DR JERZY MŁODZIEJOWSKI ŚP. FELIKS NOWOWIEJSKI W lutym 1877 roku, w Wartemborku pod Olsztynem na nigdy przez Polskę niezapomnianej Ziemi Warmijskiej, urodził się przyszły autor drugiego hymnu państwowego. Od dzieciństwa - jak mówi tradycja - interesował się muzyką i to nie tylko teoretycznie ale i praktycznie. Mając wrodzoną łatwość improwizowania, bardzo prędko wykorzystał tę umiejętność, grywając gdzie się dało na fortepianie lub na organach. Jednakże okres dziecinnego dyletantyzmu wkrótce ustąpił miejsca systematycznej nauce "konserwatoryjnej". Oczywiście trudno było myśleć o pozostaniu na rodzinnej glebie. Nawet w Olsztynie odpowiedniej uczelni muzycznej -brakło, toteż Feliks Nowowiejski wyjechał do Berlina i tam dostał się pod muzyczną opiekę znakomitego pedagoga i kompozytora zarazem, Maxa Brucha. Równolegle z nauką kompozycji szły studia muzykologiczno-estetyczne na berlińskim uniwersytecie. Całkowicie odrębnym problemem kształcenia muzycznego jest dziedzina muzyki kościelnej a słynną uczelnią była akademia w Ratyzbonie. Tam też Nowowiejski wykształcił się w znajomości wszelakich stylów tej trudnej dyscypliny muzycznej. Owoce wytężonej pracy dojrzewały szybko a teka kompozytorska młodego adepta pęczniała coraz wydatniej. Młodzieniec 21-letni uzyskuje nagrodę na londyńskim konkursie! I nie była to ostatnia nagroda w długim życiu twórczym Nowowiejskiego. Rok w rok fortuna sypie mu wyróżnienia i nagrody. W 1900 roku komponuje swe pierwsze oratorium "Powrót syna marnotrawnego" i ono właśnie zasłużyło sobie na tzw. "rzymską nagrodę" imienia Meyerbeera. Los sprzyja młodemu twórcy, gdyż wkrótce zyskał po raz wtóry taką samą nagrodę, tym razem za "Fugę" na ośmiogłosowy chór i orkiestrę. Oba te zaszczytne wyróżnienia pozwoliły N owowiejskiemu odbyć daleką podróż artystyczną po Francji, Austrii, Belgii a nade wszystko - słonecznej Italii. Wrażenia wiecznego miasta wyryły się głęboko w twórczym umyśle młodego artysty. Na samotnych wędrówkach po Via Appia zwolna za wiejskiemu sławę dosłonie światową. "Quo Vadis" - owo słynne zapytanie N amiestnika Chrystusowego było tak sugestywne, nasuwało tyle skojarzeń słowno-muzycznych, dawało tak wiele okazji kompozytorskich, że nie trudno było Nowowiejskiemu naszkicować ogólny plan utworu - nie będącego zresztą w żadnym stosunku do utworu Sienkiewicza. Dzieło muzyczne młodego twórcy poszło na szeroki świat. Do wojny światowej w 1914 roku wykonano je nie mniej, nie więcej jak 150 razy! Na szczęście znalazły się pieniądze, by tę kompozycję wydrukować, co jest tak ważnym współczynnikiem powodzenia. Równocześnie w Rzymie powstają inne jeszcze kompozycje, mianowicie poemat symfoniczny "Beatrice", orkiestralna Fantazja na tematy Pergolesa oraz Pierwsza Symfonia. W trzy lata później - rok 1903 - nowy zaszczyt: w Bonn, mieście Beethovena rozstrzygnięto konkurs muzyczny i pierwszą nagrodę przyznano Feliksowi N owowiejskiemu za jego świetną uwerturę symfoniczną "Swaty polskie". Tu już objawił się nowy element w tworzywie Nowowiejskiego, mianowicie polski folklor, który ma odtąd stale towarzyszyć tej znakomitej, neoromantycznej muzyce. Zza oceanu dochodzą wieści o nowej nagrodzie, tym razem za Kantatę na chór i orkiestrę, Francja udziela mu innej nagrody za kompozycję religijną! Nic dziwnego, że młody kompozytor czuje swe siły i zna wysokość lotu twórczego. Wraca jednak z obczyzny do Polski i zjawia się na stałe do Krakowa, jako dyrektor tamtejszego Towarzystwa Muzycznego. W tym czasie mniej więcej ukazuje się drukiem trzecie z rzędu orato, rium "Znalezienie Krzyża Swiętego". Nowowiejski umie operować masami muzycznymi. Chóry mieszane i męskie, organy na tle wspaniale rozrośniętej orkiestry i olbrzymie tłumy słuchaczy - oto właściwe królestwo Nowowiejskiego. Gdy jeszcze ujmie osobiście batutę i kieruje wykonaniem swego utworu - entuzjazm tłumów przekracza ciasne częstokroć ramy sali koncertowej. Działo się tak w N owym Jorku i w Amsterdamie... aliści wybucha wojna, pierwsza wojna światowa. Autor "Quo Vadis" znajduje się w owej chwili , w Swinoujściu i tu, w pierwszych latach wojny powstają dwa znane później utwory: poemat symfoniczny "Ellenai" oraz słynny Psalm 136 "Ojczyzna" na wielki chór mieszany i orkiestrę. Dzieło to, tak dobrze znane Poznaniowi, szczególnie zrosło się z naszym miastem. Przeliczne i doskonałe chóry amatorskie, zrzeszone w Wielkopol, skim Związku Spiewaczym, niejednokrotnie zabierały się do opracowywania większych kompozycji Nowowiejskiego, jednakże "Ojczy - "J eruzalem" do prastarych słów psałterza Dawidowego. Tylekroć w Poznaniu wykonywany a jednak zawsze z tym samym wzruszeniem słuchany! I na niezapomnianej Wystawie Krajowej i na pierwszym Festivalu Muzyki Polskiej w jesieni 1938 roku, gdzie partytura orkiestralna została na nowo opracowana i do wspaniałego brzmienia doprowadzona. A gdy wojna minęła - Nowowiejski zjawił się w Poznaniu, by tu stworzyć sobie dom a Polsce dać długi szereg dzieł nowych, dla Polski tylko pomyślanych i Polsce poświęconych. Więc na czele wesela nowopowstałej ojczyzny idą liczne, patriotyczne pieśni chóralne. Marsylianka wielkopolska, hymn Rzeczypospolitej, hymn do Bałtyko, hymn o Orle Białym na szczycie wieży ratuszowej w Poznaniu i tyle innych, tak chętnie wszędzie śpiewanych. Szkolne chóry zapamiętale uczą się tych nowych pieśni, wesołych, dziarskich, hucznych i buńczucznych. Tryska z nich wiara w słońce przyszłości, w radość tworzenia, w nadzieję. Ale młodzież nie może zapomnieć innej pieśni Feliksa Nowowiejskiego, pieśni zrodzonej u stóp Wawelu, u podnóża Beskidów, u przedgórzy niebotycznych Tatr... "Rota" do niezapomnianych słów Marii Konopnickiej zbyt głęboko utkwiła w sercu Polaków, by ją można było zapomnieć. Jak ową JeruzalemOjczyznę! Poważna, raczej smutna melodia powstała w epoce silnego ucisku Polaków. Niemcy srożyli się w Wiekopolsce, na Po, morzu i na Sląsku a więc trzeba było dać sercom i duszom broń niezniszczalną, broń, której nie wydrze srogość nieprzyjaciół - trzeba dać milionom pieśń, która tysiące obudzi i wznieci, jak w nieśmiertelnym "Weselu" Wyspiańskiego. I rozeszła się ta pieśń szeroko, daleko po ziemiach, skąd nasz ród. Brzmiała tu i tam, najsurowiej zakazywana, tępiona, tropiona. Ale krzepiła i do Zmartwychwstania stale sposobiła. I zwycięstwem naładowana - runęła w polski szeroki świat, już wolna, swobodna! Hen, nad błękitem bałtyckich wód, w starodawnych czasach stał gród Winety. Odwieczne fale wyrzucały na jasne piaszczyska żwiry bursztynowe, grały niegasnącą symfonię morza. A gdy Bałtyk stał się dla Polaków "marę nostrum" - zakwitły dziesiątki legend i opowiadań bajecznych. Kaszubski lud, śpiewający od wieków piosenki prześliczne, żył tym morzem, czerpał zeń otuchę i radość. A wieczorami szły niekończące się pogwary i opowiadania o Winecie, szły legendy szumiącego falami Bałtyku. Waleria Szalay-Groele ujęła ich sens w powabne libretto operowe a Feliks Nowowiejski skompono kiej operze w 1924 roku. Entuzjazmowano się tą "Legendą" powszechnie, zarówno w Poznaniu, jak i w stolicy. Uwertura do opery spotkała się na estradach symfonicznych z gorącym przyjęciem, arie sopranowe i tenorowe poszły w świat, by żyć własnym życiem. A za "Legendą" zjawiły się nowe partytury sceniczne, tym razem baletowi przeznaczone. Bajeczny świat Tatr - to odrębny problem artystycznego opracowania. Niejedni już próbowali na nim swych sił twórczych! "Leluja" Nowowiejskiego okazała się doskonale scenicznym utworem, efektownym w całości i przyciągającym tłumy publiczności. Drugi balet - "Polskie wesele" doskonale zastąpił przestarzałą już muzykę "Wesela w Ojcowie". A w szkicach i projektach , kompozycyjnych leżał "Ondraszek" ów zbójnik Beskidów Sląskich, komiczna opera "Kaszuby" i daleko posunięta w kompozycji opera "Emigranci" . Organy - ów najpiękniejszy instrument chwały Bożej - od dawna znalazły w Feliksie N owowiejskim swego Orfeusza. Niedosiężny dar improwizacji przypadł mu w udziale. Ileż to polskich świątyń, od Bałtyku po Karpaty, słyszało dźwięki jego majestatycznych dziewięciu Symfonii organowych! Londyńskie sfery muzyczne nie darmo mianowały autora tych utworów swym członkiem honorowym. Na krótko przed wojną ostatnią komponuje Nowowiejski wspaniałą "Missa pro pace" - mszę o pokój na ziemi ludziom dobrej woli. Ale dźwięki te nie zapobiegły nieuniknionej fali powodziowej... runęła nawałnica i zmiotła tyle ludzkich istnień! Nowowiejski zjawił się w Krakowie, w obrębie prastarych polskich murów i tu przeczekał burzę dziejową, która obeszła się z nim i z jego najbliższymi nader okrutnie. Szczęściem szereg dawniejszych rękopisów udało się zachować przed zagładą. Warto podnieść tu niebywałą zasługę muzyka krakowskiego Syryłły, który umyślnie wybrał się do Poznania, by przywieźć stamtąd ukryte rękopisy muzyczne. Jego tylko sprytowi i zapobiegliwości zawdzięczamy ocalenie tych skarbów. Dziś leżą znowu na dawnym miejscu i czekają cierpliwie wykonań, niejednokrotnie pierwszych. Trzeba bowiem wiedzieć, że Nowowiejski w ostatnich latach przed wojną rzucił się z niebywałym impetem w wir twórczości. N astąpiła niesłychanie interesująca ewolucja stylu kompozytorskiego. Nowe prądy przenikają w umysłowość Nowowiejskiego a muzyka jego przeobraża się w nową treść, nową fakturę. Powstają nowe symfonie, koncert na wiolonczelę i orkiestrę; Hymn wszechsłowiański. Wojna sroży się na całym świecie a w ma światy muzyczne. Pieśni w ogromnych cyklach, koncert fortepianowy z orkiestrą, poematy organowe, lecz nade wszystko czwarta symfonia, zwana "Symfonią Pokoju" - na orkiestrę, sola i chóry do słów Biedaczyny z Assyżu. Dziś nie ma Go już między nami. Nie stanie do dyrygenckiego