JÓZEF MODRZEJEWSKI ROZBUDOWA SZKÓŁ WYŻSZYCH W POZNANIU Część II 'hA TAKIE wyższe uczelnie w Poznaniu, które dość szybko i w sposób zgoła nie skomplikowany rozwiązały swe problemy lokalowe. W jednym przypadku rozbudowia.no istniejący gmach, głównie przez dodanie mu bocznego skrzydła, w drugim odbudowano z odpowiednimi zmianami uszkodzony podczas wojny najobszerniejszy spośród dziewiętnastowiecznych obiektów zabytkowych. Przytoczone przykłady dotyczą Wyższej Szkoły Ekonomicznej i Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Są też uczelnie, które od chwili wyodrębnienia z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza korzystać muszą w znacznym stopniu z budynków obcych, na ogół starych i w dodatku rozproszonych we wszystkich niemal dzielnicach miasta. Stąd też odpowiedzialne za rozwój szkolnictwa wyższego władze występują z wieloetapowymi planami nowego budownictwa, które by stworzyło od podstaw nowoczesne ośrodki naukowe. Najbardziej charakterystycznym przykładem jest Akademia Medyczna. Są wreszcie i taikie uczelnie, które otrzymały po wyzwoleniu obiekty nieźle odpowiadające ich aktualnym potrzebom. Chodzi tu głównie o Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną. Chciałbym się zająć oceną zrealizowanych projektów architektonicznych i przedstawieniem koncepcji urbanistycznych zmierzających do zaspokojenia potrzeb lokalowych wyższych szkół poznańskich. O usytuowaniu i architekturze głównego gmachu Wyższej Szkoły Ekonomicznej (dawniej Wyższej Sokoły Handlowej) zadecydowała ówczesna sytuacja w wyższym szkolnictwie poznańskim. Koncentrowało się ono w poważniejszym niż obecnie stopniu w rejonie placu Adama Mickiewicza. N owa uczelnia w memencie organizacji potrzebowała licznej kadry pracowników naukowych. Z pomocą przyszedł jej wówczas Uniwersytet Poznański. Oczywiście synchronizacja pracy profesorów wymagała jak najmniejszej odległości między obydwoma szkołami wyższymi. To właśnie zadecydowało o takiej lokalizacji. Projektant inż. Łucjan Ballenstaedt uznaJł, że sąsiedztwo monumentalnej architektury zobowiązuje do pewnej kontynuacji, opracował więc koncepcję zbliżoną do architektury otoczenia. Fakt ten nie mógł pozostać z kolei bez wpływu na założeniai rozbudowy Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Polsce Ludowej. Zamierzenia inwestycyjne uczelni poszły w dwóch kierunkach. Pierwszym z nich była nadbudowa głównego gmachu dla pomieszczenia nowych sal wykładowych (proj. arch. Jatn Cieś1iński), drugim - wzniesienie skrzydła Józef Modrzejewskiwzdłuż ulicy Składowej, naj miejscu spalonego w czaSIe działań wojennych budynku Gimnazjum i Liceum im. I. Paderewskiego. Projektanci - arch. arch. Stefan Słoński i Bogdain Cybulski - otrzymali zadanie ścisłego powiązania gmachu centralnego i skrzydła zarówno w układzie wewnętrznym (wykorzystanie jednego istniejącego wejścia do wspólnego celu i zachowanie jednakowego poziomu obu parterów) jak i w ukształtowaniu elewacji zewnętrznej (kontynuacja gzymsu wieńczącego). Nowy budynek nie jest jednak mechanicznym powtórzeniem starego. Zmiana normatywów wysokości pomieszczeń szkolnych wpłynęła na obniżenie trzech wyższych kondygnacji w skrzydle. Obydwa obiekty połączono schodami wyrównawczymi. Przebieg ulicy Składowej wyznaczył także łukowaty kształt rzutu nowej części budynku. Budowa skrzydła ciągnęła się stosunkowo długo. Powstały bowiem kłopoty z fundamentowaniem (grunt wymagał wbicia znacznej ilości pali). W rezultacie szkoła otrzymała obiekt o kubaturze około 12 000 m 3 , w którym pomieszczono sale wykładowe (w przełączniku), magazyny książek (w piwnicach), bibliotekę (na parterze) oraz poszczególne katedry (na trzech wyższych kondygnacjach). N owe skrzydło szkoły nie wyróżnia się ani swym układem ( metoda tradycyj na) , ani konstrukcj ą (zastosowano system półszkieletowy), ani wreszcie ciekawszym rozwiązaniem sal (były propoizycje lepszego układu czytelni, ale zostały później zmienione). Ciekawsza jest koncepcja odbudowy spalonego w r. 1945 gmachu b. Ziemstwa Kredytowego na siedzibę Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Trzeba jednak zaznaczyć, że jej lokalizacja nie we wszystkim jest zgodna z postulatami współczesnej urbanistyki. Wymaga się na ogół, aby akademie sztuk plastycznych były sytuowane w otoczeniu obiektów kulturalnych o nastroju sprzyjającym rozwojowi doznań artystycznych, w rejonie zapewniającym maksimum słońca i przestrzeni, w miejscach sąsiadujących z fragmentami krajobrazu, starodrzewia, skąd ponadto rozciągają się dalekie widoki panoramiczne (dla ułatwienia nauki rysunku i studiów plenerowych). Budynek Ziemstwa Kredytowego, wzniesiony w latach 1837-1840 przez Antoniego Krzyżanowskiego, posiadał dość dużą kubaturę i odznaczał się bezpretensjonalną, nie pozbawioną pewnego uroku architekturą. Duże zniszczenia wojenne ułatwiły projektantowi arch. Janowi Węcławskiemu opracowanie koncepcji odbudowy dostosowanej do potrzeb i wymogów nowego użytkownika. Zmniejszył on szerokość obu skrzydeł z 2,5 traktu na jeden trakt, przez co uzyskał możliwość korekty oświetlenia wnętrz. Dalszą konsekwencją tej decyzji było rozluźnienie stopnia zabudowy działki. Wprawdzie pewna część rezerwy terenowej została wykorzystana na postawienie nowoczesnego, bardzo przeszklonego pawilonu rzeźby, ale pozostało jeszcze dużo miejsca na urządzenie pięknego, wewnętrznego patio. Obecna kubatura gmachu wynosi 22 500 m 3 . Odtworzone z małymi zmianami obie elewacje frontowe (bez reliefów) znów podnoszą walor skrzyżowania ulic Marcinkowskiego i 23 Lutego, a hall wejściowy stanowi jedno z efektowniejszych rozwiązań wnętrzowych w Poznaniu. II W marcu 1961 r. mgr Tadeusz Cemkier opracował ogólne założenia projektowe perspektywicznej rozbudowy Akademii Medycznej (do r. 1980). Starania o zmianę sytuacji lokalowej tej niezwykle ważnej w życiu naszego miasta uczelni rozpoczęły się jednak już trzy lata wcześniej. Trwałym rezultatem ówczesnych studiów, prowadzonych przez arch. Floriana