EDMUND KRZYMIEŃ POZNANSKI PROBLEM MIESZKANIOWY Rozwój stosunków mieszkaniowych oraz budownictwa mieszkaniowego w Poznaniu w latach po drugiej wojnie światowej będzie można - wydaje się -. bardziej prawidłowo ocenić tylko na tle porównawczym z okresem przedwojennym i w nawiązaniu do tego, co działo się w tej dziedzinie w czasie okupacji. Rzecz jasna, że nie można mówić o sprawach mieszkaniowych w sposób zrozumiały, jeżeli nie będziemy równocześnie mówić o stanie ilościowym ludności w mieście. W naszej nomenklaturze mieszkaniowej za kryterium poznawcze i nawcze uznano izbę oraz mieszkańca. Czy jest ono najszczęśliwsze? mieć jak najbardziej poważne wątpliwości. Ponieważ jednak ten mieszkaniowego stanu faktycznego ogólnie u nas obowiązuje, więc z ności trzeba się nim posługiwać. Poznańskie stosunki mieszkaniowe w okresie międzywojennym obrazuje poniższa tabela: porówNależy miernik koniecz Tabl. 1 Wskaźnik Ogólna Wtvm % Rok Ilość Liczba zalndn. ilość mieszkań mieszkań izb ludności 1 i 2na izbę mieszkań izbowych .małych 1918 127,912 172.110 1,34 37171 13.538 36 1921 127,908 1lI./\33 1,32 37.152 13.506 36 1925 135,670 215.999 1,62 40.416 15.734 38 1931 157.312 246.470 1,56 50.659 22.142 43 1935 170,716 257.244 1,50 54 349 23 222 42 1939 189,025 274.956 1,45 59 578 24.844 41 Liczby uwidocznione w tabeli wskazują na to, że: a) najniższy wskaźnik zaludnienia na izbę istniał w roku 1921 - 1,32 b) najwyższy w roku 1925 - 1,62 c) od 1925 r. stosunek liczby ludności do ilości izb ulega stałej popraWIe, aby w 1939 r. osiągnąć wskaźnik 1,45 d) przyrost ilości izb w okresie od 1918 do 1939 wyniósł rachunkowo 61.113 e) od 1921 r. następuje poważny przyrost małych mieszkań (1- i 2-izbowych), który osiąga maksimum w roku 1931 - 43%. W następnych latach udział małych mieszkań w ogólnej ilości mieszkań ulega zmniejszeniu, aby w 1939 r. obniżyć się do 41 % . Przyrost izb w latach 1918-1939 wyniósł wprawdzie 61.114, ale w liczbie tej mieści się 6.528 izb Głównej, Komandorii, Rataj, Starołęki Małej, Winiar i N a Edmund Krzymieńramowic Dworu, które to osiedla przyłączono do Poznania 2 stycznia 1925 r. Poza tym liczba 61.113 zawiera również 5.591 izb, które wniosły Poznaniowi 1 kwietnia 1933 r. Golęcin i Sołacz Dwór. Faktycznie więc wybudowano w okresie międzywojennym 48.994 izby, czyli przeciętnie rocznie budowano w tym czasie 2.333 izby. Do innych wyników dojdziemy, jeżeli podzielimy okres międzywojenny na dwa etapy np. 1918-1931 i 1932-1939." Do 1931 r. wybudowano ogółem 22.872 izby, a więc przeciętnie rocznie około 1.759 izb. W latach 1932-1939 wybudowano ogółem 26.122 izby, zatem przeciętnie rocznie około 3.266 izb. Wynika z tego, że tempo budownictwa mieszkaniowego w ostatnich latach przed 2-gą wojną światową było znacznie szybsze niż do 1931 r. Gdyby podzielić cały okres międzywojenny na jeszcze krótsze etapy otrzymamy - rzecz jasna - jeszcze innego rodzaju przeciętne. Od 1918 do 1925 (7 lat) wybudowano ogółem 1.230 izb przeć, roczno ok. 176 izb " 1926 do 1931 (6 " )" "21.642""",, 3607 " " 1932 do 1935 (4 " ) " "7.813""",, 1953 " " 1936 do 1939 (4 " )" "18.309""",, 4577 " Zatem najmniej budowano w latach