pulpitu, nie poprowadzi polskich śpiewaków na bezkrwawe zwycięstwo, nie zaimprowizuje po mistrzowsku na organach. Gdy w ów dzień 18 stycznia 1946 rozeszła się z Poznania smutna wieść o śmierci autora "Roty" - zadrgało polskie czujące serce. Pogrzeb stał się niejako manifestacją narodową. Żegnaliśmy Feliksa Nowowiejskiego sercem i duszą. Szły za Jego trumną dźwięki psalmu Mikołaja Gomółki, motetu Orlanda di Lasso, Jego własnej kompozycji organowej, wreszcie Jego własnego hymnu "Ufajcie". A gdy przed Ratuszem tłumy zaintonowały "Rotę", gdy srebrny dźwięk hejnału z wieży imieniem Miasta pożegnał swego Mistrza Feliksa - czuliśmy wszyscy zebrani, że ubył Polsce Syn Dobry. Spoczęło ciało na Poznańskiej Skałce obok bohaterów tej Ziemi. "A w tym grobie niech się Polska przyśni Tobie". DR WITOLD JAKÓBCZYK TOWARZYSTWO POMOCY NAUKOWEJ IM. KAROLA MARCINKOWSKIEGO (Z okazji setnej rocznicy śmierci Karola Marcinkowskiego - 7. XI. 1846) Tak ważna w swych skutkach instytucja nie była dziełem przypadkowej, spontanicznej inicjatywy organizatorskiej, lecz była jednym z ogniw łańcucha ogólnej polityki polskiej przed 100 z górą laty. Po klęsce 1831 r. szukano różnych dróg ocalenia bytu narodowego. Ośrodkiem dyspozycyjnym i planującym była ówczesna emigracja polska we Francji. Jeden jej odłam, tzw. demokratyczno-radykalny, reprezentował ideę nieprzerwanej akcji zbrojnej o niepodległość, nie zawsze obliczając wszystkie elementy i mierząc "siły na zamiary". Drugi obóz, tzw. konserwatywny, z ks. Adamem Czartoryskim na czele, również dążył do przyszłego ogólnopolskiego powstania, ale tylko w stosownej chwili. Tym momentem miała być spodziewana , wojna z Rosją i Sw. Przymierzem, lub też rewolucja w państwach roz ryski - należy przygotować wszechstronnie siły narodowe, tak materialne, jak moralne i organizacyjne. Mierzył więc zamiary na siły i w tym tkwi wielkość i dalekowzroczność jego polityki. "S p r a w i e naszej zachować należy wszelkiego rodzaju uzdolnienia.,. Wyszukiwać, prowadzić, kształcić młodzież... Żadne talenty, żadne uczucia nIe powinny być odpychane, byle były polskie..." W kręgu ks. Czartoryskiego przebywał na emigracji przez pewien czas i dr Karol Marcinkowski. Był nie tylko pojętnym uczniem księcia. N ależał do takich, co to nie tylko "proch wymyślą", ale i twórczość społeczną ogrzeją sercem miłującym. Był też bystrym obserwatorem. Widział na zachodzie wysoką cywilizację, widział "czem w obecnych czasach ludy żyją, wzmagają się i rosną w potęgę". Z porównania sił i możliwości ówczesnego Zachodu i nieszczęśliwej rozdartej Polski wyciągnął wniosek, "ż e n a r o d o w i t a k ą n i e - mocą złożonemu nie szamotać się, ale zwolna w siły moralne I materialne wzrastać i równie skrzętnemi jak na Zachodzie rękoma oświaty i pracy dźwigać się przystoi". Ogólny tedy kierunek działalności polskiej w Wielkopolsce sformułował w tak znamiennych wytycznych dalekowzrocznego działacza-realisty: "Zaniechajmy liczyć na oręż, na zbrojne powstania, na pomoc obcych mocarstw i ludów, a natomiast l i c z m y na s i e b i e s a m y c h , kształćmy się na wszystkich polach, pracujmy nie tylko w zawodach naukowych, ale także w handlu, przemyśle, rękodzielnictwie, stworzymy stan średni, u s i ł uj m y p o d n i e ś ć się moralnie i ekonomicznie, a wtenczas z nami liczyć się będ ,(u. W tym duchu po powrocie do kraju począł działać. Wnet nawiązał współpracę z ówczesną elitą wielkopolską, wytworzył dokoła siebie ś r o d o w i s k o i a t m o s f erę, w których obmyślano drogi i cele pracy narodowej. Bywali u niego: Aleksander Mendy eh, Gustaw Potworowski, Maciej Mielżyński, Józef Szułdrzyński, ks. Józef Brzeziński, Karol Libelt i inni. W owych to latach 1835-40 w toku dyskusji owego grona rzucił Libelt projekt wielkiego stowarzyszenia, obejmującego jednak zbyt wiele spraw narodowych. Zapewne po rozważeniu trudności ograniczono się za radą Marcinkowskiego do jednego zadania szczegółowego tj. do kształcenia ubogiej młodzieży. Oddziaływało tu zape założonego w 1832, którego członkiem był ów cudowny lekarz. Odnośny projekt "Towarzystwa wspierania młodzi kształcącej się Wielkopolski" opublikowano w dodatku do nr 45 T y g o d n i k a L i t e - r a c k i e g o z d ni a 9. XI. 1840 r. W owym sformułowaniu propagandowym wyjaśniano zamiary inicjatorów. Cbodziło o to, by wydobyć ze szkół elementarnych i średnich "z d a t n i e j s z y c h, k t ó r z y b y b e z o b c e j p o r ę k i zmarniećmogl i, wynieśćnajaw, wykształcić, wmiarę zdolności, na użytecznych członków towarzystwa (społeczeństwa), pozyskać dla nauk, kunsztów irzemiosł, podnieść przez to oświatę, przemysł i dobremienie" ... Wymowna argumentacja musiała trafić do serc i umysłów obywatelskich, gdyż wnet posypały się deklaracje składek, zapewniające byt i podstawy materialne projektowanego stowarzyszenia. Teraz mógł Marcinkowski przystąpić w gronie współpracowników swej Ku ź n i c y o r g a n i c z n e j do opracowania ustaw, będących syntezą projektów Mendycha i Libelta. Miał zapewnione poparcie nawet tak wrogiego polszczyżnie N aczelnego Prezesa Flottwella, który w ciągu tygodnia pozytywnie odniósł się do wniosku tak cenionego lekarza i społecznika. Ten mógł już ostatecznie zebrać grono współzałożycieli i ukonstytuować stowarzyszenie, oraz przyjąć ustawy i wybrać zarząd, zwany Dyrekcją. Dokonano tego na zebraniu w mieszkaniu Marcinkowskiego w dniu 19 IV. 1841 r. Dyrekcję zawiązanego wówczas T o war z y s t w a N a u k o w e j P o m o c y d l a W. Ks. P o z n a ń s k i e g o stanowili: przewodniczący dr Marcinkowski, Gustaw Potworowski, Wojciech Lipski, Karol Stablewski, Antoni Kraszewski, ks. Jabczyński, Jędrzej Moraczewski, Józef Szułdrzyński, Antoni Popliński; sekretarzem Dyrekcji wybrano ks. Józefa Brzezińskiego. Ten ostatni był głównym werbownikiem duchowieństwa, zachęcanego gorąco przez arcybiskupów Dunina i Przyłuskiego, wielkich protektorów Towarzystwa. Władze pruskie nietylko przyznały stałą subwencję roczną 50 tal., ale nawei zwolniły korespondencję Towarzystwa od opłat pocztowych. Z ogłoszonych przez O r ę d o w n i k L i t e r a c k i Statutów Towarzystwa dowiadujemy się szczegółów jego organizacji oraz celów i metod działania. Celem było: "Wydobywać z mas ludu zdatną młodzież, a wykrywszy jej talenta, obrócić ją na pożytek kraju, dając pomoc i stosowny kierunek jej wykształceniu..." Członkiem mógł być każdy mieszkaniec W. K. Poznańskiego, zobowiązujący się do tetów powiatowych jest starać się o powiększenie liczby członków, ściągać od nich składki i przesyłać je Dyrekcji, "mieć w pieczy szkółki miejskie i wiejskie w powiecie... podawać Dyrekcji w tej mierze stosowne wnioski, a młodzież odznaczającą się polecać Dyrekcji... Każdy członek obowiązany jest pracować ku dobru Towarzystwa i wypełniać polecenia Dyrekcji lub Komitetu, odwiedzać szkółki wiejskie lub miejskie w czasie egzaminów... dawać opinię o postępie dzieci uczęszczających do szkół i starać się o to, aby dzieci osób od nich zależnych pilnie do szkół chodziły, odkrywać tamże subjekta odznaczające się pilnością i zdatnością i takowe polecać Komitetowi". Żądano od stypendystów przynajmniej umiejętności czytania i pisania i rachunków oraz znajomości języka polskiego i niemieckiego. Zobowiązywano się do wsparć tak w gotówce jak w rzeczach potrzebnych, bez względu na zawód, "byleby ten był pożyteczny". Ale Dyrekcja zastrzegała sobie cofnięcie wsparcia, jeśli stypendysta "przez niemoralne postępowanie i niepilność niegodnym się jego okaże. Z powodu tego Dyrekcja mieć będzie pod pilnym dozorem młodzież przez Towarzystwo utrzymywaną i tym końcem winna w ciągłych zostawać stosunkach z ich nauczycielami i przełożo. " nymI . Wreszcie o rzeczowym i praktycznym pojmowaniu zadania do końca świadczy postanowienie, iż Dyrekcja postara się po ukończeniu nauki "o przyzwoite umieszczenie młodzieży przez Towarzystwo . " utrzymywanej . - Po ukonstytuowaniu i zakreśleniu metod i dróg pracy Towarzystwa chodziło o uruchomienie jego funkcjonowania "w terenie". To też na posiedzeniu 29. IX. 1841 Dyrekcja ułożyła spis osób ze wszystkich powiatów, które uważała za chętne i zdolne do zakładania i prowadzenia komitetów powiatowych. Pierwszy zjazd przedstawicieli komitetowych z Dyrekcją odbył się 23. X., a uzgodniono na nim sprawy organizacyjne i wewnętrzne. Natępnie Dyrekcja porozumiała się z dyrektorami gimnazjów w Poznaniu, Lesznie, Bydgoszczy, Trzemesznie, nawet w Chełmnie, wyszukując w każdym zakładzie opiekuna stypendystów, pośredniczącego w rozdawnictwie stypendiów. By uchronić młodzież od złych wpływów zewnętrznych, oddawano ją pod opiekę komitetów, których członkowie zajmowali się nie tylko ich zakwaterowaniem u osób odpowiedzialnych, ale także mieli ich często odwiedzać i śledzić postępy w nauce. Gdy później wzrosła liczba stypendystów, założono dla nich szereg internatów, kania i wyżywienia. -Okólnikiem z dnia 2. V. 1842 r. zalecano komitetom powiatowym "wchodzenie w bliższe stosunki ze szkółkami wiejskimi i miejskimi i wynajdywanie chłopców celujących już bystrością i okazujących chęć i zdolność do wyższego naukowego wykształcenia. Takich mogliby nauczyciele przysposabiać prywatnie... aby najpóźniej w 12 roku życia do seksty 4ub kwinty gimnazjalnej przyjętymi być mogli. Chłopców zaś 12-letnich i starszych, nie uzdolnionych do wyższej naukowości, lecz odznaczających się pewna zręcznością i żywością umysłu, należy namawiać i przysposabiać do rzemiosł i przemysłowych zawodów, do których na zdolnych ludziach zbywa społeczeństwu naszemu". Jeszcze jedną ważną sprawę polecono komitetowi: "wyszukiwać po szkółkach chłopców, okazujących zdatności i skłonności do stanu