Rychlickiego, jest koncepcja koncentracji większości budynków w rejonie zachodniej części Jeżyc. Tam znajdują się dwa wielkie kompleksy kliniczne (przy ul. Polnej i Przybyszewskiego), tam wzniesiono obszerny dom dla studentek, tam wreszcie są możliwości uzyskania nowoczesnego obiektu dla Katedry i II Kliniki Ftyzjatrycznej. W bezpośrednim sąsiedztwie tych gmachów leżą obszerne tereny, albo zupełnie nie wykorzystane (u zbiegu ulic Szpitalnej i Świerczewskiego), albo użytkowane czasowo na ogródki działkowe (w czworoboku ulic Przybyszewskiego, Mar Celińskiej, Polnej i Świerczewskiego). Tutaj można zlokalizować dużą część nowych budynków, tworząc wraz Z istniejącymi obiektami główny i zasadniczy rdzeń ośrodka naukowego Akademii Medycznej. Idealniejsza teoretycznie byłaby realizacja kompleksowa całego miasteczka akademickiego, ale wtedy koszty wzrosłyby niewspółmiernie wysoko. Zresztą, obecne ogólne założenia projektowe mgra Tadeusza Cenkiera przewidują konieczność wydatkowania sumy prawie 550 min. zł w dwóch etapach w ciągu najbliższych 18 lat. J ak to się dzieje, że skala potrzeb Akademii Medycznej jest tak duża? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba rozszerzyć sygnalizowane krótko na wstępie mej publikacji uwagi natury ogólnej. Zgodnie ze stwierdzeniem mgra Tadeusza Cenkiera, zakłady teoretyczne Akademii Medycznej korzystają obecnie z pomieszczeń o powierzchni użytkowej 15 926 m 3 , z czego znaczna część, bo 6820 m 2 , przypada na budynki obce. Większość z nich jest własnością Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (m. in. Collegium Maius, Collegium Chemicum). Zgodnie z zastrzeżeniami właściciela, nie można w nich dokonywać ani przeróbek, ani też adaptacji. Zresztą podobne przedsięwzięcia byłyby trudne do urzeczywistnienia 'ze względu na konstrukcję i wiek gmachów. Wszystkie pomieszczenia uniwersyteckie mają być poza tym zwrócone właścicielowi wobec jego' stale rosnących potrzeb lokalowych. Inne obce obiekty służące tymczasowo Katedrze i Zakładowi Historii Medycyny (wł. Rady Narodowej m. Poznania) i Katedrze Badania Środków Spożywczych (wł. Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej) stwarzają podobne kłopoty użytkownikom. Do tego dochodzi rozproszenie katedr, zakładów i pracowni, którego promień przekracza 10 km. Wcale nie lepiej kształtuje się sytuacja w organizowaniu i prowadzeniu zajęć praktycznych. Odbywają się one w czterech państwowych szpitalach klinicznych, w czterech szpitalach miejskich i dwóch wojewódzkich szpitalach specjalistycznych. Budynki te rozrzucone są również w promieniu 10 km. Sześć innych obiektów klinicznych należy do budowli adaptowanych pospiesznie do nowych celów, przy czym w przypadku I Kliniki Pediatrycznej sytuację dodatkowo komplikuje zły stan murów (liczne pęknięcia). Wydaje się, że nie potrzeba wcale wdawać się w dalszą analizę kłopotów lokalowych Akademii Medycznej, aby uznać założenia inwestycyjne za całkiem uzasadnione i w niczym nie przesadzone. Mgr Tadeusz Cenkier formułuje te założenia następująco: a) nowy zespół gmachów dla zakładów teoretycznych Wydziału Lekarskiego, Oddziału Stomatologicznego i Wydziału Farmaceutycznego, b) dziewięć nowych klinik i rozbudowa czterech istniejących, Józej Modrzejewski c) nowy gmach dla rektoratu, dziekanatów, administracji, stowarzyszeń Społeczno-Zawodowych, z aulą i centralną biblioteką, d) nowy dom studenta, nowy dom dla pielęgniarek i nowe budynki dla personelu .awaryjnego klinik, e) nowe budynki gospodarcze, warsztaty i urządzenia pomocnicze. W pierwszym etapie, pokrywającym się z pięciolatką 1961-1965, ma być podjęta rozbudowa trzech państwowych szpitali klinicznych (przy ul. Długiej, Polnej i Dzierżyńskiego), budowa ośrodka rehabilitacyjnego przy Klinice Ortopedycznej oraz budowa obiektów I i II Katedr i Klinik Pediatrycznych. Wynika z tego, że realizacja głównych założeń nastąpi dopiero po roku 1965. III Zgodnie z koncepcją zgrupowania większości obiektów Akademii Medycznej w zachodniej części J eżyc, zatwierdzono odpowiednią lokalizację i zlecono opracowanie projektów wstępnych dla obydwóch Klinik Pediatrycznych i Kliniki Psychiatrycznej. Budynki staną na wolnej działce u zbiegu ulic Szpitalnej i Świerczewskiego, obok nowej Wojewódzkiej Przychodni Przeciwgruźliczej. Projektanci arch. Henryk Marcinkowski i arch. Bogdan Otomański zamierzają ulokować obie kliniki pediatryczne w jednym gmachu o kubaturze 53 600 m S , przy czym także w jego obrębie chcą umieścić przychodnię dla dzieci zdrowych. Nowy gmach ma być wyposażony łącznie w 170 łóżek. Oddziały chirurgiczny i laryngologiczny obsłużą oibydwie kliniki. Pierwszy dysponować będzie 40, a drugi 30 łóżkami. Nowy gmach dla Kliniki Psychiatrycznej (proj. arch. Bogdan Celichowski), nieco niniejszy (kubatura 19 500 m 3 ),. pomieści stosunkowo dużą liczbę łóżek (120). Zespół budynków klinicznych uzupełni dom dla personelu (6 mieszkań) i internat dla pielęgniarek (dla 76 osób). Koszt całego zamierzenia oblicza się na 71 min. zł. Inwestor musi dołożyć wszelkich starań, aby realizacja zespołu mogła rozpocząć się jak najwcześniej . Znacznie bardziej zaawansowany jest projekt nowego ośrodka rehabilitacyjnego przy Katedrze i Klinice Ortopedycznej Akademii Medycznej na Wildzie. Architekci Waldemar Preiss, Maria Waschko i Andrzej Weiss proponują ścisłe związanie nowego gmachu z istniejącym, co umożliwi dwustronne wykorzystanie bloku operacyjnego i pozwoli na zmniejszenie kosztów budowy. Główny budynek ośrodka pomieści 170 łóżek. W jednokondygnacyjnych członkach bocznych i na parterze głównego gmachu umieści się różne działy, jak np. hydroterapię (z krytą pływalnią), przyrodolecznictwo, pracownie terapii zajęciowej (warsztaty tkackie, skórzane), trzy sale gimnastyczne, szkołę i przedszkole dla dzieci przebywających w klinice lub oddziale rehabilitacji. Warsztaty ortopedyczne zajmą osobny budynek (wzdłuż ulicy Krzyżowej). Tak samo wydzielono obiekt przeznaczony dla pielęgniarek. Duży i ładnie