Niemców przy wsparciu 6-8 czołgów oraz lotnictwa atakowały pozycje 2 i 3 kompanii w Oppitz. Wszystkie te ataki zostały jednak odparte. W 'toku walk zniszczono kilka czołgów, dział i moździerzy nieprzyjaciela. Kilkunastu hitlerowców wzięto do niewoli. Batalion okopał się na wschodnim skraju Oppitz i zajął silną obronę. W dniu 28 kwietnia Niemcy usiłowali jeszcze trzykrotnie nacierać w kierunku północno-wschodnim z rejonu Neudorf na las położony na zachód od Holschdubrau, gdzie znajdowały się pozycje 34 i 36 pułku piechoty. Ataki te nie miały już jednak takiej siły jak w dniach poprzednich. Przy odpieraniu ich zabito kilkudziesięciu żołnierzy hitlerowskich. N a odcinku l batalionu nieprzyjaciel zaniechał dalszych ataków, skupiając główną uwagę na nacierającym z północy 29 pułku piechoty. Nie uzyskawszy żadnych sukcesów terenowych w tymi dniu, Niemcy zmuszeni byli zaniechać dalszych ataków i pod koniec dnia przeszli do trwałej obrany na rubieży: Neudorf, Holschdubrau, Luppedubrau, Luppe, Lomske [...]. [Str. 145-148] Mottyniana [. ..] W dniu 6 maja przybyli do rejonu 8 dywizji marszałek Michał Rola-Żymierski i gen. Marian Spychalski, którzy na stanowiskach ogniowych przeprowadzili rozmowy z oficerami, podoficerami i szeregowcami, zaznajamiając się z położeniem pododdziałów dywizji. Naczelny dowódca wyraził uznanie dla wysiłku bojowego żołnierzy 8 DP, którzy przełamali obronę niemiecką na Nysie, w ciężkich walkach odparli przeciwnatarcia znacznych sił piechoty i czołgów pod Budziszynem oraz zadali nieprzyjacielowi znaczne straty, zachowując przy tym swą zdolność bojową. W uznaniu zasług kilkunastu oficerów 8 dywizji piechoty zostało udekorowanych wysokimi odznaczeniami: Krzyżami Grunwaldu, Virtuti Militari l Krzyżami Walecznych. Z 32 pułku Krzyże Grunwaldu otrzymali: dowódca pułku mjr Hibner, dowódca l batalionu por. Szymendera oraz st. strz. Korszun [.. .] . [Str. 162] ANEKS 2 DODATKOWE MATERIAŁY Z ŻYCIA KAZIMIERZA HUDOWICZA Kazimierz Hudowicz, syn szewca Stanisława Hudowicza i Władysławy Benz, urodzi! się 28 lutego 1 1 roku w niemieckim miasteczku Senftenberg nad Czarną Elsterą, słynącym z wyrobu szkła i wydobywania w okolicy węgla brunatnego. Rodzice Kazimierza - rdzenni Wielkopolanie - przybyli tu kilka lat wcześniej w poszukiwaniu chleba. Kazimierz skończył w tym mieście szkołę podstawową, a ponieważ zdradzał nieprzeciętne zamiłowanie do elektrotechniki, przyjęto go w dniu l maja 1915 r. do terminu w miejscowym Oddziale Zakładów Brown, Boveri u. Co w Mannheim. Naukę ukończył z wyróżnieniem w dniu l listopada 1919 T., przez pół roku pracował jeszcze w warsztatach Spółki Elektryczne] w Senftenbergu, a potem, niestety, dłuższy czas upłynął mu na poszukiwaniu pracy. 24 września 1921 r. Kazimierz Hudowicz pojął za żonę Marię Marciniak (ur. 14 VH 1901 r. w Senftenbergu), córkę emigranta z Poznania. Z małżeństwa tego urodziło się dwoje dzieci: 2 XII 1921 r. - Adela (zmarła 2 I 1943) l 3 X 1926 r. - Eugeniusz (zmarł 18' IX 1949 T.). Kazimierz H udowicz. Zdjęcie z roku 1937. Maria Hudowicz-Pietraszowa. Zdjęcie z roku 1952. Eugeniusz Hudowicz, syn Kazimierza. Zmarł 18 IX 1949 r. Zdjęcie wykonano w czasie okupacji Adela Hudowicz, córka Kazimierza. Zmarła w Poznaniu 2 stycznia 1943 r. na zapalenie płuc. Zdjęcie wykonano w czasie okupacji ,W*N *<.'»* rot* *M*{.xpr t · ?JUV : I\. x*.w Ostatni list Kazimierza Hudowicza z obozu koncentracyjnego w Oranienburgu «11,0'; !>o) Hł< 'ho;:.-«OłVOJB -, 'O-In r A Jb*t 3«%fji -p.ffofa-I1*ll{JI\$ *pMp» 7' · *tMty M. .]I ftb Wi&Ji -ttf»; 'M.* do robotników na fabrycznym placu 2 ] udało się przekupić niemieckich strażników. Dlatego Hudowicz otrzymał od żony nieco lekarstw i bielizny, a co tydzień bochen chleba. W marcu 1942 roku wraz z grupą więźniów K. Hudowicz wywieziony został do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu k. Berlina. Otrzymał tu znak rozpoznawczy 41394. Zycie zakończył 11 czerwca tegoż roku. Zabrał do grobu wiele bezcennych szczegółów działalności polskiego ruchu oporu w Poznaniu. Sam był jedną z najpiękniejszych postaci tego ruchu. 1 Arthur Greiser (1897-1946) od 1930 r. hitlerowski gauleiter Gdańska, w czasie okupacji Polski gauleiter tzw. Warthegau, jako zbrodniarz wojenny, winny śmierci "wielu Polaków, skazany przez sąd polski i stracony. a Naoczni świaClkowie opowiadają że K. Hudowicz tłumaczył przemówienie gauleitera nie bardzo wiernie, kiedy zaś na zakończenie Greiser krzyknął. . . . .zwycięstwo będzie należało do wielkiego narodu niemieckiego", Hudowicz wyraził powątpiewanie słowami... "to się jeszcze okaże". SZTANDAR DLA WIELKOPOLSKIEJ JEDNOSTKI KORPUSU BEZpTECZENSTWA WEWNĘTRZNEGO OD SPOŁECZEŃSTWA POZNANIA I WIELKOPOLSKI Dowodem coraz silniejszych więzów społeczeństwa z wojskiem jest ufundowanie przez mieszkańców Poznania i Wielkopolski pięknego sztandaru wielkopolskiej jednostce Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Uroczystość wręczenia sztandaru odbyła się w dniu 14 października 1962 r. na placu Adama Mickiewicza. Miejsce na trybunie honorowej zajęli między innymi I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Jan Szydlak, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego i I sekretarz Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Czesław Kończal, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Stefan Olszowski, wiceminister spraw wewnętrznych - Franciszek Szlachcic, dowódca Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, dowódca Lotnictwa Operacyjnego - gen. bryg. pilot Jan Raczkowski, przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej - Franciszek Szczerbal, przewodniczący Prezydium Rady N arodowej m. Poznania - Jerzy Kusiak, konsul Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich - Fiodor Szarykin, przedstawiciel Armii Radzieckiej - ppłk Piotr Diomin, oficerowie Wojska Polskiego, przedstawiciele zakładów pracy, organizacji społecznych. Po zagajeniu uroczystości przewodniczący Prezydium Rady Narodowej m. Poznania Jerzy Kusiak odczytał akt erekcyjny nadania przez Radę Państwa jednostce Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego sztandaru, symbolu nie złom - nej wierności dla Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, honoru, męstwa, sławy wojennej i tradycji wojskowej. I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Po'skiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Jan Szydiak, a zarazem przewodniczący Komitetu Fundacji Sztandaru dla wielkopolskiej jednostki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wręczył sztandar dowódcy jednostki. Po odegraniu hymnu państwowego chorąży przejął sztandar z rąk dowódcy. Następnie poczet sztandarowy, poprzedzany przez dowódcę, przemaszerował przed frontem jednostki. Przewodniczący Komitetu Fundacji Sztandaru, I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Jan Szydlak, wręcza sztandar dowódcy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego W serdecznych słowach przemówił do żołnierzy I sekretarz Komitetu Woje Poczet sztandarowy Wielkopolskiej Jednostki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego odbiera sztandar z rąk dowódcywódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Jan Szydlak. Mówił on o sympatii, jaką darzy społeczeństwo żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, o ich pełnej ofiarności i poświęcenia pracy społecznej. Wielkopolska jednostka Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego powstała jako formacja, której 'zadaniem była walka z kontrrewolucyjnym zbrojnym podziemiem, walka o umocnienie władzy ludowej, o zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju ludności Wielkopolski. Jednostka ta gromiła reakcyjne bandy nie tylko na terenie województwa poznańskiego, lecz brała również udział w operacjach prowadzonych na obszarze innych województw, a szczególnie na terenie woj. rzeszowskiego. W latach 1945-49 pododdziały jednostki przeprowadziły 242 operacje bojowe, zlikwidowały 54 i rozbiły 18 band. Po rozgrcrrieniu reakcyjnego podziemia żołnierze wielkopolskiej jednostki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego brali aktywny udział w odbudowie spalonych przez bandytów wsi, szkół i budynków użyteczności publicznej, budowali i naprawiali drogi, mosty itp. W latach 1945-60 żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa U ewnętrzrego unieszkodliwili ponad 64 tys. niewypałów. Od wielu lat pomagają w ckresie żniw i wykopków państwowym gospodarstwom rolnym i spółdzielniom produkcyjnymi. W okresie klęsk żjwiołowych nieśli pomoc zagrożonym terenom, a gtiy Foznaniowi groziło unieruchomienie elektrowni z powodu braku wody, właśnie oni zbudowali tamę na Warcie. Więź ze społeczeństwem miasta Poznania i województwa wielkopolska jednostka Korpusu bezpieczeństwa Wewnętrznego uważa za jedno z ważnych zagadnień w swej trudnej i odpowiedzialnej pracy. "W uznaniu zasług położonych przez żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w walce o zapewnienie bezpieczeństwa i utrwalenia władzy ludowej w Wielkopolsce - powiedział w zakończeniu Sprawozdaniaswego przemówienia J. Szydlak - oraz dając wyraz przywiązaniu mas pracujących naszego województwa do Ludowego Wojska Polskiego, społeczeństwo województwa i miasta Poznania ufundowało wielkopolskiej jednostce Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego sztandar". Z kolei zabrał głos wiceminister spraw wewnętrznych - Franciszek Szlachcic. Dziękując społeczeństwu za cenny dar, wskazał na wielką rolę, jaką posiada dla wojska sztandar, pod którego znakami jednostka walczyć będzie o nienaruszalność naszych granic, o dobro interesów państwa i całego społeczeństwa, podnosząc równocześnie poziom wyszkolenia 'bojowego i politycznego. Franciszek Szlachcic nawiązał do wielkich tradycji walk narodowych i wyzwoleńczych z naporem germanizacyjnym w Wielkopolsce. - "Wierzymy, że waszej twórczej i pokojowej pracy nie zakłócą już militaryści niemieccy, że nie powtórzy się wrzesień 1939 roku. Nie będzie nowej księgi narodu polskiego. Zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie pociąga za sobą remilitaryzacja Niemiec Zachodnich. Znani z okrucieństwa dowódcy Bundeswehry chcą dysponować środkami masowej zagłady, by totalnie zniszczyć życie i kulturalny dorobek ludności. Nasz naród wie, że zjednoczonym siłom imperializmu trzeba przeciwstawić zjednoczoną, wspólną potęgę zbrojną państw socjalistycznych!. Jesteśmy pewni, że zjednoczone i wyposażone w najlepszy sprzęt nasze armie mogą zadać miażdżący cios s4łom agresora. O gotowości bojowej naszych sił świadczą wyniki wspólnych ćwiczeń zaprzyjaźnionych armii, świadczą osiągnięcia techniki wojskowej i wysoka moralność żołnierzy i oficerów. Gwarancją okiełzania agresorów jest pierwsza armia w świecie - armia Związku Socjalistycznych Republik 'Radzieckich". Licznie zebrana publiczność przyglądała się defiladzie zmotoryzowanych oddziałów wielkopolskiej jednostki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która zakończyła oficjalną część uroczystości. Młodzież obsypała żołnierzy kwiatami. W defiladzie uczestniczyły również poczty sztandarowe i kompanie honorowe poznańskich jednostek wojskowych. Bezpośrednio po defiladzie w Sali Renesansowej starego Ratusza, członkowie Komitetu Fundacji Sztandaru podpisali akt erekcyjny. Ponadto przewodniczący Prezydium Rady Narodowej m. Poznania Jerzy Kusiak udekorował Honorowymi Odznakami m. Poznania zasłużonych oficerów i podoficerów Korpusu Bezpieczeń - stwa Wewnętrznego: Wiesława Kordasa, Tadeusza Lipskiego, Jana Popielowicza, Czesława Romaniuka, Jarosława Rosikiewicza i Zdzisława Szpurnę. Maryna Gronik FABRYKA I SZKOŁA IMIENIA ALFREDA BRUNONA BEMA W listopadzie 1962 r. dwie placówki naszego miasta: Szkoła Podstawowa przy ul. Jarzębowej na Dębcu oraz Poznańska Fabryka Łożysk Tocznych otrzymały imię Alfreda Brunona Bema (1900-1937), · - wybitnego działacza socjalistycznego i komunistycznego w Wielkopolsce lat 1920-1928, założyciela PPS- Lewicy na Poznańskie i Pomorze, członka Komitetu Wykonawczego PPS-Lewicy, następnie znanego w Europie działacza Międzynarodówki Związkowej i Kominternu *. Z tej okazji przybyła do Poznania 'córka wielkiego rewolucjonisty, artystka filmowa i teatralna - Danuta Bem-Stolarska, mieszkająca stale w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Nowo zbudowana szkoła przy ul. Jarzębowej należy do najpiękniejszych na Wildzie, robotniczej dzielnicy miasta. Jest to szkoła siedmioklasowa, z jasnymi, 1 Por. Edmund Makowski: Proces Alfreda Bema i towarzyszY w Poznaniu 1927 r. "Kronika Miasta Poznania". R. 1960, nr 3. III . . '. . ' IllIlllllllllllllll I A I JI P T I " Iwygodnymi izbami lekcyjnymi, z bogato wyposażoną salą gimnastyczną, świetlicą, licznymi gabinetami specjalistycznymi, pracowniami itp. Uroczystość odbyła się 5 listopada 1962 r. W obecności licznie zgromadzonej dziatwy szkolnej, przedstawicieli władz, partyjnych i rad narodowych dzielnicy Wilda oraz Kuratorium Okręgu Szkolnego - Danuta Bem-Stolarska odsłoniła tablicę pamiątkową. Po przecięciu symbolicznej