nauczycielskiego..., tych polecać do wspierania, oraz zapewnić nauczycielom, którzyby ich do seminariów przysposabiać chcieli, odpowiednie wynagrodzenie z funduszów Towarzystwa". Oto były najważniejsze wstępne czynności i plany. W ciągu pierwszego 5-lecia wydano na stypendia dla 1101 osób 52.874 tal. Kształciło się: 75 na uniwersytetach, 466 w gimnazjach, 218 w seminariach, 151 w szkołach przygotowawczych, 24 w tzw. wyższym przemyśle, 3 w sztuce, 48 w rzemiośle. Po śmierci Marcinkowskiego (7. XI. 1846) przewodnictwo Dyrekcji objął Gustaw Potworowski. Przypadło mu trudne zadanie na wstępie: uratowanie samodzielności Towarzystwa wobec zamiaru władz narzucenia komisarza rządowego. Energiczna interwencja i stosunki ' osobiste Potworowskiego zrobiły swoje. Po 1848 r. należało przełamać złą passę i nieruchomość szeregu komitetów powiatowych. Poza troską o fundusze dbano o staranną selekcję stypendystów, aby zapomogi przydzielać tylko tym, którzy dawali dostateczną rękojmię, że się kształcą "ku rzetelnemu dobru naród u". - Po wprowadzeniu Towarzystwa na znormalizowane tory pracy inspirującej i rozdzielczej Dyrekcji, a selekcyjnej i subwencjonującej komitetów powiatowych, w dalszym ciągu głównym czynnikiem stały się: wytrwałość i rutyna osób, które wkładały duszę w prace instytucji. Był właśnie ks. Brzeziński głównym motorem funkcjonowania sprawnego i wydajnego przez pierwsze 30 lat. W ciągu pierwszego 25-lecia wydano 212 tysięcy talarów na stypendia dla 2192 osób. W tym było: 130 studiujących teologię, 48 kandydatów na nauczycieli gimnazjalnych, 542 - na nauczy i chirurgów, 96 na nauce gospodarstwa, handlu, rzemiosł i sztuki. Na jubileusz 25-lecia ówczesny prezes Towarzystwa, Hipolit Cegielski, mógł już sformułować podstawowe warunki istnienia stowarzyszeń wogóle. Są to: ..."jasność i pewność celu, droga prosta i na żadne bezdroża nie zbaczająca, zakres działania skromny i wyraźnemi określony granicami, wytrwałość mimo chwilowych niepowodzeń, wreszcie... umiejętna, ścisła i regularna administracja. Za tern wszystkie m idzie zaufanie publiczne, bez którego żadne stowarzyszenie trwale ostać się nie zdoła"... Administrację wzorową zaprowadził i pozostawił następcom ks. Brzeziński. A zaufanie społeczeńtwa do instytucji zapewniały nazwiska inicjatorów i kierowników jak: Marcinkowski, Libelt, Potworowski, Mielżyński, Cegielski, Działyński i wielu innych. Społeczeństwo tak się już zrosło z czasem z poczuciem jego potrzeby i niezbędności, iż Towarzystwo uważane było za jeden z niezbędnych filarów i warunków życia polskiego w Poznańskim. Gdy początkowo wyszukiwało stypendystów i niemal narzucało się z pomocą, to później zapotrzebowanie na jego pomoc było nieraz większe od możliwości finansowych. Np. w 1872 r. musiała Dyrekcja z braku funduszów odmówić wsparcia 203 petentom. Sporo było tedy zawiedzionych i niezadowolonych. W okresie walki o kulturę zmniejszyła się liczba stypendystów w seminariach nauczycielskich, na prawie i na filologii, a wzmógł się ich napływ na medycynę. Gdy w 1885 r. rząd nakazał nauczycielom zerwanie stosunków z Towarzystwem, musieli ustąpić zarówno z Dyrekcji głównej, jak z Komitetów powiatowych. W ciągu pierwszego 50-lecia z zapomóg Towarzytwa korzystało 4335 osób. Jeśli się zważy, iż Komitety w toku pracy, nadzoru i selekcji narzucały pewien zdecydowany kierunek i ideał wychowawczy narodowo-katolicki, to w konsekwencji zasilały społeczeństwo e l e m e n t e m p r z o d o w n i c z y m , rozypanym po całej Wielkopolsce. Łącznie zaś z innymi przodownikami, nie stypendystami Towarzystwa - które przecież nie było w stanie wszystkich objąć swą pomocą - ta elita oficerska i podoficerska niejako stała się ostoją i gwardią w ciężkiej zbiorowej walce obronnej polskości z niemczyzną zarówno w erze tzw. "walki kulturnej", a następnie walki o ziemię. Nie przypuszczali zapewne założyciele, jak owocne a zarazem konieczne stało się w przyszłości ich dzieło, które ks. Janiszewski nazwał "ogromną budową miłość i.... p 0ciechą i ozdobą ziemi nasze j".... stwa także i wysocy dygnitarze niemieccy. Oto w toku dyskusji prasowej dokoła sprawy Komisji Kolonizacyjnej Wilhelm Kardorf zwrócił uwagę na oddziaływanie narodowo-polityczne tzw. w i e 1, kopolskiej propagandy na Sląsk. A skutki tej propagandy - podkreślał - będą tym niebezpieczniejsze, że fundacja Marcinkowskiego umożliwia kształcenie kadr polskich lekarzy, adwokatów, kupców i rzemieślników, którzy przeciwstawią się skutecznie postępom niemczyzny po miastach z ludnością mieszaną. A wielki polakożerca Biilow dostrzegał wyrośnięcie nowej potężnej siły zbiorowej polskiej w postaci uświadomionego narodowo mieszczaństwa o tendencjach narodowo - demokratycznych i anty - pruskich. "W mieście i na wsi, gdziekolwiek rzucicie okiem - pisał - znajdziecie teraz polskich lekarzy, polskich adwokatów, polskich kupców i rzemieślników, którzy w oparciu o znany związek Marc i n k o w s k i e g o i przy bezwzględnym bojkocie niemieckich pracowników, utrwalili swoje stanowisko i opierając się na nim, prowadzą fanatyczną agitację narodową". Towarzystwo przetrwało kryzys pierwszej WOjny światowej i kontynuowało swą owocną działalność w drugiej Rzeczypospolitej. Z ostatniego sprawozdania za lata 1936-8 dowiadujemy się, że wspierano w tym czasie 850 stypendystów, ogólną sumą 90 955 zł. Najwięcej osób studiowało na teologii, prawie, medycynie oraz w szkołach technicznych i gimnazjach ogólnokształcących. Według zatrudnienia rodziców było w 1938 r.: synów urzędników państwowych i samorządowych - 61, synów rzemieślników - 61, wdów - 65, robotników - 22, rolników - 20, urzędników prywatnych - 23, kupców i przemysłowców - 24, inwalidów - 4, innych - 6. Widocznym jest, że kontynuowano tradycję założycieli w kierunku wydobywania z warstw niezamożnych i biednych młodzieży zdolnej i rokującej dobre nadzieje na przyszłość. Posłużę się tylko dwoma przykładami z obserwacji własnych. Oto jeden ze stypendystów napisał bardzo cenną pracę o Gustawie Potworowkim i dedykował ją w dowód wdzięczności Towarzystwu Pomocy Naukowej. Drugi, jeden z najmłodszych profesorów U niwersytetu Poznańskiego, przyznał w rozmowie prywatnej, iż bardzo wiele zawdzięcza pomocy Towarzystwa. Była to robota narodowa i demokratyczna w najlepszym wydaniu w myśl wskazań wodza demokratów poznańskich przed 100 laty, wspieraj, naukę, sztuki wspieraj... - ale stanu nie wspieraj, bo to kastowość... Nie budujmy więc u nas żadnego stanu... ale b u d uj my p o s t ę p, a do niego niech się garną ludzie wszystkich stanów, to jest wszystkich zatrudnień, i niech będzie jeden tylko stan prawych i oświeconych obywateli, których naród za swoich przewodników i reprezentantów uważać będzie, zaś droga i sposobność przejść w ich grono niech każdemu będzie dana"... Tak pielęgnowano umiejętnie i wytrwale kulturę narodową i budowano nowoczesne społeczeństwo wielkopolskie. DR WITOLD HENSEL KILKA UWAG NA TLE WYNIKÓW WYKOPALISK NA OSTROWIE TUMSKIM W POZNANIU w 1938 i 1939 f. W 1938 r. zapoczątkował Instytut Prehistoryczny U. P. pod kierunkiem prof. dr Józefa Kostrzewskiego prace wykopaliskowe na Ostrowie Tumskim w Poznaniu z zamiarem odszukania dawnego grodu Mieszka i Bolesława Chrobrego, po którym nie dochowały się żadne ślady na powierzchni. Wyniki osiągnięte w ciągu paromiesięcznych prac wykopaliskowych przeszły daleko nasze oczekiwania. Odkryto wtedy, oprócz całego szeregu niezwykle cennych przedmiotów, podwaliny potężnego wału obronnego o kamiennodrewnianej konstrukcji, pochodzącego z czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego. W związku z odkryciem tego jedynego, w takich wymiarach, w ówczesnej Polsce wału obronnego, wysunąłem w sprawozdaniu o tych wykopaliskach, ogłoszonym w 16 roczniku "Kroniki stół. m. Poznania" tezę, że Poznań był za czasów Mieszka I stolicą Polski. WTówczas również, posługując się starymi pianami Ostrowia Tumskiego i osiągniętymi wynikami wykopalisk - wbrew dawnemu ujęciu ks. dra Likowskiego - hipotetycznie twierdziłem, że Ostrów Tumski za czasów pierwszych Piastów dzielił się na dwa człony obronne: na maleńki gród właściwy, z ośrodkiem znajdującym się w pobliżu dzisiejszego kościoła N. Marii P anny oraz na gród niższy, czy też podgrodzie, zajmujące całą pozostałą połać ówczesnego Ostrowia. Stwierdzono również, że ówczesny poziom Ostrowia Tumskiego nie wiele wyższy był od poziomu Warty i że miejsce to ulegać musiało częstym powodziom. Toteż dla zabez podniesiono jego poziom o ca. półtora metra. Zakończone tak pomyślnymi wynikami prace wykopaliskowe miały być kontynuowane w latach następnych. Celem ich miało być: 1. uzyskanie dokładnego, w granicach możliwości, planu zabudowania Ostrowia Tumskiego w okresie wczesno-piastowskim, 2. uchwycenie początków osadnictwa na Ostrowie Tumskim, sięgającego, jak dowiodły próbnie przeprowadzone prace, przynajmniej VIII w. po nar. Chr., l) 3. odszukanie i zbadanie siedziby książęcej oraz 4. uzyskanie obrazu kultury i stosunków społecznych Polski Piastowskiej. Przy czym przypuszczaliśmy, że siedziba książęca znajdować się musiała na miejscu, względnie w pobliżu dzisiejszego kościoła N. M. P. Całkowitą realizację tych projektów uniemożliwiła wojna. Przeprowadzane bowiem w 1939 roku prace, rzuciły tylko dalsze światło na zagadnienie rozplanowania grodu poznańskiego. Szereg uzyskanych wtedy drobniejszych przedmiotów użytkowych wzbogacił naszą wiedzę o tych czasach. Niestety plony z tych wykopalisk przeważnie przepadły (a w każdym razie w tej chwili nie można ich w Muzeum Prehistorycznym w Poznaniu odnaleźć), tak, że dzisiaj zadowolić się musimy tym, co zostało nam w pamięci z autopsji oraz z krótkiego