J. KOSTRZEWSKI MUZEUM PREHISTORYCZNE W POZNANIU W CZASIE OKUPACJI NIEMIECKIEJ Zaraz po wkroczeniu Niemców do Poznania władze niemieckie przejęły w swoją administrację Muzeum Wielkopolskie, nazwane przez- nich ponownie Kaiser Friedrich Museum, wraz z trzema jego oddziałami: artystyczno-kulturalnym, prehistorycznym i przyrodniczym. Kierownikiem Działu Przedhistorycznego, mieszczącego się przy ul. Sew. Mielżyńskiego 26/27 został początkowo dr Nickel z Berlina, który rozpoczął swe urzędowanie od zrabowania mojej biblioteki z zakresu prehistorii, przewiezionej przezeń w październiku 1939 r. wraz z całym warsztatem naukowym w postaci notat i rysunków z muzeów i literatury, fotografij i rękopisów niewydanych prac oraz ze wszystkimi dokumentami osobistymi i rodzinnymi ze Strzeszynka do Poznania. Już wkrótce jednak Nickel zastąpiony został staraniem Sonderdienstu i Ministerstwa Oświaty Rzeszy przez hitlerowca prof. dra inż. Hansa Schleiffa, pełniącego równocześnie urząd "generalnego powiernika dla ratowania niemieckiego mienia kulturalnego na byłych obszarach polskich", tzn. w istocie dla rabowania mienia polskiego. Jako pierwszego asystenta dodano mu Niemca bałtyckiego dra B. von zur Miihlen. Jedną z pierwszych ich czynności było wzięcie udziału w wystawie sztuki i histori "Warthelandu", urządzonej w styczniu 1940 r. z okazji otwarcia Muzeum Wielkopolskiego przez Starostę Krajowego. Urządzoną wówczas wystawę reprezentacyjnych zabytków przedhistorycznych z Wielkopolski, ze szczególnym uwzględnieniem - rzecz jasna - wykopalisk rzekomo germańskich, pozostawiono już na stałe w Muzeum Wielkopolskim jako jedyną część zbiorów dostępną publiczności, natomiast resztę zbiorów, pozostałą przy ul. Sew. Mielżyńskiego, potraktowano jako magazyn naukowy i pracownię dla specjalistów. Po urządzeniu wystawy zabrano się do systematycznego niemczenia muzeum, tzn. nie tylko do zastępowania polskich nazw miejscowości na okazach i katalogach nazwami niemieckimi i do tłumaczenia napisów informacyjnych i sprawozdań z prac wykopaliskowych, lecz przede wszystkim do zasadniczej zmiany całego układu zbiorów zgod ludnieniu ziem polskich przez Germanów. Starano się więc o wysunięcie na pierwszy plan zabytków rzekomo germańskich a usuwano w cień zabytki prasłowiańskie i polskie. W swym memoriale z 5. I I. 1940 r. w sprawie organizacji badań prehistorycznych w Wielkopolsce l ) twierdzi bowiem ówczesny kierownik Muzeum Prehistorycznego, dr Schleiff, że "w ciągu dwóch dziesiątków lat rządów polskich pod bardzo ruchliwym i świadomym celu kierownictwem szowinisty prof. Kostrzewskiego, zajmującego zarazem katedrę prehistorii w uniwersytecie poznańskim, Muzeum Prehistoryczne rozbudowane zostało jako reprezentacyjna kuchnia trucicielska ("Giftkiicłie") przeciwko Niemcom. Skupiono tu wszystkie wykopaliska Polaków, oczywiście wysuwając na pierwszy plan zabytki słowiańskie i prasłowiańskie ze szkodą dla wszystkich dawnych i nowszych znalezisk z okresu germańskiego". Tę krzywdę musieli oczywiście Niemcy naprawić. Pragnąc uczynić z Muzeum Prehistorycznego w Poznaniu centralę badań prehistorycznych dla całego wschodu niemieckiego, odłączono je z dniem l. lipca 1940 r. od Muzeum Wielkopolskiego, którego oddział dotąd stanowiło i stworzono z niego samodzielną instytucję pod nazwą "Landesamt fur Vorgeschichte", powierzając jego dyrektorowi