położony rejon parkowy od strony ulicy Dzierżyńskiego zostanie wykorzystany dla zajęć rehabilitacyjnych, o charakterze sportowym. Przewiduje się m. in. zbudowanie toru-bieżni z przeszkodami. Niektóre urządzenia sportowe (głównie basen pływacki) będą mogły być wykorzystane przez ludzi z zewnątrz. W związku z tym poszczególne zakłady przemysłowe zgłosiły gotowość partycypowania w kosztach wymienionych inwestycji. Konstrukcja głównego nowego budynku będzie półszkie1etow.a, maksy o LI C II a,o. Co s'mu #»:HCm "O O N a o VI II * *-*Ulgnc#* K** A. Plan orientacyjny zagospodarowania przestrzennego obiektów Akademii Medycznej w Poznani Ol co Józef Modrzejewski maInie przeszklona, a sali wykładowej z laboratorium i przychodnią - szkieletowa. Twórcą obu rozwiązań jest inż. Latouschek. Rozpoczęcie realizacji projektu nastąpi w r. 1963 i ma przebiegać w kilku etapach. Przy ocenie koncepcji twórczej trzeba pamiętać, że w studiach nad podobnymi obiektami szczególnie dużą rolę odgrywa zagadnienie najlepszej funkcjonalności. Ostateczny sprawdzian tego waloru może nastąpić oczywiście po ukończeniu prac budowlanych. Jeżeli chodzi o architekturę, to autorzy projektów śmiało zdecydowali się skontrastować neogotycką bryłę starego gmachu z dość współczesnym kształtem nowego zespołu. Niepoślednie znaczenie dla efektu wizualnego będzie miał utrzymywany starannie rezerwat zieleni na dużym odcinku terasu nadwarciańskiego. II*H OIIIHTAIIIIIY fU)ZMSt«CZFHSA tWlKWW AlUBEMIt «E» Y«Mfe3 hI j01HAtftti WifuatywtAGą ta ty 4" Woiohlift» ,* IIJ@ S*»m M?b*ie [ %&$1& Ś )J(A\ **** UlUlU< t f'" ,,**>><<£ £ 3 . W ™ f» > ******* * es mm*** #****$ j% *jt3*«.t* fr#*e io*4*i4e«wiMM»1 Plan orientacyjny . . rozmIeszczenIaobiektów Akademii Medycznej w Poznaniu Podobnie jak w przypadku nowego ośrodka rehabilitacyjnego także nowe obiekty dla Kliniki Ginekologicznej nie mieszczą się w obrębie projektowanego centralnego ośrodka Akadfemii Medycznej, ale stanowią rozbudowę istniejących kompleksów w różnych dzielnicach miasta. Jeśli pierwsze przedsięwzięcie (obok obszernego i gruntownie przebudowanego wewnątrz gmachu Kliniki Ortopedycznej) jest na ogół zrozumiałe dla wszystkich, o tyle drugie może wywołać pewne zdziwienie. Przecież pomieszczenia b. klasztoru przy ul. S. Engla 31 trudno uanać za odpowiednie i wystarczające. Niestety budowę nowego gmiachu dla Kliniki Ginekologicznej w Poznaniu przesuniętona bardzo odległy termin, a potrzeby bieżące są bardzo palące. Zdecydowano się więc na przebudowę i rozbudowę starego budynku oraz zaadoptowanie trzech will w sąsiedztwie na potrzeby internatu dla 'pie1ęjgniarek, przychodni i laboratorium. Nowy pawilon pomieści pracownię izotopów. Obecnie arch. Marian Kyc1er kończy projekt wstępny budynku o kubaturze 12 000 m 3 i zaplecza gospodarczego o kubaturze 3000 m 3 . Ob» obiekty staną w otoczeniu dawnych, tworząc wraz z nimi niejednolity pod względem architektonicznym, ale ściśle związany funcjona1nie zespół. Nowe budynki Kliniki Ginekologicznej pomieszczą izbę przyjęć, lokale dla administracji, apteki, pracownię rentgenowską, oddział ginekologiczny z 40 łóżkami i oddział porodowoAoper.acyjny. Pozostała część inwestycji stworzy po prostu od podstaw brakujące w obecnym zespole zaplecze gospodarczo - usługowe. Krótki przegląd projektowanych gmachów dla Akademii Medycznej pozwala stwierdzić, że przystąpiono już do pracy nad zmianą kłopotliwej sytuacji lokalowej tej uczelni. Skala zamierzeń jest wszakże bardzo skromna wobec założeń opracowanych przez mgra Tadeusza Cenkiera. Stąd też pilne jest podjęcie studiów nad dalszymi obiektami. IV Współczesna urbanistyka określa dość rygorystycznie postulaty wobec szkół muzycznych. Jeden ze znanych teoretyków pisze: "dla konserwatoriów konieczny jest spokój i odsunięcie od hałasów miejskich, a więc cichy plac na uboczu albo otoczenie zielone". Przemiany w obrębie dzisiejszego dużego organizmu miejskiego podkreślają z każdym rokiem coraz natarczywiej wymowę tych słów. Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna w Poznaniu zajmuje budynek w rejonie placu Adama Mickiewicza, przy naj ruchliwszej przelotowej arterii komunikacji miejskiej i obok głównego traktu komunikacji kolejowej. Stopień nasilenia hałasów w sąsiedztwie od lat wzrastał systematycznie i wzrastać będzie w przyszłości. Projekty rozszerzenia ulic Czerwonej Armii i Roosevelta, zamiar stworzenia ronda przy skrzyżowaniu na zachód od Mostu Uniwersyteckiego i ewentualne przerzucenie jeszcze jednego mostu nad parowem kolejowym - to zagadnienia, które ściśle łączą się z modernizacją śródmieścia i powiększającą się liczbą pojazdów wszystkich typów. Trudno w obliczu podobnych faktów oceniać jakiekolwiek walory obecnej lokalizacji uczelni. Stąd też w żadnym razie nie można by tutaj powtarzać praktyk stosowanych przez inne uczelnie, takich jak nadbudowa, rozbudowa czy dobudowa skrzydeł. Jedynie słusznym pociągnięciem byłoby przeniesienie w zupełnie inne miejsce. Zresztą podobna decyzja będzie w przyszłości konieczna ze względów ogólnomiejskich. Budynek Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej stanowi najmniej wartościowy element zabudowy rejonu placu Adama Mickiewicza. Działka, którą zajmuje obecnie wraz z parcelami sąsiadującymi ze wschodu i południa, reprezentuje bardzo dużą wartość dla przyszłej rozbudowy i modernizacji śródmieścia. Może tu stanąć zespół obiektów o znacznej kubaturze, który rozwiązałby wiele problemów współczesnego miasta. Nie bez znaczenia będzie iperspektyw.a wprowadzenia w tym miejscu modernistycznych akcentów architektonicznych, które w powiązaniu z nowymi obiektami po obu Józef Modrzejewskistronach ulicy Zwierzynieckiej i Domem Technika stworzyłyby wreszcie pełny kontrast wobec monumentalnej architektury pozostawionej przez zaborcę. Gdzie szukać lokalizacji dla przyszłej siedziby Szkoły Muzycznej? Wydaje się, że można by ją znaleźć albo w obrębie planowanego centrum kulturalnego (tereny pO' b. forcie Grolimana) albo w