komunikatu, opublikowanego w prasie przez kol. mgra Wojciecha Koczkę. Prace 1939 r. ponad wszelką wątpliwość potwierdziły moje przypuszczenie o zasięgu i rozplanowaniu grodu i podgrodzia poznańskiego. Odkryto mianowicie na południe od kościółka N. M. P. (w pobliżu ustępów publicznych) wał obronny, stanowiący dalszy ciąg wału odkrytego w 1938 r. na placu katedralnym. N a wały podgrodzia natrafiono na ul. Lubranskiego w odległości kilkunastu metrów od ul. Dziekańskiej oraz w ogrodzie Seminarium Duchownego. Ostrów Tumski za czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego, co stwierdzili już poprzedni badacze, był niewątpliwie wyspą. Z dołączonego planu z roku 1785, opublikowanego przez Henryka Miincha 2 ) wynika, że wówczas jeszcze, zarówno na północy poza dzisiejszą ulicą Lubranskiego jak i na południu poza dzisiejszą ulicą Zagórze łączyła się Warta z Cybiną dwoma odnogami. Z wszystkich więc stron woda broniła dostępu do tego miejsca, umocnionego ponadto, jak dowiodły wykopaliska, wałami obronnymi, zbudowanymi po linii biegu tych rzek i ich dopływów. Linia biegu wód wskazuje nam zasiąg podgrodzia i grodu. i w ogrodzie Seminarium Duchownego. W północno-zachodniej części Ostrowia - jak wyżej pisaliśmy - znajdował się gród, otoczony oddzielnym, o wiele masywniejszym od podgrodowego, wałem. Kościół Najśw. Marii Panny stanowił pierwotnie, jak słusznie Ostrów Tumski Ryc. 1 Plan v.J-Bońcia Krzewski dawniej przypuszczano, kaplicę zamkową. W tym okresie Srodka nie była podgrodziem, stała się nim prawdopodobnie dopiero wówczas, gdy pod koniec panowania Bolesława Chrobrego wybudowano trzeci z kolei gród na Ostrowie Tumskim i gdy włączono doń całe , pierwotne podgrodzie. Dopiero od tej chwili Srodka pełniła funkcję , właściwego podgrodzia. Nic jednak nie przemawia, by i Srodka nie miała być wtedy obwarowana. N a pytanie to można będzie odpowiedzieć dopiero po przeprowadzeniu wykopalisk. To samo dotyczy wyjaśnienia powstania samej nazwy Srodka, tłumaczonej przez księdza Likowskieg0 3 ) od odbywanych tam targów środowych, a przez Łukaszewicza z środkowego położenia pomiędzy Ostrowem Tumskim, a osadą przy św. Janie. W Poznaniu obok Ostrowia Tumskiego znajdował się przypuszczalnie od XI lub XII w. po Chr. na Górze Przemysława drugi gród. Zrębów tego grodu dotychczas nie odkryto. Okoliczność ta zresztą nie dziwi nas zupełnie, gdyż piaszczyste wzgórze, na którym go wzniesiono, nie sprzyjało zakonserwowaniu się drewnianych jego konstrukcji, w dodatku często narażonych na niszczenie z racji zabudowywania tego miejsca w czasach późniejszych. Są wprawdzie dane źródłowe, świadczące, że gród do XIII w. znajdował się po prawej stronie rzeki Warty. Nie ma jednak danych bezpośrednio świadczą, cych przeciw istnieniu innego grodu na Górze Przemysława. Zródła bowiem, mówiące o odnowieniu przez Przemysława I zamku na Ostrowie nie podają nic - choć należałoby się tego spodziewać - o wzniesieniu nowego grodu w pobliżu lokowanego przez niego miasta. Samo odbudowanie przez księcia tego w 1249 roku grodu na Ostrowie powiązać można - - zdaniem moim - jedynie z ówczesnym położeniem dzielnicy Przemysława, zagrożonej przez , sąsiadów (Askańczyków, Barnima, Swiętopełka i in.) Gród ten stanowił zabezpieczenie niezwykle ważnego przyczółka mostowego i zarazem ubezpieczał dostęp do osiedla, znajdującego się na lewym brzegu rzeki. Mógł więc w czasach Przemysława I stać i drugi gród na Górze Zamkowej. Dla poparcia tej tezy przytoczyć by można topograficzne rozmieszczenie grodów w Gnieźnie. I tutaj istnieją, choć źródła historyczne nie przekazały nam - poza wątpliwą o Zbarze - żadnych danych, współcześnie z głównym grodem gnieźnieńskim w wiekach XI lub XII 3 inne grody. Pośrednio wreszcie o istnieniu na Górze Przemysława osady - której obronny charakter zakładamy - wskazuje odkrycie na terenie dzisiejszego Muzeum Wielkopolskiego cmentarzyska szkieletowego, pochodzącego z XI w. 4 ). U podnóża jego lokuje w r. 1253 Przemysław I miasto Poznań. Miejsce, jakie zajmuje w nim sam zamek książęcy i bieg murów miejskich, wskazują na analogie konstrukcyjne pomiędzy zabudowaniami Ostrowia Tumskiego i tzw. Starego Miasta. W obu wypadkach siedziba książęca umieszczona jest w podobnym miejscu. W konsekwencji prowadzi to do wniosku, że do grodu na Górze Zamkowej przylegało podgrodzie, ukształtowane podobnie jak podgrodzie na Ostrowie Tumskim, a opasane przypuszczalnie wałem lub palisadą. Podobień za czasów Mieszka I. LEGENDA A. . i .Miejsca odkryte w czasie wykopalisk. Przypuszczalny zasięg wałów grodu i podgrodzia Katedra. Kościół N. Marii Panny. Seminarium Arcybiskupie. Staw. 5. Akademia Lubrańskiego. 6. Seminarium Zagraniczne. S85SS l. 2. 3i. Ryc. 2 stwo to uzmysławiają załączone ryciny, przedstawiające gród i podgrodzie na Ostrowie Tumskim za czasów Mieszka i Chrobrego (ryc. 1) oraz plan miasta po lewym brzegu Warty (ryc. 2). Twierdzenie powyższe pozornie tylko sprzeczne jest ze źródłami historycznymi, z których wiadomo, że Przemysław I dokonał przed lokacją miasta pewnych transakcji zamiennych z kapitułą, która zrzekła się jurysdykcji do dawniej jej przynależnego obszaru, a przewidzianego na włączenie w obręb miasta. Tej czynności bowiem wymagała zmiana prawnego stanowiska dawnego podgrodzia. Podgrodzie nie miało przecież żadnych znamion prawnych, wyróżniających je od innych osad, a grunta i struktura jego nie posiadały naogół "śladów eksploatacji wielkiej własności na nowych czynszowych podstawach" - jak trafnie wyraził to odnośnie tzw. kolonizowania tora do osadników wykluczał możliwość istnienia dwóch panów. Było to tym bardziej niemożliwe, że istniały "przed kolonizacją na prawie niemieckim 6 ) zupełnie formalne możliwości stosowania zasady wolnej dzierżawy w dobrach kościelnych". Stąd, dając nowe prawne stanowisko osadzie zaistniała konieczność skupienia całego prawem tym objętego obszaru w jednym ręku, co bynajmniej nie wyklucza możliwości istnienia przed tym podgrodzia przylegającego do grodu na Górze Przemysława. Słowa dalej dokumentu lokacyjnego "civitatem que Poznań vulgariter nuncapatur iure teutonico contulimus collocandam" świadczą, że dawno przed daniem nowego prawa osiedlu na lewym brzegu Warty znajdował się tu główny ośrodek osiedleń, czy, przeniesiony z Ostrowia i Srodki. Fakt, że w dokumencie tym nie ma ściśle określonych granic zakładanego miasta i obok Poznania wymienia się cały szereg osad wiejskich dowodzi, że lokacja dotyczyła zamkniętej i dla każdego wiadomej przestrzeni zwanej Poznań. W innym bowiem wypadku słowa "que Poznań vulgariter nuncupa, tur" musiałyby się odnosić do Srodki. 7 ) Nie wydaje mi się również rzeczą możliwą, by osada, istniejąca niewątpliwie - jak wynika z odkryć archeologicznych, na lewym brzegu Warty i wchłonięta później przez nowo lokowane miasto nie posiadała żadnej nazwy, skoro z dokumentu lokacyjnego m. in. wynika, że wszystkie osiedla nawet w niedalekiej od siebie położone odległości i zgodnie z pierwotnym planem, mające być w przyszłości wciągnięte w obręb miasta, posiadały swoje od dawna już ustalone 8 ) nazwy. O ile za tym Przemysław I określa terytorium na nowych prawach kształtowanego miasta mianem "Poznań", to dowód, że nazwa ta była związana z obszarem tym już w okresie poprzednim. Rozplanowanie wreszcie Poznania według wszelkich zasad urbanistyki nie wyklucza trafności mego przypuszczenia. Wykopaliska, przeprowadzone w Opolu i Gnieźnie dowiodły, że Polacy dawno przed kolonizacją na prawie niemieckim, przynajmniej od schyłku X w. domy swoje budowali wzdłuż starannie wytyczonych prostych ulic, zbudowanych pieczołowicie z drewna. W Opolu takich równoległych ulic odkryto 7 oraz stwierdzono, że nawet po podniesieniu poziomu młodszych osad ulice zachowały dawne położenie. Hipotetycznie więc twierdzę, że tzw. obecnie Stare Miasto w Poznaniu powstało w swoich głównych zarysach znacznie wcześniej, aniżeli dotąd przyjmowano. Okoliczność ta rzuca nowe światło na zagadnienie tzw. kolonizacji niemieckiej, tym ciekawsze, że indziej9) zwróciliśmy uwagę. Po dokładniejszym zbadaniu tych związków powiedzieć będziemy mogli ostateczne zdanie o ich znaczenIU. Na marginesie wyników wykopalisk w Poznaniu pragniemy wypowiedzieć słów kilka o stosunkach naszych z państwami ościennymi oraz o układzie sił społecznych w okresie wczesno-piastowskim. Często przyjmuje się, że "zasadniczym 10 ) elementem rozwoju ludzi i społeczności ludzkich jest naśladownictwo". N aśladownictwo jest jednak niewątpliwie - zdaniem moim - tylko jednym z elementów rozwoju, nie jest jednak zasadniczym. Uczeni niemieccy, wiedzeni tym mniemaniem, usiłowali każde zjawisko spotykane w dziejach polskich, każdy wytwór kultury wyprowadzić z Niemiec na zasadzie pewnego stwierdzonego podobieństwa. Zagadnienie wpływów ustrojowych, czy kulturowych jest o wiele bardziej złożone, aniżeli na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać. Rzeczy czy myśli pozornie pochodne od siebie, powstają bardzo często zupełnie od siebie niezależnie. W koncepcjach na przykład filozoficznych Nietschego i Dostojewskiego tyle jest podobieństwa, że wielki sztab uczonych poważnie zastanawiał się nad zagadnieniem popełnienia plagiatu przez jednego z nich. Dopiero po stwierdzeniu, że Nietsche nie znał języka rosyjskiego, a Dostojewski niemieckiego, okazało się, że w żadnym wypadku nie mogli ulegać wzajemnym wpływom. Przyjąć jedynie można, że dzieła ich powstały niezależnielI) od siebie "z tego samego źródła - z manii twórczj". Podobnie rzecz się miała z wytworami kultury materialnej, na co wielu etnologów zwróciło już uwagę. Jasnym jest oczywiście, że wytwór już istniejący mógł ulegać na skutek