wstęgi pieczę nad nowym obiektern i wychowaniem dębieckiej młodzieży objął stary, doświadczony pedagog, kierownik szkoły - Brunon Przymuszała. Dzieje rewolucyjnej działalności Bema w Poznaniu i Wielkopolsce przypominał zebranym przewodniczący Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Wilda, Sylwester Kamiński. Przemówiła także córka Bema. "Uczcie się powiedziała, zwracając się do dziatwy szkolnej - uczcie ze wszystkich sił. Im więcej zdobędziecie wiedzy, tym więcej pożytku przyniesiecie Ojczyźnie, a sobie przysporzycie wiele radości i zadowolenia w życiu". Po części oficjalnej odbyły się występy artystyczne dzieci. Witany serdecznie, wystąpił także z bogatym programem Poznański Chór Chłopięcy pod dyrekcją Jerzego Kurczewskiego. Po zwiedzeniu nowej szkoły odbyło się spotkanie artystki z gronem pedagogów dębieckiej szkoły. Podobne spotkanie odbyło się w trzy dni później w Liceum Pedagogicznym. [Poznańska Fabryka Łożysk Tocznych to "benjaminek" wielkopolskiego przemysłu maszynowego. Coraz pełniej zaspokaja potrzeby krajowe, rozwija szybko eksport i stale się rozbudowuje*. Wysokie, przeszklone, nowoczesne hale fabryczne, piękne zieleńce, wygodne drogi i aleje już z daleka zwracają uwagę przybywających do fabryki. W dniu 8 listopada 1962 r. w fabrycznej świetlicy odbyła się uroczysta konferencja Samorządu Robotniczego. W konferencji, obok Danuty Bem-Stolarskiej, uczestniczyli m. inL: kierownik Wydziału Propagandy Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej · - Jan Bartkowiak, sekretarz Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Henryk Kędziora, wiceprzewodnicząca Prezydium Rady Narodowej m. Poznania - Władysława Klawiter i przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Związków Zawodowych - Maksymilian Bartz. W imieniu załogi Poznańskiej Fabryki Łożysk Tocznych przewodniczący Rady Robotniczej Józef Chrabkowski przedstawił i uzasadnił wniosek o nadanie fabryce imienia wielkiego rewolucjonisty. Następnie kierownik Referatu Historii Partii przy Komitecie Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Marian Olszewski omówił obszernie działalność A. Bema w Poznaniu i Wielkopolsce. Uwzględniając propozycję pracowników, Konferencja Samorządu Robotniczego Poznańskiej Fabryki Łożysk Tocznych postanowiła nazwać z dniem l stycznia 1963 r. swój zakład imieniem Alfreda Bema, wybitnego działacza polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego. Danuta Bem-Stolarska wpisuje się do księgi pamiątkowej Poznańskiej Fabryki Łożysk Tocznych im. Alfreda Bema Sprawozdania I Sekretarz Komitetu Zakładowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Poznańskiej Fabryki Łożysk Tocznych - Stanisław Brzeziński, otwiera uroczyste posiedzenie Konferencji Samorządu Robotniczego. Siedzą od lewej: Danuta Bem-Stolarska, kierownik Wydziału Propagandy Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Jan Bartkowiak, dyrektor naczelny fabryki - inż. Edmund J ózefiak i zastępca przewodniczącego Prezydium Rady Narodowej m. Poznania - Władysława Klawiter Do zebranych zsmierzała przemówić także córka Bema, ale wzruszenie i łzy nie .pozwoliły jej na wygłoszenie przemówienia. "Dziękuję Wam, kochani, z całego serca ..." powiedziała przez łzy... Wzruszenie udzieliło się wszystkim zebranym. Delegaci załogi ofiarowali Danucie Eem - Stolarskiej kwiaty i kilka upominków, a m. in. łożysko kulkowe z globusem i albumy o Poznaniu. W kilka dni po uroczystości do fabryki nadszedł list od Zygmunta Borowskiego z Gryfina woj. szczecińskie. Autor listu, stary działacz robotniczy, wspomina dni swojej współpracy z Eerrem, składając jednocześnie podziękowanie załodze fabrjki za fo, że w sposób tak szlachetny i piękny uczciła pamięć wielkiego działacza robotniczego. Aleksander Nowak "HASŁO" - CHOR JUBILAT SPOD ZNAKU SEMAFORA (W czterdziestolecie działalności) Pieśni;_ uśmiechem życia bądź, GromKą pobudką bądź dla dusz, W niemocne serca skrzydłem trąc I dobru, piękn \ :Qrawdzle służ. ("nasło") Przy końcu ulicy Kolejowej w Poznaniu stoi niezbyt okazały budynek z pruskiego muru, zwany ongiś "Samotnią". Dziś mieszczą się w nim biura kolejowe, ale przed 40 laty zamieszkiwali go wyłącznie ludzie samotni, bez rodzin, zatrudnienibądź to w Dyrekcji Kolei, bądź na stacji kolejowej Poznań. Kilku spośród nich - Leon Earczyński, Michał Dzundza, Bolesław Folbrycht, Wacław Fiałkowski, Bazyli Cwczarenko i Stanisław Ruhm zaprzyjaźniło się serdecznie, a złączyła ich wspólnie śpiewana pieśń. Poznaniacy mieszkający w tej okolicy nieraz mieli okazję wysłuchiwać pięknych głosów, które płynęły w letnie wieczory z okien "Samotni". Bas Ruhma doskonale harmonizował z tenorem Owczarenki, a skrzypeczki Dzundzy oplatały te smutne i wesołe piosenki pełną gamą dźwięków. Z kwartetu powstał oktet - podwoiła się liczba głosów, coraz silniej brzmiała pieśń, a potem już przed kilkunastuosobową grupą pojawił się pierwszy dyrygent - Stanisław Ecrcćecki. Wreszcie osiemnastu "trubadurów" postanowiło zalegalizować swą działalność i wybrać władze oraz - co najważniejsze - nadać chórowi nazwę. Ka pierwsze zebranie, w początkach 1923 roku, przybyło już 30 kolejarzy, odpowiadając w ten sposób na apel założycieli - o -zasilenie szeregów chóru. Pieiwszjm prezesem został kasjer Antoni Ragan, a kierownictwo artystyczne spoczęło w rękach Stanisława Horodeckiego i Michała Dzundzy. Z aplauzem przyjęty został wniosek, by chórowi nadać nazwę "Hasło". Nie bez powodu tak mocno wszystkim przypadła do serca ta nazwa. Był to przecież rok 1923. Niedawno skończył się okres ISO-letniej niewoli, kiedy to pieśń ojczysta była często jedynym sposobem nauczania jęzjka polskiego, była ostoją w ciężkich chwilach 4 naporu germaniziru na jolskie ziemie. Chór poznańskich kolejarzy chciał odtąd pieśnią wyśpiewywać hasło nowych czasów, być ambasadorem sprawy polskiej wśród obcych, a piewcą wśród swoich. Kilkudziesięciu poznańskich kolejarzy podniosło "semafor" w górę i ruszyło szlekiem pieśni, którym kroczą po dziś dzień, wpisując do swego wielkiego "rozkładu jazdy" coraz to nowe "stacje". W tym samym roku, gdy chór został zarejestrowany, Dyrekcja Kolei Państwowych organizuje konkurs chórów kolejowych, na którjm "Hasło" zdobywa pierwsze miejsce, stałą odtąd pozycję w czołówce chórów wielkopolskich. "Przybył nam chór - pisze »Przegląd Muzyczny« z dnia 5 maja 1926 roku - który naprawdę jest rzetelnym zespołem, zdolnym wznieść się na wysoki poziom sztuki śpiewaczej ..." W tymże "Przeglądzie" padają słowa uznania pod adresem prcf. Stanisława Kwaśnika, wybitnego fachowca i wspaniałego dyrygenta, który chór - doskonale wyszkolony już przez jego poprzedników - Teofila Barczyńskiego, Stanisława Sidorowicza i Maksymiliana Stacha - doprowadził do wysokich umiejętności. Dzięki jego wysiłkom i zasługom oraz dra Zygmunta Latoszewskiego chór "Hasło" zesłał zakwalifikowany do najlepszych zespołów śpiewaczych w Europie. Wacław Fiałkowski, obecny prezes chóru (od r. 1959) i jeden z jego założycieli, z dumą wspomina wjstęp "Hasła" w rotundzie Sorbony paryskiej, gdzie poprzednio miały prawo występowania takie chóry, jak słynne "Glosbena Marica" i Słowacki Chór Nauczycieli. Wówczas to Francuzi bodaj po raz pierwszy usłyszeli swój hymn narodowy - Marsyliankę śpiewaną na osiem głosów. Swoje wyjazdy artystyczne "Hasło" rozpoczęło już w r. 1927 od Gdańska. W rok później chór śpiewa w Fradze oraz urządza trzytygodniowe tournee po Jugosławii, a potem - po serii koncertów w kraju - wyjeżdża na koncerty do Rumunii. Rok 1930 to prawdziwy okres triumfu chóru i pieśni polskiej na estradach w Belgii, Francji .- między innymi w Paryżu, gdzie "Hasło" koncertowało razem ze słynnym pianistą Arturem Rubinsteinem, w Szwajcarii, na Węgrzech i Austrii. Hymny państwowe "Easło" wjkonywało zawsze w oryginalnych językach. Szczególną wymowę miały występy "Hasła" w skupiskach Polaków na wychodźstwie, jak np. w Lille, Thienville, Vittelsheim, Strassburgu, Dortmundzie, Essen i w wielu innych ośrodkach polonijnych. W kronice chóru zapisany jest fragment koncertu "Hasła" na terenie kopalni soli Vittelsheim (Francja) dla polskich robotników, którzy przyjęli braci z dalekiej Ojczyzny i pieśni przez nich śpiewane z głębokim wzruszeniem. "Hasło" koncertowało w halach fabrycznych, w drukarniach, w szpitalach, przy Sprawozdaniatułkach i szkołach polskich. Wszędzie itam zdobywało serca Polaków i umacniało ich polskość. W roku 1938 "Hasło" reprezentuje polskie chóry na wielkim zjeździe śpiewaczym w Tallinie, a w roku 1939 projektowany jest wyjazd do Ameryki Północnej. Nie dochodzi on jednak do skutku z powodu zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej. Okupacja mocno przerzedziła szeregi śpiewaków. Przepadły drogocenne pamiątki, świadectwa wielu przeżyć artystycznych. Przytłumiona pieśń odżyła jednak na nowo po wyzwoleniu w r. 1945. Na gruzach gmachu Okręgowej Kolei Państwowych chór daje swój pierwszy występ publiczny, który jest wezwaniem do nowej pracy. Biorąc czynny udział w organizacji kolejnictwa, członkowie chóru równocześnie pracują nad odnowieniem swej działalności. Pieśń bowiem w tych czasach była równie cenna jak kilof i prężne ramiona. Już w marcu 1945 roku w Teatrze Polskim w Poznaniu, w obecności Prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta, chór występuje w pełnej gali i obsadzie głosów, nie tylko uświetniając uroczystość, ale dając dowód, że dzięki intensywnej i uporczywej pracy można szybko powrócić do dawnej świetnej formy. Wkrótce też "Hasło" wyrusza w tournee artystyczne. Tym razem droga wiedzie na nowo odzyskane ziemie zachodnie, do Jeleniej Góry, Wrocławia, Wałbrzycha, Zielonej Góry, Gorzowa, do małych i większych osiedli, często o chłodzie 'i głodzie, niosąc wszędzie pieśń polską, -słowo polskie, radość i zachętę do pracy. Batutę dyrygenta w tym czasie przejmuje z rąk długoletniego, schorowanego już kierownika artystycznego chóru Stanisława Kwaśnika - młody, pełen entu Fragment uroczystości jubileuszowych Rozliczne trasy koncertowezjazmu, zakochany w pieśni Wiktor Buchwald. Pod jego też kierownictwem "Hasło" reprezentuje wielkopolskie chóry w Warszawie, na imprezach zorganizowanych z okazji zjednoczenia polskiego ruchu robotniczego w grudniu 1948 r. śpiewa w Miłosławiu na 100-lecie Wiosny Ludów, bierze udział w zjeździe chórów robotniczych w Budapeszcie (1848 r.). Równocześnie występuje kilkadziesiąt razy na estradach Poznania, przed mikrofonami Polskiego Radia, zasila chór Państwowej Opery im. Su Moniuszki w przedstawieniach Borysa Godunowa, A Idy, Holendra Tułacza, Tumndota, Konrada Wallenroda. Najważniejszym bodaj wydarzeniem tych lat był wyjazd "Hasła" wspólnie z zespołem operowym do Moskwy, gdzie koncertował m. in. dla pracowników redakcji "Prawda" i nawiązał serdeczne więzi przyjaźni z Centralnym Domem Kultury pracowników kolejowych. Wzruszające było spotkanie po latach wojny śpiewaków znad Balatonu i Warty. Starym zwyczajem "Hasło" stanęło w szranki o palrr.ę pierwszeństwa z chórami zaproszonymi przez Komitet Festiwalowy Chórów im. Beli Bartoka w Debrecynie i zdobyło zaszczytne V miejsce, otrzymując ponadto jako jedyny chór męski dyplom z wyróżnieniem. Rok 1962 - rok jubi1euszowy - "Hasło" rozpoczęło koncertem u swych przyjaciół czechosłowackich - w Łomnicy Tatrzańskiej, śpiewając wspólnie z Chórem Słowackich Nauczycieli. Warto odnotować, że "Hasło" z chwilą podjęcia działalności śpiewaczej zgłosiło swój akces do Związku Zawodowego Pracowników Kolejowych, który też od pierwszych dni jest wielkim przyjacielem chóru, opiekunem i doradcą. Wszechstronna 'praca chóru, który obok pieśni prowadzi i realizuje szeroki program wychowania ideologicznego i artystycznego, spotkała się z wielkim uznaniem. Chór zdobył kilka razy w różnydh eliminacjach pierwsze miejsce, już to na 7 Kronika Miasta Poznania l Sprawozdania Festiwalu Muzyki Polskiej, który odbył się. w r. 1951, już to w eliminacjach zespołów związkowych w Warszawie. Hasło jest bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o chóry kolejowe, co jest również wynikiem pomocy zarówno Zarządu Głównego Związku Zawodowego Kolejarzy, jak i Centralnej Rady Związków Zawodowych. Kronika chóru niewątpliwie odnotuje również ostatnie wyróżnienie "Hasła" na galowym koncercie z okazji rozpoczęcia obrad V Kongresu Polskich Związków Zawodowych w Warszawie (w. r. 1962). W dniu 21 października 1962 roku "Hasło" wystąpiło z koncertem w auli Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Tym razem był to koncert jubileuszowy dla uczczenia swej 40-Jetniej działalności. N a koncert przybyli tłumnie entuzjaści śpiewu i muzyki, delegacje z Krakowa, Szczecina i wielu innych miast Polski oraz woj. poznańskiego. Przybyli oczywiście również przyjaciele z Recklinghausen, bratniego chóru "Fiołek" i Związku Polaków "Zgoda" z Westfalii i Nadrenii, przedstawiciele rad narodowych oraz świata nauki i kultury. Z okazji tego wydarzenia Chór ZZK "Hasło" udekorowany został przez zastępcę Przewodniczącego Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania - Władysławę Klawiter Honorową Odzrską Miasta Poznania za zasługi na polu upowszechnienia kultury muzycznej-. Odznaki te otrzymali również: zasłużony prezes i założyciel Chóru - Wacław Fiałkowski oraz współzałożyciele: Leon Barczyński, Stanisław Horodecki, Stanisław Ruhm i Paweł Woszek. Ponadto wyróżniono 24 członków chóru Honorowymi Odznakami Śpiewaczymi przyznanymi przez Zarząd Główny Zjednoczenia Polskich Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych w Warszawie. N adeszły liczne depesze z życzeniami, ro. in. od ministra komunikacji Józefa Popielasa, wręczono liczne upominki i kosze kwiatów. N a to uznanie poznańscy kolejarze - miłośnicy pieśni - w pełni zasłużyli. Wacław Rogalewski SESJA RADY NARODOWEJ M. POZNANIA POŚWIĘCONA PROBLEMOWI ROZWOJU KOMUNIKACJI ORAZ KULTURY I OŚWIATY Dnia 20 września 1962 r. około godz. 14.00 w sali posiedzeń Nowego Ratusza rozpoczęła się 15-dniowa sesja Rady Narodowej miasta Poznania poświęcona problemom komunikacji miejskiej (20 IX) i zagadnieniom kulturalno-oświatowym (21 IX). W pierwszym dniu obrad wprowadzenia do tematu dokonał zastępca przewodniczącego Prezydium!, radny Zbigniew Rudnicki. "Problematyka komunikacyjna jako część gospodarki miejskiej - powiedział Zb. Rudnicki - może być rozpatrywana jedynie na tle organizmu miejskiego. Każda próba rozpatrywania tych spraw poza pozostałymi działami gospodarki miejskiej nadawałaby tym dyskusjom charakter abstrakcyjny, istnieje bowiem ścisła bezpośrednia więź zagadnień komunikacyjnych z gospodarką komunalną, architektekturą, budownictwem, oświatą, porządkiem i bezpieczeństwem publicznym. Współzależność ta wynika zarówno z cech podmiotowych, jak i przedmiotowych. Suma cech podmiotowych np. to wynik współdziałania, dający dobrą koncepcję układu komunikacyjnego, bezkolizyjnych skrzyżowań ulic, właściwie umiejscowionego zaplecza technicznego, prawidłowo rozbudowanej sieci stacji kontrolno- badawczych i wiele innych". "W tym momencie - kontynuował swoje wystąpienie Zb. Rudnicki - dochodzimy do ważkiego problemu współpracy międzywydziałowej oraz współpracy między komisjami Rady. Na szereg spraw bowiem związanych z komunikacją miejską niezwykle szybko' reagują mieszkańcy miasta. Sprawdzianem tego może być reakcja prasy na ostatnie decyzje Prezydium, Komisji Komunikacji 1 Wydziału Kcrr.unikacji, zmierzające w kierunku usprawnienia ruchu ulicznego 1 podniesienia stanu jego bezpieczeństwa". "Trudności i kłopoty, proj ekty i perspektywy, o których dziś mamy mówić, wynikają z obiektywnych przyczyn leżących u podstaw rozwoju miasta. Istniejąca sieć ulic, szczególnie w obrąbie śródmieścia, obliczona była na stan motoryzacji z lat 192C-1930 i zaludnienie nie przekraczające 200 000 mieszkańców. Wiadomo, że rząd Polski przedwrześniowej traktował Poznań jako »miasto emerytów«, nie mające przed sobą poważniejszych perspektyw rozwojowych. Poznań w Polsce Ludowej ulega gruntownym przeobrażeniom. Rozwój ciężkiego przemysłu kształtuje nowy charakter miasta. Miasto podwaja liczbę ludności. Wielokrotnie wzrasta przewóz pasażerów miejskimi środkami lokomocji. Wskaźnik wzrostu ilości pojazdów mechanicznych utrzymuje się w granicach trzech tysięcy, natomiast przepustowość ulic w obrębie śródmieścia nie ulega prawie żadnym zmianom". "Sprawy komunikacji, konieczne nakłady inwestycyjne i koncepcje układu sieci komunikacyjnych rozważono na sesji w roku 1959. U chwała sesji traktowała jednak te zagadnienia w sposób fragmentaryczny. Przedstawiony dziś materiał posiada charakter kompleksowy. Z tych względów wyłania się obowiązek tym skrupulatniejszej kontroli wj konania tych postanowień, które zostaną dziś przyjęte przez Wysoką Radę". "Powracając do problematyki ujętej w referacie - mówił dalej Zb. Rudnicki - należy wiskazeć na takie zagadnienia, jak układ ulic, stan bezpieczeństwa, stan komunikacji miejskiej, zaplecze techniczne motoryzacji. W latach 1962-1967 przewiduje się realizację najbardziej pilnych inwestycji drogowych i komunikacyjnych). W wyniku analizy ustalono np., że roczne nakłady na kapitalne remonty dróg winny wynosić 75 min zł, a na inwestycje drogowe 120 min zł. Oznacza to, że obecnie wydatkowane na te cele środki są niewystarczające. Poza trudnościami natury finansowej jednak poważne utrudnienie w realizacji inwestycji stanowi nieterminowa praca biur projektowych". "Zapoczątkowany proces wprowadzania zasady ruchu jednokierunkowego dla pojazdów kołowych należy poprzez studia i prace badawcze rozszerzyć również na ruch pojazdów szynowych. Obok tego w sposób konsekwentny trzeba wcielać w życie poprzednie decyzje zmierzające do usprawnienia ruchu ulicznego i wzrostu jego bezpieczeństwa: l) ograniczenie ruchu konnego w śródmieściu i stopniowe likwidowanie zarobkowego transportu konnego; 2) zakaz składowania węgla, materiałów budowlanych itp. na jezdniach i chodnikach; 3) usuwanie kiosków, straganów, słupów reklerc owych itp., zasłaniających widoczność na skrzyżowaniach; 4) otoowiaikowe egzaminy dla wszystkich rowerzystów; 5) wprowadzenie większej ilości aodzin wj kładowych na kursach dla kierowców z przepisów ruchu, techniki jazdy i kultury użytkowania ulic, kosztem ograniczenia nadmiernej ilości godzin wykładowych z zskresu nauki o mechanizmie pojazdów; 6) stałe doszkalanie instruktorów i wykładowców poszczególnych ośrodków szkolenia motorowego w celu podniesienia ogólnego poziomu szkolenia kierowców; 7) wprowadzenie różnic w godzinach rozpoczynania pracy przez poszczególne zakłady pracy w celu usunięcia zbytniego zatłoczenia w środkach komunikacji miejskiej w rannych i popołudniowych godzinach szczytu komunikacyjnego; 8) intensywniejsze oświetlenie nowych odcinków ulic i poprawa oświetlenia istniejącego dla zwiększenia bezpieczeństwa ruchu; 9) nasilenie stałej współpracy Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania z Katedrą Dróg i Ulic Politechniki Foznańskiej w zakresie prowadzenia studiów ruchu miejskiego". "Z poczynionych dotychczas obserwacji wynika, iż decyzje te, wprowadzane konsekwentnie w życie, przynoszą wyraźną poprawę sytuacji ruchowej w mieście. Prowadzenie szeroko zakrojonych prac badawczych - powiedział na zakończenie Zb. Rudnicki - i prawidłowe ustawienie problemów komunikacyjnych staje się nakazem narzucanym przez samo życie. Elementem gwarantującym wykonanie tych Sprawozdaniazadań rr.oże być jedynie odpowiednia kadra fachowców. W tym zakresie napotyka się jednak na poważne trudności. Dlatego wydaje się rzeczą ze wszech miar konieczną podjęcie kształcenia przez poznańskie uczelnie specjalistów w zakresie: inżynierii ruchu miejskiego, ekonomiki i organizacji transportu drogowego, budowy i eksploatacji pojazdów mechanicznych i w dziedzinach wiążących się z komunikacją (oświetlenie, kanalizacja, wodociągi i inne)". Wiele ważnych problemów poruszył w koreferacie przewodniczący Komisji Komunikacji, radny Stanisław Mytko. "Niedostateczny stopień realizacji poprzednich uchwał w sprawach komunikacji miejskiej nie nastraja optymistycznie -. powiedział na wstępie St. Mytko. - Brak jest ciągów komunikacyjnych międzydzielni - cowych z ominięciem śródmieścia. Miasto posiada wiele rażąco wąskich gardeł, a między innymi mosty: Dworcowy, Uniwersytecki i Teatralny. Niedostateczna jest liczba połączeń przez Wartę. Erak wystarczającej ilości stacji prostowniczych, centralnych warsztatów naprawczych, stacji obsługi dla autobusów i trolejbusów W odniesieniu do sieci trolejbusowej trzeba wyraźnie powiedzieć, że jest ona rozdrobniona w czterech oddzielnych częściach miasta, przez co utrudniona jest jej eksploatacja" . "Wymieniłem tutaj kilka zagadnień - kontynuował wystąpienie St. Mytko które utrudniają prawidłowy rozwój miasta Znaczna ich część wymaga dla ich załatwienia środków inwestycyjnych. Są jednak sprawy, których doraźne usprawnienie nie wymaga większych środków. Dotyczy to przede wszystkim tprzelotowości naszych ulic, co można m. in. osiągnąć przez wprowadzenie systemu ulic jednokierunkowych, zakazy postoju pojazdów samochodowych na niektórych ulicach, zwiększenie szybkości eksploatacyjnej pojazdów, eliminację ruchu konnego i zmiany odległości przystanków tramwajowych, zmiany oznakowań itp. Będziemy musieli w przyszłości pogodzić się z tym, że samochody nie podwiozą nas pod sam dom, tak jak tramwaj nie będzie mógł zatrzymywać się w miejscu naj dogodniejszym dla pasażerów". N awiązując do tej części referatu, która omawia kierunki działania w zakresie połityki inwestycyjno-drogowej urządzeń komunikacyjnych, St. Mytko podkreślił, że już wcześniej, bo w czerwcu 1962 r. Komisja Komunikacji wspólnie z Komisją Gospodarki Komunalnej dokonały zestawienia tez programowych i potrzeb w tej dziedzinie, co zcstało później zaakceptowane przez posiedzenie plenarne Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w dniu 27 VI 1962 r. W ten sposób ustalone potrzeby obejmowały: l) budowę trasy chwaliszewskiej w przewidywanych etapach z ostatecznym terminem wykończenia robót do r. 1965, 2) buc owę odcinka trasy ul. Hetmańskiej od ul. Głogowskiej do ul. Dzierżyńskiego w terminie do 1£€6 r., oraz odcinka do ulicy Starolęckiej wraz z mostem przez Wartę w latach 1965-1967, 3) budowę trasy starolęckiej wraz z odcinkiem linii tramwajowej, 4) przebudowę ulicy Grunwaldzkiej, Mostu Dworcowego oraz poszerzenie ulic: Głogowskiej i Roosevelta, 5) budowę trasy Dolna Wilda, 6) rozbudowę sieci tramwajowej, trolejbusowej i autobusowej, uruchomienie pospiesznych linii międzydzielnicowych oraz wybudowanie dwu stacji obsługi dla autobusów i trolejbusów, 7) zlokalizowanie w terminie do 30 VI 1963 r. obiektów zaplecza technicznego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówek, dzielnicowych służb drogowych, Miejskiego Przedsiębiorstwa Usług Samochodowych, 8) uzupełnianie oświetlenia miasta w zakresie nie mniejszym niż 2500 punktów świetlnych rocznie, 9) budowę w bieżącym planie co najmniej trzech stacji prostowniczych dla sieci Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. \Ql Zdaniem Komisji Komunikacji i Komisji Gospodarki Komunalnej, podstawowym problemem naszego miasta w dziedzinie komunikacji jest brak w dalszym ciągu kompleksowego, generalnego planu komunikacji dla okresu perspektywicznego, który by przewidywał rozwój wszystkich elementów ruchu drogowego. Plan ten powinien być opracowany na okres do roku 1980, a następnie systematycznie korygowany w oparciu o wyniki studiów ruchu. Na zakończenie St. Mytko zatrzymał się nad sprawami placówek zaplecza technicznego motoryzacji. Mówca stwierdził, że nie dostateczna jest obecnie nie tylko liczba stanowisk obsługowo-naprawczych, ale także wyposażenie placówek zaplecza. Stacje obsługi nie dysponują kompletami urządzeń kontrolno-diagnostycznych i obsługowo-naprawczych, wskutek czego nie tylko nie można postawić prawidłowej diagnozy, ale i właściwie przeprowadzić wykonywanej naprawy. W szczególnie niekorzystnej sytuacji znajduje się Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Samochodowych, którego finansowanie jest od samego początku niedostateczne, nie mówiąc już o braku środków na rok bieżący. Prawidłowo ustawiona w Wydziale Komunikacji kccrdynseja i planowanie rozwoju zaplecza technicznego motoryzacji powinno tę sytuację w krótkim czasie uzdrowić. Nie można bowiem opracowywać planów rozwoju komunikacji, jeśli się przy tym nie uwzględni jednego z jej składników, jakim jest zaplecze. Zabierając głos w dyskusji, sekretarz Komisji Komunikacji Władysław Zagórski, nawiązał do sprawy naj silniej podkreślanej w referacie, mianowicie do bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Jakkolwiek liczba wypadków w mieście w stosunku do wzrostu ilości pojazdów mechanicznych maleje, powiedział Wł. Zagórski, niemniej jednak liczba osób zabitych w wypadkach drogowych musi budzić zaniepokojenie. Wł. Zagórski wymienił trzy zasadnicze warunki, których spełnienie może zapewnić maksimum bezpieczeństwa w ruchu ulicznym. Są to: a) właściwe rozmieszczenie przejść dla pieszych, b) odpowiednie usytuowanie przystanków tramwajowych i c) bezwzględne przestrzeganie przez kierowców zasady pierwszeństwa przejścia pieszych na wyznaczonych miejscach. Wł. Zagórski wysunął także wniosek o jak najszybsze zorganizowanie w Poznaniu stacji kontrolno-diagnostycznej oraz zwiększenie liczby inspektorów samochodowych przy Oddziale Gospodarki Samochodowej Wydziału Komunikacji. Leszek Buszkowski, członek Komisji Komunikacji, podkreślił konieczność powołania międzywydziałowego zespołu do spraw koordynacji robót na ulicach i placach, który by zajmował się uzgadnianiem wszelkich robót na drogach miejskich i zapobiegał kilkakrotnemu nieraz w ciągu roku rozkopywaniu jezdni i chodników na tym samym odcinku ulicy. Następnie mówca krytycznie ocenił urbanistów i planistów, którzy nie dostrzegają w komunikacji dziedziny warunkującej właściwy rozwój społeczno-gospodarczy osiedli i dzielnic. Specjaliści ci - stwierdził Leszek Buszkowski - jeszcze dzisiaj projektują osiedla oraz układ sieci drogowej na miarę dnia wczorajszego. Przykładem