do 1925 r. a najintensywniej w latach 1936-1939. Załamanie działalności budowlanej w latach 1932-1935 należy przypisać trwającej w tym okresie depresji gospodarczej. Ogólny wskaźnik zaludnienia na izbę nie był w okresie do 1939 zły. Inaczej jednak przedstawiałaby się sprawa, gdybyśmy mieli możność poznać wskaźnik zaludnienia ludności robotniczej na izbę. Różnice między wskaźnikami ogólnym a tym specjalnym byłyby na pewno bardzo wyraźne. Niestety brak nam materiału źródłowego, którym by można to domniemanie poprzeć i stan faktyczny na niekorzyść klasy robotniczej dokładnie sprecyzować. Nie ulega jednak wątpliwości, że uderzająco wielka w Poznaniu ilość mieszkań jednoi dwu-izbowych (patrz wyżej) nie była przez nikogo innego zaludniana i przeludniana, jak przez masy robotnicze. To chyba dla nikogo nie ulega wątpliwości. Okupant rozpoczął gospodarowanie substancją mieszkaniową od wyburzeń i zmiany izb mieszkalnych na biura. Na 31 grudnia 1941 r. wykazują Niemcy 183.087 izb mieszkalnych. Kwater takich, jak altanki itp. było 846. Nie są one objęte ogólną ilością izb. Tak bardzo pomniejszoną w stosunku do roku 1939 liczbę izb wykazują Niemcy mimo przyłączenia w dniu 1 kwietnia 1940 r. następujących gmin: Antoninek, Główieniec, Zieliniec, Swarzędz Leśnictwo, Chartowo, Zegrze, Ławica, Edwardowo, Marcelin, Krzyżowniki, Smochowice. S trzeszyn, S trzeszynek, Psarskie, J unikowo, Fabianowo , Kotowo i część Lubonia. Gminy te miały w tym czasie 6.752 izby. Drugą grupę gmin-przyłączył okupant 1 kwietnia 1942 r., mianowicie: Michałowo, Głuszynę, Kobylepole, Darzybór, Szczepankowo, Franowo, Pokrzywno, Marlewo, Krzesiny, Krzesinki, Garaszewo, Piotrowo, Spławie - izb 3.082. Pewne fragmentaryczne dane pochodzące z tego okresu wskazywałyby na to. że w czasie od 1940-1944 wybudowano 3.658 izb. Dokładnej liczby wybudowanych budynków mieszkalnych oraz izb nie znamy. Ogółem okupant prawdopodobnie nie wybudował więcej izb, niż zburzył. W ostatnim roku okupacji było W nowych granicach administracyjnych Poznania prawdopodobnie około 199.000 izb mieszkalnych. Dokładnych danych dotyczących ubytków w zasobach mieszkaniowych, poniesionych na skutek działań wojennych w mieście również niestety nie posiadamy. Ilość izb zniszczonych wskutek działań wojennych nie przekroczyła prawdopodobnie liczby 35 tysięcy. O wiele bardziej powszechne były uszkodzenia domów mieszkalnych (dachy, okna, tynki, część murów) bez równoczesnego całkowitego zniszczenia samych izb. Jedno w każdym razie jest pewne, to mianowicie, że nie posiadamy żadnych źródłowych danych, któreby potwierdzały, że zniszczonych izb było więcej. Pierwszą próbę uchwycenia stanu zasobów mieszkalnych podjęto na dzień 14 lutego 1946 r. Przeprowadzono wtedy t. zw. sumaryczny spis ludności i przy okazji stwierdzono, że w dniu tym ilość izb w Poznaniu miała wynosić 160.463. Ilość ta wydaje się być jednak poważnie zaniżona. Osoby zatrudnione wówczas przy czynnościach spisowych (głównie studenci - wykonujący je bezpłatnie) prawdopodobnie dosyć pobieżnie zbierały dane statystyczne. Przypuszczenia o tego rodzaju pracy spisowej opieramy przede wszystkim na następujących