oddziaływań ościennych takim lub innym przemianom. Wytworem kulturowym, powstałym na wielu obszarach nIezależnie od siebie, był niewątpliwie gród. Wspólnym tu był cel jego powstania, a mianowicie chęć zabezpieczenia się przed nagłym napadem nieprzyjaciela, zarówno czworonogiego, jak i dwunogiego. Stąd samo występowanie grodu nic nam nie powie , o wpływach jednego obszaru na drugi. Swiadczy ono tylko o istnieniu zorganizowanej woli społecznej i politycznej, dążącej do zachowania swojej niezależności. Dopiero sposób budowy grodów, zastosowanie takich lub innych środków technicznych może nam udzielić wskazówek o ośrodkach oddziaływujących na jego powsta wątpliwej wspólnocie grupowej. Pomijając częste używanie grodów na ziemiach polskich w młodszej epoce żelaznej (700-400 przed nar. Chr.) przez lud tzw. kultury łużyckiej, co narzuca wprost przypuszczenie, że już wtedy istniało tutaj państwo prasłowiańskie, oparte na organizacji grodowej, które później wskutek najazdów podupadło, to po długiej przerwie zaczynają ponownie grody u nas występować - według dzisiejszego stanu wiedzy - od V w. po Chr. (Niemcza pow. Rychbach). Przy czym za czasów wczesno-piastowskich stanowią one niewątpliwie oparcie władzy państwowej, podstawę organizacji grodowej. Spornym jest dziś zagadnienie wyglądu najstarszych grodów pol, skich. Zródła, które do rozstrzygnięcia tej kwestii posiadamy, są zbyt przypadkowe, by można na nich budować pewne wnioski. Faktem jest, że najstarszy z dotąd odkrytych grodów, chroniony był zwykłym płotem plecionym. Trudno w tej chwili na podstawie wykopalisk odpowiedzieć, czy odkryte w Gnieźnie i Santoku ostrokoły są konstrukcjami obronnymi grodu czy podgrodzia. Niewątpliwie jednak błędnym jest przypuszczenie U nverzagta, doszukującego się w ostrokołach tych wpływów karolińskich. Przeciwstawiali się temu już dawniej prof. Kostrzewski i docent Kowalenko. Do przytoczonych wówczas argumentów'" dodać możemy obecnie okoliczność, że z czasów wcześniejszych od powstania umocnień palisadowych w Gnieźnie i Santoku znamy o wiele solidniejsze wały na , Sląsku 12 ) i w Wielkopolsce (Kłecko). W tym wypadku byłaby zupełnie niezrozumiała wymiana rzeczy lepszych na gorsze. Conajmniej współcześnie z ostrokołem występują w Wielkopolsce wały drewnIane. Wały drewniane spotykamy na wielu obszarach i w rozmaitym czasie. Około nar. Chr. uwidoczniono tego rodzaju wał na scenie z wojen dalekich na słynnej kolumnie Trajana, znajdującej się w Rzymie. 13 ) Z IV w. pochodzi wał podobnej konstrukcji, odkryty w okolicach Moskwy.14) Są to najstarsze znane nam tego typu. Z późniejszych czasów przytoczyć by można wiele przykładów ich budowania z Rosji, z krajów południowo-bałtyckich, a właściwie z ziem aż po Łabę. Zgodnie z dzisiejszym stanem nauki nie możemy tego rodzaju wałów uznać za wytwór pewnej określonej krainy. Nie wiemy również, jaki wpływ na ich powstanie miały grody celtyckie 15 ) i kasztele rzymskie. Obok co dopiero wspomnianych wałów, zbudowanych z często obok siebie rzucanych dyli drewnianych, układanych naszych ziemiach wały zbudowane w rodzaju skrzyń drewnianych,16) wypełnionych piaskiem względnie glina. Ten typ wałów występuje około X w. i znamy go między innymi z Kłecka pod Gnieznem i Kleszczowa w pow. lubuskim. Pod względem wreszcie rozplanowania znamy grody całkowicie zabudowane oraz zaopatrzone w pomieszczenia mieszkalne jedynie wzdłuż murów, o zupełnie niezabudowanej środkowej części grodu. Do tego ostatniego typu należą grody pod , Strzegoniem na Sląsku oraz w Kleszczowie. Te ostatnie miały charakter - jak się zdaje - wyłącznie strażniczy. Z tego, cośmy w zarysie powiedzieli, wynika, że w okresie wczesnopiastowskim występują w pierwszych jego fazach odmienne ze względu na budowę wałów i rozplanowania wnętrza typy grodów. Wyróżniamy grody bronione: 1. palisada, 2. wałem drewnianym względnie kamienno-drewnianym i 3. wałem zbudowanym ze skrzyń drewnianych, wypełnionych piaskiem wzgl. gliną. Dwojakie rozplanowanie grodów scharakteryzowałem wyżej. Odnośnie techniki, nie możemy w tej chwili na temat ich pochodzenia dać wiążącej odpowiedzi. Wydaje się nam jednak, że mogły one powstać na różnych terenach, niezależnie od siebie. Bezsprzecznie ściśle polską odmianą są wały grodów w Santoku, Gnieźnie i Poznaniu, w których zastosowano dla wzmocnienia ścian haki, uzyskane dzięki odpowiedniemu nacięciu gałęzi. 17 ) Zastosowanie natomiast ławy umieszczonej po zewnętrznej stronie wału, niekiedy jak w Poznaniu, kamienno-drewnianej, jest dowodem ulepszenia naszego systemu fortyfikacyjnego, prawdopodobnie pod wpływem zachodnim. Zastosowanie kamieni do budowy wałów częste jest na Łuzycach i w Czechach. Drogą też przez Czechy modyfikacja ta zapewne przeszła do Polski, podobnie jak przeszedł styl budowli kościelnych, jak kościoła Feliksa i Adaukta na Wawelu, katedry romańskiej w Gnieźnie. Na ten szlak wskazuje odkryty 1940 r. podobny kościółek-rotunda w Cieszynie. Odnośnie rodzajów rozplanowania grodów, to gdzieindziej18) - zgodnie z twierdzeniami innych badaczy, wyraziłem przypuszczenie, że typ pierwszy rodzimego jest pochodzenia, drugi zaś ukształtować się mógł pod wpływem późnorzymskich względnie bizantyjskich kaszteli. W samym zaraniu naszego państwa w dziedzinie budownictwa obronnego i kościelnego ulegaliśmy zczechizowanym wpływom zachodnim oraz bizantyjskim. Nie jest to jednak uleganie - że się tak wyrażę - surowe. Formy bowiem już istniejące - jak chodzi np. o grody - ulegają tylko pewnym modyfikacjom i to celowym, co rów jak przeanalizowaliśmy stosunki jednego tylko wytworu kulturalnego, możnaby to uczynić z innymi i prawdopodobnie doszlibyśmy do ciekawych wniosków. Uzupełnienia mogą być obce, osnowa jednak była polska. Dla rozwiązania drugiego zagadnienia, postawionego za cel niniejszych rozważań, posługiwać się będziemy treścią kultury grodowej, a więc zarówno zabytkami ruchomymi jak nieruchomymi. Analizując materiał, wydobyty w ciągu wykopalisk poznańskich z grodu, co do którego stołeczności w pewnych latach początkowych naszej państwowości nie ma nikt wątpliwości, porównując go z przedmiotami, pochodzącymi z tego samego czasu (X i XI w.) uzyskanymi, nie mówiąc o równym znaczeniu Poznaniowi Gnieźnie, ale w mniejszych grodach jak w Kłecku i Biskupinie, osadach jak w Niestronnie w pow. mogileńskim oraz całego szeregu wielkopolskich cmentarzysk wczesno-dziejowych, dojść możemy do wniosku, że w całym kraju mamy wtedy do czynienia ze stosunkowo jednolitą kulturą. , Swiadczy to o proporcjonalnym rozłożeniu bogactw oraz, że prawdą było potwierdzenie podróżnika z X wieku Ibrahima Ibn Jakuba, iż kraj Miszki jest miodem i mlekiem płynący. W Polsce ówczesnej nie ma też poza jeńcami wojennymi ludzi niewolnych, nie ma przypisańców sensu stricto, tak jak jeszcze nie było w XII w. (Tymieniecki, Arnold). Zupełnie inne spotykamy obecnie stosunki, aniżeli parę wieków wcześniej, gdy w V i VI w. znajdujemy groby bogaczy, obficie wyposażonych w dary grobowe, składające się przeważnie z obcych wytworów, gdy spotykamy się z możnymi, przejmującymi obcy rytuał grzebalny, gdy równocześnie groby ludności uboższej wyposaża się słabo, względnie też chowa się zmarłych bez darów , grobowych. Zródła zachodnie z tego mniej więcej czasu 19 ) dają nam pewne pojęcie o ówczesnej wartości dawanych zmarłemu do grobu przedmiotów. Uzbrojenie wojownika, składające się z miecza, oszczepu i tarczy kosztowało 9 solidów, co odpowiadało wartości 3 krów. Była to cena płacona wytwórcy. Znajdywane na naszych ziemiach okazy musiały być o wiele droższe. Doliczyć tu trzeba koszty pośrednictwa w dostarczaniu broni do "dzikiego kraju". To też na pochowanie zmarłego z bronią pozwolić sobie mogły tylko wyjątkowo bogate rodziny. W ten sposób tłumacząc występowanie na ziemiach polskich dwóch różnych rytuałów pogrzebowych, zupełnie odmiennie niż dotychczas oświetlamy to zagadnienie. W grobach bowiem w Jakuszowicach, Przemęczanach itd. z V i VI w. po Chr. Poprzednia interpretacja, jak się nam wydaje, była niezupełnie uzasadniona choćby z tego względu, że dopiero co wymienione groby nie mają wiernych odpowiedników zarówno w rytuale, jak i w zabytkach na terenach, z których wyprowadzono pochowanych w nich osobników. Za mało uwagi zwracano na możliwości społecznych różnic w wyposażeniu grobów. Różnice takie szczególnie ostro występują zawsze w okresie przełomów. Nierównomierny podział majątku, obserwowany w V i VI w. po Chr. zapoczątkował przypuszczalnie na ziemiach polskich te ruchy społeczne, które doprowadzają w VIII lub IX w. do obalenia Popiela. Przewrotu - jak wiemy z Galla Anonima - dokonuje chłop - miecz warstwy chłopskiej. Nie była to zwykła tylko detronizacja. I dlatego też przez rewolucję obalony, o której słabe i mgliste potomnym pozostały wiadomości, zamordowany zostaje Popiel. Dokonuje się przemiana społeczna, doprowadzająca do wyrównania poziomu kultury, czego dowodzą znajdowane zabytki z tych czasów. Nie ma już tych wielkich różnic, których świadkami byliśmy poprzednio. Społeczeństwo to jest zawodowo podzielone na rycerzy, rolników i rzemieślników. Nie są to jednak kasty zamknięte. Jest ono przez cały okres czasu, który polskim nazwać możemy, to jest od V w. po Chr w żywym kontakcie wymiennym z zagranicą i to zarówno z północą jak i południem, wschodem jak zachodem. Przy czym wie, skąd czerpać najwyborniejsze przedmioty. Sprowadza z państwa frankońskiego znakomitą broń, jak świadczą o tym zabytki VII, VIII i IX w. Najżywsze zaś stosunki łączą nas w tych czasach z Czechami. Uwidaczniają się one, nie mówiąc o innych przedmiotach, nawet w podobnych formach, tak miejscowego wytworu, jakim jest ceramika. Stąd