tego może być osiedle na Grunwaldzie, gdzie szerokość ulic wyklucza możliwość bezpiecznego ruchu dwukierunkowego, nie mówiąc już o braku miejsc do parkowania. O tym, jak należy ujmować zagadnienie komunikacji i ruchu drogowego w organizacji i planowaniu przestrzennym współczesnego życia społeczno-gospodarczego, może mówić inżynier komunikacji uzbiojory w znajomość inżynierii ruchu drogowego, opartej na studiach techniki i organizacji ruchu drogowego, czuwający, aby komunikacja i ruch drogowy znalazły właściwe miejsce w planach przestrzennego zagospodarowania osiedli czy dzielnic. Dlatego Komisja Komunikacji stale podkreśla konieczność zatrudnienia w komórce międzywydziałowej pracowników o specjalnościach gwarantujących opiniowanie i kwalifikowanie projektów zgodnie z ich wymogami nie tylko pod względem architektonicznymi, ale również organizacji i techniki ruchu drogowego. "Wskazane jest - mówił dalej dyskutant - aby we wszystkich jednostkach organizacyjnych na terenie nasze'go miasta została przeprowadzona szczegółowa inwentaryzacja urządzeń podziemnych i w oparciu o nią opracowano układ roz Sprawozdaniabudowy sieci poszczególnych urządzeń opartych na generalnym planie rozbudowy miasta oraz planie robót drogowych, sporządzonym co najmniej na okres dwóch do trzech lat". Radny Dobromir Osiński wyraził pogląd, że już obecnie należałoby przystąpić do poszerzania ulic oraz dla całkowitego usprawnienia komunikacji zaprowadzić ruch jednokierunkowy dla tramwajów przez plac Wolności i ul. Czerwonej Armii. Nawiązując do przebudowy mostu Dworcowego, radny Osiński zwrócił uwagę na projekt połączenia wiaduktem Wildy i Łazarza, zaplanowany na rok 1966. Jego zdaniem, należałoby się zastanowić, czy nie można budowy tego przejścia przyspieszyć. Radna Maria Roszczakowa zajęła się sprawami bezpieczeństwa dzieci i młodzieży szkolnej w ruchu ulicznym. "Nauczyciel uczy - mówiła M. Roszczakowa - jak dzieci mają się zachowywać na jezdni. Przedstawiciele Milicji Obywatelskiej też uczą, a młodzież nadal wskakuje do tramwajów, naraża się często na niebezpieczeństw* życia po to, by koledze zaimponować albo przeżyć jakąś emocję. Komisja Oświaty rozprowadziła we wszystkich szkołach podstawowych i szkołach średnich w Poznaniu ankiety zawierające trzy pytania: l) W jaki sposób szkoły reagują na wezwanie do uświadomiania o bezpieczeństwie ruchu; 2) W jaki sposób oddziaływa się na dzieci, by przestrzegały przepisów ruchu po wyjściu ze szkoły i 3) Czy system kursów znajomości przepisów ruchu zapewnia odpowiednie wyniki". Cdpcwiedzi na ankietę nie -wszyscy nadesłali, ale z większości wypowiedzi można wnioskować, że szkoły nie interesują się tym, co nazywa się "harcerską służbą ruchu". "Czy nie byłoby wskazane - zapytała M. Roszczakowa - aby na tej sesji podjąć uchwałę, która by zobowiązała nauczycieli do wdrażania dzieciom nawyków przestrzegania przepisów?". Bernard Rzeczyński, członek Komisji Komunikacji, w imieniu Komisji Komunikacji i w imieniu Katedry Dróg i Ulic Politechniki Poznańskiej oświadczył, że katedra proponuje, aby w Poznaniu utworzyć pierwszy w kraju ogródek ruchu. Ułatwiłby on praktyczne szkolenie i zapoznawanie młodzieży i dzieci z sytuacjami, jakie zdarzają się na ulicach miasta, szczególnie w okresie dużego nasilenia ruchu. O innych problemach komunikacji B. Rzeczyński pisze w artykule pt. Aktualne problemy organizacji i techniki ruchu ulicznego w Poznaniu przygotowanym do druku w następnym numerze "Kroniki". Radny Stanisław Andrzejewski, przewodniczący Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej, omówił zadania Kolumny Transportu Sanitarnego i stwierdził w konkluzji, że stan techniczny zaplecza Kolumny Transportu Sanitarnego mi. Poznania, tj. dyspozytorni, stacji obsługi, a przede wszystkim garaży, jest wysoce nieodpowiedni. Niesprzyjającym wybitnie momentem jest rozrzucenie w kilku punktach miasta poszczególnych komórek funkcjonalnych kolumny, co bezwzględnie utrudnia szybkie i sprawne zarządzanie. Dyspozytornia wraz z pomieszczeniem na kilka samochodów mieści się w baraku przy ul. Hetmańskiej. W najbliższym czasie ze względu na realizację planu zagospodarowania przestrzennego miasta barak ten trzeba będzie zlikwidować. Stacja obsługi i warsztaty naprawcze, mieszczące się przy ul. Śniadeckich, pod względem rozmiarów pomieszczeń są za szczupłe w stosunku do stale wzrastającej liczby pojazdów. Garaże dla pojazdów są nie tylko rozrzucone w kilku punktach miasta, lecz znajdują się także w pomieszczeniach obcych. N a zakończenie St. Andrzejewski prosił w imieniu komisji o odpowiednie kredyty w budżetach miejskich dla Kolumny Transportu Sanitarnego. Radny Kazimierz Derda, zastanawiając się nad przyczynami dużej liczby nieszczęśliwych wypadków w ruchu drogowym, doszedł do wniosku, że wina leży zarówno po stronie kierowców pojazdów, jak i przechodniów. Jednakże zło leży także w tym, że przejścia uliczne dla pieszych są słabo albo w ogóle nie są znakowane. Kilka problemów poruszył radny Jan Wellenger. Najwięcej uwagi poświęcił on jednak konieczności przyspieszenia opracowania kompleksowego projektu planukomunikacji w Poznaniu. Dopóki takiego pełnego opracowania nie będzie" nie może być mowy o właściwym rozwiązaniu zagadnień komunikacji. Przy ul. Swierczewskiego np. jest budynek tak blisko jezdni, że poprawienie tam sytuacji komunikacyjnej jest niemożliwe. Opracowuje się przebudowę placu Wolności, opracowuje się plan poszerzenia pobliskich ulic, nie wiedząc, jak będzie wyglądał węzeł u wylotu ulic: Paderewskiego i Alei Marcinkowskiego. Jeżeli chodzi o Chwaliszewo, to wiadomo, że w przeciągu najbliższych kilku lat trasa ta ma być zbudowana, ale cały przebieg tej trasy jest w dalszym ciągu nie znany. Przy ul. Obornickiej parę lat temu zaplanowano nowe tory tramwajowe, ale zapomniano o drugiej jezdni. Dziś nie wiadorro, co zrobić, bo przecież rozbudowująca się dzielnica Winogrady także musi mieć dobre połączenie z miastem, a brak pełnego rozeznania w tym względzie może spowodować niepotrzebne wydatki. Przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej radny Czesław Kołodziejczak, poświęcił wiele uwagi projektowi budowy warsztatów dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji na Junikowie. Koszt budowy opiewa na 180 milionów złotych. Dlatego budowa tych warsztatów jest nierealna co najmniej w ciągu najbliższego lO-lecia. Trzeba rozważyć tańszą inwestycję w granicach 25-30 milionów zł. Czy nie warto zastanowić się nad tym, aby z istniejącego budynku zajezdni przy ul. Głogowskiej wycofać autobusy, a pomieszczenia te przeznaczyć na centralny warsztat? Stanisław Alcjski, członek Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, podobnie jak radny Wellenger, domagał się konkretnego planu perspektywicznego rozbudowy komunikacji w Poznaniu. Włodzimierz Wełnicz, przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Dzielnicowej Rady Narodowej Nowe Miasto, poruszył sprawy związane z komunikacją tramwajową. N a tych przemówieniach lista dyskutantów została wyczerpana i przewodniczący sesji, radny Marian Paluchowski, zarządził przerwę w obradach do dnia następnego. W dniu 21 września lS62 r. wznowiono obrady głosowaniem nad projektem uchwały w sprawie problemów organizacyjno-gospodarczych komunikacji'" miejskiej oraz ruchu i transportu drogowego. Wprowadzenia do zasadniczego tematu sesji dokonała zastępca przewodniczącego Prezydium, radna Władysława Klawiter . "Począwszy od roku 1957 - zaczęła swe wystąpienie Wł. Klawiter - decentralizacja administracji systematycznie i konsekwentnie obejmowała placówki kulturalne w naszym mieście. W chwili obecnej, placówką podległą bezpośrednio Ministerstwu Kultury i Sztuki jest jedynie Muzeum Narodowe. "Urosły bardzo poważnie dotacje dla wszystkich instytucji kulturalnych Poznania, uzyskując w ten sposób możliwości lepszego rozwoju. Z funduszy miasta przeznaczono poważne środki na poprawienie sytuacji lokalowej tych instytucji. Poważne kwoty przeznaczono na remont gmachu Opery. Generalnej restauracji poddany został Teatr Nowy, znaczne środki przeznaczono na adaptację sali widowiskowej i sceny Państwowej Operetki, gruntownej renowacji poddano salę koncertową Faństwowej Filharmonii. Oddano społeczeństwu duże, nowoczesne kino "Wilda", pawilony wystawowe na Starym Rynku. W trakcie odbudowy są: Zamek Przemysława, przeznaczony na Oddział Muzeum Narodowego oraz pałac Górków, wznoszony jako przyszła siedziba Muzeum Archeologicznego. W bieżącym planie S-letnim przewiduje się jeszcze wybudowanie zaplecza dla Biblioteki im. E. Raczyf.tkiefo oraz kcrrpleksu budynków dla szkół artystycznych. "Dzięki właściwej polityce kulturalnej zrealizowano w naszym mieście wiele niezwykle cennych inicjatyw, posiadających kapitalne znaczenie nie tylko dla miasta. Zorganizowany w ub. roku - w ramach Wielkopolskiego Festiwalu Kulturalnego Festiwal Oper i Baletów Polskich, był imprezą w Polsce bez precedensu i zapoczątkował trwały cykl nowych imprez artystycznych o bardzo poważnym znaczeniu. Niezwykle udany, kolejny Festiwal Chórów Polskich podniósł wysoko Sprawozdania znaczenie naszego miasta jako stolicy śpiewactwa polskiego. Odbywające się Międzynarodowe Konkursy im. ID Wieniawskiego określają znaczenie Poznania w SWlatowym ruchu muzycznym. Miasto nasze staje się miejscem występów słynnych solistów i znanych zespołów artystycznych z całego świata. W roku 1961 gościliśmy znakomity zespół Filharmonii Amerykańskiej oraz słynną orkiestrę Gewandhaus z Lipska. Na deskach sceny operowej występowały światowej sławy teatry m. in. słynny Teatr Villara oraz »Berliner Ansemble«. "Prezydium Rady Narodowej - kontynuowała przemówienie Wł. Klawiter - doceniając znaczenie umasowienia kultury oraz potrzebę organizowania rozrywki dla mieszkańców miasta, przekazało swą dawną siedzibę na rzecz nowej instytucji kulturalnej Poznania - Pałacu Kultury. Fakt zorganizowania tej placówki, która obok działalności własnej spełniać będzie rolę koordynatora i ośrodka instrukcyjnego dla masowego ruchu kulturalnego Poznania i Wielkopolski, posiada zasadnicze znaczenie. Należy podjąć szeroko i planowo zorganizowaną akcję przygotowania odbiorcy, szczególnie młodzieży szkolnej, i upowszechnienia efektów pracy instytucji artystycznych. Należy stworzyć szeroki front działania w tej dziedzinie. Obok placówek zainteresowanych bezpośrednio w upowszechnieniu kultury powinny znaleźć się w nich wszystkie inne ogniwa działania społecznego, a więc szkoły, organizacje masowe, zakłady pracy itp., którym nie obojętna jest kulturalna edukacja społeczeństwa. Szczególny nacisk należy położyć na sprawną działalność komórek organizacji widowni. Winny one przez stosowanie nowoczesnych form i metod propagandy przyczynić się do podniesienia frekwencji. Organizacje społeczno-polityczne, którym nie jest obojętna działalność naszych placówek kulturalnych ze względu na jej wartości ideowo-artystyczne, winny w znacznie większym stopniu nawiązać współpracę z dyrekcjami placówek kulturalnych. Te z kolei winny w programach swej działalności, oczywiście nie rezygnując z wysokich aspiracji artystycznych, uwzględniać lokalne zapotrzebowanie społeczne. Szczególne zadania ma na tym odcinku do spełnienia prasa, radio i telewizja. Podjęcie szerokiej akcji propagującej i upowszechniającej działalność kulturalną w naszym mieście jest bezwzględnie konieczne. Wreszcie ciekawe i interesujące pole działania w tym zakresie mają przed sobą wszelkie placówki i komórki amatorskiego ruchu artystycznego. Ich działalność winna się sprowadzać m. in. do przygotowania i wychowywania świadomego odbiorcy sztuki. "Proces przekształcenia świadomości człowieka jest zjawiskiem trudnym i złożonym. Wychowanie nowego obywatela oraz wpajanie nawyków kulturalnego wypoczywania i odpowiedniej rozrywki są zagadnieniami budzącymi szeroką dyskusję naukowców, zwłaszcza psychologów i socjologów. Tym tłumaczy się fakt, że przewidywania w tym zakresie są niezwykle trudne i często zawodzą. Jednym z ważniejszych zadań w procesie działalności kulturalnej jest właśnie stopniowe przekształcenie świadomości obywatela w kierunku socjalistycznej etyki i moralności. "Już w roku 1961 poczyniono przygotowania do powołania centralnej instytucji masowego oddziaływania kulturalnego, jaką ma być Pałac Kultury. Instytucja ta, rozpoczynająca działalność z początkiem bieżącego sezonu jako jedyna tego typu placówka kulturalno-oświatowa w kraju, spełniać będzie dwa zasadnicze zadania: stanowić centrum koordynacji i pomocy metodycznej dla wszystkich klubów, świetlic i innych małych ośrodków pracy kulturalno-oświatowej w Poznaniu i województwie, a ponadto zaspokoi olbrzymie potrzeby rozrywki, kultury dla młodzieży, dzieci i dorosłych. Po brany zespół fachowców, którego trzon stanowić będą doświadczeni działacze Wojewódzkiego Domu Kultury i Młodzieżowego Domu Kultury, obejmą patronat nad całokształtem życia kulturalnego Poznania i Wielkopolski. Rozmach organizacyjny i pomieszczenie instytucji zapewnią właściwe warunki rozwoju