równocześnie urząd konserwatora zabytków przedhistorycznych. Zadaniem tak zreorganizowanego muzeum było "uświadamianie niemieckiej ludności ziemi nadwarciańskiej, że mieszka na dziedzicznej ziemi nordyjskogermańskiej"2) i służenie celom ostatecznego ponownego zniemczenia ziemi nadwarciańskiej "3). Wobec tak wyraźnie sformułowanego politycznego celu nie zabrakło - rzecz prosta - funduszy na cele muzeum. Nie skąpiono ich ani na zupełne odnowienie i częściową przebudowę ubikacyj muzealnych, które powiększono przez zajęcie reszty gmachu Towarzystwa Przyjaciół N auk, przede wszystkim zaś pomieszczeń po wywiezionej bibliotece, ani na urządzenie różnych pracowni (fotograficznej, rekonstruktorskiej, stolarskiej), ani wreszcie na uposażenie licznego personelu, składającego się z 8 sił naukowych oraz 31 pracowników technicznych i służby, w tej liczbie 16 Polaków i Polek, częściowo przejętych z cza ') Die Pllege der Vorgeschichtsforschung und ihrer Ergebnisse im Wartheg u, str. I. ) Max Kramuschke: Deutsche Vorgeschichte im Wartheland ("Ostdeutscher B o b a c h t er" nr 219 z l O. V I I I . 1943 r.). ) Wolf von Seefeld w sprawozdaniu z działalności muzeum za rok 1940 (maszynopis vi Muz. Prehist.). i swoje stanowisko, bo już z dniem 1 października 1940 r. zastąpiony został przez dra Waltera Kerstena, młodego prehistoryka, pochodzącego z Saksonii, który pełnił swój urząd aż do swej śmierci w dniu 7. IV. 1944 r. na froncie wschodnim pod Pskowem. Bogate zbiory muzealne, które wzrosły ogromnie za czasów polskich, zaczęli Niemcy pomnażać z swej strony przez szeroko pojętą i nie liczącą się z żadnymi skrupułami akcję komasacji. Zabierano po prostu wszystkie wykopaliska z polskich zbiorów prywatnych, wcielono do muzeum bogaty zbiór Zakładu Antropologii Uniwersytetu Poznańskiego oraz zabytki z różnych mniejszych zbiorów regionalnych, a w listopadzie 1939 r. przywieziono do Poznania w pięciu wagonach znaczną część zbiorów Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie, które wystawiono najprzód w pawilonie Polonii Zagranicą na terenach P. W. K., a następnie wcielono do zbiorów Muzeum Prehistorycznego w Poznaniu. W podobny sposób powiększono też zasobną bibliotekę muzealną, odziedziczoną z czasów polskich, wcielając do niej dużą część księgozbioru Państw. Muzeum Archeologicznego w Warszawie, wszystkie wydawnictwa z zakresu prehistorii i nauk pokrewnych z biblioteki Towarzystwa Przyjaciół N auk oraz kilka zrabowanych bibliotek prywatnych, mianowicie moją, dr. Karpińskiej, prof. Zakrzewskiego i innych prehistoryków poznańskich. Poza tym powiększono zasób książek przez zakup wielu dzieł niemieckich. Znacznie gorzej wyglądała sprawa pomnażania zbiorów muzealnych drogą prac wykopaliskowych, co jest jednym z głównych zadań każdego muzeum prehistorycznego. W r. 1940 nie przeprowadzono żadnych badań terenowych, a jedyne w tym roku wykopaliska w Wielkopolsce, mianowicie wznowione przez Niemców badania w Biskupinie prowadzone były - co prawda z inicjatywy dra Schleiff a - przez inną instytucję: oddział przedhistoryczny "Ahnenerbe". Jakkolwiek Niemców irytowało ogromnie określenie grodu biskupińskiego jako dzieło rąk prasłowiańskich, nie mogli jednak zaprzeczyć wyjątkowego znaczenia tego stanowiska. Szczególnie gniewało ich, jak pisze dr Schleiff we wspomnianym wyżej memoriale, że "Polacy potrafili