i oddziaływanie tego ośrodka na upodobnianie naszej państwowości do form zachodnich będzie najżywsze. Udział społeczeństwa ówczesnego nie jest bierny lecz czynny, co podkreślali już zresztą nasi historycy (m. i. Balzer: O kształtach państw zachodniej słowiańszczyzny). To zorganizowanie życia wewnętrzno-politycznego dawno przed ukazaniem się Polski w świetle historii, wypływające z układu sił, sięgającego głęboko w mroki przeddziejowe, jest również jednym z argumentów autochtonizmu Polan. Uwagi powyższe traktuję raczej jako chęć wywołania dyskusji, aniżeli próbę ostatecznego rozwiązania. matyka nakazuje pilniejsze niż dotychczas zajęcie się odsłonięciem "podziemnej przeszłości naszego miasta". Celowym byłoby wznowienie prac wykopaliskowych i zrealizowanie przedwojennego projektu wybudowania muzeum podziemnego dla udostępnienia szerokim masom przynajmniej w części wspaniałego grodu Mieszka I, który w Poznaniu miał jedną z swoich głównych siedzib, a najprawdopodobniej stolicę. PRZYPISY Dziękuję serdecznie Serbo-Łużyczaninowi kol. mgr. W. Koczce za informacje o osiągnięciach wykopalisk 11139 r., p. inż. Zielińskiemu za wydanie polecenia wykonania ryc. 2 oraz arch. W. Spieszalskiemu za wykonanie ryc. 1. l. Łuk a s z e w i c z (Obraz historyczno-statystyczny m. Poznania, Poznań 1838) domyślał się początków Poznania w VI w. po Chr. 2. La Pologne au VII-o Congres International des Sciences Historiąues. Warszawa 1933, t. I, s. 270. 3. Środka miasto książęce. Poznań 1922. i. Księga Pamiątkowa m. Poznania. Poznań 1929 - art. prof. Kostrzewskiego. 5. Państwo polskie w wiekach średnich. Poznań 1945, s. 163. 6. Jak wyżej. 7. Nie ma podstaw do twierdzeniu, by słowa darowizny Środki kapitule poznańskiej przywilejem Przemysława II z 1288 r. "civitatem nostram antiąuam sittam circa ecelesiam S. Margarethe Szrodka vulgariter nuncupa*tam" świadczyły o istnieniu przed założeniem miasta na lewym brzegu jedynego podgrodzia na prawym brzegu Warty. Wyraźne zaznaczenie potocznej nazwy Środka dowodzi, że nie wystarczało określenie "civitas antiąua". 8. Wymienia się tu m. in. Winiary , jako miejscowość, w której uprawiano winną latorośl. Z uwagi na znalezienie na Ostrowie pestek winogron, można śmiało początek tej sadowniczo-przemysłowej osady odnieść do końca X lub pocz. XI w. 9. Kronika m. Poznania r. XVI. 10. Życie Literackie, r. I, z. 1, str. 3. 11. Z życia idei. Warszawa 1939, s. 250 i n. 12. Altschlesien t. VII. 13. C. Schuhchardt, Die Burg im Wandel der Zeitgcschichte, Poczdam 1931, s. 142, ryc. 129 i J. Kostrzewski, Grody staropolskie... Kraków 1939. 14. Sowieckaja Archeologija, t. III, 1937, s. 113. - 15. Odmienny typ wiązania konstrukcji drewnianej tych wałów raczej przemawia przeciw podobnym związkom. 16. Prof. Kostrzewski wyraził ostatnio przypuszczenie, że również górna partia wału gnieźnieńskiego zbudowana była ze skrzyń wypełnionych gliną. kryty na Górze Lecha w Gnieźnie, którego ścianę zewnętrzną wzmacniały potężne słupy, związane z nim przy pomocy dyli hakowato zakończonych. O starannym jego wykonaniu świadczy wreszcie fakt, że niektóre jego dyle zdobią rzeźby. Jest on naj doskonalszym przejawem polskiej odmiany tego typu wałów drewnianych. Czas 1000 po Chr. (Z otchłani wieków, r. X). 18. Por. W. Hensla, Grody wczesnopolskie. Z otchłani wieków, r. XIV, 1945 r. 19. L. Franz, Die Germanenfunde von Civezzano im Tiroler Landesmuseum zu Innsbruck. DR WIESŁAW RAKOWSKI Dyrektor Ogrodu Zoologicznego PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ POZNAŃSKIEGO OGRODU ZOOLOGICZNEGO Koledze Dyr. Kazimierzowi Szczerkowskiemu ofiaruję Szybki rozwój nauk przyrodniczych w ostatnich latach, a szczególnie biologii, zwrócił większą uwagę na instytucje, związane z naukami przyrodniczymi - a więc na muzea, ogrody zoologiczne i botaniczne. Tu bowiem znajdują naukowcy swój materiał i stąd czerpie młodzież ucząca się swoje wiadomości. W ogóle pojęcie o przyrodzie i nieznajomość jej jest zastraszająca. Podczas zwiedzania ogrodów zoologicznych słyszy się, że niektórzy nie potrafią rozróżnić lwa od tygrysa, jelenią od rogacza czy nawet żurawia od czapli. Dziwić się temu nie można, gdyż tylko dziecko w szkole zapoznaje się z podobizną zwierząt na rozwieszonej tablicy lub w książkach, w których z oszczędności umieszcza się zbyt mało rycin czy fotografii. Młodzież, mieszkająca w miastach, posiadających ogrody zoologiczne, dokształca się łatwiej w przyrodzie. W zwierzyńcu uczy się rozróżniać gatunki i rodzaje, przygląda się różnicom anatomicznym w budowie ciała zwierzęcia, kroczącym w parze z biologią danego zwierzęcia. Wreszcie obserwuje lot ptaków i przysłuchuje się ich głosom. Zakłady naukowe posiadają tu również bogatą składnicę i wykorzystywać ją mogą na różne doświadczenia. Anatom czerpie swój materiał do badań porównawczo-anatomicznych z padłych tu zwierząt, systematyk może zażądać sprowadzenia okazów rzadkich, a lekarze mogą tu stworzyć hodowlę zwierząt, potrzebnych im dla badań swoich, czy to w celach doświadczalnych łania przeróżnych leków na żywy organizm. Rozmaici hodowcy i towarzystwa przyrodnicze znajdują tu również bogaty plon, czy to w zwierzętach zarodowych czy w doborze rasy. Akwarzysci mogą zająć się dzięki urządzeniom nowoczesnym i potrzebnej aparaturze hodowlą ryb akwariowych, no i wreszcie ochrona przyrody może zapoznać społeczeństwo z okazami, które należy ochronić, jak: bocian czarny, rosomak, świstak, kozica i cały szereg innych. Widzimy więc, że ogród zoologiczny z wyżej podanych motywów zatracił charakter zwykłej wystawy zwierząt, a wkroczył na tory instytucji naukowych. J ak winien jednak ogród nowoczesny wyglądać? Dobór zwierząt, ich zagrody - oto jego zadanie. Staromodne ogrody zoologiczne grupowały zwierzęta bez wyboru - byleby tylko zaciekawiały publiczność, i niejako fantastycznym swym widokiem wzbudzały u zwiedzających tak podziw jak i uczucie niesamowitości. Było to dobre ze względów kasowych, lecz o jakiejkolwiek nauce mowy tu być nie mogło. Nowy ogród zoologiczny grupuje natomiast zwierzęta niejednostajnie, dobiera je z ośrodków różnych, terenowych i z różnych działów zwierzęcych. Po ulokowaniu danego zwierzęcia w klatce czy zagrodzie stara się mu stworzyć mniej więcej podobne warunki jego ośrodka biologicznego. Powstają więc w ogrodach zoologicznych krajobrazy pustynne, stepowe, puszcze, tereny skalne i jeziora, a wszystko to musi tworzyć harmonijny zespół z danym czworonogiem czy skrzydlakiem. Kraty, które dawniej odgraniczały zwierzęta, nie są już "w modzie". Izoluje się więc zwierzęta od publiczności tylko rowami. Naturalnie , że i tu przesadzić nie należy, bo znajdą się również zwierzęta, których nie można zostawiać w zagrodach bez krat czy siatek; mało jednak takich. Są to doskonałe skoczki i łaźce, jak lamparty czy kuny, a dalej i nocne stwory, których by zwiedzący nigdy nie dostrzegł w otwartych zagrodach - niektóre półmałpy , borsuki, nietoperze itp. Gdyby teraz pomyśleć o wielkości terenu, to winien on posiadać wymiary nie za małe i niezbyt duże - w miarę ilości zespołów zwierzęcych. Trudno przecież wyobrazić sobie dwie czy trzy gazelki w olbrzymiej zagrodzie, a przeciwnie całe stado gnu, zebr i antylop w małej. Kiedyś obawiano się łączyć zwierzęta różnych gatunków. Tam gdzie antylopy, to wara, by towarzyszyły im zebry. A przecież w naturze dzieje się inaczej, bo zwierzęta to istoty żyjące gromadnie i w rozmaitych ugrupowaniach, czy to ze względów bezpieczeństwa czy też np. roślinożercze i drapieżcę osobno. Naturalnie i tu musi się hodowca zapoznać dokładnie z usposobieniem każdego zwierzęcia, bo i w świecie zwierzęcym spotyka się w jednej i tej samej grupie czy rodzinie okazy złośliwe, niebezpieczne dla otoczenia. Przystąpmy teraz do zapoznania się z historią poznańskiego ogrodu zoologicznego oraz planami jego przyszłości. Poznański ogród zoologiczny zawdzięcza swoje powstanie oryginalnemu pomysłowi pewnego grona obywateli, a dokładniej klubu schadzkowego. Klub ten urządzał swoje wieczory w restauracji dawniejszego dworca kolei starogardzkiej, który mieścił się na terenie obecnego Zoo. By uczcić urodziny jednego z członków, darowali mu koledzy jego szereg różnych zwierząt, częściowo dzikich, a częściowo hodowanych, a więc świnie, kozy, dzika, kota, kaczkę, gęś, koguta, królika, wiewiórkę, pawia i nabyte z obozu cygańskiego niedźwiedzia i małpę. Ucieszony solenizant umieścił okazy te w małych zagrodach dworcowej restauracji i próbował nadal zasilać ten mały zwierzyniec najróżnorodniejszymi skrzydlakami i czworonogami i żart ten stał się fundamentem przyszłego ogrodu poznańskiego. Pokaźniejszą tą liczbą zwierząt rozpoczął opiekować się "Związek Byłych Wojaków". Wkrótce postanowiono zorganizować normalny zwierzyniec. Po nieudanych próbach stworzenia w tym celu towarzystwa akcyjnego powołano do życia towarzystwo pod nazwą "Ogród Zoologiczny". Był to rok 1874. Zwierzostan przejęto z malutkimi zobowiązaniami finansowymi od towarzystwa "Byłych Wojaków" a od zarządu kolei dzierżawę restauracji. Po zgromadzeniu pokaźnej już ilości zwierząt i otrzymaniu terenu w ilości 5,24 ha przystąpiono w roku 1886 do budowy pomieszczeń dla nich. Zbudowano alpinarium dla owiec i kóz wysokogórskich, obszerną wolierę dla ptactwa drapieżnego, małpiarnię, zagrody dla dużych drapieżców, słoniarnię, dalej przekopy wodne dla ptactwa błotnego oraz skanalizowano i zniwelowano cały teren. Bezpośrednia piecza nad ogrodem zoologicznym spoczywała od , tego czasu w rękach zarządu, składającego się z 15 osób. Srodki utrzymania ogrodu czerpano z urządzeń koncertów, zabaw, z dzierżawy restauracji, ze składek członków i z subwencji prywatnych czy