faktach: Systematyczny spis przeprowadzony według stanu na dzień 3 grudnia 1950 r. ujawnił 184.255 izb. Z liczby tej trzeba by wnioskować, że w okresie niepełnych 5-ciu lat (od 1 kwietnia 1946 r.) mianoby wybudować wzgl. odbudować prawie 24 tys. izb mieszkalnych. Ale już dane szczegółowe, które posiadamy za lata 1946, 47, 48, 49 i 50 (aczkolwiek również niekompletne ), wykazują ogółem bez porównania mniejszą liczbę izb, które w tych latach wybudowano wzgl. odbudowano. Stosunki bilansowe (ludność - izby) w przekroju całego miasta oraz dzielnic obrazuje poniższa tabela, oparta na danych uzyskanych z powszechnego spisu ludności z 3 grudnia 1950 r. Tabl. 2 6 g afem J Stare Nowe Wilda Grun- Jeżyce Miagto Miasto wal d Ludność 311.201 61.660 39.226 58 681 85.645 65.989 Ilość izb 184.255 37.042 21.301 34.478 51.824 39.610 Wskaźnik ua izbę 1,68 1,66 1,84 1,70 1,65 1,66 Wynika z.nlej, że najwyższe zagęszczenIe na izbę posiadała dzielnica Nowe Miasto oraz Wilda. Dzielnice te wyróżniają się równocześnie tym, że mają procentualnie najwięcej małych mieszkań (1 do 2 izb). Czy należałoby z tego wysnuć wniosek, że warunki mieszkaniowe akurat w tych dwóch dzielnicach są najgorsze? Dochodząc do takiego wniosku, popełnionoby chyba bardzo zasadniczy błąd. N a całokształt stosunków mieszkaniowych w danym mieszkaniu wpływa nie tylko wielkość posiadanej powierzchni mieszkalnej, a nawet nie tylko ten fakt, że w danym mieszkaniu jest łazienka i inne urządzenia techniczne, a w innych takich urządzeń brak. O warunkach mieszkaniowych w bardzo dużym stopniu (na pewno w większym niż na ogół się przypuszcza) decyduje Edmund Kizymień okoliczność, ilu współlokatorów danego mieszkania korzysta ze wspólnej kuchni, wspólnej łazienki, wspólnego licznika gazowego i elektrycznego, z wspólnego korytarza itd. A to wspólne korzystanie z urządzeń mieszkaniowych wyraża się różnie i niestety ibyt często powoduje ostre nieraz zatargi mieszkaniowe, kończące się nierzadko bijatykami. Faktem jest, że z ogólnej ilości sądowych spraw prywatno-karnych około 60% przypada na sprawy, które albo bezpośrednio albo pośrednio wiążą się ze współżyciem w danym mieszkaniu różnych ludzi o różnym temperamencie, różnych przyzwyczajeniach, różnym pionie moralnym itd. Nieporozumienia, niesnaski i kłótnie wytwarzają w niektórych zespołach lokatorskich atmosferę nieustannej wrogości - rodzą równocześnie u poszczególnych osób nawet pewien swoisty rodzaj chorób psychicznych. Ilość spraw sądowych na tle niezgodnego współżycia wcale nie ma tendencji malejącej, a trzeba zaznaczyć, że przecież tylko niewielki procent tego rodzaju porachunków znajduje swój formalny epilog w sądzie. Formalny dlatego, że przecież taki czy inny wyrok sądowy wcale nie kończy łańcucha lokatorskich powikłań. W takich dzielnicach jak Grunwald, Stare Miasto, J eżyce - mieszkania mają przeciętnie więcej izb i w tych szczególnie dzielnicach najwięcej jest mieszkań wspólnych, a równocześnie najwięcej zatargów lokatorskich. Również przeciętna izba jest w tych dzielnicach większa, niż w dzielnicach Nowe Miasto lub Wilda. Trudno jednak w każdym przypadku, gdzie mamy do czynienia z dużym