I .. INŻ. KAZIMIERZ ULA TO WSK I JAK ZABUDOWAĆ STARY RYNEK Gdy w roku ubiegłym w pierwszym numerze powojennym "Kroniki" pisałem o odbudowie zniszczonego ratusza, poruszyłem zagadnienie otoczenia ratusza krótką jedynie wzmianką, zaznaczając, że sprawa ta wymaga specjalnego studium. Wówczas już zasadniczą koncepcję w grubych zarysach miałem gotową, aczkolwiek rysunki ograniczały się do szkicowych zaledwie rzutów. Zagadnienie zabudowy otoczenia ratusza niepokoiło mnie jUZ od początku wojny. Przymusowo zagarnięty do pracy w miejskim wydziale budownictwa (niemieckim), niemal codziennie "służbowo" chodziłem po Starym Rynku i ulicach przyległych, codziennie spoglądałem na wieżę ratuszową, wchłaniałem w siebie jej szlachetną smukłość, a równocześnie z rosnącą odrazą patrzyłem na wieżyczkę niemieckiego ratusza. Raziła mnie jej kłująca iglicowość, jej forma obca i banalna i jej widoczna chęć konkurowania z naszą polską wieżą. W ratuszu niemieckim bywałem często służbowo, ale i bez tego chodziłem w tę stronę z przekorną a dręczącą chęcią, by oglądać kontrast między najczcigodniejszym zabytkiem polskiego renesansu, a sąsiadującą z nim bezpośrednio napuszoną i brzydką a naszemu duchowi tak obcą architekturą. Ponury ten gmach niemiecki, prawdziwie "rudis indigestaąue moles" , którego obcość w formie i materiale, jego brak wyczucia proporcji, podkreśla nawet niemiecki architekt, Bettenstaedt, odnowiciel naszego ratusza z lat 1911-13, budził we mnie niesamowitą odrazę. Coraz wyraźniej zdawałem sobie sprawę, że szpetna ta budowla powinna zniknąć z naszego Starego Rynku - zastanawiałem się, dlaczego polski nasz magistrat w ciągu lat dwudziestu naszej gospodarki nie usunął tego ordynarnego intruza? rowskiej wzmożony patriotyzm ojców miasta - a może całego społeczeństwa poznańskiego - dojdzie do tego punktu, w którym wszyscy zrozumiemy, że "dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia". Mimochodem myśl moja odbiegła i w kierunku cesarskiego zamku... ale to w tej chwili nie należy do rzeczy. Zacząłem myśleć o tym, jak będzie wyglądał nowy polski ratusz, na miejscu zburzonego - ale mimo mnogich wysiłków, nie umiałem go sobie wyobrazić - nie widziałem żadnej możliwości zastąpienia ponurej tej masy żółtych cegieł jakimśkolwiek budynkiem, który byłby godzien stać obok starego czcigodnego naszego ratusza. Wreszcie doszedłem do wniosku, że stworzenie pustego placu w odpowiedniej oprawie architektonicznej będzie najlepszym rozwiązaniem zadania. Ale gdzie pomieścić biura administracji miejskiej po zburzeniu niemieckiego gmachu? Jeszcze wówczas nie wiedziałem o tym, że po wojnie zakiełkuje myśl pobudowania ratusza zupełnie gdzie indziej. Gdyby mi kto był tę myśl podsunął, odrzuciłbym ją kategorycznie, tak jak ją zresztą i dziś odrzucam. Stary Rynek był zawsze sercem Poznania, pomimo zwiększenia obszaru miasta i powinien nim pozostać, z jego tętniącą pełnią życia, z jego rozgwarem i krwią żywą pulsującym ruchem i zgiełkiem, jego tłumem spieszących ludzi. Stary Rynek poznański, właśnie z jego tradycją i przeszłością, nie da się pomyśleć jako zamarły zabytek muzealny, "rezerwat kultury", - który by tam nie miał dość soków żywotnych i zwolna przybrałby charakter