miejskich. Właściwymi jednak organizatorami Zoo stali się od roku 1881 kupiec i radca miejski Jaeckeł, jako prezes towarzystwa zoologicznego, Stanisław Zieliński jako skarbnik oraz radca dr Lewiński. do największego rozkwitu i to pod dyrektorem Meisnerem (1907 do 1917 r.) i dr Lackmanem, który Ogród Zoologiczny prowadził aż do końca roku 1918. Podczas tych lat zmienił Ogród Zoologiczny swój charakter administracyjny, oddając cały swój zwierzostan wraz z urządzeniami Gminie Poznań. Było to w roku 1912, od którego to już czasu opiekowało się ogrodem samo miasto z tym, że wyłoniony zarząd nadal wykonywał obowiązki bezpośrednie wraz z mianowanym dyrektorem. Wtedy też otrzymuje Ogród Zoologiczny 7,19 ha roli miejskiej celem własnej produkcji paszy dla zwierząt roślinożerczych i od tego czasu popiera go Rząd i Miasto poważnymi subwencjami. Stan zwierząt przed rozpoczęciem Wojny liczył 696 okazów w 342 gatunkach. Liczba zwiedzających ogród była pokaźna, bo w roku 1914 zwiedziło zwierzyniec 163 095 osób. Z wybuchem wojny światowej rozpoczyna się upadek Ogrodu Zoologicznego, a podczas trwania kilku lat wojny spada poważnie liczba zwiedzających oraz liczebny stan zwierząt. W tak opłakanym stanie objęły Ogród Zoologiczny władze polskie z dyrektorem Bolesławem Cylkowskim na czele, z dniem 1 czerwca 1919 r. Niełatwe miał zarząd zadanie. Wzrastająca z dniem każdym drożyzna paszy dla zwierząt, brak zwiększonej liczby dozorców oraz schorzałe zwierzęta zmuszały dyrektora szukać pomocy u ludzi prywatnych czy instytucji, a dochody z kart wstępu zmniejszały się z roku na rok. Dochody te nie wystarczały. Bowiem w roku 1920 wynosiły 800 000 mk, a wydatki zaś 1 100 000 mk, zaś w roku 1921 przewyższyły wydatki wszelkie dochody o 5 000 000 mk. By ratować jednak ogród, pokryło samo miasto deficyt a Ministerstwo W. R. i O. P. przyznało ogrodowi w roku 1921 zapomogę 50 000 mk, a Ministerstwo b. Dzielnicy Pruskiej 2 000 000 mk. Starania ze strony Zarządu, czy to reklamowanie ogrodu czy też starania o zasilenie przez ludzi prywatnych kasy, poprawiło znacznie dochody. Toteż zakup nowych zwierząt był możliwy, a one ściągały większą liczbę zwiedzających. Podczas gdy w roku 1919 liczba zwiedzających wynosiła 184 138 osób, to pod koniec roku 1922 wzrosła do 240 984 osób. Tak więc rok 1922 stał się datą przełomową w poprawie bytu zwierzyńca. Z upływem lutego 1922 składa swój urząd dyrektora ogrodu dr Cylkowski, a obejmuje go Kazimierz Szczerkowski. W tym też okresie stare już budy zaczynają się psuć i rozrywać, a brak światła i kaloryferów zagraża niebezpieczeństwem. Toteż odpowiedniego ogrzewania i wykonanie drobnych napraw. Zbliża się Powszechna Wystawa Krajowa, a w związku z tym chciał i Ogród Zoologiczny zmienić swoją szatę. Powstają nowe zagrody dla zwierząt, piękna i naprawdę nowocześnie zbudowana woliera dla ptaków brodzących i pawilon dla małych drapieżców. N astępuje też uporządkowanie ogrodu koncertowego i wyreperowanie okalającego cały ogród płotu. W tych ulepszonych warunkach można było myśleć i o zwiększeniu zwierzostanu, toteż już z końcem roku 1929 posiada Ogród Zoologiczny pokaźną ilość zwierząt i gatunków, bo 955 okazów w 305 gatunkach. Załączona tabela wyświetla najlepiej wzrastającą frekwencję zwiedzających ogród oraz stan zwierzostanu w danych latach oraz przyrost i ubytek naturalny. W latach 1915-1919 nie prowadzono żadnych sprawozdań - były to lata wojny światowej. Co do lat 1942 do 1944 nie znajdują się również żadne akta (ścisłość niemiecka). W pozycji 29 cyfra 700 000 była wyższa nawet - bo był to czas, kiedy urządzono w Poznaniu Powszechną Wystawę Krajową. W rubryce VIII pozycja 24-26 spotykamy się z olbrzymią ilością zgonów. Niemcy tłumaczą to starością zwierząt przejętych od władz polskich - niżej podpisany natomiast nieumiejętnością hodowlaną. Przereklamowano niemiecką dbałość w hodowli - nie cenili ludzi a co dopiero zwierzęta. Rok 1938 wskazuje nam największy rozkwit naszego Ogrodu i niestety nadchodzi rok 1939, a z nim zagłada i zniszczenie. Już w pierwszych dniach września 1939 r. zabijają bomby spadające na Ogród 55 zwierząt, w tym 15 okazów zwierzęcych wartościowych, jak - żubra, bizona, lamy, bawoła indyjskiego, zebry, kuce, jelenie itp. i niszczą budynki: restauracyjny i gospodarczy, wewnętrzne klatki w małpiarni. A cóż dopiero mówić o roku 1945 Oj kulturo niemieckaf Cóż zrobili Niemcy tu dobrego? Co poprawili? Mieli przecież tysiące więźniów i niewolników do dyspozycji - skradzione płody kopalne i budulce, z których darmo wybudować mogli najpiękniejsze zagrody... i to bez kosztów. Zmarnowali tereny pod Park Kasprowicza - pod park, którego drzewostan składał się z nader rzadkich gatunków krzewów, drzew i roślin. Zniwelowali tylko teren - i to krwawą pracą tysięcy Żydów i niewolników. W starym ogrodzie - zamiast poprawić zagrody i uprzyjemnić więźniom czworonogim i dwfunogim ich pobyt - otoczyli jego przybytku i ubytku a , N o id 10 ta T3 K ! o. rok CD Zarząd ,0 ID a 1 3 JD QJ v 10 l-i .a 3 --o1.H N OT j N -a a. 3 co N 1881 J aeke1, St.Zieliński, 1 1912 153 957 696 BOT Tc);} Dr Lewiński 1 a. 2 1913 146 291 431 _ w 5. 1907-1913 Meissner 3 1914 163 095 470 1913-1916 brak akt m Q4 1919 184 138 co "" 1917-1919 Dr Lachmann 243 1. IV. 1919 5 1920 275 774 i Dyr. dr B. Cy1kowski 6 1921 178 331 278 7 1922 234 984 331 1. II. 1922 N 1.111. 1922 8 1923 213 393 403 9 1924 190 054 521 138 26 1 46 JS1 10 1925 211 653 645 88 83 85 86 .OJ o. 11 1926 183 217 794 215 55 54 49 o 12 1927 283 858 913 6 7 9 18 en 13 1928 281 364 945 20 67 26 54 i* 14 1929 700 000 955 18 80 22 75 r 15 1930 187 204 971 19 37 31 85 < 16 1931 161 882 986 68 40 19 116 Dyr. Kaz. Szczerkowski CD 17 1932 131 174 980 23 27 24 71 >o 18 1933 149 146 987 46 20 55 81 1 19 1934 165 446 1126 124 38 50 54 co 20 1935 171 861 1197 153 15 45 126 fI 21 1936 139 339 1010 67 28 36 72 m 22 1937 176 330 1179 91 26 134 62 o 23 1933 159 536 1184 25 78 33 46 24 1939 130 232 1184 22 116 27 276 25 1940 131187 918 156 44 78 210 grA 29. II. 1940 1.111 1940 26 1941 134 641 894 182 58 53 302 i-i s A 27 1942 841 - Dyr. dr R. M uller CD CD S' 28 1945 176 Stan zwierząt z chwi- 01 O 3 20. I. 1945 1ą objęcia Ogrodu Ss do przez Zarząd polski . h ' 29 1. 287 212 567 Stan zwie rzątz dnia Dyr. dr W. Rakowski III. co g, 1. I II. 1946 rr' ID 1946 Ol £" Przecież dosyć czerpali materiału z kopalń polskich. N astąpiło oswobodzenie. Gdy oglądnęliśmy dzieło zemsty i zniszczenia, wtedy i najspokojniejszy obywatel wzdrygał się. Wśród poległych żołnierzy niemieckich leżały dziesiątki trupów zwierzęcych - pomordowanych - dlaczego? Nie wiem! Podobno chcieli ochronić swoich współziomków przed drapieżnością zwierząt, gdyby wydostały się na wolność. Dobrze - dla czego jednak zabito słonia, bawoły, thara? I cóż wreszcie pozostało... 176 nie zwierząt, lecz zwierzątek, a które podzieliłyby również los pomordowanych - gdyby zdążono wykonać rozkaz. I wtedy jeszcze zwierzęta, pozostawione na łasce i niełasce działań wojennych, zginęłyby, gdyby nimi nie zaopiekował się obecny inspektor Ogrodu Zoologicznego wraz z synem, Konieczny, aż do przybycia obecnej Dyrekcji. Był to 12 luty 1945. Biedny hipopotamie, byłbyś również zmarł białą śmiercią, a przecież przepadasz za ciepłymi wodami Nilu! W połowie lutego rozpoczęto już starać się o nowe zwierzęta. Bozpoczęto porządkować i czyścić oraz naprawiać szkody, wyrządzone przez wojnę. Naprawiono - lecz skąd zwierzęta? W Lesznie Niemcy zbudowali w czasie wojny wcale obszerny Ogród Zoologiczny. Teren ładny i duży - pawilony mniej odpowiednie - jednak ich wybiegi nowoczesne. Był to ogród, którego zadaniem było utrzymywać specjalnie faunę rodzinną: niedźwiedzie, jelenie, rogacze, dziki, lisy, rysie, borsuki, nasze ptactwo polskie itp. - a pokazywać je młodzieży szkolnej, by nie potrzebowała jeździć z zachodnich powiatów do Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego. Lecz cóż - i stąd Niemcy wywieźli prawie wszystko - a dla kilku sztuk utrzymywać zwierzyniec - nie było celu. Toteż na zlecenie Bazy Zoologicznej przy Ministerstwie Kultury i Sztuki - rozpoczęto zwierzyniec ten likwidować. Część zwierząt otrzymała Łód'" - część Poznań. Do Poznania zawitała para niedźwiedzi, hiena centkowana, łania, daniel, dziki, lis, borsuk oraz kilka okazów ptactwa. Z Łodzią rozpoczynamy wymiany dubletów - i zrazu zasila nasz ogród lwica, hiena, niedźwiedź brunatny i niedźwiedź polarny, pies dingo i papużki. Apel skierowany przez Dyrekcję Lasów Państwowych do nadleśnictw odnosi również skutek. Leśnictwo "Zalewo" daruje Ogrodowi Zoologicznemu parę pięknych jeleni. Besztę kupiono - np. papużki i inne ptactwo. Zoologicznego w Wrocławiu i po obejrzeniu prawie doszczętnie spustoszonego ogrodu zapadła decyzja, by zwierzęta, które tam giną, pozabierać i chwilowo przetrzymać jako depozyt do ewentualnej naprawy pawilonów. Toteż bogato zasilił Poznań swój ogród. Przybyły różnorodne antylopy: błotna, skacząca, nilowa, gazelki, dalej gnu, hipopotam, kozy dzikie, thary i thury - ba, nawet kozice. Najwięcej oryginalnym nabytkiem jest leniwiec - zwierzę z południowej Ameryki, którego jedyną specjalnością jest spanie - bo, gdy ma zamiar poruszyć dwupazurową łapę swoją, to jeden ten ruch zajmuje mu kilkanaście sekund. Dalej żyrafa - ten oryginał stepu, którego natura nie obdarowała skuteczną obroną przed drapieżcami - ma tylko nadzwyczaj silne nogi, których kopnięciem nieraz odstrasza intruza. Jest to zwierzę bardzo wysokie, dochodzące do 5 m. Z innych zwierząt, to różne jelenie - jeleń koński, sika, rauntiak, dalej kolczatki, jeżatki, świstaki - drapieżne mungo i genety, toreadorzy w walce z wężami, oraz dromedar i