mieszkaniem, dokładnie wymierzyć przynależne na osobę 10 czy 7 m 2 . Jeżeli małżeństwo zajmuje np .pokój o 30 nr powierzchni, trudno do tego pokoju dokwaterować trzecią osobę. Tak samo trudno dokwaterowywać kogoś do pokoju o np. 14 nr, zajmowanego przez jedną osobę, mającą prawo do 10 nr powierzchni. Zresztą smutne doświadczenia z dziedziny lokatorskiego współżycia przemawiają przeciw nadmiernemu zagęszczeniu mieszkań. Tego rodzaju postępowanie byłoby przysłowiowym przepędzaniem diabła belzebubem. Ogólnie trzeba stwierdzić, że dysponowanie przez daną osobę w danym wspólnym mieszkaniu przeciętnie nieco większą powierzchnią mieszkalną samo w sobie wcale jeszcze nie oznacza dla tej osoby lepszych warunków mieszkaniowych. Na koniec 1955 r. zarejestrowano w Poznaniu ogółem 373.029 mieszkańców. Oznacza to, że w stosunku do ilości mieszkańców wykazanych w spisie powszechnym z 3 grudnia 1950 r. ludność Poznania wzrosła o 61.828 osób. Roczny przyrost naturalny miał w tym okresie stałą tendencję wzrastającą. W roku 1950 wynosił on 4.772, w roku 1955 wynosił 5.800. Przyrost ludności napływowej wynosił: w roku 1950 - 3.503, w roku 1955 - 1.897. Przyrost ten osiągnął swoje maximum w roku 1952, mianowicie 10.473 osób, minimum w roku 1955 - 1.897 osób. Przeciętna roczna liczba małżeństw zawieranych od 1950 do 1955 r. wynosiła prawie dokładnie 3.000. (Dane liczbowe dotyczące ruchu ludności podaje się tylko marginesowo i tylko o tyle, o ile? to jest potrzebne do lepszego zrozumienia dynamiki poznańskiego bilansu mieszkaniowego) . Rozwój budownictwa mieszkaniowego w okresie planu 6-cioletniego przedstawia tabela nr 3. Okazuje się, że w wyniku działalności budowlanej w latach 1950-1955 (plan 6-letni) przyrost izb w Poznaniu wyniósł 19.912, a więc przeciętnie rocznie około 3.318. Czy jest to dużo, czy mało? Na pewno dużo, jeżeli przypomnimy sobie, że np. przez całe pierwsze 11 lat gospodarowania I N W E S T o R Z Y Rok pry w atni uspołecznieni indywid ualni D. B. O. R. Pizyrost ogółem odb. nadb. roz- przyr. odb. nadb. roz- przy t. odb. nadb. roz- ] przyr. nowe nowe nowe dobud. biór. razem dobud. biór. lazem dobud. biór. lazem 1950 488 921 69 5 1.473 53 180 13 246 1.542 492 2.034 3.753 1951 556 653 114 7 1316 180 133 10 323 723 723 2.362 1952 662 660 73 8 1.387 29 275 30 274 1.980 - - 1.980 3 641 1953 511 305 50 7 8M9 366 46 320 1.945 1945 3.124 1954 374 126 38 97 441 95 24 71 2 798 2.798 3.310 1955 703 143 24 870 276 31 245 2.607 2.607 3.722 3 294 2.808 368 124 6.346 538 1.049 23 131 1.479 11.595 492 12 087 19.912 1 Edmund Krzymieńw okresie międzywojennym przyrost izb wyniósł zaledwie 13.533 oraz, że przecież w latach 1950-55 budownictwo mieszkaniowe traktowano u nas mimo wszystko jako zadanie tylko drugoplanowe. W stosunku jednak do przyrostu ludności rozwój budownictwa mieszkaniowego był stanowczo za mały. Ten ostatni fakt zadecydował, że sytuacja mieszkaniowa w 1955 r. pogorszyła się w stosunku chociażby do roku 1950 więcej niż poważnie. Stała się od tego czasu tym przykrzejsza, że na razie nic nie wskazuje na to, aby mogła ulec 4 jakiejkolwiek poprawie do końca 1960 r. Na zły bilans mieszkaniowy miasta