skierować oczy całego świata naukowego na te badania wykopaliskowe, częściowo przy pomocy sztuczek politycznych, bo za każdym razem, gdy jakaś , wysoka osobistość polityczna np. Mosczewski l ), Ryz-Smigły, Hlondas, '. · *) Czytaj: Mościcki, Rydz-Śmigły, Hlond. nikach, miesięcznikach i czasopismach naukowych z fotografiami". W tych próbnych badaniach, których już w następnych latach nie kontynuowano, udało się Niemcom odkryć w przedłużeniu ósmej ulicy poprzecznej szczątki bramy, 3 m szerokiej a 9 m długiej, wiodącej do grodu, której świetnie zachowane wrota dwuskrzydłowa znaleźliśmy już w r. 1938, użyte przez dawnych mieszkańców do naprawy podłogi. Dopiero w r. 1941 rozpoczęło Muzeum Prehistoryczne własne badania terenowe, rozkopując cmentarzysko z okresu rzymskiego w Koninie, a poza tym zadowalając się doraźnym ratowaniem zagrożonych zniszczeniem wykopalisk, odkrywanych przy robotach rolnych, pracach budowlanych czy budowie nowych dróg lub odcinków linij kolejowych. Jakkolwiek Schleiff słusznie uważał, że nie jest bynajmniej pożądane prowadzić systematyczne rozkopywania, o ile się nie ma pewności, że się je natychmiast naukowo opracuje, to jednak żadne badanie wykopaliskowe prowadzone przez Niemców w okresie okupacji nie doczekało się z ich strony wyczerpującego opracowania. Z badań biskupińskich ukazało się tylko krótkie, siedmiostronicowe sprawozdanie tymczasowe dra Schleiff a, a o rozkopy waniach w Koninie napisała E. Schlichtówna dwu i pół stronicową notatkę. To jest dosłownie cały drukowany plon naukowy Muzeum Prehistorycznego z czasów niemieckich, jeżeli pominiemy nieco artykulików i notat w prasie codziennej. Dopiero też w roku 1944 zdobyli się Niemcy na wydanie pienyszego (a zarazem ostatniego rocznika organu Muzeum Prehistorycznego, "Posener J ahrbuch fiir Vorgeschichte", zapełnionego zresztą przeważnie pracami autorów niemieckich i ukraińskich (Pasternak) z poza Wielkopolski, nie będących pracownikami muzeum, co rzuca bardzo niekorzystne światło na "pracowitość" prehistoryków zajętych w muzeum. Grdy porównamy ten jeden chudziutki rocznik o 133 stronicach wydany w ciągu długich lat okupacji przez Niemców dysponujących wielkimi funduszami z obfitą przedwojenną działalnością publikacyjną Polskiego Towarzystwa Prehistorycznego w Poznaniu, walczącego stale z wielkimi trudnościami finansowymi, widzimy dopiero jaskrawo różnicę między nauką polską związaną z gruntem, a importowaną nauką niemiecką. Słusznie też kierownictwo Muzeum Prehistorycznego w okólniku wewnętrznym gromi swych pracowników naukowych za opieszałość i lenistwo, za zajmowanie się w godzinach urzędowych pracami prywatnymi zamiast pracy dla muzeum, a redaktor rocznika Kersten stwierdza melancholijnie w przedmowie, że wydanie pierwszego tomu ców wschodnioni endeckich. Niemiecki personel Muzeum Prehistorycznego interesował się widocznie więcej innymi sprawami, np. przydziałami żywności, opowiadaniem plotek wojennych, czytaniem gazet czy załatwianiem korespondencji prywatnej, niż (opracowywaniem wykopalisk. Oczywiście dla samej przyzwoitości trzeba było też coś robić dla muzeum i praca tak licznego zespołu nie mogła, minąć całkiem bez śladu. Owocem jej są prowadzone przez Niemców księgi inwentarzowe, archiwum akt miejscowych, katalogi kartkowe i zbiór zdjęć fotograficznych. Jeżeli jednak uwzględnimy liczbę pracowników i