sąsiedztwie jednego z realizowanych "miasteczek akademickich" (Politechniki, Wyższej Szkoły Rolniczej), albo wreszcie w jednym z większych rezerwatów zieleni (Sołacz, park Księcia Józefa Poniatowskiego, Malta). Nad wyborem którejś z tych możliwości warto by pomyśleć jak najwcześniej i przystąpić do studiów wstępnych nad architekturą. W ten sposób zapewni się Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej atrakcyjną perspektywę nowoczesnej siedziby, spełniającej wszystkie postulaty urbanistyczne, a nawet przyspieszy się moment realizacji takiego . . zamIerzenIa. ZYCIE KULTURALNE TADEUSZ HALUCH PIĘĆ LAT PAŃSTWOWEJ OPERETKI POZNAŃSKIEJ Jr1ERWSZE dziesięciolecie pOWOjenne potraktowało dość surowo "lekką muzę". Postulat sztuki walczącej, a co najmnIej zaangażowanej w sposób rygorystyczny eliminował z życia kulturalnego widowiska pozbawione głębszych treści ideowo-politycznych, służące rozrywce. W tej sytuacji pozycja operetki była nie do pozazdroszczenia, miała ona na swoją obronę tylko muzykę Offenbacha, Straussa, Ka1mana i Lehara. Jej zawartość treściowa - owe hrabiowskie miłostki, pseudokonflikty, pikantne sytuacyjki, zwietrzałe dowcipy, pretensjonalność i minoderia - mogły budzić w najlepszym razie uśmiech pobłażliwej ironii. Operetka w tej formie, w jakiej kwitła w okresie międzywojennego dwudziestolecia i w jakiej oglądamy ją dziś, powstała w drugiej połowie XIX wieku. W ciągu niespełna kilkudziesięciu lat przeżyła swój okres bohaterski i weszła w stadium daleko idącej konwencjonalizacji treści i formy. Z dowcipnych, nasyconych satyrycznymi aktualiami czołowych operetek Offenbacha pozostały w twórczości naśladowców jedynie żałosne schematy, obliczone na gust przeciętnego mieszczuchai. Wykruszyły się również elementy ludowego wodewilu. Wszystkie te fakty jednak nie przekreśliły społecznego zapotrzebowania na lekkie widowiska muzyczno-słowne. POCZĄTKI PAŃSTWOWEJ OPERETKI POZNAŃSKIEJ W tak bogatym środowisku muzycznym, jakim jest Poznań, istnieją zawsze pewne rezerwy ludzkie, naturalna baza różnego rodzaju twórczych inicjatyw: absolwenci szkół muzycznej i baletowej, piosenkarki, artyści nie związani z żadną placówką artystyczną i inni. W tych warunkach projekt stworzenia popularnego teatru muzycznego miał swoje uzasadnienie. Pertraktacje jednak w sprawie powołania do życia sceny operetkowej toczyły się długo. Przeszkodą, zdawałoby się nie do pokonania, był tu przede wszystkim brak odpowiedniej sali widowiskowej, ze skromnymi chociażby zapleczem. Inicjator utworzenia w Poznaniu operetki, Zbigniew Szczerbowski, zdecydował się ostatecznie na wynajem sali w gmachu Ligi Przyjaciół Żołnierza przy ulicy Niezłomnych. Wybór ten miał swoje dobre i złe strony. Budynek jest świetnie usytuowany w centrum miasta, posiada natomiast scenę i widownię urągającą podstawowym wyobrażeniom o teatrze (powierzchnia sceny 30 m 2 , sceny wraz z kulisami - 50 m 2 , wadliwie zbudowany kanał orkiestrowy, zła wentylacja sali). Tadeusz Ha lu ch Podejmując decyzję ulokowania Operetki Poznańskiej przy ul. Niezłomnych, zdawano sobie niewątpliwie sprawę z ujemnych konsekwencji tego kroku, jednak w obecnych warunkach o lepszym rozwiązaniu nie można było marzyć. Dyrekcję nowej instytucji objął Jan Teresiński, głównym reżyserem został Zbigniew Szczerbowski. Tak więc etap przygotowań organizacyjnych i programowych został zakończony i młody zespół przystąpił do prób operetki Pawła Abrahama Wiktoria i jej huzar. Premiera odbyła się 20 maj.» 1956 roku i tę datę należy uznać za początek działalności Operetki Poznańskiej. W okolicznościowym felietonie zamieszczonym w programie dr Jerzy Koller pisał: Otwarcie nowej, poświęconej operetce i rozrywce sceny niezmiernie ułatwia i upraszcza zadania zarówno Opery Poznańskiej, jak i naszych teatrów dramatycznych. Jak pierwsza tak i drugie musiały z konieczności dzielić się tym, nieraz dla nich trudnym i kłopotliwym obowiązkiem dostarczania publiczności lżejszej, rozrywkowej strawy, musiały nie tylko rozwijać i kształcić, ale i bawić. Utworzenie specjalnego teatru poświęconego operetce, wodewilowi i komedii muzycznej, a więc sceny par excellence rozrywkowej, pozwoli operze i teatrom dramatycznym zmieniać repertuar poważny i lżejszy, bez wypaczania swych najistotniejszych zadań, bez wykrzywiania ideowej linii. Publiczność poznańska i miasto nasze będą z pewnością tej scenie i jej twórcom wdzięczni, darząc ją swym poparciem i opieką". Te słowa znalazły wkrótce swoje potwierdzenie. Operetka Abrahama Wiktoria i jej huzar, ina uguruj ąc a działalność nowej sceny, osiągnęła 102 przedstawienia. Odnotujmy obsadę pierwszej pozycji operetki poznańskiej: Jerzy Bandel, Izabella Ferency , Jerzy Golfert, Janusz Gole, Zbigniew Graczyk, Michał Lasowy, Jerzy Łodziński, Adam Raczkowski, Marian Pokrzycki, Ryszard Słowiński, Lucyna Skałbania, Irena Szulc-Kruk, Ludmiła Szwabowicz, Zbigniew Szczerbowski, Ludwik Trojanowski, Kazimierz Tomsza, Andrzej Wiza, Erika Wosińska. Premiera Wiktorii i jej huzara, którą poprowadził Zygmunt Wojciechowski, zamknęła wstępny etap rozwoju Operetki Poznańskiej, etap kompletowania zespołu, przezwyciężania trudności techniczno-organizacyjnych, precyzowania założeń i linii repertuarowej. Kredyt zaufania, jakim społeczeństwo miasta obdarzyło nową placówkę, wyrażał się zarówno gremialnym wykupywaniem biletów jak i pobłażliwym traktowaniem wszystkich - nieuchronnych zresztą - niedociągnięć artystycznych pierwszych przedstawień. W okresie dyrekcji Jana Teresińskiego Państwowa Operetka Poznańska wystąpiła w 1956 roku z drugą premierą. Była to Wesoła wdówka Franciszka Lehara (pierwsze przedstawienie 4. 10. 