złożyło się nie tylko to, że w stosunku do potrzeb mało budowaliśmy, ale przede wszystkim fakt gwałtownego ściągania przez poznańskie zakłady pracy ludzi spoza Poznania, nawet wtedy, jeżeli nie zupełnie byli oni potrzebni do wykonania zadań. Były to lata, w których zbyt często za punkt honoru poczytywano sobie możliwie jak najspieszniej zwiększać załogi farbryczne bez względu na to, czy było to gospodarczo uzasadnione czy nie. Problem ten wymagałby osobnych studiów. Chodziło by w szczególności o zbadanie, czy zakres poznańskiej industrializacji wymagał aż kilkudziesięciotysięcznego wzrostu załóg. Faktem jest, że dziś w co lepiej zorientowanych ekonomicznie dyrekcjach zakładów budzą się co do tej sprawy coraz większe wątpliwości. Nadmierny w stosunku do obiektywnych potrzeb wzrost niektórych załóg fabrycznych tym bardziej wymagałby dokładniejszego sprecyzowania, że wiąże się on z innym nie mniej ważnym zagadnieniem, mianowicie opóźnieniem wzrostu produkcji rolnej. Zbyt intensywna rekrutacja (również w drodze propagandy) ludności wiejskiej do przemysłu nie zawsze pomogła przemysłowi, a często szkodziła naszej produkcji rolnej. · Zresztą rekrutacja ludzi do pracy w przemyśle nie ograniczała się tylko do ludności wiejskiej, ale obejmowała również ludność poznańskich miast i miasieczek, których nie tylko nie umieliśmy gospodarczo ożywić, ale skazywaliśmy niektóre z nich na upadek, koncentrując zbyt mocno przemysł i inne branże zatrudnienia w Poznaniu. Stwierdzony w naszym mieście szybki przyrost biedy mieszkaniowej był i jest tym dotkliwiej odczuwany, że mieszkania w nowych domach były przez poznańskie zakłady pracy zbyt pochopnie przyznawane pracownikom, których kwalifikacje wcale nie uzasadniały potrzeby ściągania ich do Poznania na stałe. Zresztą takich przyzwyczajeń, nabytych w tamtym okresie, niektóre dyrekcje zakładów i instytucji i dziś nie mogą się wyzbyć i .trzeba nieraz bardzo stanowczych środków administracyjnych (m. i. przez ograniczenia meldunkowe), aby je skłonić do liczenia się z naszymi trudnościami kwaterunkowymi. Wśród dyrekcji poszczególnych zakładów pracy jak i wśród zakładowego aktywu związkowego nie tylko dawało się zauważyć mniejszą lub większą przypadkowość w procedurze przyznawania nowych mieszkań, ale poza tym albo zupełnie albo prawie wcale nie troszczono się o tych przyjętych do pracy ludzi, którzy już nie mogli otrzymać mieszkań zakładowych. Uważano, że sprawa zakwaterowania tych ludzi to już kłopot miejskich organów kwaterunkowych, które zresztą nie dysponowały prawie żadnymi możliwościami lokalowymi w nowym budownictwie, a w starych budynkach już w 1950 r. nie było właściwie z czego czerpać. Wytwarzano więc swoiste absurdy - sprzeczności, które mszczą się na naszej sytuacji mieszkaniowej do dnia dzisiejszego i nic nie wskazuje na to, aby nie miały mścić się również w przyszłości. N a koniec 1950 r. ogólna ilość izb wynosiła . ... 