tapir. Z ptaków cały szereg pięknych tkaczy i wikłaczy, dalej papug. A więc ary, kakadu, amazony, papużki prążkowane, czubatki etc. Ze skrzydlaków błotnych flamingi, żurawie i czaple. Wreszcie wśród wielu innych rozmaite żółwie błotne i lądowe, jak i niebezpieczny aligator. W najkrótszym czasie oczekujemy z Bazy Zoologicznej w Moskwie transportu tygrysów syberyjskich, śnieżnych lampartów, północnych szpiców, kangurów oraz rosomaków - a więc uzupełniających gatunków naszego zwierzostanu. Dłuższy czas jednak poczeka Poznań na jedno z najmilszych zwierząt - słonia, gdyż prawie we wszystkich zwierzyńcach brak ich na tyle, by chwilowo móc zasilić nasz ogród. Przyszły projekt wybudowania lub polepszenia Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego Zachodzą dwie możliwości: albo przenieść Ogród Zoologiczny na teren nowy do Golęcina, lub pozostawić go, gdzie obecnie - z przebudowaniem jednak kilku nieodpowiednich pawilonów. Projekt pierwszy należałoby powitać z wielką radością, posiada jednak również swoje słabe strony. Sam teren byłby idealny, położony tuż za torem kolei Poznań - Wronki w Golęcinie, o pokładzie piaszczystym, a graniczący z jeziorem i małą siecią wodną, a co najważniejsze rozmiar ewtl. przyzna wany Ogród Zoologiczny nie raziłby klatkami, lecz upodobniłby się raczej do parku zwierzęcego. Każde zwierzę tu przebywające miałoby olbrzymią swobodę w dużych zagrodach, których wygląd przypominałby mu warunki biologiczne swego ojczystego terenu. I projekt ten byłby na pewno z razu wykonany, gdyby Poznań nie musiał najpierw wykonać najbardziej naglącej naprawy gmachów publicznych oraz domów mieszkalnych. Nie zapomnijmy, że budowa nowego Ogrodu Zoologicznego nie kosztowałaby tysiące, ale miliony złotych. Koszty byłyby pierwszą trudnością. By uzyskać wielką frekwencję zwiedzających ogród, należałoby przedtem przeprowadzić środki komunikacyjne, jak tramwaje i autobusy, a w parze z tym wybudować tunele, gdyż teren ten leży z drugiej strony toru. Przypatrzmy się drugiemu projektowi. Obecny Ogród Zoologiczny posiada 5,24 ha terenu, w tym jednak zajmuje l/S część ogród koncertowy, w którym możnaby przecież wybudować nie rażące zagrody, bogato zadrzewione i nie psujące harmonijnej całości. Pamiętać należy, że restauracja w ogrodach zoologicznych służyć ma tylko zwiedzającym i wycieczkom i że restauracja jest dla Ogrodu Zoologicznego, a nie istnieje Ogród Zoologiczny dla restauracji. Znajdujący się tu staw, którego podłoże jest wyasfaltowane, nadaje się po lekkim pogłębieniu na basen dla fok, lwów morskich czy morsów. Gdy chodzi o pawilon zimowy dla nich, to postawienie takiego wzdłuż jednego z jego brzegów, nie sprawiłoby zbyt wielkich kosztów. Wzdłuż parkanu od ul. Bukowskiej powstać może duża wolna zagroda z małymi stajenkami drewnianymi dla wszelkiego rodzaju jeleni i rogaczy. Tyle co do ogrodu przedniego. Zwierzyniec sam posiada dużo braków. Większość pawilonów, istniejąca prawie od założenia Ogrodu Zoologicznego - to stare drewniaki, pod którymi gnieżdżą się setki szczurów. Ba, na pewno mają zorganizowane całe miasto podziemne, którego aprowizowanie jest bardzo łatwe, bo pasorzytują w karmikach zwierzęcych. Walka z nimi jest żmudna i prawie niemożliwa, bowiem budynki nie posiadają głębokiej izolacji betonowej. Należy więc zerwać przede wszystkim jeleniarnię - a po wystawieniu na jej miejscu budynku basenowego dla zwierząt gruboskór 3" słoniami. Można i zwiększyć wybiegi wszystkich innych klatek - dalej w miejscu obecnego placu magazynowego nie trudno zbudować zagrodę dla antylop. Gdyby Ogród Zoologiczny otrzymał jeszcze małe gospodarstwo (folwarczek) w miejsce obecnych starych zabudowań gospodarskich - wystarczyłby teren w ten sposób zwiększony na budowę jeszcze dodatkowych powilonów. Zagrody dobre wymagają drobnych napraw, czy to zbudowanie baseników lub skasowanie ich opłotowań - a odizolowanie od publiczności można uskutecznić nowoczesnymi rowamI. Gdy chodzi o zarzuty zanieczyszczania powietrza w mieście przez wyziewy najrozmaitszych stworów, to brak ten można również usunąć przez założenie odpowiedniej wentylacji i przez wysadzenie dodatkowej ilości drzew i krzewów. W Palmiarni Poznańskiej mieściło się kiedyś akwarium w postaci kilkunastu basenów, rozmieszczonych wokoło jednego z oddziałów flory tropikalnej. Zniszczono tu również - wszystko, co żywe. Tak, że z kilkuset ryb nie pozostała ani jedna żywa. Obecnie akwaria te przeniesiono do Zoo i rozstawiono w pawilonie dla małp. Chwilowy rak ryb niedługo trwać będzie, gdyż z kilku par kupionych popróbujemy wyhodować resztę. Tu wysuwa się znowu nowy projekt, gdyby Ogród Zoologiczny pozostał na starym miejscu. Wtedy to nie będzie potrzeba budować nowego budynku na akwarium, lecz wystarczy przebudować grotę, znajdującą się pod alpinarium. Nie chodzi tu o wielkie baseny, mieszczące duże morskie zwierzęta, j ak rekiny, delfiny czy foki, lecz stwory ze świata rybiego, a więc przeróżne rybki tropikalne, dalej przedstawicieli z koralowców, jeżowców, rozgwiazd itp. A na takie urządzenie nadaje się pierwszorzędnie grota po dodatkowym zainstalowaniu światła neonowego oraz ogrzewaczy dla akwarium. Toteż Dyrekcja wyobraża sobie, że w przyszłym roku uda się jej zrealizować małe lecz gustowne i praktyczne akwarium oraz jeśli Miejska Rada Narodowa przyjmie projekt drugi, rozszerzyć teren Ogrodu Zoologicznego przez wyżej podane zmiany na jego obecnym miejscu, wykończyć wszystkie naprawy. l)l) Projekt ten został w międzyczasie uchwalony przez Miejską Radę Narodową. Hodowla, a raczej utrzymanie zwierząt przy zdrowiu w ogrodach zoologicznych wymaga nie tylko dużej znajomości ich biologii, ale i poznania temperamentu i nawyków danego zwierzęcia. Mimo wiadomych porcji żywności dla poszczególnych gatunków zwierząt, można nieraz z trudem zastąpić im naturalne odżywianie - a specjalnie w obecnym czasie. Toteż używa się najrozmaitszych sztucznych przysmaków, byleby tylko zwierzę żarło. Również należy przestrzegać dostarczania witamin - bo bez nich zwierzę szybko ginie. N ajoryginalniejsze zwierzęta są i najbardziej czułe na niedobrany pokarm (żyrafa, hipopotam, małpy czy antylopy). - Kwestia sanitarna oraz leczenie, to również pierwszy obowiązek hodowcy, dlatego też należałoby zorganizować małe ambulatorium w przyszłości oraz apteczkę. _ 2) Płochliwość niektórych zwierząt jest olbrzymia. Tak np. świeżo sprowadzone antylopy wpadają nieraz z drewnianych skrzyń transportowych bez opamiętania i zabijają się o kraty. Toteż w pierwszym rzędzie przed sprowadzeniem odpowiedniej zwierzyny należy przygotować dla niej odpowiednie zagrody. Jednym z najtrudniejszych zagadnień jest ochrona zwierząt przed publicznością, która mimo próśb i ostrzeżeń, prawie wszędzie drażni różne zwierzęta. Każdy chciałby tylko pupilka swego pogłaskać, a przecież nie pamięta o złośliwości stwora lub o płochliwości. Gdy hipopotam znajduje się pod wodą, to obserwator pragnie go widzieć na lądzie i odwrotnie. Gdy lwica spoczywa, chce przez drażnienie usłyszeć jej ryk itp. Wolne więc wybiegi, gdzie zwierzę nie styka się bezpośrednio z publicznością, są najodpowiedniejsze. Rzadsze okazy zwierząt w Poznańskim Ogrodzie Zoologicznym Każdy Ogród Zoologiczny posiada wśród swego zwierzostanu nieraz bardzo rzadkie i nader cenne gatunki. Poznański Ogród Zoologiczny, chociaż mały, posiadał również podczas swego istnienia kilka oryginalnych okazów, toteż o nich kilka słów. W pierwszym rzędzie podajemy zestawienie żubrów, które to zwierzęta są już zupełnie na wymarciu, a które dzięki ogrodom zoologicznym w resztkach zachowały się jeszcze. Dzięki bowiem członkom Zarządu Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu zorganizowano Oddział 2) Już gotowa. było utrzymanie żubra w Parku Narodowym w Białowieży. Zestawienie żubrów w Poznańskim Ogrodzie Zoologicznym oraz ich historia Nazwa urodź. przywiezione skąd rzut ki e d y 23. 9. 1911 Scharbow 1,0 - 1. 6. 1924 Gatczyna 1. 2. 1913 24. 5. 1924 Gatczyna 0,1 10. 4. 1928 Parę Hagen i Gatczyna sprzedano Ministerstwu Rolnictwa celem wysadzenia ich w Parku Narodowym w Białowieży. Oprócz zapłaty otrzymuje Ogród Zoologiczny z Ministerstwa młodego samca żubra który ginie z ipowodu zbyt ciężkiej zimy 17. 4. 29, a samiec młody, kupiony przez Warszawski Ogród Zoologiczny (1924) gInIe tamże w 1930 r. Jako bardzo rzadkie okazy w zwierzyńcach europejskich, które również posiadał Poznań, wymienić należy następujące: spod gromady torbaczy - polankę z Celebesu (Phalanger ursinus Temm) i kangura z Tasmanii (Halmaturus benetti Wat.), z rzędu gryzoni - kolczaka kudłatego z Paragwaju (Coendu villosus F. Cuv.), a z drapieżców - cejlońską panterę czarną (Felis pardus panthera Erx), połudn.-amerykańskiego jaguara czarnego (Felis onca var. nigra) oraz środkowo-amerykańską eyrę (Felis yaguarundi). Kilkanaście dni tylko wytrzymał u nas szympans, przywieziony z Centralnej Afryki przez podróżnika Ossendowskiego. Z obecnie sprowadzonych zwierząt z Wrocławia znajduje się również dużo takich gatunków, których Ogród Zoologiczny w Poznaniu jeszcze nie posiadał. Tyle to o przeszłości i przyszłości jednej może z najwięcej popularnych instytucyj kulturalnych, jakimi są Ogrody Zoologiczne. Sądzimy, że uda nam się z pomocą odpowiednich władz oraz całego społeczeństwa przebudować i tak powiększyć ogród nasz, że i on zaliczać się będzie w Nowej Polsce do jednych może z mniejszych, ale nowocześnie urządzonych ogrodów europejskich. W końcu niech nam będzie wolno złożyć serdeczne podziękowanie za już okazaną opiekę nad Zoo Zarządowi stół. m. Poznania, Prezydentowi ob. Sroce, Poznańskiej Kol. Elektrycznej oraz Dyrekcji Lasów Państwowych.