jakiegoś panopticum, do którego nikt nie chodzi. Żaden człowiek realnie myślący nie przyłoży ręki do wygnania życia z Starego Rynku - a przeniesienie ratusza w inne miejsce byłoby początkiem powolnej strangulacji życia Rynku. A więc należy ratusz stary zachować jako żywy ratusz - nie muzeum - dla celów reprezentacyjnych, do czego zresztą w ostatnich latach służył - a obok niego postawić nowy polski ratusz. Nie szkodzi, że nowy gmach nie pomieści wszystkich wydziałów miejskich, cały szereg komórek administracyjnych, czy to wydział budownictwa, czy opieki społecznej, czy ogrodów miejskich itd., może, a nawet powinien mieć swoje osobne budynki w różnych częściach miasta, blisko terenów swojej działalności. A zresztą czyż byłoby to nowością, nawet w samym Poznaniu, gdyby dalsze przedmieścia miały wicz pamięta ratusz na Chwaliszewie, a wspomina o ratuszu na , Sródce. Z tym wszystkim jeszcze nIe znalazłem miejsca na postawienie ratusza w rynku. Snując dalej wątek myśli, spoglądałem na budynki w najbliższym otoczeniu ratusza - w bezpośrednim sąsiedztwie od strony wschodniej domki jednoosiowe, nieforemne, przypadkowe, które swymi przybrudzonymi barwami - dla lepszego brzmienia mówi się o patynie wieków - dawały malarzom nastrojowy motyw, a więc były malownicze, niemniej jednak kryły wewnątrz zatęchłe zakamarki i zaszczurzone piwnice. Nieco dalej dwie uliczki, Wiankowa i Kurzanoga, miały słuszne pretensje do malowniczosci, ale... przechodnie nie zatrzymywali się tu na długo, przebiegali pospiesznie, usiłując nie oddychać przez nos. A na froncie południowym tego kompleksu dwie kilkupiętrowe, nowoczesne, banalne kamienice wnosiły zupełny rozdźwięk w tę gmatwaninę form niezharmonizowanych i niearchitektonicznych, Kamienice te do malowniczosci pretensji mieć nie mogły, natomiast skwapliwie zasłaniały czcigodny, piękny ratusz... A tuż obok, tuż za plecami zabytkowego odwachu - jatki. Brama otwierająca wstęp do jatek, ozdobiona dwoma w płaskorzeźbie uczynionymi postaciami rzeźników z nożami - brakło tylko napisu: "Lasciate ogni speranza, voi qui entrate". Zacząłem na ten kompleks budynków spoglądać, jak miejski oprawca patrzył na pieska, którego mu ruszyć nie wolno, bo piesek ma kaganiec i przepisową obrożę ze znaczkiem podatkowym. Przecież cały Stary Rynek jest zarejestrowany jako zabytek. A jednak, ileż na tym czcigodnym, zabytkowym Rynku mieści się domów nowoczesnych, banalnych, po prostu brzydkich? Przecież nie każdy dom dlatego tylko, że jest stary, jest zabytkiem, mającym prawo do wiecznego bytowania na przekór nakazom życia. A gdyby tak równocześnie z niemieckim ratuszem, tą zakałą Starego Rynku, rozebrać ten cały kompleks budynków, a na ich miejscu pobudować w oparciu o stanisławowski odwach, pozostawiając ewentualnie malowicze domki od strony wschodniej, jednolity czworobok, dość obszerny, by pomieścić biura administracyjne zburzonego ratusza niemieckiego, a dość niski, by odsłonił górne piętra wspania nienia tradycji, pomieściłby i kawiarnię i winiarnię (przecież nie może być Stary Rynek bez Pfitznera) i składy, które tam istniały? Przez cały czas wojny szkicowałem, ale praca szła bardzo opornie; z jednej strony, bo czas mój dziesięciogodzinny zabrali mi