najlepszym zespołom artystycznym, takim jak: "Wielkopolska", chór "Arion" itp., zdejmując z nich wiele kłopotów administracyjnych i organizacyjnych. Falac Kultury przyczyni się w poważnym stopniu do rozwiązaniatrudnego problemu szkolenia kadr kulturalno-oświatowych. Dzielnicowe referaty kultury znajdą w tej instytucji pomoc w swej działalności". "Powołanie referatów kultury w dzielnicowych radach narodowych oraz Pałacu Kultury - powiedziała na zakończenie Wł. Klawiter - rozwiązuje ostatecznie problemy orgnizacyjne kultury masowej. W najbliższych miesiącach tym dwom pionom działania przyjdzie w sukurs trzeci partner - Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne, które stanowić będzie ośrodek społecznej inicjatywy i koordynacji w tej dziedzinie. Utworzenie tak silnego i wszechstronnego aparatu działania przyniesie niewątpliwie wiele korzyści mieszkańcom Poznania i Wielkopolski". Ze swadą rozpoczął dyskusję radny Marian Paluchowski, przewodniczący Komisji Kultury. "Zaprezentowany obraz osiągnięć w rozwoju kultury naszego miasta w ostatnich latach byłby niepełny i jednostronny bez równoczesnego zestawienia braków i niedomagań - podkreślił na wstępie Marian Paluchowski. J ak wynika z przedstawionych nam materiałów, mimo poważnych sukcesów nadal występują braki w rozwoju życia kulturalnego. Są one wynikiem nie tylko dawnych zaniedbań, lecz także postępującego wzrostu wymagań, przy nie dość sprawnym ich zaspokajaniu. Typowym zjawiskiem ilustrującym tę tezę, jest trudna sytuacja poznańskich teatrów dramatycznych. Liczba scen znacznie szczuplejsza niż w innych miastach równych Poznaniowi wielkością, jak Kraków czy Wrocław, utrudnia wprowadzenie bardziej wyrazistego, stałego podziału ról między poszczególnymi teatrami. Zbyt częsta i nerwowa cyrkulacja sił aktorskich, braki kadrowe - to okoliczności rysujące jedną stronę teatralnej sytuacji. Z drugiej strony - sceny nasze w swej pracy muszą liczyć się z niełatwą koniecznością ustawicznej walki o widza w obliczu kryzysu widowni, będącego zresztą zjawiskiem ogólnokrajowym". "Na scenach naszych w zakresie tego, co określa charakter i ambicja każdego żywszego teatru, a więc w ćcfcorze repertuarowym, dominuje ostrożny eklektyzm. Pomówienie o eklektyzm w sytuacji, gdy placówka - jak ma to miejsce u nas - główny akcent kładzie na działalność usługową, a nie na poszukiwania i ryzyko artystyczne, nie stanowi jeszcze samo w sobie ujemnej oceny. Pokusa eklektyzmu narzuca się w takiej sytuacji natarczywie. Teatr pragnie pokazywać możliwie wszystko. W repertuarze podporządkowanym takim założeniom widoczne bywa zachowanie osławionych »procentowych« proporcji: procentu klasyki rodzimej i obcej, współczesnych sztuk polskich, zachodnich oraz przekładów dramaturgii krajów sGCJalistj C2nych. Afisz teatrów poznańskich notuje w ostatnich dwóch sezonach pozyc;'e tez wątpienia cenne, realizacja niejednej z nich stanowi fortunny wkład repertuarowy w nurt ogólnopolskiego życia scenicznego". "Wyrokowanie o dorobku teatru i o wartościach, których dostarcza scena, wyłącznie z samego spisu sztuk prowadzi do niesłychanego spłaszczenia zagadnienia. Twórcza rola sceny wyraża się przecież nie tylko w wyborze sztuk, lecz także w ich interpretacji, w odpowiedzialnym doborze tonu, proporcji, rytmu - słowem wszystkiego, co składa się na skalę i poziom inscenizacyjny placówki. Ta dziedzina pracy scenicznej związana jest jak najściślej z zagadnieniem oddziaływania ideowego. W takim pojmowaniu życia teatralnego troskę musi budzić nierówny poziom inscenizacyjny przedstawień poznańskich, duża liczba inscenizacji słabych, niedopracowanych. W ocenie działalności scen poznańskich trzeba oczywiście dostrzec i z uznaniem pekwitewać również dodatnie przejawy ich pracy. Należy do nich z reguły scenografia, niejednokrotnie twórcza, wnosząca niemałe wartości do krajowej kultury scenicznej, jak np. scenografia Krzysztofa Pankiewicza do Potęgi ciemnoty czy prace Stanisława Bąkowskiego. Repertuarowym i organizacyjnym osiągnięciem ostatnich dwóch sezonów jest ustalona już obsługa młodego i najmłodszego widza, troska o teatralny interes szkół, współpraca z nauczycielem, widoczna choćby w utrzymywaniu co roku jednej inscenizacji fredrowskiej. W ogólnym bilansie działalności aktywa, niestety, nie przeważają. Niepokojącym objawem pracy teatrów jest także zbyt szjbkie rozprzęganie się inscenizacji. Już piętnasty spektal różni się z reguły bardzo niekorzystnie od premiery. Świadczy to o nie Sprawozdaniadostatecznej dyscyplinie (aktorskiej, a przede wszystkim o braku stałej 1 czynnej opieki reżyserskiej" . Przechodząc do spraw frekwencji, mówca stwierdził na zakończenie, że odpowiednie warunki dla pełnej frekwencji w teatrach zostały stworzone. Szukanie nowych form i to skutecznych dla ścisłego związania widzów z teatrem jest na pewno rzeczą celową i pożyteczną. Wymaga to wysiłku zarówno ze strony zespołów, jak i działaczy kultury i organizacji społecznych. Można by np. zorganizować w tym sezonie, biorąc przykład ze Śląska, akcję "Pół miliona widzów robotniczych w teatrze". Eugeniusz Olma, członek Komisji Kultury, wyraził pogląd, że osiągnięcia kulturalne miasta są w głównej mierze zasługą kadr przygotowanych w szkołach artystycznych. Nawiązał on do zwiększonych zadań stojących przed tym szkolnictwem i podkreślił, że między zadaniami a wyposażeniem tych szkół istnieją zbyt wielkie dysproporcje. Jego zdaniem np. internat przy ul. Solnej byłby dawno zbudowany, gdyby nie ciągłe zmiany na stanowiskach kierowniczych w szkolnictwie artystycznym. Eugeniusz Olma stwierdził ponadto, że poznańskie szkolnictwo artystyczne nie obejmuje, niestety, wszystkich podstawowych dziedzin sztuki. Brak np. szkoły teatralnej. Ministerstwo Kultury i Sztuki projektuje założenie dwu studiów, których absolwenci byliby przeznaczeni do amatorskiego ruchu artystycznego. Gdyby znalazło się pomieszczenie nie tylko na jego biura, ale i na gabinety, wówczas zagadnienie szkolnictwa teatralnego znalazłoby rozwiązanie. Radna Jadwiga Eichlerowa, sekretarz Komisji Kultury, dość szczegółowo zobrazowała osiągnięcia i trudności poznańskiego środowiska plastycznego. "Nie jest chyba źle z plastyką poznańską - powiedziała J. Eichlerowa - skoro w ciągu ostatnich kuku lat odniosła ona takie sukcesy, jak zdobycie pierwszej nagrody na ogólnopolskim konkursie na projekt pomnika Juliana Marchlewskiego w Łodzi, I nagrody na projekt pomnika Juliusza Słowackiego w Warszawie i wiele innych". Mówiąc o najbliższych zamiarach środowiska, radna Eichlerowa powiedziała, że plastycy wspólnie z Towarzystwem Przyjaciół Sztuk Pięknych pragną uruchomić w Poznaniu biennale architektury wnętrz o zasięgu międzynarodowym. Tematem I biennale byłoby "Wnętrze dla dziecka". Do tej imprezy bardzo przychylnie ustosunkowały się ministerstwa Kultury i Sztuki, Leśnictwa oraz Rada Wzornictwa i Przemysłu. Plastycy poznańscy są przekonani, że Rada Narodowa nie odmówi im poparcia w organizowaniu tej imprezy. Kierując się dobrem miasta, radna Eichlerowa złożyła wniosek o powołanie urzędu plastyka miejskiego. Niepokój radnego Jana Brygiera wzbudziły sygnały o opuszczaniu miasta przez wybitnych artystów . Jednym z powodów tego zjawiska jest trudna sytuacja mieszkaniowa. Wybudowanie Domu Aktora złagodziłoby ten problem w znacznej mierze. Dłuższy fragment wystąpienia J. Brygiera dotyczył finansowania podstawowych placówek kulturalnych w mieście. N a zakończenie mówca zaproponował, aby świetlice większych zakładów pracy przemienić na świetlice dzielnicowe. Członek Komisji Kultury, radny Stanisław Kubiak, zatrzymał się dłużej na podnoszeniu poziomu kulturalnego społeczeństwa przez czytelnictwo książek. "Od wielu lat - mówił St. Kubiak - poznaniacy rozczytują się w dobrej książce Poznań ma piękne tradycje czytelnictwa". W Foznaniu działa 50 bibliotek publicznych, nie licząc naukowych. Największą biblioteką jest Biblioteka Uniwersytecka, która łącznie z bibliotekami zakładowymi posiada około półtora miliona tomów. Piękną bibliotekę ma Wyższa Szkoła Ekonomiczna, która posiada 90 tysięcy książek. Podobnie zasobna jest Biblioteka Politechniki Poznańskiej. Wyższa Szkoła Rolnicza ma 40 tysięcy książek, Muzeum Narodowe 8 tysięcy, Wyższa Szkoła Wychowania Fizycznego 15 tysięcy, Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych 8 tysięcy, Biblioteka Kórnicka około 50 tysięcy. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk ma bibliotekę liczącą 60 tysięcy tomów, Akademia Medyczna, która część zbiorów naukowych odstąpiła innym bibliotekom, · iposiada 60 tysięcy książek. Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka liczy 50 tysięcy. Muzetm Archeologiczne 15 tysięcy tomów. Oprócz tych bibliotek mamy w Poznaniu prawie 10 instytucji, które posiadają łącznie około 200 tysięcy książek. Duże zakłady przemysłowe posiadają również własne biblioteki. Starą tradycję pod tym względem mają Zakłady Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" i posiadają bibliotekę o zawartości 25 tysięcy książek. W sumie cała sieć biblioteczna liczy około 3500 tysięcy tomów. Z tych zbiorów 8C/o książek przeznaczonych jest do użytku publicznego, to znaczy, że każdy człowiek korzystać może z tych zbiorów. "Wobec tego - kontynuował wystąpienie St. Kubiak - przed Wydziałem Kultury i przed Komisją Kultury stają w najbliższym czasie poważne zadania. Z poczynionych obserwacji wynika, że czytelnictwo nie przeżywa kryzysu. Ludzie szukają dobrej książki i niejednokrotnie długo czekają, aby taką książkę otrzymać. Rozwija się czytelnictwo popularnonaukowe. Trzeba ten rozwój wspierać i ułatwiać, przez zaspokajanie potrzeb intelektualnych i wychowawczych społeczeństwa. Chodzi również o rozszerzenie działalności Biblioteki Publicznej, szczególnie na dzielnice peryferyjne. J ak obliczono, jeden nowy punkt biblioteczny kosztować będzie około pół miliona złotych. To sprawa do omówienia z Biurem Architektonicznym oraz innymi zainteresowanymi instytucjami, które planują budownictwo. Z góry jednak należy stwierdzić, że nowe punkty biblioteczne muszą powstawać. Należałoby także rozważyć sprawę bibliotek szkolnych i młodzieżowych, co przyczyniłoby się do wzrostu czytelnictwa wśród młodzieży szkolnej". Jedną z głównych przyczyn zahamowań w ruchu czytelniczym radny St. Kubiak dostrzega w technice rozprowadzania książek. Okres od zakupu książki do chwili jej udostępnienia czytelnikowi jest bardzo długi i łącznie z oprawą książki trwa nieraz pół roku. Książka powinna w parę dni dotrzeć do filii, która jej zażądała. Dlatego mówca zgłosił wniosek, aby w interesie dobrego funkcjonowania bibliotek i filii bibliotecznych oraz w interesie czytelnictwa okres ten skrócić do jednego tygodnia. Zdaniem dyskutanta, należałoby utworzyć społeczną komisję biblioteczną, która byłaby organem doradczym dla Referatu Bibliotek iprzy Wydziale Kultury. Miałoby to poważny wpływ na usunięcie zaniedbań, które istnieją w upowszechnianiu czytelnictwa. W związku z tym radny St. Kubiak wysunął także wniosek dotyczący Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki. Chodzi mianowicie o uzj skanic dla tego Klubu większych i dogodniejszych lokali. Klub zasłużył się w poważnej mierze Poznaniowi i rozwija bardzo ożywioną działalność, organizuje różne odczyty i prelekcje, upowszechnia czytelnictwo, organizuje spotkania z autorami. Zdobył on sobie stałych bywalców i zasługuje na to, by w projektach inwestycyjnych i urbanistycznych przewidziano dlań nowe, dogodne miejsce. Radny Karol J awiński wyraził pogląd, że demograficznemu rozwojowi miasta nie zawsze tcwarzyszy odpowiedni rozwój kultury, mimo. że miasto posiada w tej dziedzinie bogate tradycje i że jego mieszkańcy .