1956) w reżyserii Danuty Baduszkowej i opracowaniu muzycznym Zygmunta Wojciechowskiego. Scenografię zaprojektował Stefan Janasik, choreografia Józefa Ciesielskiego, chór pod kierunkiem Tomasza Droszcza. W roli głównej wystąpiła Wanda Jakubowska. Liczba 165 przedstawień stanowiła dostateczny dowód, że na mapie kulturalnej Poznania pojawił się nowy punkt, z którym poważnie trzeba się liczyć. DRUGI I TRZECI ROK DZIAŁALNOŚCI Historia każdego teatru bez względu na wielkość wysiłków organizacyjnych całego zespołu i dyrekcji, bez względu na takie czy inne problemy natury materialnej i technicznej, które należy przezwyciężać, jest przede wszystkim historią konkretnych przedstawień, sukcesów i porażek artystycz (:!) nych, linii repertuarowej. Widza nie interesują bowiem zagadnienia techniczne zaplecza, ani kłopoty z obsadami, ani wreszcie problem płytkiej sceny. Interesuje go to, co na tej scenie ogląda. W drugi rok swego istnienia Operetka Poznańska weszła pod znakiem Lehara, kontynuując cykl przedstawień Wesołej wdówki. W pierwszych miesiącach roku 1957 dokonała się zmiana kierownictwa placówki. Dyrektorem został Zygmunt Wojciechowski, doskonale znany poznańskiej publiczności, b. dyrektor i doświadczony dyrygent Opery Poznańskiej. Wkrótce też rozpoczęły się próby operetki Jerzego Jarno Krysia Leśniczanka. Libretto Bernharda Buchbindera zostało na nowo zaadaptowane (w części prozatorskiej) przez Bogdana Danowicza i Juliana Mikołajczaka. Kierownictwo muzyczne wziął w swoje ręce Zygmunt Wojciechowski, reżyserował spektakl Witold Zdzitowiecki, scenografia zaś należała do Stefana Janasika. Oto garść uwag recenzentów po premierze Krysi Leśniczanki, która odbyła się 30 marca 1957 roku. Cz. Sikorski pisał w "Gazecie Poznańskiej" z dnia 6 kwietnia 1957 roku: "Wystawienie Krysi po Wesołej wdówce oznacza wyraźne obniżenie ambicji repertuarowych Poznańskiej Operetki. [...] W przygotowaniu premiery uderza szczególnie wielka staranność w opracowaniu muzycznym i scenograficznym. Wielkie zastrzeżenie budzi natomiast proza aktorów. W niektórych momentach przypomina wprost słaby teatr amatorski. Orkiestra: mam wrażenie, że dopóki nie przebuduje się kanału orkiestrowego, pozwalającego na wzmocnienie orkiestry i usunięcie fortepianu, dopóty orkiestra posiadać będzie charakter salonowy, przeznaczony do wykonywania tzw. »kawałków«. Pomimo tego mankamentu zespół jest już przecież znacznie lepszy od zespołu, którym dysponowała operetka w ubiegłym roku. Widać tutaj pracę dyrygentów: Z. Wojciechowskiego i R. J ankowiaka. W sumie powiedzieć możemy, że zrobiono wszystko, ażeby operetkę J. Jarno wystawić jak najlepiej. Dodano widowisku kosztowną i barwną oprawę, jednak koszt i wysiłek włożony w przygotowanie premiery nie jest proporcjonalny do końcowego efektu" . Podobną opinię' reprezentowali recenzenci innych pism poznańskich, uważając zgodnie, że po operetkach Abrahama i Lehara błaha, tracąca myszką komedyjka J. Jarno obniżyła ambicję młodej sceny. Warto wspomnieć, że na przekór opinii krytyków Krysia Leśniczanka cieszyła się wśród widzów popularnością niewiele mniejszą niż poprzedzające ją premiery, osiągając ostatecznie 102 przedstawienia. Po kilku przedstawieniach tytułową rolę powierzono znanej dotąd z Wesołej Wdówki Wandzie Jakubowskiej. Rola ta stała się nowym sukcesem artystycznym młodej śpiewaczki, której wokalny i dramatyczny talent zaczął się odtąd rozwijać w bardzo szybkim tempie. W sierpniu 1957 roku prasa poznańska podjęła kampanię na rzecz poprawienia sytuacji lokalowej i materialnej Operetki Poznańskiej. W dniu 28 września 1957 roku odbyła się kolejna premiera: Hrabina Marica Imre Kalmana. Kierownictwo muzyczne spoczywało w rękach Zygmunta Wojciechowskiego, reżyseria Danuty Baduszkowej. Tytułową rolę grały na zmianę: Wanda Jakubowska, Lucyna Skałbania, Irena Szulc-Kruk. Po premierze Hrabiny Maricy recenzent "Głosu Wielkopolskiego" napisał: Ostatnia premiera w Operetce Poznańskiej zasługuje na szczególną uwagę z dwóch powodów: przedstawienie żyje świetną Wandą Jakubowską. Po drugie - żarliwą dyskusję budzi tzw. humor. Jakubowska śpiewa, secundo - tańczy, tertio - gra. Wszystko to robi z dużym wdziękiem, pewnością siebie, temperamentem i co najważniejsze - talentem. Sukces niezawodny. Jakubowska jest gwiazdą na naszym S Kronika Miasta Poznania 2 Tadeusz Ha lu ch Primadonna operetki - Wanda Jakubowska operetkowym firmamencie. Reszta zespołu dobra, ale zarówno Golfert i Szwabowicz, Gole czy Skałbania, mimo że wokalnie i aktorsko wywiązują się bez zarzutu ze swego zadania, pozostają w cieniu swej koleżanki. Są inne jeszcze dodatnie strony widowiska: staranne, chociaż z zastrzeżeniami, o których niżej, opracowanie reżyserskie, sceniczne i choreograficzne. W sumie - dużo wysiłków i sporo efektów. Przedstawienie podoba się, jest oklaskiwane przy otwartej kurtynie. Duże zastrzeżenia budzi jednak - moim zdaniem - pomieszanie elementów lirycznych z elementami farsowymi. Uważam w dalszym ciągu, że kompromis taniej farsy z nastrojem lirycznym jest w operetce nie do pogodzenia". N ie ulega wątpliwości, że Hrabina Marica, mima pewnych zastrzeżeń krytyki, stanowiła sukces artystyczny Operetki Poznańskiej. Liczba 186 przedstawień - aczkolwiek nie zawsze miarą artystycznych walorów jest frekwencja - ma jednak swoją wymowę. W dniu 17 listopada 1957 roku, w czasie przedstawienia! Hrabiny Maricy, odbyła się rzadka uroczystość - jubileusz 50-lecia pracy artystycznej dyrektora operetki, cenionego pedagoga i dyrygenta prof. Zygmunta Wojciechowskiego. W uznaniu zasług dla rozwoju polskiej kultury muzycznej Rada Państwa PRL odznaczyła jubilata Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Dysponujący rozległą wiedzą muzyczną, zżyty z pałeczką dyrygenta od 19 roku życia Zygmunt Wojciechowski położył niewątpliwe zasługi w podniesieniu poziomu orkiestry operetki, w skompletowaniu jej zespołu wokalnego, aktorskiego i baletowego. Piątą, a jednocześnie ostatnią w okresie dyrekcji Zygmunta Wojciechowskiego pozycją repertuarową operetki była (29. 3. 1958) Kraina uśmiechu Franciszka Lehara, utwór, który przewędrował przez sceny niemal wszystkich teatrów muzycznych świata. Po r.az pierwszy Zygmunt Wojciechowski wystawiał tę operetkę w 1931 roku na scenie teatrzyku "Uśmiech", mieszczącym się w dzisiejszym kinie "Bałtyk". Była to wówczas polska prapremiera, w której świetną kreację stworzyła Jadwiga Fontanówn.a. W okresie powojennym Krainą uśmiechu grała również z powodzeniem Opera Poznańska. Recenzent "Gazety Poznańskiej" (w dn. 12-13. 