środki finansowe, jakimi Niemcy dysponowali w porównaniu z czasami polskimi, to wyniki pracy niemieckiej wypadnie uznać za więcej niż skromne. Jedynie archiwum akt miejscowych zostało istotnie za Niemców znacznie rozszerzone, ale dokonano tego bardzo uproszczonym sposobem, wcielając do niego bezceremonialnie wyrywane z całości kartki katalogowe Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie, Muzeum Prehistorycznego w Poznaniu i Poznańskiego U rzędu Konserwatorskiego Zabytków Prehistorycznych, pokradzione notatki, odbitki prac i fotografie z posiadania prywatnego oraz listy powyjmowane z akt Muzeum Wielkopolskiego i Instytutu Prehistorycznego Uniwersytetu Poznańskiego. Niemcy zarzucają nam wprawdzie, że przez dwadzieścia lat rządów polskich Muzeum Prehistoryczne w Poznaniu nie zdołało uporać się z oznaczeniem dawnych zasobów muzealnych, m. i. kilku znalezisk brązowych, należących do muzeum już od roku 1857, ale znaleziska te były wielokrotnie opisywane wraz z rycinami w literaturze fachowej, tak że nie zachodziła najmniejsza obawa zatracenia się ich metryki naukowej. Zresztą muzeum mające za czasów polskich oprócz kierownika tylko jedną siłę naukową, jedynie z trudem mogło podołać opracowaniu licznych nowo napływających zabytków, a tylko stopniowo odrabiało zaległości z lat dawnych. N atomiast Niemcy, stawiający duże wymagania innym i biadający w ogóle nad stanem muzeów w Polsce, sami posiadając w Poznaniu 8 osób personelu naukowego i 31 dalszych pracowników, nie oznaczyli ani jednego okazu bogatych zbiorów zgromadzonych w latach od 1939 do 1945, dołączając do zabytków tylko kartki, pisane nieraz ołówkiem, a kilka bardzo cennych wykopalisk z czasów wojny znajduje się w muzeum zupełnie bez jakiejkolwiek informacji o miejscu i warunkach znalezienia. Mimowoli przypomina się przypowieść biblijna o źdźble w oku bliźniego i belce w oku własnym. Trzeba wreszcie wojny, mianowicie o jego ścisłej współpracy z "Publikationsstelle" w Berlinie-Dahlem, urzędem, którego zadaniem było tłumaczenie na język niemiecki prac naukowych i artykułów obcojęzycznych, przede wszystkim polskich, dotyczących zagadnień, które Niemców z jakiegokolwiek powodu interesowały. Tłumaczeniami tymi zajmowali się w Muzeum Prehistorycznym Adela Sommerfeld i Max Kramuschke, który poza tym prowadził dla urzędników niemieckich kurs języka polskiego, a poza tym Polka p. Kosicka, pracowniczka Muzeum Kaliskiego, ekspozytury Muzeum Prehistorycznego w Poznaniu. M. i. przełożono w czasie wojny dwie większe prace niżej podpisanego: drugie wydanie "Wielkopolski w czasach przedhistorycznych (Poznań 1923)" oraz "Pradzieje ziem polskich (Kraków 1939)", dalej dzieła Konrada J ażdżewskiego o kulturze pucharów lejkowatych, i Władysława Kowalenki o grodach wielkopolskich, dwa wydawnictwa zbiorowe ze sprawozdaniami z badań wykopaliskowych w Gnieźnie i Biskupinie, książki Aleksandry Karpińskiej o kurhanach z okresu rzymskiego i Tadeusza Wagi o ceramice sznurowej w Wielkopolsce i mnóstwo artykułów z Przeglądu Archeologicznego, dwumiesięcznika "Z otchłani wieków" , "Wiadomości Archeologicznych" itd. Z zakresu historii średniowiecznej wykonano w muzeum przekłady prac prof. Jedlickiego, doc. Koczego, prof. Wojciechowskiego i innych. Tutaj istotnie mamy do czynienia z pracowitością godną podziwu. Jakkolwiek Niemcy publicznie wyrażali się z