życzą sobie, aby Poznań stał się centrum kulturalnym Ziem Zachodnich. Podkreślając, iż państwo ludowe słusznie wydaje setki milionów złotych na rozwój życia kulturalnego, mówca stwierdził jednocześnie, że najszersze masy społeczeństwa korzystają z dobrodziejstw instytucji kulturalnych w zbyt szczupłym zakresie. J ak dotąd np. za mało jest imprez kulturalnych na peryferiach miasta. Należy również położyć nacisk na doniosłą rolę, jaką mają do odegrania szkolne i przyzakładowe świetlice. Świetlice te trzeba ożywić, zlikwidować świetlice - kopciuszki, a rozwinąć te, które gwarantują dobrą, kulturalną rozrywkę. Radny Tadeusz Kraszewski, członek Komisji Kultury, poruszył kilka problemów życia teatralnego w Poznaniu. Stwierdził on, że teatry poznańskie nie mają zadowalających wyników pracy. Za ten stan rzeczy nie ponosi odpowiedzialności jedynie kierownictwo teatrów. Zdaniem T. Kraszewskiego, za ten stan rzeczy odpowiedzialne jest całe społeczeństwo, a przede wszystkim radni, jako członkowie organu władzy państwowej sprawującej mecenat kulturalny. Sprawozdania Ciągłe zmiany na stanowiskach dyrektorów teatrów (każdy z tych dyrektorów · odchodził z Foznania rozgoryczony do innego miasta) nie sprzyjały prawidłowemu rozwojowi teatrów. "Trzeba więc - kontynuował swe wystąpienie T. Kraszewski - stworzyć lepszą atmosferę wokół tych ludzi, otoczyć ich opieką, a to na pewno przyczyni się co stabilizacji na stanowiskach dyrektorskich, a co za tym idzie stabilizacji sił aktorskich, podniesienia poziomu artystycznego spektakli, w konsekwencji zaś lepszej frekwencji w teatrach". N astępnie radny Tadeusz Kraszewski omówił sytuację poznańskiego środowiska literackiego. Foznański oddział Związku Literatów Polskich liczy 31 członków, a zatem Foznań pod względem liczebności zajmuje trzecie miejsce po Warszawie i Krakowie, a przed Łodzią i Katowicami. W ciągu ubiegłych dwóch lat 1960-'61 literaci poznańscy wydali 17 pozycji prozy, 5 tomów poezji, 4 tomy krytyk i esejów oraz 9 pozycji dramatycznych, wystawionych na scenach polskich. Ponadto dokonar.o przekładu 9 powieści i 3 sztuk teatralnych. Stanowi to 47 pozycji bibliograficzni eh na 31 autorów. Również i poziom artystyczny nie jest niski, o czym świadczy 9 nagród i wyróżnień uzyskanych przez autorów poznańskich. Ka zakończenie radny T. Kraszewski domagał się powołania w Poznaniu tygodnika społeczno-kulturalnego, który by spełniał rolę popularyzatora kultury wśród szerokich rzesz społeczeństwa poznańskiego i inspirował poczynania twórcze środowisk artystycznych. Pisma tego typu posiadają Wrocław, Katowice, Lublin. Zielona Góra i wiele ośrodków miejskich o dużo słabszych środowiskach twórczych i dużo skromniejszym zasięgu kulturalnego oddziaływania niż Poznań. Radny Andrzej Trella, członek Komisji Kultury, zastanawiając się nad dużymi brakami w pracy kulturalnej, doszedł do wniosku, że są one wynikiem tego, iż nie zdajemy sebie sprawy z ogromu odpowiedzialności, jaka spoczywa na działaczach i organizatorach kultury w naszym mieście. Aby podołać wymaganiom, trzeba stworzyć jeszcze aktywniejsze aniżeli obecnie środowisko twórcze. Radna Maria Roszczak domagała się popołudniowych przedstawień teatralnych dla młodzieży szkolnej, a Bolesław Królikowski lepszego poziomu imprez estradowych i wiąkszej pcrr.ocy dla amatorskiego ruchu artystycznego, zwłaszcza w zakresie doboru repertuaru. Z uwagą wysłuchano wystąpienia dyrektora Filharmonii Poznańskiej, Roberta Satanowskiego. Podkreślił on, że niezmiernie ważną sprawą dla dalszego rozwoju Ffhaimonii jest stworzenie odpowiedniego klimatu wokół spraw kultury. Filharmonia robi wiele, jeżeli chodzi o popularyzowanie muzyki wśród młodzieży i środowisk robotniczych. Organizuje poranki muzyczne, poranki sobotnie i niedzielne jcprzedzar.e prelekcjami, oraz daje około 20 bezpłatnych imprez muzycznych miesięcznie, w tym 8 koncertów wyłącznie dla robotników. Praktyka wykazała, że istnieje większe zainteresowanie koncertami w zasadniczych szkołach zawodowych i technikach aniżeli w szkołach ogólnokształcących. "Obecnie - mówił R. Satanowski · - Filharmonia tworzy specjalny zespół, którego zadaniem będzie przeprowadzanie pogadanek muzycznych, ilustrowanych muzyką oraz popularyzowanie muzyki w środowiskach robotniczych. Zainteresowanie tą formą upowszechniania jest ogromne, szczególnie na terenie województwa poznańskiego. Filharmonia jest w stanie zorganizować co najmniej 20 kompotów objazdowych, jednakże liczy na pomoc Rady Narodowej miasta i województwa". Robert Satanowski poparł wniosek o utworzenie tygodnika kulturalno-literackiego w Foznaniu oraz zgłosił wniosek o kredyty na wyjazdy zagraniczne, tym bardziej że Filharmonia nasza jest zaproszona do Lipska. Zastępca dyrektora Opery Poznańskiej, Henryk Duczmal, skarżył się na lokalną informację prasową. Jego zdaniem, również prasa teatralna poświęca operze zbyt mało miejsca. Fonadto zamieszcza się częściowo wiadomości niesprawdzone, które w efekcie przynoszą zespołowi opery więcej szkody niż pożytku. Recenzje teatralne i operowe są słate i mało obiektywne. Opera nie pragnie pochwał, ale domaga się rzeczowej, obiektywnej oceny swojej pracy, swoich niedociągnięć i swojego dorobku. Jan Perz, dyrektor Poznańskich Teatrów Dramatycznych, ustosunkował się do krytycznych wypowiedzi na temat pracy teatrów dramatycznych w Poznaniu, a szczególnie w sprawie słabej frekwencji w teatrach. W związku z tym powołał się on na miesięcznik "Dialog", który w roku bieżącym już trzy razy pisał na temat teatrów poznańskich i w sposób życzliwy anonsował premiery poznańskie. Tak samo pismo "Teatr", które niechętnie udostępnia swoje łamy dla spraw pozawarszawskich, opiniowało bardzo przychylnie spektakle poznańskie. Niekiedy kwestie ekonomiczne stawia się niewłaściwie, jeżeli chodzi o teatry, bowiem klęski ekonomiczno-finansowe nie zawsze są klęskami artystycznymi. Sprawa frekwencji w teatrach nie jest sprawą tylko organizatorów widowni. Ze spotkań z widzami wynika, że są oni zadowoleni z dotychczasowych premier. Sztukę trzeba bowiem popularyzować poprzez zakłady pracy. Mówca wypowiedział się za wnioskiem o przydzielenie hotelu "Zacisze" na mieszkanie dla aktorów, jednak nie tylko dla samotnych, ale także aktorów posiadających rodziny. Jego zdaniem, przydziały mieszkań dla aktorów winna otrzymywać dyrekcja teatru. Tak jest w całym kraju, ale w Poznaniu nie można tego załatwić. Czesław Kozioł, zastępca dyrektora Departamentu Pracy Kulturalno-oświatowej i Bibliotek Ministerstwa Kul tury i Sztuki, stwierdza, że zadaniem powszechnego ruchu kulturalnego jest kształtowanie postawy kulturalnej, to jest przygotowania człowieka do odbioru sztuki. Planując zadania na tym polu na przyszłość, trzeba podsumować dotychczasowy dorobek. Dobrą metodą będzie analiza porównawcza między Warszawą, Łodzią, Krakowem i Wrocławiem z jednej a Poznaniem z drugiej strony. Otóż porównania w zakresie upowszechniania kultury wykazują, że Poznań pod względem zakupu książek w 1959 r. znajdował się na czwartym miejscu w kraju i na jednego mieszkańca Poznania przypadało 1,55 zł rocznie na zakup książek. Natomiast jeżeli chodzi o zgromadzone księgozbiory, to Poznań znajduje się w czołówce dzięki zbiorom Biblioteki irrt E. Raczyńskiego i innym. W 1960 r. Poznań znajdował się również na pierwszym miejscu w dziedzinie czytelnictwa, licząc 2 800 000 czytelników w ciągu roku. Obecnie, niestety, Poznań zajmuje przedostatnie miejsce w tej dziedzinie. Czesław Kozioł zwrócił uwagę na jeszcze jedno niepokojące zjawisko, a mianowicie na odpływ wykwalifikowanych kadr kulturalnych do innych dziedzin życia społecznego, głównie do przemysłu i innych bardziej atrakcyjnych finansowo gałęzi gospodarki. Powstaje stąd bardzo ważny problem zdobycia dodatkowych środków na rozwój kultury. Należy sięgnąć po te środki do zakładów pracy, do związków zawodowych, do spółdzielczości, a przede wszystkim należy odkrywać te środki w inicjatywie i ofiarności społecznej. Wszystkie te wysiłki trzeba skoordynować i połączyć, tworzyć zbiorcze świetlice, biblioteki i czytelnie. Dodając do tego zwiększony wysiłek społeczny ludzi, otrzymamy placówki, które o wiele więcej dadzą i odbiorcom kultury, i samym działaczom kultury. Dlatego mobilizacja sił społecznych do wypełnienia zadań kultury jest rzeczą najważniejszą i jest sprawą, która leży w pełni w kompetencjach Rady i jej organów. Jako ostatni glos zabrali: Włodzimierz Welnicz, radny Dzielnicowej Rady Narodowej - Stare Miasto i radny Jan Wellenger. Po przerwie Rada podjęła uchwały w sprawie zwiększenia wydatków jednostkowego budżetu miasta na rek lS62 z nadwyżek budżetowych roku 1961 i w sprawie przyznania dodatkowych kredytów z nadwyżki budżetowej roku 1961 dla Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej. Jednogłośnie podjęto także uchwalę w sprawie udziału państwowych i spółdzielczych jednostek organizacyjnych w budowie urządzeń komunalnych oraz w rozwoju czynów społecznych. Informacje o pracach Prezydium w okresie między sesjami złożył zastępca przewodniczącego Prezydium, radny Dyonizy Balasiewicz. Interpelacje zgłosili: radny Zygmunt Łabędzki w sprawie nieusprawiedliwionej nieobecności na sesji dyrektora Opery Poznańskiej, radny Jan Wellenger w spra Sprawozdaniawie przewlekania decyzji dotyczących lokalizacji urządzeń sanitarnych na placu Bernardyńskim; ponownie radny Zygmunt Łabędzki w sprawie uporządkowania drogi od ul. Grunwaldzkiej do kostnicy na cmentarzu w Junikowie. Na zakończenie Rada podjęła uchwalę w sprawie rozwoju życia kulturalnego w Poznaniu. Marian Genowefiak ANEKS l WYKAZ OGOLNOMIEJSKICH INWESTYCJI KULTURALNYCH DO ROKU 1980 1) Rozbudowa zaplecze Biblioteki Miejskiej im. E. Raczyńskiego, 2) odbudowa Pałacu Górków przeznaczonego na Muzeum Archeologiczne, 3) budowa sali widowiskiowei na 5CX) miejsc, 4) budowa teatru dramatycznego, 5) budowa teatru muzycznego, 6) rozbudowa Muzeum Narodowego, 7) budowa parku kultury i wypoczynku, 8) odbudowa Zamku Przemysława przeznaczonego na Muzeum Rzemiosła. ANEKS 2 URZĄDZENIA KULTURALNE W DZIELNICACH (stan na koniec roku 1962 i planowy rozwój do roku 1980) Grunwald Liczba mieszkańców Liczba placówek kulturalnych w r. 1962 1 I Zespoły 1962 1980 Kina Biblioteki l I Domy art y- Inne Kluby Świetlice kultury styczne .... . 128 000 140 000 4 ! 4 3 30 l 20 Park Kasprzaka l z muszlą (w bu- koncertową dowie) Inwestycje kulturalne do r. 1980 Etap Perspektywal. Dom Kultury w lunikowie 2. Kino na 500 miejsc w rejonie ulic Świerczewskiego lub Grochowskiej 3. Cztery filie biblioteczne przy ul.: Lodowej i Kopaninie oraz Ławicy i w lunikowie 4. Klub i czytelnia Międzynarodowego Klubu Prasy i Książki, dwie estrady letnie przy ul.: Albańskiej i Reymonta Kino w rejonie ulic Głogowskiej - Hetmańskiej Budowa parku wypoczynkowego w rejonie Kotowo- Pabiano wo Cztery kluby: w Pabianowie, Ławicy, Górczynie i przy ul. Grochowskiej Dzielnicowy Dom Kultury przy ul. Reymonta z salą widowiskową, pięć filii bibliotecznych, muszla koncertowa w Ławicy Jeżyce Liczba mieszkańców Liczba placówek kulturalnych w r. 1962 Zespoły 1962 1980 Kina Biblioteki Kluby Świetlice Domy art y- Inne Kultury styczne 84 000 75 000 3 6 l 12 20 4 ośrodki rekreacyjne : Rusałka, Kiekrz, Strzeszynek, Park Sołacki Inwestycje kulturalne do r. 1980 Etap Perspektywa 1. Kino w rejonie ulic Dąbrowskiego - Przybyszewskiego 2. Dwie filie bibliotecznel. D o m kultury na Winiarach 2. Kino - estrada w rejonie ulic: Dąbrowskiego - Polskiej 3. Planetarium w rejonie ulic: Dojazd - Wojska Polskiego 4. Kino letnie nad Rusałką 5. Pawilon wystawowy w Boninie 6. Dwie filie bibliotek w: Smochowicach Kopaninie, jedna biblioteka dzielnicowa N owe Miasto Liczba mieszkańców Liczba placówek kulturalnych w r. 1962 Zespoły Kina Biblioteki Kluby Świetlice . Domy Kultury artystyczne + Rataje 120 000 Estrada nad J eziorem Maltańskim Inwestycje kulturalne do 1980 r. Etap Perspektywa L Kino na 500 miejsc 2. Cztery filie biblioteczne 3. Jeden teatr letni nad Jeziorem Maltańskim 1. Dom kultury na Ratajach 2. Osiem filii bibliotecznych 3. Cztery kino-estrady z kawiarniami na: OsiedluWarszawskim, Śródce, Ratajach 4. Park kultury i wypoczynku na Malcie Stare Miasto Kina Bibliol Liczba placówek kulturalnych w r. 1962 Zespoły artystyczne Kluby Świetlice Domy Kulturyf Liczba mieszkańców , 9 4 muzea, 3 sałe widowiskowo -koncertowe, pałac kultury, salony Centralnego Biura Wystaw Artystycznych Inwestycje kulturalne do 1980 r. Etap Perspektywa 1. Sala konceitowo-estradowa w Zamku 2. Remonty i adaptacje w Zamku 3. Cztery filie bibliotekl. Biblioteka centralna na Winogradach 2. Osiem filii bibliotek 3. Dzielnicowy Klub Kultury przy ul. Szewskiej 7/8 z salą widowiskową 4. Teatr na 1000 miejsc 5. Trzy kina 6. Dzielnicowy dom kultury w tejonie Winogrady - N aramowice Sprawozdania Wilda Ilość mieszkańców Liczba placówek kulturalnych w r. 1962 j Domy Zespoły 1962 1980 Kina Biblioteki Kluby Świetlice art y - Inne i Kultury styczne 73 000 62 000 3 l 3 2 » i 30 - Inwestycje kulturalne do r. 1980 Etap Perspekty wał. Dwa kina w rejonie ulic Dębieć - Hetmańska 2. Trzy biblioteki w rejonie: Rynek Wildecki - Dzierźyńskiego, Wspólna-Świerczewo, 3. Klub Międzynarodowej Prasy i Książkil. Amfiteatr na Łęgach Dębińskich 2. Muszla koncertowa w Dębinie 3. Sala imprezowa na Dębcu 4. Biblioteka dzielnicowa w rejonie ulic: Gwardi Ludowej - Dzierżyńskiego Z DZIEJÓW WALKI Z GERMANIZACJĄ Tadeusz dzieży w znaniu). K l a n o w s k i Germanizacja gimnazjów w W Ks. Poznańskim i opór młolatach 1870-1914. (Na przYkładzie Gimnazjum Marii Magdaleny w PoUniwersytet im. A. Mickie'wicza w Poznaniu. Wydział Filozoficzno-Historyczny 1962 s. 199 (Seria Historia - IVo 5). Podstawa materiałowa omawianej pracy jest wystarczająca, choć bynajmniej nie kompletna (nie z winy autora). Obok źródeł archiwalnych stanowią ją nieliczne ogłoszone wspomnienia uczniów oraz wywiady z ostatnimi mohikanami "Marynki" z początku XX w. Literatura zagadnienia również została wykorzystana w stopniu wystarczającym. Jednak zachowane źródła, odnoszące się do działalności szkoły, nie są kompletne. N iewiele znamy biografii wychowanków oraz wychowawców szkoły z tamtej epoki. Toteż wykorzystany materiał nie pozwolił na opracowanie "wzorcowej" monografii szkoły, działającej w tak specjalnych warunkach. Zastosowany w pracy układ zasadniczo-chronologiczny, a dopiero wtórnie