4. 1958) tak pisał o głównych wykonawcach lirycznej, melodyjnej operetki Lehara: "Z solistów, którzy w Krainie uśmiechu stanęli przed bardzo trudnym zadaniem, na naczelnym miejscu postawiłbym Witolda Ermowa, występującego w roli księcia Su-Czonga. Jest on niewątpliwie dobrym śpiewakiem, obdarzonym wprawdzie niedużym, jednak miłym w brzmieniu lirycznym tenorem. Może aktorsko jest on jeszcze nieco skrępowany, jednak z czasem na pewno się z tego uwolni, a dysponując wartościami wokalnymi i przyjemną aparycją, spełnia wszystkie warunki dobrego amanta operetkowego. Wanda Jakubowska (Liza) czuje się wprawdzie lepiej w rolach tego typu, co Wdówka w Wesołej Wdówce Lehara, w których trzeba szaleć, tańczyć i wyżywać 6ię aktorsko, jednak i w lirycznej roli Lizy czuła się także dobrze, wywiązując się przy tym nienagannie z partii wokalnej. Doskonale zestawioną parę wodewilistów tworzyli Ludmiła Szwabowiczówna (Mi) i Jerzy Golfert (hrabia Gustaw) -- wytrawni aktorzy, posiadający świetne wyczucie sceny. Dobrze także, mym zdaniem, obsadzone zostały pozostałe role: generała - Adam Raczkowski, Czanga - Marian Pokrzycki i eunucha - Kazimierz Tomsza. Solistów przygotował starannie Stanisław Renz. W projektach scenograficznych Stefana Janasika, w przeciwieństwie do nieco mdłych dekoracji i częściowo zużytych już kostiumów z I aktu - uderzają barwnością, oryginalne w pomysłach kostiumy chińskie oraz nad wyraz efektowne dekoracje II aktu. Wrażenie to potęguje jeszcze bogata gra świateł przy wykorzystaniu efektów powstałych przez nafosforyzowanie pewnych fragmentów dekoracyjnych. W sumie spektakl jest ciekawy i na pewno cieszyć się będzie wielką popularnością" . LATA 1958-1961 Koniec sezonu artystycznego 1957/58 zbiegł się ze zmianą dyrekcji Operetki Poznańskiej. W dniu 8 sierpnia 1958 roku kierownictwo artystyczne objął utalentowany dyrygent, kompozytor i muzyk Stanisław Renz. W kilka dni później nominację na dyrektora teatru otrzymał Henryk Duczmal, poprzednio kierownik muzyczny rozgłośni poznańskiej "Polskiego Radia". Warto również zaznaczyć, że Operetka Poznańska, która od początku swej działalności podlegała! kompetencji Wydziału Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, znalazła się od tej chwili pod opieką Prezydium Rady Narodowej m. Poznania. N owe kierownictwo rozpoczęło pracę od posunięć zmierzających do poprawienia warunków technicznych. Przede wszystkim przystąpiono do poszerze S' Tadeusz Haluch nia kanału orkiestrowego, którego wadliwa budowa miała ujemny wpływ na brzmienie orkiestry. Ponieważ perspektywy otrzymania innej sali widowiskowej o korzystniejszych warunkach były zbyt odległe, konieczność ulepczenia obecnej siedziby urosła do rzędu spraw najważniejszych. Pierwszą propozycją programową nowego kierownictwa był Bal w Savoyu Pawła Abrahama, wzbogacony jazzową suita baletową Stanisława Renza, który również sprawował ogólne kierownictwo muzyczne. Była to propozycja bez wątpienia trafna, podana w formie możliwie najatrakcyjniej - szej. Premiera odbyła się 30 września 1958 roku. Reżyserowała Danuta Baduszkowa, scenografia - Stefana J anasika, tańce w układzie Stanisławy Stanisławskiej. Przytoczymy fragment felietonu recenzenta "Gazety Poznańskiej" (z dn. 4/5. 10. 1958), który po scharakteryzowaniu drobnych zresztą usterek inscenizacyjno-reżyserskich tak pisał o zespole wykonawców: "Triumfatorką wieczoru była bez wątpienia Wanda Jakubowska. Aktorka ta w roli Madelaine miała wiele uroku. Umiar, duża kultura, inteligencja i swobodny taniec - to przekonywające atuty Jakubowskiej. Dobrym głosowo, ale słabszym aktorsko amantem był jej partner Witold Ermow, który przy całej powściągliwości scenicznych gestów nie zawsze swobodnie czuł się w roli markiza Arystyda de Faublas. Sympatię publiczności zdobyła Hanna Bielanka, występująca w roli kompozytorki jazzowej. Walorami tej młodej aktorki są wykonane z nerwem tańce i swoboda poruszania się na scenie. Jerzy Golfert wykazał w roli attache poselstwa tureckiego rutynę urodzonego aktora operetkowego. Grając z werwą, potrafił wnieść wiele scenicznego humoru i to w dobrym guście. Na uznanie zasłużył Janusz Gole, grający tym razem rolę zabawnego prawnika Celestyna Formanta. Groteskowa postać, jaką odtwarza, daje możliwość szarży, której Gole na szczęście uniknął. Z dużym temperamentem zagrała rolę Tangolity Zofia Kuleszanka. W dalszych rolach wystąpili: Alfred Rodi, Marian Pokrzycki, Jerzy Łodziński, Kazimierz Tomsza i inni. Wszystko, co oglądaliśmy na scenie, było roztańczone, śpiewne, wdzięczne i powabne. Słowem - widowisko to miłe dla oka i ucha stanowi dalszy sukces Poznańskiej Operetki". Bal w Savoyu Pawła Abrahama pobił wszystkie dotychczasowe rekordy frekwencji i doczekał się rzadkiego jubileuszu dwusetnego przedstawienia. Ściśle rzecz biorąc, przedstawień tych było 208 (około 120 tysięcy widzów). W dniu 30 maja 1959 roku odbyła się premiera Zemsty nietoperza Jana Straussa, w reżyserii Kazimierza Dembowskiego i scenografii Zbigniewa Kaji. Bal w Savoyu - pisał recenzent "Gazety Poznańskiej" - (2. 6. 1959 r.) - doczekał się 200 przedstawień. Myślę, że wystawiona w ubiegłą sobotę Zem £9 sta nietoperza tę liczbę znacznie przekroczy, chociażby dlatego, że jakościowo przewyższa poprzednią inscenizację". Podobną opinię reprezentował również recenzent "Expressu Poznańskiego" Jerzy Młodziejowski. Okres wakacyjny w roku 1959 kierownictwo operetki wykorzystało na dalsze ulepszenie warunków technicznych i powiększenie widowni, na co uzyskano zgodę właściciela gmachu - Wojewódzkiego Zarządu Ligi Przyjaciół Żołnierza. Prezydium Rady Narodowej m. Poznania przyznało na ten cel 500 tysięcy złotych. Rozbudowano balkon, odnowiono widownię i lokale administracyjne, przebudowano instalację elektryczną, "wygospodarowano" pomieszczenia na garderoby solistów i męskiego baletu. Rozbudowa balkonu powiększyła widownię Henrvk Duczmal o z górą 100 miejsc. Obecnie widownia operetki liczy w sumie 700 miejsc. Po zakończeniu renowacji e*łi zespół teatru przystąpił do prób współczesnej i słynnej już w całym świecie operetki PauJa Burkharde Fajerwerk. Premiera odbyła się 16 grudnia 1959 roku. (Reżyseria Danuty Dostalik-Baduszkowej, scenografia Zbigniewa Kaji, choreografia Stanisławy Stanisławskiej, kierownictwo muzyczne Stanisława Renza. Odnotujmy uogólniające uwagi recenzenta "Gazety Poznańskiej" (z dn. 2. 