przekąsem, a nieraz wprost z lekceważeniem o polskiej produkcji naukowej, nazywając ją czasem pseudonauką, to jednak śledzili bardzo uważnie wszelkie prace uczonych polskich, przyswajając je literaturze niemieckiej, aby Niemcy nie znający języka polskiego mogli z nich korzystać. Tłumaczenia te, wydane jedynie w maszynopisach z rycinami powielanymi jako fotokopie, były jednak przeznaczone jedynie dla użytku służbowego i miały charakter tak dalece poufny, że nie wolno było powoływać się na tekst niemiecki, lecz trzeba było przytaczać polski oryginał, do czego służyły umieszczane na marginesie tłumaczenia stronice danych prac polskich. Działalność swoją w Muzeum Prehistorycznym ukoronowali Niemcy porozwożeniem zbiorów, biblioteki, katalogów, kliszy i przezroczy - z obawy przed bombardowaniem - do czterech różnych miejsc w Wielkopolsce. Przeważna część katalogów, archiwum akt miejscowych, księgi inwentarzowe i drobna część biblioteki wywiezione były do , Zakładu dla Starców w Sremie, dalszą część księgozbioru naszego muzealnego Thaerigena w Baranowie pod Kiekrzem, a ogromną większość biblioteki wraz z połową zbiorów muzealnych wywieziono na kilkunastu autach ciężarowych do Tomic pod Otuszem, gdzie umieszczono je w miejscowym kościele parafialnym. Wreszcie dużą część zbiorów ulokowano najpierw w schronie nr 701 pod Międzyrzeczem, a następnie wywieziono stamtąd do kopalni w Grassleben pod Brunświkiem. O ile przedmioty pozostałe w Wielkopolsce muzeum już odzyskało w całości, to los zbiorów wywiezionych do Niemiec jest dotąd nieznany a odzyskanie ich, o ile się uratowały, chwilowo niemożliwe. Zabytków złotych, będących własnością muzeum, w ogóle odszukać niepodobna, bo zdeponowano je najpierw w skarbcu Banku Rzeszy (obecnego N arodowego Banku Polskiego), ale następnie wycofano je stamtąd i oddano na przechowanie jakiemuś Niem, cowi w Sremie, którego miejsca pobytu nie udało się dotąd stwierdzić. Pakowanie zbiorów, przeznaczonych do wywiezienia, odbywało się widocznie w wielkim pośpiechu i dość chaotycznie, bo np. zabrano część katalogu z jakiegoś roku, zostawiając resztę na miejscu i podobnie postąpiono z książkami inwentarzowymi, mapami i wykopaliskami. W czasie walk o Poznań umieścił się w gmachu muzealnym oddział wojska niemieckiego S. S., urządzając na II piętrze prawego skrzydła składnicę mundurów i butów żołnierskich, a na parterze w pracowni fotograficznej... stajnię dla koni. J ak na tych lokatorach wyszły zbiory, sprzęty i ubikacje muzealne, można sobie łatwo wyobrazić. Niemcy, narzekający stale na gospodarkę polską, pozostawili nam muzeum w stanie, urągającym wszelkim opisom, który określić można chyba jako "deutscher Aufbau im Osten". Gmach muzealny ucierpiał też poważnie w toku walk od pocisków artyleryjskich, o czym świadczą potężne wyrwy w klatce schodowej i w salach II i I I I piętra, oraz zupełnie zniszczony dach szklany nad drugim piętrem prawego skrzydła. Także od strony ulicy doznał budynek pewnych, na szczęście mniej groźnych uszkodzeń. Doprowadzenie gmachu do stanu używalności i wznowienie pełnej działalności muzeum będzie wymagało jeszcze dużo trudu, a przede wszystkim pieniędzy. Wobec nowych zadań, czekających muzeum na nowo uzyskanych terenach na zachodzie Polski, jak naj szybsze uruchomienie muzeum jest bezwzględną koniecznością, nie tylko naukową lecz i polityczną.