184.255 izb w latach 1951-1955 przyrost wynosił. .16.159 izb Na koniec 1955 r. było więc ogółem .200.414 izb W tej liczbie mieszczą się niestety pomieszczenia, które absolutnie nie mogą być uważane za izby mieszkalne nawet wtedy, jeżeli uwzględnimy nasz wielki prymityw mieszkaniowy. Chodzi tu o takie pomieszczenia dla ludzi jak: a) piwnice-nory, do których światło dzienne prawie nIe dociera (piwnice na węgiel itp.). Takich pomieszczeń mamy b) strychy o podobnym charakterze. c) szopy itp. d) izby w domach, co do których istnieją orzeczenia nadzoru budowlanego, że ze względu na bezpieczeństwo lokatorów należy je bezwzględnie opuścić. 1.561 .1.140 .223razem: .1.898 4.824 Po odliczeniu tego rodzaju "izb" - ilość izb wynosi 195.590 do niej trzeba jednak dodać izb z likwidacji biur. .1.210 Zatem na rok 1955 mieliśmy ogółem izb. .196.809 Przy 373.029 mieszkańcach wskaźnik zaludnienia na izbę wynosił więc przeszło 1,89. Po uwzględnieniu ludności zamieszkałej w kwaterach zbiorowych wskaźnik ten nie ulega niestety zasadniczej zmianie. Bieda mieszkaniowa w Poznaniu stała się tak dotkliwa, że za normalną izbę mieszkalną uważa się już pomieszczenia zastępcze w barakach na Swierczewie, które okupant wybudował dla znienawidzonych przez siebie Polaków i odpowiednio je w tym celu wyposażył. I tych mieszkańców nie jesteśmy na razie niestety w stanie przenieść do lepszych pomieszczeń. Baraki świerczewskie urastają u nas do znaczenia symbolu. To co okupant uznawał za "Ersatz", godny Polaków, traktujemy - my Polacy - jako coś dla nas pełnowartościowego. N a tle chociażby samego tylko osiedla Świerczewskiego każda deklaracia uspokajająca - nawet w rodzaju, że "przecież w Warszawie i Łodzi wskaźnik zaludnienia na izbę jest jeszcze gorszy" pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości przekonywania. Jak kształtują się na koniec 1955 r. wskaźniki zaludnienia w poszczególnych dzielnicach, nie możemy niestety powiedzieć, gdyż nie rozporządzamy na razie wiarygodnym materiałem statystycznym. Aktualnie mobilizuje się opinie mieszkańców miast problemem przekształcania powierzchni biurowej na mieszkalną. Nie jest to dla nas sprawa nowa. W okresie 1952-1955 zlikwidowano w naszym mieście 1.210 pomieszczeń biurowych i przeznaczono je na mieszkania. Poznań ma więc w tego rodzaju działalności nie tylko sporo doświadczeń, ale przede wszystkim wcale niezłe wyniki. Sukces ten jest tym większy, że w poprzednich latach nie wielu nam w tej akcji pomagało, a było sporo takich, którzy się jej ostro nieraz przeciwstawiali, chociażby w drodze targów instancyjnych. Rewindykacja lokali biurowych na cele mieszkalne, to mimo wszystko tylko jeden z wielu połowicznych środków (choć na pewno słuszny) łagodzenia nędzy mieszkaniowej. Problemu on nie rozwiąże. Edmund Krzymień Nie posiadamy źródłowych materiałów, które by wskazywały dokładnie, kto i w jakim zakresie budował w latach do 1950. Szczegółowe dane · - jak to wynika z tabeli nr 3 - posiadamy dopiero za lata 1950-1955. Jest rzeczą wysoce charakterystyczną, że prawie jedna trzecia oddanych w tym okresie izb mieszkalnych, to izby wybudowane nakładem osób prywatnych. Liczba łych izb to równocześnie przeszło połowa tego, co wybudowała w tym czasie Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych. Zastanówmy się choć krótko nad tym faktem. Z jednej strony (D. B. O. R.) miano do dyspozycji bardzo