3. 1960) - Szczepana Gąssowskiego: "Z pewnością brak jeszcze naszej operetce wiele, zanim można będzie mówić o wysokim poziomie artystycznym. Niemniej jednak przyjemnie jest stwierdzić, że każda nowa inscenizacja jest jakimś krokiem naprzód w kierunku podniesienia jakości przedstawień. Do optymistycznych wniosków prowadzi przecież także i ostatnia premiera, mianowicie Fajerwerk Paula Burkharde". Fajerwerk zapisał na swym koncie 180 przedstawień. Dopiero w czwartym roku swego istnienia zespół poznański sięgnął po klasyczną operetkę Offenbacha Życie paryskie. Premiera odbyła się 20 sierpnia i960 roku. (Reżyseria Janusza Golca, scenografia Zbigniewa Kaji, choreografia Stanisławy Stanisławskiej, kierownictwo muzyczne Stanisława Renza) . Cytuję fragment recenzji Wiesława Kisera, zamieszczonej w "Gazecie Poznańskiej" (z dn. 27-28. 8. 1960): "W każdym razie najnowsza premiera Życie paryskie Jakuba Offenbacha wnosi dużo optymizmu. Cieszy sięgnięcie do początków operetki, do jej najczystszej formy, do eleganckiej doskonałej muzyki Offenbacha". I dalej po pozytywnym scharakteryzowaniu pracy reżysera, kierownika muzycznego, choreografa i scenografa: "zatem już teraz możemy powiedzieć, że w ostatniej premierze Operetka Poznańska uchroniła się w dużym stopniu od częstej na polskich scenach operetkowych szmiry artystycznej. Obsada solistyczna dostarczy tu dalszych argumentów". Dnia l grudnia 1960 roku Operetka Poznańska wystąpiła z premierą Sylwy (Księżniczka czardasza) Imre Kalmana, spektaklem bodaj najbardziejkontrowersyjnym w dotychczasowym dorobku. Reżyserował Sylwę Jerzy Golfert. Oto fragment popremierowej recenzji Wiesława Kisera zamieszczonej w "Gazecie Poznańskiej": Sylwa dasza) (Księżniczka czarImre Kalma na Kierownictwo muzyczne - Stanisław Renz, reżyseriaJ erz.Y . GQlfert'lI cenografia - ZbIgnIew aJa kostIUmy - Krysty'ną W ol ńskĘl, clioreografla 1 InscenIZaCja - Stanisława Stanisławska. Scena I z aktu L Sylva Varescu - Wanda Jakubowska, Feri - Janusz Gole, Boni - Jerzy Gołfert oraz chór męski. "Księżniczka czardasza nie może spotkać się z obojętnością. Rzecz w tym, że kierownik muzyczny Sylwy - Stanisław Renz pozbawił dzieło Kalmana autentyzmu, dodając własne wstawki baletowe. Jest ich nawet tak wiele, że słusznie zmieniono w Poznaniu tytuł Księżniczka czardasza na Sylwa. Księżniczka jest bowiem utworem Imre Kalmana a Sylwa dziełem Stanisława Renza, opartym , na partyturze Kalmana". Konkluzja recenzenta brzmiała następująco: Sylwa jest krokiem wstecz naszej operetki wobec poprzedniej premiery Życia paryskiego Jakuba Offenbacha. Wręcz odmiennego zdania był natomiast recenzent "Głosu Wielkopolskiego" Kazimierz Nowowiejski ("Głos Wlkp." z dn. 11/12. 12. 1960 r.): "Dzięki nowoczesnej inscenizacji Stanisławskiej i śmiałym pomysłom Jerzego Golferta Sylwę gruntownie odmłodzono. Pomocą okazała się tu muzyka baletowa Stanisława Renza, która przyniosła szereg numerów o zdecydowanym charakterze jazzowym, ożywiając nudę przedpotopowych czardaszów i zjełczały sentymentar T J T b, walczyków. Oczywiście najbardziej podobały mi się te fragmenty Czardaszki (przepraszam - Sylwy), gdzie Renz parafrazuje tematy ka1manowskie zreczme je stylizując (zakończenie operetki). Poprzednio - nie wszystkie wsTawki komponują się z całością (np. w I akcie, który jest w sumie raczej przydługi)". stibus A a f r a g fi e n t y P o ł w i e r d z a J ą chyba w pełni szacowną zasadę d e gu Jedenastą premierą Państwowej Operetki w Poznaniu było Niespokojne szczęście kompozytor,» radzieckiego Jerzego Milutina. ZSRR należy do tych Sylwa (Księżniczka czardasza) - Imre Ka1mana A A A A A 1 A A A A a A A A i \ _ A Y Golfen, cenografia - Zbigniew Finą}. Od lewe] luliska _L Maria Toma Aw: A %Jnscenizą<;jasz- !anisław.a Stanisławska. Szydłowska, Boni - Jerzy Geltert Sflwa v A , m" A . - StasIa - Krystyna Kaczkowski, ksi.zna Anlnłda *- *, ffi? SSZZSATSAZA A S t T A » oraz balet i chór. o TM III nielicznych krajów, które w pełni doceniły nieprzeciętne walory sztuki operetkowej w procesie masowej popularyzacji muzyki. Już w trzecim dziesięcioleciu rozpoczęto tam intensywre "odkurzanie" starych librett operetkowych uwalniając je z balastu stereotypowych, często denerwujących swoją naiwnością wątków fabularnych. Jednocześnie zrodził się nowy typ widowiska operetkowego, który śmiało zerwał ze sztampą arystokratycznych przygód miłosnych i siągnął po treści nowe, pulsujące aktualnością i rzeczywistymi k o n fI i k t Y Niezaprzeczoną zasługę w stworzeniu operetki "nowego tymi" ma Izaak Dunajewski. W kręgu jego doświadczeń i artystycznych sukcesów Tadeusz Haluchleży również twórczość Jerzego Milutina, kompozytora wielu melodyjnych utworów. Scena poznańska, sięgając po operetkę Milutina Niespokojne szczęście (,na kamwie której nb. zrealizowano film pt. Piesv tajg * zerwała Rose Marie Rudolfa Frimla i H. Stotharta Kierownictwo muzyczneStanisław Renz, reżyseria - Henryk Drygaiski, scenografia - ZbIgniew Ę-9-ja, kostiumy - Krystyna Wolińska - choreografia - Stanisława Stanisławska. Scena z aktu I. J ane - Irena Szuic-Kruk, Herman Groźny - Jan Rowiński i chór żeński. /\. b h H ZaSOWYfi SZ.cbIOneIll en w -ł- repertuarowym, co - z uwagI na przyzwyczaf u f ' p T e J e S t Z a W S Z e Z p 6 W n y fi S k . K . . t f 1 M bIl I l t' I e r n . IerownIc wo S . lll. e li (f o S A e S o q B YK» Reżyserował Henryk