rzeczowy, wydaje się słuszny. A więc rozdział I zawiera zwięzły zarys organizacji średniego szkolnictwa pruskiego w Poznańskiem, oraz dzieje gimnazjum do r. 1870. Autor wydobył wiele różnorodnych faktów i argumentów wskazujących na zasadniczo polski charakter szkoły w epoce pruskich rządów "przednacjonalistycznych" . Wpłynęły na to nie tylko dość liberalna polityka szkolna zaborcy, zresztą niewolna od wahań, ale i skład osobowy grona nauczycielskiego, oraz wpływy rodziców i uczniów. Charakter szkoły i wyniki jej działalności były tedy wypadkową czynników obiektywnych i subiektywnych, wynikających z właściwości epoki w rozwoju państwa pruskiego i mieszanego społeczeństwa polsko-niemieckiego. Drugi rozdział poświęcił T. Klanowski okresowi tzw. bismarkowskiemu (1870-1890), tj. okresowi rozkwitu cesarstwa i narodzin społeczeństwa wielkokapitalistycznego w Niemczech, z tak specyficznym układem społeczno-politycznym, jakim były Prusy w Rzeszy Niemieckiej. Zwięźle i na ogół trafnie scharakteryzował tło polityczne Rzeszy, choć za słabo uwydatnił wpływy prusie, ale - jako niehistorykowi, lecz pedagogowi - ten drobiazg można darować. Opisując politykę szkolną państwa w tym okresie, wyróżnił jej nowe, swoiste przejawy, jak np. rugi na uczycieli, sztuczny dopływ młodzieży niemieckiej, drugoroczność polskiej młodzieży jako wynik pociągnięć politycznych, a nie tylko procesów dydaktycznych wynaturzonych przez naukę w obcym języku. Wysiłek polskich uczniów musiał tedy być o wiele większy niż niemieckich. Stąd też wyższy jest walor dobrych wyników Polaków. Rozdział trzeci to krótki okres, nie bardzo wart wyodrębnienia w obrazie dziejów szkoły. Mógł być z powodzeniem wcielony do następnego rozdziału. Słusznie wskazał w nim autor na nieudolność polskiego spo-. łeezeństwa w organizowaniu prywatnego nauczania. Ale aby to wyjaśnić, trzeba było zdobyć się na wnikliwszą analizę społeczeństwa, jego struktury, złożoności ideologicznej itd., co nie jest jednak zadaniem łatwym. Wreszcie ostatni okres dziejów szkoły to era hakatyzmu, opracowana w rozdziale IV, najdłuższym i najciekawszym, zarówno ze względu na sam temat jak i jego ujęcie. Tu słusznie zaczął autor od charakterystyki polityki pruskiej i na tym tle zarysował politykę szkolną, a następnie przedstawił walkę młodzieży poprzez tajne organizacje z germanizacją. Wolałbym jednak, aby podrozdział trzeci znalazł się na drugim miejscu, natomiast drugi raczej na czwartym. Atmosfera w szkole i walka młodzieży z władzą szkolną była swoistym zjawiskiem w dziejach szkolnictwa zaborczego, obcego, sztucznego, sprzecznego z elementarnymi zasadami dydaktyki. Wysiłek młodzieży polskiej, zwłaszcza jeśli uwzględnimy niezwykle krótkie wakacje, był heroiczny. Tadeuszowi Klanowskiemu udało się wydobyć z materiału główne zarysy procesu dziejowego, ukazać osobliwość szkoły na tle historycznym, przedstawić sylwetki dyrektorów i nauczycieli z dużym obiektywizmem. N atomiast stosunkowo za mało wysiłku włożył w zagadnienia pedagogiki i dydaktyki, w analizę podręczników. Brak materiałów uniemożliwił też zapewne wykazanie ściślejszych związków między szkołą, a raczejjej młodzieżą, a polskim społeczeństwem w Poznaniu. Monografia szkoły powinna posługiwać się także metodami socjologii wychowania, a w tym wypadku także i socjologicznie należało potraktować swoistość konfliktów narodowościowych epoki imperializmu z jego najbardziej typowym dzieckiem: nacjonalizmem. Warto było zwrócić więcej uwagi na walkę dwóch nacjonalizmów: reakcyjnego, wstecznego - ze strony narodu zaborczego z nacjonalizmem twórczym, obronnym narodu uciskanego. Książka jest starannie wydana, zawiera ciekawe ilustracje, zestawienia i wykazy Recenzjeliczbowe i imienne. Gdzieniegdzie jednak sformułowania są dyskusyjne, np. tytuł podrozdziału (s. lex)) znów w tytule i podtytule (s. 115), niezręczne wyrażenia (s. 33 - gdzie niewłaściwie użyto terminu "niepodległość"), a na s. 123 winno być: Henryk, a nie Krzysztof Tiedemann. Omówiona tu monografia może być punktem wyjścia do dyskusji metodologicznej nad zagadnieniami historii oświaty, zarówno dzięki swym osiągnięciom jak i niedociągnięciom. Witold Jakóbczyk MONOGRAFIA KONKURSÓW Norbert Kar a ś k i c w i c z : Międzynarodowe Konkursy Skrzypcowe ryka Wieniawskiego. 1935. 1952 · 1957. Poznań 1962. Podziwu godna jest inicjatywa, z jaką Wydawnictwo Poznańskie stara się do swej bogatej działalności edytorskiej włączać również pozycje specjalne dla pewnych odbiorców nieodzowne, słowem - pozycje wypełniające lukę, jaka istnieje w odniesieniu do niejednych spraw i zagadnień. Tym razem dotyczy to odbywających się w odstępach pięcioletnich w Poznaniu Międzynarodowych Konkursów im. Henryka Wieniawskiego. Konkursy skrzypcowe jego imienia odbyły się dotychczas trzy, poza tym - nie licząc zeszłorocznych - po jednym kompozytorskim i lutniczym. Wszystkie one mają już ustaloną markę w świecie. Rozsławiają imię Henryka Wieniawskiego i zarazem przysparzają rozgłosu Polsce - ziemi o wysokiej kulturze muzycznej. A poza tym dają nam możność sprawdzania poziomu polskiej szkoły skrzypcowej. W okresie Konkursów im. Wieniawskiego Poznań przeżywa zawsze wielkie dni. Tak było w r. 1952 i 1957, tak było również i w czasie ubiegłorocznego Konkursu Skrzypcowego. Przeżywa, emocjonuje się, wzrusza. A z nim cała Polska. Zjawisko jak najbardziej chwalebne, coz, kiedy krótkotrwałe. Konkursy mijały i z czasem o nich zapominano. I nazwiska laureatów i tych, którzy oceniali grę wszystkich kandydatów, i miesiąc i rok, w którym konkurs się odbył. Tymczasem Konkursy im. H. Wieniawskiego nie są, a w każdm razie nie powinny być czymś przemijającym. Konieczne jest utrwalenie wszystkich najważniejszych chociażby faktów z nimi związanych. Po prostu dla dokumentacji, dla historii, dla potomności. I dla przyszłych dziejopisów, którzy się nimi zajmą. Pierwszy Konkurs Skrzypcowy odbył się w r. 1935 w Warszawie, ostatni w r. 1%2. Dotychczas nie opracowano i nie wydano imienia Hennawet skromnej monografii Konkursów. Gdyby radiowa "Zgaduj-zgadula" chciała na ich temat zorganizować quiz, zapawne nie doczekałaby się wejścia na estradę nawet jednego uczestnika. Łatwiej bowiem wymienić nazwiska polskich medalistów na ostatnich olimpiadach sportowych, niż nazwiska choćby tylko laureatów I nagród w dotychczasowych Konkursach im. Wieniawskiego. Od niedawna sytuacja się jednak zmieniła. Oto na rynku księgarskim pojawiła sic nieduża wprawdzie, ale niezwykle estetycznie i w płóciennej okładce wydana książka Norberta Karaśkiewicza pt. Międzynarodorue Konkursy Skrrypcowe imienia Henryka Wieniawskiego. 1935-1952-1957. Karaśkiewicz wypełnił wspomnianą na początku lukę, jaka był brak dotychczas (jeśli nie liczyć opracowania w numerze 3/61 "Kroniki") dokumentacji o Konkursach im. Wieniawskiego. Czytelnik tej książeczki dowiaduje się w zwięzłej foimie, w bardzo syntetycznym ujęciu o znaczeniu Konkursów Wieniawskiego, o ich roli, i o tym, jak przebiegały one w latach 1935-1957. Szczególnie wartościowa jest szczegółowa dokumentacja każdego z konkursów z wymienieniem nazwisk ich uczestników, jurorów i laureatów. Norbert Karaśkiewicz musiał zadać sobie sporo trudu, aby opracować tę syntetyczna monografię konkursów, dokładną, rzetelną. w dodatku uzupełnioną licznymi zdjęciami. mającymi już dziś również wartość dokumentu. Pracę miał o tyle ułatwioną, że w latach 1952 i 1957 stykał się bezpośrednio z konkursami jako jeden z współpracowników komitetu organizacyjnego imprezy. Książeczka wypełnia jedną z wyżej wspomnianych luk. To jej zaleta! Ale melomani i ci, którzy interesują się każdym Konkursem im. Wieniawskiego, po przeczytaniu tej naprawdę ładnej pozycji bibliofils ki ej odczują pewien niedosyt. N a pewno zyskałaby ona jeszcze bardziej na wartości, gdyby uzupełniał ją obszerny życiorys Henryka Wieniawskiego, genialnego artysty, który zbierał wielkie triumfy na estradach koncertowych, a jego życie osobiste pełne było wzlotów i upadków. Przecież zapoznając się z historią konkursów, czytelnik chciałby wiedzieć jak najwięcej o wieniawskim. Przydałby się również spis kompozycji, jakie wyszły spod pióra Wieniawskiego. Możliwe, że autor skrępowany był terminem wydania tej pracy, chodziło bowiem o to, aby ukazała się przed IV Międzynarodowym Konkursem Skrzypcowym, wyznaczonym na listopad 1%2 roku. Będą jednak następne konkursy i znów będzie potrzebna ich monografia. I wtedy nadarzy się okazja, aby potraktować ją szerzej i uzupełnić o to, czego w obecnej monografii brak. Należy jednak z zadowoleniem odnotować fakt ukazania się tej niewątpliwie potrzebnej książki. Jest aktualna i posiada zasadniczą wartość. A że poza tym wydano ją tak ładnie, w pełni zasługuje na miejsce w bibliotece każdego melomana. Lech Jeszka WIELKOPOLSKA NA WYRYWKI Henryk J a n t o s, Jerzy Kuł t u n i ak, Zdzisław R o m a n o w s ki: Ziemia gwałtownie przebudzona. Reportaże. Poznań 1962, s. 146+4 nlb. Nieprawdopodobnie długi żywot mają w naszym kraju pewne stereotypy myślenia. Może się w jakimś mieście czy części kraju zmienić wszystko: charakter produkcji, Charakter mieszkańców, a mimo to wyobrażenia o tych miastach zostają takie, j ak za pradziadków. I gdyby nawet kataklizmy obaliły wszystkie budowle, jedno miasto będzie posiadało zawsze swoich emerytów, a inne - cwaniaków, jednemu będzie się wytykać pracowitość, a innemu brak fantazji, albo i jedno, i drugie razem. Nieprawdopodobnie więc długi żywot mają pewne stereotypy. I nie trzeba by nawet temu się dziwić, gdyby im ulegali tylko ludzie starzy, którzy nie mają okazji jeździć po kraju, a więc nie mają też sposobności skorygować swoich dawniej nabytych wyobrażeń. Dziwne jest jednak to, że tę swoistą "staroświecczyznę" kultuwują i utrwalają nieraz czarno na białym po czasopismach reporterzy, a więc ludzie raczej młodzi i podróżujący po kraju. Ludzie ci zamiast jechać w Polskę bez uprzedzeń i zbędnych obciążeń, z napiętą uwagą i wyostrzanym wzrokiem, mając na celu zbadanie, jak też tam jest naprawdę, jaki kraj, jacy ludzie - czynią akurat na odwrót. To znaczy już z góry każdy z nich wie, o czym będzie pisał po powrocie. W terenie szuka tylko i jedynie potwierdzenia swoich wcześniej przyjętych tez. Nie są to więc reporterzy, ale swoiści mitomani; nie obchodzą ich fakty, ale efektowne symbole. Wątpliwa to praktyka, ponieważ zwykle dostarcza tylko "reporterskiego" dowodu, że w tych wizytowanych okolicach mimo upływu wielu lat nic się nie zmieniło, że wszystko jest po staremu. Egzystują sobie przeto stare mity. Podobnie utrzymują się przedawnioneopinie o Poznaniu. Kiedy kilka lat temu wspomniałem przyjaciołom o wyjeździe do Poznania, wszyscy jak jeden mąż wyrazili zdziwienie: "Wariat? Do takiego miasta..." Nie mieli osobistych powodów, by nie lubić Poznania i poznaniaków; jeśli jednak nie okazywali sympatii dla Wielkopolan, to czynili to na jakiejś ogólnej zasadzie, bo ktoś im powiedział, bo gdzieś czytali coś niepochlebnego. Przestrogi mnie nie przeraziły, raczej przeciwnie, skłoniły mnie do przekonania się, jak to jest w tym Poznaniu naprawdę. Ale przecież to fakt, że w wielu środowiskach i miastach kraju poznaniacy i Poznań są traktowani z rezerwą, z uprzedzeniem. Ciekawe byłoby zebrać kiedyś to wszystko, co mogło zrazić do Poznańskiego mieszkańców innych dzielnic i zastanowić się, co sprawiło, że te uprzedzenia utrzymują się do dziś. Może to zadanie dla socjologa, a może dla publicysty, reportera... Te uwagi powstały na marginesie tomu reportaży trójki poznańskich dziennikarzy: Henryka Jantosa, Jerzego Kułtuniaka i Zdzisława Romanowskiego. Tom nosi tytuł Ziemia gwałtownie przebudzona i dotyczy w całości problemów Poznańskiego. Utarło się, że Wielkopolska nie stanowi atrakcyjnego tematu dla reportera. Jantos, Kułtuniak i Romanowski postanowili wykazać w swojej książce, że jest to przeświadczenie niesłuszne. Przyjęło się, że Wielkopolska to kraina rolnicza. Trójka poznańskich reporterów zaprzecza i temu wyobrażeniu. I tak w każdej dziedzinie: J antos, Kułtuniak i Romanowski wykazują, że województwo poznańskie nie da się zmieścić w stereotypowych ramkach, że życie i tu przynosi wiele nie szablonowych zjawisk, dążeń, tendencji rozwojowych. J antos, Kułtuniak, Romanowski są patriotami regionu poznańskiego. Napisali książkę, która wywołuje nieraz sprzeciw i skłania do dyskusji. Autorzy nie obalają zadawnionych, a często niesłusznych ocen, ale sami te stereotypy umacniają, kiedy piszą: ,,[Poznaniacy] są Szkotami Polski, ich kobiety zamiast kwiatów wolą nogę wieprzową, pozwoliliby sobie zabrać Berwiń - skiego, ale niechby kto ruszył operetkę! Wyobraźnię mają solidną. Podczas gdy inne dzielnice dały swoje krajobrazy, wydarzenia, ludzi - literaturze, Poznańskie pozostało do dziś nie trącone »skrzydłem pieśni« . .. Całe szczęście, że łapcie Mieszka i Bolesława Chrobrego odcisnęły swe ślady w Gnieźnie czy na mokradłach nadodrzań - skich - więc mamy parą kart w literaturze" . Tak pisząc o Wielkopolanach, nie mają OCZYWISCle racji. Nie mają racji, ponieważ podtrzymują