nieraz duże załogi, wcale nie najgorszy sprzęt budowlany i transport, mimo wszystko priorytetowe zaopatrzenie w materiały budowlane, całe sztaby techników i inżynierów, olbrzymie biura projektowe, no i nieprzeciętną mobilizację społeczną, z drugiej strony czynniki te raczej nie działały. Budownictwo indywidualne traktowaliśmy w najlepszym razie jako zjawisko - w naszej gospodarce peryferyjne. Mimo to wyniki tego budownictwa są bardzo poważne. Refleksji nasuwa się w związku z tym bardzo dużo. Trzeba z konieczności przyjąć, że nasze wielkie przedsiębiorstwa budowlane działały mimo stosowanej nieraz t. zw. szturmowszczyzny na pół obrotach. Nie potrafiliśmy w tych przedsiębiorstwach wprowadzić w ruch tych czynników, które decydują o rozmachu i tempie robót. Mamy tu na pewno sporo do zrobienia i odrobienia. Rezerwy czekają i proszą się o uruchomienie. Jest to problem czekający na rozwiązanie. W budownictwie prywatnym chodzi z reguły o t. zw. domki jednorodzinne. Z kilku względów warto się nad tym budownictwem zastanowić. Posiadamy wielkie braki mieszkaniowe, każda więc nowa izba zbudowana w mieście jest wysoce pożądana. Więc i budownictwo domków jedno- czy dwurodzinnych zasługuje z tego względu na pewno na poparcie. Uruchamia się przy tej okazji wolne fundusze indywidualne, pobudza do oszczędzania, skłania do oszczędnego gospodarowania materiałem budowlanym itd. Wszystkie te momenty przemawiają zdecydowanie na korzyść tego budownictwa i przesądzają o konieczności popierania go. Trudno jednak nie zwrócić również uwagi na inną stronę tego zagadnienia. Do wybudowania w tak szerokim zakresie domów potrzeba było - rzecz jasna - między innymi dużo materiałów budowlanych. Bardzo często tych materiałów, których odczuwaliśmy i odczuwamy poważny brak. Braki tych materiałów hamowały nieraz bardzo poważnie blokowe budownictwo mieszkaniowe. Trudno było tradycyjne materiały nabyć na wolnym rynku. Mimo to drobne budownictwo z tych' materiałów korzystało i rozwijało się w zasadzie pomyślnie. Materiał tylko częściowo zdobywano przez nabywanie ich w postaci odpadów, cegły rozbiórkowej itd. Trzeba więc przyjąć, że część materiałów użytych na prywatne budownictwo pochodziła z zapasów przeznaczonych na duże budownictwo mieszkaniowe i również na budownictwo wiejskie. Życie jest mocniejsze niż najostrzejsze środki administracyjne, czy nawet karno-sądowe. Ten kto odczuwa wielką potrzebę posiadania mieszkania, bo go nie ma, nie waha się przed pierwszym lepszym ryzykiem karnym. Tu fakty takiego czy innego postępowania ludzi są raczej zwykłą funkcją określonych warunków społeczno-gospodarczych. Do przechwytywania materiałów przeznaczonych na budownictwo uspołecznione można niedopuścić nie za pomocą groźby kar administracyjnych czy sądowych, lecz przez odpowiednie uruchomienie materiałów budowlanych dla budownictwa indywidualnego np. przez rozwijanie produkcji materiałów zastępczych. Jeżeli tego nie uczynimy, a równocześnie będziemy forsować to budownictwo, konsekwencje będą wiadome. Nie pomoże tu żadne moralizow.anie ani grożenie sankcjami. Nasze przedsiębiorstwa budowlane realizujące wielkie budownictwo mieszkaniowe