okupanci, wieczorami zaś praca domowa w warunkach okupacyjnych była utrudniona, z drugiej strony hamowały pracę trudności kompozycyjne z uwagi na chęć pozostawienia przy życiu malowniczych domków ze strony wschodniej, wreszcie zniechęcała wątpliwość, czy gmina miejska pomysł zburzenia kompleksu budynków zechce przyjąć poważnie, bodaj do dyskusji. A w takim razie pocóż budować zamki na lodzie? Przez miasto przewaliła się nawała WOjenna 1 ostatnią kwestię rozstrzygnęła dość apodyktycznie. Aliści wśród czynników miarodajnych narodziły się inne pomysły, odmienne od mego poglądu. Nie zniechęciło mnie to jednak. Obecnie już nie chodzi o zachowanie -. natomiast o odbudowę tego co zniszczone, a więc sprawa nadaje się do dyskusji. Postanowiłem zatem wykończyć rozpoczętą pracę i przedłożyć ją miastu oraz społeczeństwu jako materiał dyskusyjny. Wykonałem szkic zabudowy Starego Rynku w otoczeniu ratusza, w którym kompozycja architektoniczna, o ile chodzi o formę, może być naturalnie potraktowana inaczej, może i lepiej, zasadniczo jednak pomysł zabudowy, jaki podaję, uważam za racjonalny i możliwy do realizacji. Linią zasadniczą projektu jest oś ulic Wrocławskiej i Wronieckiej, a raczej przedłużenie osi obydwóch ulic przez Rynek. Na tej osi zaprojektowany pasaż arkadowy, dzielący całość na dwie części i dwa dziedzińce - jeden o powierzchni l7X23,50 m, drugi 20X23,50, a zatem dziedzińce o poważnej szerokości i przestrzeni - obydwa częściowo z podcieniami arkadowymi. Front południowy, od ulicy Wrocławskiej, zbudowany na podcieniu arkadowym, który to podcień przechodzi w małej części i na stronę wschodnią. Zresztą front wschodni, w sąsiedztwie ratusza, już podcieni nie ma. (z podcieniem), a dalej składy. W części północnej gmachu projektuję biura od parteru do drugiego piętra, w części południowej i wschodniej biura na pierwszym i drugim piętrze. Powierzchnia wszystkich biur projektowanych przeszło dwukrotnie przekracza ilość powierzchni biurowej w byłym ratuszu niemieckim. W części zachodniej, gdzie z uwagi na przylegający odwach nie ma możliwości okien, proponuję salon sztuk pięknych, zajmujący prze, strzeń dwupiętrową, z górnym oświetleniem. Sciana sali sztuk pięknych od strony dziedzińca, również; bez okień, może być ozdobiona jakimś freskiem. Widok od wylotu ul. Paderewskiego Ze starego ratusza do nowego gmachu prowadzi krużganek arkadowy z nadbudowanym piętrowym korytarzym. Tędy przechodzi się na pierwszym piętrze do sali rady miejskiej, której okna wychodzą na plac północny, a także do reprezentacyjnej loggii z kolumnadą dwupiętrową, widoczną na fasadzie południowej, na rysunku perspektywicznym pierwszym, od wylotu ulicy Paderewskiego i dru, gim od wylotu ulicy Swiętosławskiej. Sala Rady Miejskiej wypełnia przestrzeń dwupiętrową, na pIerwszym piętrze przed salą przedsionek kolumnowy, na drugim nad przedsionkiem galeria dla "arbitrów". Ze strony północnej, na miejscu zburzonego ratusza plac, widoczny na perspektywie trzeciej, odpowiedni do ewentualnych meetingów, z tarasem jako mównicą w głębi, obok galerii łączącej oba gmachy. N arożnik tego placu zamarkowany pomnikiem, który nie powinien działać masą, lecz jedynie zaakcentować punkt - narzuca się zatem