utarte stereotypy, a nie zadali sobie trudu, aby rozpatrzeć obfitszy materiał dowodowy, bo wtedy dopiero można by wykazać całą absurdalność posądzenia o małe rozpoetyzowanie i słabość wysiłku twórczego literatów tej części kraju. Wkład regionu do kultury ogólnonarodowej jest o wiele większy i cenniejszy, niż przyjęło się uważać. By to zrozumieć, trzeba jednak gruntowniejszego stosunku do tradycji kulturalnej, cd pierwszych zabytków piśmiennictwa po utwory współczesne, od działalności oświatowej po ruch czasopiśmienniczy i wydawniczy. Całkowita racja jest natomiast po stronie J antosa, Kułtuniaka i Romanowskiego wtedy, kiedy domagają się: "multum cech poznańczyków nie powinno być odrzucone. Warto je przyswoić w procesie [...], łamania resztek pozostawionych przez przeszłość barier między dzielnicowy eh". Ale te pozytywne cechy zostały sprowadzone tylko do trzech najczęściej powtarzanych: gospodarnOSCI, oszczędności i zmysłu organizacyjnego Wielkopolan. Trzeba więc przyznać, że zarówno zarzuty, jak i próby formułowania cech dodatnich nie obfitują ani w pomysłowość, ani tym bardziej w dobre chęci zgromadzenia pełnej dokumentacji. Toteż uznając główną intencję książki Jantosa, Kułtuniaka i Romanowskiego, nie jestem przekonany sposobem ujęcia, argumentami, nawet stylem. Impresyjnym, często nieprecyzyjnym a nade wszystko pretensjonalnym. Ponadto ambicje, by niczego nie pominąć, spowodowały, że autorzy nie sprecyzowali dokładnie, co chcą swoją książką osiągnąć, do czego zmierzają. N owa więc książka trójki poznańskich reporterów, Zie mia gwałtownie przebudzona, została ułożona z wielu luźnych, czasem nawet barwnych pasków wiedzy o Wielkopolsce, które jednak nie dają wyraźnego obrazu całości. Recenzje Całe SZczęSCle, że po wstępnym rozdziale, rozwichrzonym, ułożonym z rozlicznych skojarzeń, dalsze części książki, lepiej uporządkowane, odchodzą od przesadnych uogólnień na rzecz konkretów reporterskich. Właściwie dopiero te rozdziały mają właściwą moc dowodową. To, czego nie udało się autorom sprecyzować w formie własnych spostrzeżeń, ukazuje się z opisów zdarzeń, historycznych ("Wielkopolskie sagi") i współczesnych ("Ziemia gwałtownie przebudzona", "Barwy czasu", "Opowieść o pokoleniu"), z relacji rozmów z ludźmi itp. Nie zmienia to jedna"k faktu, że jest to książka o wszystkim po trochu, że ukazuje Wielkopolskę na wyrywki. Można było oczekiwać, iż ukaże przede wszystkim rewolucję ekonomiczną konińskiego zagłębia, ale tak się nie stało. W książce znalazły się rozdziały poświęcone Kaliszowi, Wrześni i innym ośrodkom. Historia i współczesność. Polemika i fakty. A właściwie nic do końca, wszystko zaledwie naszkicowana. Lecz wszystko na tyle ciekawe, że obala mit o nieatrakcyjności regionu. Autorzy tak ulegli atrakcyjności swoich reporterskich odkryć, że zapomnieli o nadrzędnej idei swego przedsięwzięcia, że odstąpili od planu, machnęli ręką na konstrukcję książki. Ulegli urokowi nowych zakładów przemysłowych, zafascynowali się efektownymi przykładami dobrej roboty i inicjatywy, stali się entuzjastami "nowego", pozbywając się nieufności l nieodzownego dystansu. Notują przede wszystkim te fakty, te zdarzenia i te przeżycia ludzkie, które szczególnie odpowiadają ich osobistym zainteresowaniom i pasji. Utrwalone zostały przeto w książce niezwykle ciekawe zdarzenia, które dowodzą uporu i hartu Wielkopolan w walce z pruskimi i hitlerowskimi zaborcami. W czasach współczesnych na podobne uznanie autorów zasłużyły fakty hartu i poświęcenia załóg kombinatu konińskiego w walce z zacofaniem chłopskim, czy też konstruktorów i wynalazców pokonujących opór materii. W ten sposób, wychodząc od opinii o charakterze poznaniaków, autorzy książki Ziemia gwałtownie przebudzona zainteresowali się Konińskim Okręgiem Przemysłowym, a przypominając narodowe dążenia Wielkopolan z okresu zaboru i okupacji, wzbogacili swoją relację świadectwami rozmów z uczestnikami wydarzeń historycznych. Omawiając współczesne kierunki rozwojowe Wielkopolski, Jantos, Kułtuniak, Romanowski przyznali rolę prowadzącą nowym gałęziom przemysłu i ludziom wybijającym się w produkcji. Książka dąży do ukazania regionu w skali krajowej, w ścisłym powiązaniu z terenami zachodniej Polski. nia takiej książki. Szkoda tylko, że autorzy nie sprecyzowali dokładniej swoich racji, bo wtedy ich książka byłaby na pewno wymowniejsza. Ale i w obecnej formie może być cennym wyposażeniem biblioteczki każ Recenzje II? dego, kto będzie chciał wiedzieć coś bliższego zarówno o charakterze Wielkopolan, jak i o ziemi, którą zamieszkują, uprawiają i eksploatują przemysłowo. Feliks Fornalczyk LITERACKIE PRZYSTANKI NAD WARTĄ Literackie przystanki nad Wartą. Praca zbiorowa pod redakcją Z. Szweykowskiego. Poznań 1961. Zbiorowym wysiłkiem dziewięciu autorów, głównie pracowników naukowych katedry filologii polskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza, i pod redakcją prof. Zygmunta Szweykowskiego - opracowany został i starannie wydany przez Wydawnictwo Poznańskie pokaźny tom zatytułowany Literackie prrystanki nad Wartq. Ambitną inicjatywą autorów kierowało, słuszne zresztą, przeświadczenie o potrzebie opracowania i ukazania literackich kontaktów czołowych polskich pisarzy z Wielkim Księstwem Poznańskim. Tom otwiera sylwetka Józefa Wybickiego, a więc koniec XVIII wieku, zamyka wspomnienie dwukrotnego przyjazdu Deotymy do Poznania. Pomimo że drugie odwiedziny "wieszczki" nastąpiły w 1883 roku, to jednak intencją autorów było zamknięcie pracy datą powstania styczniowego. Poznańskie kontakty z literaturą pierwszej połowy XIX w. znalazły już wcześniejsze opracowania w dwóch publikacjach J. Maciejewskiego o pobycie Mickiewicza i Słowackiego w Poznańskiem. Opracowania te stanowią niejako wynik pionierskiego trudu badań tego typu w Wielkopolsce i leżą w planach i ambicjach naukowych poznańskiej katedry filologii polskiej. W omawianym tomie autorzy zaprezentowali sylwetki piętnastu pisarzy. Oprócz czołowej trójki romantyków znajdujemy tam nazwiska Niemcewicza, Goszczyńskiego, Pola, Lenartowicza, Syrokomli i innych, o których wspomnę jeszcze poniżej. Wszyscy z nich posiadają w swoim życiorysie literackim epizody wielkopolskie. Bo jak pisze w przedmowie prof. Szweykowski, chodzi o "postulaty i ambicje regionalizmu nie w twórczości literackiej [...], lecz regionalizmu w historii literatury". Duża różnorodność literacka omawianych postaci, ich niejednolita waga w historii naszej literatury oraz niejednolita pod względem doniosłości ranga ich kontaktów z Wielkopolską, przy stosunkowo dużej - j ak na wydarzenia literackie - rozpiętości czasowej badanych związków, to zasadnicze przyczyny, dla których cała książka stanowi zróżnicowany w szczegółach ujęcia i opracowania tom. Trzeba również pamiętaćo tym, że książka jest rezultatem zbiorowej pracy grupy autorów, stąd dochodzi jeszcze różnorodność stylu poszczególnych prac oraz indywidualna zdolność traktowania tematu w mniej lub bardziej ciekawym ujęciu. Lektura Prrystanków jest bardzo interesująca i daje okazję do rozważań metodycznych. Wnikliwe i staranne opracowanie poszczególnych sylwetek, dokonane z dużym nakładem pracy, nie pozostawia w treści niedociągnięć, które można by wytknąć bez wgłębiania się w dokumenty i archiwa. Zamieszczona na końcu każdego opracowania nota bibliograficzna oraz zestawienie chronologiczne, skorowidz nazwisk i miejscowości na końcu książki dowodzą polonistycznej sumienności autorów i stanowią wzór roboty edytorskiej. Wracając do spraw metodycznych, chciałbym skupić uwagę na wybranym chociażby zagadnieniu, bo ramy recenzji wykluczają szersze rozważania teoretyczne. Jest zrozumiałe, że o wiele bardziej wdzięczne zadanie w tej książce miał J. Maciejewski, koncentrując swe uwagi na Mickiewiczu i Słowackim, niż np. Z. Muszyńska, która zajęła się poszukiwaniem wielkopolskiego tropu N orwida. Pobyt Mickiewicza i Słowackiego w Poznaniu miał doniosłe znaczenie nie tylko dla ich twórczości literackiej. Inny przykład. K. Tokarzówna włożyła bardzo wiele pracy w odtworzenie dwukrotnego pobytu w Poznaniu Deotymy. Myślę, że wysiłek ten jest odwrotnie proporcjonalny do rangi literackiej opisywanych wizyt. Chyba, że uznać te wizyty i towarzyszące im okoliczności za dowód kulturowego upadku Wielkopolski. J. Maciejewski w "poznańskich" sylwetkach dwóch romantycznych wieszczów dał niejako dwie propozycje potraktowania tematu. O Słowackim napisał to wszystko - w miarę pomieszczenia się w ramach proporcji do pozostałych prac - co łączyło się bezpośrednio z pobytem autora Balladyny w Poznaniu w burzliwym okresie Wiosny Ludów. Przyjazd Mickiewicza do Księstwa Poznańskiego został przygotowany ukazaniem narodzin popularności poezji autora Ballad i romansów, powstawaniem kultu Mickiewicza w Poznańskiem i przenikaniem jego wierszy do społeczeństwa. Sam pobyt Recenzjepoety w Księstwie Poznańskim potraktował Maciejewski stosunkowo skąpo, by następnie ukazać, jak w społeczeństwie wielkopolskim umacniał się i utrwalał kult autora Pana Tadeusza. Takie ujęcie pobytu Mickiewicza w Wielkopolsce miało dostateczne uzasadnienie w czołowej pozycji tego poety na naszym parnasie literackim. Jest to spojrzenie znacznie szersze i bardziej zobowiązujące, zwłaszcza wobec pisarzy rangi najwyższej. Po byt Mickiewicza w Poznańskiem był faktem doniosłym, ale bardziej zasługuje na uwagę ta np. okoliczność, że wiersze poety przenikały do programów szkolnych dzięki odpowiedniemu przygotowaniu nauczycieli. Dam inny przykład. Stanisław Wyspiański nie utrzymywał prawie żadnych kontaktów z Wielkopolską, ale popularność tego poety zrodziła się wcześnie w Poznaniu, umacniana później przez zamieszkujących tu jego przyjaciół. Odszukiwanie w przeszłości związków i kontaktów między ludźmi łączy się zawsze z pytaniem, jak dalece posuniemy naszą dociekliwość. W przedmowie powiedziano, że zrezygnowano z omówienia Czajkowskiego, gdyż pisarz ten nigdy nie był w Księstwie Poznańskim, choć utrzymywał z tym zaborem żywe kontakty literackie. To Czajkowski, a pisarze wyższej rangi? A przecież sam pobyt to czasem też niewiele, że jeszcze raz wypomnę Deotymę. Literackie przYstanki pozostają w bliskim związku z książką Tadeusza Mikulskiego Spotkania wrocławskie. Autor przedmowy powołuje się na książkę Mikulskiego uznając, że jest ona punktem wyjścia do rozpoczęcia badań nad rolą "regionalizmu w historia literatury". Wartość takich badań jest niewątpliwie cenna, zwłaszcza dla wieku XIX, z uwagi na rozdzielenie pałskiego życia politycznego, umysłowego, a więc i literackiego na trzy zabory. Dzielnicowość ta wywarła poważny wpływ na indywidualne ukształtowanie się kultury w poszczególnych regionach. Poznańskie utrzymało swą wysoką rangę w pierwszej połowie XIX wieku, w drugiej upadła wyraźnie rola tej dzielnicy. Z długotrwałymi skutkami, które przeszły już niejako w tradycję, nawet jeśli uwzględnić stan bieżący. Literackie przystanki stanowią niewątpliwie cenny przyczynek do dziejów kulturywielkopolskiej, ukazują rangę tej dzielnicy w kształtowaniu myśli i czynu społeezno-politycznego w pierwszej połowie XIX wieku, nawiązują do wysokiego poziomu ówczesnej prasy poznańskiej (została nam po tym jedynie historyczna satysfakcja), ruchliwości wydawców i ofiarności zbieraczy pamiątek narodowych. I przy tym wszystkim albo powiedzmymimo to wszystko - książka ta, jak żadna inna uświadamia (przykrą dla poznańczyka) peryferyjność udziału Poznańskiego w kształtowaniu życia literackiego. Przystankowy charakter tych związków nie posiada przy tym funkcji ubocznej, j ak wrocławskie Spotkania Mikulskiego. Toteż uważam, że nawiązywanie do książki Mikulskiego może mieć jedynie rację w kwestiach metodycznych, formalnych. Wszystkie pozostałe aspekty Spotkań wrocławskich nie mają w Wielkopolsce analogii. Książka Mikulskiego powstała bowiem w szczególnych warunkach i okolicznościach. Spotkania wrocławskie przypomnijmy za ich autorem - "zapragnęły odkryć tradycję literatury polskiej we Wrocławiu, pozornie antykwaryczną, uwięzioną w papierach, przysłoniętą wspomnieniem, kurzem bibliotecznym, w istocie mając swoją perspektywę przez całe stulecia, pojemną i ciekawą, pełną ludzi, dzieł i wydarzeń"... Szlachetny i pionierski trud Mikulskiego przybliża i przywraca Wrocław kulturze polskiej. Epizodyczne momenty spotkań z literaturą polską stanowią dla tego miasta szczególne znaczenie, ukazując. . . . .swoiste, jedyne, niewątpliwe miejsce Wrocławia na mapie kultury polskiej". Spotkania polskich pisarzy z tym miastem dają nam dzisiaj historyczną satysfakcję. Nie trzeba uzasadniać, dlaczego Literackie przystanki są w zupełności pozbawione funkcji, jaką spełnia książka Mikulskiego. Podobieństwa więc obu prac nie są duże. Z tego należy zdać sobie sprawę JUZ po przeczytaniu przedmowy, w której pominięto całkowicie tę kwestię. Ta ostatnia uwaga nie jest dyktowana chęcią umniejszenia bezsprzecznej wartości naukowej Przystanków, ma jedynie na celu zasugerowanie tych dodatkowych uwag w odczytywaniu i przyjmowaniu książki. Kazimierz Szymił