Drygaiski, reżyser w T e f r! T T 2 Y: , II y, T A a C Y II a S W Y fi k o n c i e w i e l e «ekawych inscenizacji fnanTHe? I fł- J /'.,.c -spokojne szczęście dla potrzeb sceny poS r T w!h D r y g a l s b zctecyd«wał się na śmiały zabieg usunięcia ostatniego aktu, wzbogacając w zamian akt drugi o suitę baletową Dymitra Kaba1ewskięgo. O ile rezygnacja z niektórych elementów rozlewnie bogatej fabuły dał»w efekcie przedstawienie o bardziej przejrzystej i logicznej kompozycji, o tyle suita Kaba1ewskiego w układzie Ste11i Pokrzywińskiej rozbihTnieco strukturę utworu Milutina, co według zgodnej opinii recenzentów - niewątpliwie zaważyło na ogólnej jego ocenie. "Niemniej jednak - pisał recenzent »Gazety Poznańskiej« - niewątpliwą zasługą Henryka Drygaiskiego jest zwrócenie uwagi na aktorską stronę przedstawienia, co dotychczas zwykle było piętą achillesową Poznańskiej Operetki. Aktorzy mówili na ogół poprawnie tekst i nie tylko ładnie śpiewali, ale również grali". I dalej " ... jest to cenna pozycja w repertuarze Państwowej Operetki Poznańskiej, świadczy bowiem, że ambitne próby tej sceny w zakresie zerwania z tradycyjnym repertuarem, bardzo dalekim wymaganiom współczesnego odbiorcy, zapoczątkowane premierą Zycia paryskiego Offenbacha, są konsekwentnie realizowane Co więcej Niespokojne szczęście nie jest jui tylko próbą zerwania ze sztampą, ale konkretnym zerwaniem z książętami kochającymi pokojówki, czy odwrotnie, jest jednym z nielicznych w Polsce wypadków wprowadzenia na scenę operetki współbl\łecs ro i" Rose Marie - Rudolfa Frimla i H. Stotharta Kierownictwo muzyczne - Stanisław Renz, reżyseria - Henryk Drygaiski. scenografia - Zbigniew Kaja, kostiumy - Krystyna Wolińska, choreografia - StanIsława Stanisławska. Scena baletowa z aktu I do muzyki Stanisława Renza. Pięciolecie działalności małej sceny przy ul. Niezłomnych zamknęła premiera operetki Frimla i Stotharta Rose Marie w dniu 2 września 1961 roku. Jeszcze raz okazało się, że libretta (nawet te, które poddano tzw. zabiegom uwspółcześniającym) są najsłabszą stroną większości operetek, że z próby czasu obronną ręką wychodzi przede wszystkim muzyka. Rose Marie nie należy pod tym względem do wyjątków. Utwór Frimla zainscemizowano na sce Tadeusz Haluch nie poznańskiej pomysłowo, Z rozmachem, z nieco rozrzutnym, ,ale utrzymanym w granicach dobrego smaku bogactwem elementów widowiskowych. Zgodnie z tradycją, Stanisław Renz wprowadiził do frim10wskiej muzyki suitę Rose Marie - Rudolfa Frim1a i H. Stotharta Kierownictwo muzyczne - Stanisław Renz, reżyseria - Henr k Drygaiski scenografia - Zbigniew Kaja, kostiumy - Krystyna Wolińska, choreografia - Stanisława S t S a w s k a Scena zbiorowa z aktu I. baletową własnej kompozycji, przez co widowisko zyskało jeszicze bardziej na efektowności. Reżyser Henryk Drygaiski zmontował przedstawienie z dużą inwencją, nadając mu dobry rytm. Dynamika scen, różnorodność kontrastujących obrazów, udramatycznienie wielu sytuacji, rozgrywanych tradycyjnie na nihy, wszystko to ożywiło poważnie fabułę nieco już anachronicznej Rose Marie. Sukces tej operetki był wspólnym dziełem kierownictwa, reżysera, scenografa oraz choreografa. Z okazji jubileuszowej premiery Rose Marie recenzent "Ruchu Muzycznego" pisał (w tnr 19 z dnia 1-15. 10. 1961): "Stanisław Renz dobrze czuje upodobania publiczności, wie, jaką siłę atrakcyjności mają wstawki baletowe i nie żałuje scen tanecznych w każdym przedstawieniu. Nawet tam, gdzie muzyka operetki po macoszemu obchodzi się z baletem, pisze sam specjalne sceny i wstawki dla tancerzy i tancerek. Umiejętność z jaką umie on uchwycić ogólny klimat muzyki oryginału, sprawia że widz nie odczuwa żadnej zmiany nastroju. Siła poznańskiej Operetki leży w ambicji, abymimo trudnych warunków, jakie stwarza mała scena i ciasne zaplecze, dać widzowi spektakl pełen rozmachu, skrupulatnie opracowany i wykonany muzycznie, pełen życia i dobrego śpiewu. Bawić tańcem, wywołać podziw dla bardzo udanej dekoracji i nie gorszych od nich kostiumów (wiele z nich sala witała oklaskami przy otwartej kurtynie), jednym słowem zapewnić widowisku to, co się nazywa imponującą wystawą. Wszystkie te elementy, znane z poprzednich premier, znaleźliśmy również w Rose Marie Frimla". Rose Marie - Rudolfa Frimla i H. Stotharta Kierownictwo muzyczne - Stanisław Renz, reżyseria - Henryk Drygaiski, scenografia - Zbigniew Kajfł kostiumy - Krystyna Wolinska - choreografia - Stanisława StanIsławska. Finał, Bose lVIarie - Wanda Jakubowska, Jim Kenyon - Aleksander Harbul, chór i balet. Tyle uwag recenzenta "Ruchu Muzycznego" po obejrzeniu jubileuszowej premiery Operetki Poznańskiej. Ostatecznie Rose Marie zeszła ze sceny po 151 przedstawieniach. Tak więc operetka zamknęła swoje pracowite pięciolecie dwunastoma premierami, z których jedynie dwie lub trzy, stosując zaostrzone kryteria ocen, można uznać za niezbyt udane. Większość natomiast pozycji uzyskała noty dodatnie nie tylko w pr.asie miejscowej, lecz również ogólnokrajowej. Stały wzrost poziomu zespołu wokalnego i orkiestrowego, skompletowanie baletu cieszącego się opinią czołowego ensemble lU tego typu w skali ogólnopolskiej, ambitny na ogół repertuar, a przede wszystkim bezsporne zdobycie szerokich kręgów publiczności to fakty zapisane na koncie Tadeusz Haluchsukcesów Państwowej Operetki Poznańskiej. Mimo trudnych warunków pracy zespół najmłodszej sceny poznańskiej nieustannie podnosił swoje kwalifikacje i w miarę sił i możliwości spłacał kredyt zaufania zaciągnięty u widza. Według niepełnych obliczeń, bilans pięciolecia Państwowej Operetki Poznańskiej wyraża się liczbą 1500 przedstawień, które oglądał milion widzów. Te liczby mówią same za siebie. W itoczącej się od dłuższego czasu dyskusji na temat pozycji sztuki operetkowej we współczesnym życiu kulturalnym, na temat, czym powinna być operetka dnia dzisiejszego, doświadczenia sceny poznańskiej posiadają swoją wymowę i bez większego ryzyka można powiedzieć , że jest to wymowa pozytywna.