odczuwają co roku brak sił roboczych - szczególnie murarzy. Budownictwo prywatne mimo to się rozwija. W licytacji o murarza, to budownictwo zdobywa jego pracę, opłacając ją lepiej. S'achowy personel budowlany rozkłada swoje siły na pracę na budowlach państwowych i prywatnych. Jasne, że im więcej zaoszczędzi się na dużych budowlach, tym więcej tych sił pozostanie do dyspozycji małego, indywidualnego budownictwa. Potrzeba zwiększenia zarobku jest silna. Szanse tego zwiększenia daje budownictwo indywidualne -. prywatne. To są również fakty, z którymi w ogólnej polityce budowlanej trzeba się liczyć. Nie będzie odciągania murarzy i innego kwalifikowanego personelu przez budownictwo drobne, jeżeli przestanie istnieć deficyt tych sił względnie jeżeli w licytacji: kto da więcej, zwycięży zjednoczenie budowlane. Drobne budownictwo indywidualne ma stałe tendencje do wzrostu. Rozwija się głównie pod nieubłaganym naporem, jakim jest brak mieszkań. Zabudowuje się coraz to nowe tereny. Terenów uzbrojonych w urządzenia komunalne (wodociąg, kanalizacja, komunikacja, gaz, światło) mamy w Poznaniu w stosunku do potrzeb niewspółmiernie mało. Nie stać nas jeszcze w tej chwili, abyśmy mogli iść z tymi urządzeniami w ślad za każdym nowym budynkiem, a tym bardziej nie stać nas na to, abyśmy mogli w uzbrajaniu terenu budownictwo wyprzedzać. Jesteśmy na razie w stanie, i to już z niezwykle, dużymi trudnościami, uzbrajać teren tam, gdzie rozwija się duże budownictwo blokowe. Nasze dotychczasowe możliwości absolutnie nie wystarczały na zaspokojenie potrzeb komunalnych mieszkańców wszystkich osiedli, a szczególnie tych, w których obecnie rozwija się drobne budownictwo. To jest fakt, z którym i w przyszłości trzeba będzie się prawdopodobnie mocno liczyć. Jest to poza tym poznański problem generalny, wiążący się z zasadniczą rozbudową wodociągów i kanalizacji, wymagającą setek milionów złotych. Zagadnienie zwodociągowania i skanalizowania miasta wiąże się bardzo ściśle z rozwojem budownictwa mieszkaniowego. W tym powiązaniu nie jest to wcale zagadnienie marginesowe, jak to niektórym się na pewno wydaje, szczególnie zaś tym, w których ręku leży dyspozycja środkami inwestycyjnymi. Ileż to razy usłyszeliśmy, że przecież Warszawa potrafi swoje ścieki kierować bezpośrednio do Wisły, to dlaczego Poznań ma oszczędzać i Wartę i ścieki. Cóż tu dużo mówić, zawsze jeszcze u nas łatwiej dogadać się, gdyś chodzi o budownictwo fasadowe wzgl. nawet, gdy chodzi o budowę pałaców, ale w sprawie ścieków? Któż by się tym martwił? Tym jednak Poznań się martwi. Nie przekonuje tu nikogo zachęta do tworzenia źródeł niechlujstwa i zarazy. Chcielibyśmy w Poznaniu tworzyć inne, bezspornie nowoczesne, wcale nie luksusowe, ale na pewno bardziej jakieś ludzkie stosunki. A może Poznań za wiele dla siebie żąda? Chce i mieszkań! i kanalizacji i wodociągów, dobrej komunikacji, ba czasem nawet teatrów i kin. Jedno można powiedzieć, że Poznań nigdy nie był, nie jest - i nie chcemy, aby kiedykolwiek był - ciężarem naszej gospodarki narodowej. Jest to znów zagadnienie samo dla siebie. Jeżeli tylko będzie można, chcielibyśmy 7 Kronika Miasta Poznania